Maryja Dziewica. Problem historyczny braci Jezusa według ks. Johna Meiera

Autor niniejszego wpisu nie bierze żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek skutki wynikłe z wykorzystania zawartych w nim materiałów, informacji i wniosków. Każdy zaznajamia się z tekstem na swoją własną odpowiedzialność. Autor referuje jedynie poglądy znanego badacza i tylko w niektórych momentach uzupełnia je o inne wiadomości.

KSIĄDZ JOHN MEIER

Ludzie, którzy za życia przechodzą do historii są czymś niezmiernie rzadkim. Ludzie, którzy potrafią być obiektywni i w swoich badaniach nie bronić stronnictwa, partii, czy też religii, którą reprezentują, praktycznie nie istnieją.

Benedykt XVI stwierdził:

J. P. Meier, „A marginal Jew. Rethinking the historical Jesus”, Doubleday 1991. To wielotomowe dzieło amerykańskiego jezuity jest pod wieloma względami modelowym przykładem egzegezy historyczno – krytycznej: ukazane zostały w nim zarówno jej znaczenie, jak i granice (Joseph Ratzinger, „Jezus z Nazaretu”, Kraków 2007, s. 293).

Ksiądz Meier oczywiście nie jest jezuitą, być może papież pomylił go z innym genialnym amerykańskim biblistą J. A. Fitzmyerem SJ, któremu także należałyby się słowa uznania. Ks. Meier chętnie wybaczył błąd Benedykta XVI, mówiąc:

Byłem głęboko wzruszony, gdy przeczytałem, że papież Benedykt łaskawie włączył „Marginalnego Żyda” do najważniejszych ostatnich książek o Jezusie. Jeszcze bardziej poruszający jest fakt, że wymienił mnie wśród egzegetów, którzy zawsze byli dla mnie przedstawicielami tego, czym katoliccy badacze Nowego Testamentu powinni być: ludźmi, którzy postrzegają życie wiary i życie intelektu, jako dwie spójne części większej całości, a nie jako dwie konkurujące ze sobą, wrogie siły (cyt. za: Michael O. Garvey,  „A papal mistake gladly forgiven”, University of Notre Dame [dostęp: maj 2007], http://lumen.nd.edu/2007_05/Apapalmistakegladlyforgiven.shtml).

Inny badacz Jezusa historycznego Hyam Maccoby – znany w Polsce z głośnych publikacji: Jezus i żydowska walka wyzwoleńcza oraz Kowal mitu. Święty Paweł i wynalazek chrześcijaństwa – zdumiony, po pierwszym tomie pracy Jezus. Marginalny Żyd, napisał:

Najbardziej zaskakujące w książce Johna P. Meiera o Jezusie jest to, że została napisana z Imprimatur Kościoła katolickiego. Bo jest to książka napisana przez autora, który sam będąc księdzem katolickim, zastanawia się nad historyczną kwestią Maryi, jej wieczystym dziewictwem, narodzinami Jezusa w Betlejem w żłobie z udziałem Trzech Króli oraz wieloma innymi cenionymi przekonaniami Kościoła. Można się zastanawiać, jak wiele obrazoburczych rewelacji zobaczymy w drugim tomie tej pracy (H. Maccoby,  „A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus, by John P. Meier”, Commentary [dostęp: kwiecień 1992], http://www.commentarymagazine.com/article/a-marginal-jew-rethinking-the-historical-jesus-by-john-p-meier/ ).

Ks. Meier chciał napisać obiektywną publikację o Jezusie, którą mógłby przeczytać katolik, protestant, Żyd czy też ateista, a w tym celu musiał zadawać pytania i udzielać na nie odpowiedzi nie zgodnie z konfesyjną wizją Kościoła, którego jest przedstawicielem, lecz z pozycji chłodnego obiektywizmu historyka. Zdumienie badacza żydowskiego jest więc niejako potwierdzeniem tego, że zamiar napisania książki o Jezusie, którą mógłby zaakceptować ateista, Żyd i chrześcijanin udał się wyśmienicie.

Jaki więc obraz Jezusa wyłania się z pracy badacza? Po przedstawieniu schematu tego obrazu zaznajomimy się z najbardziej kontrowersyjną tezą księdza, albowiem – według niego – najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli Jego naturalnym rodzeństwem.

I) Problem braci Jezusa w pismach wczesnych ojców Kościoła i w Nowym Testamencie

a) Ogólna charakterystyka Jezusa w ujęciu ks. Meiera

W pierwszym tomie swojej monumentalnej pracy ks. Meier zajmuje się życiem Jezusa ze szczególnym uwzględnieniem problematyki Jego rodzeństwa. Uczony zdecydowanie stwierdza, że istnienie historycznej postaci Jezusa jest obecnie uważane za pewne. Wystarczającym do tego świadectwem jest wzmianka u historyka żydowskiego Józefa Flawiusza, która – choć zdradza rękę chrześcijańskiego interpolatora – daje nam ważną informację o Jego rzeczywistym istnieniu. Pomimo tak ubogiego zewnętrznego poświadczenia w źródłach, które – według badacza – jest cechą charakterystyczną nawet dla tak wielkich postaci, jak np. Aleksander Wielki, teorie o mityczności Nazarejczyka można odłożyć do lamusa.

Jezus nie był buntownikiem, ani też nie zamierzał w swoim świecie zmieniać nieznośnych warunków bytu poprzez zmiany społeczne. Choć dystrybucja dóbr materialnych daleka była od sprawiedliwości, to nie odznaczała się ona jakimś wyjątkowym bezprawiem na tle palestyńskich, rzymskich, czy też mezopotamskich standardów.

Nazarejczyk dorastał i żył w miarę spokojnych czasach. Mimo niepokojów politycznych i religijnych w Galilei nie stacjonowały legiony rzymskie, ponieważ prowincja była zarządzana przez marionetkowego władcę: Heroda Antypasa. Jak na ówczesne warunki Jezus nie był biedny; gdyby zechciał, mógłby kontynuować karierę cieśli i bogacić się. Prawdopodobnie nigdy nie był żonaty, a później został celibatariuszem. Jezus zgodził się z przesłaniem apokaliptycznego proroka Jana Chrzciciela i przyjął chrzest z jego rąk, a następnie został jego uczniem. Po pewnym czasie odłączył się od Jana i rozpoczął samodzielną działalność wędrownego kaznodziei – egzorcysty. Powołał dwunastu jako profetyczny znak dla Izraela, którego wezwał do nawrócenia i odnowy moralnej.

Kobiety odgrywały bardzo dużą rolę w Jego ruchu i traktowane były na równi z Jego uczniami. Ks. Meier twierdzi, że nie były one nazywane uczniami, ponieważ w języku hebrajskim i aramejskim nie ma odpowiednika dla „kobiety ucznia”. Jezus zabronił rozwodów, ale właściwie nie wiemy dlaczego; ksiądz wyraża przypuszczenie, iż Nazarejczyk mógł być wrażliwy na sytuacje kobiet w społeczeństwie żydowskim.

Nie było konfliktów pomiędzy Jezusem a faryzeuszami; antagonistyczne debaty z nimi zostały zmyślone przez chrześcijan drugiej generacji i nie są historyczne. Samego Jezusa bardzo interesowała interpretacja Tory, jednak dla pierwszego pokolenia chrześcijan nawróconych z pogaństwa, debaty te były mało interesujące i zrozumiałe, dlatego też nie zostały utrwalone i zapisane, a przez to przepadły dla historii. Jezus nie widział żadnego zła w etyce i prawie żydowskim. Głównym przesłaniem Jezusa była miłość, miłosierdzie, troska o ubogich, życzliwość oraz zakaz odwetu – co czyni Go wyjątkowym na tle konkurentów. Wielu ludzi mu współczesnych uważała Go za cudotwórcę.

Jezus nie głosił, iż jest Mesjaszem Dawidowym. Nie rozumiał swojej śmierci jako ofiary za grzechy ludzkości. Nie uważał siebie za Boga. Chciał zmienić judaizm, a nie tworzyć nowej religii pozostającej poza jego obrębem. Jezus uważał, że obecny porządek zmierza do apokaliptycznego końca. Jezus, który nie przewiduje, iż znalazł się w czasach ostatecznych, a świat znalazł się u progu Nowej Ery – nie jest Jezusem historycznym.

b) Bracia Jezusa. Świadectwa nieanonimowe

Ks. Meier odnotowuje, że kwestia dziewictwa Maryi na przestrzeni pierwszych czterech wieków nie była jednolita. Istniało wiele poglądów na ten temat, a nikt nie był ekskomunikowany za zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Ks. Meier podkreśla, że Hegezyp, Tertulian i św. Ireneusz uważali, że bracia Jezusa byli Jego braćmi rodzonymi. Odnosząc się do Hegezypa ks. Meier stwierdza:

Jego świadectwa, o nauczaniu biskupów w wielkich miastach Cesarstwa Rzymskiego, są wysoko cenione przez obrońców tradycyjnej eklezjologii katolickiej. Jednak jego obrońcy zwykle milczą, gdy chodzi o wzmianki o braciach Jezusa (s. 329).

Dlaczego tak ważne są ustalenia ks. Meiera, w których odnosi się do Hegezypa? Powodują one zupełnie inna perspektywę postrzegania późniejszego uzasadnienia i pomysłu św. Hieronima na to, że bracia Jezusa to tak naprawdę Jego kuzyni: argumenty te stały się niewiarygodne. Św. Hieronim uważał bowiem, że greckie adelphos (brat) może oznaczać kuzyna. Ks. Meier postanowił ustalić, co miał do powiedzenia, w tej sprawie ojciec Kościoła z II w. po Chr.

W „Historii Kościoła” Euzebiusza (2, 23, 4), Hegezyp odnosi się do „brata Pańskiego” [ho adelphos tou kyriou] Jakuba, który był nazywany przez wszystkich „Sprawiedliwym”. Podczas opisu męczeństwa tegoż „Jakuba Sprawiedliwego” (czyli Jakuba nazywa „bratem Pańskim” zarówno Paweł, jak i Hegezyp) Hegezyp wspomina również „wujka” i „kuzyna” (anepsion!) Jezusa (4, 22, 4). Hegezyp jest więc zdolny do precyzyjnego odróżniania pomiędzy bratem, wujkiem a kuzynem Jezusa (s. 329).

Św. Hieronim wskazał Septuagintę (LXX) jako przykład przekładu z języka hebrajskiego i aramejskiego, w którym nie ma odpowiednika słowa kuzyn. Hebrajskie `ah lub równoważne mu aramejskie `aha miałoby wskazywać na ten związek. Słabość argumentów św. Hieronima ks. Meier obnażył również (a może przede wszystkim!), gdy przeszedł do analiz Listów św. Pawła. W Liście do Galatów (1, 19) św. Paweł pisze o Jakubie bracie Pańskim (iakobon ton adelphon tuo kyriou), a w 1 Kor 9, 5 wzmiankuje o braciach Pańskich (hoi adelphoi tou kyrion). Ks. Meier stwierdza, że św. Paweł odnosi się do ludzi, których zna osobiście i którzy wciąż żyją i działają w Kościele w czasie, w którym on o nich pisze. Tworzy więc na własną rękę, bez presji ustalonej tradycji lub wzoru. Św. Paweł odnosi się do tych ludzi jak do braci – nie kuzynów. Ważną konkluzją ks. Meiera jest jego myśl, że nie było lepszego odpowiednika greckiego dla kuzyna w Nowym Testamencie, jak anepsios, które było znane w Kościołach Pawłowych, ponieważ występuje w Kol 4, 10 (s. 326). O ile można – z wielką trudnością! – utrzymywać tezę, że ewangeliści przekładając jakieś teksty aramejskie na język grecki (koine) mogli oddać słowo kuzyn jako brat, to przecież św. Paweł nie tłumaczył tekstów, lecz pisał je od razu w języku greckim. Ks. Meier rozważał wszystkie możliwości, włącznie z argumentem, że wyrażenie brat Pański było używane w przenośni, ale odrzucił również i tę możliwość:

Cała teoria wczesnego rozwoju chrześcijaństwa, która twierdzi, że język aramejski dopiero został zastąpiony na późniejszym etapie przez Grekę, ignoruje istnienie Żydów chrześcijan, którzy mówili tylko po grecku w Jerozolimie i współuczestniczyli w budowie Kościoła od samego początku (helleniści w Dz 6). Przypuszczalnie ci chrześcijańscy Żydzi w Jerozolimie, bez wątpienia znali Jakuba i innych „braci Pana” osobiście, a nazywali ich „hoi adelphoi tou kyriou” („bracia Pańscy”), a nie „hoi anepsioi tou kyriou” („kuzyni Pańscy”). Ich użycie nie powstało po pewnym czasie szanowanego aramejskiego sposobu wysławiania się, aby dopiero z czasem stać się czymś stałym i tradycyjnym (s. 326).

Wnioski te można potwierdzić, odwołując się do świadectwa historyka żydowskiego Józefa Flawiusza, który opisał Jakuba i Jezusa niezależnie od św. Pawła. W Starożytnościach żydowskich Józef pisze o Jakubie, bracie Jezusa, zwanego Chrystusem (Ant 20, 200). Przez fakt, że Flawiusz nazwał go bratem Jezusa, a nie Pana, wskazał kierunek księdzu do wysnucia ważnego i istotnego wniosku, że nie był to niezmienny tytuł, który wykluczałby jakieś dokładniejsze objaśnienie (s. 327).

Ks. Meier wspomniał również o teorii Epifaniusza, który utrzymywał, że bracia i siostry Jezusa, to Jego rodzeństwo przyrodnie. Hipotezę tę wydaje się wspierać napisana w II w. po Chr. Protoewangelia Jakuba. Ksiądz określił to Pismo jako szaloną i zarazem pomysłową opowieść ludową, która jest skandalicznie niedokładna w kwestii zwyczajów żydowskich… jest to rozwiązanie wymyślone po fakcie, aby wesprzeć nową ideę wieczystego dziewictwa Maryi, która nie była powszechnie nauczana, aż do drugiej połowy wieku IV (s. 324).

Ks. Meier postanowił również dokładnie przyjrzeć się przykładom św. Hieronima, by w końcu dojść do wniosku, że wiele fragmentów, w których w rzeczywistości `ah oznacza kuzyna, jest bardzo mało – być może tylko jeden (s. 325). Ten przykład można znaleźć w 1 Krn 23, 22. Wyrażenie przetłumaczone tutaj jako krewni jest odpowiednikiem hebrajskiego `aha; w LXX zostało to oddane jako adelphoi (dosł. bracia). Z poprzedniego wersetu wynika, że Eleazar i Kisz są synami Machliego, co właściwie oznacza, że córki Eleazara poślubiły kuzynów. To, że osoby te są kuzynami wynika bezpośrednio z tekstu! Ks. Meier konstatuje:

Nie ma takiego wyjaśnienia w tekstach Nowego Testamentu dotyczących braci Jezusa. Jest wręcz przeciwnie, regularność, z jaką bracia Jezusa są utożsamiani z Matką, sprawia dokładnie przeciwne wrażenie (s.325).

c) Świadectwa anonimowe

– Ewangelia według św. Marka

Tutaj po raz pierwszy spotykamy się z imieniem Matki Jezusa – Maryja. Nazwy tej nie przekazały najstarsze warstwy tradycji (Q, proto – Paweł). Sam fakt rodzeństwa mamy dobrze potwierdzony: Jakub jest wspomniany przez niezależnego historyka Flawiusza i Apostoła Pawła, który również nadmienia, że Jezus miał więcej braci, a św. Marek podaje nam ich imiona.

Czy Maryja z Nazaretu pojawia się w tej Ewangelii jedynie w towarzystwie braci Jezusa? Tak! Maryja w najstarszym przekazie synoptycznym zawsze występuje wraz z braćmi Jezusa. Postanawia ona wraz z nimi i siostrami Jezusa powstrzymać Go, albowiem Rodzina doszła do wniosku, iż Nazarejczyk odszedł od zmysłów (Mk 3, 21). Tradycyjna egzegeza tłumaczy, iż są to kuzyni, jednak możliwość taką można wykluczyć, gdyby bowiem Maryja chciała powstrzymać Jezusa za pomocą autorytetu dalszej rodziny, to po co trudziłaby na wyprawę z Nazaretu do Kafarnaum wszystkich kuzynów Jezusa, a nawet kuzynki (Mk 3, 32), pomijając wujostwo Jezusa, które w tej sytuacji, znając zwyczaje żydowskie, miałoby kluczowe znaczenie. Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę, iż były to siostry Jezusa, to ich obecność jest jak najbardziej zrozumiała, albowiem Nazarejczyk jako pierworodny powinien zadbać o ich posag. Zaniepokojone o swoją przyszłość, pojawiają się wraz z Matką i braćmi, by wyjaśnić sytuację, ponieważ głowa Rodziny (pierworodny) opuścił ich, a w patriarchalnym społeczeństwie to właśnie On powinien przejąć obowiązki Józefa. Obecność sióstr Jezusa właściwie wyklucza możliwość, iż w tej perykopie mogło chodzić św. Markowi o kuzynostwo. O ile wydaje się już dziwna podróż wszystkich kuzynów Jezusa z Maryją do Kafarnaum, to dodatkowo jeszcze obecność kuzynek – bez ich rodziców –  uczyniłaby to opowiadanie całkowicie niezrozumiałym.

W Ewangelii św. Marka występuje kobieta Maria, określana jako matka Jakuba i Jozesa:

1. Czyż nie jest to ów cieśla, syn Marii, i brat Jakuba, i Jozesa, i Judy,i Szymona ( Mk 6, 3 ).

2. Były też niewiasty, które się przypatrywały z daleka, między nimi Maria Magdalena i Maria, Matka Jakuba Mniejszego, i Jozesa i Salome ( Mk 15, 40 ).

3. Ale Maria Magdalena i Maria, matka Jozesa, przyglądały się, gdzie go złożono ( Mk 15, 47 ).

4. A gdy minął sabat, Maria Magdalena i Maria Jakubowa, i Salome nakupiły wonności ( Mk 16, 1 ).

W części manuskryptów oraz rękopisach pochodzących z tradycji syryjskiej przed imieniem „Jozesa” umieszczony jest rodzajnik he, co mogłoby sugerować, że są tam wymienione nie trzy, a cztery kobiety. Świadectwa, wspierające lekcję z rodzajnikiem nie znajdują potwierdzenia w najważniejszych kodeksach, a lista niewiast z Mk 15, 40 pozostawiałaby wtedy jedną z nich bez imienia, dlatego tłumaczenie Biblii Warszawskiej należy uznać za poprawne.

Bracia Jezusa w trakcie odrzucenia w Nazarecie są wymienieni w następującej kolejności:
Maria – matka Jezusa; bracia: Jakub, Jozes, Juda, Szymon.

Następnie spotykamy kobietę określaną w trojaki sposób:
1) Maria – matka Jakuba i Jozesa
2) Maria – matka Jozesa
3) Maria Jakubowa.

W pierwszym wariancie dwaj pierwsi bracia są wymienieni w takiej samej kolejności jak w Mk 6, 3, a ewangelista stwierdza, że są to synowie Marii. Później ta osoba jest nazywana matką Jozesa albo Marią Jakubową. Kontekst, jak i opis zdarzeń jednoznacznie sugeruje, że Maria odpowiadająca każdemu z tych trzech wariantów, to ta sama osoba. Nie ma żadnych powodów, aby Mk 6, 3 oddzielać od kobiety określanej jako Maria, matka Jakuba i Jozesa. Świadczy o tym zachowana poprawna kolejność braci Jezusa, a także logika: przecież gdyby św. Marek miał tu kogokolwiek innego na myśli, musiałby to wskazać w jakiś wyraźny sposób ze względu na to, że Jakub, brat Jezusa, był znany całej wspólnocie i każdy czytający ten logion, skojarzyłby dwóch wymienionych braci z rodziną Jezusa i Jego Matką. Natomiast nie ma podstaw, by utożsamiać tego Jakuba, z Jakubem, synem Alfeusza (Mk 3, 18), ponieważ Marek prawdopodobnie po to dodał do Jakuba przydomek Mniejszy, by odróżnić go od innych osób, które w jego piśmie nosiły to samo imię. Określenie Jakuba mianem Mniejszego, nie jest próbą określenia wieku lub wzrostu, lecz wskazaniem na późniejsze otwarcie się brata Jezusa na Jego orędzie, w przeciwieństwie do Jakuba, syna Alfeusza, który według św. Marka został powołany już na samym początku. Św. Marek określił Maryję jako Jego Matkę, mając na myśli Jezusa, i istotne jest pytanie: dlaczego teraz zrezygnował z tego określenia i nazwał ją matką Jakuba i Jozesa? Jezus zmartwychwstały przechodzi do innej formy egzystencji, zatem za powodami, dla których św. Marek mógł zrezygnować z takiej formy określenia Maryi, mogły stać względy teologiczne: Jakub i Jozes należą do tego eonu wobec tego Maryja nadal pozostaje ich matką. Nie można też zapominać, że cały opis kobiet patrzących na Mękę Jezusa rozgrywa się już po perykopie, w której Jezus odrzucił więzy krwi na rzecz rodziny duchowej, a więc św. Marek – idąc tym torem rozumowania – mógł określić Maryję jako matkę Jakuba i Jozesa. Przecież w tym trzyczęściowym opisie, nadaje Jej miano matki Jozesa, a przecież nie oznacza to, że przestała ona być matką Jakuba. Próby wyjścia z tej sytuacji poprzez identyfikacje tej osoby z siostrą Maryi są nieprzekonujące, ponieważ nadanie imienia Maria, dwóm siostrom w jednej rodzinie, jest nieprawdopodobne. Nawet jeśli ktoś odrzuca wyżej wymieniona identyfikację, to fakt, że ona jest w ogóle możliwa, jest sam w sobie zastanawiający.

– Ewangelia według św. Mateusza

Ewangelia według św. Mateusza została poszerzona o relację z dzieciństwa Nazarejczyka. Izraelowi nie były obce mity dzieciństwa (Noe, Melchizedek, Mojżesz), które dotyczyły przeszłych bohaterów ich historii i religii, tym bardziej zasługiwał na nie chrześcijański bohater eschatologiczny królewskiego profetyzmu zbawienia – Jezus z Nazaretu. Jednak włączenie takiej relacji w tekst Ewangelii, musiało spowodować opuszczenie wzmianki zanotowanej przez św. Marka o tym, że Rodzina Jezusa myślała o Nim, jako o Osobie niespełna rozumu. Z pierwotnej relacji najstarszego synoptyka wynika, że Maryja nie miała żadnej szczególnej przed wiedzy dotyczącej Jezusa. Nic u św. Marka nie wskazuje, aby Rodzina Nazarejczyka była wcześniej odwiedzana przez rzesze anielskie, czy to w wizjach rzeczywistych, czy też sennych, ewentualnie akustycznych, albowiem wtedy raczej ucieszyłaby się ona z faktu, że Jej Syn wreszcie podjął prorockie przeznaczenie, a nie stawiałaby Mu kolejnych trudności i posądzała o utratę zmysłów.

Samo odrzucenie w Nazarecie jednak św. Mateusz zachował, nadając mu następującą formę:

Czyż nie jest to syn cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon, i Juda? A siostry jego, czyż nie są wszystkie u nas? (Mt 13, 55 – 56).

Bracia i siostry Jezusa są tu zestawieni z Jego ojcem i Matką. Czytelnik nie odnosi wrażenia, aby chodziło w tym wypadku o kuzynów: dlaczego bowiem nie wymieniono ich rodziców, a tylko rodziców Jezusa? – nic nie uprawnia do takiego wniosku: ojciec, matka, bracia i siostry – to Rodzina Jezusa.

Św. Mateusz wyjaśnia, skąd mogli wziąć się liczni domownicy Nazarejczyka:

A gdy Józef obudził się ze snu, uczynił tak, jak mu rozkazał anioł Pański i przyjął żonę swoją. Ale nie obcował z nią, dopóki nie powiła syna, i nadał mu imię Jezus (Mt 1, 24 – 25).

 – Ewangelia według św. Łukasza

Św. Łukasz działa wg schematu pierwszego synoptyka. Ewangelia Dzieciństwa także na nim wymusza pominięcie wzmianki o oskarżeniu Jezusa o szaleństwo. Niemniej jednak św. Łukasz określa Jezusa jako pierworodnego Syna Maryi, co sugeruje, że Nazarejczyk miał rodzeństwo.

Przeciwko tej interpretacji bardzo często jest wysuwany argument, że jedna z inskrypcji nagrobnych, także zawiera takie określenie dziecka, pomimo iż kobieta ta zmarła przy jego połogu i już dzieci nie miała. Oto treść wzmiankowanej inskrypcji:

Ten grób to grób Arsinoe, przechodniu…Przeznaczenie przywiodło mnie w bólach porodowych przy powiciu mego pierwszego dziecka do kresu życia…Ten grobowiec kryje w swym wnętrzu moje ciało, ale dusza moja uleciała do świata sprawiedliwych. Epitafium Arsinoe. Rok 25, 2 miesiąca Mechir [28 stycznia 5 r. p. n. e. ?] (J. Meleze – Modrzejewski, „Żydzi nad Nilem”, przeł. Joanna Olkiewicz, Kraków 2000, s. 168).

Z niczym takim się u ewangelisty nie spotykamy: Maryja cieszy się dobrym zdrowiem, a sam św. Łukasz nadmienia, że znalazła się ona wraz z braćmi Jezusa w Jerozolimie i uczestniczyła w radosnych i ekstatycznych początkach chrześcijaństwa (Dz 1, 14). Wyżej wzmiankowane epitafium nie jest w stanie nam w niczym pomóc, albowiem mianem pierworodnego określano przede wszystkim dziecko przychodzące jako pierwsze w licznych rodzinach. Biorąc pod uwagę, że w trakcie redagowania Ewangelii św. Łukasza istniała tylko Ewangelia św. Marka, to takie określenie musiało być rozumiane jednoznacznie. Jeśli św. Łukasz chciałby w sposób bezsprzeczny zaprzeczyć tradycji Markowej, to wtedy mógłby użyć zamiast słowa prototokos (pierwszy urodzony), określenia znanego przecież w Nowym Testamencie, a zarazem bardzo precyzyjnego – monogenes ( jedyny urodzony; zob. J 3, 16 ).

Często apologeci dziewictwa Maryi powołują się na tekst Łk 2, 41 i argument nieobecność rodzeństwa Jezusa w trakcie opisywanej przez św. Łukasza pielgrzymki do Jerozolimy z okazji Pesach (Łk 2, 39 – 52). Należy jednak wziąć pod uwagę, że nie wiemy, czy przed braćmi Jezusa nie urodziły się Jego siostry, a nie miały one przecież obowiązku pielgrzymkowego. Rodzeństwo posiadali zarówno Józef, jak i Maryja, a biorąc pod uwagę ówczesne zwyczaje: to miałyby one godziwą opiekę podczas nieobecności rodziców. Poza tym bardziej jest prawdopodobne, że Rodzice stracili Jezusa „z oczu”, ponieważ zajmowali się innymi dziećmi (młodszymi). Większa gromadka dzieci mogłaby spowodować taką niefrasobliwość. Maryja właśnie w tej Ewangelii – pomijając wartość historyczną tej relacji! – odbywa podróż z Nazaretu do Betlejem, w końcowym stadium ciąży, a zaraz po porodzie udaje się do Jerozolimy, aby poddać się rytuałowi oczyszczenia. Jak wynika z narracji Łukasza, pomimo karmienia piersią kilkumiesięcznego Jezuska, Maryja w najlepsze pielgrzymuje na Święto Paschy (Łk 2, 41). Mówimy przecież o skończonej odległości pomiędzy Nazaretem a Jerozolimą, a jest ona podobna do tej, jaka istnieje pomiędzy Krakowem a Zakopanem. Pątników chętnie nocowano w okolicznych domostwach i jeśli omijano tereny Samarytan, to taka podróż nie była żadną uciążliwością, nawet dla licznej rodziny. Poza tym to nie rodzeństwo Jezusa jest w centrum uwagi tej perykopy, a budzenie się powołania młodego Nazarejczyka.

