Archiwum kategorii: Krótka piłka

Ten drugi według Carrere’a

Emmanuel Carrère w swojej powieści Królestwo (recenzja Alicji Szerment) formułuje ciekawe przypuszczenie (s. 280-283) co do tego, kim był drugi uczeń, oprócz wymienionego z imienia Kleofasa, ze słynnego opowiadania Łukasza Ewangelisty o uczniach z Emaus (Łk 24, 13-35). Nie jest to przypuszczenie oparte na twardych dowodach, bo Crrère rekonstruuje głównie na podstawie własnej wyobraźni to, co mogło się dziać w czasie w ogóle nieopisanego w Dziejach Apostolskich dwuletniego uwięzienia Pawła w Cezarei. Jak bowiem pisze: „Jeśli chodzi o te dwa lata spędzone przez Pawła w Cezarei, nie mam do dyspozycji dosłownie nic. Żadnego źródła. Mam swobodę działania, a jednocześnie jestem zmuszony zmyślać”. Z drugiej strony nie jest to zmyślanie nieoparte na Piśmie Świętym, jakaś doza prawdopodobieństwa w nim jest.

Jak więc Carrère dochodzi do zidentyfikowania drugiego ucznia? Otóż Paweł zostaje przewieziony z Jerozolimy do Cezarei. Ale do Jerozolimy przybył wraz ze swoimi uczniami, w tym Łukaszem. Owi uczniowie według Carrère’a podążyli do Cezarei za uwięzionym Pawłem. Co jednak mogli robić dalej? Carrère uważa, że skoro w Dziejach Apostolskich Łukasz, opisując wydarzenia następujące po owych dwóch latach uwięzienia Pawła, nadal mówi „my”, to przynajmniej on pozostał w Cezarei (być może wykonywał swój zawód lekarza). Gdzie jednak się zatrzymał? Skoro w drodze do Jerozolimy Paweł i jego towarzysze zatrzymali się u niejakiego Filipa, to byłoby czymś naturalnym, gdyby również po dwóch tygodniach właśnie u tego Filipa również się zatrzymał Łukasz.

A kim zdaniem Carrère’a był ów Filip? Na pewno nie jednym z Dwunastu, ale kimś, kto z anonimowego słuchacza Jezusa stał się znaczącą postacią w pierwotnej wspólnocie. Być może to od niego pochodzą opowieści o historii tej wspólnoty, które Łukasz umieścił w pierwszych ośmiu rozdziałach Dziejów Apostolskich. Carrère uważa, że Filip był hellenistą (Żyd o wyższej pozycji społecznej, znający grekę), jednym z Siedmiu, zwanych diakonami, wybranych do „obsługi stołów”. Gdy Kościół zaczyna być prześladowany w Jerozolimie, helleniści rozpraszają się, a Filip trafia do Samarii, gdzie prowadzi działalność misyjną, m.in. nawraca Etiopczyka.

Filip i Łukasz toczą długie rozmowy w Cezarei. A jeśli w czasie jednej z nich Filip opowiedział historię o dwóch uczniach idących do Emaus? Skąd ją znał? Bo może był właśnie owym drugim uczniem, niewymienionym z imienia.

Tak więc do licznych prób odkrycia imienia drugiego ucznia możemy dołączyć kolejną: Emmanuela Carrère’a.

Włóż na Pana swój ciężar

Michał Gołębiowski na FB pyta:

Któż zaprzeczy, że staropolskie przekłady biblijne mają tego szczególnego ducha; że są niejednokrotnie bardziej wymowne od tych współczesnych?
Biblia Jakuba Wujka: „Wszystko troskanie wasze składając nań, gdyż on ma pieczą o was” (1P 5, 7: omnem sollicitudinem vestram proicientes in eum, quoniam ipsi cura est de vobis).
Por. Jan Kochanowski: „Włóż na Pana swój ciężar, a On cię ratuje” (Ps 55, 23: Iacta super Dominum curam tuam, et ipse te enutriet).

