Archiwum kategorii: Autorzy

Ewangelie synoptyczne – część pierwsza

Problem, który poruszył Robert Rynkowski jest jednym z najistotniejszych –  jeśli nie najistotniejszy – w kwestii Jezusa historycznego, ponieważ Ewangelie synoptyczne są jedynymi dokumentami z których można czegokolwiek bliższego dowiedzieć się o Nim samym. Nie mogę jednak odnieść się w całości do tego zagadnienia, ponieważ obecnie ze względu na ogrom materiału w rozważaniach porusza się jedynie poszczególne kwestie. Badania są ogromnie szczegółowe w każdej z nich ( autorstwo, źródła, warstwy, tekst ) do tego stopnia, że właściwie w każdej takiej próbie muszą pojawić się niedomówienia i braki. Dlatego też postanowiłem odnosząc się do ciekawej próby Roberta Rynkowskiego reaktywacji kontrowersyjnej teorii  J. Carmignaca przedstawić jedynie trudności jakie stoją przed badaczem, który chciałby tę hipotezę przekształcić w tezę naukową – powinno to w jakiś sposób dać odpowiedź na pytanie: dlaczego  „przeszło dekadę po roku 2000 hipoteza J. Carmignaca nie stała się podstawą egzegezy ewangelii synoptycznych?” ( cyt. R. Rynkowski, Ewangelie synoptyczne – język, autorzy, data powstania, 26 – 11 – 2013 ).
I) Ewangelia Galilejska ( Q ).
Językiem oryginalnym Q był  grecki. Nie przetrwały do naszych czasów jakiekolwiek aramejskie teksty chrześcijańskie. Dość długo badacze myśleli, że Q jest tym pismem, które zostało przetłumaczone z aramejskiego na język grecki. Słownictwo i składnia Q została poddana gruntownej badaniom przez H. J. Holtzmana, który orzekł, że Q zostało napisane w języku greckim ( H. J. Holtzmann, Die synoptischen Evangelien. Ihr Ursprung und geschichtlicher Charakter, Wilhelm Enelmann, Lipsk 1863, s. 128 ). Najmocniejszych jednak dowodów dostarcza D. Luhrmann. Analizując bloki tematyczne dochodzi do wniosku, że źródło Q to coś więcej niż uporządkowany zbiór słów Jezusa – Q jest redakcją. Nie ma wobec tego mowy, aby Q było pismem aramejskim (  zob. D. Luhrmann, Die Redaktion der Logienquelle, Neukirchen – Vluyn 1969, s. 19 – 21, a zwłaszcza: s. 84 – 85 ). Ks. A. Paciorek, który dokładnie przeanalizował opinie biblistów na temat oryginalnego języka Q doszedł do następujących wniosków:

„Wypada stwierdzić, że hipoteza aramejskiego oryginału Q jest bardzo słaba. Odwoływanie się do Papiasza nie ma uzasadnienia, ponieważ biskup z Hierapolis pod nazwą „logia” rozumiał najprawdopodobniej Ewangelię Mateusza jako całość.(…) analiza syntaktyczna prowadzi do przekonania, że język grecki Q nie jest językiem przekładu. Q zostało napisane w języku greckim ( cyt.  A. Paciorek , Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001 ).

Kloppenborg wyróżnił w Q trzy warstwy: warstwę podstawową, główną redakcję oraz dodatek w postaci perykopy o kuszeniu Jezusa na pustyni wraz z interpolacją w Q 11, 42c oraz 16, 17. Według badacza tendencja apokaliptyczna została nałożona na tematykę sapiencjalną w późniejszym etapie redakcji Q ( J. S. Kloppenborg Verbin, Excavating Q, Minneapolis: Fortress, 2000 ). Hoffmann wiąże utożsamienie Syna Człowieczego z Jezusem z końcowym okresem wojny żydowsko – rzymskiej. Według niego takie ustępy jak Q 3, 7 – 9, 16 – 17; 6, 47 – 49; 12, 39 – 40, 42 – 46; 19, 11 – 27 mogły powstać jedynie w końcowej fazie konfliktu ale obstaje przy tym, że większość materiału Q powstała przed rokiem 70. Tuckett uważa, że Q 11, 49 – 51 należy odczytać jako ostrzeżenie dla Izraela a więc nie łączy powstania pewnych fragmentów z okresem powojennym. Większość badaczy ustala redakcję tego dokumentu pomiędzy 50 rokiem po Chr. a początkiem lat sześćdziesiątych po Chr. ( Paciorek 2001: s. 172 – 173 ). Część badaczy datuje go znacznie wcześniej np. G. Theissen przyjmuje datę pierwotnej redakcji Q na lata czterdzieste. Według Udo Schnelle Łk 13, 34 – 35(Q) nie zawiera żadnych aluzji do wydarzeń wojennych a pozytywne odniesienia do misji wśród gojów wskazują (por. Łk 10, 13 – 15Q; Łk 11, 29 – 31Q; Mt 8, 5 – 13 Q; Mt 5, 47 Q;. Mt 22, 1 – 10 Q), że weszły one dopiero w początkową fazę w związku z czym datuje on powstanie Q na okres pomiędzy 40 r. po Chr. a 50 r. po Chr. ( por.Udo Schnelle, The History and Theology of the New Testament Writings, Fortress Press, Minneapolis 1998, s. 186 ).

Wniosek: bardzo szybko doszło do przejścia chrześcijaństwa posługującego się językiem aramejskim ( oryginalnym językiem Jezusa ) do środowiska żydowskiego posługującego się językiem greckim – Koine. To przejście było na tyle szybkie, że nie zachowały się jakiekolwiek teksty aramejskie o Jezusie ( co nie znaczy, że nie istniały ). Ta szybka transformacja była możliwa, ponieważ jak świadczą odkrycia z grot Murabba, Chewer, Celim i Miszmar charakterystyczną cechą Palestyny I w. po Chr. był trilingwizm. Używano wtedy zdaje się dość powszechnie trzech języków: hebrajskiego, aramejskiego ( w fazie średniej będącej w użyciu od ok. 200 r. przed Chr. do 300 r. po Chr. ) i greckiego. Popaschalne chrześcijaństwo w swojej większości myślało po grecku.

Q w najnowszej literaturze problemu:
John S. Kloppenborg, The Formation of Q: Trajectories in Ancient Wisdom Collections, Philadelphia, PA: Fortress Press 1987.
Burton L. Mack, The Lost Gospel: The Book of Q & Christian Originis, San Francisco, CA: HarperCollins 1993.
Christopher M. Tuckett, Q and the History of Early Christianity: Studies on Q , Edinburgh: T & T Clark 1996.
Marcus J. Borg,The Lost Gospel Q: The Original Sayings of Jesus, Publishers’ Group West 1999.
John S. Kloppenborg Verbin, Excaviting Q: The History and Setting of the Sayings Gospel, Minneapolis, MN: Fortress Press 2000.
Mark Goodacre, The Case Against Q: Studies in Markan Priority and Synoptic Problem, Harrisburg, PA: Trinity Pr Int 2002.                                                                                                                                                                                                                   
II) Ewangelia Marka ( Mk ).                                                                                                                                                                          Podstawowe informacje:                                                                                                                                                              
Justyn filozof i męczennik chrześcijański zmarły w 165 roku, pochodzący z rodziny pogańskiej nawrócił się na chrześcijaństwo nurtu po – Pawłowego w 130 roku ( L. Misiarczyk, Pierwsi apologeci greccy, Kraków 2004; Tenże, Justyn Męczennik 1 i 2 Apologia. Dialog z Żydem Tryfonem, Warszawa 2012 ). Napisał on osiem pism z których do naszych czasów dotrwały tylko dwa i to w rękopisie pochodzącym z 1364 roku. Jego jakość jest przez uznanych badaczy oceniana bardzo krytycznie. Na dodatek rękopis zawiera dziewięć pism, które nigdy nie wyszły spod pióra Justyna. Do pism, które autentycznie można przypisać Justynowi należą dwie apologie skierowane przeciwko poganom oraz Dialog z Żydem Tryfonem. W Apologii pierwszej w rozdziale 23 przytacza on obszerne fragmenty z Ewangelii przypisywanych Mateuszowi i Łukaszowi nie nazywając ich jednak w ten sposób. Jak zatem Justyn określa te Ewangelie? Według niego pochodzą one od nauczycieli, którzy zapisali wszystko co dotyczy naszego zbawcy Jezusa Chrystusa. W rozdziale 66, 3 ewangelie określa mianem pamiętników napisanych przez apostołów. Nie nazywa on żadnej znanej nam ewangelii w sposób nam znany czyli jako: Ewangelii Mateusza, Marka i Łukasza. Uśmiech znika z naszych twarzy albowiem w tekstach ewangelicznych nie przedstawia się żaden autor z imienia. Co więcej w zasadzie uważa się obecnie, że wszystkie te odniesienia są glossą kopisty włączoną do tekstu. Justyn prawdopodobnie nie cytował ewangelii a jedynie katechizm w którym znajdowała się jakaś harmonizacja dwóch Ewangelii Mateusza i Łukasza. Niektóre cytaty mocno różnią się od tych, które posiadają kanoniczne ewangelie co prowadzi do wniosku, że Justyn wykorzystywał również jakąś tradycję przedsynoptyczną albo korzystał z ewangelii apokryficznych ( np. Ewangelii Piotra ). W żadnym wypadku nie można twierdzić, że Justyn korzystając z Ewangelii kojarzył je z autorami z którymi skojarzono przekazy ewangeliczne wiele lat później ( por. A. Bellinzoni, The Sayings of Jesus in the Writings of Justin Martyr, Leiden 1967; a zwłaszcza: H. Köster, Septuaginta und Synoptischer Erzählungsstoff im Schriftbeweis Justins des Martyrers, Heidelberg 1956; tenże, The Text of the Synoptic Gospels in the Second Century, w: L. Petersen (red.), Gospel Traditions in the Second Century, Notre Dame 1990, s. 19-38 ). W okresie nauczania Justyna prowadził, także ożywione działania Marcjon. Starał się on  odnieść do problemów relacji pomiędzy nauczaniem Jezusa a Starym Testamentem. W gminach po- Pawłowych była to w tym czasie bardzo ważna kwestia. Między rokiem 100 a 116 powstał w tych gminach tzw. List Barnaby. Należy do tzw. pseudonimiów i został przypisany Barnabie, który towarzyszył Pawłowi w jego pierwszych podróżach misyjnych. List ten jest w swojej formie bardzo wrogo nastawiony do Żydów. Żydzi jak dowodzi autor tego listu zostali oszukani przez złego anioła i nie zrozumieli zarządzeń Boga. Bóg chciał, aby obrzezanie i system ofiarniczy judaizmu miał wyższy sens. Żydzi wypaczyli wolę Bożą i pod wpływem demona dosłownie wypełniali Torę. Pseudo – Barnaba korzysta ze Starego Testamentu w zasadzie tylko i wyłącznie alegorycznie. Alegoria ta jest bardzo daleko posunięta np. rozpatrując liczbę 318 sług, których kazał obrzezać Abraham, Pseudo – Barnaba za pomocą skomplikowanej numerologi starał się udowodnić, iż 318 to zaszyfrowana „chwała Jezusa”! Marcjon chciał uprościć tą sporną kwestię. W swoim dziele „Antytezy” zebrał liczne przeciwieństwa pomiędzy chrześcijaństwem a Starym Testamentem: Tora głosi zasadę oko za oko a Jezus kazał miłować swoich nieprzyjaciół, Tora zezwala na rozwód a Jezus tego zakazywał. Stwierdził, że Bóg Ojciec, którego głosił Galilejczyk jest nie do pogodzenia z okrutnym Bogiem Jahwe znanym ze Starego Testamentu. Nazwał go Demiurgiem i przeciwstawił go wizji Boga miłosiernego, którego objawił Jezus Chrystus. Według niego Jezus po to cierpiał w pozornym ciele, aby wyzwolić nas spod władzy Demiurga. Marcjon postulował odrzucenie całego Starego Testamentu. Z pism, które Marcjon uznawał za natchnione zaakceptował jedynie Ewangelię św. Łukasza oraz 10 Listów Apostoła Pawła. Jednakże nie bez zastrzeżeń. Ewangelia ta miała być pozbawiona wątków z dzieciństwa, ponieważ Jezus jako byt boski nie mógł mieć matki a Listy Pawła chciał oczyścić z naleciałości żydowskich. Tak skompilowany Nowy Testament Marcjon był gotowy zaakceptować i podzielił go na dwie części: Ewangelikon oraz Apostolikon. Poglądy Marcjona spotkały się ze sprzeciwem w dynamicznie rozwijającej się gminie po – Pawłowej w Rzymie. Jej zwierzchnik niejaki Pius I sprzeciwił się tej próbie zdyskredytowania żydowskiego dziedzictwa. Marcjon był człowiekiem bogatym i kiedyś zanim zaczął uczestniczyć w sporach teologicznych prowadził działalność przewozu towarów statkami. Dorobił się na tej działalności znacznej fortuny, której część podarował gminie rzymskiej. Pius I zwrócił zatem pieniądze Marcjonowi i wyrzucił go z kościoła w 144 roku. Marcjon nie zrażony tym niepowodzeniem zorganizował gminy, które podzielały jego poglądy. Tworzy tym samym nowy nurt obecny w chrześcijaństwie po – Pawłowym nazywany marcjonizmem, przetrwa on aż do VI wieku. Dla naszych rozważań najważniejszą sprawą w tej kwestii jest pytanie: jaką nazwą Marcjon określa pismo, które my dziś nazywamy Ewangelią św. Łukasza? Tertulian, który w 207 roku napisał rozprawę zatytułowaną” Adversus Marcionem” napisze: „Marcjon evangelio suo nullum adscribit autorem”.  Jak więc widać w połowie II wieku nie przypisywano tej Ewangelii żadnemu autorowi!

W 172 roku pogański pisarz Celsus w Słowie Prawdy stwierdzi, że niektórzy chrześcijanie niczym ludzie, którzy po pijanemu działają na własną zgubę, zmienili trzy, cztery, czy więcej razy oryginalny tekst Ewangelii i sfałszowali go, aby mieć odpowiedź na stawiane zarzuty ( Cont. Celsum 2, 27 ). Świadectwo poza – chrześcijańskie potwierdza, że pierwotnie był znany jeden tekst Ewangelii, który zaczął z czasem pojawiać się w różnych wersjach. Celsus również nie przypisuje autorstwa Ewangelii żadnym imionom. Nie wywodzi ich też od apostołów i zarzuca, że modyfikacje pierwotnej Ewangelii dokonywały się w gminach chrześcijańskich. Co jak pokazuje przykład Marcjona rzeczywiście miało miejsce. Zarzuty jakoby chrześcijanie posiadali cztery lub nawet więcej sprzecznych ze sobą Ewangelii doprowadziły do tego, że w gminach po – Pawłowych wybuchła panika. Starano zaradzić sobie z nią w różny sposób. Jednym z nich była próba połączenia wszystkich tekstów ewangelicznych w jedno zharmonizowane Pismo. Próby tej podjął się Tacjan. On również podobnie jak Marcjon zerwał łączność z gminą rzymską i wybrał się na wschód (Mezopotamia, Syria). Jest on autorem kompilacji czterech znanych nam oraz kilku apokryficznych ewangelii – dzieło to jest znane jako Diatessaron ale niestety nie dysponujemy oryginalnym tekstem Tacjana. Naukowcy postarali się odtworzyć go chociaż w przybliżeniu a pomogły im w tym pisma Efrema i Afrahata, którzy bardzo często cytowali z tej Ewangelii długie ustępy. Efrem napisał także komentarz do Diatessaronu odkryty w 1957 roku w języku syryjskim. Perskie i arabskie przekłady tego dzieła noszą na sobie znamiona licznych przeróbek i interpolacji i dlatego ustalając tekst nie za bardzo możemy im ufać. W słynnej z odkryć archeologicznych miejscowości Dura Europos w roku 1933 odkryto mały fragment zawierający zaledwie 14 wersetów tej Ewangelii w języku greckim. Ewangelia ta wywarła znaczny wpływ na kościół syryjski w którym wykorzystywano jej tekst w liturgii aż do V w. Diatessaron przysłużył się też Kodeksowi Fuldańskiemu gdy uzgadniano harmonię ewangeliczną. Jakie są cechy wyróżniające tą kompilację? Przede wszystkim relacje trzech pierwszych Ewangelii: Mateusza, Marka i Łukasza są ujęte w ramy chronologiczne Ewangelii św. Jana.

Wnioski jakie musimy wyciągnąć z tych wszystkich świadectw z II wieku są następujące: chrześcijanie Ewangeliom  nie przypisują żadnych imion. Celsus mówi, że pierwotnie chrześcijanie posiadali jedną ewangelię potem tworząc różne jej wersje – tezę tą wydaje się potwierdzać przykład Marcjona i Tacjana.

Kiedy i kto zatem po raz pierwszy nazwał Ewangelie tymi imionami, które my dziś mamy zanotowane w naszym Nowym Testamencie? Był to teolog pochodzący z Azji Mniejszej znany jako Ireneusz z Lyonu. W dziele „Adversus haereses” napisanym około 200 roku utrzymuje, że tak jak w świecie są cztery strony świata tak Bóg dał chrześcijanom cztery Ewangelie: św. Jana, św. Łukasza, św. Mateusza oraz św. Marka. Wyraża on pogląd, który już był podzielany przez większość część gmin po – Pawłowych. Na czym najprawdopodobniej oparł swoje tezy Ireneusz? Wydaje się, że uczynił to pod wpływem poglądów Papiasza, biskupa Hierapolis z pierwszej połowy wieku II. To z jego pism prawdopodobnie Ireneusz zidentyfikował Marka i Mateusza. Niestety jego utwory zaginęły ale na szczęście zacytował je Euzebiusz z Cezarei – możemy zatem posłuchać, co miał do powiedzenia w tej bardzo ważnej kwestii:

” To zaś powiedział prezbiter: Marek, który był tłumaczem Piotra, spisał dokładnie wszystko, co przechował w pamięci, ale nie w tym porządku, w jakim następowały po sobie słowa i czyny Pańskie. Ani bowiem Pana nie słyszał, ani nie należał do jego orszaku, i tylko później, jak się rzekło, był towarzyszem Piotra. Otóż Piotr stosował nauki dla potrzeb słuchaczy, a nie dbał o związek słów Pańskich. Nie popełnił więc Marek żadnego błędu, jeśli w szczegółach tak pisał, jak to się w jego przechowało pamięci. O jedno się tylko bowiem starał, o to, by nic nie opuścić z tego, co słyszał, oraz by nie napisać jakiej nieprawdy”. Oto co Papiasz powiada o Marku. O Mateuszu zaś mówi tak: „Mateusz spisał słowa Pańskie w języku hebrajskim, a każdy tłumaczył je sobie jak umiał”. (…) Prócz tego przytacza jeszcze opowieść o jakiejś niewieście, którą oskarżono przed Panem o wiele grzechów. To samo opowiadanie znajduje się również w Ewangelii Hebrajczyków” ( HE III, 39, 15 – 17).

Papiasz a Ewangelia Marka

Słowa Papiasza w końcu odnoszą się do kwestii na którą szukamy odpowiedzi dlatego warto przeanalizować to świadectwo bardziej dokładnie. Jak wynika z treści tych słów Papiasz odnosi się do jakiejś krytyki Ewangelii Marka: ktoś mianowicie zarzucił temu Pismu brak poprawnej chronologii zdarzeń z życia Jezusa. Papiasz usprawiedliwia autora twierdząc, iż jest to nie bezpośredni świadek wydarzeń z czasów Jezusa a jedynie słuchacz Piotra, który spisał jego nauki nie dbając o poprawną kolejność zdarzeń. Czy zatem możemy dać w tym aspekcie wiarę słowom Papiasza? Przede wszystkim musimy sprawdzić czy Marek, towarzysz Piotra mógł napisać Ewangelię znaną pod jego imieniem. Ustalmy fakty, które potwierdzają słowa Papiasza. Rzeczywiście Ewangelia Marka sprawia wrażenie zbioru różnych opowieści sztucznie łączonych za pomocą spójników takich jak: I zaraz, I znowu, I poszedł, A gdy itd. ( Mr 1, 29; 2, 1 por. 4, 1; 3, 20; 4, 10 ). Gdyby pozbyć się tych łączników można by otrzymać wiele różnych perykop, które wydają się być łączone bez jakiegoś wyraźnego porządku ( złudzenie ). Pomimo tego nie można zgodzić się z Papiaszem, że Marek pisząc nie tworzył jednego zamkniętego dzieła. Struktura Ewangelii oparta jest na geografii i ma pewne specyficzne Markowe cechy takie jak widoczna słabość tego autora do cyfry trzy: trzykrotne zaparcie się Piotra oraz trzykrotne podejście do uczniów w trakcie modlitwy w Ogrojcu. Argumentów, że jest to tekst dokładnie przemyślany dostarczę czytelnikowi w dalszej części znacznie więcej w tym momencie musimy przyznać rację tezie Papiasza, że ewangeliście nie zależało na poprawnym przekazie kolejności życia Jezusa – nie miał więc na celu Marek sporządzać biografii. Co przemawia przeciwko jego autorstwu? Wymieńmy tutaj tylko kilka podstawowych faktów. Ewangelista mylnie nazywa Heroda Antypasa królem, nie posiadał on tego tytułu: był on tetrarchą (Mk 6, 14 por. Mt 14, 1). Gdyby pozostał pod wpływem słów Piotra nie popełniłby tego błędu. Piotr jako Galilejczyk był poddanym Heroda nie ma więc możliwości, aby nie poprawił tego poważnego nadużycia. Autor Ewangelii kompletnie nie zna geografii Palestyny. Marek opisując podróż Jezusa z Tyru nad Jezioro Galilejskie każe mu iść przez Sydon i posiadłości Dekapolu (Mk 7, 31). To jak słusznie zauważył Bryan Bruce:

„To tak jak chcąc się dostać z Krakowa do Warszawy, przejechać przez Gdańsk i po drodze zahaczyć o Czechy”( B. Bruce, Jezus. Dowody zbrodni, Warszawa 2011, s. 86).

Niewiedza Marka rozciąga się nie tylko na geografię i politykę ale również na zwyczaje obowiązujące wśród Żydów. Wkłada on w usta Jezusa słowa z których wynika jakoby kobieta mogła sama się rozwieść ze swoim mężem (Mr 10, 12). Tymczasem nawet słabo zorientowany człowiek w regulacjach Tory wie, iż był to przywilej tylko i wyłącznie mężczyzny. Sam Piotr jest w Ewangelii przedstawiony w negatywnych barwach. Marek bardzo często tłumaczy wyrażenia aramejskie i stara się objaśniać nieznane rytuały żydowskie. Rzadko też przytacza w przeciwieństwie do ewangelisty Mateusza słowa Jezusa, które poganie mogliby źle zrozumieć. Trudno w tym wypadku nie zgodzić się z poglądem większości biblistów, iż jest to pismo skierowane do środowiska pogańskiego. Tymczasem jak informuje nas Paweł, Piotr głosił ewangelię obrzezanym czyli Żydom (Ga 2, 7). Musimy się pogodzić z tym, że autor Ewangelii pozostanie osobą nieznaną.

Interkalacje
Jednym z motywów kompozycyjnych Marka jest tzw. interkalacja, która polega na wprowadzeniu w dwie warstwy zupełnie innego motywu ( sandwich ). Typowym tego przykładem jest kontrowersja z Belzebubem zbudowana właśnie na zasadzie sandwicha:

1) Wydarzenie pierwsze – Rodzina Jezusa uważa, że Jezus zwariował i próbują go powstrzymać (Mr 3, 19 – 21).

2) Wydarzenie drugie – Uczeni w Piśmie zarzucają Jezusowi współpracę z Belzebubem (Mr 3, 22 – 30).

3) Wydarzenie pierwsze – Jezus odrzuca rodzinę z którą łączą go więzy krwi na rzecz rodziny duchowej (Mr 3, 31 – 35).

Wydarzenie pierwsze zostało przerwane inną relacją a po jej skończeniu następuje powrót do głównego wątku.Te same elementy napotykamy w relacji wskrzeszenia córki Jaira:

1) Wydarzenie pierwsze – Nadzorca synagogi prosi o wyleczenie swojej córki (Mr 5, 22 – 24).

2) Wydarzenie drugie – Jezus uzdrawia kobietę chorą na krwotok (Mr 5, 22 – 34).

3) Wydarzenie pierwsze – Jezus wyrusza w drogę i wybudza córkę przełożonego synagogi (Mr 5, 35 – 43).

Marek buduje więc paralelizm dwóch dramatycznych sytuacji. W zdarzeniu pierwszym ratuje dziewczynkę, która ze względu na wiek dwunastu lat jest jeszcze w wieku przedmenstruacyjnym a w wydarzeniu drugim relacjonuje uzdrowienie kobiety, która od dwunastu lat cierpi na menstruacyjny upływ krwi. Prawdopodobnie oba zdarzenia w ustnych lub pisemnych zbiorach istniały osobno a połączył je Marek, aby nadać tym uzdrowieniom symboliczną wymowę, którą najdosadniej określił Crossan:

„Pomyślmy o teologicznych implikacjach tej interkalacji, o kodeksie czystości, wedle którego menstruacja jest nieczysta, także – z punktu widzenia Marka – kobiety zaczynają umierać w wieku dwunastu lat i od tej pory są żywymi trupami” ( J. D. Crossan, Kto zabił Jezusa? Korzenie antysemityzmu w ewangelicznych relacjach o śmierci Jezusa, Książka i Wiedza, Warszawa 1998, s. 137).

Tak „kanapkowo” zbudowana jest cała Ewangelia – czyżby Piotr opowiadał o Jezusie w formie „sandwicha”?

Ewangelia Marka z „lotu ptaka”
Ewangelia Marka nie była chętnie czytana i z rzadka sięgali po nią Ojcowie Kościoła. Dopiero odkrycie, iż była ona źródłem dla Mt i Łk spowodowało wzrost zainteresowania tym pismem przede wszystkim ze strony egzegetów i historyków. Najwcześniejsze odpisy tej Ewangelii pochodzą z III wieku. Papirusy przekazują nam najstarsze zabytki piśmiennictwa chrześcijańskiego. Materiał do nich sporządzano z włókien trzciny papirusowej, którą suszono a następnie zszywano lub klejono w parometrową taśmę. Z papirusowych fragmentów jesteśmy w stanie zrekonstruować 40% Nowego Testamentu. Najwięcej fragmentów papirusowych dotyczy Ewangelii Jana (30 papirusów) oraz Ewangelii Mateusza ( 23 papirusy ). Tekst Mr jest obecny tylko na trzech fragmentach papirusowych!

B45 – Mk 6. Papirusowy kodeks zawierający Mk pochodzący z początku III wieku; przechowywany w Dublinie.

B88 – Mk 2, 1 – 26. Pochodzi z IV wieku; przechowywany w Milanie.

B84 – Mk 2, 2 – 5. 8 – 9; 6, 30 – 31. 33 – 34. 36 – 37. 39 – 41. Pochodzi z VI wieku; przechowywany w Louvain.

To pokazuje jak skuteczna była próba wyeliminowania Mr przez Mt i Łk. Q jako samodzielna jednostka została właśnie w ten sposób zneutralizowana, ponieważ zarówno Mt i Łk wchłonęli jej tekst do swoich ewangelii.
Mr powinien być jednym z podstawowych dokumentów w próbie dotarcia do Jezusa historycznego. Oczywiście cały czas trzeba pamiętać o tym, że nie jest to biografia lecz dzieło teologiczne a właściwie liturgiczne luźno nawiązujące do prawdziwych faktów historycznych. Ewangelia, bowiem nie jest biografią lecz Dobrą Nowiną, którą głosił Jezus. Mk powstał po roku 70 n. e. świadczą o tym teksty mówiące o zniszczeniu świątyni w Jerozolimie ( Mk 12, 9; 15, 38). Kompozycja jest adresowana do gojów, ponieważ autor stara się objaśniać czytelnikowi znaczenie zwyczajów żydowskich ( Mk 7, 3 – 4; 14, 12; 15, 42) i sporadycznie sięga do proroctw ST. W Mr Jezus posiada wiele cech podkreślających jego człowieczeństwo a których pozbawili go i Mt i Łk. To on i tylko on wspomina, iż rodzina Jezusa na początku jego działalności myślała, że ich krewny oszalał ( Mk 3, 21). Galilejczyk czasami nie może w Mr uczynić cudu i nie jest wszechwiedzący ( Mk 6, 5 – 6; 9, 16. 33; 13, 32). Jezus Mr jest człowiekiem posiadającym boską moc ujawniającą się w uzdrawianiu i egzorcyzmach. Porównując go pod względem literackim z Q zauważamy, że bardzo rzadko pojawiają się w Mr makaryzmy. Q posiada większą ilość prorockich gróźb a Mr tylko dwie (Mk 8, 38; 12, 38 – 40). Mr umieszcza w ewangelii częste kontrowersje z oponentami (12) a w Q odnajdujemy tylko jeden opis kontrowersji. Przypowieści, które wygłasza Jezus w Q dotyczą eschatologii i są wezwaniem do pokuty przed nadchodzącym sądem. Tradycja Q jest niezależna od Mr. Q widzi Jezusa w perspektywie deuteronomistycznej i jego śmierć nie jest tam wyjątkowa, lecz wpisuje się w ciąg proroków odrzucanych przez Izrael. U Mr widać Pawłową interpretacje śmierci, Jezusa i jest ona odkupieniem grzechów ludzkości. Q jest pismem na którym nie ciąży nauczanie Pawła a Jezus nie jest nazywany tam Chrystusem natomiast w Mr ani razu nie stosuje on sam wobec siebie tego określenia. Gdy Piotr nazwał go Chrystusem, to Jezus zabronił komukolwiek o tym mówić, a następnie wyjaśnił, że on identyfikuje się z cierpiącym Synem Człowieczym. Piotr sprzeciwił się temu a Jezus bardzo szorstko go odprawił nazywając go szatanem (Mr 8, 27 – 33). Sekret mesjański, którego autorem jest Mr został stworzony w celu wytłumaczenia faktu dlaczego w najstarszej tradycji Jezus nigdy nie ogłasza się Chrystusem ani też nigdy tak siebie nie nazywa. Wspólne dla Q i Mr tytuły Jezusa to Syn Boży i Pan. Mr negatywnie przedstawia rodzinę Jezusa oraz Piotra – Kefasa. Rodzina wraz z braćmi nie przyjmuje orędzia Jezusa i próbuje pochwycić go mając go za osobę niezrównoważoną psychicznie. Prawdopodobnie stała za tym chęć zdyskredytowania wspólnoty jerozolimskiej, która uważała się za spadkobiercę nauk Jakuba. Mr powstał w nurcie chrześcijaństwa po – Pawłowego a jej założyciel pozostawał w konflikcie z rodziną Jezusa. Czarna propaganda pomagała w sporach z judaizującymi. Oczywiście początkowy konflikt mógł być historyczny niemniej Marek ani razu nie nadmienił, że w końcu Jakub stał się uczniem swojego brata ( M. Goulder, The Loyalty Test I: Jesus Family and the Sons of Zebedee,w: idem, St. Paul vs. St. Peter. A Tale of Two Missions, London 1994, s. 8 – 16 ). Te same motywy stoją za próba zdyskredytowania Kefasa: zostaje on nazwany przez Jezusa szatanem, próbuje rozłożyć namioty dla Eliasza i Mojżesza, zasypia w trakcie czuwania w Getsemane i trzykrotnie zapiera się Jezusa w chwili jego pojmania ( Mk 8, 32 – 33; 9, 5; 14 , 37, 66 – 72). Piotr nie wzbudza sympatii czytelnika i trudno doprawdy zrozumieć, że istnieją jeszcze badacze, którzy uważają, że pismo to odzwierciedla naukę Piotra! Kompozycje Mr i występujące w nim bloki tematyczne można podzielić następująco:

I. Tajemnice Mesjasza (Mk 1, 14 – 8,30). 1. Jezus a lud (Mk 1, 14 – 3, 6). 2. Jezus a jego rodzina ( Mk 3, 7 – 6, 6). 3. Jezus a uczniowie (Mk 6,6 – 8, 30).