– Ewangelia według św. Jana

Ewangelia św. Jana w trzech miejscach odnosi się do rozważanej kwestii. Po raz pierwszy, w tej Ewangelii, spotykamy braci Jezusa wraz z Jego Matką na weselu w Kanie Galilejskiej (J 2, 1 – 12). Na uroczystości tej przebywa również Nazarejczyk wraz ze swoimi uczniami. Maryja prosi wtedy swojego Syna o cud, a On odpowiada jej słynnym: Quid mihi tibi est, mulier? (Czego chcesz ode Mnie, Niewiasto?).

Ben – Chorin czyni w związku z tym następującą uwagę: „ Jeśli któreś ze słów Jezusa są autentyczne, to zapewne te twarde i tak jawnie nieuzasadnione słowa karcące matkę, którą publicznie kompromituje, gdyż kto miałby takie słowa zmyślić?” (cyt. za: W. Fricke, „Ukrzyżowany w majestacie prawa: osoba i proces Jezusa z Galilei”, Uraeus 1996, s. 101).

Chociaż tradycja Janowa nie powołuje się na synoptyczne odrzucenie rodzinnych więzów krwi na rzecz duchowej rodziny słuchaczy z Kafarnaum, to jednak charakter zwrotów Jezusa do Matki, wydaje się być z tą tradycją zbieżny: Jezus nie nazywa Maryi Matką, a stosuje do niej określenie identyczne z tym, które używa u św. Jana na oznaczenie Samarytanki (J 4, 21), czy też w tradycji synoptycznej na rzecz obcej, uzdrawianej kobiety (Łk 13, 12). W dialogu tym czuć rezerwę i daleko posunięty dystans pomiędzy obiema postaciami: Maryja oddana ziemskim sprawom i Jezus oddany niebiańskiemu posłannictwu. Sytuacja zatem w rodzinnym domu Jezusa była pełna napięć – również pomiędzy rodzeństwem, zanim zaakceptowało ono posłannictwo swojego krewnego:

Rzekli więc do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz. Nikt bowiem nic w skrytości nie czyni, jeśli chce być znany. Skoro takie rzeczy czynisz, daj się poznać światu. Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego. Wtedy Jezus powiedział do nich: Czas mój jeszcze nie nadszedł, lecz dla was zawsze jest właściwa pora. Świat nie może was nienawidzić, lecz mnie nienawidzi, ponieważ Ja świadczę o nim, że czyny jego są złe. Wy idźcie na to święto; Ja jeszcze nie pójdę na to święto, ponieważ mój czas jeszcze się nie wypełnił. To im powiedział i pozostał w Galilei. A gdy bracia poszli na święto, wtedy i On poszedł, nie jawnie, lecz jakby po kryjomu (J 7, 1 – 10).

Jezus pielgrzymuje zatem do Jerozolimy nie z własną rodziną (rodzeństwem), ale niejako na swoją rękę. Z tekstu wyraźnie wynika, że bracia Jezusa mieszkają wraz z Nim w jednym domu, a wcześniej wielokrotnie pielgrzymowali wspólnie do Świątyni.

Tradycja Janowa zna również niewiarę braci Jezusa w Jego misję, a Nazarejczyk właśnie z tą wiarą w siebie wiąże zbawienie.

A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym (J 6, 40).

Dlatego też na Krzyżu powierza swoją Matkę umiłowanemu uczniowi, a nie pozostawia Jej braciom nie wierzącym w Niego (J 19, 25 – 27). W tradycji żydowskiej apostaci – a takimi są bracia Jezusa w Jego oczach – nie mogli godnie wypełniać swoich obowiązków, zwłaszcza wobec Matki, o której zbawienie Syn miał obowiązek zadbać.

Ewangelia według św. Jana podaje nam zupełnie inną niż synoptyczna listę niewiast pod Krzyżem:

A stały pod krzyżem Jezusa matka jego i siostra matki jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena (J 19, 25).

Św. Jan jest pod tym względem zadziwiający, ponieważ ani razu w swojej Ewangelii nie nazywa Matki Jezusa Marią, a w tej sekwencji wręcz przeczy tradycji synoptycznej identyfikując to imię z Jej siostrą. Czy zatem w jednym domu dwie siostry, mogły zostać obdarzone jednakowym imieniem? Nie można wykluczyć, że taki przypadek nastąpił w jakiejś żydowskiej rodzinie: wśród ludów semickich, a zdarza się to często do tej pory w wielodzietnych rodzinach muzułmańskich, roi się od rodzeństwa noszącego to samo imię. Bliżej naszych czasów, w trakcie Wojny Sukcesyjnej Austriackiej (1741 – 1748), na przeciw siebie stanęły dwie siostry: Maria Józefa i Maria Amelia – przykłady takie można mnożyć.

Zredagowana około II wieku Ewangelia Filipa zdaje się wspierać zupełnie inną interpretację:

Trzy szły z Panem cały czas: Maryja, Jego matka, Jego siostra i Maria Magdalena – ta, którą nazywano Jego towarzyszką. Zatem były trzy Marie – Jego matka, Jego siostra i Jego towarzyszka (Ewangelia Filipa 32).

Według tej tradycji za Jezusem szła: Jego Matka, Jego siostra i ulubiona uczennica Maria Magdalena.

Biorąc pod uwagę przepaść czasu dzielącą relację św. Marka od relacji św. Jana, skłonni bylibyśmy uznać z góry, że narracja św. Jana nie ma żadnej wartości historycznej i poznawczej w porównaniu z najstarszym synoptykiem. Byłby to wszakże osąd nie do końca sprawiedliwy. Przypuszcza się bowiem, że św. Jan redagując swoją tajemniczą Ewangelię oparł się na bardzo wczesnym i zaginionym źródle, tj. Ewangelii Znaków, która była pismem niezależnym od tradycji synoptycznej. Nieoczekiwanie wsparł św. Jana Hegezyp, donosząc:

A po męczeństwie Jakuba Sprawiedliwego… został biskupem ustanowiony Szymon, syn stryja Chrystusowego, Kleofasa (HE 4, 22, 8).

Zatem mąż siostry Maryi, niejaki Kleofas, spłodził Szymona, kuzyna Jezusa, który został następcą Jakuba, brata Jezusa, po jego męczeńskiej śmierci.

Otóż pierwszy był Jakub, zwany bratem Pańskim, drugi po nim był Szymon (HE 4, 5, 3).

I teraz następuje kluczowy dla naszych rozważań fragment. Jak zapewne każdy zauważył, Hegezyp precyzyjnie określił pokrewieństwo Szymona i czy w takim razie nazywał on go kuzynem, czy też bratem Pańskim?

I oto wszyscy jednomyślnie oświadczyli, że Szymon, syn Kleofasa, o którym wspomina również Ewangelia, godzien jest otrzymać stolicę tamtejszego zgromadzenia; miał on być KUZYNEM ZBAWICIELA, Hegezyp bowiem opowiada, iż Kleofas, był bratem Józefa (HE 3, 11, 1).

Zagadka wydaje się być rozwiązana: Maria jest nazywana siostrą Matki Jezusa, ponieważ kobieta o tym imieniu została żoną brata Józefa, nazywanego przez św. Jana i Hegezypa – Kleofasem, dlatego też – prawdopodobnie – mogła nosić to samo imię, a Szymon w tym układzie jest kuzynem Jezusa ze strony Jego przybranego ojca Józefa.

Niektórzy apologeci Dziewictwa Maryi uważają, że Jakub Sprawiedliwy, zwany bratem Pańskim jest synem Marii i Alfeusza, który ma być identyczny z Kleofasem. Jak widać taka identyfikacja nie jest możliwa, nigdy Alfeusz nie jest nazywany Kleofasem i vice versa; Euzebiusz, za Hegezypem, nazywa Jakuba bratem Jezusa i synem Józefa, a Szymona nazywa kuzynem Jezusa i synem Kleofasa.

Dzięki Ewangelii św. Jana oraz relacji Hegezypa wzrosło prawdopodobieństwo, że synoptyczna kobieta – Maria matka Jakuba i Jozesa, to również Matka Jezusa.

d) Autentyczność perykop ewangelicznych

Nie wszystkie przekazane nam historie w Ewangeliach zdarzyły się naprawdę. Ks. Meier stosuje do ustalenia autentyczności opowiadań m.in. kryterium zażenowania oraz kryterium wielokrotnego poświadczenia w źródłach, pomiędzy którymi nie zachodziła filiacja. Dlatego też konflikt pomiędzy Nazarejczykiem a Jego Rodziną ksiądz zalicza do zdarzeń, które odzwierciedlają prawdziwe relacje pomiędzy Matką i rodzeństwem a historycznym Jezusem. Umieszczenie takiej tradycji przez ewangelistów na pewno nie poprawiało wizerunku ich Mistrza, a z kolei o konflikcie zgodnie donoszą synoptycy i św. Jan.

Ewangelista Jan wprowadza symboliczną scenę ofiarowania Matki Jezusa umiłowanemu uczniowi:

A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego miłował, stojącego przy niej, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją uczeń do siebie (J 19, 26 – 27).

Większość badaczy jest zgodna z tym, że nie jest to rzeczywista relacja z męki. Zupełnym nieprawdopodobieństwem jest przyjęcie założenia, że Rzymianie pozwoliliby buntownikowi rozmawiać ze swoim uczniem w trakcie egzekucji. Dowodzący żołnierz mógłby przecież założyć, że Jezus wydaje jakieś ostatnie polecenia, które mogą być wymierzone w Rzymian. Synoptycy postrzegają to wydarzenie zupełnie inaczej:

Były też niewiasty, które się przypatrywały z daleka, między nimi Maria Magdalena i Maria, matka Jakuba Mniejszego, i Jozesa, i Salome (Mk 15, 40).

Starsza warstwa trzyma zatem kobiety z daleka od miejsca egzekucji, i to jest najbardziej prawdopodobna relacja. Za stworzeniem przez św. Jana sceny pod Krzyżem, stały zapewne względy teologiczne, a nie historyczne.

Opowieść św. Łukasza, o zagubieniu się Jezusa w Świątyni, także wydaje się być częścią tworzenia zadziwiającej autobiografii Nazarejczyka. Takie opowieści odzwierciedlają prawdopodobnie jedynie wierzenia chrześcijan z końca I w. po Chr. i spotykamy je w większości biografii starożytnych ludzi; nawet sam historyk Józef Flawiusz przytacza podobny epizod ze swojego dzieciństwa, pozbawiony jednak boskiego elementu, który miał mu się przydarzyć w wieku czternastu lat.

Teolodzy utrzymują, że Maryja, nie posiadała już więcej dzieci po Jezusie, ponieważ złożyła śluby dziewictwa. Małżeństwo z Józefem było tylko formalne i nie miało na celu prokreacji. Należy od razu podkreślić, że posiadanie dzieci dla Żydówki w tamtym okresie było powodem do dumy, a ich brak był powodem hańby (Łk 1, 25). Nie znamy przypadku takiego ślubowania w Biblii hebrajskiej. Teza ta jest nie do obrony, co przyznaje również strona optująca za tradycyjnym ujęciem tego tematu:

Wprawdzie w Qumran spotykamy żyjących w stanie bezżennym, ale były to zawsze wspólnoty, a nie małżeństwa i nie można się powoływać na nie jako wzór dla Maryi i Józefa. Ich dziewicze małżeństwo to następstwo specjalnego powołania Bożego (ks. R. Bartnicki, ” Ewangelia Dziecięctwa Jezusa w aspekcie kerygmatycznym”, Śląskie Studia Historyczno – Teologiczne XIII, 1980, s. 216).

Przekładając to na język bardziej zrozumiały: duchowny chce powiedzieć, że złożenie takich ślubów byłoby po prostu cudem.

Historycy są oskarżani, że w swoich opracowaniach nie biorą pod uwagę możliwości zaistnienia cudu. Cud już z samej definicji jest najmniej prawdopodobnym zdarzeniem i historyk zawsze powinien starać się brać go pod uwagę, dopiero w sytuacji, w której nie jest w stanie w inny racjonalny sposób poradzić sobie z wytłumaczeniem jakiejś sytuacji. Dopuszczenie możliwości cudownych zdarzeń nie ułatwiłoby pracy historykom, ponieważ jak miałby pracować badacz dopuszczający ponad-naturalne zdarzenia, gdyby zetknął się z takim tekstem Tytusa Liwiusza (59 r. przed Chr. – 17 r. po Chr.):

W społeczeństwie pełnym podniecenia wskutek tak wielkiego napięcia wojennego… meldowano o wielu znakach wróżebnych. W Tarracynie piorun uderzył w Świątynię Jowisza, a w Satrykum w Świątynię Matki Matuty… Poza tym mówiono, że w Albie widziano dwa słońca, a we Fregellach jasny dzień powstał wśród nocy. Na terenie pól przynależnych do Rzymu przemówił wół. Ołtarz Neptuna w Cyrku Flaminiusza ociekał obficie krwią… We Fruzynonie przyszło na świat jagnię z głową świni, a w Syneusie wieprz z głową ludzką (Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, red. O. Jurewicz, Ossolineum, s. 24 – 25).

To teolog jest w zupełnie innym położeniu, ponieważ treści, które promuje są nie tylko wyrazem prawdopodobieństwa, ale tworzą podstawy wiary i ją wyjaśniają. Dlatego ks. Meier nie został potępiony za poglądy, które wyraża, a Hans Kung, teolog, został upomniany przez Kongregację Nauki i Wiary:

Pomniejszanie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, znajdują się ponadto w innych książkach opublikowanych przez profesora H. Kunga, z niewątpliwym uszczerbkiem dla różnych istotnych prawd wiary katolickiej (na przykład dotyczących „współistotności” Chrystusa z Ojcem i Błogosławionej Dziewicy Maryi), ponieważ jest im nadawane inne znaczenie niż to, które przyjął i rozumie Kościół (Kongregacja Nauki i Wiary, Deklaracja o niektórych aspektach nauczania teologicznego profesora Hansa Kunga, Christi Ecclesia: Rzym – siedziba Świętej Kongregacji Nauki i Wiary, 15 grudnia 1975).

Za bardzo zbieżne twierdzenia ks. Meier dostaje imprimatur, a teolog, H. Kung ze swoimi poglądami musi pozostać poza Kościołem – to różnica pomiędzy twierdzeniami historycznymi a teologicznymi. Te pierwsze nie są wiążące dla teologii i dogmatyki Kościoła – warto o tym pamiętać!

II) Ks. Meier w ogniu krytyki

a) Polskie echo

W Polsce prace ks. Meiera są znane jedynie wąskiemu gronu specjalistów, do tej pory nie doczekaliśmy się polskiego wydania monografii księdza, która została opublikowana już w większości języków świata i wszędzie stała się bestsellerem. Niemniej jednak nawet w naszym kraju, ks. Meier już został zaatakowany przez Pawła Lisickiego, a zdecydowanie w jego obronie musiał  stanąć ks. Krzysztof Paczos (zob. Portal Płock, Awantura o Jezusa. Czy jest ich dwóch? [ dostęp: 19:04, 10. 02. 2014], http://www.portalplock.pl/pl/334_informacje/6230_awantura_o_jezusa_czy_jest_ich_dwoch.html). Mamy więc przedsmak tego, co może wydarzyć się, gdy poglądy ks. Meiera staną się znane szerszemu gronu czytelników.

Autor omawianego artykułu z przekąsem zauważył:

W kuluarowych komentarzach po zakończonym spotkaniu, dało się słyszeć zdumienie uczestników, ze to świecki publicysta musiał niejako bronić tradycyjnego nauczania Kościoła na temat boskości Jezusa oraz dogmatu o dziewictwie Maryi (Tamże).

Tak jakby autor artykułu nie wiedział, że ks. Meier swoje wnioski oparł na źródłach, a zatem nie mógł on kłamać tylko i wyłącznie dla dobra sprawy: jest on historykiem, ale i także chrześcijaninem. Jak mówi Katechizm kościoła katolickiego, artykuł 2486:

Kłamstwo (ponieważ jest wykroczeniem przeciw cnocie prawdomówności) jest prawdziwym wykroczeniem przeciw drugiemu człowiekowi. Dotyka jego zdolności poznawania, która jest warunkiem każdego sądu i każdej decyzji.

Jeśli zatem ks. Meier – podchodząc do tematu zapewne całkiem szczerze – doszedł do takich a nie innych wniosków, to nie można z tego powodu robić mu żadnych zarzutów, ponieważ ma on obowiązek mówić prawdę. Należy wykazać, iż myli się on w swoich wnioskach i przedstawić mu logiczną argumentację na to, że pisma Nowego Testamentu nauczają o dziewictwie Matki Bożej, a pierwsze generacje chrześcijan, których poglądy znamy z listów włączonych w skład Pisma Świętego, podkreślają ten fakt i czynią z niego ważną część ich przesłania.

b) Vittorio Messori kontra ks. Meier

Pod ogniem ostrej krytyki tezy ks. Meiera znalazły się w publikacji V. Messoriego Opinie o Maryi (Fronda 2007). Warto jednak zaznajomić się z tą krytyką, albowiem zachodzi poważna obawa, iż polemika ta osiągnęła bardzo niski poziom intelektualny, merytoryczny, a nawet zeszła – moim zdaniem – z granic dobrego smaku. Spójrzmy w jaki sposób próbuje polemizować nadworny apologeta „ortodoksów”:

`Wał ochronny jakby przełamał się. Każdy w łonie tego samego Kościoła myśli, że ma prawo do wypowiadania swego „według mnie”. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku (na tych, którzy są w moim wieku, robi wciąż wrażenie nazywać tak XX wiek), bodaj największym dziełem chrystologii historycznej, ogłoszonym natychmiast klasyką i przetłumaczonym na najważniejsze języki, była opasła praca w kilku tomach pod tytułem Jesus: a Marginal Jew, „Jezus: Żyd pospolity”. Uwaga, kim jest autor: można o nim powiedzieć wszystko, z wyjątkiem tego, że był „pospolity”. Przepisuje notę biograficzną umieszczoną na obwolucie: „John P. Meier, kapłan katolicki, wcześniej profesor Nowego Testamentu w Catholic University of America w Waszyngtonie, obecnie profesor Nowego Testamentu w Notre Dame University stanu Indiana. Były przewodniczący Catholic Biblical Association oraz redaktor naczelny przeglądu Catholic Biblical Quarterly. Prawdopodobnie najznakomitszy znawca Biblii swego pokolenia”.Może być ktoś lub coś bardziej „katolickie” i bardziej autorytatywne niż ów profesor, wielebny John P. Meier? Na tej samej obwolucie znajdują się krótkie opinie innych sław uniwersytetów oraz instytutów oficjalnie podległych Rzymowi, wyrażających swój entuzjazm. W miejscu podziękowań wyrażanych przez autora, w amerykańskim stylu, zamieszczona jest długa lista nazwisk, reprezentujących elitę znawców nauk biblijnych, nie tylko z USA. Wydanie włoskie zostało przygotowane przez wydawnictwo należące do pewnego zgromadzenia zakonnego, więc propozycja zdaje się, w sposób oczywisty, przekonująca.

Dlatego też przeraża – użyty czasownik nie wydaje mi się przesadzony – w jaki sposób ten słynny akademik Notre Dame University, ów czołowy ideolog Kościoła amerykańskiego, kończy dwadzieścia pełnych stronic, poświęconych zagadnieniu, na którym się teraz skupimy: „Jeśli – pomijając wiarę oraz sukcesywne nauczanie Kościoła – historyk czy egzegeta zostanie poproszony o wyrażenie swej opinii o Nowym Testamencie i tekstach patrystycznych, które przebadaliśmy, uznawanych zazwyczaj jako źródła historyczne, wówczas najbardziej prawdopodobną hipotezą będzie ta, że bracia i siostry Jezusa byli prawdziwymi braćmi”. A więc wewnątrz rozdziałów tego imponującego dzieła „najbardziej prawdopodobna hipoteza” przemienia się w pewność: Meier przewiduje, że w domu nazaretańskim wraz z rodzicami było przynajmniej siedmioro dzieci, jeśli nie więcej, jako owoc normalnych stosunków małżeńskich. Wisienką na owym przerażającym torcie jest kościelne imprimatur, przyznane 25 czerwca 1991 roku przez wielebnego Patricka Sheridana, wikariusza generalnego diecezji New York. Takie zdają się być przekonania klerykalnej inteligencji, która mimo wszystko, uważa się za katolicką (i uzyskuje od biskupów „sprawdzone, można drukować” lub przynajmniej pochlebne wprowadzenie), ustawiając się razem w szeregu z kolegami protestantami… Lecz co niepokoi i zaskakuje, to fakt, że bibliści i teologowie katoliccy zdają się nie pojmować prawdy oczywistej: zamiana rodziny z Nazaretu na jakąkolwiek inną, w której podejmuje się współżycie i płodzi dzieci, nie jest wcale czymś drugorzędnym i nieistotnym, jakby to była taki sobie głupotka, mogąca zainteresować jedynie jakiegoś dewota, przywiązanego do oleodruków Świętej Rodziny. Niepokoi, powtarzam, i zaskakuje, bowiem jeśli ci, o których mówi Nowy Testament, mieliby być naprawdę braćmi, zrodzonymi przez to samo łono, z którego wyszedł Jezus, nie tylko zaprzeczyłoby się całej Tradycji, lecz nadto usunęłoby się jeden z elementów fundamentu budowli, jaką jest wiara katolicka. Więcej nawet: chrześcijańska – biorąc pod uwagę, że prawosławni negowanie niepokalanej czystość Theotókos uznają za jedną z „aberracji Zachodu”, której nie są w stanie zrozumieć i która budzi w nich wstręt. A, jak powiedziałem, podobna negacja obudziłaby gniew ojców reformacji. Wreszcie sprowokowałaby, jak już gdzie nie gdzie widzieliśmy, irytację samych muzułmanów, którzy nic, tylko porwaliby za kamienie, by ukamienować bluźniercę zaprzeczającego wiecznej i całkowitej czystości Matki Jezusa, przedostatniego wielkiego Proroka, Błogosławionego, który przygotowuje drogę Mahometowi` (V. Messori, Opinie o Maryi, Apologetyka [dostęp: 13:17, 01. 06.2010], http://www.apologetyka.katolik.pl/odnowa-kosciola/forum-teologiczne/86/1327-opinie-o-maryi-rodzial-l )

V. Messori najpierw próbuje przeciwstawić wykształcenie ks. Meiera Jezusowi, który – według niego –  nie jest tak pospolity jak Żyd, którego opisuje. Następnie stara się sprowadzić problem podważania historyczności Dziewictwa Matki Jezusa jedynie do poglądu, który wyraża inteligencja katolicka, a która w przeciwieństwie do dewotów, czyli pobożnego ludu podziela pogląd protestantów. By nadać tym kalumniom jakiegoś dramatyzmu, wszyscy zostają przez niego ostrzeżeni możliwymi sankcjami (ukamienowanie) ze strony wyznawców islamu. Zapewne byłoby to rozwiązanie tej kwestii najszybsze i niewymagające jakichkolwiek argumentów merytorycznych, a zapewne w krótkim czasie doprowadziłoby to do momentu, w którym istnieliby tylko ludzie wyznający jedyny i słuszny pogląd. Na szczęście nie ma już powrotu do tych wymarzonych przez niektóre osoby czasów.

W jaki sposób V. Messori odnosi się do samych argumentów ks. Meiera?

Pierwsza wzmianka w chrześcijańskich tekstach, lecz nie apokryficznych, znajduje się ok. 160 roku u Egezypa, który dobrze znał palestyńską rzeczywistość (stamtąd pochodził i znał niektórych potomków rodziny Jezusa) i który wspomina, że przynajmniej jeden z „braci” był w rzeczywistości kuzynem. A zatem takimi mogli być i pozostali. Egezyp wyjaśnia to jednym zdaniem wtrąconym bez śladu dyskusji czy sprzeciwu, sprawiając wrażenie kogoś, kto powtarza coś, o czym wszyscy dobrze wiedzą. Przez kolejne dwa wieki, a nawet więcej, nie ma bowiem żadnych problemów, aż do ok. 380 roku, gdy pojawia się książeczka pewnego Elwidiusza, ciemnoskórego laika. Wdał on się w płomienną dysputę na temat wyższości celibatu zakonnego nad małżeństwem Wybuch fenomenu życia mniszego (niemalże jako czegoś w zastępstwie męczeństwa), po wprowadzeniu wolności przez Konstantyna, zaowocował przewartościowaniem dziewictwa i taką nieufnością wobec stosunków małżeńskich, iż wzbudziło to żywą reakcje. Pamflet Elwidiusza wpisywał się w tę polemikę i „opierał się nie na starej Tradycji, lecz na pewnej egzegezie Nowego Testamentu, całkiem pomylonej, uprawianej po dyletancku”. To słowa Blinzlera. To, do czego dążył ciemnoskóry polemista, to zbicie argumentów zwolenników wyższości dziewictwa poprzez wykazanie, że również Józef i Maryja założyli rodzinę, w której, poza Pierworodnym, mieli jeszcze wiele innych dzieci. Nie opierał się on zatem na pogłębionych tekstach wiary, ale na z góry ukierunkowanej tezie, przeznaczonej do obrony własnego stanowiska (Tamże).

Tutaj właśnie rozpoznajemy słabość argumentacji Messoriego, albowiem rzeczywiście Hegezyp odróżnia kuzyna od brata – o tym właśnie donosił ks. Meier – i Jakuba, właśnie nazwał „bratem”, a nie „kuzynem”. Przecież od Euzebiusza z Cezarei, bo to właśnie on cytuje Hegezypa, dowiadujemy się o dalszych kolejach losu rodziny brata Jezusa, Judy:

Z rodziny Pańskiej żyli jeszcze wnukowie Judy, tak zwanego brata Pańskiego według ciała (HE 3, 20, 1).