Bardzo podobnie jak J. Wujek 1P 5, 7 tłumaczy Biblia Warszawska (przekład z języków oryginalnych): „Wszelką troskę swoją złóżcie na niego, gdyż On ma o was staranie”. Ale inne przekłady już odmiennie: „Powierzcie Mu wszystkie swoje zmartwienia, a On zatroszczy się o was” (Paulistka); „Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was” (Tysiąclatka, wyd. V); „We wszystkich potrzebach waszych zaufajcie Jemu, gdyż On troszczy się o was” (Warszawsko-Praska). Prawda, że są różnice znaczeniowe? Co ciekawe, wygląda na to – ale to pytanie do specjalistów – że Wujek, choć tłumaczył z łaciny, stworzył przekład nie tylko wymowny, ale i – tu pytanie do specjalistów – będący całkiem blisko greckiego oryginału.

Z kolei Ps 55, 23 dość podobnie jak u Kochanowskiego (parafraza) brzmi w Biblii Paulistów: „Zrzuć swój ciężar na PANA, a On cię podźwignie”, a trochę odmiennie np. w Tysiąclatce: „Przerzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma” (w innych podobnie).

Tak czy inaczej rzeczywiście bardzo wymowne jest to wkładanie/składanie na Boga swoich trosk/ciężarów.

Cantalamessa i Odnowa

Raniero Cantalamessa, kaznodzieja papieski, jak sam przyznaje w tekście „Byłem krytycznie nastawiony do Odnowy”, był wręcz wrogiem ruchu charyzmatycznego. Z czasem, po uczestnictwie w wielu spotkaniach tego ruchu, jego nastawienie zmieniło się diametralnie i z zaciekłego przeciwnika stał się gorącym zwolennikiem Odnowy, porzucił nauczanie uniwersyteckie i stał się wędrownym kaznodzieją.

Cantalamessa mówi, że w Odnowie zobaczył m.in., że Duch Święty ożywia wszystkie sakramenty, że pozwala odkryć Jezusa jako Pana, że prowadzi ludzi do serca Ewangelii, którym jest krzyż Jezusa, że w chrzcie w D.Ś. chodzi o ponowne świadome przeżycie tego, co dokonało się np. w chrzcie, sakramencie małżeństwa, że kiedy otwieramy się na działanie D.Ś., Biblia staje się księgą, przez którą Bóg mówi do człowieka, że D.Ś. kontynuuje w nas modlitwę Jezusa, że D.Ś. rozlewa swe dary wśród członków różnych wyznań, co pozwala na ekumenizm duchowy. Na koniec Cantalamessa stwierdza: „dzisiaj doświadczenie Ducha Świętego jest konieczne, aby przemienić chrześcijan tylko z nazwy w chrześcijan rzeczywistych”.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć: biedni ci wszyscy chrześcijanie tylko z nazwy, którym nie dane było doświadczyć działania Ducha Świętego, zwłaszcza w Odnowie w Duchu Świętym.

Tego już nie ma

Wczoraj minęła kolejna rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. Wraz z nim rozpoczął się początek końca historii polskich żydów. Czy ich zagłada nie była również stratą dla polskiej teologii? Może najdobitniej o tym, że tak,  świadczy historia urodzonego w Warszawie Abrahama J. Heschela, który zdołał wyjechać przed wybuchem wojny do Stanów Zjednoczonych. I chociaż już przed wojną zyskał pewne uznanie, to dopiero w latach pięćdziesiątych napisał swoje najważniejsze dzieła filozoficzno-teologiczne.

Dzisiaj takie jego ksiażki, jak „Prorocy” czy „Bóg szukający człowieka”, cieszą się w Polsce sporym zainteresowaniem (wielokrotnie się do nich odwoływałem w „Zrozumieć wiarę„). A co by było, gdyby tacy autorzy jak on mogli nadal tworzyć w Polsce? Gdyby tu i teraz tworzyli tacy jak Heschel, Isaac Singer czy Icchok Perec i wielu, wielu innych? Jakie byłoby ich oddziaływanie na polską teologię i jaka byłaby ta teologia, gdyby tuż obok miała teologię żydowską? Choć nie sposób na te pytania odpowiedzieć, to warto je sobie zadać w kolejną rocznicę wybuchu powstania w getcie.