II. Tajemnica Syna Człowieczego ( Mk 8, 31 – 16,8). 1. Droga Syna Człowieczego (Mk 8, 31 – 10, 52). 2. Objawienie się Syna Człowieczego w Jerozolimie ( Mk 11, 1 – 13, 37).

III. Męka i zmartwychwstanie Syna Człowieczego (Mk 14, 1 – 16, 8).

Ideą przewodnią Mr jest wykazanie, że Jezus jest Synem Bożym (Mk 1, 1). W odróżnieniu od Q Mr zamieścił opis męki, który zajmuje jedną trzecią jego dzieła. Przyjęcie literackiej konstrukcji w której wszystko zmierza do męczeństwa w Jerozolimie sprawia wrażenie jakby Jezus tylko jednokrotnie odwiedził stolicę Judei. Nie można jednak zapominać, że jest to jedynie konstrukcja literacka i odstąpienie od niej – jak pokazuje przykład Ewangelii Jana – powoduje zupełnie inne wnioski, które są zgodne ze zwyczajami żydowskimi, a zakładały one przynajmniej trzykrotne pielgrzymowanie do świątyni w ciągu roku. Wszyscy badacze są zgodni w tym, że Jezus był pobożnym, wędrownym żydowskim kaznodzieją zatem wielokrotne pielgrzymowanie jego do Jerozolimy w zasadzie można uznać za pewne. Ewangelia zaczyna się od chrztu Jezusa a kończy się odkryciem pustego grobu.

Zależności ewangeliczne
Johann Griesbach (1774) dopatrzył się, że trzy ewangelie mianowicie Mateusza, Łukasza i Marka są tak do siebie podobne, że można porównywać ich teksty zestawiając je ze sobą tworząc tak zwaną synopsę.  Wszystkie te trzy ewangelie nazwano synoptycznymi, ponieważ prezentują mniej więcej jeden punkt widzenia w przeciwieństwie do Ewangelii św. Jana. U synoptyków po chrzcie udzielonym Jezusowi przez Jana Chrzciciela, opisana jest jego działalność na terenie Galilei, która kończy się przybyciem do Jerozolimy a następnie ukrzyżowaniem i jego zmartwychwstaniem. Okres nauczania Jezusa trwa około roku. Ewangelia Jana przekazuje nam zupełnie inną historię: wysłannik niebios Jezus naucza na przemian to w Jerozolimie to w Galilei a jego misja trwa około trzech lat. Według synoptyków Jezus został ukrzyżowany 15 dnia miesiąca nissan a według Jana 14 dnia tego miesiąca. Jezus Jana jest skoncentrowany na nauczaniu o samym sobie; u synoptyków Jezus naucza o Królestwie Boga i łączy to orędzie z egzorcyzmami, o których Jan nie wspomina żadnym słowem. Inny przebieg ma też u Jana Ostatnia Wieczerza, która według niego kończy się umyciem stóp swoim uczniom, a nie jak u synoptyków błogosławieństwem chleba i wina. Tych różnic pomiędzy Janem a synoptykami jest znacznie więcej; należy więc ją rozpatrywać niezależnie od pierwszych trzech ewangelii.

„Ewangelia  Jana opowiada nie dzieje charyzmatycznego galilejskiego proroka, ale Przybysza z Nieba, wiecznego twórczego Słowa (Logos) Bożego, które na krótko wcieliło się w człowieka, by odkupić ludzkość, zanim wróciło z ziemskiego wygnania do swego Ojca w niebiańskim domu” ( G. Vermes, Kto był kim w czasach Jezusa?, Warszawa 2006 ,s. 122 ).

Natomiast podobieństwo trzech ewangelii synoptycznych jest tak duże, że nie można tego tłumaczyć wspólna tradycją ustną. Synoptycy bardzo często korzystają nie tylko z identycznych słów ale i całych fraz co najlepiej uwidoczni porównanie tekstu oryginalnego:

ελευσονται δε ημεραι οταν απαρθη απ αυτων ο νυμφιος και τοτε νηστευσουσιν ( Mt  9, 15 b ).

ελευσονται δε ημεραι οταν απαρθη απ αυτων ο νυμφιος και τοτε νηστευσουσιν εν εκειναις ταις ημεραις ( Mr 2, 20 ).

ελευσονται δε ημεραι και οταν απαρθη απ αυτων ο νυμφιος τοτε νηστευσουσιν εν εκειναις ταις ημεραις  ( Łk 5, 35 ).

Pomimo istotnych podobieństw Ewangelie synoptyczne różnią się od siebie w wielu istotnych szczegółach. Ewangelia Marka nie posiada opisów dzieciństwa Jezusa, natomiast opisy te posiadają Ewangelie Mateusza i Łukasza, choć pochodzą one z różnych, sprzecznych źródeł. Marek nie zna Kazania na Górze, natomiast jego skróconą wersję zamieszcza Łukasz na Równinie (Mt 5, 1 por.: Łk 6, 17). Marek kończy swoją ewangelię opisem pustego grobu, natomiast dwaj pozostali ewangeliści zamieszczają opisy objawień zmartwychwstałego Jezusa przy czym Mateusz lokalizuje je w Galilei natomiast Łukasz w Jerozolimie. Bibliści postanowili zatem spróbować wyjaśnić fakt zależności literackiej synoptyków i odpowiedzieć na pytanie: skąd biorą się różnice i podobieństwa w relacji synoptyków? W wyniku wieloletnich prac różnych pokoleń badaczy została sformułowana teoria dwóch źródeł. Heinrich Julius Holtzmann w 1863 roku w dziele zatytułowanym: Die synoptischen Evangelien, ihr Ursprung und geschichtlicher Charakter przekonująco uzasadnił, że Ewangelia Marka powstała jako pierwsza i niezależnie od siebie korzystali z niej autorzy Ewangelii Mateusza i Łukasza. Przedstawmy zatem jeden z logiczniejszych dowodów: jeśli Mateusz i Łukasz korzystali z Marka jako źródła to powinni różnić się w relacjach, których nie posiada Marek. Łukasz i Mateusz różnią się w opisach dzieciństwa Jezusa a także w jego genealogii. Marek kończy relacje z życia Jezusa informacją o pustym grobie natomiast pozostali synoptycy kontynuują swoje ewangelie poszerzając je o opisy wizji zmartwychwstaniowych uczniów. Sprzeczności pomiędzy tymi relacjami są uderzające:
„A po sabacie,o świcie pierwszego dnia tygodnia,przyszła Maria Magdalena i druga Maria, aby obejrzeć grób” ( Mt 28, 1 ) „A pierwszego dnia tygodnia,wczesnym rankiem,przyszły do grobu, niosąc wonności, które przygotowały” ( Łk 24, 1 ).

„Poszli więc i zabezpieczyli grób, pieczętując kamień i zaciągając straż” ( Mt 27, 66 ) Brak strażników przy grobie w opisie Łukasza.

„I oto powstało wielkie trzęsienie ziemi, albowiem anioł Pański zstąpił z nieba (…). Wtedy anioł odezwał się i rzekł do niewiast: Wy się nie bójcie” ( Mt 28, 2. 5 ). „ (…) oto dwaj mężowie przystąpili do nich w lśniących szatach. A gdy się zatrwożyły (…) oni rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?” ( Łk 24, 4. 5 )

„A idąc śpiesznie powiedzcie uczniom jego, że zmartwychwstał, i oto poprzedza was do Galilei,tam go ujrzycie;oto powiedziałem wam” ( Mt 28, 7 ). „Nie ma go tu, ale wstał z martwych. Wspomnijcie, jak mówił wam, będąc jeszcze w Galilei” ( Łk 24, 6 )

Brak opisu ukazania się zmartwychwstałego Jezusa uczniom zmierzającym do Emaus u Mt. „I oto tego samego dnia dwaj z nich szli do miasteczka zwanego Emaus, które było oddalone o sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy” ( Łk 24, 13 )

„A jedenastu uczniów poszło do Galilei, na górę, gdzie im Jezus przykazał. I gdy go ujrzeli, oddali mu pokłon, lecz niektórzy powątpiewali” ( Mt 28, 16, 17) „I wstawszy tejże godziny, powrócili do Jerozolimy i znaleźli zgromadzonych jedenastu (…). A gdy to mówili, On/Jezus/sam stanął wśród nich i rzekł im: Pokój wam” ( Łk 24, 33. 36 ).

Różnica w opisach wielkanocnych daje się jedynie tłumaczyć tym, że ewangeliści w momencie gdy przestali korzystać z tekstu źródłowego, którym był dla nich Marek skorzystali z relacji pochodzących z dwóch odmiennych tradycji istniejących w ich gminach. Najmocniejszy jednak dowód na to, że Marek był najstarszym ewangelistom przedstawił Karl Lachmann w 1835 roku. Najkrócej można go przedstawić w następujący sposób: gdy Mateusz nie zachowuje się zgodnie z kolejnością, która jest u Marka to nie zgadza się z tym Łukasz, a gdy Łukasz postanawia odejść od kolejności Marka wtedy Mateusz postępuje zgodnie z relacją Marka. Gdy relacja Mateusza i Łukasza postanawia zachować tą samą kolejność to nie przeczy ona relacji Marka. Podsumowanie tych zależności prowadzi nas do tezy, iż Marek był jednym ze źródeł dla pozostałych synoptyków a ich Ewangelie przede wszystkim wzorują się na nim. Co jeszcze przemawia za pierwszeństwem Ewangelii Marka? To, że Mateusz przejął prawie w całości materiał Marka. 170 wersów z Mateusza prawie w całości pokrywa się z Markiem a z 666 wierszy istniejących u Marka, Mateusz wykorzystał 600! Na 1072 wiersze, które posiada Ewangelia Mateusza tylko około 330 wierszy stanowi jej własność. Natomiast Łukasz około 350 wierszy zapożyczył od Marka a czasami po prostu inaczej opowiada paralelne perykopy jak np. wzgardzenie w Nazarecie, które u Łukasza o mało nie kończy się śmiercią Jezusa a w relacji Marka kończy się ona nie możnością dokonania przez Jezusa cudu ze względu na brak wiary ziomków Jezusa (Łk 4, 16 – 30; por. Mr 6, 1 – 5).
W jakim celu zostały napisane ewangelie Mt i Łk skoro, w zasadzie powielają one materiał Mk? Otóż Mk nie podobał im się z wielu względów i tym można wytłumaczyć istnienie niektórych minor agreements czyli pewnych zgodności Mt i Łk przeciwko Mr. Zarówno Mt jak i Łk opuszczają ustęp, który Mr błędnie przypisał Izajaszowi oraz wspólnie korygują Mr błąd historyczny:

„I usłyszał król Herod” ( Mr 6, 14 ); „W tym czasie usłyszał tetrarcha Herod” ( Mt 14, 1 ); „I usłyszał tetrarcha Herod” ( Łk 7, 1 ).

„Gniewny Jezus”

W Ewangelii Marka Jezus często się gniewa i jest to jego jakaś cecha charakteru. Przyjrzyjmy się jak Jezus patrzył na zebranych w synagodze zanim przystąpił do cudu uzdrowienia uschniętej ręki pewnego człowieka: „I spojrzał na nich z gniewem” ( Mk 3, 5 ). Ta cecha charakteru Jezusa przeszkadzała przede wszystkim Mt i Łk. Dlaczego? Gdy oni układali ewangelie istniała już wtedy mocno zarysowana koncepcja głosząca, że Jezus był bezgrzeszny. Tymczasem tradycja żydowska do grzechów zaliczała gniew: „Nie unoś się gniewem i nie grzesz” (Berachot 29). „Rzekł Rabbi Szemuel bar Nachman, rzekł Rabbi Jochanan: Człowieka gniewliwego biorą we władanie wszelkie moce piekielne, jako powiedziano: „I usuń gniew z twego serca i złość z twego ciała” (Nedarim 22).

Zobaczmy jak z tym problemem poradzili sobie synoptycy:
I spojrzał na nich z gniewem, zasmucił się z powodu zatwardziałości ich serca, i rzekł owemu człowiekowi: Wyciągnij rękę! I wyciągnął, i ręka jego wróciła do dawnego stanu” ( Mr 3, 5 );
„Wtedy rzekł temu człowiekowi: Wyciągnij swoją rękę, a on wyciągnął i stała się znów zdrowa jak druga” ( Mt 12, 13 )
„I spojrzawszy wokoło po wszystkich, rzekł do niego: Wyciągnij rękę swoją. A ten to zrobił, i ręka jego wróciła do dawnego stanu”( Łk 6, 10 ).

Obydwaj opuszczają kontrowersyjny tekst o gniewie Jezusa. Ich Mistrz musiał być doskonały w związku z czym muszą usunąć teksty mogące świadczyć o czynach, które mogły być uznane jako grzech:

„Gdy Jezus to spostrzegł, oburzył się i rzekł do nich: Pozwólcie dziatkom przychodzić do mnie” ( Mr 10, 14 );
„Lecz Jezus rzekł: Zostawcie dzieci w spokoju i nie zabraniajcie im przychodzić do mnie” ( Mt 19, 14 )
„Jezus zaś przywołał je i rzekł: Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie nim” (  Łk 18, 16 ).

Identycznie postępują w tej perykopie o dzieciach i Mateusz i Łukasz opuszczają frazę z oburzeniem Jezusa.

Doskonały cudotwórca

Mt i Łk starają się tuszować nieudane uzdrowienia Jezusa:

„I nie mógł tam dokonać żadnego cudu” ( Mr 6, 5 );
„I nie uczynił tam wielu cudów” ( Mt 13, 58 );
Łukasz w 4, 16 – 30 woli nie wspominać nic na temat nieudanych uzdrowień.

„I uzdrowił wielu, których trapiły przeróżne choroby, i wypędzili wiele demonów” ( Mr 1, 34 ).
„On wypędzał duchy słowem i uzdrawiał wszystkich, którzy się źle mieli” ( Mt 8, 16 ).
„On zaś kładł na każdego z nich ręce i uzdrawiał ich” ( Łk 4, 40 ).

I Mt i Łk chcieli przedstawić Jezusa jako bardziej doskonałego uzdrowiciela niż prezentował to Mr:

„I przystąpiwszy ujął ją za rękę podniósł ją; i opuściła ją gorączka” ( Mr 1, 31 )
„I dotknął się ręki jej, i ustąpiła gorączka” ( Mt 8, 15 )
I stanąwszy nad nią, zgromił gorączkę, i ta opuściła ją ( Łk 4, 39 ).

Mt i Łk nie pisali po to, aby uzupełnić Mr, lecz po to, aby ich relacje go zastąpiły. Właściwie nie powinniśmy mówić o Mt i Łk, lecz raczej o Deutero i Trito – Marku.

III) Ewangelia Mateusza.

Tradycja chrześcijańska wiązała autora Ewangelii Mateusza z celnikiem z Kafarnaum i według niej napisał on jako pierwszy swój przekaz z życia Jezusa. Wiemy już jednak, że jest to pogląd błędny. Autor Mt posługiwał się Mr jako jednym ze swoich źródeł a gdyby Mateusz naprawdę napisał wspomnienia ze swojego życia to coś tak osobistego jak powołanie przez swojego ukochanego Mistrza z Nazaretu przepisałby prawie w słowo w słowo od kogoś kto nie uczestniczyłby w tym zdarzeniu? Niech każdy sam porówna oba wersety i niech odpowie sobie na to pytanie:

και παραγων ειδεν λευιν τον του αλφαιου καθημενον επι το τελωνιον και λεγει αυτω ακολουθει μοι και αναστας ηκολουθησεναυτω ( Mr 2,14 );

και παραγων ο ιησους εκειθεν ειδεν ανθρωπον καθημενον επι το τελωνιον ματθαιον λεγομενον και λεγει αυτω ακολουθει μοι και αναστας ηκολουθησεναυτω ( Mt 9, 9 ).

Ireneusz z Lyonu zatem nie miał racji mylnie identyfikując jedną z Ewangelii synoptycznych jako pochodzącą od Apostoła Mateusza. Gdyby pisał ją jeden z naocznych świadków nie potrzebowałby podpierać się czyimś świadectwem, który na dodatek nawet według tradycji nie był bezpośrednim świadkiem zdarzeń. Tymczasem jak pamiętamy Papiasz nadmienił jedynie, że Mateusz spisał słowa Jezusa w języku hebrajskim natomiast nic nie wspominał o pisaniu przez niego ewangelii. Ewangelia Mateusza nie jest żadnym tłumaczeniem z hebrajskiego lub aramejskiego na grecki. Została ona napisana, co już od dawna podejrzewano (Erazm z Rotterdamu), po grecku i to w miarę poprawnym stylem a na pewno lepszym niż ten, który prezentuje Mr. W tekście występują tzw. aliteracje, które są wyróżniającą cechą języka greckiego ( np. kakous, kakos apolosei – Mt 24, 41 ). Cytaty ze ST pochodzą z tłumaczenia greckiego zwanego Septuagintą i są wspólne z innymi synoptykami (Mt 15, 8 – 9; Mk 7, 6 – 9). U Mt spotykamy się z tzw. cytatami refleksyjnymi. Adaptuje on zastane teksty i przekształca je w zgodzie ze swoją wizją teologiczną (por. Mt 4, 14 – 17=Iz 8, 23; 9, 1). Badania nad treścią Mt doprowadziły badaczy do stwierdzenia, iż Ewangelia ta charakteryzuje się pewną dwuwarstwowością. Spotykamy w niej ustępy wyraźnie projudaistyczne jak i o zabarwieniu antyjudaistycznym żeby nie powiedzieć antysemickim. Czy można zatem wyciągnąć z tego wniosek, że redakcja Mt przebiegała dwuetapowo? Niewątpliwie można w Mt dostrzec warstwę judeochrześcijańską do której wykorzystano Q oraz inne logia Jezusa. Warstwa ta jest negatywnie ustosunkowana do misji wśród pogan i podkreśla nie przemijającą wartość Tory. Po zburzeniu świątyni w 70 r. po Chr. redaktor wykorzystuje tą pierwotną część nakładając na nią nowe źródła w postaci Mr i innych materiałów. Całość została zredagowana najprawdopodobniej w Antiochii w latach 75 – 85. Literacko część badaczy określa Mt jako Kleinliterature czyli literaturę ludową i w związku z tym nie przypisują temu dokumentowi żadnej wartości historycznej ( np. K. L. Schmidt, R. Bultmann, D. O. Via, R. H. Gundry ). Czy ta Ewangelia jest biografią Jezusa? Niestety i tu musimy się rozczarować. Nie znajdziemy tam żadnych wiadomości na temat młodości Jezusa. Mateusz nie wnosi nic więcej do obrazu Jezusa, który posiadamy już dzięki Markowi. Tak samo jak i Marek większość perykop łączy za pomocą przysłówka wtedy i stara się upodobnić życie Jezusa do postaci Mojżesza. Stąd wzięły się historie o rzezi niewiniątek oraz umiejscowienie kazania Jezusa na Górze, ponieważ chciał, aby jego Mistrz nadał prawo w ten sam sposób jak uczynił to Mojżesz na Górze Synaj. Dzieciństwo Jezusa jest nawiązaniem do historii Mojżesza. Tych podobieństw jest znacznie więcej. Oto niektóre z nich wymienione przez ks. A. Kowalczyka:

1) Żydzi nie rozumieli Jezusa ( Mt 13,13-15 ). Izraelici nie rozumieli znaków i cudów wyjścia ( Pwt 29,3 ).
2) Faryzeusze odrzucają Jezusa i „bluźnią przeciwko Duchowi Świętemu” (Mt 12,22-32). Korach z pokolenia Lewiego oraz ponad dwustu pięćdziesięciu przedstawicieli ludu zbuntowało się przeciw Mojżeszowi i „zbluźniło przeciwko Jahwe” ( Lb 16,1-35 ).
3) Jezus na górze przemienienia objawia się tylko trzem apostołom ( Mt 17, 1-8). Bóg na górze Synaj objawia się po zawarciu przymierza tylko Mojżeszowi i przywódcom ludu ( Wj 24,9-11 ).
4)Arcykapłani i starsi ludu kwestionują działalność Jezusa: „Jakim prawem to czynisz? I kto ci dał tę władzę?” ( Mt 21,23 ). Izraelici kwestionują autorytet Mojżesza: „Któż cię ustanowił naszym przełożonym i rozjemcą?” ( Wj 2,14 ).

                           ( ks. A. Kowalczyk  , Problem synoptyczny, Wyd. „Bernardinum”, 2009, s. 37 ).

Mt stara się przede wszystkim załagodzić negatywny obraz uczniów Jezusa, który powstał przez konwencję literacką Marka:

„I wszedł do nich do łodzi, i wiatr ustał; a oni byli wstrząśnięci do głębi. Nie rozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż serce ich było nieczułe” ( Mr 6, 51 – 52 ).

„A gdy weszli do łodzi, wiatr ustał. A ci, którzy byli w łodzi, złożyli mu pokłon, mówiąc: Zaprawdę ty jesteś Synem Bożym” ( Mt 14, 32 – 33 ).

W relacji Mr uczniowie nawet po uczynieniu cudu nic nie rozumieją, dla Mt było to nie do przyjęcia i wprowadza on zmiany, które mają pozwolić czytelnikowi na spojrzenie na apostołów bardziej przychylnym okiem. W tym celu we wszystkich tekstach w których Mr negatywnie przedstawił uczniów, Mt zmienia ich wymowę lub po prostu usuwa ( Mt 13, 16 = Mk 4, 13; Mt 14, 33 = Mk 6, 52; Mt 16, 9 = Mk 8, 17; Mt 17, 4 = Mk 9, 6; Mt 17, 9 = Mk 9, 10; Mt 17, 23 = Mk 9, 32; Mt 20, 17 = Mk 10, 32 ). Mt obdziera Jezusa z Markowego człowieczeństwa . Jezus nie gniewa się/ lituje się nad trędowatym ( Mk 1, 41 por. Mt 8,3; Mk 3, 5 por. Mt 12, 13), nie wyraża zdziwienia (Mk 6,6 por. Mt 10, 1). Mt opuszcza perykopę o krewnych, którzy próbują pochwycić Jezusa, ponieważ podejrzewają, że odszedł od zmysłów a nawet nie pozwala Jezusowi na wykonywanie jakichkolwiek czynności w celu uzdrowienia, skracając kontrowersyjny fragment (Mr 7, 31 – 37 por.: Mt 15, 29 – 31). Mt rozpoczyna też tendencje, która zostanie doprowadzona do perfekcji w Ewangelii Jana. Zmienia on wymowę nauczania Jezusa, który zamiast nauczać o Królestwie Bożym zaczyna nauczać o Królestwie Jezusa:

„Królestwo Boże nadchodzące w mocy” ( Mk 9, 1 ) = „Syn Człowieczy przychodzący w Królestwie swoim” ( Mt 16, 28 ).

Jezus jest dla Mt nowym Mojżeszem i prawodawcą w związku z czym Mt komponuje swoją ewangelię wzorując się na ST:

1) Genealogia Jezusa – Mt 1, 1 – 17 ( Nowa Księga Rodzaju )
2) Narodzenie Jezusa, Kazanie na Górze ( Nowa Księga Przymierza ) – Mt 1, 18 – 9, 34 ( Nowa Księga Wyjścia )
3) Jezus wybiera Apostołów ( organizuje nowy lud ) – Mt 9, 35 – 10, 42 ( Nowa Księga Kapłańska )
4) Izrael odrzuca posłannictwo Jezusa. Opis nowej Ziemi Obiecanej – Mt 11, 1 – 13, 53 ( Nowa Księga Liczb )
5) Dalsze kontrowersje znaki i pouczenia – Mt 13, 54 – 18, 35 ( Nowa Księga Powtórzonego Prawa )
6) Nowe przepisy etyczne, polemiki z przeciwnikami, ostrzeżenia i proroctwa, opowiadanie o męce i śmierci Jezusa – Mt 19, 1 – 27, 66 ( Nowa Księga Jozuego ).

Nie umniejszając odkryć badaczy w temacie zależności kompozycyjnej od Pięcioksięgu warto zwrócić uwagę na analizę strukturalną Mt, którą przeprowadził P. Jullien de Pomerol, który korzystając z analiz Proppa – badacza zajmującego się rosyjskimi bajkami – odkrył, że Ewangelia Mateusza wpisuje się w bajkową strukturę opowiadania. Zaproponował on, aby
czytać ją jako baśń korzystając za schematu Proppa. Po podzieleniu jej na czternaście fragmentów w każdym z nich syntagmatycznie zestawił działania a wszystko to spełniło trzydzieści jeden założeń Proppa. Autor podsumował te zabiegi następująco:

„1. Schemat Proppa można zastosować do opowiadania Mateusza. Pozwala on określić jego formę.

2. Chociaż narracyjna logika opowiadania Mateusza zgadza się z funkcjami wymienionymi przez Proppa, jego treść różni się od zawartości magicznych bajek.

3. Zastosowanie schematu Proppa pozwala na ukazanie struktury i planu Ewangelii, która – zdaniem Julliena de Pomerola – składa się z czternastu sekwencji”

(  ks. R. Bartnicki, Ewangelie Synoptyczne – geneza i interpretacja, ATK, Warszawa 1996, s. 280 – 281 ).

Ewangelia Mateusza spełnia wymagania literackie jakie stawia się bajce jednak jej treść powoduje, iż należy ją uznać za bajkę nietypową.

Redaktor Mt dokładnie przemyślał jak życie Jezusa zinterpretować i odnieść do rzeczywistości po – paschalnej Kościoła. Tylko on z synoptyków posługuje się terminem Kościół a nawet wkłada go w usta Jezusa (Mt 16, 18; 18, 17). Mt wielką wagę przykłada do proroctw ST, które mają odnosić się do Jezusa i potwierdzać jego godność Chrystusa. Często określa swojego Mistrza tytułem „Syn Dawidowy” co ma jednoznacznie prowadzić do wniosku, iż to Jezus jest obiecanym Mesjaszem ( „Syn Dawidowy”: u Mr – 4 razy, u Łk – 5 razy a u Mt 10 razy ). Zastępuje Markowe określenie Jezusa Nauczyciel na bardziej dostojne Pan:

„Budzą go więc i mówią do niego: Nauczycielu! Nic cię to nie obchodzi, że giniemy ?” ( Mr 4, 38 )=”I podszedłszy do niego zbudzili go słowami: Panie, ratuj, giniemy!” ( Mt 8, 25 ).

Mt ma również pewną zauważalną słabość do cyfry 2:

„A gdy wychodził z łodzi, oto wybiegł z grobów naprzeciw niego opętany przez ducha nieczystego człowiek” ( Mr 5, 2 )=”A gdy przybył na drugą stronę, do krainy Gadareńczyków, zabiegli mu drogę dwaj opętani” ( Mt 8, 28 ).

„Syn Tymeusza, Bartymeusz, ślepy żebrak siedział przy drodze” ( Mr 10, 46 )=”A oto dwaj ślepi, siedzący przy drodze” ( Mt 20, 30 ).

„A niektórzy wystąpili i fałszywie świadczyli przeciwko niemu” ( Mr 14, 57 )=”I nie znaleźli, chociaż przychodziło wielu fałszywych świadków. Na koniec zaś przyszli dwaj” ( Mt 26, 60 ).

Mt często stosuje dublety; czytając tę Ewangelię właściwie można dojść do wniosku, że wszyscy powtarzają wszystko w kółko:

Jan Chrzciciel: „Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się Królestwo Niebios” ( Mt 3,2 ); „Odtąd począł Jezus kazać i mówić: Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios” ( Mt 4, 17; por. Mt 3, 7=12, 34=23, 33 ).

Jezus często powtarza te same formuły ( Mt 8, 12; 22, 13; 25, 30 ). Mt łagodzi też Jezusowy zakaz rozwodów wprowadzając do niego jedną klauzulę, co niewątpliwe jest oznaką, że w Kościele Mt problem ten był szeroko dyskutowany.
Mt w bardzo ograniczonym zakresie może nam pomóc w dotarciu do obrazu Jezusa przedpaschalnego. Kompilator pracując nad źródłami zmienia je i segreguje po to, aby odpowiadało to wizji teologicznej kościoła, który reprezentuje Mateusz. Porównując go z Mr dostrzegamy, że portrety apostołów, które on pozostawił sprawiają dużo problemów kościołowi Mateusza. Jednym więc z celów dla których tworzy Mt jest naprawienie błędów Mr. Mt stara się też uwznioślić samego Jezusa pozbawiając go wielu jego człowieczy cech. Oddala zatem on czytelnika od prawdziwego a ściślej mówiąc historycznego Jezusa i prezentuje jego wizję w taki sposób, aby odpowiadała ona poglądom jego i gminy chrześcijańskiej, którą reprezentuje. Po roku 70 po Chr. została zburzona Świątynia Jerozolimska i przestała odgrywać jakąkolwiek rolę klasa kapłańska oraz saduceusze i esseńczycy. Religijną opiekę nad Izraelem przejęli faryzeusze i to przeciwko nim programowo wystąpili nazarejczycy. Ewangelia Mateusza jest pismem dogłębnie antyfaryzejskim co dodatkowo wzmacnia argumentację datującą powstanie jej na późne lata wieku I n. e. W tym celu Mateusz modyfikuje Marka: „Natomiast uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” ( Mk 3, 22) na: „Lecz faryzeusze, słysząc to, mówili: On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy” (Mt 12, 24). Aktualny zatem dla gminy Mateusza spór z faryzeuszami został przeniesiony przez niego w czasy Jezusa. W tym sensie jest to Ewangelia nie tylko spełniająca wymagania dla bajki nietypowej ale jest również anachroniczna i odzwierciedla tarcia o dominację w powstającym judaizmie bez Świątyni; luźno nawiązując do rzeczywistego nauczania Jezusa. Ks. John Meier w związku z tym apeluje, aby przypadkiem nie odnosić słów redaktora piszącego po grecku do aramejskich wypowiedzi samego Jezusa, ponieważ jego cele były zupełnie inne niż Nazarejczyka nie mówiąc już o sytuacji geopolitycznej. Ksiądz prosi też wszystkich, aby nie popadać w pewien powszechny stereotyp jakoby Jezus chciał zastąpić Torę jakimś „nowym przykazaniem miłości” ( zob. J. P. Meier, Law and Love, New Haven 2009 ).