Problemu dziewictwa Matki Pana nie było w II w. po Chr., ponieważ najstarsi pisarze wczesnochrześcijańscy po prostu go nie znali. Ignacy Antiocheński i św. Justyn twierdzili jedynie, że Jezus narodził się z Dziewicy (por. Ignatius Antiochenus, Ad Ephesios 18, 2; 19, 1; Ad Smyrneos 1, 1; Justinus Martyr, Dialogus cum Tryphone 23, 3; 48, 2-3; 78, 3; 84, 1-2; 100, 3; 113, 4; 120,1). Poglądy Hegezypa na tę sprawę już znamy, a św. Ireneusz twierdził, że Jezus powstał z Maryi, która dotąd była Dziewicą (ex Maria quae adhuc erat Virgo), co wyraźnie sugeruje, iż Lyończyk zakładał jej Dziewictwo jedynie do czasu zrodzenia Zbawiciela (św. Ireneusz, Adversus hereses III 21, 10). Stanowisko to podzielał Orygenes (por. In Lucam hom. 14, 7; zob. M. Starowieyski, Mariologia Orygenesa , PSP 36, 5-29, spec. s. 13-20 [Bogurodzica Dziewica]; C. Vagaggini, Maria nelle opere di Origene, Roma 1942; H. Crouzel, La théologie mariale d’Origène, SCh 87, Paris 1962, s. 11-64). Klemens Aleksandryjski nieco rozszerzył to pojęcie, uznając dziewictwo Maryi za nie naruszone ante partum, ale też in partu, na co miała niewątpliwie wpływ literatura apokryficzna (por. Stromata VII 93, 7 – 94, 1, tłum. J. Niemirska-Pliszczyńska: Klemens Aleksandryjski, Kobierce II, Warszawa 1994, s. 295). Tymczasem – Messori – stara się wmówić czytelnikowi, że „ciemnoskóry” egzegeta Helwidiusz (kolor skóry Messori podkreślił dwukrotnie), wpadł na ten pomysł dopiero w IV wieku i polemikę z nim musiał podjąć – od niechcenia – „aryjczyk” św. Hieronim, który położył ciemnoskórego na łopatki.

Pierwszy historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei napisał:

Wówczas też Jakub, zwany bratem Pańskim, – bo i jego nazywano synem Józefa, Józef zaś uchodził za ojca Chrystusa, a zaślubiona mu Dziewica, zanim jeszcze zamieszkali ze sobą, znalazła się z Ducha Świętego…w stanie błogosławionym (HE 2, 1, 2).

Euzebiusz z Cezarei zatem podkreślił, że Maryja znalazła się w ciąży, zanim zamieszkała z Józefem – to właśnie odróżnia od siebie Jezusa i Jakuba: pierwszy narodził się w sposób dziewiczy, a drugi dopiero po ich wspólnym zamieszkaniu. Nic też nie wskazuje, żeby sama Maryja była stawiana przez wszystkich wczesnych ojców Kościoła za wzór postępowania dla chrześcijan. Św. Paweł w ogóle o Niej nie wspomina nadmieniając jedynie, że Jezus narodził się z Niewiasty – co nie jest zbyt odkrywcze, Tertulian wskazywał, że Jezus potępił niewierność Maryi (Tertulian, De Carne Christi VII), a Jan Chryzostom, komentując zdarzenie z Kafarnaum, stwierdził:

To co Maryja chciała uczynić, umotywowane było Jej wybujałą ambicją; pragnęła Ona pokazać zebranym ludziom swą władzę nad Synem. Nie miała jeszcze pojęcia o Jego wielkości (Jan Chryzostom, Homilia XLIV in Matt.)

Gdyby Messori poświęcił trochę swojego czasu to mógłby z łatwością odkryć, że droga Matki Jezusa z Nazaretu do Matki Boga z Efezu nie biegła w prostej linii, a czarny Helwidiusz nie był koszmarem, który pojawił się w IV wieku, a ks. Meier nie jest skandalistą, lecz wybitnym naukowcem, który w swoich dociekaniach nie kieruje się kolorem skóry, swoimi poglądami lub też swoim chciejstwem, lecz stosuje twardą metodologię historyka, która może – choć nie musi – prowadzić do wniosków, do których on sam – być może – nie chciałby dojść.

Messori wciąż podtrzymuje argumentację św. Hieronima, ale co to znaczy? Należy zaznajomić się z tokiem rozumowania starożytnego egzegety: Jakub, brat Pański jest zaliczany do Apostołów (Ga 1, 19), a jeśli słowo Apostoł odnosi się tylko do Dwunastu, to w tej grupie należy szukać Jakuba. Św. Hieronim nie próbuje go łączyć z Jakubem, synem Zebedeusza, ponieważ jak mówią Dzieje Apostolskie (12, 2), jego egzekucja nastąpiła przed wydarzeniami, o których mówi św. Paweł (Ga 1, 19). Co prowadzi go do wniosku, że Jakuba, brata Jezusa należy utożsamić z drugim Apostołem Jakubem, synem Alfeusza. Św. Hieronim łączy też dwa ważne wersety ze sobą: Czyż nie jest to ów cieśla, syn Marii, i brat Jakuba, i Jozesa (Mk 6, 3), z kobietą patrzącą na Mękę Jezusa: Marią matką Jakuba i Jozesa (Mk 15, 40). Wyprowadza z tych powiązań następujący wniosek: Jakub, brat Pański – Jakub, syn Alfeusza oraz Jakub Mniejszy to te same postacie. W końcu łączy to wszystko z kobietami wymienionymi w Ewangelii według św. Jana (19, 25), które występują tam w następującej kolejności: Matka Jezusa, siostra Matki Jezusa – Maria, żona Kleofasa i Maria Magdalena. Argumenty te przekonują go do tego, że Jakub jest synem siostry Matki Jezusa Marii, a więc jest Jego kuzynem, nie bratem. Św. Hieronim niezgodność pomiędzy synoptycznym Alfeuszem, a Janowym Kleofasem sztucznie harmonizuje twierdząc, że Kleofas to Alfeusz. Jakub jest nazywany bratem, ponieważ język hebrajski nie znał precyzyjnego określenia na oznaczenie „kuzyna” i za pomocą słowa „bracia” wyrażano różne koligacje rodzinne.

Skupmy się wstępnie na ostatnich akordach tej mętnej argumentacji. Odpowiedź jaką dał na nią polski badacz Jezusa historycznego, filolog Dariusz Kot, nie nastraja optymistycznie do takich zabiegów:

„Brak stabilności cechuje hebrajskie `ach, nie zaś greckie adelphos. Jak pisze bez owijania w bawełnę Kilmon, paleolog `posługiwanie się starotestamentalnym hebrajskim idiomem, aby interpretować kontekst nowotestamentalnej greki jest absurdem`…Powyższe analizy są imponujące: omawia się bardzo szczegółowo aż dziewięć różnych układów pokrewieństwa. I właśnie ta gruntowność w zakresie przedstawionego materiału obraca się przeciwko końcowym wnioskom – gdy tylko uświadomimy sobie, że temu bogactwu materiału ze Starego Testamentu nie towarzyszy…ani jeden przykład z Nowego…Czym można tłumaczyć, że słowa ADELPHOS zachowało swą stabilność w NT, pomimo jej utraty w tłumaczeniach ST z hebrajskiego? Zacznijmy od uświadomienia sobie, że Septuagintę i Nowy Testament rozdzielają trzy stulecia: trzy stulecia greckiego wpływu na kulturę semicką. Kilmon przede wszystkim podkreśla jednak fakt, że NT ` został napisany w grece jako swym ORYGINALNYM języku`. Greka – inaczej niż języki semickie – posiadała rozbudowane nazewnictwo na inne, niż brat relacje pokrewieństwa, w związku z czym pisząc od razu po grecku, autorzy NT mogli bez problemu używać dokładnych określeń stopnia pokrewieństwa. Gdy ktoś np. był kuzynem, nazywano go kuzynem, nie bratem (por. Kol 4, 10 gdzie w tłumaczeniu z języków semickich mielibyśmy zapewne ADELPHOS, natomiast w tekście pisanym od razu po grecku mamy dokładne ANEPSIOS, kuzyn). Podobnie ADELPHOS używany do opisu braci Jezusa, to bardzo precyzyjna greka i oznacza z tego samego łona… Podobnie jak w przypadku słów ADELPHOS i ANEPSIOS, piszący po grecku autorzy mieli klarowny wybór pomiędzy PROTOTOKOS (pierwszy urodzony) i MONOGENES (jedyny urodzony). Gdyby Jezus nie miał rodzonych braci, zostałaby użyta forma taka, jak w znanym fragmencie J 3, 16, gdzie mowa nie o Jezusie – synu Maryi, lecz o Jezusie Synu Boga: Ponieważ Bóg tak umiłował świat, że dał swego jednorodzonego (monogenh) Syna, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. W moim przekonaniu, Jezus w pismach Nowego Testamentu to jedyny Syn Boga i pierwszy z synów Marii” (D. Kot, Bracia Jezusa, Kosciol.pl [dost. 27. 06. 2006, 22:07:19], http://www.kosciol.pl/article.php/20060616100719999 ).

Świadectwa pozabiblijne też nie potwierdzają tezy jakoby braćmi Pańskimi byli kuzyni Jezusa: wspomniany już historyk żydowski, Józef Flawiusz, nazywa Jakuba, bratem Jezusa, a pierwszy historyk Kościoła Euzebiusz z Cezarei pisze w swym dziele o Jakubie, zwanym bratem Pańskim – bo i jego nazywano synem Józefa (Ant 20, 200; HE 2, 1, 2). Założenie, że funkcja Apostoła odnosi się tylko do Dwunastu, jest nie do utrzymania, ponieważ tym mianem określano św. Pawła, Barnabę, Sylasa, Andronika i Junię (Dz 14, 4. 15, 22; Rz 1, 1. 16, 7; 1 Kor 1, 1. 9, 6; 2 Kor 1, 1; Ga 1, 1) – a jeśli tak, to cała wyjściowa argumentacja św. Hieronima upada. Tym bardziej, że w świetle najnowszych badań historyczno – krytycznych prowadzonych przez profesora egzegezy Nowego Testamentu Joachima Gnilkę, wynika, że w czasach św. Pawła, a także w tradycji wczesnochrześcijańskiej Dwunastu nie nazywano Apostołami!!!

Trzeba też zwrócić uwagę na to, że w najstarszych warstwach tradycji nazywa się ich nie „dwunastu Apostołów”, lecz po prostu „Dwunastu”… Mk zawsze mówi tylko o Dwunastu. Słowo „Apostoł” występuje jedynie w 6, 30, ale nie jest ono tam jeszcze terminus technicus. Dopiero „Dzieje” Łukasza konsekwentnie rozwijają koncepcję dwunastu Apostołów (J. Gnilka, Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2004, s. 240).

Głównym założeniem św. Hieronima była identyfikacja Jakuba jako Apostoła, a następnie powiązanie go z Jakubem z Dwunastu – jest to błąd. Jakub Apostoł powinien być poszukiwany poza Dwunastką: zatem Jakub, syn Alfeusza nie jest Jakubem, bratem Pańskim.

Przed 383 r. nikt nigdy w pismach ojców Kościoła nie wyjaśniał tego problemu aż w tak zawiły sposób. Wszystko to świadczy jedynie o tym, że wyżej wymieniona teoria została ukształtowana tylko po to, by uprawdopodobnić Dziewictwo Maryi. Właśnie ten materiał dowodowy, świadczący o tym, że Jezus miał rodzeństwo, jest na tyle przytłaczający, iż katolicki ksiądz John Meier uczciwie przyznał, że pisma wczesnochrześcijańskie czytane jako źródła historyczne, w zwykły sposób, pomijający późniejszą tradycję, prowadzą do twierdzenia, że bracia i siostry Jezusa byli prawdziwym rodzeństwem, i że gdyby św. Paweł miał na myśli kuzyna, a nie brata, użyłby zapewne słowa „anepsios” w Liście do Galacjan i w Liście do Koryntian, zamiast „adelphos” (s. 326).

Wyraźnie już widać, że apologeci Dziewictwa Maryi coraz bardziej gubią się pod naporem faktów w swoich coraz bardziej skomplikowanych i – nie bójmy się użyć tego słowa – niedorzecznych teoriach. Messori przywołuje nową hipotezę, która ma uratować Dziewictwo Maryi oraz rozwiązać wszelkie problemy, które nasuwają się przy tradycyjnym ujęciu tego tematu:

Obecny punkt widzenia uściśla Gianfranco Ravasi. Jego ranga jako biblisty zarazem otwartego i prawowiernego nie potrzebuje potwierdzenia: „W Nowym Testamencie «bracia» oznaczają grupę ściśle określoną. Są to uczniowie związani z nazaretańskim klanem Jezusa. Tworzyli oni rodzaj szczególnej wspólnoty, mającej pełnomocnictwa do zaproponowania własnego kandydata na pierwszego biskupa Jerozolimy. W wersecie Ewangelii św. Marka 3,33 («Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką») Jezus zdaje się ograniczyć ich przywileje i sprowadzić do poziomu wierności Słowu Boga. Nigdy nie są nazywani «synami Maryi», to określenie zarezerwowane dla Chrystusa. W tym świetle, bardziej niż na określenie «genealogiczne», zdanie «bracia i siostry Jezusa» wskazywałoby na grupę nacisku” (V. Messori, Tamże).

Zatem bracia Jezusa nie byliby już nawet Jego rodziną, lecz Jego uczniami, którzy w Niego nie wierzą! Cóż to za dziwni uczniowie? Hipoteza ta w świetle fragmentu Ewangelii według św. Jana jest nie do utrzymania:

Rzekli wiec do niego bracia jego: Odejdź stąd i idź do Judei, żeby i uczniowie twoi widzieli dzieła, które czynisz… Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego (J 7, 3. 5).

Uczniowie są tu wyraźnie oddzieleni od braci Jezusa, i ci drudzy w Niego nie wierzą – nie mogą być wobec tego Jego uczniami. W tym konkretnym przypadku może chodzić jedynie o braci cielesnych (według ciała, jak mówi Euzebiusz z Cezarei), ponieważ uczniami i duchowymi braćmi Jezusa (w myśl interpretacji synoptycznej) są wszyscy ci, którzy są posłuszni nauce Pana Jezusa. Niestety greka Nowego Testamentu jest na tyle precyzyjna, że zna ono słowo, którego użyliby ewangeliści, gdyby zdarzyli się „fałszywi bracia”, którzy udawaliby jedynie uczniów Pana – tym słowem jest określenie PSEUDADELPHOS (ψευδάδελφος).

Epilog

Protestanci określają Jakuba jako syna Maryi, i tak samo określali go starożytni ebionici. Ewangelie nic nie wspominają o poprzednim małżeństwie Józefa: jest to późniejsza legenda mająca pogodzić fakt istnienia braci Jezusa z dziewictwem Maryi. Nikt kto czytałby Nowy Testament bez uprzedniego założenia, że Maryja jest dziewicą, a Jego bracia kuzynami, nie doszedłby sam do takich wniosków.

W swojej pracy ks. Meier poddał to, oczywiście, bardziej dokładnym analizom niż można to zaprezentować w krótkim streszczeniu. W każdym bądź razie, każdy kto chciałby obecnie bronić tezy o dziewictwie Matki Jezusa, ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Rozważania ks. Meiera są bardzo dokładne i drobiazgowe. Ksiądz wydaje się, że nie chciał pominąć w swoich dywagacjach jakiegokolwiek elementu, który mógłby przemawiać na rzecz historyczności dziewictwa Maryi.

W podsumowaniu swoich wywodów stwierdził:

W Nowym Testamencie nie ma ani jednego przykładu, gdzie w bezsprzeczny sposób „brat” oznaczałby „kuzyna”, podczas gdy istnieją liczne przypadki jego rozumienia jako „brata rodzonego” (pełnego lub przyrodniego). To jest naturalny sens adelphos u Pawła, Marka, Jana, Mateusza i Łukasza… Użycie Pawła jest szczególnie znaczące, bo… mówi o „bracie” i „braciach Pana”, jako ludziach, którzy są znanymi, cenionymi i wciąż żyjącymi w czasach, w których on o nich pisze. Jego określenie „brata” jest niezależne od szanowanej ewangelicznej kilkudziesięcioletniej tradycji… Skutkiem tego, z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia, najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry Jezusa byli Jego rodzeństwem (s. 331 – 332).

Genealogy of the Family of Jesus

Meier, John P. A Marginal Jew: Rethinking the Historical Jesus – The Roots of the Problem and the Person. Tom I. New York: Doubleday, 1991.

128 myśli nt. „Maryja Dziewica. Problem historyczny braci Jezusa według ks. Johna Meiera”

  1. „W pierwszym tomie swojej monumentalnej pracy, ks. Meier zajmuje się życiem Jezusa ze szczególnym uwzględnieniem problematyki dziewictwa Jego Matki.”

    Nie wydaje mi się, że badacz jakoś szczególnie uwzględnia kwestie braci i sióstr Jezusa, stara się raczej omówić wszystkie kwestie związane ze środowiskiem, w którym żył Jezus, nie zauważyłam, aby był jakoś szczególnie skupiony na dziewictwie Maryji. Piszę to, aby ktoś, kto nie czytał książki nie wyobrażał sobie, że szczególną misją ks. Meiera jest propagowanie tej części refleksji egzegetów. Połowę pierwszego tomu zajmują np. ciekawe rozważania metodologiczne. Pozdrawiam 🙂

  2. Zupełnie odmienne wrażenie odniósł David L. Bartlett pisząc:
    „Clearly, Meier is continually in conversation not just with Christian piety but specifically with Catholic dogma. Otherwise why does he pay so much attention to the question of whether Jesus had biological brothers and sisters? One would think that the disinterested historian (however ideal a construct) could dispose of that issue quickly, even while reaching Meier’s conclusions. But because Meier needs to be in debate with dogma and church tradition about Mary’s perpetual virginity, he devotes considerable space to answering claims that otherwise would merit only passing notice.” ( David L. Bartlett, „The Historical Jesus and the Life of Faith”, dostęp: 06. 05. 1992, http://www.religion-online.org/showarticle.asp?title=180 ).
    Większość badaczy Jezusa historycznego poświęca braciom Jezusa może dwie, czasami trzy strony. Pozdrawiam.
    Miło spotkać kogoś, kto czytał ks. Meiera.

  3. Bardzo ciekawy artykuł. Nie wiedziałam, że można tak wiele powiedzieć o rodzinie Jezusa i tak się dlugo zastanawiać. Ja uważam, nawet bez tych długich rozważań, że Jezus miał braci i siostry, a Maryja nie była dziewicą nawet przy poczęciu Jezusa. Historie narodzenia według Mateusza i Łukasza są metaforą, nie prawdą historyczną. Być może dziewictwo Maryi ma znaczenie duchowe. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ks. Meier narusza fundamenty chrześcijaństwa. Fundamenty są gdzieś indziej, na pewno nie w wiecznym dziewictwie Maryi.
    Poza tym tłumaczenie „marginal” jako „pospolity” jest błędne. Chodzi o marginalny, nieważny, na obrzeżach, ale nie pospolity.

  4. Zastanawiałam się, dlaczego ktoś może uznawać, że dziewictwo Maryi ma być fundamentem chrześcijaństwa. Czy dlatego, że gdyby nie dziewicze poczęcie to Jezus nie byłby Synem Bożym? Ale to nieprawda. Czy poczęcie się Jezusa z samej komórki jajowej bez plemnika oznacza że jest Synem Bożym? Czy ludzie tamtych czasów wiedzieli, że istnieje komórka jajowa? Bo jeśli myśleli, że tylko plemnik tworzy nowego człowieka, to może myśleli, że Maryja była tylko nosicielką „Boskiego nasienia”?
    Nie mogę pojąć, dlaczego Synostwo Boże Jezusa miałoby być udowodnione brakiem męskiego nasienia. No chyba że było to nasienie metafizyczne, z Ducha Świętego. Ale jednak Jezus był człowiekiem, więc jak z nasienia Ducha mogło powstać ciało? Czy dla Ducha niemożliwe jest wstąpienie w ciało spłodzone normalnie przez ojca i matkę w stosunku płciowym?
    Generalnie dogmat o dziewictwie mnie nie przekonuje i nie jest mi do wiary w Jezusa potrzebny.

  5. Trochę śmieszne jest to, że kupiłam 2 pierwsze tomy „A marginal Jew” na polskim allegro, naprawdę ktoś sprzedawał i to w momencie, gdy dowiedziałam się o książce ! A dowiedziałam się od istnieniu takich książek od J.Ratzingera z jego książki „Jezus z Nazaretu” 🙂

  6. Bardzo cieszy mnie, że Benedykt XVI potrafił być w jakiś sposób obiektywny, doceniając wkład ks. Meiera, w badania, które przecież są niezwykle istotne dla chrześcijaństwa, a jak widzę na przykładzie Pani „maarta”, zachęcił on do zapoznania się z dziełami, które niekoniecznie korespondują ( delikatnie mówiąc ) z jego „Jezusem z Nazaretu”.
    Pani Anno! W twierdzeniach jest Pani bardzo radykalna, ale może to zostać „opacznie” zrozumiane. Proszę pamiętać, że Uta – Ranke Heinemann ( profesor teologii ), za zaprzeczanie biologicznego Dziewictwa Maryi została pozbawiona katedry na uniwersytecie. Warto w kontekście tych komentarzy powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz: historyk twierdzi, że NAJPRAWDOPODOBNIEJ Jezus miał rodzeństwo i historyk, również może stwierdzić, że dwie niezależnie od siebie napisane – zapewne stworzone z fikcyjnych zdarzeń – ewangeliczne opisy dzieciństwa Jezusa, wyrażają wiarę, że Nazarejczyk przyszedł na świat bez udziału ziemskiego ojca, a więc około 80 r. po Chr. podzielały ten pogląd rozliczne gminy wczesnochrześcijańskie, w obrębie basenu Morza Śródziemnego. Niestety nie przechowała się Ewangelia Hebrajczyków, prawdopodobnie zredagowana pod koniec 70 r. po Chr., dlatego niestety, ponieważ zawierała ona podobno nawiązania do dziewiczego poczęcia. Historyk może zatem stwierdzić:
    1. Prawdopodobnie Jezus miał rodzeństwo.
    2. Od ok. 70 r. po Chr. mamy prawdopodobne wzmianki o dziewiczym poczęciu Jezusa.
    Historyk nie mówi, że na pewno Jezus miał rodzeństwo. Tym bardziej historyk nie może udowodnić cudu, a takim czymś jest niewątpliwie Dziewicze Poczęcie, a jedynie może prześledzić kiedy to wierzenie się pojawiło i ewentualnie pokusić się o możliwe wyjaśnienie dlaczego tak się stało.
    Jeszcze jedno: Dziewicze Poczęcie jest czymś innym niż dziewicze małżeństwo Maryi i Józefa. To pierwsze uznaje całe chrześcijaństwo. Teolog może zostać uznany za odstępce od wiary katolickiej, jeśli upowszechnia poglądy przeczące dogmatom, historyk natomiast nie, ponieważ opiera się on na prawdopodobieństwie. Kościół może nakazać przecież wiarę w to co najmniej prawdopodobne – wtedy rację miałby i Kościół, i historyk ( taki paradoks, ale dzięki niemu historycy maja spokój z anatemami ). Teolog musi być naprawdę ostrożny…

  7. No ale ja nie mogę się zmuszać, żeby w coś wierzyć. Wierzę albo nie. A właściwie co z tego miałoby wynikać, że wierzę w dziewicze poczęcie czy nie? Czy jeśli nie wierzę to nie należę do Kościoła katolickiego? Ale przecież mnóstwo ludzi nie wierzy tylko się do tego nie przyznaje. Ja nie boję się przyznać.
    Po co mam być ostrożna? Znam wielu katolików, którzy nie wierzą w ten dogmat a zresztą w inne dogmaty też nie za bardzo, ale nie uważają, że nie są przez to katolikami. Dogmaty przestały oddziaływać na ludzi, nie trafiają do nich. Jest głębsza część chrześcijaństwa pod dogmatami.

  8. Pani Anno!
    Cenię sobie ludzi odważnych, a do takich Pani niewątpliwie należy. Na zadane pytania nie znajduję odpowiedzi, ponieważ nie uważam, aby kogokolwiek można było rozliczać katolicyzmu – to zadanie Stwórcy. Komu jak komu, ale Pani nie trzeba tłumaczyć, czym są dogmaty w naszym Kościele. Czy są one niezmienne i czy są one naszymi współrzędnymi na mapie naszej wiary? Wydaje mi się, że tak, albowiem nawet wśród chrześcijan czymś się wyróżniamy. Wiara w Dziewicze Poczęcie jest trudna, ale wiara w trwałe Dziewictwo Maryi jeszcze trudniejsza. Chce Pani szczerości, to ją Pani dam: jeśli mówi się, że wiara karmi się wątpliwościami, to moja wiara, ma wyraźną nadwagę, w wielu istotnych kwestiach. Jednak nie chciałbym się nimi dzielić, ani też orzekać o moich racjach ( czy też może błędach ), ponieważ w Kościele katolickim i rzymskim, ważna jest też pokora i dyscyplina. Moje wątpliwości rozwieje więc, dopiero Ostateczna Prawda przed, którą staniemy wszyscy. Można mieć nadzieję, a o tym możemy porozmawiać, czy odkrycia naukowe ( np. historyczne ), mogą spowodować poddanie jakiegoś dogmatu po dyskusję, aby – przykładowo – inaczej go odczytać w dzisiejszych czasach, ale to przecież coś zupełnie innego, niż stwierdzenie: ja nie wierzę, bo z jakichś względów – estetycznych, racjonalnych, historycznych, naukowych itd. – nie mogę tego uczynić i się przełamać. Słowa: „Panie, pomóż mojej niewierze” to słowa, które nigdy nie utracą swojej aktualności.
    Serdecznie Panią pozdrawiam i dziękuję za przypomnienie – tutaj na tym forum – twórczości prof. G. Vermesa.

  9. Ale zastanówmy się: czy bez wiary w dziewictwo Maryi wiara nasza coś utraci? A konkretnie co? Co stanowi o tym, że ten akurat dogmat jest taki istotny, wręcz niektórzy mówią fundamentalny? Proszę, aby ktoś mnie przekonał, że dziewictwo Maryi jest istotne dla mojej wiary. Czy przez podważenie tego dogmatu zachwiany zostanie fundament wiary chrześcijańskiej? Nie. Przecież św. Paweł nic nie wiedział o dziewictwie Maryi, ani św. Marek. Nie było to dla nich istotne. A przecież są świętymi chrześcijanami. Jeszcze raz pytam: jakie fundamentalne dla wiary znaczenie ma dziewictwo Maryi?