O liturgii i niebie

Są tacy, którzy mówią, że spory o przestrzeganie przepisów liturgicznych, o poprawność i piękno liturgii to w gruncie rzeczy zajmowanie się sprawami drugorzędnymi. Zapewne tak bywa. Ale pewien znajomy, który z Kościołem jest na bakier, a który z racji obowiązków służbowych trafił na mszę w katedrze poznańskiej z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski, opowiadał mi, jak wielkie wrażenie (miał tzw. ciary, mówiąc młodzieżowo) wywarła na nim właśnie sama liturgia, na dodatek z elementami łaciny, i świetna oprawa muzyczna.

Tocząc więc spory o kształt liturgii, trzeba brać pod uwagę również to, że do kościołów z różnych powodów przychodzą różni ludzie. Do kościoła może wejść każdy i nikt nie sprawdza jego biletu wstępu, jak to jest podczas wielkich imprez typu „Jezus na stadionie”. Czy nie jest więc istotne, z jakimi wrażeniami z niego wyjdzie? Nie jest to też bez znaczenia teologicznego, bo przecież liturgia to niebo na ziemi. Co więc mówimy o tym niebie naszymi mszami, tak często jakby odprawianymi „za karę”?

J 1, 14 – Wcielenie; życzenia świąteczne

(14) A Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.

Ten fragment prologu Ewangelii św. Jana odczytujemy jako mówiący o tym, że Bóg rzeczywiście stał się człowiekiem. Użyte tu greckie słowo sarx wskazuje na człowieka w jego konkretnej postaci, w jego przemijalności, ciało, chociaż ożywione duszą, to jednak kruche i nietrwałe. Bóg nie ma zatem ciała pozornego, jak chcieli doketyści, ale prawdziwe. Co jednak ze słowem Logos? Jest to słowo wieloznaczne i w grece nie miało jednego znaczenia. Może ono jednak wskazywać na ostateczną rację rzeczy, słowo stwórcze, mądrość. Tak czy inaczej warto też, jak sądzę, zwrócić uwagę na jego znaczenie dosłowne. A wtedy wskazuje ono na to, że „dialogiczny” Bóg, którego słowo jest stwórcze, wkracza też w rzeczywistość naszego języka.

Autorom i czytelnikom „Kleofasa”
życzymy spokojnych, owocnych duchowo
i „teologicznych” świąt Bożego Narodzenia,
a w nadchodzącym roku wielu dobrych
rozmów o Bogu

redakcja

Flp 2, 6-8 – ogołocenie we Wcieleniu

(6) On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
(7) lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
(8)  uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej.

To fragment hymnu wyrażającego myśl teologiczną św. Pawła dotyczącą Chrystusa, ale prawdopodobnie przejętego przez niego od wspólnoty rodzącego się Kościoła. Zdaje się on najpełniej wyrażać istotę chrześcijańskiego przesłania: Bóg stał się człowiekiem, na dodatek oznaczało to dla Niego ogołocenie. Jest to jednak tekst trudny do przetłumaczenia (ἐν µορφῇ θεοῦ, tłumaczone jako „w postaci Bożej”, dosłownie znaczy „w formie Bożej”, a z kolei fraza οὐχ ἁρπαγµὸν ἡγήσατο, tłumaczona jako „nie skorzystał ze sposobności” pada w NT tylko w tym miejscu i też bywa tłumaczona różnie, np. „nie strzegł jej zazdrośnie”) i trudno go uznać za niepodważalny dowód Boskości Chrystusa, Jego preegzystencji i Wcielenia. Niemniej taka interpretacja tego hymnu też jest możliwa i przyjęta, a jeśli tak, to warto zwrócić uwagę na ideę uniżenia, o której tu mowa.

Trzeba pamiętać, że już samo Wcielenie było ogołoceniem. Chociaż dla nas jest to wydarzenie radosne, dla Boga (chociaż brzmi to może antropomorficznie) tak radosne nie jest. Nie chodzi tylko o to, że związek Boga z materią staje się bardzo bliski, łącznie z niedogodnościami z tym związanymi (paradoks: Bóg pozwala, by gryzły go muchy), chociaż można pytać, czy Wcielenie byłoby również ogołoceniem, gdyby na świecie nie pojawił się grzech (idea Wcielenia, głoszona np. przez Jana Dunsa Szkota, której zwolennicy podkreślają, że Wcielenie nastąpiłoby również wtedy, gdy nie byłoby grzechu pierworodnego). Być może chodzi też o to, że Chrystus został uznany za człowieka. Problem jest wtedy, gdy tylko za człowieka.