I V) Ewangelia Łukasza.

Czy w takim razie Ewangelia Łukasza pochodzi od kogoś kto widział lub znał Jezusa? W prologu autor nie przypisuje sobie roli naocznego świadka oraz nie przedstawia się z imienia ! Pismo jest kierowane do dostojnika o imieniu Teofil, aby przekonać go, że nauka którą otrzymał opiera się na autentycznych zdarzeniach. Informuje nas, że już wiele osób przed nim podjęło się prób opisu wydarzeń z życia Jezusa. Posiada zatem autor Ewangelii Łukasza jakieś źródła pisane. Ewangelia ta według tradycji miała zostać napisana przez Łukasza współpracownika Pawła Apostoła. Najwcześniej jest ona przypisywana Łukaszowi w kanonie Muratoriego i we wspomnianym już przeze mnie świadectwie Ireneusza z Lyonu. Już na wstępie należy zauważyć, że nawet według tradycji chrześcijańskiej nie był to człowiek, który wiadomości o życiu Jezusa czerpał od świadka tych wydarzeń. Paweł przecież nie znał Jezusa a na dodatek nie interesował się on przedpaschalnym obrazem Galilejczyka.  Autor Ewangelii Łukasza napisał również Dzieje Apostolskie a przecież istnieją wyraźne sprzeczności pomiędzy tym co mówił Paweł o sobie i innych apostołach a tym co mówią Dzieje Apostolskie np.:

Dzieje Apostolskie 15,7 : „ A gdy to już długo rozpatrywano, wstał Piotr i rzekł do nich: Mężowie bracia, wy wiecie, że Bóg już dawno spośród was mnie wybrał, aby poganie przez usta moje usłyszeli słowa Ewangelii i uwierzyli”; Ga 2,7: „Raczej przeciwnie, gdy zobaczyli, że została mi /Pawłowi/ powierzona ewangelia między nieobrzezanymi, jak Piotrowi między obrzezanymi

Starano się wykazać autorstwo Łukasza, badając jego związek z zawodem lekarza. Według Fragmentu Muratoriego ewangelista posiadał właśnie taki zawód. Oto jak komentuje takie próby katolicki, badacz Jezusa historycznego J. Gnilka: „Według Łk 14, 2 – 4 Jezus uzdrawia człowieka chorego na puchlinę wodną (hydrokipos). Ponieważ ten medyczny termin występuje w Nowym Testamencie tylko w trzeciej ewangelii, widziano w nim dawniej niekiedy dowód, że Łukasz był lekarzem. Ponieważ jednak posługuje się nim również Pliniusz, Hist. nat. 28, 232 (hydropicus), wolno sądzić, że mamy tu do czynienia z określeniem dość powszechnym w starożytności” ( Gnilka Joachim, Jezus z Nazaretu, Znak, Kraków 1997. 150 – 151 ).

Fakt, iż autor Ewangelii Łukasza nie miał nic wspólnego z zawodem lekarza był tematem pracy doktorskiej H. J. Cadbury ( The Style and Literary Method of Luke, London: Humphrey Milford, Oxford University Press 1919 ). Od czasu tej publikacji mówi się, że Cadbury uzyskał tytuł doktora pisząc pracę, która pozbawiła Łukasza tytułu lekarza. Obecnie garstka biblistów twierdzi, iż na podstawie Łk można wskazać, że jej redaktor miał coś wspólnego z tym zawodem.

Egzegeci wskazują również na brak typowej dla Pawła teologii w Ewangelii Łukasza. Istnieją jednak małe przesłanki mogące wskazywać, że rzeczywiście jakiś trzon tej ewangelii wyszedł spod pióra jakiegoś ucznia Pawła. Wskazuje na to użycie bardzo podobnych słów, których użył Jezus w trakcie Ostatniej Wieczerzy. Łukasz używa takiej samej formuły jak Paweł. Ewangelia jest wyraźnie adresowana do odbiorcy nieżydowskiego. Łk również korzysta z zapisków Mr, zatem i data powstania tego dokumentu powinna być zbliżona do okresu w którym tworzono Mt. Taki też jest pogląd większości badaczy. Jednak są mocne podstawy do twierdzenia, że ewangelia ta była w gminach chrześcijańskich i to zarówno pochodzenia po – Pawłowego jaki i gnostyckiego poddawana różnym interpolacją i przeróbką. Zobaczmy może o co w tym wszystkim chodzi? Czytelnik zapewne pamięta scenę w której Jezus na Górze Oliwnej, tuż przed pojmaniem modli się tak gorliwie, że zaczyna na jego ciele występować krwawy pot. Oto jaką mamy relację z tego zdarzenia w Ewangelii Łukasza:
„Wtedy ukazał mu się anioł z nieba i umacniał go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” ( Łk 22, 43 – 44 ).
Manuskrypty zawierające tekst aleksandryjski nie posiadają tego wiersza. Nie można tego zignorować, ponieważ są one najstarsze i przez badaczy uważane za wiarygodne. Ten tekst, który tak bardzo rozpalał ludzkość jest nie autentyczny. Został on włączony do oryginalnej ewangelii przez jakiegoś kopistę. Prawdopodobnie stało się to w okresie kiedy gminy po – Pawłowe zwalczały doketyzm. Był to pogląd, który mówił, że Jezus nie miał fizycznego ciała ludzkiego a jedynie ciało pozorne – niebiańskie. Kopista postanowił więc poprzez dodanie do opisu elementu krwawego potu podkreślić ludzką naturę Jezusa. Co mu z dodania tych wersetów wyszło? „Tylko one w całej Ewangelii Łukasza burzą tak czytelny portret Jezusa. Tylko w tych dwu zdaniach Jezus niepokoi się własnym losem, tylko tu wydaje się tracić spokój, jakby stał się niezdolny do zniesienia ciężaru przeznaczenia. Dlaczego Łukasz miałby tak dokładnie wymazać wszelkie napomknienia o agonii Jezusa w pozostałych miejscach, jeśli jeszcze dobitniej chciał ją podkreślić właśnie tutaj? Po co miałby – zarówno przed, jak i po owych spornych wersetach – usuwać ustępy o analogicznej wymowie ze swego źródła? To wszystko wskazuje, że opowieść o „krwawym pocie” Jezusa, której, o czym nie zaszkodzi raz jeszcze przypomnieć, brak w najstarszych i najlepszych manuskryptach, nie pochodzi od Łukasza, ale jest późniejszym dodatkiem kopisty” ( B. D. Ehrman, Przeinaczanie Jezusa. Kto i dlaczego zmieniał Biblię? Wyd. CiS, kwiecień 2009, s. 169).

Tekst ten nie występuje w Bodmer XIV – XV najstarszym papirusowy kodeksie z Ewangelią Łukasza ( 190 n. e.).

Niech drogi czytelnik rozstanie się z wizją krwawego potu. Jednak o jednej rzeczy chciałbym przypomnieć. Gdy pisałem o autorze Ewangelii Łukasza przedstawiłem dość poważne dowody mogące świadczyć, iż to nie Łukasz towarzysz Pawła jest twórcą tego dzieła. Wskazałem jednak, że słowa Jezusa, które przytacza ewangelista gdy opisuje mowę eucharystyczną są podobne do tych, które przywołuje Paweł w Liście do Koryntian. Może to sprawiać wrażenie, że księgę tą pisał jednak jakiś jego uczeń. Tymczasem jeden z najstarszych manuskryptów greckich za którym idą niektóre teksty łacińskie oddaje te słowa następująco: „Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: „Weźcie go i podzielcie między siebie, albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże”. Następnie wziął chleb i odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: „To jest ciało moje. Lecz oto ręka mojego zdrajcy jest ze mną na stole” ( Łk 22,17-21; Tamże, s. 193 ). W naszych przekładach wersja ta jest wzbogacona o słowa: „które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę” oraz : „ten kielich to Nowe Przymierze we krwi mojej, która za was będzie wylana”. Przesłanki wskazują, że również ten tekst został poddany interpolacji po to, aby uzgodnić wersję występującą u Pawła z Łukaszem. Fakt, że ustępy zostały dołączone na późniejszym etapie kształtowania się Ewangelii tym bardziej potwierdza tezę, że autorem jej nie jest Łukasz. Jedyny łącznik z teologią Pawła właśnie został w tym momencie przerwany.
Przyjrzyjmy się jeszcze jednej wstawce, która jak mi się wydaje jest dość istotna. Chodzi mianowicie o tekst z 24, 12 w którym znajdujemy stwierdzenie, że Piotr po informacji, którą przekazały mu kobiety, iż grób Jezusa jest pusty udał się tam sam i zobaczył, że leżą tam jedynie prześcieradła. Słowa te odnajdujemy jedynie w niektórych manuskryptach. Można by zadać pytanie dlaczego kopiści mieliby usuwać tą wzmiankę? Istnieją mocniejsze argumenty, które świadczą, że kiedyś tych zdań Ewangelia Łukasza nie posiadała. Wymieńmy najważniejsze: odmienna stylistyka, użycie słów które padają po raz pierwszy w tej Ewangelii takich jak; „nachylać się”, „prześcieradła” i argument najmocniejszy nie można przypisać tego błędu tak zwanemu przeoczeniu. Werset ten wprowadza, bowiem do świadectwa pustego grobu mężczyznę. Opowiadania kobiet, które jako pierwsze donoszą o pustym grobie są dla apostołów baśniami (Łk 24, 11). Wydaje się więc logicznym wnioskiem, że kopista dołączył do grona świadków Piotra po to, aby uprawdopodobnić to zdarzenie ( Tamże; s. 196). Czytelnik pamięta zapewne co z tą Ewangelią wyprawiał Marcjon. Musimy zatem podkreślić, że choć powstanie tej Ewangelii można z pewnymi zastrzeżeniami przyjąć na lata 80 – 95 r. po Chr. to jednak ostateczny jej kształt taki który znamy obecnie przyjęła ona prawdopodobnie dopiero po sporze z Marcjonem, a więc w pierwszej połowie wieku II ( por. J. B. Tyson, Marcion and Luce-Acts: A Defining Struggle, Uniwersity of South Carolina Press, Columbia 2006. Joseph B. Tyson emerytowany profesor religioznawstwa na Southern Methodist University w Dallas, uczył w latach 1958-98, autor wielu poczytnych prac naukowych ).

Co można powiedzieć o samej treści Ewangelii Łukasza i czy możemy to dzieło uważać za historyczne. Jeden z fanatyków – fundamentalistów napisał : „Łukasz to historyk pierwszej klasy” ( Ramsay Wiliam M.,The Bearing of Recent Discovery on the Trustworthinnes of the New Testament.,Hodder and Stoughton, London 1915, s. 222). Wykazano jednak, że autor Ewangelii chce tylko uchodzić za historyka – myli się on wiążąc narodzenie Jezusa ze spisem Kwiryniusza a pisząc o tym, że Annasz i Kajfasz wspólnie pełnili urząd arcykapłana wydaje się nie wiedzieć, że prawo żydowskie wyznaczało tylko jednego arcykapłana (Łk 3, 2). W 1954 roku ukazała się monumentalna praca Hansa Conzelmanna, Die Mitte der Zeit w której przekonujący sposób udowodniono, że Łukasz nie jest historykiem ale przede wszystkim teologiem. Conzelmann dokładnie przeanalizował intencję teologiczną Łukasza porównując go z Mr i Q. Doszedł do wniosku, że Łukasz dzieli historię zbawienia na trzy części: pierwsza z nich należała do Izraela i skończyła się wraz ze śmiercią Jana Chrzciciela, druga to czas Jezusa na ziemi a trzecia obejmuje Kościół aż do czasów ostatecznych ( tezę tą zanegował H. Flender; według niego historia zbawienia Łukasza dzieli się na dwa okresy: okres Izraela oraz okres Jezusa i jego Kościoła. por. ks. M. Bednarz, Ewangelie synoptyczne, Diecezja Tarnowska BIBLOS, Tarnów 1996, s. 265 ).

Ewangelia Łukasza musi być rozpatrywana w połączeniu z Dziejami Apostolskimi, ponieważ jeden autor napisał obydwa dzieła i choć występują one oddzielnie to jest to wynik późniejszej systematyki a nie zamierzeń redaktora. W kompozycji Łk Jezus zmierza do Jerozolimy z Galilei, a w Dziejach Apostolskich ewangelia zmierza z Jerozolimy do Rzymu. Dlatego też Łukasz usuwa wszelkiego rodzaju nazwy geograficzne, które mogłyby myśli czytelnika odciągnąć od Jerozolimy [ „I udali się do innego miasteczka” ( Łk 9, 56 ); „Przyszedł do innej wsi” ( Łk 10, 38 ) ]. Motywem przewodnim zatem jest geografia według, której ewangelia trafia od Żydów do pogan a zwieńczeniem tego jest podróż Pawła do Rzymu. Łukasz w pozytywnym świetle stara się przedstawić Rzymian: Piłat aż trzykrotnie stwierdza niewinność Jezusa. Łk pomija również fakt skazania na śmierć Pawła w Rzymie. Wszystko to ma na celu pewien efekt propagandowy: autor stara się przedstawić chrześcijaństwo w pozytywnym świetle; dlatego właśnie przemilcza każdy element, który mógłby wskazywać, że chrystianizm dla Rzymian był niebezpieczną sektą, którą zwalczali już od samego początku. „Sedno zainteresowania Ewangelii Łukasza stanowią nie uczniowie i Kościół w Jerozolimie, lecz Paweł i Kościół w Rzymie” ( J. D. Crossan, Kto zabił Jezusa? Korzenie antysemityzmu w ewangelicznych relacjach o śmierci Jezusa, Książka i Wiedza, Warszawa 1998, s. 36 ).

Wizerunek Jezusa jest przez Łk starannie dopracowany i stara się on usunąć wszystko cokolwiek mogłoby postawić Jezusa w negatywnym świetle. Eliminuje ludzkie odruchy Jezusa (oburzenie, gniew, strach – Mk 1, 43 = Łk 5, 13; Mk 3, 5 = Łk 6, 10; Mk 14, 33 = Łk 18, 6). Opuszcza fragment, który mógłby sugerować niewiedzę Jezusa (Mk 13, 32) i zmienia treść słów, które jego Mistrz wypowiedział na krzyżu, a które według niego były go niegodne: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Mk 15, 34); na bardziej dostojne: „Ojcze w ręce twoje polecam ducha mego” (Łk 23, 46). Łukasz łagodzi pośpiech eschatologiczny Jezusa, który charakteryzuje Marka i Mateusza. Oddala nas zatem przez swoją teologiczną wizję od autentycznego Jezusa. Jednak przez to, że niekiedy odwołuje się do różnych tradycji i umieszcza je w tekście to z pewnymi zastrzeżeniami może Ewangelia Łukasza pomóc w odtworzeniu historycznego Jezusa.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza publikacja ani jej żadna część nie może być kopiowana, zwielokrotniana i rozpowszechniana w jakikolwiek sposób bez zgody Redakcji. Autor dołożył wszelkich starań, aby jej treść była zgodna z rzeczywistością, nie może jednak wziąć żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki wynikłe z wykorzystania zawartych w niej materiałów i informacji.

Ewangelie synoptyczne – język, autorzy, data powstania

Są różne teorie powstania ewangelii synoptycznych (czyli trzech pierwszych ewangelii, które są dość do siebie podobne, a jednak i znacząco się różnią), wśród nich i dość ciekawa teoria Jeana Carmignaca, francuskiego biblisty, tłumacza manuskryptów wspólnoty qumrańskiej.

Podstawą hipotezy J. Carmignaca jest twierdzenie, że ewangelie synoptyczne pierwotnie powstały w języku hebrajskim (albo ich podstawą był tekst hebrajski), a następnie zostały przetłumaczone na grecki. Skąd ta zaskakująca teza? Przecież nawet co do Ewangelii Mateusza, o którym Papiasz, Ojciec Kościoła żyjący prawdopodobnie w latach 70–135, pisze, że zebrał w języku hebrajskim logia, twierdzi się, że powstała jednak w języku greckim. J. Carmignac, pracując nad dokumentami z Qumran zauważył istnienie wielu związków między tymi tekstami a Nowym Testamentem. Postanowił więc stworzyć komentarz do Nowego Testamentu w świetle dokumentów qumrańskich. Aby ułatwić porównanie greckich ewangelii z tekstami qumrańskimi, postanowił przetłumaczyć ewangelie na hebrajski. Zaczął od Ewangelii Marka. I chociaż spodziewał się, że praca będzie żmudna, okazała się zadziwiająco łatwa. To pozwoliło mu nabrać przekonania, że Ewangelia Marka pierwotnie była napisana po hebrajsku, a dopiero potem została przetłumaczona na grecki. Tłumacz przekładał tekst dosłownie, a nawet zachował w greckim szyk słów wymagany przez grecką gramatykę. J. Carmignac zauważa, że ewangelie nie zostały stworzone przez Semitów, którzy nie znali dobrze greckiego, i mówili lub pisali jakimś dwuelementowym żargonem, powstałym na skrzyżowaniu dwu języków. Zostały napisane przez ludzi, którzy pisali dobrze, lecz zgodnie z metodami semickimi, a zostały przetłumaczone na bardzo poprawny grecki przez innych ludzi, którym zależało na skopiowaniu słów tych pierwszych ludzi. Ewangelia Mateusza jest podobnie semicka jak Ewangelia Marka. Z kolei Ewangelia Łukasza na pewno była napisana po grecku, czego dowodzi choćby piękny grecki okres w prologu (Łk 1, 1–4). Ale i w niej pojawiają się nieoczekiwane semityzmy wśród pięknej greki. Naturalna jest więc teza, że autor pracował na semickich dokumentach przetłumaczonych bardzo dosłownie, które umieszczał we własnym tekście.

I. Semityzmy

J. Carmignac wyróżnia kilka rodzajów semityzmów, które można znaleźć w ewangeliach. Pierwsza grupa to semityzmy niemające decydującego znaczenia dla określenia języka oryginału:
– semityzmy zapożyczone: amen, abba, mesjasz, szbat;
– semityzmy naśladowcze: autor przyzwyczajony do czytania Septuaginty mógł odruchowo odtwarzać jej sformułowania, które same były hebrajskimi kalkami, ale mógł to być również wpływ ojczystego języka;
– semityzmy myślowe: charakterystyczna dla hebrajskiego niechęć do łączenia, syntetyzowania i porządkowania (co jest cechą greki), wyrażanie myśli w sposób rozbudowany;
– semityzmy słownikowe: słowa jednego języka nie odpowiadają dokładnie słowom innego języka, zwłaszcza w językach tak odległych jak grecki i hebrajski czy aramejski, np. słowo „syn” w hebrajskim jest stosowane szerzej niż tylko na oznaczenie relacji rodzice – dziecko, stąd np. „syn królestwa” zamiast „obywatel królestwa” w Mt 8, 12;
– semityzmy składniowe: niewolnicza wierność tłumacza może powodować, że składnia właściwa hebrajskiemu, czyli np. pomijanie rodzajnika, jest przenoszona na tekst grecki;
– semityzmy stylistyczne: proza semicka jest o wiele bliższa niż grecka stylowi języka mówionego, nie buduje zdań, lecz łączy za pomocą „i”, nie obawia się monotonii i powtórzeń, nie unika powtarzania słów o tym samym rdzeniu, np. Pragnąłem pragnieniem (Łk 22, 15); poematy, np. Benedictus, Magnificat, Ojcze nasz, w ewangeliach są zbudowane według reguł poezji semickiej, nie zaś greckiej; w hebrajskim początek dzieła lub rozwinięcie często zaczyna się od „i stało się”, po którym następuje okolicznik czasu, zazwyczaj bezokolicznik wprowadzony przez przyimek „kiedy”, a potem pojawia się inny czasownik poprzedzony przez „i”, czyli otrzymujemy sformułowanie: i stało się w robieniu przez niego (czegoś) i (ktoś) powiedział…

Druga grupa semityzmów ma znaczenie dla określenia języka oryginału i są to:

  1. Semityzmy kompozycyjne. Chodzi tu o to, że semityzm wpłynął na kompozycję tekstu, czyli tekst nie istniałby w swojej obecnej formie, gdyby nie został napisany w języku semickim. Hebrajski lubi gry słów i chętnie odwołuje się do podobnych dźwięków, które ułatwiają zapamiętywanie. Stąd np. dziura (qéra’) nie staje się większa, lecz gorsza (ra’) (Mk 2, 21, Mt 9, 16).
  2. Semityzmy przekazowe. Wynikają one z błędów kopistów i tłumaczy. Brak samogłosek w hebrajskim, których nie pisano, a należało ich się domyślić, sprzyjał tego rodzaju błędom, a wiele samogłosek pisało się podobnie. Np. Mk 11, 14 używa wyrażenia „jeść owoc”, czyli YWKL (według ortografii qumrańskiej), a Mt 21, 19 „wydać owoc” YWBL; ponieważ litery B i K są do siebie bardzo podobne, pomyłka jest wielce prawdopodobna.
  3. Semityzmy tłumaczeniowe. Polegają one na tym, że ponieważ jedno słowo może mieć różne znaczenia, różnie mogło być przez ewangelistów przetłumaczone. Np. u Mk 9, 49 ze zdziwieniem czytamy, że wszyscy będą ogniem posoleni. W hebrajskim istnieją jednak dwa rdzenie mâlah, z których jeden znaczy „solić”, a drugi „ulotnić się”. Sens zdania jest więc taki: wszystko w ogniu się ulotni. Tłumacz nie dostrzegł przy tym gry autora na dwóch rdzeniach w kontekście słów „dobra jest sól”, uznał, że dwa razy chodzi o ten sam rdzeń. Mt 5, 13 i Łk 14, 34 starają się ten trudny fragment ominąć.

II. Proces powstawania ewangelii

J. Carmignac podtrzymuje tezę, że najpierw powstała Ewangelia Marka. Co przemawia za tym, że powstała jako pierwsza? Jest w niej mniej faktów, a zwłaszcza mniej mów niż u dwóch pozostałych, ale fakty, które opowiada, są bardziej szczegółowe, konkretne, dokładne, przeżyte. Podaje on fakty, które Mateusz i Łukasz uznali za pozbawione znaczenia, a czasem nawet szokujące, np. że bliscy mówili o Jezusie: Stracił rozum (3, 21). J. Carmignac uznaje jednak, że Marek pierwotnie został napisany po hebrajsku (nie aramejsku!). Świadczą o tym semityzmy różnych kategorii, w tym te najważniejsze: kompozycyjne, przekazowe, tłumaczeniowe. W przypadku Marka semityzmy te rozrzucone są po całym dziele, ponadto semityzm obecny jest w prologu Marka, który jest dziełem ostatniego redaktora.

W tym samym mniej więcej czasie co Ewangelia Marka napisany został dokument, który przytacza przede wszystkim słowa Jezusa i dlatego można go nazwać Zbiorem mów, na ogół odpowiada on fragmentom, których nie ma u Marka, a istnieją, sformułowane bardzo podobnie, u Mateusza i Łukasza. Niemieccy bibliści nazwali go Q. Zdaniem Carmignaca również Zbiór mów został napisany po hebrajsku, bo różnice we fragmentach, z których korzystali Mateusz i Łukasz, dają się wyjaśnić na gruncie języka hebrajskiego.

J. Carmignac przyjmuje, że jakiś kompilator z Ewangelii Marka i Zbioru mów stworzył jeden dokument: uzupełnioną Ewangelię Marka, a przy okazji przerabiał Marka, opuszczając pewne szczegóły, zmieniając pewne zdania. O istnieniu takiego dokumentu, którzy obecnie nie istnieje, świadczy to, że Mateusz i Łukasz, którzy ewidentnie korzystali z Ewangelii Marka i Zbioru mów, często obaj zmieniają Marka w ten sam sposób. Ta zaginiona ewangelia była napisana po hebrajsku, bo to za jej pośrednictwem przeszły semityzmy ze Zbioru mów. Ten dokument zaginął, gdyż nie został przetłumaczony na grecki.

Jednak to właśnie z uzupełnionej Ewangelii Marka powstała Ewangelia Mateusza, której autor dodał do „uzupełnionego Marka” np. ewangelię dzieciństwa (1,1 – 2,23), pewne przypowieści (13, 36–53) itp. Mając świadomość bycia autorem, decyduje się na inny układ słów Jezusa, by złożyć z nich mowę-program (5,1 – 7,29). Pomija niektóre fragmenty mniej nadające się dla jego odbiorców, przeredagowuje Marka, ale przede wszystkim często stara się cytować Stary Testament, by pokazać, że życie i nauka Jezusa tkwią w „prawie i prorokach”.

Ewangelia Łukasza niewątpliwie była napisana po grecku (piękny grecki okres w prologu). Skoro Łukasz w prologu mówi o „wielu” wcześniejszych od jego opowiadaniach, to trudno zarzucać mu kłamstwo, nawet jeśli przyjmie się, że jest w tym „wielu” pewna przesada. Nawet jeśli nie miał w rękach wszystkich wcześniej wymienionych źródeł (hebrajski Marek, hebrajski Marek uzupełniony, hebrajski Zbiór mów i hebrajski Mateusz), to raczej o nich słyszał. Ponieważ jednak nie znał hebrajskiego (pochodził z Antiochii), postarał się o przetłumaczenie dokumentów na grecki (chodzi zwłaszcza o uzupełnionego Marka), a następnie z tego materiału ułożył swoją ewangelię, dokonując retuszów w tłumaczeniu, które było pełne semityzmów. Dodał do tego ewangelię dzieciństwa (1,5 – 2,52), opowiadanie o ostatniej podróży Jezusa do Jerozolimy (9,51 – 18,14), oraz bezpośrednie świadectwo Męki i Zmartwychwstania (22,1 – 24,53). Dodał przejścia między tymi częściami i pousuwał szczegóły, które mogły wydać się dziwne czytelnikom (np. chodzenie po wodzie, Mk 6, 45–52, rozmowę o tradycjach faryzejskich, Mk 7, 1–23). Łukasz nic nie dorzucał do źródeł, za to często skracał.

III. Autorstwo ewangelii synoptycznych

J. Carmignac w kwestii autorstwa ewangelii opiera się na świadectwach starożytnych i badaniach współczesnych.

Najmniej pewne są wzmianki w tekście najwcześniejszym, czyli listach św. Pawła. W 2 Liście do Koryntian (napisany ok. 54–57 r. n.e.) Paweł mówi o „czytaniu starej diathêkê” (3, 14), co odpowiada czytaniu Starego Testamentu, a skoro mówi się o ST, to trzeba znać przeciwstawienie w postaci Nowego Testamentu. W 2Kor 3, 6 jest mowa o „nowej diathêkê, nie według litery, lecz według ducha”, co pozwala sądzić, że chodzi o jakiś spisany Nowy Testament. Mało prawdopodobne, by Paweł mówił tu o kilku własnych listach, które już istniały w tym czasie. Ale w 2Kor 8, 18 mówi o pewnej postaci: „brat, którego chwała względem Ewangelii przez wszystkie Kościoły”. Gdyby chodziło o głoszenie, nie byłby to żaden powód do chwały, bo wszyscy współpracownicy Pawła to robili. Może tu chodzić o Ewangelię Łukasza, współpracownika Pawła, która była już rozpowszechniana w kościołach. Te teksty Pawła nie są decydującym argumentem, ale nie należy ich pomijać.

J. Carmignac analizuje również świadectwa Ojców Kościoła.

Opierając się na badaniach dotyczących, cytowanych przez Euzebiusza z Cezarei, fragmentów zaginionego dzieła Papiasza Egzegezy Logia Kuriaka, stwierdza, że Papiasz mówi, że apostoł Piotr napisał Ewangelię (w języku semickim), a Marek, tłumacz Piotra, przetłumaczył ją na grecki, pozwalając sobie dorzucić pewne rzeczy. Te dodatki usprawiedliwione są doskonałą znajomością tego, co głosił Piotr, nawet jeśli nie zostały wstawione w odpowiednim miejscu, co uczynić mógł tylko Piotr. Klemens Aleksandryjski (ok. 150–215) stwierdza, że Marek w Aleksandrii dokonał uzupełnień we własnym tłumaczeniu tekstu Piotra.

Papiasz mówi, że „Mateusz zebrał więc w języku hebrajskim logia i każdy je hêrmêneuse, jak był w stanie”. Zdaniem J. Carmignaca oznacza to, że Mateusz napisał swoją ewangelię po hebrajsku, że minęło trochę czasu, zanim ta ewangelia została oficjalnie przetłumaczona na grecki, i że zanim to się stało, w obiegu znajdowały się różne niezbyt udane tłumaczenia. Ireneusz dodaje, że Mateusz napisał po hebrajsku swoją ewangelię przed opuszczeniem Palestyny. Orygenes i Euzebiusz z Cezarei, który przytacza także inne świadectwa, również mówią o napisaniu Ewangelii Mateusza po hebrajsku.

Ireneusz (ok. 180–185) stwierdza, że Ewangelię Łukasza napisał towarzysz Pawła.