  10. Św. Paweł uważał ( najprawdopodobniej ), że Jezus posiadał ziemskiego ojca ( potomek Dawida według ciała [ Rzym 1, 3 ]). Św. Marek nie wzmiankuje nic o Dziewiczym Poczęciu, natomiast nigdy nie wspomina Józefa; w jego Ewangelii Nazarejczyk, to Syn Boga i syn Maryi. W tradycji Janowej, Jezus to syn Józefa, z Nazaretu( J 1, 45 ) i bezimiennej Matki – to fakty, które każdy może zauważyć. Skupmy się najpierw na tej ostatniej tradycji – Janowej: nie jest w niej potrzebne Dziewicze Poczęcie, albowiem Jezus/Logos jest już Synem Bożym od wieczności ( J 1, 1 ). Dla św. Pawła, Chrystus jest Synem Bożym poprzez fakt Jego wskrzeszenia ( Rz 1, 4 ), a dla św. Marka stał się Synem poprzez chrzest ( Mk 1, 9 – 11 ). Patrząc, więc przez perspektywę biblijną: Dziewicze Poczęcie nie musi być fundamentem wiary chrześcijańskiej.
    Czy Maryja zachowywała dziewictwo poprzez całe Swoje ziemskie życie? Wszystko wskazuje na to, że nie. Św. Paweł, który jest przecież świadkiem znającym osobiście Jakuba Sprawiedliwego, nazwał go bratem Pana oraz stwierdził, ze istnieją inni bracia Pańscy. Nie tłumaczył on żadnych tekstów, lecz tworzył je od razu w grece i pisał do gmin pozostających w oddaleniu od centrum jerozolimskiego; musiał wyrażać się bardzo precyzyjnie, a zatem myślał on o nich jako braciach rodzonych. Co więcej; gdyby przypadkiem dowiedział się on o tym, że w Galilei Matka Jezusa zachowała Dziewictwo, to na pewno, o tak wielkim cudzie, wspomniałby on korynckim pannom, dając im za przykład Matkę ich Pana, a nie samego siebie ( 1 Kor 7, 8 ). Nie mam zaś nakazu Pańskiego co do dziewic( 1 Kor 7, 25 ), stwierdził św. Paweł – czyżby Jezus nic nie wspomniał o swojej Matce Dziewicy, Jakubowi lub też Kefasowi?
    W każdej tradycji ewangelicznej Maryja pojawia się wraz z braćmi Nazarejczyka – nigdy zaś bracia nie pojawiają się z „niby” swoimi rodzicami czyli wujostwem Jezusa ( Mk 4, 31 – 35; 6, 3; Mt 12, 46 – 50; Łk 8, 19 – 21; J 2, 12; Dz 1, 14 ). Dlaczego zatem – skoro możemy powiedzieć – że Dziewictwo Maryi nie było fundamentem chrześcijaństwa w I, a nawet II wieku, stało się nim w wiekach późniejszych? Najpierw Maryję pozbawiono normalnego porodu, później Jej dzieci stały się dziećmi Józefa, a Ona ich przybraną matką, by w końcu św. Hieronim pozbawił Ją nawet przyjemności adoptowanego ( w pewnym sensie ) potomstwa i uczynił Ją, ale także i Józefa, przykładem Dziewiczego Małżeństwa.
    Pani Anno, papież Syrycjusz w IV wieku napisał:

    Jezus nie wybrałby sobie narodzin z Dziewicy, gdyby musiał uważać ją za tak niewstrzemięźliwą, by to łono, w którym ukształtowało się Ciało Pana, owa hala wiecznego Króla, miało zostać splamione obecnością męskiego nasienia ( List do biskupa Anyzjusza, 392 r. ).

    Jakie „pranie mózgu” trzeba przejść, aby takie zdanie spłodzić? Musi Pani wiedzieć, że dyskutując na ten temat, większość argumentów tych, którzy bronią Dziewictwa Maryi jest właśnie tego typu. Są to ludzie dla, których męskie nasienie to zarzewie brudu, a stosunek seksualny…
    Robi się późno. Porozmawiajmy na spokojnie jutro.

  11. To zdanie papieża rzeczywiście straszne. Czyli dziewictwo stało się istotne w czasach późniejszych, kiedy wzrosła niechęć do ciała. Ale czy dziś, kiedy ciało wróciło do łask, nie jest ten dogmat przeżytkiem i do nikogo już nie trafia?
    Na innych fundamentarch trzyma się teraz chrześcijaństwo. Czyż te fundamenty nie zmieniają się z rozwojem historii i zmianą mentalności? A jaki jest najgłębszy fundament chrześcijaństwa, na którym wspierają się pomniejsze fundamenciki?
    Czy odrzucenie fundamenciku sprawi, że chrześcijaństwo runie?
    Czy te fundamenciki nie są konstrukcjami myślowymi zależnymi od filozofii i ducha czasów? Czy wobec tego nie tracą czasem swojej aktualności i zrozumiałości?
    Dziewictwo Maryi – nas tym fundamenciku opierać się mogła w 3-4 wieku wiara chrześcijan, bo myśleli, że status Jezusa jako Syna Bożego i Mesjasza zależy od dziewiczego poczęcia. Bez tego nieskalanego spermą początku Jezus nie mógł być w ich pojęciu kimś niezwykłym i wyjątkowym.

  12. Chciałabym, żeby ktoś napisał tekst na temat: „W jaki sposób dziewictwo Maryi jest dziś fundamentem chrześcijaństwa” lub też „Dlaczego dogmat o dziewictwie jest dziś niezbędny dla utrzymania spójności chrześcijaństwa” lub też „Co by straciło chrześcijaństwo gdyby odrzuciło dogmat o dziewictwie”. Czy ktoś się w ogóle nad tym zastanawia? Czy ktoś może napisał o tym pracę teologiczną? Jeśli teologowie zajmują się tylko powtarzaniem słów innych teologów, z którymi się wszyscy zgadzają, to gdzie tu odkrywczość teologii?

  13. Załóżmy, że tak to wygląda: gdzieś w niewyrażalnej głębi tkwi sedno i istota chrześcijaństwa. Zeby ją jakoś przekazać ludziom z krwi i kości należy ująć ją w słowa, myśli i koncepcje zroaumiałe dla ludzi, które oddziałowują na ludzi duchowo, emocjonalnie i mentalnie. To ujęcie w słowa nazywać się może dogmatem.
    Co robimy usuwając, unieważniając dogmaty, np ten o dziewictwie? Usuwamy połączenie między głebią przekazu religijnego a ludźmi. Należy może znaleźć inne połączenie z głębią niż dogmaty, które nie oddziaływują na ludzi. A jest też niebezpieczeństwo, że głębia przekazu zostanie zapomniana z powodu słabości połączeń (dogmatów), jak ten skarb zakopany w ziemi.

  14. Przeczytalem tekst AJN z zaciekawieniem. Dzięki ci Andrzeju za opis problemu. Anna zadaje dobre pytanie po cóż jest potrzebne dziewictwo Maryi. A najbardziej podoba mi się bezkompromisowość takiego pytania: Anna zadaje pytanie i domaga się odpowiedzi. Obawiam się Anno, że będziesz musiała poszukać jej sama.
    Cóż ja kiedyś miałem okazję na ten temat rozmawiać z osobą tradycyjnie i głęboko wierzącą, która wykluczyła by Jezus mógł mieć coś wspólnego z Józefem, na takiej prostej zasadzie, że albo Józef jest ojcem, albo nie jest i wówczas nikt inny nie jest ojcem, tylko sam Bóg Ojciec, bo nikt nie może mieć dwóch ojców, natomiast co do braci Jezusa z ciała, to tu już dopuszczała bez dużego kłopotu rodzeństwo. Myślę, że są jednak ludzie dla których czystość Matki Jezusa jest ważna fundamentalnie i oni mogli by poczuć się zgorszeni gdyby Kościół dopuścił, że Jezus miał braci nie na zasadzie jakiejś hipotezy badacza historyka, o którym wie garstka ludzi, ale gdyby włączył takie stwierdzenie w tradycję. Najważniejszym chyba argumentem przemawiającym za wiecznym dziewictwem Maryi jest to, że pogląd ten tak bardzo pielęgnowano w tradycji. Nie można teraz tradycji tej zwyczajnie złamać dołączając do niej hipotezę, która jej przeczy. Chociaż ja wypowiadam się jako laik, wydaje mi się, że przyczyny tego poglądu mogą mieć wiele wspólnego z jakimś wiecznie obecnym w człowieku obrzydzeniem fizjologią, ciałem, jelitami, człowiekiem takim jakim jest i tym wlaśnie, że człowiek płodzi dzieci w wyniku aktu seksualnego. Dlaczego się człowiek tym brzydził to jest inne pytanie, które można zadać. Może dlatego, że ludzi gorszyło to, że jemy i trawimy, rozmnażamy się wcale nie w jakiś odmienny sposób niż osły, krowy czy wielbłądy czyli, że za wiele w nas zwyczajnej zwierzęcości. Dzielimy ze zwierzętami jelita i mamy też organy do rozmnażania. To szowinizm gatunkowy miałby tu wiele do powiedzenia, który jest też łatwy do wytłumaczenia i usprawiedliwienia przynajmniej w tym zakresie. Czuliśmy się wyjątkowi i chcieliśmy z człowieka uczynić bardziej anioła, wynieść go wyżej.

    Wszystkie trzy tomy Marginal Jew są dostępne na allegro. Andrzeju czy czytałeś całość pracy Johna Meiera? Mógłbyś przybliżyć w miarę jakieś inne obszary jego badań

  15. Pani Anno!
    Właśnie o to chodzi, że być może ustalenia historyczne pomogą poddać dogmat pod dyskusję, a następnie, z czasem, doprowadzą do jakiegoś rozsądniejszego rozwiązania tej kwestii. Precedensem, bardzo ważnym precedensem, jest właśnie imprimatur, który uzyskał dla swoich ustaleń ks. Meier. Nie od razu Rzym zbudowano, uczmy się poruszać małymi krokami, bo przecież setki milionów ludzi, zwłaszcza w krajach słowiańskich i latynoamerykańskich, każdego podważającego dogmat o wieczystym Dziewictwie Maryi uznaje za arcyheretyka, który nie zasługuje na coś co nazywają zbawieniem. Gdy pod koniec wieku IV, niejaki Jowinian, stwierdził – wychodząc przecież z założeń biologicznej oczywistości – że hymen Maryi musiał zostać przez poród naruszony, to papież Syrycjusz ( którego poglądy już Pani zna ), obłożył go klątwą, a wszystkich jego sympatyków ekskomuniką – to samo spotkało w XX wieku Hansa Kunga i Utę Heinemann. Bądźmy więc zadowoleni, że dzięki erudycji i logicznym wnioskom ks. Meiera możemy dyskutować o Dziewictwie Maryi, bez groźby ekskomuniki, albowiem mamy za sobą ważny precedens.

    W dawniejszych czasach obowiązywał wszystkich katolików, pod groźbą anatemy, biblijny pogląd na to, że to właśnie słońce krąży wokół ziemi. Z tego powodu doszło do procesu Galileusza, który twierdził, że jest dokładnie odwrotnie. Czołowa postać tego zawstydzającego dla Kościoła procesu, kardynał Bellarmin powiedział:
    Argumentów za i przeciw rodzonym – później – braciom Jezusa, trzeba przyznać, że cięższa jest szala za przyjęciem takiego rodzeństwa… Taki jest oczywisty sens świadectwa zawartego w Mk 6, 3. Twierdzić, że Ziemia kręci się wokół Słońca, jest dokładnie taką sama herezją, jak twierdzić, że Jezus nie został zrodzony z dziewicy.
    Skoro to taka sama herezja, to kardynał Bellarmin, być może, wypowiedział zdumiewające proroctwo ( oczywiście wbrew swoim oczekiwaniom ). Istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że za naszego życia doczekamy się rewizji dogmatów ( przynajmniej tych najbardziej kontrowersyjnych ) dotyczących Maryi, ale jak pokazuje przykład Ziemi i Słońca, w dłuższej perspektywie czasu, jest to już wysoce prawdopodobne, a wtedy wszyscy będą wspominali ks. Meiera jako tego, który jako pierwszy uzyskał – na razie tylko dla historycznych ustaleń – biskupią pieczątkę.

  16. Tomku! Witam!
    Ks. Johna Meiera interesuje całość zagadnienia związanego z tzw. Jesus Quest, a więc nie jestem w stanie przybliżyć Tobie, nawet gdybym chciał, ogromu tych ustaleń ( każda z pozycji liczy prawie 700 stron! ). Gdy jednak znajdziesz chwilę czasu, mogę zaproponować Ci dwa linki, dzięki którym poznasz sposób myślenia i błyskotliwość wniosków księdza z USA, a to być może skłoni Cię do zapoznania się z Marginal Jew.
    „The historical Jesus is the Halakic Jesus” ks. J. Meier http://yalepress.yale.edu/yupbooks/excerpts/meier_marginalv4.pdf
    „The historical Jesus and purity” ks. J. Meier http://www.bc.edu/dam/files/research_sites/cjl/sites/partners/cbaa_seminar/CBA_members_only/cba_purity_rules_meier.pdf
    Miłej lektury. Pozdrawiam.

  17. Tomku! Ale ja nie mam czasu ani ochoty szukać odpowiedzi na takie pytanie. Są o wiele ważniejsze pytania, nad którymi się zastanawiam. Dlatego proszę kogoś, kto już to przemyślał, żeby się ze mną podzielił swoim zdaniem. Mało jest czasu w życiu i trzeba go przeznaczyć na to, co nas interesuje i pasjonuje.
    Panie Andrzeju! Ale chyba Hans Kung i Uta R-H nie byli ekskomunikowani? Chyba zabroniono im nauczać teologii „tylko”. No ja na szczęście nie martwię się, bo niczego nie nauczam, a jestem za małym pyłkiem, żeby mnie ekskomunikować.

  18. W przypadku Hansa Künga Kongregacja Nauki i Wiary ( 1979 r. ) orzekła, że odszedł on w swoich pismach od wiary katolickiej i nie może on nauczać teologii oraz być uważanym za teologa katolickiego. U. R – H, z kolei, za zaprzeczanie jakoby Matka Boża pozostała Dziewicą po porodzie, została pozbawiona katedry katolickiej na uniwersytecie.
    Musi Pani pamiętać, że gdyby przestała być Pani małym pyłkiem ( czego P. niezmiernie życzę ), wszystkie kategoryczne twierdzenia, które P. sformułowała na tym forum, zostaną przypomniane, właśnie po to, aby pozbawić P. przymiotnika katolicka, a wtedy, stanie się P. prywatną osobą – Anną Connolly. Jeśli jednak komuś na tym nie zależy, aby był odbierany jako katolicki ( przez jakieś gremium władne udzielać takowych orzeczeń ) to wtedy moje porady, może P. pominąć.

  19. A jeszcze jedna wątpliwość: Kościół naucza, że Jezus był w pełni człowiekiem. Jak to by mogło być prawdą, gdyby nie powstał z komórki jajowej i plemnika? Czy takie człowieczeństwo bez plemnika jest pełnym człowieczeństwem?
    Po drugie, co do moich stanowczych twierdzeń: Co lepiej robić: przyznać się, zgodnie z prawdą do własnej niewiary w coś, czy też udawać że się w to wierzy, co byłoby kłamstwem? Prawda czy kłamstwo? Wybieram prawdę mimo że może mnie to coś kosztować (opinię ludzi, którzy uważają siebie samych za wzór katolickości).

  20. Pani Anno!
    Nie powinno się wybierać kłamstwa, ale jeśli chce Pani coś zmienić w Kościele, to raczej nie zrobi Pani tego przeciwstawiając się dogmatom. Taka droga zazwyczaj, po wypłynięciu na „szerokie wody” prowadzi na szlak „swojego własnego widzimisię”, ponieważ nikt, a zwłaszcza nasza Matka Kościół, będąca przecież wspólnotą, nie toleruje samotnych rejsów, wbrew oficjalnym doktrynom. O wiele lepiej jest mówić o „nadziei” dyskusji, o próbie zrozumienia drugiej strony, o wzajemnej miłości i szacunku, także dla pojawiających się nowych prób zrozumienia jakiegokolwiek problemu. Teolog może posłużyć się historycznymi ustaleniami, np. ks. J. Meiera, aby zaproponować jakieś nowe odczytanie dogmatu o Aeiparthenos, ale musi on pamiętać o ludziach przeszłych i mu teraźniejszych, dla których, był on i jest, ważną częścią ich religijności.
    Mam pretensje do teologów, że w niektórych momentach, mając przecież za sobą rozliczne precedensy, albo stawiają sprawę na ostrzu noża ( co kończy się zazwyczaj dla nich źle ), albo wybierają tchórzliwe milczenie ( co jest jeszcze gorsze, albowiem jest to grzech zaniechania ). Za naszą zachodnią granicą ( Niemcy ), w teologii coraz częściej mówi się, że Dziewictwo Maryi, to termin symboliczny odwołujący się raczej do ducha tamtych czasów, niż do prawdziwej rzeczywistości historycznej i należy go potraktować na takiej samej zasadzie jak nowotestamentową wiarę w demony wchodzące w ciała świń. W 1984 roku biskup Karl Lehmann w książce: Vor dem Geheimnis den Menschen Verstehen, Karl Lahner zum 80. Geburstag pochwalił teologa prof. Rudolfa Pescha, za to, że ten prowadząc dialog z Karlem Rahnerem próbował pójść dalej w kwestii „narodzenia z dziewicy”. Rudolf Schnackenburg i wzmiankowany prof. Pesch skłaniali się do poglądu, iż Jezus posiadał rodzeństwo i biskup właśnie za to pochwalił prof. Pescha. Sam prof. Pesch akceptował, a nawet cytował w swojej książce kontrowersyjną tezę kolejnego wybitnego niemieckiego teologa Gerharda Lohfinka ( którym mocniej zainteresowałem się dzięki „Kleofasowi”, a konkretnie dzięki Robertowi Rynkowskiemu ):

    Nowy Testament wyznaje i głosi, że Jezus jest Synem Boga, ale nie, że Jezus został poczęty bez ziemskiego ojca.

    Polscy teologowie, być może oprócz prof. ks. Hryniewicza, nie proponują, w ostatnim czasie, nic co mogłoby wywołać jakiekolwiek zainteresowanie szerszej publiczności, ani też nie próbują naszej, katolickiej religijności dostosować do wymagań nowych, zupełnie innych czasów, a zastały one naszą religijną elitę, w hibernacyjnym, dziewiętnastowiecznym śnie, tym silniejszym, że potężna mariologiczna kroplówka, będzie im podawana bez umiaru, i to nie tylko przez pewnego ojca z Torunia…

  21. Panie Andrzeju! Ależ ja nie mam ambicji zmieniania Kościoła. Przecież ja nawet siebie samej nie umiem zmienić, a co dopiero Kościół! Ja się zmagam z własnymi myślami, wątpliwościami i pomysłami. Tylko tyle. Cieszę się, że jest parę osób, którym moje poszukiwania nie są obce, w tym Pan.
    Tak, polska teologia niczym mnie nie fascynuje, oprócz ks. Hryniewicza, jedynego odważnego głosić swe poglądy. Inni? Może mają jakieś przemyślenia, ale boją się o nich opowiadać? Bo zakażą im nauczania, bo zabiorą katedrę. Nie wiem. Brak mi w polskiej teologii świeżego oddechu, brak mi pomysłów kontrowersyjnych i ekscytujących. Rzadko zdarzy się ciekawy artykuł, jak ten w TP „Jezus nie musiał umierać na krzyżu” ks. Strzelczyka. Dość odważny.

  22. Właśnie rozmawiałam z pewną biegłą w teologii osobą, która przekonała mnie, że istnieje sens duchowy dziewictwa, o którym nawet bym nie pomyślała. Otóż można dziewictwo uznać za metodę i symbol kobiecej wolności i niepodległości względem mężczyzn, władzy mężczyzn, za ochronę kobiecej integralności oraz prawo kobiety do samostanowienia. Pełnia kobiety nie wymaga dopełnienia mężczyzny. Dziewictwo to symbol niezależności w czasach zniewolenia kobiety przez traktowanie jej jako obiekt seksualny, co dziś jest często aktualne. Dziewictwo Maryi było manifestem ówczesnego feminizmu. Dziękuję, Eleni za te mądre myśli.

  23. Nie mam tego artykuly ks. Strzelczyka i brakuje go online. Anno czy mogę cię prosić żebyś zrobiła mi zdjęcie tekstu i wysłała na moją skrzynkę?

  24. Tomek, wydaje mi się że zdjęcia nic nie odczytasz. Pójdę wieczorem do koleżanki, to Ci zeskanuję. Proszę o Twojego maila, bo chyba nie mam.

  25. Włączam się jednorazowo do dyskusji i zamieszczam fragment swojego tekstu pt. „’Dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba’” – radość i pytania chrześcijan dzisiaj” (z 5 grudnia 2012, 21:03) z Kleofasowego blogu poświęconego Wcieleniu.

    „PRZYJĄŁ CIAŁO Z MARYI DZIEWICY” – DYSKRECJA I UDUCHOWIENIE

    Nicejskie wyznanie wiary mówi o dziewictwie Maryi. Chrześcijanie wyznają, że ten sam, „który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami”, jest także Jej Synem przychodzącym na ten świat. Wiara w dziewictwo Maryi napotyka jednak obecnie wśród chrześcijan poważne trudności. W Biblii istnieje wiele pokładów znaczeniowych, które wymagają różnych sposobów interpretacji. W tekstach o dzieciństwie Jezusa mowa jest o snach i aniołach. Anioł pojawia się w samej scenie zwiastowania.

    Krytyczny czytelnik Biblii pyta dzisiaj, czy takie opowiadania, teologicznie motywowane, są wiarygodne z historycznego punktu widzenia i jaki jest sens tych opowieści. Mają one przede wszystkim charakter wyznania i służą przepowiadaniu Dobrej Nowiny o Jezusie jako Mesjaszu. Zaczerpnięte zostały prawdopodobnie ze wspólnot judeochrześcijańskich i umieszczone przez Mateusza i Łukasza na początku ich Ewangelii. Wiadomo również, iż MIT NARODZIN Z DZIEWICY BYŁ SZEROKO ROZPOWSZECHNIONY W STAROŻYTNOŚCI, ZWŁASZCZA W EGIPCIE I MITOLOGII GRECKO-HELLENISTYCZNEJ. Czy zatem sens opowiadania o dziecięctwie Jezusa i Jego dziewiczych narodzinach można uczynić bardziej zrozumiałym dla ludzi współczesnych? Wielu pyta, czy Jego dziewicze narodziny były takie w rzeczywistości. Biolodzy zdecydowanie odrzucają w tym przypadku możliwość „partenogenezy” (gr. parthénos – dziewica). Czy chrześcijanin musi zatem powołać się na cud wbrew wszelkim prawom przyrody? Co mówią historyczno-krytyczne badania nad Biblią?

    Niektórzy sądzą, że cudowne narodzenie Jezusa byłoby niezgodne z działaniem Boga w ludzkich dziejach i w świecie materii. Inni nie odrzucają a priori Jego cudownego działania, ale w Nowym Testamencie nie znajdują wystarczającego potwierdzenia tej prawdy. Uważają, że literacka forma opowieści o dzieciństwie Jezusa w Ewangelii Mateusza i Łukasza nie daje podstaw ku temu, aby wierzyć w biologiczne dziewictwo Jego Matki. NIE JEST ONO CENTRALNYM ELEMENTEM EWANGELII I NAUKI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ. Celem tych opowieści jest potwierdzenie Boskiego pochodzenia i synostwa Chrystusa, a nie wyjaśnienie sposobu dokonania się Jego wcielenia. Ewangeliści posłużyli się motywem dziewiczych narodzin Jezusa jako podaniem, które miało potwierdzić, czy wręcz uzasadnić Jego Boże synostwo.

    Trzeba przyznać, że scena zwiastowania opisana przez Łukasza odznacza się dużą dyskrecją i uduchowieniem. Wszystko dokonuje się w słowach i pozbawione jest jakichkolwiek elementów erotycznych. Duch Święty ukazany jest jako „Moc Najwyższego” (Łk 1,35) działająca przy poczęciu Jezusa. W opisie biblijnym Boży Duch nie pojawia się nawet w postaci gołębicy. Żydowska kobieta Miriam daje świadectwo o rzeczywistym człowieczeństwie Jezusa oraz Jego pochodzeniu od Boga.

    Poza wspomnianymi dwoma Ewangeliami, w Nowym Testamencie nie ma żadnej informacji o narodzinach Jezusa z dziewicy. W najwcześniejszych pismach, którymi są listy Apostoła Pawła, pojawia się jedynie lakoniczna wzmianka o Jego narodzinach z „niewiasty” (Gal 4,4), co miało podkreślić rzeczywiste człowieczeństwo Jezusa. Natomiast w najstarszej Ewangelii, św. Marka, nie ma ani słowa o historii Jego narodzin. Ewangelista przechodzi od razu do opisu wystąpienia Jana Chrzciciela i chrztu Jezusa w Jordanie. Późno napisana (około roku 100) Ewangelia według św. Jana również nie wspomina o Jego dziewiczych narodzinach. Oznacza to, że WIARA W CHRYSTUSA JAKO SYNA BOŻEGO JEST NIEZALEŻNA OD WIARY W DZIEWICZE NARODZINY.

    Badania biblijne wykazują, że opowiadanie o narodzinach z dziewicy NIE SĄ HISTORYCZNĄ RELACJĄ O BIOLOGICZNYM DZIEWICTWIE MARYI, LECZ TEOLOGICZNYM SYMBOLEM NOWEGO POCZĄTKU, który dokonał się w dziejach świata mocą Boga za pośrednictwem Jezusa Chrystusa. Wydarzenia tego nie sposób wyjaśnić na podstawie normalnego rozwoju doczesnej historii ludzkości. Chrześcijanin wyznaje, że trzeba je pojmować w świetle działania samego Boga. Bez tego odniesienia nie zrozumie się początku ziemskiej historii Jezusa i jej znaczenia dla losu całego świata. Połączenie w jednym zdaniu Credo roli Ducha Świętego i „Maryi Dziewicy” jest wyznaniem, że Jezus Chrystus jest zarówno Bogiem jak i człowiekiem.

    Ukazał się TRZECI TOM TRYLOGII JOSEPHA RATZINGERA/PAPIEŻA BENEDYKTA XVI POŚWIĘCONY DZIECIŃSTWU JEZUSA. Odczytuje on Ewangelię w świetle dogmatycznej świadomości i nauki Kościoła. Nie ufa rzetelności egzegezy historyczno-krytycznej. Wbrew niej wykazuje, że opowieści zawarte w Ewangelii są wiernym zapisem przebiegu wydarzeń, a nie tekstami o charakterze symbolicznym. Potwierdza prawdę wyrażoną w Credo, że Jezus od początku cieszył się bezpośrednią relacją z Bogiem. W nawiązaniu do poglądu Karla Bartha wykazuje, że Bóg dwukrotnie wkroczył bezpośrednio w świat materii – przy narodzeniu Jezusa z Dziewicy i przy Jego zmartwychwstaniu. Chociaż właśnie te dwa momenty są skandalem dla nowoczesnej mentalności, stanowią one kamień probierczy wiary w nowe stworzenie. W ten sposób papież odrzuca historyczny sceptycyzm badaczy oparty, jego zdaniem, na metafizycznym naturalizmie, w świetle którego Bóg nie może ingerować w świat materii, tak iż dziewicze poczęcie i narodzenie jest zgoła niemożliwe.

    Debata nad poglądem papieża jako teologa na temat dzieciństwa Jezusa dopiero się zaczyna. Już pierwsze reakcje zapowiadają wiele krytycznych uwag. Pojawiają się głosy, że jego teologia znacznie zyskałaby na wiarygodności, gdyby z większym zrozumieniem podszedł do osiągnięć egzegezy historyczno-krytycznej. Egzegeci od lat wykazują, że należy przede wszystkim uwzględnić właściwy rodzaj literacki ewangelijnych narracji o dzieciństwie Jezusa. Tymczasem rozważania papieża świadczą raczej o narzucaniu przez niego swojej własnej perspektywy interpretacyjnej, inspirowanej tradycyjną wiarą Kościoła, a nie wymogami samego tekstu Ewangelii.

    Czy możliwe jest zatem pogodzenie tych dwóch rodzajów interpretacji? Odpowiedź pozostawiam dyskutantom i komentatorom, także tym chętnie zabierającym głos w blogu Kleofas. I śledźmy dalszy ciąg dyskusji w skali ogólno-chrześcijańskiej. Dlatego podtytuł mojego tekstu mówi zarówno o radości z Wcielenia jak i o pytaniach chrześcijan przez wieki – aż po dzień dzisiejszy.