Łk 2, 39-40 – koniec wyprawy

(39) A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. (40) Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.

Według Łukasza wyprawa do Betlejem kończy się wypełnieniem wszystkiego według Prawa. Mateusz dodaje wizytę mędrców i ucieczkę do Egiptu. Czy Łukasz mógłby pominąć tak istotne wydarzenie, jak pobyt w Egipcie? Mimo zasadniczych podobieństw jest to istotna rozbieżność między Ewangeliami, każąca postawić pod znakiem zapytania ich całkowitą wiarygodność historyczną. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że dwie pozostałe Ewangelie w ogóle nie zawierają opowiadań o dzieciństwie, a poza tym Ewangeliści byli samodzielnymi pisarzami konstruującymi swoją opowieść zgodnie z pewną wizją teologiczną.

Według Łukasza wyprawa do Betlejem skończyła się szczęśliwie, a rodzice Jezusa wrócili raczej zadziwieni różnymi niezwykłymi wydarzeniami niż spokojni. W każdym razie nie wrócili z powrotem, bo odtąd wszystko było już inne.

Łk 2, 25-35 – łyżka dziegciu

(25) A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. (26) Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. (27) Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, (28) on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił:
(29) „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
(30) Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
(31) któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
(32) światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela”.
(33) Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. (34) Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. (35) A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.

W wyprawie Józefa i Maryi do Betlejem znowu zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe. Do tej pory zapowiedzi dotyczące Jezusa były radosne, zresztą pierwsza część „proroctwa” Symeona też jest radosna. Jednak w drugiej jego części pojawia się wątek sprzeciwu wobec Mesjasza. Ciekawe, że rodzice Jezusa dziwią się radosnej części proroctwa Symeona, Łukasz nie notuje jednak ich reakcji na tę smutniejszą zapowiedź. Czyżby ona ich nie dziwiła, nie zaskoczyła?  No cóż, rodzice Jezusa bardzo dobrze znali Pisma. A jeśli tak, to wiedzieli, jak nieciekawy był los wysłańców Boga i proroków.

Łk 2, 21-24 – znowu codzienność

(21) Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki]. (22) Gdy potem upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. (23) Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. (24) Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.

W wyprawie Józefa i Maryi do Betlejem znowu następuje uspokojenie. Jakby nigdy nic wykonują wszystko, co nakazuje Prawo. Pasterze wprowadzili pewne zamieszanie, ale sobie poszli, czas więc wrócić do normalnego życia i wykonać to, co należy. Jak można jednak tak spokojnie robić to wszystko, gdy wie się, że to Dziecko to Zbawiciel? Wszak Łukasz jest uważany za dobrego pisarza, więc jeśli nawet wyprawa do Betlejem jest jego konstrukcją literacką, musiał widzieć tu pewną niespójność.

Inna sprawa, że Ewangelista, który swoje dzieło adresował do nawróconych pogan o kulturze greckiej, z jakiegoś powodu dużą wagę przywiązuje do spełnienia wymogów Prawa. Być może dzieje się tak dlatego, że adresatami byli również tak zwani bojący się Boga, czyli sympatyzujący z judaizmem, oraz judeochrześcijanie z diaspory, dla których motyw wypełnienia przez Jezusa Prawa był na pewno niezmiernie ważny. Jednak nawet to nie powinno przysłaniać jakiejś zmiany w zachowaniu Maryi i Józefa, która wydaje się całkiem naturalna. A może nie powinno dziwić, że po jakichś trzydziestu latach Maryja jest prawdopodobnie wśród krewnych, którzy wybrali się, żeby Go powstrzymać (Mk 3, 21.31-35, Łk 8, 19-21)? Nie tak prosto uwierzyć, że Zbawiciel jest wśród nas. Nawet, gdy jest się Jego rodzicem…