IV. Data powstania

J. Carmignac, by ustalić datę powstania poszczególnych ewangelii, wychodzi od kwestii datowania Dziejów Apostolskich, a więc drugiej części działa autora Ewangelii Łukasza. Zastanawiające jest, że autor Dz najpierw wiele miejsca poświęca opisowi szczegółów, czasem nieistotnych, podróży Pawła do Rzymu z Cezarei (jesień 60 r. i wiosna 61 r.), początkowi jego pobytu w Rzymie, a nie podaje wyniku procesu, z powodu którego sprowadzono go przed oblicze cesarskie. Zakończenie jest tak zaskakujące, że można zakładać, że całość kończy się w chwili, gdy Paweł oczekiwał jeszcze pozwania przed sąd (początek roku 63). Logiczne wytłumaczenie jest takie, że autor nie chciał opóźniać rozpowszechniania swojego dzieła i zdecydował się na takie zakończenie (nawet liberalny Harnac przyjmuje datę powstania Dz tuż po 60 r., mimo że wcześniej przyjmował 78 r.). Zatem Dz zostały napisane między 61 a 63 r. Taka data ze względu na prolog Dz, w którym wspomniana jest Ewangelia Łukasza, wymusza datowanie Ewangelii Łukasza na 58–60 r. w czasie uwięzienia Pawła w Cezarei, kiedy Łukasz był przy nim. Wtedy Łukasz mógł udać się do Nazaretu, żeby zebrać źródła, które posłużyły mu do uzupełnienia Marka, już uzupełnionego Zbiorem mów. Hebrajski Mateusz powstał niedługo przed, ale i niedługo po Łukaszu, bo ewangelie dzieciństwa są tak różne, że autorzy nie mogli znać swoich dzieł i nie starali się ich zharmonizować. Skoro Uzupełniony Marek był na tyle rozpowszechniony, by wpaść w ręce Mateusza i Łukasza, to jego powstania nie można umieścić po 55 r. W ten sposób J. Carmignac dociera do redakcji Marka (po heb.) i Zbioru mów (po heb.) ok. 50 r.

Jeśli weźmie się pod uwagę wskazówki z 2 Listu do Koryntian, to należy uznać, że w 54 lub 57 roku Łukasz był znany we „wszystkich Kościołach” za sprawą swojej ewangelii. A skoro tak, to (ze względu na zwłokę z przepisywaniu i rozpowszechnianiu dzieła) mógł zostać napisany między 50 a 53 rokiem, czyli Mateusz podobnie, Uzupełniony Marek ok. 45–50, a Marek (hebrajski) i Zbiór mów ok. 42 albo 45 lub nawet wcześniej. Teksty 2Kor są niejasne, ale dochodzą dwa argumenty: ponieważ Paweł nie mógł długo przebywać w każdej wspólnocie, z pewnością chciał zostawić po sobie pisany tekst, i czy możliwe jest, by przez 20 lat (od 30 do 50 r.) palestyńscy świadkowie nauczania i życia Jezusa nie starali się spisać wspomnień i zgrupować ich w ewangelii.

Tłumaczenie Ewangelii Mateusza na hebrajski mogło nastąpić ok. 60 r., a na pewno wtedy, gdy była rozpowszechniona Ewangelia Łukasza, gdyż u Mateusza występują greckie terminy Łukasza. Z kolei Marek mógł przetłumaczyć Ewangelię Piotra przed rokiem 64 (prawdopodobny rok śmierci Piotra).

V. Data powstania, język i autorstwo ewangelii synoptycznych według innych źródeł

J. Carmignac przypuszczał, że jego hipotezy staną się podstawą egzegezy ewangelii synoptycznych około roku 2000. Zobaczmy, jak rzecz się ma w przypadku wstępów do ewangelii w dwóch wydanych około roku 2000 polskich przekładach Biblii, tzw. Biblii Paulistów (przekładu dokonany przez biblistów z Towarzystwa Świętego Pawła, Nowy Testament wydany w 2005 r.) i Ekumeniczny Przekład Przyjaciół (przekład abpa Jeremiasza Anchimiuka, ks. Michała Czajkowskiego, ks. Mieczysława Kwietnia i Jana Turnaua, NT wydawany stopniowo od 1993 r.).

BPaul mówi o tym, że Ewangelia Mateusza przypisywana jest Mateuszowi, mogła powstać w Syrii (Antiochia), być może pierwotnie zredagowana w języku aramejskim lub hebrajskim, napisana między rokiem 80 a 90 r. n.e.; Ewangelia Marka przypisywana jest Markowi, współpracownikowi Piotra w Rzymie i mogła powstać w latach 60.; Ewangelia Łukasza jest przypisywana Łukaszowi, współpracownikowi Pawła, i powstała po roku 70 n.e. Widać, że jeśli chodzi o autorstwo, to jest tu zgodność z tym, co mówią Ojcowie Kościoła i J. Carmignac, jeśli chodzi o język, to tylko w przypadku Mateusza wspomniany jest hebrajski oryginał, a jeśli chodzi o datowanie to jest ono przesunięte o mniej więcej 10 lat, a w przypadku Mateusz o 20 lat.

EPP mówi, że Ewangelia Mateusza powstała około roku 80 n.e. (w Syrii?) z różnych wcześniejszych źródeł, język i autor nie są wskazani; że Ewangelia Marka powstała prawdopodobnie około roku 70 n.e. w Rzymie, na podstawie tradycji św. Piotra, nie bez wpływu św. Pawła; że Ewangelia Łukasza powstała prawdopodobnie w latach 60. n.e., ale możliwe, że w latach 80–85 n.e., a autorem z dużym prawdopodobieństwem jest Łukasz, lekarz umiłowany, towarzysz Pawła. Widzimy więc, że przesunięcia datowania w stosunku do hipotezy J. Carmignaca są podobne jak w przypadku BPaul, że jako autor wskazany jest tylko Łukasz i że nie wspomina się o hebrajskim czy aramejskim oryginale.

Andrzej Jan Nowicki w jednym ze swoich komentarzy podał następujące dane na temat powstawania ewangelii synoptycznych (zapewne przyjmowane przez dużą część badaczy).

Ewangelia Marka – Powstała dopiero w 75 r. n.e. Jest haggadą czytaną adeptom w trakcie Wielkanocy podczas inicjacji chrztu i została oparta na zasadach greckiej retoryki. Posługuje się językiem greckim najniższych warstw.

Ewangelia Mateusza – Powstała w 85–90 r. n.e., napisana poprawną greką, prawdopodobnie w Syrii przez anonimowego autora. Składa się z przerobionych perykop Ewangelii Marka, z logionów zaczerpniętych z Q oraz z tak zwanego materiału własnego M. Napisana w nurcie chrześcijaństwa popawłowego, śmierć Jezusa interpretuje ekspiacyjnie. W opinii większości badaczy należy ją zaliczyć do działu literatury ludowej.

Ewangelia Łukasza – powstała w 90 r. n.e. Jej autorstwo niesłusznie przypisywano Łukaszowi, którego utożsamiano z lekarzem i towarzyszem Pawła. Dziś kwestionuje się to autorstwo, a koronnym argumentem – oprócz szeregu innych – jest brak w tej Ewangelii głównych motywów paulińskiej teologii. Jest niezależna od Ewangelii Mateusza. Podobieństwo tych dwóch ewangelii jest spowodowane korzystaniem z tych samych materiałów: Ewangelii Marka oraz Q. Łukasz posiada także elementy własne, które bibliści nazywają Materiałem L. Ewangelia pisana wytworną greką tworzy w miarę spójną relację, która jest efektem przemyślanej już teologii, a dopełniają ją Dzieje Apostolskie napisane przez tego samego autora (a zatem po roku 90, czyli około 30 lat później niż według Carmignaca!).

Zespół Y – powstał 30–40 r. n.e., materiał wyodrębniony z materiału wspólnego dla Q i Marka. Pochodzi bezpośrednio z nauczania Jezusa lub z najbliższego kręgu jego uczniów. Tradycja Y została niezależnie wykorzystana przez kompilatorów Ewangelii Q oraz Marka.

Ewangelia Galilejska Q – Okres kształtowania: 40–50 n.e., wyodrębniona z materiału wspólnego dla Ewangelii Mateusza i Łukasza. Napisana w języku greckim.

Widzimy więc, że następuje tu przesunięcie daty powstania w stosunku do tego, co proponuje J. Carmignac, nawet o około 25–30 lat. Wydawać by się mogło, że jest to niewiele i nie ma specjalnego znaczenia, tymczasem jest przeciwnie. Takie datowanie wyklucza raczej autorstwo, a przynajmniej silne oddziaływanie, kluczowych postaci wczesnego chrześcijaństwa, a więc Piotra, Pawła i Mateusza. Do tego dochodzi idea silnego odziaływania gmin wczesnochrześcijańskich na kształtowanie się ewangelii, której zaprzeczyć się nie da, czym innym jednak jest przyjmowanie, że przekazywanie ustne trwało około 20 lat, a może mniej, a czym innym, że 60, a nawet więcej. Przy tym takie datowanie wynika z rzekomego rozwoju idei teologicznych. Może słuszny jest zarzut J. Carmignaca, że takie datowanie zakłada, że idee rozwijają się po linii prostej i wszyscy rozwijają się w tym samym rytmie, co jest nieprawdą. J. Carmignac odrzuca błędne koło datowania za pomocą przypuszczalnej ewolucji teologicznej, a później opisywania ewolucji teologicznej opierającej się na datowaniu, do którego wymyślenia ta ewolucja się przyczyniła.

***

Widać więc, że nawet przeszło dekadę po roku 2000 hipoteza J. Carmignaca nie stała się podstawą egzegezy ewangelii synoptycznych. Dlaczego więc mielibyśmy brać pod uwagę poglądy J. Carmignaca, skoro on sam twierdził, że jest to hipoteza, a poza tym nie przeprowadził szkicowanych w książce prac badawczych (z powodu śmierci) nad dokumentami qumrańskimi, ewangeliami, poglądami autorów, którzy przyjmowali hebrajski (lub aramejski) tekst pierwotny ewangelii? Dlaczego nie traktować jej jako jakiejś kolejnej dziwaczej hipotezy, skoro Pierre Grelot, francuski biblista, zwalczał ją z całą stanowczością w swojej książce, a również inni bibliści zaciekle ją atakowali?

Jak stwierdza Paweł M. Mucha w swoim dołączonym do polskiego wydania książki J. Carmignaca tekście Kontrowersje wokół hipotezy ks. Jeana Carmignaca, hipoteza ta była atakowana z powodu jej skutków. Burzyła ona bowiem powszechnie przyjmowane rozwiązania problemu synoptycznego, które pociągały za sobą takie, a nie inne koncepcje teologiczne. Koncepcje te nie pozwalały przyjąć argumentów, które zmuszały do rewizji dotychczasowych poglądów. Dlatego książka J. Carmignaca była postrzegana jako ostatnia ostoja konserwatyzmu. Tymczasem Piotr Muchowski, znany hebraista z UAM, w swojej habilitacji Hebrajski qumrański językiem mówionym, stwierdził, że ten hebrajski był językiem codziennym znacznej części społeczeństwa żydowskiego. Z kolei za wczesnym datowaniem Ewangelii Łukasza przemawiają wyniki poszukiwania adresata dwu-dzieła Łukasza, czyli „dostojnego Teofila / przyjaciela Boga”. Zdaniem P. M. Muchy jest nim wspomniany w Dz rzymski prokonsul Cypru Sergiusz Paweł, a jeśli tak, i rzeczywiście chodzi tu o Quintusa Sergiusza Paulusa, to Paweł musiałby się z nim spotkać przed końcem marca 37 r. Ów autor deklaruje również zmierzanie w kierunku wyznaczonym przez J. Carmignaca.

Czy zatem nie należałoby tez J. Carmignaca potraktować poważnie? Niezależnie jednak od odpowiedzi na to pytanie trzeba być świadomym tego, że jest, a ciągle pojawiają się również nowe, wiele hipotez co do powstania ewangelii synoptycznych i że jak na razie nie ma ostatecznych dowodów przemawiających za takim, a nie innym ich datowaniem, autorstwem, a nawet językiem, w którym zostały napisane.

Tekst oparty na książce: Jean Carmignac, Początki ewangelii synoptycznych, tłum. W. Rapak, Kraków 2009.

Spór o „Syna Człowieczego”. Chrześcijańska perspektywa. Główni bohaterowie: J. Fitzmyer i G. Vermes

Postanowiłem przerwać trwającą pewien czas dyskusję pomiędzy moją osobą i p. Robertem Rynkowskim dotyczącą, niewątpliwie, jednego z najtrudniejszych tematów: problematyki „syna człowieczego”; ponieważ, w istocie, to nie my jesteśmy jej bohaterami. Rozegrała się ona i wstępnie rozstrzygnęła całkiem niedawno, dlatego też postanowiłem przybliżyć czytelnikom arkana tego sporu, a to, wydaje mi się, w o wiele większym stopniu pomoże każdemu na zajęcie osobistego stanowiska i, być może, skłoni kogoś do sięgnięcia związanej z tym zagadnieniem specjalistycznej literatury.

Warto też przywołać słowa pewnego dokumentu Papieskiej Komisji Biblijnej, abyśmy wszyscy mogli przekonać się, że spór toczony w imię Boże, ma jednak olbrzymią wartość, ale nie może on przekraczać pewnych granic:

Wolno nam się szczerze radować, że mamy dzisiaj wielu wiernych synów Kościoła, którzy są tak dobrze obeznani z problemami biblijnymi, jak tego wymagają czasy obecne, a idą za wskazówkami Najwyższych Pasterzy i całą duszą z nieustającym poświęceniem oddają się tym ważnym a mozolnym studiom. Usiłowania tychże gorliwych pracowników w winnicy Pańskiej oceniać należy nie tylko w duchu prawości i sprawiedliwości, lecz i w duchu miłości, o czym powinni pamiętać wszyscy inni synowie Kościoła. Wszakże sławni nasi komentatorzy, np. św. Hieronim, zawiłe kwestie nie zawsze szczęśliwie rozwiązywali. Starajmy się o to, by w trakcie ożywionych dyskusji i polemik nie przekraczano granic wzajemnej miłości(cyt. za R. Bartnicki, Ewangelie synoptyczne, geneza i interpretacje, Warszawa 1996,s. 17 ).

Syn człowieczy – spór o Jezusa

Zanim przedstawię czytelnikowi moment apogeum tego sporu warto nadmienić, że w starożytności nie miał on kompletnie żadnego znaczenia. Dla ówczesnych ojców Kościoła określenie Syn Boży podkreślało boskość Jezusa, a idiom Syn Człowieczy Jego człowieczeństwo. Prawdopodobnie ojcom nawet się nie śniło, że na niemieckich uniwersytetach będzie to jeden z głównych tematów licznych rozpraw i teorii.

Św. Augustyn również zajmował się tym problemem, by stwierdzić:

Jezus Chrystus, Syn Boży, jest Bogiem i człowiekiem: Bóg przed wszystkimi światami, człowiek w naszym świecie (…). Ale ponieważ jest on jedynym Synem Boga, przez naturę, a nie z łaski, został Synem Człowieczym, aby mógł być pełnym łaski (Augustyn, The Augustine Catechism, 2008, s. 68 ). 

Św. Augustyn nie wychodzi więc poza normalne znaczenie tego słowa, czyli człowiek. To przecież naturalne podejście do tego zagadnienia – i tak też do niego podchodzono aż do średniowiecza. Sytuacja zmieniła się z chwilą pojawienia się protestantyzmu; to wtedy wykrystalizowały się zasadniczo trzy podejścia do tego zagadnienia: pierwsze i podstawowe podkreślające Jego człowieczeństwo; drugie, że był to idiom, którym Jezus po prostu się tak określał, i trzecie, że nawiązywał do Dn 7, 13. W XX wieku doszło już do zupełnego „szaleństwa”, które z różnych przyczyn, o których jeszcze nadmienię, trwa do tej pory. „Szaleństwo” to zebrał i zsyntetyzował Joachim Gnilka:

Trwają niekończące się dyskusje na ten temat. W tradycji synoptycznej zastanawiające są tu dwie rzeczy. Po pierwsze, o Synu Człowieczy mówi tylko Jezus. Znaczy to, że nikt poza Nim nie mówi o Nim jako o Synu Człowieczym. […]. Po drugie, o Synu Człowieczym Jezus zawsze mówi w trzeciej osobie. Nigdzie nie mówi: Ja, Syn Człowieczy. […].
W analizach badaczy Łk 12, 8 często był obierany za przesłankę wyjściową dla wyprowadzanych wniosków. Bultmann jest zdania, że Jezus mówił o przychodzącym Synu Człowieczym, jako o kimś innym, H. Conzelmann natomiast uważa, że Łk 12, 8 zakłada tożsamość Syna Człowieczego z Jezusem i z tego tytułu należy jego autorstwo przypisać Kościołowi. To samo należałoby jego zdaniem odnieść do tradycji Syna Człowieczego. Także zdaniem E. Lohsego i A. Vogte wypowiedzi odnoszące się do Syna Człowieczego uważają za popaschalne. Bo nie byłoby rzeczą stosowną – twierdzą – w przepowiadanie Jezusa wprowadzać rozróżnienie pomiędzy Nim samym a zapowiadanym przezeń Synem Człowieczym czy też przypuszczać, że mówił o swym ukazaniu się w roli Syna Człowieczego na sądzie. To ostatnie można było pojąć, o czymś takim można było mówić dopiero na podstawie wydarzeń paschalnych. Poza tym Jezus głosił królestwo Boże w kontekście którego, zdaniem tych autorów, nie było miejsca na oczekiwanie Syna Człowieczego” (J. Gnilka, „Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła”, 2004, s. 214 – 215).

Co więc w końcu wybiera z tych rozwiązań niemiecki badacz?

Wątek Syna Człowieczego występuje w źródle Q, ponieważ mówił o nim już Jezus. Ale paschalne poznanie tego, że Jezus jest Synem Człowieczym, potwierdzone przez źródło Q, jest zakorzenione w doświadczeniu paschalnym” (Tamże, s. 294).

Inaczej mówiąc, badacz doszedł do takich samych wniosków, jak „guru” większości niemieckich badaczy R. Bultmann (por. Tamże, s. 291). Tymczasem w odległym świecie  dwóch nieprzeciętnych ludzi szykowało rewolucję o jakiej nie śniło się nawet niemieckim profesorom w „nocnych koszmarach”.

Teraz możemy wprowadzić na scenę dwóch kolejnych bohaterów tego spektaklu: badacza żydowskiego G. Vermesa oraz badacza katolickiego J. Fitzmyera.

Nowe spojrzenie nowe wnioski

Zacznę od przybliżenia sylwetki nieżyjącego już profesora Gezy Vermesa  (1924 – 2013). Posiadał korzenie żydowskie, a jego rodzina była ofiarą holocaustu. Sam Vermes został ochrzczony w młodym wieku i został księdzem katolickim; podjął studia w Paryżu i Belgii.  Doktoryzował się z rękopisów qumrańskich. Z Kościoła wystąpił na skutek spotkania swojej towarzyszki życia i późniejszej żony; nie stały za tym początkowo jakiekolwiek kwestie teologiczne czy też doktrynalne – przynajmniej tak utrzymywał nieżyjący profesor. Do jego najwybitniejszych osiągnięć należy przetłumaczenie zwojów qumrańskich na język angielski (The Death Sea Scrolls in English). W jednym z wywiadów dla Tygodnika Powszechnego powiedział:

Zacząłem badać historyczną osobowość Jezusa w dziełach naukowców zajmujących się Nowym Testamentem (głównie u protestantów, bo katolicy wciąż jeszcze milczeli w kwestii badań biblijnych). Hołdowali oni metodzie Rudolfa Bultmanna, który w słynnej książeczce “Jezus” stwierdzał, że ponieważ pisma Nowego Testamentu opierają się na wierze pierwszych chrześcijan, niemożliwością jest wywiedzenie z nich wartościowych informacji historycznych. Nowy Testament, a zwłaszcza Ewangelie, nie są bowiem źródłami historycznymi czy bezstronnym, kronikarskim zapisem tego, co się wydarzyło. Miały służyć szczególnego rodzaju lekturze, pisano je z konkretnych powodów, kierując się określonymi przeświadczeniami.  Wystąpiłem wówczas z rewolucyjnym twierdzeniem, że zrekonstruowanie postaci historycznego Jezusa jest możliwe. Dziś brzmi to nieco staroświecko, ponieważ sytuacja diametralnie się zmieniła: ukazały się kolejne książki o historycznym Jezusie, wydawane głównie w Oksfordzie. Trzy z nich opublikowano w latach 1973-85 – “Jesus the Jew” mojego autorstwa (1973), “Jesus and the Constraints of History” Anthony’ego Harveya (1983) i “Jesus and Judaism” E. P. Sandersa (1985). Od tego czasu lista książek, których tematem jest historyczność Jezusa, znacznie się wydłużyła. Nie twierdzę, że stało się tak tylko dzięki “Jesus the Jew”; ta książka pojawiła się we właściwym momencie, gdy klimat był już brzemienny w podobne idee, a sytuacja gotowa na zmianę (Rozmowa odbyła się 14 lutego 2005 w redakcji “Tygodnika Powszechnego”. Z profesorem Gezą Vermesem rozmawiali ks. prof. Grzegorz Ryś, o. Piotr Włodyga OSB, Mateusz Flak i Marek Zając).

Drugim bohaterem jest J. A.  Fitzmyer SJ (ur. 1920) emerytowany profesor na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie. Ojciec –  jezuita to jedna z najwybitniejszych postaci specjalizujących się w badaniach nad Nowym Testamentem, zwojami znad Morza Martwego oraz wczesną literaturą żydowską.  Fitzmyer uzyskał doktorat  z języków semickich (hebrajski, aramejski) w Johns Hopkins University w 1956 roku i licencjat w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie w 1957 roku.  Przez wiele lat uczył aramejskiego i hebrajskiego na Uniwersytecie w Chicago. Napisał on olbrzymią liczbę publikacji, które w Polsce – co niewątpliwie jest skandalem par excellence (nawiązanie do Qumran celowe) – nie są tłumaczone. Co łączy tych dwóch badaczy: fenomenalna znajomość języka aramejskiego i, co ważne dla nas katolików, obydwoje osiągnęli ją na „naszych” uniwersytetach. Kto jest stawką w grze tych dwóch badaczy? Ubogi cieśla z Nazaretu żyjący i nauczający na skalistych drogach Galilei. Gdyby stanął On w tej chwili przed nami to zadajmy sobie pytanie: jakim językiem, by przemówił? Okazuje się, że przemówiłby do nas galilejską odmiana języka aramejskiego, której nie zrozumiałaby większość badaczy niemieckich uczących się języka greckiego, za to niewątpliwie nasi dwaj bohaterowie mogliby porozmawiać z Jezusem nawet o pogodzie.

W Ewangelii Marka pozostały ślady dialektu, którym posługiwał się Nazarejczyk: „talitha kum” ( Mr 5, 41 ) – „kum” poświadcza Targum Palestyński; „mamona” ( Mr 6, 24 ) – po hebr. „mamon” – forma wielokrotnie poświadczona w Targumach; „effatha” ( Mk 7, 34 ) – ma liczne poświadczenia, które wskazują, że Jezus mówił po aramejsku z silnym dialektem galilejskim. Dialekt ten powodował, że w niektórych wypadkach Galilejczycy nie byli właściwie rozumiani np. w Judei. Gdy jeden z nich chciał coś zakupić w Jerozolimie i użył słowa „amar”. Sprzedawca stwierdził:

„Głupi Galilejczyku, czy chcesz coś, na czym mógłbyś jeździć ( osioł=chamar )? A może coś do picia ( wino=chamar )? Albo może jakieś ubranie ( wełna=`amar )? Albo coś na ofiarę ( baranek=immar )? (bEr 53b).

Dialekt ten był łatwo rozpoznawalny w Jerozolimie i dlatego jedna z kobiet mogła powiedzieć do Kefasa: „Prawdziwie, ty jesteś jednym z nich (Galilejczykiem – przyp. AJN ); wszak zdradza cię i twoja mowa (Mt 26, 73).

Dopiero po ustaleniu tych podstawowych faktów możemy zastanawiać się nad tym, co Jezus mógł mieć na myśli używając wyrażenia „syn człowieczy” i jak mogli go rozumieć galilejscy słuchacze. Oczywiście odpowiedzi nie może udzielić ten, który nie wniknął w „arkana” języka aramejskiego, lecz opiera się tylko i wyłącznie na tekście greckim, który powstał na etapie późniejszym. Dlatego też wyżej wymienieni badacze, bo któż by inny, postanowili poszukać odpowiedzi na zagadnienie, które jak do tej pory nie mogło znaleźć swojego jednego rozwiązania.

                                            Wojna Vermes – Fitzmyer

Gdy Vermes w spokoju opracowywał nową teorię dotycząca „syna człowieczego” analizując literaturę rabiniczną pisaną po aramejsku w 1966 roku, część odbitek tej pracy dostała się w ręce zawodowców. Świat nauki był poruszony możliwością wyjaśnienia jednej z największych tajemnic Jezusa. Nikt też nie chce, aby „palma pierwszeństwa” przypadła innemu naukowcowi, a przecież wielu z nich chce też uchodzić za pierwszych, surowych recenzentów nowej teorii. Nie możemy się zatem dziwić, że natychmiast, pomimo iż nie ukazała się ona w całości, została zaatakowana przez Matthew Blacka, F. H. Borscha i Joachima Jeremiasa. Vermes chcąc nie chcą musiał zaimprowizować linię obrony dla teorii, która dopiero powstawała. Dzięki wyjątkowej erudycji i pomysłowości oraz znajomości realiów żydowskiego świata odparł ataki tych wybitnych uczonych, którzy w pewnym momencie nie byli w stanie już w jakikolwiek sposób naruszyć monolitu nowej koncepcji. A jej zasady są niezwykle proste: wychodząc z analiz aramejskiego użycia idiomu „bar nasha” badacz doszedł do wniosku, że w „galilejskim dialekcie aramejskie wyrażenie «syn człowieczy» pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Podobnie jak odpowiadający mu idiom «ten człowiek», używane jest ono w kontekście nawiązującym do upokorzenia lub śmierci; są jednak także okoliczności, w których unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności. Z drugiej strony, «ten człowiek» może oznaczać albo «ja», albo «ty», natomiast wszystkie dotychczas przebadane wypowiedzi zawierające określenie «syn człowieczy» odnoszą się wyłącznie do samego mówiącego” (G. Vermes, Jezus Żyd, Kraków 2003, s.223).

Wcześniej Fitzmyer analizując pisma qumrańskie, ustalił, że wyrażenie „«syn człowieczy» było używane w Palestynie w I w. przed i po Chr., zarówno w znaczeniu nieokreślonym: «ktoś», jak i ogólnym: «istota ludzka»” (J. Fitzmyer J., 101 pytań o Qumran, Kraków 1997, s. 132 ). Co oznacza wyjaśnienie Fitzmyera? Spróbujmy, aby to sobie wyobrazić poszukać odniesienia w języku polskim. Załóżmy, że mąż wraca późno z pracy (niektórzy nie muszą sobie tego wyobrażać) i żona mówi do niego: „Późno wróciłeś”. On odpowiada: „Człowiek się napracuje, a i tak z tego nic nie ma”. W tym kontekście wskazuje on na samego siebie, ale to wyrażenie odnosi się też do innych, którzy są w podobnej sytuacji. Otóż wiemy o tym już bezsprzecznie, że paralelnie wyrażano się w ten sposób w I w. w Palestynie, i że Jezus również stosował taką formę porozumiewania się z audytorium: A Jezus rzekł do niego: Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił ( Łk 9, 58; por. Mt 8, 28 ).  W odpowiedzi na prośbę człowieka o gotowości naśladowania Nazarejczyka, Jezus ostrzega go, że wiąże się to z bezdomnością i dyskomfortem. Przez określenie „syn człowieczy” Jezus wskazuje na siebie lub kogoś w Jego sytuacji. Nowość Vermesa polegała na tym, że wskazał on, iż miejsca, w których występuje wyrażenie „syn człowieczy”, można rozumieć jako „ja” lub „mnie”, a więc znacznie rozszerzył on jego zakres i, właściwie, przyjęcie jego tezy oznaczałoby, że Jezus nigdy nie użył idiomu „syn człowieczy” jako tytułu – nie mówiąc już o tym, by w jakikolwiek sposób chciał On przez to nawiązywać do wizji Daniela.

Tymczasem Fitzmyer szykował „morderczy” cios dla analiz Vermesa. Zgodził się on z nim, że przynajmniej w jednym wypadku ma on rację, a zatem, że była taka forma mówienia o sobie, ale – według Fitzmyera – najwcześniejszy przykład jakiego dostarczył Vermes pochodzi z II wieku po Chr., a więc w żaden sposób nie można odnosić tej filologicznej funkcji do czasów Jezusa ( Catholic Biblical Quarterly 30 [1968], s. 427).

Świat nauki oczekiwał odpowiedzi Vermesa, tymczasem Morton Smith – młody geniusz, który dopiero co zaczynał się przebijać wtedy na „salony” – stwierdził, że jeśli Fitzmyer obali w ten sposób teorię Vermesa, to i „pogrzebie” swoją, ponieważ forma omowna, którą przyjął świat nauki za Fitzmyerem opiera się na poświadczeniach z I w. przed Chr. Dlaczego więc mamy uznawać coś, co pochodzi sprzed stu lat przed Chr. a nie uznawać czegoś, co pochodzi ze stu lat po Chr? Wszyscy naukowcy zamarli w milczeniu i przerażeniu czy genialny zakonnik „pochowa” swoją teorię, by „zniszczyć” konkurenta. Użył przecież ataku, który w stosunkach USA – ZSRR nie był nigdy użyty – broni wzajemnej zagłady. Odpowiedź przyszła z zupełnie innej strony – przywołano przykład „Księgi z przepisami prawa krajów”. Jest to najstarsze ogólne prawo ludzkości w języku aramejskim, pochodzące z końca II lub z początku III wieku po Chr., i z niego bezsprzecznie stwierdzamy, że (ברנשא) bar Nasha jest stosowany w formie ogólnej na oznaczenie ludzkości:

To jest natura syna człowieczego (דברנשא, debarnasha), że powinien się urodzić i rozwijać się i osiągnąć swój szczyt i rozmnażać się i starzeć, podczas jedzenia i picia i spania i jawy, i że powinien umrzeć  (linie 11-14). 

Można więc wykazać konieczną ciągłość dla tezy Fitzmyera, a jeśli tak, to i zaskakujące uderzenie w teorię Vermesa zostało odparte.

Tymczasem w zaciszu klasztoru, w swojej cichej celi, nasz niezłomny badacz szykował znacznie poważniejszy atak na teorię Vermesa. Przepatrując manuskrypty zauważył on, że we wcześniejszych źródłach słowo „nash” było zapisywane jako „`enash”. Tym razem wydawało się, że nowa teoria już rzeczywiście „legnie w gruzach”. Fitzmyer stwierdził, że brak „alef” jest oznaką późnego pochodzenia przywoływanych przez Vermesa przykładów. Tym razem jednak Vermes wyprowadził obronę, na którą już Fitzmyer musiał przystać, gdyż opierała się ona na olbrzymiej liczbie świadectw. Oddajmy głos nieżyjącemu profesorowi:

Gdyby jednak Fitzmyer chciał zastosować się do podanej przez siebie zasady, wówczas sam znalazłby się w nie lada kłopocie. Na przykład, zmuszony do objaśnienia nowotestamentalnej formy imienia „Łazarz” (Lazar/-us) na podstawie współczesnych lub wcześniejszych źródeł, odkryłby, że świadectwa pochodzące z pierwszego stulecia po Chr. – list rozwodowy z Murabba`at oraz jerozolimski epigraf na urnie – zapisują to imię jako „Eleazar” z literą „alef” na początku. Forma „Lazar” powstała zatem od „Eleazara” w wyniku opuszczenia początkowego „alef”, w taki sposób, w jaki „nash” stanowi skróconą wersję „`enash”. Jednakże jak wiadomo, takie gubienie otwierającej głoski gardłowej jest właściwością galilejskiego dialektu aramejskiego, i co charakterystyczne, Palestyński – tj. galilejski – Talmud często ściąga imię „Eleazar” i „Eliezer” do postaci „Lazar” i „Liezer”” (Vermes 2003, s. 254).