  26. Ks. prof. Hryniewicz:
    * Mit narodzin z dziewicy był szeroko rozpowszechniony w starożytności, zwłaszcza w Egipcie i mitologii grecko – hellenistycznej.
    * [ Dziewicze Poczęcie ] nie jest…centralnym elementem Ewangelii i nauki chrześcijańskiej.
    * Wiara w Chrystusa jako Syna Bożego jest niezależna od wiary w Dziewicze Narodziny.
    * Opowiadanie o narodzinach z Dziewicy nie są historyczna relacją o biologicznym Dziewictwie Maryi, lecz teologicznym symbolem Nowego Początku.
    Zdania podkreślone przez ks. Hryniewicza, które widocznie zostały uznane za kluczowe, są zdaniami pod którymi, bez żadnego problemu ja również się podpisuję. Na pytanie: Czy możliwe jest pogodzenie dwóch interpretacji ( historyczno – krytycznej i tradycyjnej )? Odpowiem następująco: Wydaje mi się, że na dzisiejszym etapie jest to niemożliwe – widzę pewną niechęć ze strony tradycjonalistów – ale, za jakiś czas ( trudno powiedzieć jak długi ), jakiś consensus będzie musiał zostać osiągnięty. Nie ma przecież dwóch Matek Jezusa: jednej historycznej, mającej dzieci i tradycyjnej „gipsowej” figurki, będącej Dziewicą. Jeśli Kościół dał imprimatur dla ustaleń ks. Meiera, a papież pochwalił jego osiągnięcia – to coś wypada zrobić z tą dychotomią. W tym wypadku nie może być – chyba – dwóch prawd? a może mogą być?

  27. Można by tu wydzielić dwie sprawy. Jedna dotyczy poczęcia Jezusa, które dokonuje się w wyniku ingerencji Boga, a nie za sprawą Józefa i druga, która dotyczy rodzeństwa Jezusa. Jedna mówi o dziewictwie początkowym, druga mogła by świadczyć na rzecz dziewictwa wiecznego. Ks. Meier, jak podaje Andrzej we wnioskach, uznaje, że jest wysoce prawdopodobne, że Jeuzs miał rodzeństwo. Uznaje to na podstawie badania historycznego i językowego różnych wyrażeń zawartych w Ewangeliach, którym nie można zarzucić metafizycznego naturalizmu. Jak tą sprawę tłumaczy sceptyczny papież emeryt? To jest dopiero tajemnica. A jak z drugiej strony przekonująco może argumentować historyk na rzecz tego, że Maryja nie była dziewicą początkowo, przy poczęciu Jezusa bez narażania się na zarzut metafizycznego naturalizmu to inne pytanie, chyba nierozstrzygalne.

  28. Tomku!
    Masz rację. Zwracałem już na to uwagę P. Annie Connolly: można wierzyć w Dziewicze Poczęcie i uznawać, że Józef i Maryja w trakcie małżeństwa mieli dzieci będące owocem ich związku. Otóż ks. Meier wypowiedział się za prawdopodobieństwem ( wysokim ), iż bracia Jezusa pochodzili właśnie z tego związku i tego też dotyczył mój wpis – jednak, jakąś zadziwiającą siłą ciążenia ( co również wychwycił Tomasz ) – wszedł on w zakres Dziewiczego Poczęcia. Podkreślmy więc to jeszcze raz: zastanawiamy się czy ks. Meier ( a również i ja, ponieważ zgadzam się z wnioskami badacza ) ma rację przyznając, że z czysto filologicznego i historycznego punktu widzenia, najbardziej prawdopodobna jest opinia, że bracia i siostry byli Jego rodzeństwem. Dobrze by było, aby w końcu odezwał się ktoś, kto po prostu się z tym nie zgadza i to uzasadnił, albowiem w tej chwili sytuacja wygląda tak, że olbrzymia liczba sław teologicznych, występujących jako współautorzy „Kleofasa” milczy ( znów z chlubnym wyjątkiem ks. Hryniewicza ). Czyżby wszyscy zgadzali się z ks. Meierem?

  29. Ale czy to jest aż takie ważne, żeby zmieniać tradycję? Ludzie wierzyli w dziewictwo Maryi i nadal wierzą, a ci, którzy próbują sprawę dziewictwa traktować symbolicznie, a nie realnie dostają przezwisko naturalistów metafizycznych. Dlaczego ludzie nie mogą wierzyć i obstawać za tym, że Maryja była dziewicą? Niech to będzie zachęta do porzucenia naturalizmu. Chyba nic złego z tego nie wynika. Nie wiem też jak tradycja miałaby wchłonąć ustalenia ks. Meiera (o których jednak wiem tyle ile napisał Andrzej), ponieważ to jest nadal hipoteza. Może to się będzie działo przez sto lat, albo czterysta. Dla mnie to jest tylko ciekawostka. Jest tyle rzeczy do zmiany, że nie wiem dlaczego tak bardzo ważna musi być ta sprawa. Ale może Andrzej coś tu napisze.

  30. Dlaczego kwestia Dziewictwa Maryi jest ważna? Tomku, powinniśmy chyba wziąć pod uwagę, że wszyscy najważniejsi badacze Jezusa historycznego uważają, że miał On rodzonych braci: B. L. Mack ( USA ), F. G. Downing ( Wielka Brytania ), J. D. Crossan ( USA ),G. Vermes ( Wielka Brytania ), B. Chilton ( USA ), M. Smith ( USA ), E. P. Sanders ( USA ), D. C. Alisson ( USA ), M. Borg ( USA ), M. Ebner ( Niemcy ), B. D. Ehrman ( USA ), P. Fredriksen ( USA ), W. R. Herzog II ( USA ), R. A. Horsley ( USA ), H. A. Maccoby ( Wielka Brytania ), E. Schüssler-Fiorenza( USA ), J .L. Segundo ( Urugwaj ), H. Falk ( USA ), B. Witherington III ( USA ), G. Theissen ( Niemcy ), N.T. Wright ( Wielka Brytania ), J. Knight ( Wielka Brytania ), U. Wilckens ( Niemcy ),J. P. Meier ( USA ), L.T. Johnson ( USA ), G. Lüdemann ( Niemcy ), K. Berger ( Niemcy ). Wiarę tę podzielają protestanci, a wyżej wymieniony dogmat jest dużą przeszkodą w ekumenicznym pojednaniu z naszymi braćmi. Wschodnie chrześcijaństwo, uznaje braci Jezusa za owoc poprzedniego związku Józefa, są to więc dla nich bracia przyrodni naszego Zbawiciela. Istnieją duże naciski w Kościele katolickim, aby również Józefa, ogłosić jako tego, który złożył śluby czystości. Gdyby kiedyś to zostało ubrane w „szaty” dogmatyczne i doktrynalne, to ekumeniczne pojednanie z prawosławiem – i tak już utrudnione przez nieszczęsne „Filioque” – poszerzy się o kolejny problem. Tomku, dla olbrzymiej części chrześcijan bracia Jezusa to po prostu Jego bracia ( rodzeni lub przyrodni ), a dla historyków są to bracia rodzeni. Bardzo chciałbym, aby kiedyś, problem ten został rozwiązany bez jakiejkolwiek szkody dla wszystkich tych, którzy zmierzają do pojednania. Nie wypada, aby Maryja, dzieliła chrześcijaństwo. W tradycji wschodniej, na ikonach, mamy przedstawioną, niejednokrotnie, Rodzinę Jezusa: Maria, Józef i Jezus oraz Jakub: http://www.orthodox.net/ikons/flight-into-egypt-01.jpg. Korzystajmy więc z bogactwa chrześcijańskiej tradycji i nie okopujmy wszystkiego dogmatami. W chwili wolnego czasu przedstawię ci ważne teksty źródłowe, dzięki, którym zobaczysz, że św. Hieronim nie miał racji. Obecnie jestem w drodze do pensjonatu, więc uczynię to dopiero, w terminie późniejszym. Pozdrawiam.

  31. Dziękuję Ks. Hryniewiczowi za wpis. Mogę się już spokojnie przestać zastanawiać nad plemnikami i komórkami jajowymi.
    Co do innych teologów, którzy się nie wypowiadają, to myślę, że mają swoje wątpliwości, ale nie chcą ich ujawnić albo mówią nie dość jasno. Oto co pisze ks. Antoni Paciorek w książce „Kim On jest? Pytania o Jezusa z Nazaretu”:
    1.”dlatego, że Jezus narodził się z Dziewicy, może On tylko jeden, wyłącznie i w pełni nazywać Boga swum ojcem”.
    2. „gdyby Jezus nie narodził się z dziewicy nie mógłby stanowić początku nowego stworzenia i być nowym Adamem”
    3. „Historyk w ramach swej metody nie może ani zaprzeczyć ani potwierdzić faktu dziewiczego poczęcia Jezusa. Prawda o dziewiczym poczęciu pochodzi skądinąd: z objawienia. W opowiadaniu Mateusza anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie, w opowiadaniu Łukasza anioł ukazuje się Maryi. Wskazuje to wyraźnie, że autorzy w tej sprawie chcieli przede wszystkim być teologami, a nie historykami. Oczywiście chrześcijańska wiara jest aktem rozumu, dlatego istnieją racje pozwalające na rozumne przyjęcie faktu dziewictwa Maryi”.

    Nie jestem pewna, co to znaczy, że wiara jest aktem rozumu. I jakie są te rozumne racje za dziewictwem Maryi? Czyli przede wszystkim to teologia, ale jednak także historia. Ks. Paciorek jest tu bardzo ostrożny. I w zasadzie ta okrężna argumentacja nie ma stanowczej konkluzji.

  32. Kim jest Maria, matka Jakuba i Józefa ( Mt 27, 56 )?

    Stanowisko zgodne z tradycją przedstawił o. Jacek Salij:

    Przypatrzmy się najpierw owemu zdaniu o braciach i siostrach Jezusa. „Czy nie jest to cieśla — pytają zdumieni Jego mądrością mieszkańcy Nazaretu — syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” (Mk 6,3). Otóż matkę dwóch pierwszych znamy z imienia: była to „siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa” (J 19,25), nazwana gdzie indziej „Marią, matką Jakuba i Józefa” (Mt 27,56), a także „Marią, matką Józefa” (Mk 15,47) lub „Marią, matką Jakuba” (Mk 16,1).

    Zauważmy, że owa Maria, siostra Matki Pana Jezusa, też nie była jej siostrą rodzoną — przecież nie mogły dwie rodzone siostry nosić tego samego imienia. Została nazwana jej siostrą, bo język aramejski, podobnie zresztą jak hebrajski, nie ma odrębnych wyrazów na określenie kuzyna czy kuzynki.

    O. Salij powiązał, bardzo trafnie, braci Jezusa wymienionych w trakcie odrzucenia w Nazarecie ( Mk 6, 3 ), z kobietą patrzącą na Mękę Jezusa – Marią, matką Jakuba i Józefa ( alias Maria, matka Jakuba/matka Józefa ), ale dlaczego nie zidentyfikował Maryi, Matki Jezusa, wymienionej również w trakcie tego odrzucenia z Marią, matką Jakuba i Józefa? Otóż, aby naświetlić tekst z ok 7o r. o. Salij wprowadził świadectwo tradycji Janowej ( 90 – 110 r. ), w której występuje Maria, żona Kleofasa nazywana siostrą Matki Jezusa ( J 19, 25 ). Nie mielibyśmy nic przeciw temu, gdyby o. Salij zatrzymał się choć na chwilę przy analizie synchronicznej, albowiem najpierw zredagowano Ewangelię według św. Marka, a dopiero później Ewangelię według św. Jana, a zatem dla chrześcijanina czytającego św. Marka, – Maryja, Matka Jezusa ( Mk 6, 3 ), mogła być również Marią, matką Jakuba i Józefa. Teraz dopiero możemy zastanawiać się, czy przypadkiem św. Jan nie zaprzeczył św. Markowi, wprowadzając pod Krzyż siostrę Maryi, żonę Kleofasa – Marię ( J 19, 25 ).
    Po pierwsze: w Ewangelii św. Jana, żona Kleofasa, Maria, występuje tylko raz i nigdy ewangelista nie wymienia jej dzieci – zatem św. Jan w żadnym stopniu nie przeczy św. Markowi.
    Po drugie: o samym Kleofasie dowiadujemy się bardzo dużo od św. Hegezypa.

    Ἴωμεν δ̓ ἐπὶ τὰ ἑξῆς. μετὰ τὴν. Ἰακώβου μαρτυρίαν καὶ τὴν αὐτίκα γενομένην ἅλωσιν τῆς Ἱερουσαλὴμ λόγος κατέχει τῶν ἀποστόλων καὶ τῶν τοῦ κυρίου μαθητῶν τοὺς εἰς ἔτι τῷ βίῳ λειπομένους ἐπὶ ταὐτὸν πανταχόθεν συνελθεῖν ἅμα τοῖς πρὸς γένους κατὰ σάρκα τοῦ κυρίου ῾πλείους γὰρ καὶ τούτων περιῆσαν εἰς ἔτι τότε τῷ βίᾠ, βουλήν τε ὁμοῦ τοὺς πάντας περὶ τοῦ τίνα χρὴ τῆς Ἰακώβου διαδοχῆς ἐπικρῖναι ἄξιον, ποιήσασθαι, καὶ δὴ ἀπὸ μιᾶς γνώμης τοὺς πάντας Συμεῶνα τὸν τοῦ Κλωπᾶ, οὗ καὶ ἡ τοῦ εὐαγγελίου μνημονεύει γραφή, τοῦ τῆς αὐτόθι παροικίας θρόνου ἄξιον εἶναι δοκιμάσαι, ἀνεψιόν, ὥς γέ φασι, γεγονότα τοῦ σωτῆρος, τὸν γὰρ οὖν Κλωπᾶν ἀδελφὸν τοῦ Ἰωσὴφ ὑπάρχειν Ἡγήσιππος ἱστορεῖ.

    Przejdźmy zatem do dalszego ciągu. Po śmierci męczeńskiej Jakuba i po zburzeniu Jerozolimy, które krótko potem nastąpiło, apostołowie i uczniowie Pańscy, którzy jeszcze przy życiu pozostali, zeszli się, jak wieści niosą, z wszystkich stron, i zgromadzili się razem z krewnymi Pańskimi, bo i z nich niektórzy jeszcze żyli. Razem radzili, kto będzie zasługiwał na to, by zostać następcą Jakuba. I oto wszyscy jednomyślnie oświadczyli, że Szymon, syn Klopasa – o którym wspomina również Ewangelia, godzien jest zająć stolicę parafii tamtejszej; miał on być kuzynem zbawiciela. Hegezyp bowiem opowiadał, iż Klopas był bratem Józefa ( Euzebiusz z Cezarei, Historia Ecclesiastica, 3, 11, 1 ).

    Klopasa możemy zidentyfikować z Janowym Kleofasem, mężem Marii ( J 19, 25 ). Św. Hegezyp wzmiankuje, że o Kleofasie wspomina Ewangelia, natomiast nie twierdził on tego, o Szymonie, jego synu, a zatem – Szymon, syn Kleofasa, a kuzyn Jezusa nie jest identyczny z Szymonem, bratem Jezusa z Mk 6, 3. Rozstrzygający jest tutaj następujący fragment z Historia Ecclesiastica . Wystarczy się w niego dobrze wczytać, ponieważ wymusza on wręcz stwierdzenie, że Szymon został wzmiankowany w Ewangelii, gdyby św. Hegezyp łączył go z Szymonem, bratem Pańskim:

    λογισμῷ δ̓ ἂν καὶ τὸν Συμεῶνα τῶν αὐτοπτῶν καὶ αὐτηκόων εἴποι ἄν τις γεγονέναι τοῦ κυρίου, τεκμηρίῳ τῷ μήκει τοῦ χρόνου τῆς αὐτοῦ ζωῆς χρώμενος καὶ τῷ μνημονεύειν τὴν τῶν εὐαγγελίων γραφὴν Μαρίας τῆς τοῦ Κλωπᾶ, οὗ γεγονέναι αὐτὸν καὶ πρότερον ὁ λόγος ἐδήλωσεν.

    O Symeonie słusznie można powiedzieć, że należał do tych, którzy Pana wiedzieli i słyszeli. Dowodem na to jest długie życie jego i w Ewangelii zawarta wzmianka o Marii, żonie Klopasa, a matce jego, jak to się już wyżej zaznaczyło ( HE 3, 32, 4 ).

    Gdyby Szymon, kuzyn Jezusa był wspomniany w ewangelii, to byłby to przecież najlepszy dowód na to, że znał on Pana i miał za sobą wiele lat życie. Niczego takiego św. Hegezyp nie potwierdza, podkreślając, że Ewangelia wspomina tylko Marię, żonę Kleofasa.

    Św. Hegezyp odnosi się również do Judy ( trzeciego z wymienionych braci w Mk 6, 3 ), starając się dokładnie określić jego pokrewieństwo z Jezusem:

    Z rodziny Pańskiej żyli jeszcze wnukowie Judy, Jego brata (ἀδελφοῦ ), według ciała (σάρκα ) ( HE 3, 20, 1 ).

    Jako, że św. Hegezyp wierzył w Dziewicze Poczęcie Jezusa, to Juda mógł być bratem Pana jedynie poprzez Matkę – Maryję, poprzez Józefa nie byłby bratem według ciała.

    Synoptyczną – Marię, matkę Jakuba i Józefa, utożsamił błędnie z Marią, żoną Kleofasa, św. Hieronim, aby uzasadnić wieczyste Dziewictwo Maryi oraz czystość Józefa. Bardzo mało osób o tym wie, że św. Hieronim po dwudziestu latach od napisania dzieła: Przeciw Helwidiuszowi. O wieczystym dziewictwie błogosławionej Maryi – zmienił zdanie!!! W skrzętnie ukrywanym przez apologetów Dziewictwa Maryi, mało znanym Liście do Hedibii, stwierdził ( 405 r. ):

    W zasadzie pewne jest to, że Ewangelia wspomina o czterech kobietach noszących imię Maria: pierwsza z nich to Matka naszego Pana, drugą jest Maria, żona Kleofasa i ciotka Jezusa Chrystusa, będąca siostrą Jego matki. Trzecią Marią jest matka Jakuba i Józefa, a czwartą Maria Magdalena. Niektórzy jednakowoż, mylą matkę Jakuba i Józefa z ciotką Jezusa Chrystusa ( św. Hieronim, List do Hedibii 120,źródło: http://www.tertullian.org/fathers/jerome_hedibia_2_trans.htm ).

    Tak to św. Hieronim zostawił o. Salija i innych zapiekłych apologetów na lodzie. Po dwudziestu dwóch latach kontemplacji, doszedł do wniosku, że istniały cztery Marie; a Maria, matka Jakuba i Jozesa jest różna od Marii, żony Kleofasa, będącego bratem Józefa.

    Nas jednak najbardziej interesuje to, czy chrześcijanie przed spekulacjami św. Hieronima utożsamiali matkę Jakuba Mniejszego i Józefa, z Maryją, Matką Jezusa. Otóż w homilii do Ewangelii według św. Mateusza, Jan Chryzostom napisał:

    Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza. To kobiety widziały, jak dokonują się wszystkie te rzeczy. One były tymi, które były skłonne Mu współczuć; tymi, które najbardziej nad Nim lamentowały. I zważ, jak wielka była ich wytrwałość. Towarzyszyły mu przez cały czas Jego działalności, i były obecne przy Nim nawet w czasie zagrożenia. Dlatego to właśnie one były świadkami tego jak płakał, jak oddał swojego ducha, jak skały zaczęły pękać. I to one pierwsze zobaczyły Jezusa. Płeć, która w większości jest potępiana, jako pierwsza cieszyła się błogosławieństwem i jak najbardziej wykazała się odwagą. A kiedy uczniowie pouciekali, one były obecne. Ale kim one były? Jego matka, jako że jest nazywana matką Jakuba i pozostałe ( Jan Chryzostom, Homilia 88; Matt. XXVII. 45-48 ).

    Jan Chryzostom (ur. ok. 350, zm. 14 września 407) identyfikował Marię, matkę Jakuba i Jozesa jako Matkę Jezusa czyli synoptyczny Jakub Mniejszy, to według niego – Jakub Sprawiedliwy, brat Pański. ( W tym układzie Matka Pana byłaby świadkiem śmierci Jezusa oraz Jego zmartwychwstania. ) Warto nadmienić, że Jakub brat Jezusa, a syn Józefa, był w tradycji chrześcijańskiej określany mianem Jakuba Mniejszego. Apokryf, współcześnie nazywany Protoewangelią Jakuba, był niezwykle popularny w początkach chrześcijaństwa, a jego autor podszywał się właśnie pod Jakuba, brata Pańskiego. W Dekrecie Gelazego pochodzącym z IV wieku znajduje się lista Ksiąg kanonicznych i apokryficznych Nowego Testamentu, a Protoewangelia Jakuba nazywa się tam – Ewangelią Jakuba Mniejszego.

    Kim zatem jest synoptyczna Maria, matka Jakuba Mniejszego i Jozesa ( Mk 15, 40 )? Odpowiedź dla protestantów i prawosławnych może być niezwykle prosta: jest to Matka Jezusa – dlaczego jednak ta odpowiedź, już tak prosta dla katolików, może nie być?

  33. Czy ktoś z Państwa zna książkę”Maryja – nie bez Izraela : nowe spojrzenie na naukę o Niepokalanym Poczęciu” Gerharda Lohfinka? Zastanawiam się nad jej zakupem. Może lektura pozwoli uporządkować zawiłe, jak dla mnie, kwestie maryjne. Bardzo sobie cenię „Jezusa z Nazaretu” tegoż autora.

  34. P. Grzegorzu!
    Nie czytałem, ale w najbliższym czasie, też będę chciał ją przeglądnąć. Lohfink to Lohfink – mam do niego wiele zastrzeżeń, ale potrafił się wyrwać z „niemieckiego” szablonu. Zazwyczaj, aby poczytać niemieckiego biblistę, trzeba odświeżyć sobie wszystkie ich dziwne określenia ( Sitz im Leben,Redaktionsgeschichte, itd. ). Oczywiście mają one dużą wartość, ale to powoduje, że pozycje te nie trafiają do masowego czytelnika, ale – raczej – do wąskiej grupy zainteresowanych. Lohfink, choć jest zainfekowany tą niemiecką przypadłością, to czyta się go wybornie. Nie cały Jezus z Nazaretu wnosi coś wartościowego do badań nad Jezusem historycznym, ale jego rozdział Wydarzenia paschalne, to jeden z lepszych obrazów, apokaliptycznego tornada, które przetoczyło się w początkach chrześcijaństwa, po wizjach zmartwychwstaniowych Jezusa, których doświadczyli niektórzy Jego uczniowie. Wręcz czuć jak apostołowie i reszta Ruchu Jezusa, w ekstazie ( glosolalia ), oczekują powstania umarłych, ponieważ już zmartwychwstał pierwszy z nich. Nikt tego szaleństwa lepiej od Lohfinka nie opisał.
    Co Lohfinek pisze o Maryi? Nie wiem. Wiem jedynie, że historii o Matce z Dziecięciem w stajence, to on widzi niewiele…
    Porównując analizy Ratzingera i Lohfinka, warto zauważyć, że ten drugi też popada w skrajność, wyciągając ze swych rozważań wniosek, iż narracja o Zwiastowaniu w ogóle nie mówi o historycznych wydarzeniach. Taka konkluzja nie wynika w konieczny sposób z rozważań historyczno-literackich i narażona jest na uzasadnione zarzuty papieża o nadmierny sceptycyzm historyczny podszyty metafizycznym naturalizmem. ( Piotr Sikora, Ile historii w stajence, Tygodnik Powszechny › Wiara › Nr 49 (3308), 2 grudnia 2012 ).
    AJN

  35. Pani Anno!
    Jeśli nie było by to kłopotem czy mogłaby Pani wysłać artykuł ks. Strzelczyka także na moją skrzynkę, lub przynajmniej podać w którym numerze Tygodnika go szukać? Byłbym bardzo wdzięczny.
    Grzegorz Turek
    [email protected]
    Zdaje się że ks. Grzegorz Strzelczyk otwarcie mówi o konieczności „przedefiniowania” (nie pamiętam czy używa dokladnie tego słowa) dogmatów. Bardzo chciałbym przeczytać jego książkę „Teraz Jezus”, niestety niedostępną w księgarniach.

  36. Dzięki, Tomek. Akurat w tym artykule ks. Strzelczyk nie pisze o przedefiniowaniu dogmatów. Ale podoba mi się, że jest otwarty na badania historyczne i się ich nie boi. Choć nie ze wszystkim się z nim zgadzam.

  37. 1. Dziwię się, jak bardzo Pan Andrzej (momentami bezkrytycznie) podejmuje konkluzje badaczy Third Quest. Ich niewątpliwym atutem jest to, że wzajemnie się wykluczają w setkach tez. Jęk fascynacji nad Gezą Vermesem w ogóle budzi zdumienie. Berger, Segalla, Penna – wszyscy wykazują ile zmarły badacz popełnił błędów. Nawet M. Rucki we Frondzie łopatologicznie wskazał sprzeczności egzegetyczne w „Twarzach Jezusa” nazywając Vermesa „apologetą mimo woli”. (http://www.pismofronda.pl/wp-content/uploads/Fronda57.pdf). Na polskim gruncie polecam prace ks. Skierkowskiego.
    2. Z ogromnym szacunkiem dla pasji p. Anny, ale braki w podstawach teologii wychodzą bardzo często Pani Aniu. Nie orientuje się Pani w stanie badań, a z drugiej stroni podejmuje refleksji nad kwestiami z najwyższej półki, w dodatku poddawanymi obróbce przez historyka. „Plemniki i jądra” wręcz żenują, a teologicznych traktatów o sensie dziewictwa Maryi w ciągu wielu wieków powstało tyle, że niestety zaczynam się pytać, co Pani czytała, skoro w biogramie twierdzi, że dużo czytała, a nawet książki pisze.
    3. Historyk z kolei rozczulający się nad niemiecką egzegezą i jej kategoriami kompromituje się, gdy pojęcia typu „Sitz im leben” uważa za dziwne. Dla warsztatu egzegetycznego to niezbędna klasyka i niestety p. Andrzeju ten prosty obraz pokazuje, że z pasją historyka wlazł Pan do krainy pogranicza, gdzie samym historykiem być nie wystarczy, wszak Th Q domaga się solidnej bazy metodologicznej, filologicznej i biblijnej.
    4. Cały wywód o dziewictwie Maryi jest wysoce hipotetyczny, a miejscami „gdybologiczny”. Historyk nie może z pewnością dowieść, że Jezus miał rodzonych czy nawet przyrodnich braci. Owszem, zgodzę się – prawdopodobieństwo odwrotne ustanowić może. Konkluzje i postulaty, którymi jest tu on opatrzony wprawiają więc w ogromne zdziwienie. Nie ma żadnej potrzeby ingerencji w dogmat, bo probabilistyczna gdybologia tutaj opisana nie dysponuje „dogmatyczną” 🙂 pewnością, niezbędna do obalenia tegoż dogmatu. Wielkie autorytety Th Q przez AN wymienione pozostają poza chrześcijaństwem, negując fundamenty wiary i fenomenologicznie rzecz ujmując dysponują nierzadko osobistymi przed-założeniami, które sprawiają, że i oni stają się zideologizowani. Mnóstwo prac jest na rynku, które z Ehrmanem, Ludemannem, Vermesem i spółką skutecznie polemizują.
    5. Nikt z uczestników dyskusji nie ma pojęcia na czym polega ewolucja dogmatów w Kościele, o której Wincenty z Lerynu w Commonitorium już prawił. A wątek o tym, jakoby Grzesiu Strzelczyk postulował przedefiniowanie dogmatów uznać należy za wielce bawiący. Przekażę mu przy najbliższej okazji.
    6. Deus Maior! Na szczęście całe to szaleństwo, które staje przed oczyma każdego, kto śledzi egzegezę nowotestamentalną w ciągu ostatnich 30-40 lat, studzi egzegeza oparta o słusznie polecaną przez B 16 hermeneutykę wiary. Niektóre perykopy doczekały się w 20 wieku nawet kilkudziesięciu wariantów interpretacyjnych,a to pokazuje, jak wielki dystans ku temu wszystkiemu mieć trzeba. Na marginesie – dalej pewno Maryja objawiać się będzie jako Dziewica prostym dzieciom, znaki na niebie czyniąc, a różne Katarzyny Emmerich będą potwierdzać historyczność opisów NT, wskazując precyzyjnie ich lokalizacje na długo przed kolejnymi odkryciami. Bogu dzięki.