A może jednak nie?

Z zainteresowaniem przeczytałem kontrpropozycję odczytania tytułu «Syn Człowieczy» w ujęciu dr. Roberta Rynkowskiego, która, jak mi się wydaje, pozostaje pod dużym wpływem Gerharda Lohfinka. Chciałbym jednak odnieść się do kilku brakujących elementów tej odpowiedzi.

Dr Robert Rynkowski zgadza się ze mną, a właściwie z Fitzmyerem, że w Palestynie w I w. przed Chr. i w I w. po Chr. nie używano określenia «Syn Człowieczy» w sensie tytularnym, i właściwie jest to podstawa, od której należy zacząć rozważanie tej kwestii. Fitzmyer wskazuje, że używano tej formy zarówno w znaczeniu nieokreślonym: «ktoś», jak i ogólnym: «istota ludzka». Vermes w swoich analizach, a z tą interpretacją zgadza się Fitzmyer, wskazuje, że w galilejskim dialekcie aramejskie forma «bar nasza» («syn człowieczy») pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Co więcej, podaje on konkretne przykłady zastosowania tej formy! Dlaczego jest to takie ważne, ponieważ «syn człowieczy» nie jest wyrażeniem greckim, aby je więc zrozumieć i aby ono nabrało jakiegokolwiek sensu, to musi ono odwoływać się do języka aramejskiego.

Uprawialibyśmy karykaturę nauki, gdybyśmy najpierw uznali te przesłanki, następnie – opierając się na niehistorycznych i niejęzykowych podstawach – określili, co oznacza to nowotestamentalne wyrażenie, i wreszcie stwierdzili, że taka musi być również treść aramejskiego idiomu: i wcale nas nie obchodzi brak jakiegokolwiek poświadczenia takiego użycia w całym zachowanym zbiorze literatury aramejskiej! (G. Vermes, Jezus Żyd: ewangelia w oczach historyka, Kraków 2003, s. 236).

Dlatego wywód Lohfinka nie brzmi wiarygodnie, ponieważ nawet jeśli uważa on, że Jezus – na swój sposób – przemyślał Księgę Daniela i z niej skorzystał na oznaczenie swojej osoby, to najpierw musi wykazać, że wyszedł On poza jej pierwotne aramejskie znaczenie. Tymczasem wypowiedzi Jezusa, w których łączy On aramejski idiom z Dn 7, 13 jest «garstka», a większość przykładów mieści się w formie aramejskiego wyrażania się. Czy nie jest to niepokojące?

Charles H. Dodd (07 kwietnia 1884 – 21 września 1973) walijski badacz NT, który przez całe swoje życie utrzymywał, że Jezus w jakiś sposób identyfikował się z Danielowym «jakby synem człowieczym» na rok przed śmiercią w wieku osiemdziesięciu lat przyznał, że musi pod wpływem najnowszych odkryć przemyśleć całą tematykę; pokazał on tym samym, że w nauce nie ma ustalonych paradygmatów, a młodość i świeżość umysłu niekoniecznie należy wiązać z wiekiem (C. H. Dodd, Założyciel chrześcijaństwa, Kraków 1983, s. 103 – 105).

Gdzie zatem jest to ewangeliczne powiązanie «syna człowieczego» z Dn 7, 13? Spotykamy się z takim czymś w Mk13, 26 (Mt 24, 30; Łk 21, 27). Co o tym fragmencie mówi Joachim Gnilka, profesor egzegezy Nowego Testamentu i hermeneutyki biblijnej na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu w Monachium:

Do Dn 7, 13 nawiązują także wypowiedzi synoptyków. Najwyraźniejszy przykład tego znajdujemy w tzw. Apokalipsie synoptycznej Mk 13, 26, do której według powszechnego przekonania zostało włączone jakieś drobne judeochrześcijańskie pismo apokaliptyczne (J. Gnilka, Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2004, s. 207).

Następnie spotykamy takie odniesienie (bezpośrednie) w trakcie rozmowy Jezusa z arcykapłanem (Mk 14, 62; Mt 26, 64; Łk 22, 69). Nawet jeśli uznalibyśmy, że są to autentyczne słowa Jezusa (choć w tym wypadku wszyscy egzegeci pozostają zgodni, że tych słów nie należy przypisywać Jezusowi, bo któż miałby przekazać ich treść uczniom), to komu On miałby tłumaczyć tę nową interpretację tytułu «Syn Człowieczy»? Wrogim arcykapłanom? Niemniej jednak nawet jeśli zaprzeczymy wszystkim rozsądnym argumentom i uznamy, że są to jednak słowa Jezusa, to nawet w tym stadium nadal utrzymuje się jego użycie w funkcji wskazania osoby mówiącej na siebie (Vermes 2003, s. 245). To są jedyne dwa ustępy z Ewangelii Marka, które w sposób bezpośredni nawiązują do Dn 7, 13. Czy to upoważnia do wniosku, że: Jezus może bowiem interpretować to pojęcie we własny autorski sposób, modyfikować je i przypisywać mu zupełnie inne znaczenie, przechodząc ze znaczenia symbolicznego i zbiorowego na indywidualne, odniesione do siebie?

W którym momencie swojego nauczania Jezus zajmuje się problematyką i interpretacją wizji «jakby syna człowieczego» z Księgi Daniela? Przeczytałem zapis Ewangelii kilkaset razy, a może więcej, i nic takiego tam nie odnalazłem. Nie odnalazł też tego żaden z egzegetów, ponieważ obecnie w ogóle nie byłby on kwestią sporną. Większość przypadków, kiedy Jezus używa idiomu «syn człowieczy» w najstarszej Ewangelii Marka nie zaprzecza jego pierwotnemu aramejskiemu znaczeniu, dlaczego więc mielibyśmy je odrzucić? Tym bardziej że sam jestem zwolennikiem tezy, że Jezus był apokaliptykiem, a więc przyjęcie dotychczas powszechnego poglądu nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu. Warto wspomnieć o ironicznym komentarzu Paula Wintera, który dotyczy omawianej przez nas problematyki:

Jeśli podana przez Perrina interpretacja wypowiedzi dotyczących Syna Człowieczego jest poprawna – a wspiera ją (…) praca Vermesa na temat językowego użycia określenia bar – nasz(a) w żydowskim języku aramejskim – to miejsce narodzin tego mitu należy szukać nie w Iranie albo w Judei, albo nawet w Ugarit, lecz na niemieckich uniwersytetach (P. Winter, Deutsche Literaturzeitung 89 1968, kol. 784).

Czyżby praca Gerharda Lohfinka kontynuowała ten „niemiecki” trend?

Czy Jezus uważał się za apokaliptycznego Syna Człowieczego z Księgi Daniela? Odpowiedź historyka.

Część biblistów uważa, że Jezus używał określenia Syn Człowieczy na oznaczenie swojej Osoby, ponieważ identyfikował się z niebiańską postacią z Księgi Daniela:

Patrzyłem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie ( Dn 7, 13 – 14 ).

Autor Księgi Daniela objaśnia kim jest jakby Syn Człowieczy, którego władza następuje po czterech królestwach wyobrażonych w wizji przez bestie:

Te wielkie bestie w liczbie czterech – to czterech królów, którzy powstaną z ziemi. Królestwo jednak otrzymają święci Najwyższego i będą posiadać królestwo na zawsze i na wieków. (…) panowanie i władzę i wielkość królestw pod całym niebem otrzyma lud święty Najwyższego. Królestwo Jego będzie wiecznym królestwem; będą Mu służyły wszystkie moce i będą Mu uległe ( Dn 7, 17 – 18. 27 ).

Wizja czterech bestii zostaje przeciwstawiona wizji jakby Syna Człowieczego, który z kolei, symbolizuje zbawionych ludzi tworzących wieczne królestwo. W pierwotnym rozumieniu zatem nie mamy do czynienia z postacią jednostkową, lecz z apokaliptycznym wyobrażeniem, który pod symbolem Syna Człowieczego, postrzega przemieniony lud Boży. Jednak ważniejsza od pierwotnej interpretacji jest dla nas, wykładnia tej wizji jaką przyjmowało środowisko żydowskie I w. po Chr. gdyż wtedy dopiero, możemy stwierdzić, czy Jezus mógł przyjąć, iż jest jakby Synem Człowieczym z Księgi Daniela.

Pierwszy żydowski komentarz do ustępu Daniela pochodzi dopiero od Rabbiego Akiby ( zm. 135 r. po Chr. ), i egzegeza ta łączyła postać jakby Syna Człowieczego z Mesjaszem. Według rabina w trakcie eschatologicznego kresu dziejów będą istniały dwa trony: na jednym z nich będzie zasiadał Mesjasz, a na drugim Bóg ( bChag 14a; bSanh. 38b ). Świadectwo to dość późne potwierdza, że przynajmniej w II w. po Chr. interpretowano figurę jakby Syna Człowieczego jednostkowo i starano się to połączyć z oczekiwaniami mesjańskimi. Próbę pogodzenia tych stanowisk odnajdujemy u Rabbiego Jozuego ben Lewiego ( III w. po Chr. ), który starając się wytłumaczyć rozbieżność pomiędzy Mesjaszem przychodzącym na obłoku, a inną przepowiednią mesjańską z Księgi Zachariasza, która sugerowała, że Pomazaniec pojawi się na osiołku ( Za 9, 9 ), znalazł sprytne rozwiązanie problemu: jeśli Izrael w dniach ostatecznych będzie cnotliwy – to Mesjasz wkroczy triumfalnie, a jeśli będzie grzeszny – to Mesjasz wkroczy na osiołku ( bSanh. 98a ).

Późniejsze spekulacje rabinów na temat imienia Mesjasza doprowadziły ich do utożsamienia go z imieniem Ananim ( 1Krn 3, 24 ), ponieważ Anani tłumaczy się jako obłoki, co powiązano z Dn 7, 13 . Uzyskujemy więc potwierdzenie – na razie bardzo słabe – że przynajmniej od II w. po Chr. w środowisku judaizmu rabinicznego interpretowaną postać jakby Syna Człowieczego jako Mesjasza, triumfalnie wkraczającego w historię i zdecydowanie zbiorowej figurze Daniela nadano indywidualne cechy przyszłego Pomazańca.

Wyobrażenia żydowskie na temat Syna Człowieczego spotykamy w Księdze Henocha etiopskiego. Pismo to wywarło duży wpływ na interpretację samej tej postaci – a jako, że Księga ta jest mało znana, należy zaznajomić się z obszernym cytatem dotyczącym wizji Henocha, w której zobaczył on Syna Człowieczego:

I tam ujrzałem kogoś, kto miał „Głowę Dni” i jego głowa [była] biała jak wełna i z nim [był] inny, którego twarz miała wygląd człowieka, i jego twarz [była] pełna łaski, jak jednego ze świętych aniołów. Zapytałem jednego ze świętych aniołów, którzy przyszli ze mną, i pokazał mi wszystkie tajemnice o tym Synu Człowieczym, kto on jest, skąd on jest i dlaczego chodzi z „Głową Dni”? Odpowiadając mi rzekł do mnie: „To jest Syn Człowieczy, do którego należy sprawiedliwość i z którym mieszka sprawiedliwość. On to objawi cały skarbiec tajemnic. Jego to wybrał Pan Duchów; ma on zwyciężać przed Panem Duchów, w sprawiedliwości na wieki. I ten Syn Człowieczy, którego widziałeś, wypłoszy królów i możnych z ich miejsc odpocznienia i mocarzy z ich tronów i rozwiąże nerki mocarzy i połamie zęby grzeszników. I wypędzi królów z ich tronów i z ich królestw, bo go nie wywyższyli i nie oddali mu czci, i pokornie nie uznali, skąd zostało im dane królestwo. Wypędzi oblicza mocarzy i napełni ich wstyd, i ciemność będzie ich mieszkaniem, i robaki będą ich miejscem odpocznienia, bo nie sławili imienia Pana Duchów. (…) I w owej godzinie ów Syn Człowieczy został nazwany w obecności Pana Duchów i jego imię [zostało wspomniane] przez Głowę Dni. Zanim słońce i konstelacje zostały stworzone, zanim gwiazdy nieba zostały utworzone, jego imię zostało nazwane przed Panem Duchów. Będzie on łaską dla sprawiedliwych i świętych, aby mogli się oni na nim wesprzeć i nie upaść i [będzie on] światłem narodów i nadzieją tych, którzy smucą się w sercach swoich. Ci wszyscy, którzy mieszkają na suchym lądzie, padną i oddadzą mu pokłon i będą błogosławić, chwalić i sławić psalmami imię Pana Duchów. I z tego powodu został on wybrany i ukryty przed nim, zanim świat został stworzony na wieki. (…) I w dzień ich zmartwienia ( ostatecznej kary dla grzeszników ) nastanie odpoczynek na ziemi i upadną przed nim i nie powstaną. I nikt się nie znajdzie, kto ich weźmie swoimi rękami i podniesie ich, bo zaparli się Pana Duchów i Jego Mesjasza. (…) Zapytałem anioła, który szedł ze mną, mówiąc: „Co to są za rzeczy, które widziałem w tajemnicy?” Odpowiedział mi: „To wszystko co widziałeś, służy władzy jego Mesjasza, aby był mocny i dzielny na ziemi” ( HenEt 46, 1 – 6; 48, 2 – 6. 10; 52, 4 ).

Cytat pochodzi z Księgi Przypowieści zawartej w Księdze Henocha etiopskiego w rozdziałach 37 – 71. Wśród manuskryptów qumrańskich odkryto wiele aramejskich kopii 1 Księgi Henocha jednak ku wielkiemu rozczarowaniu egzegetów chrześcijańskich brakuje wśród nich właśnie całej Księgi Przypowieści. Zamiast niej w Corpus Henochicum, znajduje się tzw. Księga Gigantów. J. T. Milik, który jako pierwszy postarał się w przełomowym dziele The Books of Enoch: Aramic Fragments of Qumran Cave 4 ( Oxford: Clarendon, 1976 ) wyciągnąć wnioski jakie płyną z tego faktu; stwierdził, że Księga Przypowieści jest chrześcijańskim substytutem oryginalnej poprzedniej żydowskiej Księgi Gigantów ( Milik pracował nad uzasadnieniem i tłumaczeniem tekstu piętnaście lat! ). Oznaczałoby to, że w obecnej formie Księga Przypowieści nadaje się jedynie do zrozumienia chrześcijańskiego znaczenia wyrażenia Syn Człowieczy, natomiast nie nadaje się ona do badań nad Jezusem historycznym, ponieważ nie mogła ona mieć żadnego wpływu na Nazarejczyka ani też Jego najbliższych następców ( Paweł z Tarsu w ani jednym wypadku nie nazywa Jezusa, Synem Człowieczym ). Nawet jeśli odrzucimy kontrowersyjną tezę Milika o chrześcijańskim pochodzeniu Księgi Przypowieści, to i tak, trzeba pogodzić się z faktem, że mamy do czynienia z apokalipsą napisaną pod koniec I w. po Chr. W opisach eschatologicznego końca Syn Człowieczy jest kimś kogo imię zostało ukryte przez Boga przed stworzeniem świata. Wkracza w bieg historii, aby pokonać grzesznych królów i ustanowić panowanie Boga. Z tekstu przebija mocna wiara w moc Mesjasza, zmartwychwstanie umarłych oraz sąd nad grzesznikami. Kim zatem jest Syn Człowieczy w Księdze Przypowieści? W pewnym momencie anioł zwraca się do Henocha:

Ty jesteś Synem Człowieczym, który narodził się do sprawiedliwości. Sprawiedliwość zamieszka w tobie i nie opuści cię sprawiedliwość Przedwiecznego. Nadto rzekł do mnie: Sprowadzi dla ciebie pokój w imię swoje dla przyszłego świata. Stąd bowiem od założenia świata wychodzi pokój i spocznie na tobie po wieki wieków. Każdy będzie kroczył twoją drogą a sprawiedliwość nigdy cię nie opuści. Z tobą zamieszkają i los twój dzielić będą. Nie będą od ciebie oddzieleni na wieki wieków. W taki to sposób długowieczność towarzyszyć będzie Synowi Człowieczemu, a pokój [należeć będzie] do sprawiedliwych, którzy kroczyć będą tą samą drogą w imię Pana Duchów na wieki wieków ( HenEt 71, 14 – 17 ).

Księga Przypowieści mogła zatem powstać, w obrębie jakiegoś ugrupowania apokaliptyków żydowskich, które miało bardzo głębokie poszanowanie dla postaci Henocha. Już w Torze jest on wspomniany jako jeden z nielicznych ludzi, których zabrał Bóg ( Rdz 5, 24 ). Z łatwością mógł on zostać utożsamiony z Synem Człowieczym przebywającym w niebie, gdyż według tradycji żydowskiej przebywał on w nim już od czasów zanim Bóg ukarał ludzkość potopem. Taka interpretacja wyklucza jednak możliwość, że Syn Człowieczy był w Księdze Przypowieści tytułem. Forma ta jest semityzmem, odpowiadającym hebrajskiemu ben `adam lub aramejskiemu bar `enasz i oznacza po prostu człowieka ( por. Ps 144, 3 ). Spotykamy to określenie aż dziewięćdziesiąt trzy razy w Księdze Ezechiela ( Ez 2, 1.3; 3, 1. 3. 4 itd. ). Autor Księgi Przypowieści chciał nam powiedzieć, że Henoch jest człowiekiem spośród ludzi, który został wybrany na mieszkańca niebios.

Musimy odejść od tej księgi mocno rozczarowani, nie tylko nie używa ona w sensie tytularnym wyrażenia syn człowieczy, to na dodatek pochodzi chronologicznie z czasów po – Jezusowych.

Skutkiem tego, z metodologicznego punktu widzenia, byłoby rzeczą w najwyższej mierze nierozsądną polegać na Księdze Henocha, podejmując próby dotarcia do pierwotnego wizerunku Jezusa – chociaż można absolutnie śmiało zdać się na jej świadectwo, badając rozwój pierwotnej chrześcijańskiej teologii ( Vermes Geza, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, Kraków 2003, s. 235 ).

Część badaczy wskazuje na IV Księgę Ezdrasza jako na pismo rozwijające motyw Syna Człowieczego. W wizji III spotykamy opis człowieka wyłaniającego się z morza:

Oto z morza powstawał gwałtowny wiatr i wzburzał wszystkie jego fale. I widziałem: oto wiatr wynurzał z serca morza coś podobnego do człowieka i ten człowiek leciał z chmurami nieba. (…) A gdy to się dziać będzie i pojawią się znaki, które przedtem ci ukazałem, wtedy objawi się mój syn, którego widziałeś jako męża wychodzącego ( z morza ) ( IV Ezd 13, 3. 32 ).

IV Księga Ezdrasza została zredagowana w Aleksandrii ok. 100 r. po Chr., a jej głównym celem było pokrzepienie żydowskiego ducha złamanego zburzeniem Świątyni Jerozolimskiej w 70 r. po Chr. Sama Księga jest pismem złożonym: dwa jej pierwsze rozdziały pochodzą z II w. po Chr. i zostały skomponowane przez chrześcijan piszących po grecku; pozostałe rozdziały – prócz dwóch ostatnich – stanowią właściwą IV Księgę Ezdrasza. Mesjasz nazwany jest tu człowiekiem i mężem, jego panowanie nastąpi po rozpadzie Imperium Rzymskiego, które w wizjach Ezdrasza symbolizuje orzeł. Nie ma ani jednego przypadku w IV Księdze Ezdrasza użycia idiomu syn człowieczy jako elementu mowy niezależnej. Mesjasz w tym dokumencie jest po prostu człowiekiem, synem Boga, który pokonuje wrogów samym tchnieniem ust swoich i na powrót sprowadza zaginionych dziesięć pokoleń Izraela.
Po przeglądnięciu świadectw żydowskich możemy wyciągnąć jeden uprawniony wniosek: w ani jednym wypadku nie spotykamy się z tytularnym użyciem wyrażenia syn człowieczy.

Tematyką tego zagadnienia zajął się z  J. A. Fritzmyer. Warto jednak, dokładnie go wysłuchać – jest zakonnikiem, ale przede wszystkim jest wybitnym naukowcem i znawcą greki, łaciny i języków semickich. W latach 1959 – 1969 objął profesurę języków i cywilizacji Bliskiego Wschodu w Instytucie Orientalistycznym w Chicago. Jako qumranolog opublikował monografię na temat Apokryfu Księgi Rodzaju. Jego słowa przybliżą nam problematykę tytułu Syn Człowieczy oraz środowisko esseńczyków z Qumran:

Zwrot „syn człowieczy” występuje w tekstach z Qumran, ale w żadnym z przypadków nie stanowi on tytułu, jak to jest w Nowym Testamencie. Po pierwsze, trzeba przypomnieć, że w Nowym Testamencie zwrot przekładany jako „Syn Człowieczy” to osobliwe greckie wyrażenie, ho hios tou anthropou, które powinno być tłumaczone „( ten ) syn ( tego ) człowieka” ( the son of the man ) lub „( ten ) syn człowieka” ( the man` s son ).
Forma arthrous zwrotu, z determinacją rodzajnikową, występuje bardzo często w tradycji synoptycznej ( np. Mk 2, 10; Mt 9, 6; Łk 5, 24; Mk 2, 28; Mt 12, 8; Łk 6, 51; a także w ustępach Q Mt 8, 20; Łk 9, 58; Mt 11, 19; Łk 7, 34 ). Po drugie, forma anarthrous, bez rodzajnika: hios anthropou, jest użyta w Ap 1, 13; 14, 14 ( w aluzji do Dn 7, 13 ); Hbr 2, 6 ( w cytacie z Ps 8, 5 ) i w J 12, 34 a, b. To nie jest takie dziwne, ponieważ formę tę można uznać za semityzm, odzwierciedlający albo hebrajskie ben `adam, albo aramejskie bar `enasz. (…) Po trzecie, niezależnie od bardzo wczesnego pojawienia się tego zwrotu w pochodzącej z VIII w. inskrypcji aramejskiej ( Sefire 3. 16 – 17 ), gdzie użyto go w znaczeniu ogólnym: „istota ludzka”, jest on też znany z Dn 7, 13, znowu w sensie ogólnym: „istota ludzka”. Aramejskie bar `enasz mamy teraz i w rękopisach qumrańskich. W 1QapGen 21, 13, jest zastosowany w sensie nieokreślonym: „I uczynię twoje potomstwo tak licznym, jak pył ziemi, którego żaden człowiek nie zdoła policzyć” ( dosł. „syn człowieka nie zdoła policzyć” – jest to parafraza Rdz 13, 16, a bar `enosz to aramejskie tłumaczenie hebrajskiego i „człowiek, istota ludzka” ). Zwrot ten występuje również w 11QtgJob 26, 2 – 3: „Twój grzech dotyka człowieka takiego jak ty sam, a twoja sprawiedliwość [inną] istotę ludzką” ( tłumaczenie Hi 35, 8 ). Mowa Elihu przeciwstawia tu Boga i istotę ludzką. Wyrażenie to w sensie ogólnym odkryto też w 11Qtg Job 9, 9, gdzie fragmentarycznie [b]r `nsz twl`[t`], „[s]yn człowieka, ( który jest ) roba[kiem]”, to tłumaczenie hebrajskiego ben `adam z Hi 25, 6.

Tych kilka fraz ukazuje, że wyrażenie „syn człowieczy” było używane w Palestynie w I w. przed i po Chr., zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”. Nie ma natomiast, jak dotąd, przykładu sensu tytularnego ( jaki miało ono w wypowiedziach Jezusa lub gdy w Nowym Testamencie mowa była o Nim), sensu zastępczego ( jako substytutu „Ja” lub „mnie”, jak to jest w Targumach późniejszej daty: Neofiti1 i Kairskim Targumie B do Rdz 4, 14 ) czy formy bezpośredniego adresu ( jak ben `adam w proroctwie Ezechiela ). Zatem nowotestamentalny sens tytularny tego wyrażenia pozostaje wciąż czymś unikalnym. Czy posługiwanie się nim w taki sposób było powszechne w czasach Jezusa, jest kwestią sporną. Znaczyłoby to oczywiście, że teoria głosząca, iż Jezus w Ewangeliach używa czasami tego zwrotu jako tytułu dla jakiejś oczekiwanej postaci innej niż On sam, stoi pod wielkim znakiem zapytania” ( J. Fitzmyer , 101 pytań o Qumran, Kraków: WAM 1997, s. 130 – 132 ).

Pierwszym zwolennikiem tezy, że Jezus z Nazaretu nie utożsamiał się z synem człowieczym był R. Bultmann ( „Theologie des Neuen Testaments”, Tubingen 1958, s. 30 – 32; 35 – 36 ). Odróżnił on dwa typy wypowiedzi Jezusa o synu człowieczym: pierwsze mówiące o ziemskim „synu człowieczym”; zidentyfikował jako błędne tłumaczenie aramejskiego zwrotu bar `enasz, który oznaczał tyle co „ja” lub „człowiek”, i drugie kiedy zapowiadał przybycie eschatologicznego sędziego – Syna Człowieczego, z którym się jednak nigdy nie utożsamiał. Werset mówiący: Ktokolwiek wyzna Mnie przed ludźmi, wyzna go i Syn Człowieczy przed Aniołami Bożymi ( Łk 12, 8 ), jest przykładem logionu w którym Nazarejczyk stwierdza, że wyrażona postawa wobec niego spotka się z odpowiednią karą w trakcie sądu, który przeprowadzi przybywający Syn Człowieczy. Jest on postacią różną od Jezusa, a utożsamiono ich dopiero w rzeczywistości po – paschalnej. Pogląd ten jest obecnie kwestionowany, ponieważ w języku aramejskim ten sposób wyrażania się, może wskazywać na pośrednią identyfikację.
G. S. Duncan wysunął zupełnie inną tezę; według badacza autentyczne są tylko te logia w których Jezus mówi o sobie jako synu człowieczym w związku ze swoją misją na ziemi ( Q 7, 34; 9, 58 ), i symbolika ta została zapożyczona przez Galilejczyka z Ezechiela ( Ez 2, 1 ). Syn człowieczy zatem był symbolem człowieka, który znalazł się pośród ludzi ( G. S. Duncan, Jesus, the Son of Man: Studies Contributory to a Modern Portrait, London 1947, s. 135 – 205 ). Argumentacje G. S. Duncana można odrzucić, gdyż u Ezechiela zwrot syn człowieczy występuje tylko i wyłącznie w wołaczu, i nie oznacza nic innego jak śmiertelną istotę ludzką, którą od Boga oddziela przepaść.
Co więc Jezus wyrażał mówiąc o sobie jako synu człowieczym? Zanim przejdziemy do dalszych rozważań należy podkreślić, że jest to określenie, którym w ewangeliach posługuje się tylko i wyłącznie Jezus. Poza Ewangeliami spotykamy go tylko w Dziejach Apostolskich – w ustach męczennika Szczepana, ale jest to zapewne reminiscencja słów Jezusa z rozmowy z arcykapłanem ( Dz 7, 56; por. Łk 22, 69 ). Nikt nigdy nie dopytuje się Jezusa co to oznacza, faryzeusze i uczeni w Piśmie nie dociekają znaczenia tego wyrażenia, a uczniowie Nazarejczyka też jakby nie zauważali w tym określaniu swojej osoby nic dziwnego. Jest to o tyle niezrozumiałe, że przecież gdyby Jezus uważał, że jest apokaliptycznym Synem Człowieczym z Księgi Daniela, to powinno to wywołać jeśli nie protest – to przynajmniej jakieś zainteresowanie przeciwników religijnych Jezusa. Z niczym takim jednak się nie spotykamy; wszyscy wydają się być obojętni wobec takiego sposobu wysławiania się, w przeciwieństwie do współczesnych badaczy, którzy stworzyli tak obszerną literaturę dotyczącą tego zagadnienia, że nie sposób już, w trakcie przecież krótkiego ludzkiego życia, zaznajomić się z jej całością. Co należy zatem uczynić? Każdy kto chce rozwiązać ten problem musi odpowiedzieć na następujące pytania: Dlaczego nikt nie interesuje się używaniem określenia syn człowieczy? Co rozumieli pod wyrażeniem syn człowieczy żydowscy słuchacze Jezusa, skoro w żaden sposób nie reagowali? Dlaczego w pierwotnej gminie chrześcijańskiej i u Pawła z Tarsu, tytuł ten nie pojawia się i nie odgrywa żadnej roli w jego teologii? Które logiony są autentyczne, a które pojawiły się dopiero na późniejszym etapie, i po co je tworzono skoro z nich nie korzystano, aby oddać godność i rangę Jezusa? Jak zmieniała się interpretacja tytułu Syn Człowieczy w poszczególnych warstwach tradycji, poczynając od tych najstarszych ( Q/Mk, Q1 ), a kończąc na tych najpóźniejszych ( J )? Spróbujmy zatem poszukać odpowiedzi na te pytania.

Dlaczego nikt nie interesuje się używaniem określenia „syn człowieczy”? Co rozumieli pod wyrażeniem „syn człowieczy” żydowscy słuchacze Jezusa skoro w żaden sposób nie reagowali?

Jak już wiemy z analiz J. A. Fritzmyera zastosowanie określania syn człowieczy w Palestynie w początkach I w. po Chr. było stosowane zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”.

Ponadto rzekł im: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu. Tak więc syn człowieczy jest Panem również i sabatu ( Mk 2, 27 – 28 ).

Tutaj jest najbardziej widoczne to ogólne rozumienie tego wyrażenia: każdy człowiek jest Panem sabatu, ponieważ został on uczyniony dla człowieka. Jezus oskarżony o nie przestrzeganie odpoczynku sobotniego w sposób okrężny wskazał, iż jest to zasada, którą każdy człowiek może się kierować w swoim postępowaniu. Zasadność interpretacji tego logionu posiada mocne zewnętrzne wsparcie w nauczaniu rabinów ( II w. po Chr. ):

Szabat został dany wam ( tj. ludziom ), a nie wy szabatowi ( Vermes2003: s. 240 ).