  38. PS. Panie Andrzeju, a Pan zna twórczość Ratzingera? Sugerować, że myli on (myląc jedynie inkardynację kościelną) J. P. M z Fitzmeyerem należy uznać albo za ignorancję, albo dowód braku szacunku do twórczości Józefa Ratzingera.
    A czemu Pan papieską opinię cytuje za angielskojęzyczną książką? Nie ma Pan „Jezusa z Nazaretu” na półce?

  39. 1. Pan Andrzej nie przyjmuje bezkrytycznie konkluzji Third Quest. Taką tezę może postawić jedynie ktoś, kto chce w to wierzyć, a z wiarą nie wolno polemizować, ani też jej naruszać, albowiem bardzo często definiuje ona człowieka. Fascynacja ( moja fascynacja ) prof. G. Vermes, wybitnym biblistą, tłumaczem manuskryptów z Qumran, wcale nie oznacza, iż przyjmuje jego hipotezy bezkrytycznie ( patrz Pan uważnie dyskusja pod tekstem Zmartwychwstanie według Gezy Vermesa Anny Connolly ). Co do krytyki tez Vermesa przez niejakiego M. Ruckiego: poczekajmy jaki będzie jej światowy odbiór, być może doprowadzi on do skutecznej kompromitacji oxfordzkiego uczonego – do tego czasu – proszę wstrzymać oddech ( obawiam się jednak, że książki Vermesa nadal będą wznawiane, a pamięć o nim kultywowana, a świat nauki o M. Ruckim zapomni ).
    2. P. Annę proszę zostawić w spokoju. Bóg nie zabrania stawiania pytań.
    3. Myślę, że każdy kto chociaż pobieżnie przeczytał moje wpisy, ten wie, że terminy Sitz im Leben, czy też inne odnoszące się do analizy historyczno – krytycznej tekstów NT są mi nie tylko znane, ale i często wykorzystywane do prezentacji moich poglądów ( patrz Pan uważnie komentarze w mojej rozmowie z ks. prof. Hryniewiczem pod tekstem „Radość i nadzieja naszą siłą” – część pierwsza i druga ). Gdy tworzyłem to zdanie o Lohfinku miałem na myśli zwykłego czytelnika, który nie zna tej terminologii.
    4. Nie wiem czy ks. prof. J. Meier jest jak Pan to określił poza chrześcijaństwem – chyba, że w ostatnim czasie katolików nie zalicza się do tego nurtu ( musiało się to jednak stać w ostatniej chwili, ponieważ nic o tym nie wiem ).
    5. Ks. G. Strzelczyk – nic o nim nie pisałem.
    6. Jeśli K. Emmerich potwierdza Panu historyczność opisów NT ( precyzyjnie je nawet lokalizując ), to – prawdopodobnie – możemy rozmawiać o kompromitacji, ale nie mojej.
    Benedykta XVI nie mam na półce, lecz w PDF-ie.

  40. Czcigodny Panie Andrzeju!
    Przyznam, że szczegółowo nie czytam wszystkich Pańskich opracowań. Na podstawie powyższego wcześniejsze konkluzje podtrzymuję.
    1. To bardzo proszę podważyć uwagi Ruckiego… Wszak doskonale porusza się Pan w świecie autorów Th Q. To będzie bardziej atrakcyjne od futurologicznych refleksji o losie uwag polskiego, skromnego apologety.
    2. Bóg nie zabrania polemik, a Pan używa tez autorów Th Q do polemiki z Tradycją, więc proszę pozwolić na uwagi wobec POGLĄDÓW szanownej Pani Anny!
    3. Nie uważam, że ks. J.P.M jest poza chrześcijaństwem. Że pozwolę sobie Pana zacytować: „patrz Pan uważnie komentarze”. „Wielkie autorytety Th Q przez AN wymienione pozostają poza chrześcijaństwem,” to wypowiedź ogólna, nie odnosząca się do wszystkich przez Pana wymienionych, choć to zdecydowanej ich większości.
    4. O ks. dr Grzegorzu Strzelczyku pisali tutaj inni. Proszę łaskawie nie odbierać mego skromnego wywodu jako „Conta Nowicki”, wszak wiele osób tutaj się wypowiada i bynajmniej nie tylko Pańskich refleksjach starałem koncentrować.
    5. Proszę łaskawie, poza tekstami w których widać ślad interpolacji Brentano, wskazać pomyłki Emmerich, zwłaszcza gdy idzie o topografię Jerozolimy i opis miejsc procesu. O słynnej sprawie odkrycia domku Maryi w Efezie i jej archeologicznych meandrach nie wspomnę, wszak to sprawa spoza Biblii, ale historia czerpiąca z żywej Tradycji…

  41. Szanowny P. un teologo!
    P. Rucki ( z artykułem zaznajomiłem się przed chwilą ), zwrócił uwagę na dwa poważne błędy prof. Vermesa, które ja również zauważyłem, tj. uznanie hymnu chrystologicznego z Listu do Filipian za wtórna interpolację do tekstu proto – Pawłowego i brak uwarstwienia tradycji rabinicznej skodyfikowanej w Misznie i Gemarze. Te słuszne uwagi dotyczą jednak tylko jednej pozycji profesora ( Twarze Jezusa ), a napisał on ich kilkanaście, w tym klasykę ( podziwianą również przez Ruckiego ) Jezus Żyd. Co do moich uwag futurologicznych – łatwo jest krytykować, a o wiele trudniej tworzyć. Niech P. Rucki zaproponuje światu, w równie błyskotliwy sposób nowe spojrzenie na Jezusa, które odmieni dotychczasowe poglądy badaczy. A tak było właśnie z Vermesem, rezygnując z metod niemieckiej szkoły biblijnej, doszedł do wniosków ( poprawnych ), które zainicjowały Third Quest; prof. E. P. Sanders, czy też ks. prof. J. Meier to już tylko kontynuatorzy Vermesa ( czytaj Pan uważnie: Jezus historyczny, wywiad z prof. G. Vermesem, Tygodnik Powszechny, Nr 13/2005 http://tygodnik.onet.pl/wiara/jezus-historyczny/gd8tm ). Tak więc, trochę szacunku, zwłaszcza nad zmarłym.
    2. Ja Panu nie zabraniam polemik z P. Anną, tylko proszę o pozbycie się w swoim słownictwie, które potrafi być bogate i kwieciste, wyrazów pochodzących od np. żenada i wprowadzenie do niego, zamienników niekoniecznie mających tak pejoratywne znaczenie. Po co kogoś do siebie zrażać. Niech Pan działa roztropnie i z miłością.
    3. Third Quest to nurt złożony praktycznie z samych chrześcijan. Garstka Żydów i ateistów stanowi nieznaczny procent liczby badaczy zaliczanych do tego nurtu. Nie jest to tylko Pana błąd – wielu postrzega Third Quest jako coś poza chrześcijaństwem, tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
    4. –
    5. K. Emmerich nie zamierzam poświęcić nawet pięciu minut mojego życia. Dlatego też nie będę ustalał jej błędów, ani też rozwodził się nad domkiem Maryi w Efezie. Zapewne błędy popełniła, w myśl mojej idei, że tylko Bóg jest nieomylny. Ludzie wciąż coś widzą, i wciąż coś słyszą – w Indiach widzą Buddę, gdzie indziej Mahometa, jeszcze inni znają szczegóły czyjegoś życia i w związku z tym twierdzą, że są wcieleniem człowieka, którego wspomnienia przejęli ( reinkarnacja ). Gdyby człowiek chciał to analizować, to prawdopodobnie sam zacząłby rozmawiać przy porannej kawie ze zmarłymi lub z archaniołem Michałem…

  42. Prof. G. Vermes. Kilka słów odnoszących się do jego krytyków.

    Ksiądz Mariusz Rosik jest autorem krytycznego artykułu: Twarze Jezusa w krzywym zwierciadle Gezy Vermesa. Stara się on w nim odnieść do książki wybitnego znawcy judaizmu drugiej świątyni, oxfordzkiego uczonego Gezy Vermesa: Twarze Jezusa. Sama krytykowana pozycja jest owocem wieloletniej naukowej pracy wieńczącej analizy dotyczące Jezusa i współczesnego mu świata żydowskiego przez zmarłego już profesora. Prof. Vermes należy do jednego z inicjatorów nurtu third quest, który w skrócie można określić, jako próbę odzyskiwania żydowskiego Jezusa. W odróżnieniu od poprzednich kierunków badawczych obecny quest jest etapem poszukiwań ponad konfesyjnym tzn. uczestniczą w nim zarówno katolicy, protestanci, Żydzi i ateiści.
    Prof. Vermes nigdy nie ukrywał, iż jest wyznawcą judaizmu, jednak wielokrotnie podkreślał, że jeśli chodzi o badania nad Jezusem starał się on zachowywać bezstronność. Przez wiele lat skrupulatnych analiz starał się on odnaleźć model poprzez który najlepiej byłoby dopasować Jezusa do kontekstu Jego epoki. W końcu w przełomowej pracy Jezus Żyd doszedł on do wniosku, że Jezus żył w świecie, w którym była obecna galilejska gałąź chasydów – cudotwórców, wzorujących się na Eliaszu i samego Nazarejczyka należy wpisać właśnie w ten nurt, jednak z jednym zastrzeżeniem: przypominali oni Chrystusa, ale na znacznie mniejszą skalę. Samo wprowadzenie Jezusa w szeroki nurt charyzmatycznych chasydów nie wywołało zaniepokojenia poniektórych badaczy katolickich, protest i krytykę – której artykuł ks. Rosika jest tylko pokłosiem – a w pewnym sensie i gniew wywarła teza prof. Vermesa: Żydowska wiara i żydowski charakter Jezusa został zniekształcony przez optykę egzegezy chrześcijańskiej chrystologii, która skutecznie zamaskowała Jego człowieczeństwo oraz praktykowany w duchu ortodoksyjnym judaizm. Jak sam stwierdził:

    Naprzeciwko tej teocentrycznej, eschatologicznej i egzystencjalnej religii nauczanej i praktykowanej przez Chrystusa stoi chrystocentryczne chrześcijaństwo, które podkreśla ponadnaturalne osiągnięcia wcielonego Boga…To nowa religia, oparta nie na prostej i przyziemnej ewangelii proroka z Nazaretu, ale na mistycznej wizji świętego Jana i świętego Pawła, którą rozwijały w pełnoprawne chrześcijaństwo liczne Kościoły na przestrzeni wieków aż do dziś ( G. Vermes, Kto był kim w czasach Jezusa, przeł. Katarzyna Bażyńska – Chojnacka, Piotr Chojnacki, Warszawa 2006, s. 135 ).

    Sam prof. Vermes starał się zrozumieć Jezusa poprzez kontekst Jego epoki i to zarówno na poziomie historycznym jak i religijnym, ponieważ wpisanie Go w te dwa poziomy może dopiero skutkować wyciągnięciem wniosku, iż Nazarejczyk wyrasta poza historię. Tymczasem bardzo często – według uczonego – orzeka się a priori: Jezus przerasta całą epokę, i do tego wniosku wyszukuje się świadectwa ewangeliczne, które, niejednokrotnie mówią o czymś zupełnie innym – to co dotychczas uchodziło za oryginalne działania Jezusa okazuje się być zakorzenione w judaizmie – można to stwierdzić, jeśli tylko zechce się sięgnąć po odpowiednią bazę porównawczą. Jezus – według historyka – nie tylko nie anulował Tory ( która jako nadana przez samego Boga nie może być przecież kwestionowana ), ale nawet swoje orędzie skierował tylko i wyłącznie do Żydów. Taka interpretacja prowadzi do wniosku, iż w pewnym sensie Jezus zostaje zawłaszczony przez chrześcijan, którzy zafałszowali ( zamaskowali? ) żydowskiego Jezusa, a misja Vermesa polega na refutacji błędnych założeń chrystologii chrześcijańskiej – stąd, zapewne, staranna analiza filologiczna tytułów, którymi Chrystus został obdarzony ( jedna z niewątpliwych zalet prac Veremesa ). Czytelnik może zrozumieć pierwotne znaczenie tytulatury Jezusa i poprawnie odczytać ich żydowską proweniencję. W najbardziej istotnych szczegółach dotyczących Jezusa, prof. Vermes zgadza się z prof. E. S. Sandersem. Kim zatem jest Jezus w ujęciu historyka żydowskiego Gezy Vermesa?

    Jezus z Nazaretu należał do judaizmu preortodoksyjnego, a nie do chrześcijaństwa. (…) prof. Ed P. Sanders podając zarys życia i orędzia Jezusa, jest zarówno wyważony, jak i pouczający, aczkolwiek nie spodziewam się, by konserwatywni chrześcijanie zgodzili się z określeniem Jezusa jako żydowskiego charyzmatycznego proroka, uzdrowiciela i nauczyciela, mimo że ów opis jest bardzo bliski temu, którego dokonał żydowski historyk z I w. J. Flawiusz, opisując Jezusa jako „człowieka mądrego”, który „czynił rzeczy niezwykłe” ( „Dawne dzieje Izraela” XVIII, 63 ). Podobnie jak wielu nowotestamentalistów, Sanders twierdzi, że w Ewangeliach można odnaleźć mnóstwo materiału na temat historycznego Jezusa, ” o ile zadowoli nas ogólniejszy zarys”, a mianowicie, że Jezus miał związki z Janem Chrzcicielem, towarzyszyli mu uczniowie, oczekiwał „królestwa [Bożego]”, udał się z Galilei do Jerozolimy, groził zburzeniem świątyni, zaś wkrótce potem został osądzony i ukrzyżowany. Profesor Sanders objaśnia epizod wywracania stołów wymieniających pieniądze i handlarzy jako czynny atak na świątynię, ale mogła to być również instynktowna reakcja zapalczywego galilejskiego świętego wieśniaka na to, co widział i słyszał – święte przedsionki bardziej przypominały wschodni bazar niż sanktuarium. Innymi słowy, jeżeli to Jezus jest odpowiedzialny za awanturę na dziedzińcach świątyni jerozolimskiej, był prawdopodobnie natchniony, kierując się nie wrogością, ale szacunkiem dla „domu Bożego” ( Chrześcijaństwo a judaizm rabiniczny. Historia początków oraz wczesnego rozwoju, red. Herschel Schanks, Warszawa 2013, s. 16 ).

    Jakie wobec tego obrazu, którego wyrazem jest pozycja Twarze Jezusa ks. Rosik formułuje zarzuty?

    Już we wstępie swego dzieła autor zauważa rezolutnie, że jego książka pod względem metodologicznym schodzi z utartego szlaku (s.14). Tak jest rzeczywiście. Szkoda tylko, że schodzi na bezdroża. Vermes zarzuca badaczom, że trzymają się porządku chronologicznego w ukazywaniu ewolucji wizerunku Jezusa. On jednak postanawia przebyć drogę odwrotną: „od boskiego Chrystusa, by potem podjąć kroki w odwrotnym kierunku, po to by szukać Jezusa ludzkiego” (s.14). I skrzętnie wyjaśnia, na czym ów odwrotny kierunek polega: na schodzeniu z Everestu ewangelii Jana i wysokich szczytów św. Pawła w kierunku ewangelii synoptycznych i Dziejów Apostolskich. Kłopot w tym jednak, że taka perspektywa narzuca czytelnikowi błędną zgoła opinię, jakoby myśl o bóstwie Chrystusa ukształtowała się bardzo późno w chrześcijaństwie i jakoby synoptycy jeszcze jej nie znali, gdyż ugruntowała się dopiero pod wpływem Pawła i Jana. Tymczasem adepci pierwszego roku teologii zdają sobie już sprawę, że pisma Pawłowe są o wiele wcześniejsze niż ewangelie synoptyczne (zwłaszcza Mateusza i Łukasza), a właśnie z tych pism wyłania się obraz Chrystusa jako Boga. Obraz ten zostaje jedynie dopełniony przez dzieło Janowe.

    Inny przykład pogubienia się w założeniach metodologicznych stanowi podejście autora Twarzy Jezusa do Dziejów Apostolskich. Vermes wielokrotnie podważa wartość historyczną Dz, co nie przeszkadza mu wcale prowadzić długi wywód historyczny w oparciu o drugie dzieło Łukasza (s.168 i następne). Ostatecznie dochodzi do – jak sam je nazywa – „bezceremonialnego stwierdzenia”: „Dzieje Apostolskie nie zawierają niczego, co mogłoby zostać zinterpretowane jako wskazujące na boskość Jezusa” (s.186), zapominając przy tym, że chwilę wcześniej dowodził, że żydowscy uzdrowiciele dokonywali cudów jedynie w imię Boga, a skoro chrześcijanie czynili je w imię Jezusa (czego przykładów dostarczają Dz), to logiczny wniosek o pośrednim argumencie za bóstwem Jezusa nasuwa się sam.

    Wydaje się, że ks. Rosik ma rację: jeśli przyjęlibyśmy samo datowanie to Listy św. Pawła poprzedzają pierwszą napisaną Ewangelię, co najmniej o dwadzieścia pięć lat. Jednak wspólny materiał Ewangelii św. Mateusza i Ewangelii św. Łukasza – niezależny od św. Marka – jest prawdopodobnie starszy niż Listy św. Pawła, a na pewno autonomiczny od jego teologii. Wybitny polski badacz problemu synoptycznego ks. R. Bartnicki zauważa:

    W Ewangeliach Synoptycznych wymiar historyczny jest dwuwarstwowy. Po pierwsze tekst odnosi się do przeszłych, historycznych wydarzeń, takich jak życie i śmierć Jezusa. Po drugie, sam tekst jest historycznym fenomenem i ma swoja historię: Ewangelie odzwierciedlają proces przekazu materiału ewangelicznego, a także czas wspólnoty, w których były pisane ( R. Bartnicki, Ewangelie synoptyczne, geneza i interpretacje, Warszawa 1996, s. 162 ).

    W przekazie ewangelicznym spotykamy dwie warstwy, jedna z nich stara się dotrzeć do słów i czynów Jezusa z czasów Jego działalności przedpaschalnej, i druga, która stara się to zinterpretować i odnieść do rzeczywistości popaschalnej. Kierunek jaki zatem obrał prof. Vermes jest jak najbardziej prawidłowy: poprzez Listy św. Pawła nie da się dotrzeć do oryginalnego nauczania Jezusa, jest to tylko możliwe poprzez analizę Ewangelii, jednak cały czas trzeba pamiętać, że powstały one w gminach po – Pawłowych, a jedynie na Ewangelii Galilejskiej Q, nie ciąży nauczanie Apostoła Narodów.
    Następny z zarzutów ks. Rosika jest już natury teologicznej: uzdrawiania i egzorcyzmy dokonywane w imię Jezusa prowadzą do wniosku, że pierwsi Jego wyznawcy uważali Go za Boga. Tymczasem Eleazar Egzorcysta, którego w akcji widział i pozostawił opis jego działania historyk żydowski Józef Flawiusz, radził sobie z demonami za pomocą korzeni. Ich zapach powodował u egzorcyzmowanego kichanie, i poprzez nos opuszczał ciało opętanego, a Eleazar w imię Salomona zakazywał mu powrotu ( Ant 8, 46 – 48 ). Nonsensem jest wyciąganie wniosku, że egzorcyści uznawali Jezusa za Boga, ponieważ egzorcyzmowali w imieniu Jezusa, musielibyśmy wtedy przyjąć, że Eleazar uważał Salomona za Boga. W Dziejach Apostolskich jest opisana historia siedmiu synów kapłana Skewasa, którzy wykorzystują imię Jezusa w egzorcyzmach, nie wierząc w Jego misję. Czynili tak, ponieważ uważali, że wyrzucanie złych duchów w to imię jest po prostu skuteczne ( Dz 19, 13 – 15 ). Warto nadmienić, ile problemów ze złym demonem identyfikowanym przez Żydów z Asmodeuszem miał anioł Rafał. Złośliwy duch uśmiercił kolejno siedmiu mężów niejakiej Sary. Przyjaciel anioła Tobiasz zakochał się w nieszczęśnicy i chciał ją poślubić, lecz obawiał się mogących go spotkać konsekwencji. Anioł pokonał demona wykorzystując zapach rybiej wątroby. Zapach ryby powstrzymał demona i uciekł on aż do Górnego Egiptu. A Rafał poszedł za nim, związał go tam w oka mgnieniu i unieszkodliwił go ( Tb 8, 3 ). W świecie, w którym wiele chorób zarówno fizycznych jak i psychicznych przypisywano demonom każdy sposób walki z nimi wydawał się usprawiedliwiony: czy był to zapach korzeni, czy też wątroby rybiej, czy było to czynione w imię Salomona, czy też Jezusa – liczyła się nade wszystko skuteczność.

    Kolejny zarzut ks. Rosika:

    Informację zawartą w Dz 22,3, iż Szaweł pobierał nauki u Gamaliela, uznał Vermes za mało wiarygodną (s.81), a to z tego powodu, że nie ma o niej wzmianki w listach. A przecież list antyczny sytuuje się w ramach epistolografii jako specyficzny gatunek literacki. Paweł pisał listy do gmin, a nie swoją autobiografię! Czy należy rozumieć, iż autor tego typu wątpliwości w każdym liście wymienia uczelnie, na których studiował?

    Dzieje Apostolskie podają informację, z której wynika, że podczas pobytu w Jerozolimie św. Paweł był uczniem faryzeusza Gamaliela. Pośrednio tę adnotację potwierdza sam św. Paweł określając się jako faryzeusz. Czy słusznie prof. Geza Vermes poddaje pod wątpliwość pierwszą wzmiankę? Po odpowiedź udamy się do dwóch znakomitych znawców judaizmu drugiej świątyni Tom Wrighta oraz Hyama Maccobyego.

    Prześladowanie Kościoła przez Saula i słowo „gorliwość”, którym je opisuje, mocno osadza go na mapie pewnego judaizmu I w. n. e. Daje nam to dostęp do dość szerokiej bazy danych, na podstawie, której musiał on sporządzić swój program; program, który nadaje sens prześladowaniu Kościoła nawet poza granicami Ziemi Świętej. Pokazuje to Saula z Tarsu nie tylko jako Żyda, lecz jako faryzeusza, lecz jako faryzeusza szamaitę; i chyba nie tylko jako faryzeusza szamaitę, lecz jako jednego z najbardziej rygorystycznych ( N. T. Wright, Święty Paweł. Czy św. Paweł rzeczywiście był założycielem chrześcijaństwa?, Grand Rapids: Eerdmans 1997 ).

    Szammaici byli większymi rygorystami niż faryzeusze, którzy reprezentowali Dom Hillela. Hillelici podkreślali przykazanie miłości i ogólnie rzecz biorąc byli bardziej tolerancyjni niż ich konkurenci. Interesował ich głównie kwestia interpretacji Tory, natomiast w ograniczony sposób odnosili się oni do sytuacji politycznej. Dla szammaitów taka postawa była nie do zaakceptowania. Wierzyli, że sama Tora wymaga, aby Izrael był wolny od pogańskiego jarzma, wolny by służyć Bogu w pokoju, nie wzywając żadnego innego Pana poza YHWH, jedynym prawdziwym Bogiem. To właśnie oznacza „gorliwy” wobec Boga i Tory ( Tamże ). Nie możemy przedkładać naszego zrozumienia słowa ”gorliwy” na rozumienie go przez Żyda w I w. po Chr., ale nawet i współcześnie.

    Jeśli chcesz z grubsza zrozumieć o co chodziło w szammaickim faryzeizmie, przyjrzyj się filozofii jaka natchnęła Yigal Amira do zastrzelenia Yitzaka Rabina w Tel Avivie 4 listopada 1995 r. Amira opisywano jako „studenta prawa”. Nie oznacza to, że kształcił się on na radcę prawnego, czy adwokata według zachodniego systemu, lecz był studentem Tory. I – co jasno wynikało ze wszystkich sprawozdań prasowych – wierzył, mając poparcie niektórych starszych rabinów w Izraelu i Stanach Zjednoczonych, że Rabin był zdrajcą, że sprzedał się poganom, gdyż w zamian za pokój gotów był przehandlować jeden z największych symboli dziedzictwa, a mianowicie ziemię. Gdy zobaczyłem twarz Amira – przejmująco opowiada N. T. Wright – na pierwszej stronie londyńskiego Timesa i przeczytałem artykuł, zdałem sobie sprawę z tego, że patrzę na XX – wieczną wersję Saula z Tarsu ( Tamże ).

    W XX – wiecznym ektremiście Wright dostrzegł św. Pawła przed jego nawróceniem na chrześcijaństwo. Dlaczego? – ponieważ sam św. Paweł właśnie taką pozostawił charakterystykę swojej osoby:

    Obrzezany dnia ósmego, z rodu izraelskiego, z pokolenia Beniaminowego, Hebrajczyk z Hebrajczyków, co do zakonu faryzeusz, co do żarliwości, opartej na zakonie, człowiek bez nagany ( Flp 3, 5 – 6 ).

    Przeciwieństwem tej postawy był właśnie Gamaliel, hillelita, którego łagodny charakter i orzeczenia relacjonują również Dzieje Apostolskie ( Dz 5, 34 – 39 ). Taka postawa w owych czasach pozostawała w mniejszości i nie czekano, aż nowy ruch nazarejczyków sam upadnie, lecz rozpoczęto jego prześladowania, a na ich czele stali „gorliwi” tacy jak Saul. Saul zatem był przeciwieństwem Gamaliela, ponieważ był on ultra – prawicowcem nastawionym gorliwie do świętej rewolucji, w której to goje powinni zostać pokonani, a żydowscy apostaci mieli ulec, albo przymusowemu nawróceniu, albo zagładzie. I teraz dochodzimy do meritum sprawy – jeden z najbardziej wpływowych badaczy Jezusa historycznego stwierdza:

    Gdzie na tej mapie faryzejskich przekonań i działalności w I w. n. e., umieścimy Saula z Tarsu? W jednym ze swoich przemówień w Dziejach Apostolskich ( 22, 3 ) twierdzi, że jednym z jego nauczycieli był Gamaliel. To, w połączeniu z innymi przesłankami z listów, doprowadziło niektórych badaczy do założenia, że przed swoim nawróceniem był hillelitą. To po prostu nie może być prawda – chyba, że wszystkie dowody jego prześladowczej działalności wobec chrześcijaństwa, zostały później sfabrykowane, co wydaje się wysoce nieprawdopodobne. Gamaliel z Dz 5 nie pochwaliłby ukamienowania Szczepana. Nigdy nie pomyślałby o podróży do Damaszku, by wtrącać chrześcijan do więzienia i zabijać ich. Saul mógł wiele nauczyć się od Gamaliela, lecz nie podzielał jego stanowiska. Jeżeli później, jako chrześcijanin, argumentuje za przyjęciem jakiegoś poglądu ( na przykład, na temat rozwodu ), który podobny jest do poglądu hillelitów, musi być to skutkiem jego nawrócenia, a nie odzwierciedlać program jakiego wcześniej był zwolennikiem ( Tamże ).