Brak reakcji jest tu całkowicie uzasadniony: synem człowieczym w tym rozumieniu jest tu Jezus, ale i każdy człowiek ( syn człowieczy ). Taki sposób wyrażania się jest potwierdzony w środowisku starożytnej Palestyny, ale czy można się zgodzić z Fritzmyer`em, że nigdy nie używano go jako substytutu „Ja” lub „mnie”? Ewangelie wydają się przeczyć takim kategorycznym sądom:

Za kogo mnie ludzie uważają ( Mr 8, 27 ).

Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?
( Mt 16, 13 ).

Wersja Mateusza potwierdza, że w czasach Jezusa był to substytut „mnie”. Jednocześnie obie wersje wskazują, że nie był to tytuł, ponieważ jeśli byłby nim – to pytanie w wersji Mateusza, byłoby pozbawione jakiegokolwiek sensu, gdyż już w pytaniu padła by odpowiedź kim jest Jezus.

Próbę wyjścia z tego impasu podjął się G. Vermes –  wychodząc ze słusznego założenia, że oryginalnym językiem Nazarejczyka był aramejski, a jego grecki odpowiednik syn człowieczy jest tylko tłumaczeniem, rozpoczął poszukiwanie zastosowania tego określenia w literaturze żydowskiej. Odkrył, że w niektórych wypadkach używano tego wyrażenia, aby w sposób skromny nie umieszczać swojej osoby na pierwszym planie. W jednym ze swoich listów Paweł z Tarsu, gdy opisywał swoje metafizyczne przeżycia; usunął się na drugi plan:

Znałem człowieka ( ανθρωπον (anthrōpon) [=Ja] ) w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy to w ciele było, nie wiem, czy poza ciałem, nie wiem, Bóg wie – został uniesiony w zachwyceniu aż do trzeciego nieba ( 2Kor 12, 2 ).

Nie jest to oczywiście zastosowanie użycia formy omownej syn człowieczy, lecz jest to przykład tego, że żydowska skromność piszącego ( nawet po grecku ), dopuszczała formę mówienia o sobie w trzeciej osobie. Vermes podaje następujące przykłady takiej formy omownej z literatury aramejskiej:

Pewien człowiek przyszedł do Rabbiego Josego ben Chalafty i powiedział do niego: „Objawiono temu człowiekowi [=mnie] we śnie” ( Gen. R. 48, 12; s. 216 ).

Jakub zapytał Ezawa: „Chcesz pieniądze czy miejsce na pochówek?”. Ezaw odparł: „Czy ten człowiek chce [=Czy ja chcę] miejsce na pochówek? Daj mi pieniądze, a miejsce na pochówek zatrzymaj dla siebie!” ( Gen. R. 100, S; s. 216 ).

Niechaj zginie duch tego człowieka [=twój duch] ( jMSz 55c; s. 216 ).

Gdyby nie to, że nigdy nikomu nie przekląłem, uczyniłbym to temu człowiekowi [=tobie] ( jMK 81d; s.216 ).

Podane przykłady dowodzą, że czy to przez skromność, czy też w sytuacjach kiedy stało się coś nieprzyjemnego lub też, gdy chciano wypowiedzieć jakąś groźbę, lub coś niestosownego uciekano się do formy omownej hahu gawra [=ten człowiek]. Przykłady te jednak zostały zakwestionowane, ponieważ należało wykazać, że wyrażenie hahu gawra było używane w taki sam sposób jak aramejskie bar nasha [=syn człowieczy]. Dlatego też Vermes poszedł dalej i poszukał jego zastosowania w tekstach aramejskich:

„Jeśli bar nasz [=syn człowieczy] doznaje pogardy ze strony matki, a szacunku od innej z żon swego ojca, dokąd powinien się on udać?” Jochanan odrzekł: „Powinien iść tam, gdzie darzy się go szacunkiem”. Na co Kahana wyszedł. Wówczas powiedziano Rabbiemu Jochananowi: „Kahana udał się do Babilonu”. Zawołał: „Co? Odszedł, nie zapytawszy o zgodę na wyjazd?”. Powiedzieli mu: „Historia , którą ci opowiedział, była prośbą o zgodę na wyjazd” ( jBer. 5C; s. 217 ).

Przypowieść stanie się bardziej zrozumiała jeśli zostanie odkryta jej symbolika: Kahana jest w Izraelu (=matka) gdzie nie znajduje szacunku, a zastanawia się nad wyjazdem do Babilonu (=żona). Nie chcąc pytać się wprost, aby nie urazić nikogo, w zawoalowany sposób chce się dowiedzieć, czy powinien wyjechać określając siebie jako syna człowieczego. Opowieść pochodzi z III w. po Chr. z Galilei.

Powiada się, że Rabbi [ Juda ] został pogrzebany owinięty w jedno prześcieradło, powiadał bowiem: „Nie w ten sposób bar nasza [=syn człowieczy] chodzi, w jaki przyjdzie ponownie”. Rabbiowie jednak mówią: „Jak bar nasz [=syn człowieczy] chodzi, tak i przyjdzie ponownie” ( jKet. 35a, s. 218 ).

To dobry przykład podwójnego zastosowania określenia syn człowieczy: jest nim tu i Rabbi Juda, jak i każdy człowiek. Cytując Rabbiego Judę użyto idiomu określonego ( ten syn człowieczy – bar nasza ) i w ten sposób wskazano, że chodzi o pojedynczą osobę – Judę, a w cytacie z Rabbiów użyto określenia ogólnego ( jakiś syn człowieczy – bar nasz ), aby podkreślić, że ich interpretacja dotyczy każdego człowieka. Tekst pochodzi z końca II w. po Chr. z Galilei.

Kolejny przykład wraz z wnioskami zostawimy Vermesowi:

Pod koniec owych trzynastu lat powiedział: Pójdę przed siebie i zobaczę, co się dzieje na świecie (…). Usiadł u wejścia do pieczary. Zobaczył tam ptasznika, próbującego łapać ptaki w swoje rozpięte sieci. Usłyszał głos z nieba, mówiący [po łacinie]: <<Dimissio!>> [uwolnienie], a wtedy ptak wyswobodził się z sieci. Wówczas powiedział: <<Nawet ptak nie ginie bez woli nieba. O ileż bardziej dotyczy to bar naszy>>”.

…Te przykłady ukazują, że w galilejskim dialekcie aramejskie wyrażenie „syn człowieczy” pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Podobnie jak odpowiadający mu idiom „ten człowiek”, używane jest ono w kontekście nawiązującym do upokorzenia lub śmierci; są jednak także okoliczności, w których unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności. Z drugiej strony, „ten człowiek” może oznaczać albo „ja”, albo „ty”, natomiast wszystkie dotychczas przebadane wypowiedzi zawierające określenie „syn człowieczy” odnoszą się wyłącznie do samego mówiącego. Ważną sprawą, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest to, że pod względem chronologicznym omowna forma bar nasza występuje, począwszy od drugiego stulecia po Chr., zaś pod względem geograficznym jej występowanie ogranicza się do Galilei. Nigdy nie potwierdzono jej istnienia w aramejskim używanym przez Żydów babilońskich. Nic nie wskazuje na to, by idiom ten był innowacją wprowadzoną w drugim stuleciu. Niewielka liczba dotychczas zgromadzonych tekstów paralelnych nie musi wskazywać na to, że wyrażenie to należało do rzadkości; ich mała liczebność może wynikać z faktu, że w zachowanej do dziś literaturze aramejskiej niewiele jest opisów cechujących się takim układem idiomatycznym, jaki wymaga rozważanej przez nas formy omownej… W galilejskim dialekcie aramejskiego, tj. w języku Jezusa i jego pierwszych zwolenników, wyrażenie „syn człowieczy” przynajmniej od czasu do czasu stosowano jako omówienie. Nie przetrwał natomiast żaden ślad wykorzystywania go jako tytułu, z czego należy wnosić, że nic nie przemawia na rzecz teorii, jakoby pod ogólnie znanym mianem „syna człowieczego” występował nosiciel jakiejś eschatologicznej lub mesjańskiej funkcji ( Vermes2003: s. 221 – 223 ).

Jednym z badaczy, który zakwestionował wnioski G. Vermes`a był wspominany już J. A. Fitzmyer ( Catholic Biblical Quarterly 30 [1968], s.427 ). Zgodził się on z interpretacją tekstów dokonaną przez Vermesa, ale stwierdził, że nie można ich odnieść do Jezusa, ponieważ pochodzą one z czasów późniejszych. Filologicznie – według Fitzmyera – należałoby porównywać aramejskie dokumenty pisane pochodzące z I w. po Chr. W ten sposób dla tego uczonego poświadczona interpretacja określenia syn człowieczy w ujęciu Vermesa nie ma znaczenia dla badań nad słownictwem i terminologią Nowego Testamentu. Przesadna ostrożność Fitzmyera ma pewne uzasadnienie, ponieważ bibliści popełnili kiedyś odnosząc późne teksty do pewnej Ewangelii duży błąd interpretacyjny. Nie mogąc odkryć źródeł dualizmu Ewangelii Jana badacze ( np. R. Bultmann ) poszukiwali ich w pismach mandajskich lub w „Corpus Hermeticum”, greckich pismach z II lub III w. po Chr. w których gnostycka myśl hellenistyczna została połączona z pierwiastkami irańskiego dualizmu. Nieoczekiwane odkrycia w Qumran spowodowały, że obecnie genezy dualizmu Ewangelii Jana szuka się przede wszystkim w sekciarskiej myśli żydowskiej, a abstrakcyjny i pełen zagadkowej symboliki język Jezusa Janowego, odzyskał swój palestyński kontekst i barwę.
Vermes spróbował jednak odpowiedzieć na zarzuty Fitzmyera, podtrzymując swoje dotychczasowe wnioski:

W idealnej sytuacji, mając do dyspozycji nadmiar aramejskich źródeł datujących się z pierwszego stulecia po Chr. i zawierających odpowiednie słownictwo, styl i konstrukcje językowe – mając zatem nadmiar źródeł, z których można by skorzystać można by było uznać ograniczenie podane przez Fitzmyera za uzasadnione. Gdybyśmy, na przykład, posiadali aramejskie Ewangelie spisane mniej więcej w tym samym czasie co Nowy Testament i w tym samym dialekcie, wówczas moglibyśmy zapomnieć o pismach rabbich, które skodyfikowano całe stulecie lub dwa później. Jednakże nie jesteśmy w tak szczęśliwej sytuacji. Poza tym aramejskie źródła wcześniejsze od Ewangelii mogą rzucać na nią mniej światła niż źródła późniejsze. Kto może wiedzieć, czy jakieś galilejskie wyrażenie aramejskie używane w roku 150 po Chr. nie jest bliższe językowi leżącemu u podstaw Nowego Testamentu niż qumrański zapis aramejskiego z roku 100 przed Chr. [brak logiki zawarty w tezie Fitzmyera nie umknął krytycznej bystrości Mortona Smitha: zob. Journal of Biblical Literature 90 ( 1971 ), s. 247 ( Vermes 2003: s. 254 – 255 )].

Jezus nie wzbudzał zainteresowania gdy używał na określenie swojej osoby wyrażenia bar nasza ( syn człowieczy ), ponieważ było to wyrażenie będące w Palestynie w I w. po Chr. jednym ze sposobów na oznaczenie człowieka, zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”. Stosowano go też jako formę omowną i jako okrężne wskazanie na samego siebie. Choć poświadczenie sensu zastępczego jako substytutu „Ja” lub „mnie” ( jBer. 5c; Targumy późniejszej daty: Neofiti1 i Kairski Targumie B do Rdz 4, 14 ) są stosunkowo późne, to jednak same Ewangelie wskazują, że istniały już one w czasach Jezusa ( Mr 8, 27= Mt 16, 13; Łk 12, 8=Mt 10, 32 ). Nigdy wyrażenie syn człowieczy nie było tytułem jakiejkolwiek mesjańskiej lub też apokaliptycznej postaci w tradycji żydowskiej, w momencie gdy Nazarejczyk głosił swoją prorocką wersję bliskiego eschatonu – a zatem, nie mógł On czynić aluzji do czegoś, co w ówczesnym świecie judaistycznych pojęć nie istniało, a jeśli zaś samoistnie zamierzał stworzyć nowe pojęcie i dołączyć je do żydowskiej symboliki apokaliptycznej, to wtedy pozostałyby tego wyraźne ślady, nie w najpóźniejszych tekstach ewangelicznych, lecz właśnie w tych najwcześniejszych, gdyż nowa idea musiałaby być przekazywana od samego początku. Tymczasem obserwujemy ciągłą progresję i pogłębianie znaczenia określenia syn człowieczy, co najlepiej można zobaczyć analizując przekaz ewangeliczny i zaczynając go od najpóźniej zredagowanego pisma – Ewangelii Jana.

„Syn człowieczy” w Ewangelii Jana – początek II w. po Chr.

Ewangelista zupełnie inaczej postrzega tytuł „Syn Człowieczy” niż poprzedzający go synoptycy. Jezus Janowy bezpośrednio identyfikuje się z tą postacią, która przyszła z nieba i do niego powróci ( Część badaczy nie przyjmuje żydowskiego kontekstu pochodzenia tytułu „syn człowieczy”. Według nich powstał on dopiero w świecie hellenistycznym i był wzorowany na popularnej tam postaci męża bożego. Por. C. K. Barret. The Gospel according to St. John. London 1960, s. 60 – 62. Jeszcze inni wskazują na możliwe wpływy wschodniej mitologii. Por. F. H. Borsch. The Son of Man in Myth and History. London 1967, s. 55 – 225. Jak jednak wytłumaczyć obecność i silne wyakcentowanie postaci „syna człowieczego” w najstarszej ( 50 r. po Chr. ), prawdopodobnie powstałej w Palestynie Ewangelii Q? ). „Potem powiedział do niego: <<Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” ( Jn 1, 51 ). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nie są to słowa Jezusa ( Egzegeza Ewangelii św. Jana. Praca zbiorowa pod redakcją ks. Feliksa Gryglewicza, Lublin 1992, s. 159 ). Jan wyraźnie tutaj nawiązuje do snu Jakuba w którym aniołowie przemieszczali się po drabinie pomiędzy niebem a ziemią ( Rdz 28, 12 – 13 ). Syn Człowieczy zatem to o s o b a będąca w mistycznym zjednoczeniu z niebem, pochodząca z nieba i dlatego może ona objawiać Boga. Czy można byłoby tutaj zastosować użycie określenia „syn człowieczy” jako substytutu zaimka „mnie”? Choć wydaje się to kuszące w świetle naszych dotychczasowych rozważań a wydaje się nawet, że byłoby to możliwe; to biorąc pod uwagę całościową naukę Jana na temat „syna człowieczego” byłoby to poważnym nadużyciem, tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia ze słowami, które wyszły z ust Jezusa lecz słyszymy ukrywającego się za autorytetem Nazarejczyka chrześcijanina tworzącego na potrzeby kościoła początków II w. po Chr. Pamiętając o tym nie będziemy dziwić się dlaczego istnieje taka przepaść pomiędzy synoptykami a Janem. Trzypokoleniowy odstęp pomiędzy Janem a Jezusem, zupełnie inna sytuacja społeczna i geograficzna oraz zupełnie inne cele teologiczne powodują, że na niezależnej od synoptyków Ewangelii Znaków i tradycji synoptycznej oraz – prawdopodobnie – na jakimś zbiorze mów Jezusa wspólnymi dla Jana i Egerton2 jest budowana postać Galilejczyka, która w lepszym stopniu będzie odpowiadała nowym zadaniom wspólnoty religijnej. Synoptyczny Jezus – egzorcysta, nie chcący się pogodzić ze swoją śmiercią nie był już potrzebny a jego, krótkie urywane sentencje i przypowieści, które odzwierciedlały nieznany dla tych ludzi galilejski świat nie miały takiej siły nośnej jakiej oczekiwał Jan. Dlatego też Jezus przemówił tu długimi, monotonnymi dialogami do wrogich mu Żydów, którzy od początku stoją wobec niego w opozycji. Samo znaczenie terminu „syn człowieczy” również musiało ulec zmianie w stosunku do synoptyków. W okresie Janowym, choć oczekiwanie końca świata nadal było bardzo silne to w Ewangelii zostało ono już stonowane; dlatego też „syn człowieczy” nie mógł już spełniać tylko i wyłącznie funkcji apokaliptycznego sędziego ale należała nadać mu nowych bardziej mistycznych rysów. „Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym”( Jn 5, 26 – 27 ). Z tego logionu wynika, że Jan znał synoptyczną rolę „syna człowieczego” jako sędziego. Rola sędziego została przydzielona Jezusowi, ponieważ był on człowiekiem, a zatem jest to nawiązanie nie tyle do koncepcji „syna człowieczego” ile do wcielenia Logosu w śmiertelną istotę ludzką. Logos nabrał tym samym praw do tego, aby być sędzią ludzkości gdyż jest człowiekiem spośród ludzi. Znów Jan odkrywa tutaj nowe znaczenie którego poprzedni ewangeliści nie znali.
Po uzdrowieniu niewidomego Jezus zapytuje go:
„Czy wierzysz w Syna Człowieczego? A on odpowiadając, rzekł: Któż to jest Panie, bym mógł w niego uwierzyć? A Jezus rzekł do niego: Widziałeś go już, a jest nim właśnie Ten, co rozmawia z tobą. Ów rzekł: Wierzę, Panie! I złożył mu pokłon ( Jn 9, 35 – 38 ).
Sam tytuł w tej perykopie nie jest powodem oddania hołdu Jezusowi lecz cud, który pozwolił odzyskać niewidomemu wzrok. Problem interpretacji zniknie jeśli uznamy, że pierwotne pytanie wskazywało na Jezusa, a gdy nie zostało to przez uzdrowionego poprawnie zrozumiane nastąpiło doprecyzowanie. Wulgata ma w tym miejscu lekcję „Syn Boży”.
Wyrażenie syn człowieczy w Ewangelii Jana jest bez wątpienia tytułem, który ma za zadanie nie tylko wyrażać rzeczywistość wcielenia czy też oddać rolę przyszłego egzekutora wyroków Bożych ale również uwydatnić nadprzyrodzone aspekty osoby Jezusa:
„A nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy, i jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy” ( Jn 3, 13 – 14 ).
„Syn człowieczy”wstępuje do nieba i z niego zstępuje ( por. J 6, 62 ). Danielowa wizja podróżującego na obłokach „jakby syna człowieczego” zostaje wykorzystana w szerokim zakresie; Jezus nie tylko jest przybywającym na sąd synem człowieczym, jest nim już gdy z nieba zstępuje, działa jako cudotwórca, w chwili śmierci krzyżowej ( wywyższenia ) i późniejszego zmartwychwstania. Jan rozszerza zakres pojęciowy tytułu i właściwie oddaje on w Ewangelii każdy aspekt misji Jezusa.
„Ale lud mu odpowiedział: Słyszeliśmy z zakonu, że Chrystus trwa na wieki; jakże więc możesz mówić, że Syn Człowieczy musi być wywyższony? Kimże jest ów Syn Człowieczy? ( Jn 12, 34 ).
Dialog wprowadza pewien dysonans pomiędzy tym co spotykamy u synoptyków – gdzie nie ma żadnej reakcji na określenie „syn człowieczy” – a Janem gdzie wreszcie spotykamy się z jakimś zainteresowaniem dla tego terminu. Jednak we wcześniejszej frazie nie pada to określenie; skąd zatem wzięło się to pytanie audytorium? Otóż jeśli w słowo „Ja” w zdaniu poprzedzającym pytanie tłumu wstawimy termin „syn człowieczy” wtedy wszystko dopiero stanie się zrozumiałe: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” ( Jn 12, 32 ). Co w tym wszystkim najdziwniejsze tłum zrozumiał aluzję, że wywyższenie oznacza śmierć; co od razu spowodowało zanegowanie roszczeń mesjańskich Jezusa, ponieważ przynajmniej jeszcze w I w. po Chr. powszechnym poglądem była wieczna egzystencja Mesjasza opierająca się na interpretacji Ps 89, 37. Zatem określenie „syn człowieczy” jest tutaj wskazaniem na samego siebie a sprzeciw wywołuje połączenie mesjanizmu ze śmiercią. Tą interpretację potwierdza dalszy tok tej rozmowy w którym Jezus nie odsłania symboliki „syna człowieczego”, lecz przedstawia siebie jako światło i zachęca tłum, aby stał się synami światłości ( Jn 12, 35 – 36 ).

Ks. F. Gryglewicz podsumowując tematykę „syna człowieczego” w Ewangelii Jana stwierdził: „Syn Człowieczy w czwartej Ewangelii jawi się nam jako postać, którą cechuje wiele takich aspektów, o których gdzie indziej, a przede wszystkim u synoptyków, nie było mowy. Jest to człowiek żyjący na ziemi, Jezus Chrystus, ale równocześnie jest to nadprzyrodzony Syn Boży, który w preegzystencji był u Ojca, a w znanych okolicznościach zstąpił na ziemię, aby Boga uwielbić i stać się przedmiotem Bożego uwielbienia zarówno na ziemskim, jak i niebieskim etapie, a również aby ludziom zapewnić życie, które ma cechy życia nadprzyrodzonego, wiecznego. (…) Jedną z najbardziej charakterystycznych cech Janowego ujęcia było postawienie Syna Człowieczego jako centralnej postaci dziejów. Nie musi on czekać końca świata i paruzji, jak u synoptyków, ale działa obecnie, naucza, zachęca, przyciąga, jest pośrednikiem zbawienia. W Janowym <<Synu Człowieczym”>>zatem już teraz urzeczywistnia się to, co u synoptyków jest przedmiotem eschatologii; w Nim koncentruje się chrystologia i soteriologia czwartej Ewangelii.
Postać Syna Człowieczego, z takim bogactwem cech przedstawiona w czwartej Ewangelii, na pewno wiele barw zawdzięcza Janowym gminom kościelnym oraz samemu Janowi i jego przemyśleniom” (Egzegeza Ewangelii św. Jana. Kluczowe teksty i tematy teologiczne, Red. Feliks Gryglewicz, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,Lublin 1992, s. 164 – 165 ).

Celem tego studium nie jest jednak analiza tego jak wyobrażali sobie Jezusa jego hellenistyczni wyznawcy w początkach II w. po Chr., lecz odsłonięcie tego czy sam Galilejczyk mógł uważać się, że jest Danielowym „synem człowieczym” lub też jakąś eschatologiczną postacią, którą określał w ten a nie inny sposób. W tym celu dla większego kontrastu zajmiemy się najstarszymi logionami, które przechowała tradycja.
„Syn człowieczy” w najstarszej warstwie tradycji
Zasady stratygrafii powinny powodować, że już na samym początku analizy należało zacząć od najstarszych warstw tradycji, odszedłem jednak od tego, ponieważ Ewangelia Jana jest na tyle specyficznym dziełem, że nie ma potrzeby poszukiwania w niej autentycznych logiów Jezusa a za to doskonale nadaje się ona do tego, aby zobaczyć w jakim kierunku zmierzały trajektorie teologicznych i chrystologicznych myśli chrześcijan. Najstarsza tradycja Y (Q/Mk) przekazała nam logiony w których Jezus używa określenia „syn człowieczy”. Przekaz ten został oddany i przez redaktora Q i Mk dlatego też należy zachować obydwie wersje. Badania, bowiem wykazały, że ustalając pierwotność wypowiedzi Jezusa nie możemy kierować się czasem powstania dokumentów, ponieważ przekazują one nam ją w stosunku 1:1.
„Każdemu, kto mówi przeciwko Synowi
Człowieczemu, będzie odpuszczone. Temu
jednak kto bluźniłby Duchowi Świętemu, nie
będzie odpuszczone” ( Q 12, 10 ).
„Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się
ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by
jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu,
nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest
grzechu wiecznego” ( Mk 3, 28 – 29 ).
Tylko w recenzji Q spotykamy wyrażenie „syn człowieczy” i od razu stajemy przed bardzo trudnym pytaniem, który z tradentów poddał słowa Jezusa najmniejszym zabiegom redakcyjnym; ( jeśli w ogóle jest to autentyczny logion )? Sensem wspólnym obydwóch logionów jest niewybaczalność grzechu wobec Ducha Świętego i to jest niewątpliwym spoiwem, które łączy Q i Mr. Jak wiemy to właśnie – najbardziej zasługująca na zaufanie – tradycja Y przekazuje nam „kontrowersję z Belzebubem” kiedy zarzucono Jezusowi, iż uzdrawia on mocą ducha nieczystego ( Mk 3, 22 – 30 / Mt 12, 24 – 26 / Łk 11, 14 – 23 ). Jezus mógł zakwalifikować taką postawę jako obrazę Ducha Świętego, ponieważ on sam uważał, że był pod jego wpływem. Takie rozumienie tego logionu powoduje, że można go zaliczyć do autentycznych nauk Galilejczyka. Nie wydaje się też żeby w tłumaczeniu IQP poprawnie oddano logion Q, umieszczone tam słowo „bluźnić” pochodzi ewidentnie z terminologii Mk; co wyraźnie potwierdza Mt 12, 32. Z logionu wynika, że Jezus nie użył tutaj w sensie tytularnym wyrażenia „bar nasha”; „synem człowieczym” w tym logionie jest on sam ale i każdy, który przynależy do jego ruchu i spotyka się z zarzutem, iż egzorcyzmy/uzdrowienia są wynikiem działania diabła/demonów. Tak też rozumiano ten logion we wczesnym chrześcijaństwie: „Nie wystawiajcie na próbę żadnego proroka, który mówi pod natchnieniem Ducha, bo każdy grzech może być odpuszczony, lecz ten grzech odpuszczony nie będzie” ( Di 9, 7 ). Ta dwuznaczność, którą mamy potwierdzoną w dialekcie aramejskim znalazła tutaj swoje najlepsze chyba zastosowanie. Przypomina ono użycie tego wyrażenia w przypowieści o Rabbi Judzie – „synem człowieczym” jest tam każdy owinięty w prześcieradło jak i sam Juda ( jKet. 35A ). Ks. Paciorek wyraża wątpliwość czy w ogóle ten logion można zaliczyć do ipssissima verba Jezusa ( Paciorek Antoni, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s.210 ).

Jak bowiem Jonasz był znakiem dla Niniwy, tak
będzie i Syn Człowieczy dla tego pokolenia
( Q11, 30 )
Zaprawdę powiadam wam, że temu rodowi znak
nie będzie dany ( Mk 8, 12 ).
Źródło Q twierdzi, że ostatnie pokolenie otrzyma znak „syna człowieczego” natomiast według Mr Jezus stwierdził, że musi się ono obyć bez żadnego znaku. Prostsza i kategoryczna odmowa wydaje się wskazywać, iż w tym wypadku to właśnie Mr przekazał autentyczne słowa Nazarejczyka. Wiemy jednak, że Mr niejednokrotnie skraca i upraszcza zastaną tradycję a sam odpowiada za stworzenie tzw. tajemnicy mesjańskiej i to mogło stać za jego usunięciem znaku „syna człowieczego” z przekazanego mu logionu przez tradycję. Trudno zatem ustalić jak brzmiały autentyczne słowa Jezusa gdy spotkał się on z żądaniem znaku potwierdzającego jego prorocki charyzmat a jeśli tak to należy założyć, że chronologicznie starsze Źródło Q przekazuje nam te słowa mniej zniekształcone niż Mr. Czy w wersji Q „syn człowieczy” to eschatologiczny sędzia? Zestawienie go z Jonaszem przeczy takiej interpretacji, ponieważ sam prorok został wysłany z misją do Niniwy, aby ostrzec jej mieszkańców przed sądem. Spowodował nawrócenie miasta na jahwizm i uratował go przed zagładą. Jeśli ta interpretacja jest zasadna , a wszystko na to wskazuje ( chyba, że ktoś chce napisać Księgę Jonasza na nowo ) to i w tym wypadku wyrażenie „syn człowieczy” występuje jako substytut wyrażenia „ja” co w kontekście tego, że w języku aramejskim unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności uzasadnia użycie takiej formuły. Skromniej jest powiedzieć „syn człowieczy” będzie znakiem niż „ja” będę znakiem.
Jak na razie w najstarszych warstwach tradycji nie spotkaliśmy użycia w sensie tytularnym wyrażenia „syn człowieczy”.

„Do każdego, kto przyzna się do Mnie wobec ludzi, przyzna się Syn Człowieczy wobec aniołów Bożych. Tego zaś, kto zaprze się Mnie wobec ludzi, zaprę się i Ja wobec aniołów” ( Q 12, 8 – 9 ).
„Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi” ( Mr 9, 38 ).

Rozbudowana tematyka paruzji jednoznacznie sugeruje, że o ile w poprzednim wypadku mieliśmy jakieś wątpliwości przyznając pierwotność logionu Ewangelii Galilejskiej o tyle w tym wypadku nie ma już takich niejasności; Q przekazuje nam najpierwotniejszą wersję. „Mamy tu do czynienia z jednym z najstarszych logiów na temat ziemskiej działalności Syna Człowieczego, który został dołączony do Q w jego późniejszej redakcji” ( Paciorek2001:s. 209 ). Czyżbyśmy mieli już w najstarszej tradycji słowa Jezusa mówiące o sobie jako eschatologicznym „synu człowieczym”? Najpierw poprawnie zinterpretujmy ten wers; nic on nie mówi o roli sędziego lecz czyni z osoby „syna człowieczego” świadka, który występuje wobec aniołów. Takimi samymi świadkami na sądzie będą – według Jezusa – nawróceni przez Jonasza niniwici czy też Królowa Południa ( Q 11, 31 – 32 ). Jezus ostrzegał, że stosunek do niego będzie miał swoje konsekwencje na sądzie. Podobnie do tej kwestii podchodził Nauczyciel Sprawiedliwości: „Na sądzie bowiem potępisz wszystkich, którzy na mnie nastają, oddzielając przeze mnie sprawiedliwego od niegodziwego” ( 1QH kol.15, 12 ). Sam stosunek do NS i jego nauki miał mieć swoje konsekwencje w trakcie dnia Jahwe: „[Wyjaśnienie tego odnosi się] do Nauczyciela Sprawiedliwości, który [uczy P]rawa swoją [radę] i wszystkich ofiarowujących się, by zasilić wybranych [Boga, wypełniających Prawo] w radzie zrzeszenia, którzy to zostaną ocale[ni] od dnia [sądu…]” ( 1Q kol.15, 6 – 9 ). Skoro „syn człowieczy” nie jest sędzią w tym przykładzie, więc Jezus nie może nawiązywać w tym wypadku do wizji Daniela. Jak wiemy ze Źródła Q korzystał też Mt, który miał przed sobą inną recenzję tego dokumentu. Wersja ta jednoznacznie potwierdza, że Jezus użył w tym logionie wyrażenia „syn człowieczy” jako formy omownej, wskazując na samego siebie jako świadka na sądzie: „Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie; ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie ( Mt 10, 32 – 33 ). Wersja z „synem człowieczym” jest po prostu bardziej semicka natomiast nie można na jej podstawie formułować jakichkolwiek wniosków, jakoby w tym zapewne autentycznym logionie Jezus utożsamił się z figurą apokaliptyczną z Księgi Daniela lub też z jakimś eschatologicznym sędzią. Nazarejczyk widział się w roli świadka na sądzie a określenie „syn człowieczy” jest tu tylko wskazaniem na swoją osobą co bezsprzecznie wykazał Mateusz.
Wspólna tradycja Q/Mk, a więc najprawdopodobniej najstarsza i przekazująca słowa Jezusa historycznego w najbardziej zbliżonej formie do kontekstu palestyńskiego utwierdza nas w przekonaniu, że w tych wypowiedziach – zgodnych z ich aramejskimi odpowiednikami w pismach rabinicznych – Galilejczyk używał określenia „syn człowieczy” nie w sensie tytularnym, lecz jako ekwiwalent samego siebie lub też w formie omownej, aby w pośredni sposób wskazać na samego siebie. W ani jednym wypadku nie mamy nawiązania do wizji Daniela ani do roli sądowniczej „syna człowieczego”.
W trakcie badań makrostruktury Q przeprowadzonych przez  J. S. Kloppenborga okazało się, że w dokumencie tym można wyróżnić warstwę podstawową ( Q1 ) oraz późniejszą, redakcyjną ( Q2 ). W najstarszej warstwie spotykamy logion zawierający wyrażenie „syn człowieczy”:
„Powiedział ktoś do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Rzekł mu Jezus: Lisy
mają nory, a ptaki niebieskie – gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma gdzie głowę mógłby skłonić” ( Q 9, 57 – 58 ).
Jeden z wariantów tej wypowiedzi znajduje się w ETom w prostszej konstrukcji – nie dialogowej – lecz jako niezależna sentencja:
„Rzekł Jezus: <<Lisy mają swoje nory i ptaki mają swoje gniazda, Syn Człowieczy zaś nie ma miejsca, aby skłonić głowę, odpocząć>> ( ETom86 ).
Jest to też jedyne miejsce w którym w ETom pojawia się ono jako określenie Nazarejczyka. W innym przypadku nie ma ono już związku z Jezusem, lecz z uczniami:
Rzekł Jezus: <<Gdy macie zwyczaj czynić dwoje jednością, staniecie się synami człowieczymi i powiecie: ‚Góro przesuń się’, ona się przesunie>>” ( ETom106 ).
Ten logion można zdecydowanie odrzucić jako nieautentyczny, ponieważ nawiązuje on do gnostyckiej koncepcji dualizmu obecnej w ETom:
„Spytali Go: <<Jeśli staniemy się małymi, wejdziemy do królestwa?>> Odrzekł im Jezus: <<Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością i stronę wewnętrzną czynić tak, jak stronę zewnętrzną, a stronę zewnętrzną tak, jak wewnętrzną, stronę górną jak stronę dolną, i jeśli macie zwyczaj czynić to, co męskie i żeńskie jednością, aby to, co jest męskie nie było męskim, a to, co jest żeńskie nie było żeńskim; jeśli będziecie mieli zwyczaj czynić oczy jednym okiem, a jedną rękę dacie
w miejsce ręki i nogę w miejsce nogi, i obraz w miejsce obrazu – wtedy wejdziecie do królestwa>>” ( ETom22 ).
Ten logion znajduje się również w 2 Liście Klemensa 12, 2 i według badaczy jest on parafrazą słów Jezusa z Ewangelii Egipcjan i obrazuje negatywne nastawienie do płci. „Syn człowieczy” nie jest w Ewangelii Tomasza tytułem a jedynie mistycznym stanem w którym uczeń na podobieństwo dziecka nie podlegając już pożądliwością seksualnym staje się „synem człowieczym” – czyli prawdziwym człowiekiem.
Niemniej jednak wspólny dla pierwszej redakcji Q i ETom logion nawiązujący do bezdomności „syna człowieczego” ma niewątpliwie cechy autentycznych słów Jezusa. Nie został on użyty w sensie tytularnym a w sposób pośredni Jezus wskazał, że warunki egzystencji ucznia, który chciał udać się za nim muszą być takie same jak jego własne; co wiąże się z bezdomnością. W tej wypowiedzi o charakterze chreia nie ma najmniejszego nawiązania do triumfalnego, wkraczającego na obłokach jakby Syna Człowieczego z wizji Daniela a jako, że wypowiedź ta należy do najstarszej redakcji Q oraz – najprawdopodobniej – do pierwszej warstwy ETom można z całą stanowczością stwierdzić, że Jezusowe wypowiedzi w których stosował on w sposób omowny wyrażenie „syn człowieczy” są jego cechą charakterystyczną i nie ma powodów, aby podważać ich autentyczność czy też historyczność.
Podsumowując tą podróż do najstarszych Jezusowych wypowiedzi o „synu człowieczym” stwierdzamy, że nie ma w nich ani jednego logionu, który mógłby wspierać tezę – kiedyś dość powszechnie utrzymywaną – że Jezus dla obrazowania swojej misji postanowił wykorzystać figurę eschatologiczną „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela. Są one raczej wzorcowym przykładem aramejskiego sposobu wyrażania się w którym osoba mówiąca poprzez powściągliwość czy też pokorę lub w sposób pośredni wskazywała na samego siebie. Nikt też Jezusa w tych sentencjach nie nazywał synem człowieczym, ponieważ przykłady spotykane w literaturze rabinicznej wskazują, że to określenie odnosi się tylko i wyłącznie do samego mówiącego.

Dlaczego w pierwotnej gminie chrześcijańskiej i u Pawła z Tarsu tytuł ten nie pojawia się i nie odgrywa żadnej roli w jego teologii? Które logiony są autentyczne, a które pojawiły się dopiero na późniejszym etapie i po co je tworzono skoro z nich nie korzystano, aby oddać godność i rangę Jezusa?
W ani jednym wypadku w swoich listach Paweł z Tarsu nie nazwał Jezusa „synem człowieczym”. Z tego impasu są tylko dwa rozwiązania:
1) Paweł celowo unika tytułu Jezusa Syn Człowieczy, ponieważ nie pasuje on do jego myśli chrystologicznej.
2) Paweł nic nie wie o tym, że Jezus uważał się za apokaliptycznego „Syna Człowieczego” ani też nie wie, że tak nazywała go pierwotna gmina judeochrześcijańska w Jerozolimie. Pierwsze założenie od razu każdy – nawet początkujący teolog – musi odrzucić jako fałszywe. Jezus jest dla Pawła wywyższonym Królem i przyszłym eschatologicznym sędziom ( 1Kor 15, 25; 1Tes 4, 16 ) a obraz Danielowego jakby Syna Człowieczego idealnie komponuje się z jego chrystologią.
W jednym z fragmentów swojego listu sięga on do symboliki obłoku Księgi Daniela właśnie w kontekście apokaliptycznym:
„Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nim porwani będziemy w obłokach, w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem” ( 1Tes 4, 15 – 16 ).
Należy zwrócić uwagę, że środkiem transportu zbawionych są obłoki paralelnie do tekstu Daniela w którym ten sam środek przemieszczania się charakteryzuje „jakby Syna Człowieczego”: „Oto na obłokach niebieskich przyszedł ktoś, podobny do Syna Człowieczego” ( Dn 6, 13 ). Zarówno w Księdze Daniela jak i u Pawła „syn człowieczy” to eschatologiczny lud Boży:
„Lecz potem Święci Najwyższego otrzymają królestwo i posiądą królestwo na wieki, na wieki wieczne ( tj. Pawłowe – zawsze będziemy z Panem )”( Dn 7, 18 ).
Co według Pawła będzie należało do zadań świętych – zbawionych?
„Czyż nie wiecie, że święci świat sądzić będą” ( 1Kor 6, 2; par. Dn 7, 21 – 22 ).
Paweł zatem rozumiał postać „jakby syna człowieczego” poprawnie tzn. tak jak w przypadku Daniela tej figurze mieli odpowiadać wybrańcy Boży, którzy mieli również spełnić rolę sądowniczą. Paweł z Tarsu, były faryzeusz, jeden z uczniów Gamaliela i jak wynika z analiz jego listów; jeden z lepszych egzegetów Pism hebrajskich znał poprawne rozumienie figury „syna człowieczego”. To
oczywiście nie wyjaśnia do końca faktu nie używania odnośnie Jezusa tego określenia w sensie tytularnym. Mógł on przecież spróbować użyć go w formie alegorycznej a jednak tego nigdy nie uczynił. Pozostał więc tylko wniosek drugi: Paweł z Tarsu w przekazie pierwotnym z gminy nazarejczyków w Jerozolimie nie otrzymał jakichkolwiek aluzji do tego, że Nazarejczyk w trakcie swojego życia identyfikował się z Danielowym „jakby synem człowieczym” a to oznacza, że próby takiego powiązania nastąpiły na późniejszym etapie ( lata sześćdziesiąte po Chr. ).
W pewnym momencie do podstawowego zbioru logiów Q1 dodano tzw. warstwę redakcyjną tekstu. Ta warstwa redakcyjna miała połączyć Jezusowe wezwania do miłości z elementami sądu apokaliptycznego i z potępieniem „tego pokolenia”. To na tym etapie połączono aramejski idiom bar nasza z eschatologiczną figurą „Syna Człowieczego”. Kiedy i w jaki sposób to się stało? Przede wszystkim bardzo szybko doszło do przejścia chrześcijaństwa posługującego się językiem aramejskim ( oryginalnym językiem Jezusa ) do środowiska żydowskiego posługującego się
językiem greckim – Koine. To przejście było na tyle szybkie, że nie zachowały się jakiekolwiek teksty aramejskie o Jezusie ( co nie znaczy, że nie istniały ). Ta szybka transformacja była możliwa, ponieważ jak świadczą odkrycia z grot Murabba, Chewer, Celim i Miszmar charakterystyczną cechą Palestyny I w. po Chr. był trilingwizm. Używano wtedy zdaje się dość powszechnie trzech języków: hebrajskiego, aramejskiego ( w fazie średniej będącej w użyciu od ok. 200 r. przed Chr. do 300 r. po Chr. ) i greckiego. Popaschalne chrześcijaństwo w swojej większości myślało po grecku.
P. Hoffmann uważa, że utożsamienie i nadanie ostatecznego kształtu idei „syna człowieczego” ma związek z wojną rzymsko – żydowską. „Recepcja obrazu Syna Człowieczego z Daniela w Mk 13 odzwierciedla czas wojny żydowskiej. Q 13, 34 – 35 dostarcza – zdaniem Hoffmana – klucza do odczytania historycznego kontekstu dla gróźb zawartych w Q i dotyczących przyszłego sądu” ( Paciorek 2001: s. 172 ).
Paciorek stawia tezę, że druga redakcja Q prawdopodobnie miała miejsce w latach pięćdziesiątych lub też z początkiem lat sześćdziesiątych po Chr. i jest to też najwcześniejsza data w której mogło pojawić się utożsamienie Jezusa z apokaliptycznym Synem Człowieczym biorąc pod uwagę nieobecność tej idei w Listach Pawła z Tarsu. Jak do tego doszło? Otóż w początkach chrześcijaństwa oczekiwano bardzo szybkiej paruzji Jezusa. W tym celu cały czas eksploatowano literaturę prorocką i apokaliptyczną szukając w niej możliwych odniesień do tego spodziewanego wydarzenia. Księga Daniela wśród apokaliptycznych grup żydowskich cieszyła się niesamowitą popularnością i uznaniem i tam najczęściej poszukiwano aluzji do spodziewanych mesjańskich czasów ( Dn 9, 24 – 27; por. 11Q13; Dn 11, 32; 12, 10; por. 4Q174 kol. 4 ). Społeczność Q nie przechowywała w swojej tradycji opowieści o ukazującym się zmartwychwstałym Jezusie ani też nie nazywała go Chrystusem. Co nie oznacza, że był on dla nich martwym prorokiem. „Q rozumiało rolę Jezusa w analogii do Eliasza i Henocha, którzy zostali zabrani do nieba i tam zachowani ze względu na misję w przyszłości” ( Paciorek2001: s.228 ). Wizja przychodzącego „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela okazała być się dla społeczności Q idealnym rozwiązaniem. Nie wiązała ona Jezusa z Chrystusem a jednocześnie wywyższała go i pozwalała w Pismach ST odnaleźć zapowiedzi, które można było do niego odnieść. Druga redakcja posiadała w słowach Jezusa logion mówiący o nim na sposób aramejski – syn człowieczy ( Q[1] 9, 58 ), lecz miała przed sobą tłumaczenie greckie w którym oddano ten idiom jako greckie wyrażenie, ho hios tou anthropou. W dwóch ważnych miejscach Q, na początku i na końcu druga redakcja umieściła swoje podzbiory. Przy czym najważniejszym dla nas jest ten umieszczony na końcu: „Jeśli więc wam powiedzą: Oto jest na pustyni, nie chodźcie tam; oto wewnątrz domu – nie wierzcie. Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na Wschodzie, a świeci na Zachodzie, tak będzie z dniem Syna Człowieczego. Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego. Jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” ( Q 17, 23 – 24, 26 – 27. 30 ). Teksty te zostały zidentyfikowane jako pochodzące z jakiegoś apokaliptycznego pisma żydowskiego ( reminiscencję Q 17, 24 można odnaleźć w 4Q246 ) nie związanego z chrześcijaństwem, które druga redakcja Q włączyła do tekstu. Treść nawiązuje do wizji „Syna Człowieczego” z Daniela i łączy go z eschatonem. Teraz redakcji pozostało jedynie znaleźć formę, która pozwoliłaby odnieść te słowa do Jezusa, ponieważ z tego tekstu nie można w żaden sposób utożsamić jeszcze tych dwóch postaci. Redaktorzy zetknęli się jednak z dużym problemem, ponieważ w dotychczasowych tekstach Galilejczyk nigdy nie identyfikował się z synem człowieczym, ponieważ stosował to wyrażenie zgodnie z jego aramejskim przeznaczeniem. I tu okazało się pomocne środowisko hellenistyczne, tekst powstawał w języku greckim i przy tłumaczeniu pierwotne znaczenie traciło swoją oryginalną wymowę. Teraz redaktorom wystarczyło w jakiejś wypowiedzi Jezusa umieścić określenie „syn człowieczy”, które jednoznacznie mogło być powiązane z mówiącym i osiągnięto by cel: utożsamienie Nazarejczyka z apokaliptycznym „synem człowieczym”. Idealnie do tego nadawał się logion: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy
gdy kur zapieje, czy rankiem” ( Mk 13, 35 ). Werset ten w oryginalnym rozumieniu sugeruje przyjście na apokaliptyczny sąd Boga.
Wydaje się, że i Paweł z Tarsu zna te słowa Jezusa: „A o czasach i porach, bracia nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” ( 1Tes 5, 1 – 2 ). Paweł odwołuje się tu do „wiedzy” Tesaloniczan, a więc są to najprawdopodobniej autentyczne słowa Jezusa, ponieważ w żydowskiej symbolice raczej nie przyrównywano dnia Jahwe do wkraczającego niespodziewanie złodzieja. Ten sam logion pojawia się w drugiej redakcji Q – jednak brzmi on zupełnie inaczej! „To zaś wiedzcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie pozwoliłby włamać się do jego domu. I wy bądźcie gotowi, bo w godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” ( Q 12, 39 – 40 ). Zamieniono więc „Pana domu” na „syna człowieczego” ale nadal jest to tylko zapowiedź i z tego logionu nie wynika, że zapowiadany przez Nazarejczyka „syn człowieczy” to On. Lekcja Didache także pozbawiona jest określenia „syn człowieczy”: „Czuwajcie nad swoim życiem: nie gaście lampy i nie rozpasujcie bioder, lecz bądźcie gotowi, bo nie znacie godziny, w której wasz Pan przyjdzie” ( Didache 16, 1 ). Redaktorzy, aby usunąć wątpliwości identyfikacyjne umieścili pewną przypowieść: „Kiedy Pan domu powstanie i drzwi zamknie, zaczniecie stać na zewnątrz i pukać do drzwi mówiąc: Panie, otwórz nam! A odpowiadając powie wam: Nie znam was. Wtedy zaczniecie mówić: Jedliśmy i pili z tobą i na placach naszych nauczałeś. A On powie wam: Nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode mnie wszyscy czyniący nieprawość ( Q 13, 25 – 27 ). Redaktorzy podsunęli teraz pełną identyfikację, aby już nie można było się pomylić. Oczywiście, że nauczającym na placach i spożywającym pożywienie mógł być tylko Jezus co w powiązaniu z gospodarzem ( pan domu ), który jest „Synem Człowieczym” nie pozostawia już żadnych niejasności. Pomost został rzucony. Jednak zabieg redaktorski jest tu widoczny jak na dłoni, ponieważ zarówno Paweł z Tarsu jak i Mr ( Didache! ) przekazali nam warianty tej wypowiedzi, która sugerują raczej przyjście Boga i w ani jednym wypadku nie posługuje się terminem „syn człowieczy” ( 3:1 ). Na dodatek sama przypowieść o panu domu jest parabolą, która występuje tylko w Q i to w warstwie redakcyjnej ( odciski palców ). W każdym bądź razie cel redakcji został osiągnięty a pierwotne znaczenie tego określenia przestało już mieć jakiekolwiek znaczenie i można nawet powiedzieć, że w świecie greki uległo ono zapomnieniu. Na dodatek to zrównanie zostało zrobione w tak niejasny sposób, że część badaczy i to również chrześcijańskich uważała, że Jezus zapowiadał przybycie jakiegoś eschatologicznego wybawiciela innego niż On sam! ( R. Bultmann, G. Bornkamm, H. Braun, H. E. Toedt ).

Dlaczego jednak ten tytuł zrobił tak oszałamiającą karierę wręcz w amerykańskim stylu ( od zera do milionera ) w I w. po Chr., aby w następnych wiekach praktycznie ustąpić takim tytułom jak Syn Boży i Pan ( Kyrios )? Po co tworzyć wynalazek, którego nikt nie zamierza używać? Pytanie to jest dobrze postawione a odpowiedź leży w strukturze ludności ruchu Jezusa oraz w wygasającym oczekiwaniu apokaliptycznego końca. W pierwszej połowie wieku I po Chr. ruch ten tworzą Żydzi dobrze zaznajomieni w treści swoich świętych pism. Tytuł ten niewątpliwie kierował ich w stronę wizji Daniela i bez trudu rozumieli oni, że ukryty w niebie Jezus już wkrótce pojawi się jako apokaliptyczny sędzia i władca. W następnym etapie zasilają ruch chrześcijański prozelici i bojący się Boga. Pierwsi z nich przyjęli całkowicie religię żydowską wraz z jej przepisami i są oni Żydami natomiast druga grupa powiązana z judaizmem, wyznaje wiarę w jednego Boga, przestrzega szabatu i wystrzega się pogańskiego kultu. W obecności co najmniej trzech żydowskich uczonych składali oni przysięgę i zobowiązywali się do przestrzegania 7 przykazań: wystrzegania się bałwochwalstwa, nie nadużywania imienia Bożego, nie zabijania, nie uczestniczenia w jakiejkolwiek formie kradzieży, unikania niemoralnych związków, zakazu zjadania części mięsa pochodzącego z żywego zwierzęcia oraz ustanowienia systemu sądowniczego. Grupa ta była oddzielona od Żydów i określona jako Irej Ha Szammain. Ruch misjonarski Żydów był bardzo silny w tamtym okresie i zauważa go nie tylko Flawiusz i Jezus ale i także pisarze pogańscy. Nawrócenie się na judaizm było u tych ludzi decyzją przemyślaną za którą na pewno stała lektura żydowskich ksiąg a spośród nich najbardziej ceniono właśnie apokalipsy. Eksploatacja tytułu „syn człowieczy” miała wtedy głęboki sens. Natomiast w późniejszym etapie kiedy misjonarze musieli udawać się ze swoim orędziem na zupełnie dziewicze tereny; gdzie znajomość ST była żadna to samo greckie wyrażenie ho hios tou anthropou nie nadawało się dla oddania godności Jezusa. Dla ludzi wychowanych w świecie greckich pojęć oznaczało to tyle, że Jezus był człowiekiem. „Widzicie znowu Jezusa nie jako Syna Człowieczego, ale jako Syna Boga”, napisze około 130 r. po Chr. anonimowy autor Listu Barnaby ( Brb 12, 10 ). O wiele lepiej było misjonarzom głosić Jezusa jako Syna Bożego ( theou hios ) lub też Pana ( kyrios ), ponieważ żyli oni w środowisku w którym określano tak ich władców i bogów ( por. 1Kor 8, 5 ). Z czasem nawróceni z pogaństwa będą stanowili większość w pierwotnym Kościele i dla nich najlepszym określeniem na Jezusa stanie się słowo Bóg, Po roku 70 po Chr. Mr ze swobodą już korzystał z utożsamienia Jezusa z Synem Człowieczym i często łączył go z wizją Daniela oraz ze swoją koncepcją Jezusa Pomazańca.
„Jakże proste byłoby to słowo, gdyby nic więcej za nim się nie kryło, poza zbędnym już opisem tego, czego wcale się nie chce opisywać, a co, po aramejsku, po prostu chodzi na dwóch nogach” – konstatuje Ernst Bloch ( W. Fricke, Ukrzyżowany w majestacie prawa. Osoba i proces Jezusa z Galilei, 1996: s. 192 ).

Andrzej Jan Nowicki.

Czy Jezus uważał się za proroka?

Proponuję kontynuację tematu Jezusa jako proroka (por. komentarze pod tekstem Jezus prorokiem?). Chciałbym jednak abyśmy się skoncentrowali na dwóch najstarszych dokumentach chrześcijańskich, i w nich odszukali odpowiedzi na pytanie: kim był Jezus z Nazaretu dla galilejskich mieszkańców wsi i miasteczek? Albowiem jeśli oni odczytali Go trafnie, to istnieje możliwość, iż rozumieli oni Go lepiej niż my, a to może prowadzić do wniosku, że ich przekonania oddają to, co czuł Jezus z Nazaretu – Jego własną samoświadomość misji i powołania.

Zastanówmy się nad bardzo ważną kwestią związaną z Ewangelią Marka: jej stosunkiem do źródła Q. Wiemy, że również Marek przytacza ustępy, które znalazły się w tym dokumencie. Po czym to poznano? Weźmy pod uwagę logion: „Albowiem temu, kto ma, będzie dodane, a temu, który nie ma, zostanie i to, co ma odebrane” (Mk 4, 25). Słowa te z Mk odnajdujemy u obu Ewangelistów (Mt 13, 12; Łk 8, 18), ale napotykając go później w źródle Q, z którego korzystają obydwaj, cytują go jeszcze raz (Q=Mt 25, 29+ Łk 19, 2 ). Nie jest to przypadkowe: tak samo postępują z logionem: „Bo kto by chciał swoją duszę zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją” (Mk 8, 35Mt 10, 39; Łk 9, 24)+ (Q=Mt 16, 25 + Łk 17, 33). Przez to, że słowa te występują i w źródle Q, i u Mk, Mt i Łk cytują je podwójnie – to jest zrozumiałe – natomiast skąd Mk zaczerpnął te logiony skoro nie korzystał z Q? Prawdopodobnie Mk, jak i Q musieli korzystać z ustnej tradycji, lub też byli obydwoje uzależnieni od jakiegoś dokumentu. „Teza o niezależności Mk i Q pozostaje nadal – wyjaśnia ks. A. Paciorek – najbardziej przekonująca. Próby wykazania takiej zależności jak dotąd nie znalazły uznania. Podobnie też nie dało się wytłumaczyć, dlaczego Marek pominął tak znaczną część Q, jeśli dokument ten był mu znany. Ostatecznie więc najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem fenomenu pewnej zbieżności Mk i Q jest przyjęcie wspólnego nurtu wczesnej tradycji chrześcijańskiej” (Ks. Antoni Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s. 109). Zatem hipotezę intertekstualną możemy odrzucić na rzecz wspólnej tradycji. Czy możemy zatem do niej dotrzeć? Skoro poprzedza ona i Mk i Q, to tradycja ta musi być wcześniejsza, a więc jeszcze bliższa czasom Jezusa. Na to pytanie można odpowiedzieć twierdząco: 22% treści Q ma swoje analogie w Mk.

Do Q/Mk należą następujące grupy tematyczne:

1) Odwołania do proroków w związku z Janem Chrzcicielem (Mk 1, 2= Q[Mt 11, 10; 3, 3+Łk 7, 27; 3, 4]).
2) Chrzest Jezusa (Mk 1, 12=Q[Mt 4, 1 – 11+Łk 4, 1 – 13])?
3) Zarzut współpracy z Belzebubem (Mk 3, 22 – 30=Q[Mt 12, 24 – 26+Łk 11, 14 – 23]).
4) Grzech przeciw Duchowi Świętemu (Mk 3, 28=Q[Mt12, 31+k 11, 14 – 23]).
5) Logion o zabraniu i dodaniu (Mk 4, 25=Q[Mt 25, 29+Łk 19, 26]).
6) Ziarno gorczycy – przypowieść (Mk 4, 30 – 32=Q[Łk 13, 18 – 19]).
7) Nakaz misyjny (Mk 6, 7 – 13=Q[Mt 9, 37 – 10, 16+Łk 9, 1 – 6; 10, 1 – 16]).
8) Znak z nieba (Mk 8, 11=Q [Mt 12, 38{Mt 16, 1 – 4}+Łk 12, 54 – 56]).
9) Logion o utracie życia (Mk 8, 35=Q[Mt16,25+Łk 17, 33{Mt 10, 39; Łk 9, 24}]).
10) Zaparcie się Jezusa (Mk 8, 38=Q[Mt10, 32+Łk 9, 26{Łk 12, 8}]).
11) Zakaz rozwodów (Mk 9, 37=Q[Mt 18, 5+Łk 9, 48{Mt10, 40; Łk 10, 16}]).
12) Mowa eschatologiczna (Mk 13=Q[Mt 24, 10. 22 – 37; Łk 12. 17].
Q/Mk=Mk 1, 2; 1, 7 – 8; 1, 12 – 13; 3, 22 – 26. 27 – 29; 4, 21. 22. 24. 25. 30 – 32; 6, 7 – 13; 8, 11; 12, 34 – 35; 8, 38; 9, 37. 40. 42. 50. 10, 10 – 11. 31; 11, 22 – 23; 12, 37b – 40; 13, 9. 11. 33 – 37.

Zespół ten dla łatwiejszego nim posługiwania się nazwiemy Y.

Y daje nam możliwość zetknięcia się z najbardziej prawdopodobnymi wypowiedziami Jezusa. Dlaczego? Załóżmy, że mamy do czynienia z dwoma albumami zdjęć jakiegoś człowieka, których autorzy stosowali fotomontaż, ale kolekcje te tworzyli nie znając siebie ani też swoich albumów. W bardzo prosty sposób można wyodrębnić zdjęcia, które nie podlegały obróbce, a będą to fotografie, które posiadają wspólnie obydwaj kolekcjonerzy. Tradycja Y to właśnie logia Jezusa, do których sięgnęli redaktorzy Q i Mk z tradycji.

Ważna wczesnochrześcijańska tradycja Y również dostarcza pewnych problemów, albowiem posiadamy jej dwie recenzje (Q i Mk), a druga recenzja posiada dwa warianty: Mt i Łk – w jaki więc sposób ustalić jej pierwotne brzmienie? Tu z pomocą przychodzą badania uczonych, którzy ustalili tekst samego Q (International Q Project), ale nadal tradycja ta jest przekazana w dwóch źródłach, które niekiedy różnią się od siebie w wielu istotnych szczegółach. Różnice potwierdzają niezależność tych dwóch dokumentów wobec siebie (tezę niezależności literackiej uznaje: P. Wernle, B. H. Streeter, W. Bussmann; W. Grundmann, W. G. Kummel, V. Taylor, E. Guttgemanss, W. Schenk), ale ze względu na brak wyjściowego materiału porównawczego utrudniają dostęp do pierwotnej formy. Dlatego też po ustaleniu mojej prawdopodobnej wersji (będzie to Q albo Mk) nie będę podawał do niego uzasadnienia, ponieważ długi ciąg dedukcji niezmiernie wydłużyłby ten wpis i skierowałby go nazbyt w kierunku filologicznym. Do naszych zaś rozważań absolutna pierwotność nie jest potrzebna. Przy rekonstrukcji opierałem się na tłumaczeniu ks. A. Paciorka oraz Davida Sterna. Dla łatwiejszego późniejszego posługiwania się w komentarzach zespołem Y podzieliłem dokument na rozdziały i wersety, co ułatwi wszystkim komentującym pracę.

TRADYCJA Y

JAN CHRZCICIEL

I. 1. I stało się, że Jochanan Zanurzyciel pojawił się na pustyni, głosząc zanurzenie polegające na odwróceniu się od grzechu. 2. (I) ogłaszał: „Ja zanurzam was w wodzie; lecz Ten, który idzie za mną, nie jestem nawet godzien nosić za Nim sandałów – On was zanurzy w Ruach Ha – Kodesz i w ogniu”. 3. [A Jeszua], zaczął mówić do tłumu o Jochananie: „To ów mąż, o którym mówił Jesza`jahu, powiadając:
Głos kogoś wołającego
Na pustyni przygotujcie drogę Adonai!
Wyprostujcie dla niego ścieżki.

KUSZENIE NA PUSTYNI

II. 1. I zaraz Duch wywiódł Go na pustynię, i był na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Diabła. 2. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie troszczyli się o niego.

ZAKAZ ROZWODÓW

III. 1. [Przechodząc nad jeziorem Kinneret] [Jeszua zaczął mówić do tłumu:] „Kto rozwodzi się z żoną, popełnia cudzołóstwo, a kto oddaloną bierze za żonę cudzołoży”.

KONTROWERSJA

IV. 1. I wyrzucał ducha, który był niemy. A gdy demon wyszedł, niemy przemówił. Tłumy zdumiały się. 2. A niektórzy z nich rzekli: „To przez Ba`ala – Zibbula, władcę demonów, wypędza demony”. 3. Znając jednak ich myśli, Jeszua powiedział im: „Każde królestwo wewnętrznie podzielone upadnie i dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. 4. Jeśli więc szatan, jest wewnętrznie podzielony, jak zatem królestwo jego może trwać. Bo mówicie, że ja przez Ba`ala – Zibbula wyrzucam złe duchy. 5. Jeśli ja wypędzam demony mocą Ba`al Zibbula to czyją wypędzają je wasi ludzie? Oni więc będą waszymi sędziami. 6. Tak! Mówię wam, że ludziom będą przebaczone wszystkie grzechy i wszystkie bluźnierstwa, jakie wypowiedzą, jednak kto bluźni przeciwko Ruach Ha – Kodesz, nigdy nie ma przebaczenia, ale jest winien grzechu wiecznego”. [Bo mówili:`On ma w sobie ducha nieczystego`.] 7. „Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, zatem przybliżyło się do was Królestwo Boże”.