    Czyżby ks. Rosik nie zdawał sobie sprawy z tych przecież można by powiedzieć podstawowych faktów z życia św. Pawła, a przecież właśnie w ostatnim okresie wyszło wiele bardzo dobrze uargumentowanych monografii dotyczących Apostoła Narodów. Sprzeczności pomiędzy danymi z Listów św. Pawła a informacjami Dziejów Apostolskich dziwią, także katolickiego biblistę Langkammera. Zastanawia on się dlaczego Paweł, który miałby jakoby być pod wpływem nauczania łagodnego hillelity, Gamaliela Starszego, który był daleki od potępiania chrześcijaństwa, miałby przeistoczyć się w jego prześladowcę ( Langkammer Hugolin OFM, Apostoł Paweł. Od nawrócenia aż po Rzym, Lublin 2005 ).H. Maccoby w związku z tym zaproponował hipotezę według, której św. Paweł miałby podawać się za faryzeusza tylko i wyłącznie po to, aby wzbudzić podziw słuchaczy. Wydaje się, że najbliżej uchwycenia rzeczywistego stosunku św. Pawła do faryzeizmu jest w swoich rozważaniach T. Wright.

    Krytyczne uwagi niektórych katolickich apologetów są po prostu ideologicznie zabarwione. Niektórzy nie potrafią zachować obiektywizmu, inaczej mówiąc, brakuje im bardzo dużo do sprawiedliwości ks. J. Meiera.

    Ks. M. Rosik, Twarze Jezusa w krzywym zwierciadle Gezy Vermesa,http://wroclaw.biblista.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=162:twarze-jezusa-w-krzywym-zwierciadle-gezy-vermesa&catid=24&Itemid=66

  43. Jakimś znalazłam się w tej dyskusji jako oskarżona o brak wiedzy o dziewictwie Maryi. Un teologo ma rację, że nie czytałam nawet jednego traktatu na ten temat, ponieważ jest to temat marginalny w mojej świadomości i nigdy mnie specjalnie nie interesował. Chętnie jednak przeczytam, co Un teologo ma ciekawego do powiedzenia na temat sensu dziewictwa Maryi na podstawie przeczytanych traktatów. A, o jądrach to chyba nie wspominałam, tylko o plemnikach i komórkach jajowych. Nie ma w tym nic żenującego, każdy z nas powstał z takiej kombinacji. Biologia nie jest żenująca. Dziękuję panu Andrzejowi za obronę mojej osoby. Geza Vermes jest też jednym z moich ulubionych badaczy, aczkolwiek też się ze wszystkim nie zgadzam.

  44. Przyznaję się też, że nie rozumiem sformułowania sitz im leben. Czytam Jezusa z Nazaretu Lohfinka, i faktycznie parę razy to określenie się pojawia, a ja nie wiem o co chodzi. Klarowność wywodu Gezy Vermesa jest większa niż Lohfinka, przynajmniej dla mnie. Nie boję się przyznać do własnej niewiedzy. Niewiedza to rzecz przejściowa, zawsze można ją zastąpić wiedzą. Mądry człowiek to nie ten, kto przeczytał wszystkie traktaty, ale ten, kto umie myśleć. Wracając do Lohfinka, nie zgadzam się z nim w większej ilości spraw niż z Gezą Vermesem. Ale też on (Lohfink) uchwycił coś, co mi się bardzo podoba, mianowicie to, że Jezus przeorganizował w swoim umyśle elementy Tory w nowy sposób. Z tym się bardzo zgadzam.

  45. Sitz im Leben – środowisko życiowe. Otoczenie kultowo – katechetyczne i teologiczne mające wpływ na autora tekstu biblijnego. Termin wprowadził Herman Gunkel. Wykorzystuje się go głównie w Formgeschichte ( krytyka form literackich ) Ewangelii synoptycznych.

    Jakie Sitz im Leben dla ślubów czystości Maryi ustali enigmatyczny un teologo? – wszak jego warsztat egzegetyczny jest wyposażony w rozliczne narzędzia.

    Czekam również na krytykę poglądów ks. prof. Meiera odnośnie rodzeństwa Jezusa. Naprawdę jestem jej ciekaw.

  46. BENEDYKT XVI, JEZUS Z NAZARETU. GARŚĆ OPINII.

    1. un teologo:
    Na szczęście całe to szaleństwo, które staje przed oczyma każdego, kto śledzi egzegezę nowotestamentalną w ciągu ostatnich 30-40 lat, studzi egzegeza oparta o słusznie polecaną przez B 16 hermeneutykę wiary.

    2. Geza Vermes ( Żyd ):

    Może to zabrzmieć z mojej strony impertynencko, ale nie sądzę, że Joseph Ratzinger jest w pełni wykwalifikowany, aby napisać książkę na temat Jezusa, w której może twierdzić, iż postępował zgodnie z metodą historycznego podejścia naukowego. Nie uważam, że posiada on konieczną wiedzę wstępną, aby podejść do Ewangelii z historycznego punktu widzenia.(…)Joseph Ratzinger nigdy nie był znany jako biblista. Był sławnym teologiem systematycznym i ekspertem w dziedzinie patrystyki, lecz nie sądzę, aby posiadał jakieś specjalne przygotowanie, jeśli chodzi o badania historyczno – biblijne. Uważna lektura „Jezusa z Nazaretu” wywołuje wrażenie, że papież nie w pełni orientuje się w świecie żydowskim, w którym żył Jezus (na przykład myli język hebrajski z aramejskim czy Abrahama z Eliaszem). Jeśli napisałby książkę na temat Jezusa z punktu widzenia teologii lub pobożności, jestem pewien, że zyskałby serdeczny i powszechny poklask. Benedykt XVI wkroczył jednak w dziedzinę, której powinien unikać ( G. Vermes, wywiad przeprowadzony przez A. Piskozub – Piwosz, J. Kołak, Znak, miesięcznik nr 647, kwiecień 2009).

    3. Piotr Sikora – teolog i filozof ( katolik ):

    Autor „Jezusa z Nazaretu” zdaje się traktować tekst Ewangelii Łukasza jako zapis wiernie oddający przebieg spotkania i dialogu Marii z aniołem Gabrielem. Pomija tym samym wiele uzasadnionych pytań: w jaki sposób tak dokładnie przechowano pamięć o szczegółach tego wydarzenia przez kilkadziesiąt lat? Można odpowiedzieć, że to Maria tak dokładnie pamiętała owo zdarzenie wraz z anielską rozwiniętą nauką o tożsamości i przeznaczeniu Jezusa i opowiedziała o tym Jego uczniom. Jeśli tak, to dlaczego nic nie zrozumiała (jak zanotował ten sam ewangelista) z odpowiedzi dwunastoletniego Syna danej w świątyni jej i Józefowi, gdy znaleźli go po długich poszukiwaniach?(…) Egzegeza biblisty Lohfinka pokazuje, że takie i podobne trudności znikają, gdy korzystając z narzędzi historyczno – krytycznych, rozpoznamy właściwy rodzaj literacki narracji o Zwiastowaniu. Okazuje się, że jest to zręczne połączenie dwóch starotestamentowych schematów literackich: zwiastowania narodzin ważnej postaci i powołania. Rozpoznanie literackiej konstrukcji fragmentu pozwala dostrzec, że punktem kulminacyjnym opowiadania jest przesłanie o tożsamości Jezusa: „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan da Mu tron jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33). Wszystko, co przesłanie to poprzedza i co po nim następuje, służy podkreśleniu wagi i znaczenia zasadniczej myśli. Myśli będącej wyrazem wiary Kościoła, w którym powstała Ewangelia (Tygodnik Powszechny, nr 49(3308), 2 XII 2012 [w:] P. Sikora, Ile historii w stajence?).

    4. Ks. Grzegorz Strzelczyk ( zwany przez „un teologo” – Grzesiem ):

    Być może w tendencji do harmonizacji Ewangelii ujawnia się pewien głębszy problem hermeneutyczny. Benedykt XVI unika w istocie zmierzenia się z zasadniczą kwestią: roli wspólnoty uczniów w przekazie pamięci o wydarzeniach. Podkreśla historyczną wiarygodność samych tekstów ewangelicznych, ich bezpośredni związek z wydarzeniami, raczej unikając odwołań do hermeneutycznej roli wspólnoty uczniów i jej kreatywności (a to z niej i – podkreślmy – pod natchnieniem Ducha rodzą się rozbieżności nowotestamentalnych tradycji). Niemniej w kilku fragmentach na niej się opiera (por. np. s. 229), przez co można odnieść wrażenie pewnej niekonsekwencji.Przeakcentowanie krzyża w stosunku do zmartwychwstania ujawnia się dość wyraźnie także w rozdziale poświęconym ustanowieniu i teologii Eucharystii. Na jej związek ze zmartwychwstaniem wskazuje Benedykt XVI tylko mimochodem, mówiąc o dniu jej sprawowania, natomiast wątek życia, który jest fundamentalny także w nowotestamentalnej teologii Eucharystii (por. J 6), jest tutaj praktycznie nieobecny ( ks. G. Strzelczyk, Polemicznie o Jezusie, Tygodnik Powszechny › Wiara › Nr 11 (3228), 13 marca 2011
    8 mar 11 12:04 http://tygodnik.onet.pl/wiara/polemicznie-o-jezusie/8mpb7 ).

    5. Tadeusz Bartoś ( były dominikanin )

    Większość wybitnych historyków twierdzi, że Jezus urodził się w Nazarecie, co uczciwie potwierdza Ratzinger, ale w następnym zdaniu już nie ma to dla niego żadnego znaczenia.(…) Nierzetelne przywoływanie wypowiedzi polemistów to istotny zarzut. Istnieje jeszcze inny problem, kwestia autorytetu: Benedykt, z całym szacunkiem, nie jest historykiem Palestyny z pierwszego wieku, więc powinien mieć bardzo ograniczone zaufanie do swojej wiedzy na ten temat, raczej słuchać, uczyć się, aniżeli samemu po amatorsku zabierać się do przemeblowywania wiedzy w tej dziedzinie. Ma jednak silną motywację: chce zachować całość literalnie rozumianej historii wypadków z dzieciństwa Jezusa. Było więc Betlejem, była rzeź niewiniątek, była ucieczka do Egiptu. Choć wiadomo, że ich nie było. Że Jezus urodził się i spędził dzieciństwo i młodość w Nazarecie.(…) Benedykt stosuje interpretację konsekwentnie alegoryczną, dlatego właśnie jego odniesienia do egzegezy historycznej, w postaci np. użycia słów „midrasz haggadyczny”, nazwałem wyłącznie ornamentacyjnymi. Także kiedy pisze on, że władcy, przywódcy, faraonowie rodzili się dziewiczo, nie wyciąga z tego żadnych wniosków, bo generalnie, gdyby konsekwentnie rozwinąć tę myśl, gdybyśmy zobaczyli, że to jest uniwersalny w historii religii proces socjologiczny, religijny, psychologiczny budowania wizerunku bóstwa, osłabiałoby to moc apologetyczną tekstu Benedykta. Proszę zwrócić uwagę, mówię o tym ja, który nie jestem historykiem, nie jestem teologiem, wysłuchałem jedynie kilku wykładów, przeczytałem kilka książek i dostarczam więcej materiału na ten temat, aniżeli Benedykt w całej książce ( Krytyka polityczna [w:]T. Bartoś: „Jezus z Nazaretu” Benedykta XVI nie przedstawia „Jezusa historycznego”,Rozmowa,C.Michalskiego 24.12.2012, http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20121225/bartos-jezus-z- nazaretu-benedykta-xvi-nieprzedstawia-jezusa-historycznego ).

    6. Dariusz Kot ( ateista, filolog ):

    Gerd Ludemann wybrał dla swej książki, krytycznie rozprawiającej się z „Jezusem z Nazaretu”, bardzo nieprzyjemny tytuł: „Oczy, które nie widzą – Papież patrzy na Jezusa”. Obecnie ten tytuł nie wydaje mi się już aż tak grubym nietaktem, jakim wydawał mi się na początku. Jeden z najwybitniejszych współczesnych teologów pisze książkę, w której obiecuje respekt dla metody historycznej – a nie dokonuje na samym wstępie ustalenia hierarchii wiarygodności źródeł według jakiejś hipotezy dat i okoliczności powstania poszczególnych tekstów? Nie omawia specyficznego środowiska i odmiennych polityczno-społeczno-religijnych problemów jako przyczyn odmienności między relacjami z wydarzeń i odmienności w pojmowaniu osoby Jezusa? Z drugiej strony – nie przyzna, że autorzy ewangelii niekiedy najzwyczajniej odpisywali od siebie nawzajem?
    Jeśli chodzi o wyobrażenie, co do stanu badań nad postacią Jezusa historycznego ileż osób ta książka wprowadzi w błąd! Joseph Ratzinger pyta np.: Jak mogłaby pojawić się popaschalna wiara, gdyby Jezus nie dał do tego podstaw przed swą śmiercią? i zostawia te pytaniem w zawieszeniu. Czytelnik może odnieść wrażenie, że badacze współcześni przeoczyli taką lukę w samym środku własnych koncepcji! A tymczasem poważnych prac, zatytułowanych: ,,Od Jezusa do Chrystusa”, ,,Od Jezusa do chrześcijaństwa” czy ,,Od Jezusa do ewangelii” bynajmniej nie brakuje (Paula Fredriksen; Michael White; Helmut Koester ). Dwie pierwsze pozycje, a także ,,Zmienne twarze Jezusa” (Geza Vermes), dają czytelnikowi niezwykle przejrzyste wyobrażenie o przyczynach, a także o rozpiętości w czasie całego procesu narodzin kultu Jezusa. Powyżsi badacze dalecy są od utożsamiania teologii ewangelii synoptycznych z teologią Ewangelii Jana, z jej zaawansowaną chrystologią, z jej ukierunkowaniem na teizację postaci Jezusa. Vermes wspomina w swej książce sytuacje, kiedy po jego wykładach oburzeni chrześcijanie wskazywali mu w Nowym Testamencie miejsca, gdzie ich zdaniem Jezus całkiem wprost potwierdza swój status Mesjasza i własną Boskość. ,,W dziewięciu przypadkach na dziesięć zauważa żydowski uczony pełne konsternacji pytania tradycjonalistów opierały się o fragmenty z Ewangelii Jana. Moja zwyczajowa odpowiedź, odzwierciedlająca wnioski większości krytycznych badaczy, pozostawiała ich nieco zmieszanych, generalnie jednak nie robiła większego wrażenia. Nie byli oni w stanie przełknąć poglądu, że tzw. Ewangelia Jana jest czymś specyficznym i odzwierciedla nie tyle autentyczne przesłanie Jezusa czy przynajmniej wyobrażenie o nim, jakie mieli jego bezpośredni uczniowie lecz wysoko rozwiniętą teologię chrześcijańskiego pisarza, który żył trzy pokolenia po Jezusie i wykończył swą ewangelię w pierwszych latach drugiego stulecia”.

    Papieska próba przywrócenia związku między chrystologią Jana a nauczaniem Jezusa historycznego, okazała się niestety oparta na mistyfikowaniu procesu pozyskiwania tej wiedzy. Wiele komentarzy, jakie bliżej analizowałem, okazało się apologetyką w bardzo szkodliwej edukacyjnie postaci ( Otwarte Referarium Filozoficzne 1, 61 [2008], D. Kot, Wiedza historyczna w „Jezusie z Nazaretu” Josepha Ratzingera ).

  47. Przepraszam, ja jestem laik, ale muszę postawić tutaj parę pytań. Czy Geza Vermes to ten były ksiądz, który całe życie poświęcił udawadnianiu, że jego kapłaństwo było pomyłką, bo Jezus chrześcijan to pomyłka? A z opinią Bartosia, byłego dominikanina, filozofa!!! to żart? W ogóle tu strasznie pychą wieje. Szukałem więcej o publikacjach pana Nowickiego, mając go za wybitnego chyba specjalistę, ale cisza w necie…. Żeby więc tak się wypowiadać, z taką zarozumiałością? Ten Rosik belwederski czytam, no to taka forma krytyki chyba od równego rangą wychodzi? Pan jest jakims misjonarzem zwątpienia za darmochę apostołującym na katolickim blogu czy posłańcem tych profesorów od rozmontowania Ewangelii? Mnie tam życie nauczyło, że duch pychy uderza zawsze w Maryję i tu się do kupy składa. Panie teologo, Pan też daj spokój – za parę lat o tych opiniach będą wspominać jako o historycznych hipotezach, a slowo Boże dalej działać będzie, bo mocniejsze od niekończących się historyjek. Poczytaj Teologo 2 List do Tymoteusza od 14 wersu i połóż spać. Vermese, Nowiccy i my wszyscy przeminiemy, a prawda Pańska trwać będzie na wieki. W pierwszych pięciu wiekach było mnóstwo takich apostołów nowości, a Duch robi swoje!!!!

  48. Ps. A w ogóle to przecież wiara jest uznaniem porządku działania Boga, który wymyka się spod reguł i kryteriów psychiatrów, historyków, socjologów i całej bandy. Gdybym opisał dziś własne doświadczenie Boga, charyzmaty, które Pan mi dał, a na dodatkowo podzielił się świadectwem ze świeckiej posługi w grupie modlitwy o uwolnienie, to psychiatra zdiagnozowałby zaburzenia percepcji, socjolog uznał mnie za członka moherowej subkultury ciemnogrodu, a mali Vermese za pięćdziesiąt lat byliby przekonani, że sitz im coś tam

  49. …powstania mych wspomnień był oddział w Tworkach. Niewiara też potrzebuje karmy do przeżycia.

  50. Ps. 2 ” apologeci dziewictwa Maryi powołują się na tekst Łk 2, 41 i nieobecność rodzeństwa Jezusa w trakcie opisywanej przez św. Łukasza pielgrzymki do Jerozolimy z okazji Pesach ( Łk 2, 39 – 52 ). Należy jednak wziąć pod uwagę, że nie wiemy czy przed braćmi Jezusa nie urodziły się Jego siostry, a nie miały one przecież obowiązku pielgrzymkowego. Rodzeństwo posiadali zarówno Józef jak i Maryja, a biorąc pod uwagę ówczesne zwyczaje: to miałyby one godziwą opiekę podczas nieobecności rodziców. Poza tym, bardziej jest prawdopodobne, że Rodzice stracili Jezusa „z oczu”, ponieważ zajmowali się innymi dziećmi ( młodszymi )”
    TO CI DOPIERO NAUKA

  51. Prawdopodobnie więc Jezus nie był pierwszym dzieckiem Maryi, a Ewangelia kłamie.
    Prawdopodobnie siostrzyczki były niefrasobliwe

  52. Prawdopodobnie rodzinka się zaopiekowała siostrzyczkami…
    Nauka poszła do przodu. Wszystko moze byc prawdopodobne, tylko nie egzegeza katolicka. Bądźcie szczęśliwi i dajcie sobie spokój z prawdą o Dziewictwie NMP.
    Proszę wybaczyć sarkazm ostatnich wpisów, ale trudno ostatecznie traktować poważnie taką probabilistyczną naukowość.
    Dzięki

  53. Trudno odpowiedzieć na tak chaotycznie rozrzucone myśli, zdradzające duże pokłady emocji. Czy G. Vermes jest byłym księdzem? Tak – ale warto dowiedzieć się czegoś o tym bliżej. Sam profesor urodził się w 1924 r. na Węgrzech w rodzinie żydowskiej, która przyjęła chrzest gdy miał on sześć lat. Vermes uważał, że ojciec przyjął katolicyzm, ponieważ chciał, aby on miał w życiu lepiej. W młodzieńczych latach Vermes poznał książeczkę do modlenia oraz różaniec. W wieku dziewiętnastu lat zdecydował się na studia teologiczne. Był to rok 1942 i jedynie seminarium dawało jakieś szanse na studia. Doświadczył wielu dyskryminacji ze względu na swoje pochodzenie – ostatecznie nie przyjęto go do jezuitów. Kościelne instytucje ukrywały go po roku 1944 przed niechybną śmiercią z rąk nazistów. Jego rodziców nie uratowano – zginęli w obozach zagłady. Po wojnie chciał wstąpić do dominikanów, ale odrzucono go, ponieważ nie chciano w swoich szeregach żydowskiego konwertyty. Przeznaczenie skierowało go na studia w Louvain. Tam napisał doktorat z manuskryptów z Qumran. Ta publikacja spowodowała, że już jako trzydziestoletni mężczyzna był traktowany jako niekwestionowany ekspert od zwojów. W 1957 roku zakochał się i odszedł z zakonu, aby powrócić do judaizmu. Nie potępiajmy więc tego człowieka. Tylko Bóg wie, jak ciężkie rozterki życiowe musiały targać jego umysłem.

    Panie Darku! Zbyt emocjonalnie Pan do mnie podchodzi. Z ks. Rosikiem ( którego bardzo cenię, ale to nie oznacza, że się z nim ze wszystkim zgadzam ), dyskutowałem nie ja ( bezpośrednio ), lecz Dzieje Apostolskie, Listy św. Pawła, Księga Tobiasza, Józef Flawiusz, a z badaczy czynił to: ks. R. Bartnicki, N. T. Whright, Langkammer Hugolin OFM oraz H. Maccoby.

    Tekst omawiający kwestie rodzeństwa, który Pan przytoczył: interpretacja ( możliwa ) mówiła, że siostry mogły urodzić się przed braćmi Jezusa – a nie przed Jezusem. Poza tym perykopa nie ma na celu omówienia kwestii rodzeństwa, a przedstawienie budzenia się powołania młodego Jezusa – to On jest w centrum tej anegdoty. Nie na tej opowieści ustalono prawdopodobieństwo istnienia rodziny Jezusa, ale na źródłach najbardziej wiarygodnych ( św. Paweł, Józef Flawiusz, św. Hegezyp, Ewangelia według św. Marka, Ewangelia według św. Jana ). Jako, że Mt i Łk redagując swoje Ewangelie korzystali z Mk ( oraz Q ), to ich relacje mają mniejsze znaczenie dla historyków, niż materiał wyjściowy – Mk. Tradycja Janowa opiera się na pewnych źródłach niezależnych od synoptyków, a więc ma ona swoje znaczenie, pomimo późnej jej kodyfikacji.

    A w ogóle to przecież wiara jest uznaniem porządku działania Boga, który wymyka się spod reguł i kryteriów psychiatrów, historyków, socjologów i całej bandy

    Wybaczam sarkazm i serdecznie pozdrawiam. Z Bogiem.

  54. Panie Andrzeju, że Pan – tej klasy intelektualista musi bronić się, czepiając się pojedynczych słówek. I banda, i wpis o siostrach zrodzonych przed Jezusem wpisuje się w ów sarkazm. Cieszę się, że tak często używa Pan słowa „prawdopodobieństwo”. Ono, z zestawieniem przymiotnikowym WIELKIE, według mnie, najlepiej oddaje charakter wywodów, które Pan tu czyni. Coraz bardziej widzę, że tylko żywe doświadczenie Boga może dać pokój serca i umysłu, chroniąc przed – proszę raz jeszcze wybaczyć – zabawą w hipotezy obarczone dużym ciężarem prawdopodobieństwa… Z Bogiem.

  55. Jeszcze raz wybaczam. Zrobię to tylko 77 razy. Pozostały limit: 75.

    Więcej radości. Cieszę się, że osiągnął Pan spokój serca i umysłu.