KRÓLESTWO BOŻE

V. 1. Do czego jest podobne Królestwo Boga i z czym je porównam? 2. Podobne jest do ziarna gorczycy, które wziąwszy człowiek zasiał w swoim ogrodzie. I urosło i stało się drzewem, a ptaki niebieskie zagnieździły się w jego gałęziach.

MOC WIARY

VI. 1. Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: `Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze`, a byłaby wam posłuszna”.

FARYZEUSZE

VII. 1. Przyszli p`ruszim, żeby dał im znak z nieba. 2. On jednak rzekł: „Pokolenie to jest złym pokoleniem. Z pewnością żadnego znaku nie otrzyma, z wyjątkiem znaku Jony! 3. [Kiedy jest wieczór, mawiacie: `Będzie ładna pogoda, bo niebo jest czerwone i pochmurne. Wiecie, jak czytać z wyglądu nieba, a nie umiecie czytać znaków czasu!] 4. Nie przynosi się lampy, aby ją postawić pod korcem czy pod łóżkiem, prawda? Czy nie stawia się jej na świeczniku? 5. No właśnie, nie ma nic schowanego, co by nie miało być odsłonięte, i nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. 6. Biada wam, p`ruszim, bo miłujecie pierwsze ławy w synagogach i pozdrowienia na rynkach”.

MOWA MISYJNA

VIII. 1. [A podniósłszy oczy swe na talmidim powiedział:] „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. 2. Proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje. 3 . Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. 4. Nie noście trzosu ani torby, ani sandałów, ani laski, i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. 5. A do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. 6. A jeśli będzie tam syn pokoju, wasz pokój spocznie na nim, jeśli zaś nie – do was powróci. 7. W tym domu pozostańcie, jedząc i pijąc, co jest u nich; godzien jest bowiem robotnik swojej zapłaty. 8. Nie przechodźcie z domu do domu. 9. Do jakiego zaś miasta wejdziecie, i nie przyjmą was, wyszedłszy z niego strząśnijcie pył, który przylgnął do nóg. Mówię wam: Sodomie w ów dzień lżej będzie niż temu miastu.

POUCZENIA

IX. 1. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
2. A kiedy was pochwycą i przywiodą przed Sąd, nie martwcie się zawczasu o to, co powiedzieć. 3. Mówcie raczej to, co będzie wam dane, gdy przyjdzie czas. Bo to nie tylko wy będziecie mówić, ale Ruach Ha – Kodesz.
4. Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie może być Moim uczniem.
5. Dobra jest sól, lecz jeśli sól smak swój utraci, to w jaki sposób go przywrócić?
6. Ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować, utraci je, a kto je utraci, odzyska je.
7. Każdemu, kto ma, będzie dodane, a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
8. Kto przyzna się do Mnie przed innymi, do tego również Ja przyznam się przed Moim Ojcem w niebie. Kto jednak wyprze się Mnie przed innymi, tego i ja wyprę się przed Moim Ojcem w niebie.

PRZESTROGI APOKALIPTYCZNE

X. 1. Wielu bowiem przyjdzie pod Moim imieniem i będą mówić: `To ja jestem Mesjaszem`. I wielu w błąd wprowadzą. 2. To zaś wiedzcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie pozwoliłby włamać się do jego domu. Czuwajcie więc! 3. Bo nie wiecie, kiedy przybędzie właściciel domu, czy wieczorem, czy o północy, czy o pianiu kura, czy rankiem – a nie byłoby dobrze, gdyby przybył znienacka i zastał was śpiących! A to, co mówię wam, mówię wszystkim: czuwajcie! 4. Kto jest zatem wiernym i roztropnym sługą, którego Pan ustanowił nad swoją służbą, aby wydawał im żywność w odpowiednim, czasie? 5. Szczęśliwy ów sługa, którego Pan przyszedłszy zastanie przy tej czynności.

Wydaje się, że w tym wypadku mamy do czynienia z najstarszym przekazem kerygmatycznym. Co najdziwniejsze, jak zapewne wszyscy zauważyli, jest on niezwykle spójny, i to pomimo iż został „odzyskany” z dwóch różnych dokumentów. Następną ważną rzeczą, o której należy właśnie teraz wspomnieć, to fakt, że Paweł z Tarsu w tych nielicznych przypadkach, gdy odwołuje się do słów Jezusa, to korzysta tylko i wyłącznie z zespołu Y (1Kor 7, 10 por. Y 3, 1; 1Kor 9, 14 por. Y 8, 6; 1 Tes 4, 15; 5, 2 por. Y 10, 2 – 5). Zespół uzyskuje więc uwiarygodnienie ze strony świadectwa nieanonimowego.

Teraz proponuję wszystkim chcącym poszukać odpowiedzi na pytanie: „Czy Jezus uważał się za proroka?” o przeczytanie zespołu Y, przy jednoczesnym zapomnieniu o wszystkich Ewangeliach, i o poszukanie odpowiedzi właśnie tam. Jeśli zaś ktoś chce wysnuć na podstawie Y jakieś inne ciekawe wnioski, to zapraszam do dyskusji.

Między łaską a naturą

Miałam napisać coś o podwójnym stworzeniu u Grzegorza z Nyssy, jednak dla dyskusji o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boga o wiele ważniejszy wydaje mi się problem relacji natury i łaski. Bo właśnie w tym punkcie rozjeżdżają się teologia zachodnia i wschodnia. Na Zachodzie zwykliśmy mówić, że łaska buduje na naturze, przy czym wydaje nam się, że takie stwierdzenie naturę w jakiś sposób nobilituje. Teologia wschodnia od samego początku sprawę widziała i do dziś widzi zupełnie inaczej. Otóż według niej życie w bliskości z Bogiem, czyli to, co my nazywamy łaską, jest dla człowieka czymś, jakkolwiek paradoksalnie miałoby to zabrzmieć, naturalnym. Grzegorz z Nyssy ujmuje tę rzecz następująco: „Życie upodobnione do Bożej natury jest dla ludzi właściwe i naturalne” (Homilie do Eklezjastesa, hom. I). Czyli człowiek, aby być w pełni sobą, musi być blisko Boga. Taka wizja natury człowieka ma swoje źródło w specyficznej interpretacji stworzenia na obraz Boży. Grzegorz z Nyssy nie wahał się mówić, że człowiek od samego momentu stworzenia posiada w sobie wszelkie dobro: „Bóstwo jest pełnią dobra, a natura ludzka jest jej obrazem: podobieństwo obrazu do wzoru polega zatem na tym, że jest pełen wszelkiego dobra. Jest w nas zatem idea wszelkiego piękna, wszelka cnota i mądrość, i wszystko, co można pomyśleć o wyższej naturze” (O stworzeniu człowieka 16). Podobnie Grzegorz tłumaczy fragment Łk 17, 21, w którym Chrystus ogłasza, że Królestwo Boże jest w nas: „Wypowiedź ta ukazuje, jak sądzę, że Boże dobro nie jest oddzielone od naszej natury ani nie jest daleko od tych, którzy pragną go szukać, ale znajduje się w każdym z nas, nieznane i ukryte, ilekroć zostaje zagłuszone przez troski i przyjemności życia, ale może zostać odnalezione, gdy tylko zwrócimy ku niemu nasze myśli” (O dziewictwie 12,3). Wygląda więc na to, że dobro, którego człowiek szuka, ma w samym sobie i dzięki cnotliwemu życiu może to dobro i szczęście odnaleźć: „Jeśli dzięki doskonałości życia obmyjesz brud kalający twe serce, rozbłyśnie dla ciebie piękno podobne do Boskiego. Jak żelazo oczyszczone osełką z rdzy, wcześniej czarne, teraz błyszczy i lśni w słońcu, tak człowiek, gdy zeskrobie ze swego wnętrza, które Pan nazywa sercem, rdzawy brud, naniesiony przez złą pleśń, odzyska podobieństwo do pierwowzoru i stanie się dobry. To bowiem, co jest podobne do dobra, jest dobre. Kto więc wpatruje się w siebie widzi w sobie to, czego pragnie i w ten sposób czysty sercem osiąga szczęście, bo spoglądając na własną czystość ogląda w obrazie pierwowzór” (Homilie do błogosławieństw, hom. VI). Grzegorz streszcza swoją naukę w takim paradoksalnym, wydawałoby się, zdaniu: „Podobieństwo do Boga nie jest naszym dziełem ani skutkiem ludzkich wysiłków, ale Bożej hojności, która obdarowała człowieka podobieństwem do Boga już w momencie stworzenia” (O dziewictwie 12, 2). To, co człowiek robi ze swojej natury, jest więc dziełem łaski. Takie postawienie sprawy jest kluczowe dla życia duchowego człowieka. W takim rozumieniu wysiłek związany ze zdobywaniem cnoty zmierza do odnowienia i odkrycia prawdziwej natury człowieka, zaciemnionej przez grzech, a nie zdobycia czegoś nadnaturalnego. Ciężko więc w ogóle mówić o czymś takim jak współpraca z łaską, skoro łaska – w sensie, w jakim my na Zachodzie ją rozumiemy – stanowi integralną część ludzkiej natury. Nie ma także napięcia czy współzawodnictwa między łaską a naturą, bo życie z Bogiem czyli praktykowanie cnoty jest dla ojców wschodnich po prostu realizowaniem naturalnej dla człowieka doskonałości.

Obraz niezniszczalny

Oto, co ja myślę o człowieku jako obrazie Boga: Obraz swój umieścił Bóg w każdym człowieku jako pieczęć i gwarancję, jako potwierdzenie niegasnącego pokrewieństwa Boga i człowieka. Obraz ten uległ z jakiegoś powodu zatarciu i zaciemnieniu i nie mamy do niego łatwego dostępu, nie jesteśmy go świadomi. Bóg stwórca nie może wyprzeć się tego pokrewieństwa ani zapomnieć o żadnym swoim synu ani córce. Z racji tego pokrewieństwa Bóg wziął za nas ostateczną rodzicielską odpowiedzialność. Musi sprawdzić się jako Ojciec, a więc wyciągać nas z każdej beznadziejnej sytuacji. Musi znaleźć sposób, abyśmy uświadomili sobie istnienie tego obrazu w nas. Tylko nawiązując kontakt z tym wewnętrznym, ukrytym w nas obrazem Boga będziemy mogli spotkać Boga transcendentnego. W każdym z nas jest zatem coś lepszego niż się sami spodziewamy znaleźć.

Danie nam swego obrazu na własność przymusza Boga do zbawienia nas, do uratowania nas wszystkich z wszelkich opresji. Od zarania świata, od początku Ojciec rodząc Syna wiedział, że każdy człowiek dotrze do ukrytego w nim obrazu Boga. Wcielenie Syna było znakiem naszego odwiecznego pokrewieństwa z Bogiem, znakiem oznajmiającym ten Boży plan wobec ludzi i wiedzę Boga o ostatecznym przeznaczeniu człowieka.

Obraz Boga w człowieku jest wieczny, choć zamglony i niewyraźny. Człowiekiem, w którym ten obraz nabrał przejrzystości, światłości i wyrazistości był Jezus. Jezus, pierworodny pośród wielu, uosabia plan Boga wobec każdego człowieka.

Czy jesteśmy anthroposami?

Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że to, że jesteśmy stworzeni na obraz Boga, powoduje, że mamy określoną strukturę bytową, która wyróżnia nas spośród świata przyrody: jesteśmy kimś, a nie czymś, możemy poznawać, jesteśmy samoświadomi, wolni, racjonalni itd. Takie przeświadczenie czerpiemy z opisu stworzenia człowieka: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26), „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). A gdyby się okazało, że ta obrazowość statyczna i ontyczna nie jest w gruncie rzeczy przedmiotem zainteresowania autorów biblijnych? Że chodzi o obrazowość egzystencjalną? Że tak naprawdę obrazem Boga mamy dopiero się stać?

Bogusław Górka (Reinterpretacja źródeł chrześcijaństwa) zauważa, że już w Septuagincie (starożytny przekład Biblii na język grecki) tłumacze dokonali wątpliwego zabiegu, mianowicie w w. 26 hebrajskie słowo demut (postać) oddali przez greckie homoiosis (podobieństwo). A skoro w w. 27 mowa jest o stworzeniu człowieka na obraz Boga, to powstaje pytanie, kiedy następuje stworzenie na postać Boga. Można się tylko domyślać, że nastąpiło to wtedy, gdy Adam, uformowany proch z ziemi, został ożywiony i wprowadzony do raju (Rdz 2, 7n). Biblia, zdaniem B. Górki, nie wykazuje zainteresowania, czy i w jakim zakresie istota ludzka z racji stworzenia (status ontyczny) jest nośnikiem obrazu i postaci Boga. Istotne jest pytanie, kiedy istota ludzka w swojej egzystencji osiąga stan obrazu i postaci Boga. Autorzy biblijni nie interesują się problemem, jaką istotę ludzką stwarza Bóg, ale interesują się problemem, kiedy Bóg sprawia, że istniejąca istota ludzka staje się najpierw obrazem Boga, czyli Człowiekiem przez duże C, Anthroposem (a potem postacią Boga). Skupienie się na ontycznym rozumieniu obrazu Boga powoduje, że wspomniana postać Boga staje się w tekście zbędna albo utożsamiona jest z obrazem Boga (s. 77-83).

B. Górka uważa, że taka idea człowieczeństwa i obrazu Boga w człowieku pojawia się również w prologu Ewangelii św. Jana. Chodzi o wersy 1-6 i 9, które proponuje tłumaczyć tak:

(1) Podstawą (arche) jest, że Ten Logos był i Ten Logos był u Boga Ojca, i Ten Logos był Bogiem.

(2) Podstawą (arche) jest, że On był u Boga Ojca. (3) Wszystko przez Niego stało się i bez Niego nic się nie stało. Co stało się (4) w Nim, było owym Życiem i to Życie było określoną Światłością dla pewnych Ludzi (ton anthropon), (5) a ta Światłość w pewnej ciemności (en te skotia) zjawia się i owa ciemność jej nie opanowała.

(6) Stał się Człowiek (anthropos) i został posłany przez Boga; Jan mu na imię.

(9) Była owa Światłość ta Prawdziwa, która oświetla każdego Człowieka (anthropos) wchodzącego w pewien kosmos.

Zdaniem B. Górki w użytym terminie anthropos chodzi o kategorię teologiczną, nie zaś antropologiczną. Chodzi tu o rozwój istoty ludzkiej, która na pewnym poziomie osiąga status anthroposa. To efekt ewolucji istoty ludzkiej, której autorem jest Bóg. W judaizmie anthroposem człowiek stawał się wtedy, gdy przyjmował na siebie jarzmo Tory i przykazań. Stanie się anthroposem powodowało wolność od grzechów personalnych. Żyd uzyskiwał ją od Boga w oparciu o pedagogię Tory i Proroków i o kogoś takiego chodzi w w. 6. Jan uwypukla, że każdy anthropos (obraz Boga, wolny od grzechów personalnych), może być posłany przez Boga. Nie każda istota ludzka jest posyłana przez Boga. Od Boga z misją pozytywną może wyjść dopiero anthropos, istota ludzka – z misją negatywną (np. wtedy, gdy jako bankrut moralny, który jest tego świadomy, ostrzega innych przed konsekwencjami swoich grzechów). Jan Chrzciciel w pewnym momencie stał się anthroposem (s. 84-87).

Trudno ocenić słuszność analiz B. Górki. Jednak tak przedstawiony pogląd autorów biblijnych na człowieka jako obraz Boga znajduje, jak się wydaje, pewne rozwinięcie czy potwierdzenie w poglądach np. Grzegorza z Nyssy.  Oto jak poglądy Nysseńczyka przedstawia Marta Przyszychowska. Autorka pisze:

Czy to znaczy, że człowiek, który grzeszy, wyrzeka się własnej natury? Tak, tak właśnie mówi Grzegorz i to zupełnie wprost. Jak inaczej rozumieć jego słowa? Dzięki określeniom „zrodzeni z ziemi” i „synowie ludzcy” odróżnia ziemskich i nierozumnych od tych, którzy dostępują zbawienia i mają w sobie charakterystyczną cechę ludzkiej natury, a właściwą cechą charakteryzującą człowieka jest podobieństwo do Boga (ἴδιος δὲ χαρακτὴρ ἀνθρώπου ἡ πρὸς τὸ θεῖον ὁμοίωσις). (O tytułach psalmów II, 12, GNO 5, s. 130).

Podobieństwo do Boga (obraz Boga) jest więc czymś, co decyduje o byciu anthroposem. I dalej autorka pisze:

Grzegorz jednak zdaje się mówić, że po grzechu pierworodnym, który ściągnął naszą naturę na niższy, zwierzęcy poziom bytu, nie rodzimy się ludźmi. Musimy włożyć wiele wysiłku w to, by na powrót stać się uczestnikami ludzkiej natury. Intuicję tę potwierdza tłumaczenie jednej z mów Grzegorza autorstwa T. Sinki. Otóż tłumaczy on przymiotnik μισάνθρωπος jako nieludzki, chociaż słowniki podają, że znaczy on nienawidzący ludzi: Każdemu dostaje się odpowiednia zapłata: tym, którzy prowadzili cnotliwe życie przypada radosny pobyt w królestwie niebieskim; nieludzkim (μισανθρώποις) zaś i złym – kara ogniowa i to na wieki (De beneficientia (De pauperibus amandis I), GNO 9, s. 100).

Zatem byłaby tu pewna zbieżność z tym, co o byciu anthroposem mówi Biblia, przynajmniej zdaniem B. Górki.

Wydaje się, że i Pismo Święte, i Grzegorz z Nyssy mówią, że anthropos to ktoś inny niż istota ludzka. Istota ludzka ma stać się anthroposem, a właściwą cechą anthroposa jest bycie na obraz Boga.

Takie podejście rodzi oczywiście wiele pytań, np. kiedy anthroposem staje się chrześcijanin. Istotne wydaje się tutaj powiązanie bycia anthroposem z wolnością od grzechu, czy to pierworodnego, czy to personalnego. Ponieważ grzech wiąże się ze śmiercią, z odcięciem się od Boga, należy zakładać, że chodzi tu o wyzwalanie się z tej śmierci, o nawiązywanie dialogu z Bogiem. Zadaniem naszym jest wychodzenie ze stanu zamknięcia, otwieranie się na komunikację z Bogiem. Ta komunikacja to przede wszystkim modlitwa, którą należy rozumieć jako przestawanie z Bogiem. Człowiek, który odetnie od siebie krainy, w których nie ma Boga, człowiek, który jest w stanie przestawać z Nim w modlitwie, staje się anthroposem.

Podobieństwo Boże

Podobieństwo Boże to biblijno-teologiczny termin, który wskazuje na szczególną relację człowieka z Bogiem, Stwórcą i Zbawicielem, a także na uprzywilejowaną pozycję człowieka w świecie stworzeń, jaka wypływa z tej właśnie relacji. Podobieństwo Boże oddziela człowieka od świata zwierząt, sytuując go po stronie Boga, a zarazem odróżnia człowieka od Boga jako jedynie podobnego do Niego. Z drugiej strony, można powiedzieć, że wszystkie stworzenia noszą w sobie pewne podobieństwo Boże (zob. KKK 41). Jednak podobieństwo Boże człowieka jest jakościowo różne od podobieństwa do Boga innych stworzeń, które mają w sobie ślad doskonałości Boga.

Podobieństwo Boże w Biblii

W Starym Testamencie znajdujemy zaraz na początku podstawowy tekst mówiący o podobieństwie Bożym : „A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam»” (Rdz 1,26; por. Rdz 5,1.3; 9,6). Występują tutaj dwa pojęcia, ściśle ze sobą związane, podobieństwo Boże i obraz Boży. Terminy „podobieństwo” (hebr. demut) oraz „obraz” (hebr. selem) niekiedy stosowane są zamiennie jako synonimy. Z etymologicznego punktu widzenia można jednak zauważyć, że „podobieństwo” (demet) jest pojęciem bardziej abstrakcyjnym. Niemniej znaczenie słowa „podobieństwo” zależy przede wszystkim od kontekstu. Starotestamentalny komentarz do Rdz 1,26 znajdujemy w Ps 8,6: „Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś”. Człowiek jest „podobny”, to znaczy „niewiele mniejszy”. Księga Mądrości interpretuje podobieństwo Boże jako nieśmiertelność, dla której został stworzony człowiek (Mdr 2,23). Tak rozumiane podobieństwo Boże zostało zagubione z powodu grzechu pierworodnego.

W Nowym Testamencie obraz i podobieństwo Boże pojawiają się przede wszystkim w teologii Pawłowej. Chrystus jest prawdziwym obrazem Boga (2 Kor 4,4; Kol 1,15; Hbr 1,3). Podobieństwo Boże człowieka jest w tej perspektywie uczestnictwem w Bożym podobieństwie Chrystusa, które realizuje się poprzez łaskę, wiarę i chrzest. Stajemy się podobni do Chrystusa poprzez uczestnictwo w jego śmierci i zmartwychwstaniu (Rz 6,3nn). To podobieństwo realizuje się „za sprawą Ducha Pańskiego” (2 Kor 3,18). Dzięki łasce Bożej przechodzimy od podobieństwa do pierwszego Adama do podobieństwa do drugiego Adama, Chrystusa (1 Kor 15,49). Podobieństwo Boże nabiera w nowotestamentowej perspektywie charakteru historycznego i dynamicznego: podobieństwo Boże nadane i zadane w stworzeniu zmierza ku swemu wypełnieniu w Jezusie Chrystusie (Kol 3,9-10). Nowe podobieństwo w Chrystusie jest przywróceniem i udoskonaleniem osłabionego, jeśli nie całkiem utraconego z powodu grzechu podobieństwa wynikającego z aktu stworzenia (Ef 4,21-24). Według św. Pawła podobieństwo Boże przywrócone w Chrystusie przewyższa podobieństwo Boże z Rdz 1,26 tak jak Chrystus przewyższa Adama. Paweł Apostoł rozróżnia podobieństwo Boże naturalne (pierwotne) i podobieństwo Boże ponadnaturalne w Chrystusie, ale nie oddziela. Pierwsze podobieństwo Boże zaistniało ze względu na to drugie. Podobieństwo Boże w Chrystusie  jest kluczem historii zbawienia, która rozpoczęła w zamyśle stworzenia (Rz 8,29; Ef 1,4nn). A zatem podobieństwo Boże w Rdz 1,26 tłumaczy się poprzez podobieństwo Boże w Chrystusie, a nie na odwrót. Wypełnieniem podobieństwa Bożego jest zmartwychwstanie, w którym Chrystus „przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała” (Flp 3,21).

Podobieństwo Boże w teologii

W Teologii jedną z rozważanych kwestii w odniesieniu do podobieństwa Bożego jest jego relacja do obrazu Bożego. U Ojców Kościoła możemy wskazać dwa zasadnicze podejścia do tej kwestii. Pierwszy nurt, reprezentowany m.in. przez św. Ireneusza, Orygenesa, św. Bazylego Wielkiego, czy też św. Maksyma Wyznawcę, kładzie nacisk na rozróżnienie pomiędzy podobieństwem Bożym a obrazem Bożym. Pojęcie „obrazu” (gr. eikon) wskazywałoby na stałą i niezmienną istotę stworzonej natury człowieka. „Podobieństwo” (gr. omoiotes) natomiast byłoby stopniową asymilacją z Bogiem, czyli dynamicznym procesem upodabniania się do Chrystusa poprzez łaskę i naśladowanie. Drugi nurt,  typowy dla Ojców łacińskich, nie przywiązuje wielkiej wagi do rozróżnienia między podobieństwem Bożym i obrazem. W pierwszej perspektywie podobieństwo Boże jest czymś, co – w przeciwieństwie do obrazu Bożego – zostało utracone poprzez grzech pierworodny. „Człowiek, zdeformowany przez grzech i śmierć, pozostaje «obrazem Bożym», obrazem Syna, ale jest «pozbawiony chwały Bożej» (Rz 3,23), pozbawiony «podobieństwa»” (KKK 705). Podobieństwo Boże, które utraciliśmy w Adamie, odzyskujemy w Chrystusie. Św. Ireneusz w „Adversus haereses” wskazuje na wolność człowieka, która jest egzystencjalną możliwością, potencjałem zrealizowania się w pełni podobieństwa Bożebo. W swej wolności człowiek może wybrać posłuszeństwo Bogu i otworzyć się na łaskę uświęcającą i w ten sposób realizować w sobie podobieństwo Boże. W teologii średniowiecznej podobieństwo Boże i obraz Boży są niekiedy widziane w perspektywie rozróżnienia pomiędzy naturą i łaską. Piotr Lombard mówił o triadzie: creationis (naturae), recreationis (gratiae), similitudinis (gloriae). W tej perspektywie obraz Boży wskazywałby na duchowość i nieśmiertelność duszy, a podobieństwo Boże na świętość i sprawiedliwość.

Wielością teologicznych koncepcji zaowocowała refleksja nad tym, w czym wyraża się podobieństwo Boże człowieka i co znaczy „Nam” w Rdz 1,26.  Innymi słowy: Co do czego lub kto do kogo jest podobny w podobieństwie Bożym? Odpowiedzi na to pytanie rozwijały się w trzech zasadniczych kierunkach:
1. Prototypem jest niewidzialny Logos (doskonały obraz Boga Ojca), do którego podobna jest (upodabnia się) niewidzialna dusza człowieka (ojcowie greccy);
2. Prototypem jest Trójca Święta, do której podobny jest duch ludzki z jego „trynitarnymi” władzami – np. pamięć, intelekt, wola (św. Augustyn);
3. Prototypem jest Logos wcielony, Chrystus zmartwychwstały i uwielbiony, do którego upodabnia się człowiek jako ciało ożywione duchem (Tertulian, Ireneusz).
W teologii średniowiecznej na Zachodzie przeważa koncepcja augustiańska, w której nosicielem podobieństwa Bożego jest jedynie dusza jako obraz Bożej trójjedyności. Podobieństwo Boże wyraża się w zdolności duszy ludzkiej do poznawania Boga i posiadania Go w miłości. Podobieństwo Boże oznacza zatem, że człowiek jest „capax Dei” (św. Bonawentura).

Teologia podobieństwa Bożego u protestanckich reformatorów mieściła się zasadniczo w ramach średniowiecznej scholastyki. Nie przyjmowali oni rozróżnienia pomiędzy obrazem Bożym i podobieństwem Bożym. Luter utożsamiał podobieństwo Boże z łaską pierwotną (iustitia originalis). W konsekwencji twierdził też, że podobieństwo Boże zostało całkowicie zagubione z powodu grzechu pierworodnego. W XX w. spośród teologów protestanckich kwestią podobieństwa Bożego zajmowali się głównie E. Brunner i K. Barth. Według Brunnera podobieństwo Boże człowieka polega na relacji z Bogiem i odpowiedzialności wobec Niego. Rozróżnia podobieństwo Boże „formalno-strukturalne” (bycie przed Bogiem jako bycie ku miłości) i „efektywne” (bycie w Słowie Bożym jako bycie w miłości). Podobieństwo Boże w pierwszym sensie pozostaje również po grzechu, a podobieństwo Boże w drugim sensie zostało zniszczone przez grzech i może być odbudowane jedynie przez Chrystusa. K. Barth widzi podobieństwo Boże nie w jakiejś szczególnej zdolności człowieka, ale w fakcie, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Człowiek jako relacja kobiety i mężczyzny jest podobny do relacji „ja” – „ty” w Bogu, a także do relacji pomiędzy Jezusem Chrystusem i wspólnotą Kościoła.

Teologia prawosławna rozwinęła się w kierunku rozróżnienia pomiędzy obrazem, rozumianym jako rzeczywistość statyczna, a podobieństwem Bożym rozumianym jako rzeczywistość dynamiczna, zadana człowiekowi. Grzegorz Palamas nauczał, że aniołowie są bardziej niż człowiek podobni do Boga, ale w mniejszym stopniu stworzeni na obraz Boży. Po grzechu nie przestaliśmy być na obraz Boży (m.in. rozum, wolna wola, odpowiedzialność), ale zatraciliśmy podobieństwo Boże, czyli podobieństwo w porządku cnót, głównie miłości. Bóg w Chrystusie przywraca podobieństwo Boże, co więcej przebóstwia człowieka (Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem).

Współcześnie kwestia podobieństwa Bożego podejmowana jest w perspektywie ekologicznej, a także feministycznej. Antropologia teologiczna opisuje związek, jaki istnieje pomiędzy rozumieniem podobieństwa Bożego człowieka a tym, co nazywamy ekokryzysem. Wypływająca z podobieństwa Bożego dominacja człowieka nad resztą stworzenia musi być zrównoważona nie tylko odpowiedzialnością człowieka przed Bogiem, ale także pogłębionym zrozumieniem solidarności człowieka z całym stworzeniem w duchu Rz 8,18-22, w którym m.in. czytamy, że stworzenie oczekuje, by „uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych”. Podobieństwo Boże wyróżnia człowieka spośród innych stworzeń (oprócz aniołów), ale owo uprzywilejowanie nie może być interpretowane jako przyzwolenie na tyranię wobec stworzenia. Z drugiej strony podobieństwo Boże jest impulsem do rozwijania ekologii człowieka, którego natura powinna być szanowana, a nie traktowana – jak to czyni np. ideologia gender – jako przedmiot ingerencji i manipulacji.

Teologia feministyczna odrzuca wszystkie interpretacje podobieństwa Bożego, które w przeszłości sugerowały, iż podobieństwo Boże odnosi się do mężczyzny w stopniu doskonalszym niż do kobiety. Np. Augustyn twierdził, że na poziomie duszy podobieństwo Boże jest takie samo bez względu na płeć, jednak w odniesieniu do ciała mężczyzna jest człowiekiem przeznaczonym do panowania, a kobieta jest istotą podporządkowaną. Również św. Tomasz przypisywał pełniejsze podobieństwo Boże mężczyźnie, który miałby być początkiem i celem kobiety. Formułowano także zupełnie skrajne opinie, a mianowicie że kobieta w ogóle nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boże. I choć tego rodzaju poglądy już dawno zostały odrzucone, to w oparciu o właściwą koncepcję podobieństwa Bożego potrzeba pogłębienia nauki o równości mężczyzny i kobiety, jaką np. Jan Paweł II wyraził w „Mulieris dignitatem”.