  56. Przecież 77 to prawdopodobnie tylko symbol. Prawdopodobnie trzeba przebaczać w nieskończoność

  57. Witam!
    Nie było mnie kilka dni na blogu a w międzyczasie pojawiło się sporo spraw do których chcę się jakoś ustosunkować. Po kolei:
    un teologo napisał:
    „A wątek o tym, jakoby Grzesiu Strzelczyk postulował przedefiniowanie dogmatów uznać należy za wielce bawiący. Przekażę mu przy najbliższej okazji.”
    Cieszę się że Pana rozbawiłem, zawsze to jakaś korzyść. Przy okazji jeśli będzie Pan rozmawiał z księdzem Strzelczykiem proszę powiedzieć mu że czekam na wznowienie jego książki. A wracając do meritum – przeanalizujmy wpis z 05. 05.14r. który Pana rozbawił:
    „Zdaje się że ks. Grzegorz Strzelczyk otwarcie mówi o konieczności „przedefiniowania” (nie pamiętam czy używa dokladnie tego słowa) dogmatów.”
    Na początku spróbujmy wyjaśnić znaczenie czasownika „przedefiniować”.
    W słowniku wyrazów obcych co prawda nie występuje, ale znajdziemy tam pojęcie „definiować”:
    „Definiować – (łac. definio = określam) ściśle, zwięźle objaśniać, określać, formułować znaczenie jakiegoś wyrazu, terminu, pojęcia.” (Słownik Wyrazów Obcych, PWN, wyd. 1971 r.)
    Myślę że nie będę daleki od prawdy jeśli uznam że zwrot „przedefiniowanie dogmatów” można odczytać – „ „na nowo objaśnić znaczenie dogmatów” lub, „określić znaczenie dogmatów nowym językiem”. Tyle mojej analizy językowej.
    Dalej muszę zastrzec że nie jestem w stanie dokładnie przytoczyć wypowiedzi księdza Strzelczyka która skłoniła mnie do przyjęcia wniosku że jest on skłonny „przedefiniować dogmaty”. W ciągu ostatnich miesięcy przeczytałem dość dużo książek, wywiadów, artykułów itp. dotyczących szeroko rozumianej teologii. Wśród nich było sporo wypowiedzi księdza Grzegorza (którego bardzo cenię), lecz w tej chwili nie potrafię ich odnaleźć w gąszczu materiałów . Proszę więc poprawić mnie jeśli się mylę, ale odniosłem wrażenie że zdaniem GS język jakim sformułowani dogmaty w V czy VI wieku nie przemawia do człowieka współczesnego dlatego należy go zmienić. Pamiętam też jego wypowiedź w Tygodniku Powszechnym krytykującą trzymanie się jedynie słusznej „linii tomizmu” w interpretacji zagadnień wiary. Nie jestem teologiem ani filozofem więc może źle zrozumiałem słowa księdza ale czy myli się też Robert M. Rynkowski pisząc w recenzji książki „Teraz Jezus”:
    „Grzegorz Strzelczyk słusznie zauważa, że z jednej strony nie możemy się wyrzec dogmatycznego dziedzictwa i tworzyć nowej chrystologii od zera, a z drugiej nie możemy zadowolić się jego prostym powielaniem. Sądzi, że właściwa jest trzecia droga: reinterpretacja dawnych formuł, tak by wydobyć z nich wątki odpowiadające współczesnym pytaniom egzystencjalnym.”
    Zgodzę się że reinterpretacja brzmi może lepiej niż przedefiniowanie ale czy czepianie się słówek nie jest nieco małostkowe? Ze swojej strony zobowiązuję się bardziej uważać na słowa i precyzyjniej wypowiadać swoje mysli.

    un teologo napisał:
    „Proszę łaskawie, poza tekstami w których widać ślad interpolacji Brentano, wskazać pomyłki Emmerich, zwłaszcza gdy idzie o topografię Jerozolimy i opis miejsc procesu. O słynnej sprawie odkrycia domku Maryi w Efezie i jej archeologicznych meandrach nie wspomnę, wszak to sprawa spoza Biblii, ale historia czerpiąca z żywej Tradycji…”
    Chętnie podyskutuję z Panem o objawieniach prywatnych. Temat ten mnie żywo interesuje w kontekście problematyki kontaktu Boga z człowiekiem. O Katarzynie Emmerich wiem niewiele i chętnie przyswoję nowa wiedzę, zastrzegam jednak że w kwestii ustalania przebiegu wydarzeń historycznych poprzez analizę objawień pozostaję sceptyczny (chociaż kilkakrotnie zmieniałem poglądy w różnych sprawach związanych z religią, więc kto wie…). Pozdrawiam

  58. Panie Darku!
    Ja rozumiem Pana emocje. Kiedy (ok. rok wstecz) pojawiłem się na blogu jednym z pierwszych wpisów jakie przeczytałem był komentarz pani Anny Connolly po lekturze trzeciej części „Jezusa z Nazaretu” Benedykta XVI. Moje reakcje były wtedy podobne do Pańskich chociaż nie dałem im wyrazu w formie wpisu. Ciężko też było mi przekonać się do niektórych teorii prezentowanych przez pana Andrzeja Nowickiego. Dzisiaj pytania czy wątpliwości pani Anny mnie nie szokują, pan Andrzej stał się dla mnie autorytetem w kwestii „Jezusa historycznego” chociaż nie we wszystkim się z nim zgadzam. My naprawdę nie chcemy rozmontowywać chrześcijaństwa, o co zdaje się nas Pan posądzać. Chcemy, że tak powiem, przybliżać się do Boga na dwóch skrzydłach: wiary i rozumu, a więc również analizować prawdy wiary w kontekście nowych odkryć naukowych. Proszę przeczytać co na ten temat pisze jeden z uczestników dyskusji „Zrodzony a nie stworzony” na łamach „Tygodnika Powszechnego”:
    „Są jednak pytania jeszcze poważniejsze, dotyczące przedmiotu wiary (nazwijmy je ogólnie dogmatami), a wśród nich na pierwsze miejsce wybijają się pytania o Jezusa. Zwycięstwo czy klęska? Człowiek czy Bóg? Zmartwychwstały czy powracający? Właściwie zrozumiany czy „wtórnie ureligijniony”? Czy łatwo człowiekowi odpowiedzieć na te niebezpieczne pytania? Przyznajmy uczciwie: większość z nas woli ich sobie nie zadawać. Odważniejsi (i bardziej zainteresowani tym, w co „wierzą”) zapytają o możliwość odnalezienia odpowiedzi, o metody ich poszukiwania. Uważam, że każdy człowiek ma prawo do podjęcia takiego wysiłku. Poszukiwacz powinien jednak zdawać sobie sprawę zarówno z odpowiedzialności (głównie za siebie samego), jak i z tego, że to, co odnajdzie, może go bardzo zaskoczyć. Uczciwość prowadzącego badania zakłada, że rozpoczynając pracę nie zna jeszcze wyników.” (Ks. dr Rafał Nakonieczny Tygodnik Powszechny, nr 8, 24 lutego 2008)
    Historia ma właściwą sobie metodologię, inną niż nauki ścisłe i na merytorycznie stawiane kwestie należałoby również odpowiadać merytorycznie. Ksiądz Meier zapewne wolałby dojść do innych wyników w sprawie rodzeństwa Jezusa jednak uczciwość badacza i chrześcijanina skłoniła go do wyciągnięcia takich a nie innych wniosków. Argumentowanie ad personam (np. Vermes – apostata) nie zastąpi argumentów ad rem i przypomina trochę polemikę metodą „a u was biją Murzynów”. Oczywiście uważam że można być wspaniałym chrześcijaninem nie zaprzątając sobie głowy kwestią rodzeństwa Jezusa czy rozważaniami na temat charakteru chrystofanii. Ojciec Joachim Badeni, nieżyjący już dominikanin krakowski, mistyk i duszpasterz nie roztrząsał problemu „Jezusa historycznego”, teologii (w sensie nauki) też bym się od niego nie uczył, był natomiast przykładem chrześcijańskiego życia z Bogiem i, w moim rozumieniu, prawdziwym Mędrcem. Tak więc nie namawiam Pana do szukania Jezusa „szkiełkiem i okiem” historyka skoro odnajduje Go Pan w inny sposób. Ja jednak nie potrafię wyłączyć u siebie „refleksji krytycznej”, chociaż, proszę mi wierzyć, czasami chciałbym.
    Napisał Pan:
    „Gdybym opisał dziś własne doświadczenie Boga, charyzmaty, które Pan mi dał, a na dodatkowo podzielił się świadectwem ze świeckiej posługi w grupie modlitwy o uwolnienie, to psychiatra zdiagnozowałby zaburzenia percepcji, socjolog uznał mnie za członka moherowej subkultury ciemnogrodu…”
    Ja chciałbym żeby podzielił się Pan tym doświadczeniem. Naprawdę. Co do ciemnogrodu – zdaniem niektórych ja też doń należę więc witam Pana jak brata.
    Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję że Pana nie uraziłem.

  59. Ks. G. Strzelczyk:

    Dopiero pełna świadomość tego, że Zmartwychwstały jest „żyjący na wieki wieków” ( Ap 1, 18 ), może doprowadzić chrystologię, z jednej strony, do uważniejszego zwrócenia uwagi na nowe wątki chrystologiczne pojawiające się wciąż w doświadczeniu chrześcijan, a z drugiej – dopomóc w krytycznej recepcji tychże wątków, jak i innych, konstruowanych w oparciu o elementy zapożyczone z różnych obszarów współczesnej kultury. Oczywiście – sytuacja współczesna różni się od pierwotnej tym, że pole ortodoksyjnych interpretacji tożsamości Chrystusa zostało już określone w orzeczeniach dogmatycznych. Te jednak ani nie regulują wszystkiego, ani też , tym samym, nie wykluczają możliwości stosowania także innych kryteriów.…Dokonując pewnego skrócenia perspektywy, można wręcz zasadnie twierdzić, iż pamięć zmartwychwstania i doświadczenie Żyjącego ( wraz z innymi czynnikami ) doprowadziły do przetworzenia czy dostosowania helleńskich kategorii metafizycznych, pozwalającego ostatecznie na adekwatne wyrażenie za ich pomocą treści chrześcijańskiego rozumienia tożsamości Chrystusa – sformułowanie w V wieku zrębów chrześcijańskiego dogmatu…doświadczenie obecności Zmartwychwstałego miały decydujące znaczenie – tak pod względem formalnym, jak i treściowym – dla formowania się dogmatu chrystologicznego ( czy też w ogóle świadomości dogmatycznej Kościoła ). Jeśli rozumowanie to jest słuszne ( ostrożność księdza! – przyp. AJN ), to za słuszny należy uznać również postulat wzmocnienia perspektywy rezurekcyjnej we współczesnej chrystologii systematycznej. Uwzględnienie tego postulatu mogłoby skutkować pozytywnie w kilku zwłaszcza obszarach, które jedynie krótko zasygnalizuję:

    1. ułatwienie odejścia od tradycyjnej, a dziś problematycznej koncentracji chrystologii na metafizyce;

    2. pomoc w problemach z uznawaniem realności człowieczeństwa Jezusa poprzez silniejsze akcentowanie rozróżnienia pomiędzy jego stanem przed i po wywyższeniu;

    3. ułatwienie integracji rozważania tajemnicy Chrystusa in se i pro nobis ( zmartwychwstanie to wydarzenie dotyczące zarówno Jezusa, jak i – przez Niego – nas ), a zatem chrystologii z soteriologią;

    4. intensyfikacja refleksji nad aktualna rolą człowieczeństwa Chrystusa jako podstawy wszelkiego pośrednictwa;

    5. poprawa egzystencjalnego przełożenia chrystologii systematycznej poprzez uwydatnienie wątku obecności Żyjącego: życie chrześcijańskie to trwanie evn Cristw/VIhsou – w Chrystusie Jezusie…

    ks. G. Strzelczyk, Dogmat chrystologiczny a wydarzenie zmartwychwstania. Wokół zapomnianej relacji, Verbum Vitae 15 ( 2009 ),s. 325 – 342.

  60. To, że bracia i siostry [Jezusa] są tak naprawdę kuzynami lub innymi dalszymi krewnymi, wciąż jest powszechnym nauczaniem Kościoła, choć w ostatnich dziesięcioleciach, niektórzy katoliccy teologowie i badacze, opowiadają się za stanowiskiem mówiącym, iż bracia i siostry Jezusa byli Jego naturalnym rodzeństwem. Godnym uwagi człowiekiem, wśród katolickich egzegetów był niemiecki uczony Rudolf Pesch, który bronił stanowiska naturalnego rodzeństwa w opasłym, dwutomowym komentarzu do Marka. Mimo, że jego twierdzenia wywołały burzę kontrowersji wśród niemieckich katolików, nigdy nie został oficjalnie ocenzurowany i potępiony przez Rzym za swoje poglądy.
    Ks. John Meier.

    Pogląd Helwidiusza staje się coraz bardziej popularny wśród badaczy o katolickiej proweniencji. Nie trzeba nikomu przypominać, że dzieła Pescha i Meiera są opatrzone katolickim: imprimatur. Nie ukrywam, że mój pogląd na te sprawę jest zbliżony do ww egzegetów. Krytycznie do tezy ks. Meiera ustosunkował się, swojego czasu genialny biblista Richard Bauckham ( The brothers and sisters of Jesus: An Epiphanian response to John P. Meir. Catholic Biblical Quarterly 1994; 56 (4): 686-700 ). Jednak nawet jego krytyk napisał:

    My own discussion of this issue, written before I saw Meier’s, was published after his book A Marginal Jew I reached a different conclusion: that although the Hieronymian view is very improbable, the historical evidence is not decisive in favor of either the Helvidian view or the Epiphanian view.

    Proszę zauważyć, że nawet ktoś kto odnosi się krytycznie do hipotezy ks. Meiera, odnosi się do niej, nie w taki sposób, w jaki próbują to uczynić zwolennicy Dziewictwa Maryi ( za wszelka cenę ), lecz stara się uprawdopodobnić dwie teorie: Helwidiusza i Epifaniusza, a teorię św. Hieronima nadal uznaje za najmniej prawdopodobną – a to właśnie ona przyjęła się w nauczaniu Kościoła.Czyż nie miał racji ojciec Xavier Leon – Duffour konstatując?

    Kim są ci bracia Jezusa? Krytyka widzi w nich – zgodnie ze znaczeniem greckiego adelphos – braci Jezusa według ciała. Z przyczyn natury teologicznej katolicy odwołują się zazwyczaj do hebrajskiego substratu ah, słowa o bardzo szerokim znaczeniu: ludzie tego samego rodu ( Xavier Leon – Dufour, Lecture de l`Evangile selon Jean, t. 2, s. 212 ).

    To nie historyczne racje stoją za utożsamieniem braci Jezusa z kuzynami, ale racje teologiczne i dlatego też bardzo łatwo jest apologetom Dziewictwa Maryi zarzucić aprioryczność ich ustaleń, ponieważ już na samym ich początku wiedzą dokąd będą zmierzać. Jeden z reporterów pracujący w katolickim dzienniku „La Croix” ( dyrektor generalny „La Vie catolique” ), który napisał, dość ciekawą pozycję na temat Jezusa, stwierdził w niej pewne oczywistości, które każdy powinien wziąć sobie do serca:

    Jest bardzo prawdopodobne, nawet gdyby to prawdopodobieństwo było szokujące, że Jezus miał rodzeństwo, że jako prawdziwy człowiek miał prawdziwą rodzinę i to liczną, jak to było podówczas w zwyczaju, oraz że był synem kobiety. Tymczasem cała literatura robi z Maryi nie tylko wieczna dziewicę, ale istotę niemal bezcielesną. Po prawdzie nie ma w tym nic, co w jakikolwiek sposób mogłoby uszczknąć jej wielkości bądź zakłopotać wierzącego. Jednak Kościół katolicki wyniósł kult maryjny na takie wyżyny, że każde muśnięcie tradycyjnego wizerunku Maryi wprawia niektórych w zakłopotanie, nastrajając podejrzliwie nie tylko do tego zdarzenia, ale do samej istoty sprawy. A istota jest gdzie indziej ( J. Duquesne, Jezus,Gdańsk 1996, s. 52 – 53 ).

    Katolicy, którzy kontestują tradycyjne nauczanie Kościoła odnośnie braci Jezusa są na jego marginesie – chciałbym, aby nadal nas tam pozostawiono – skoro nie można inaczej – ale w Kościele. Nigdy nie chciałbym, abym musiał dokonywać wyboru, pomiędzy czymś co uważam za oczywiste, a czymś co musiałoby przeczyć tej oczywistości. Być może – raczej na pewno – są ludzie, którzy uważają, że bracia Jezusa są Jego kuzynami i ich wiedza nie przeszkadza im wierzyć – ja jednakże nie ufam tej wiedzy i bardzo proszę o niezmuszanie mnie do jakiejkolwiek jej konfrontacji z dogmatem i nauczaniem, które nie mają nic wspólnego ze skromną galilejska kobietą Miriam, mieszkającą w spokojnej wsi – Nazaret, dwa tysiące lat temu. Przynajmniej niech ten, który mnie będzie chciał przekonać – niech przekona najpierw samego siebie…

  61. Prawda o dziewictwie Maryi post partum jest istotowym elementem treści dogmatu. Trzeba wierzyć w obecność Ducha w Kościele, a tej obecności płynie przekonanie Vaticanum II:
    „Ogół wiernych (…) nie może zbłądzić w wierze”.
    Panie Andrzeju, jednak jest Pan tutaj kimś więcej niż naukowcem, jest Pan apostołem własnej niewiary.
    Cytat z Papieża Franciszka, z dziś: „Same idee nie dają życia, a ten kto zmierza tą drogą trafia w końcu do labiryntu i nie jest w stanie wyjść. Dlatego właśnie w samych początkach Kościoła pojawiały się już herezje. Polegają one na usiłowaniu pojęcia jedynie naszą myślą i intelektem, kim jest Jezus. Pewien angielski pisarz powiedział, że herezja jest ideą, która stała się szaleństwem. Ta droga prowadzi donikąd”.
    Z punktu widzenia fenomenologii przeszłośc Vermesa ma duże znaczenie, bo obarcza jego przed-założenia. Oczywiście też konfesyjność każdego z nas działa tak samo. Poszukiwanie wygrywa ten, kto argumentuje przekonująco.
    Argumenty z tej dyskusji nijak nie są w stanie obalić tego, że Maryja pozostała Dziewicą na zawsze. Żaden z nich tego nie udowadnia, a wszystkie obciążone są hipotetycznością. Dziwie się Panie Andrzeju, że tyle wieków wiary Kościoła sprzedaje Pan za hipotetycznej wartości stawkę. Z Bogiem

  62. I jeszcze jedno:
    „bardzo proszę o niezmuszanie mnie do jakiejkolwiek jej konfrontacji z dogmatem i nauczaniem, które nie mają nic wspólnego ze skromną galilejska kobietą Miriam”.
    Tak, Pan Andrzej wie, jaka Ona była…….

  63. Być może jestem w labiryncie. Czy sprzedaje wiele wieków wiary Kościoła? Bóg wie, że wielokrotnie o tym myślę. Nie jest mi z tym dobrze. Nie umiem sobie z tym poradzić w zadowalający sposób ( mnie ). Metoda historyczno – krytyczna doprowadziła mnie do momentu, do którego nie chciałem dojść. Co robić? Grzechem chyba byłoby okłamywać samego siebie i mówić ( pisać ), że wierzy się w coś, co się nie wierzy. Nie wyobrażam sobie opuszczenia z tego powodu Kościoła, tym bardziej, że mam za sobą jakieś precedensy. Ktoś powiedziałby: Zostań protestantem i po problemie. Nie chciałbym nigdy w ten sposób uzgadniać mojej wiedzy ( być może cząstkowej ) z wiarą.

    Odnośnie Vermesa. To był geniusz – nie ulega to żadnej wątpliwości. Myślę, że jeszcze długo będziemy czekali na kogoś takiego. Jednak nie akceptuje przecież jego ustaleń w całości, ponieważ gdyby tak było, to Boga szukałbym w synagodze ( co nie oznacza, że Go tam nie ma ). Co do przeszłości profesora i punktu widzenia fenomenologii – o której Pan pisze – świadomość żydowska została przeorana Holocaustem ( z czym się chyba Pan ze mną zgodzi ); świadomość chrześcijańska jeszcze do końca nie, a więc, być może, Żyd – Jezus, Vermesa, jest bardziej żydowski, niż Jezus historyczny, ale to niewielki błąd w porównaniu z pewnymi kręgami chrześcijańskich teologów, którym judaizm Chrystusa bardzo uwiera. Jezus nie założył Kościoła; nie tworzył podwalin pod Nową Religię; nie zamierzał zastąpić judaizmu jakąkolwiek zhierarchizowaną strukturą i dlatego zarówno chrześcijanie jak i Żydzi mogą się do Niego swobodnie odwoływać. Nikt nie może Go zawłaszczyć na swój użytek wewnętrzny. Nie widzę wobec tego żadnego zła, ani też niebezpieczeństwa, w tym, że Żyd ( jakikolwiek ) poświęca swoje życie badaniom Jego Osoby. Dialog między religiami musi ( może lepsze słowo: powinien ) polegać na pewnej wolności, która może – nie musi ( może lepsze słowo: i powinna ) – prowadzić do punktów wspólnych i na nich się też koncentrujmy.

  64. Nadużyć w tekście co niemiara.
    Np. „św. Ireneusz twierdził, że Jezus powstał z Maryi, która dotąd była Dziewicą ( ex Maria quae adhuc erat Virgo ), co wyraźnie sugeruje, iż Lyończyk zakładał jej Dziewictwo jedynie do czasu zrodzenia Zbawiciela ( św. Ireneusz, Adversus hereses III 21, 10 ). Stanowisko to podzielał Orygenes ( por. In Lucam hom. 14, 7; zob. M. Starowieyski, Mariologia Orygenesa , PSP 36, 5-29, spec. s. 13-20 [Bogurodzica Dziewica]”.

    „Adhuc erat” nie pełni roli orzekającej od przyszłości. Chce Pan sobie coś tu udowodnić Panie Andrzeju…

    Orygenes Pan też uważnie nie czyta. „Zgodnie z opinią ludzi głoszących słuszne poglądy o Marii nie miała ona żadnego innego syna poza Jezusem” (Komentarz do Ewangelii św. Jana, I, 4; SC 120, s. 71; przekład S. Kalinkowski, ATK, W-wa 1981, PSP, XXVIII, cz. 1, s. 55″. Orygenes umiera w 254 roku,

  65. T napisał:
    „Panie Andrzeju, jednak jest Pan tutaj kimś więcej niż naukowcem, jest Pan apostołem własnej niewiary.”

    Apostołów niewiary znajdzie Pan (Pani?) na dziesiątkach stron internetowych, forów dyskusyjnych etc. gdzie atakują Kościół z różnych pozycji, spotykając się z, niestety bardzo często nieudolnymi, próbami obrony ze strony katolików. W tym świetle należałoby raczej nazwać pana Andrzeja apologetą. Pan Nowicki, w moim rozumieniu, nie podważa dogmatu o dziewictwie Maryi, stara się go zrozumieć i wytłumaczyć w świetle nowych odkryć historycznych. Wysiłek ten widać szczególnie w wątku: „Dziewicze narodziny Jezusa z Nazaretu.”

    T napisał:
    „Argumenty z tej dyskusji nijak nie są w stanie obalić tego, że Maryja pozostała Dziewicą na zawsze. Żaden z nich tego nie udowadnia, a wszystkie obciążone są hipotetycznością.”

    Ciągle spotykam ten argument. Kiedy metody historyczne potwierdzają nasze przekonania to hurra, ale jeśli są nie po naszej myśli… no to przecież „obciążone są hipotetycznością.” W teorię ewolucji też Pan nie wierzy? Bo przecież nie udowodniono jej empirycznie.
    Na koniec cytat:
    „Natomiast teologia (czyli, mówiąc najogólniej, rozumowa refleksja nad treścią wiary religijnej) nie jest niezależna od rozwoju nauki.(…) Rozwój nauki, wprowadzając rewolucyjne zmiany lub korektury do obowiązującego obrazu świata, pozwala eliminować tego rodzaju pseudodogmaty ze zbioru twierdzeń religijnych. Jest to doniosła oczyszczająca rola nauki w stosunku do teologii. W związku z tym mówi się czasem o odmitologizowaniu teologii przez rozwój nauk świeckich. Zabieg taki może być związany z bolesnymi dla teologów cięciami, ale po pierwsze – jest to sprawą uczciwości samej teologii, i po drugie – tylko wtedy teologia będzie miała szansę przemówić do człowieka przyszłości.”
    Michał Heller, Wszechświat i Słowo, wyd. Znak, Kraków 1994, s. 24
    Z Bogiem

  66. A jakie Pan, Panie Andrzeju czyta opracowania egzegetyczne spoza kręgu Vermesa i reszty? Bultmannem onegdaj też tak się ekscytowano. Dziś widać masę błędów, które popełnił. Pan tu głównie cytuje ludzi z kręgów trzeciego badania. W egzegezie jest wiele metod, może warto popływać po innych wodach? Czytał Pan „Ewangelie w ogniu dyskusji?” Moim zdaniem ks. Witczyk dobrze polemizuje.

    Z twierdzeniem, że Jezus nie założył Kościoła też sytuuje się Pan de facto poza Kościołem, a nawet poza klasyczną egzegezą protestancką.

    ” być może, Żyd – Jezus, Vermesa, jest bardziej żydowski”/ Pańskie „być może” i „prawdopodobnie”, jak to powyżej wskazywano jest świadectwem wartości podejmowanej spekulacji.

    Pan Nowicki: „proszę o niezmuszanie mnie do jakiejkolwiek jej konfrontacji z dogmatem”. Grzegorz T: „Pan Nowicki, w moim rozumieniu, nie podważa dogmatu o dziewictwie Maryi”. II Sobór Konstantynopolitański: „Jeśli ktoś nie wyznaje…. że Syn Boży zstąpił z nieba, przyjął ciało…. chwalebnej Bożej Rodzicielki zawsze Dziewicy Maryi – n.b.w”.

  67. Panie Grzegorzu, akurat ks. Hellera czytam. Nigdzie nie sugeruje on, że trzeba odwoływać dogmaty. Pseudodogmaty to twierdzenia, które zagościły w spektrum idei teologicznych, nie znajdując oparcia ani w Objawieniu, ani w Tradycji, ani w spekulacji racjonalnej. Nigdzie Heller nie nawołuje do rewizji zdogmatyzowanych prawd wiary.

  68. T napisał:
    „Panie Grzegorzu, akurat ks. Hellera czytam. Nigdzie nie sugeruje on, że trzeba odwoływać dogmaty.”

    Ja też nie. Pan Andrzej? Niech odpowie za siebie.

    „…zawsze Dziewicy Maryi…”
    Co oznacza ten zwrot?

  69. Nowicki nie czyta uważnie Orygenesa. ( Hipoteza Pana „T” ).

    Warto wyjaśnić sobie od razu pewne kwestie. Artykulik nie jest pracą naukową przekazuje on pewne informacje w skrócie. Wyjaśnię moje stanowisko odnośnie Orygenesa, ale muszę od razu stwierdzić, że Orygenes w przeciwieństwie do św. Pawła, który znał braci Jezusa osobiście i św. Hegezypa, który również wywodził się ze środowiska bliskiego depozytariuszom nie jest dla mnie świadkiem ( w ogóle nie jest świadkiem ) wiarygodnym. O św. Ireneusz też coś wspomnę innym razem.
    Fragment z Katen na który się Pan powołuje pochodzi z Komentarza do Ewangelii według św. Jana. Już od dłuższego czasu kwestionuje się ich autentyczność oraz możliwość tego, że wyszły one spod pióra Orygenesa. Kateny – jak Pan zapewne wie – znajdują się na marginesach miniskułów 139 i 887 ( Biblioteka Watykańska ). Pięć z nich jest zapewne autentyczna, ponieważ odnajdujemy je u innych ojców Kościoła jako dzieła Orygenesa. Zapyta Pan zapewne co z pozostałymi 135 fragmentami? Według Robert Devresse ( Devresse R. Essai sur Théodore de Mopsueste ) części: 42, 62, 63, 100, 105, 111, 112, 116, 119 są autorstwa Teodora z Mapsuestii. Natomiast fragmenty 17, 51, 53 i 120 niejaki Joseph Reuss odnalazł u Ammoniusza z Aleksandrii. Nie będę wchodził w szczegóły ( chyba, że powie Pan sprawdzam ), w każdym bądź razie zidentyfikowano wiele fragmentów jako nie pochodzących od Orygenesa. Dlatego też jak twierdzi R. E. Hein ( Can the Catena Fragments o Origen’s Commentary on John Be Trusted? ), jest bardzo mało prawdopodobne, aby Kateny poza nielicznymi fragmentami miały coś wspólnego z Orygenesem. Wydaje się, że starożytny egzegeta zamknął Komentarz do Jana na 32 księgach. Zgadzałoby się to ze świadectwem św. Hieronima, który w komentarzu do Łukasza pisze, że Orygenes napisał tylko 32 rozdziały tego pisma. Teraz dopiero pozostaje nam omówić przykład, który cytuje Pan w przekładzie S. Kalinkowskiego. Oto wymieniony przez P. fragment:
    Εἰ γὰρ οὐδεὶς υἱὸς Μαρίας κατὰ τοὺς ὑγιῶςπερὶ αὐτῆς δοξάζοντας ἢ Ἰησοῦς φησὶ δὲ Ἰησοῦς τῇ μητρ
    oraz tłumaczenie:
    For if Mary, as those declare who with sound mind extol her, had no other son but Jesus, and yet Jesus says to His mother

    Jeśli więc jak twierdzą ci, którzy z radością w sercu oddają jej wokoło cześć, Maria nie miała innego syna poza Jezusem, to Jezus powiedział do swojej Matki

    Nie ma w tekście słowa „słuszne” oraz „poglądy”. Zdanie ma tryb przypuszczający ( proszę w wolnej chwili spojrzeć: http://khazarzar.skeptik.net/pgm/PG_Migne/Origenes_PG%2011-17/Commentarii%20in%20evangelium%20Joannis.pdf ).

    Napiszę coś jeszcze o Orygenesie, dziwię się jednak jednemu. Nie zauważył Pan, że ja nie napisałem, że Maryja – według Orygenesa – przestała być Dziewicą, ponieważ miała potomstwo, tylko, że Orygenes zakładał jej Dziewictwo do czasu zrodzenia Pana. Fragment, który Pan przytoczył niczego więc do wyżej wymienionych rozważań nie wnosi. Proszę raczej skupić się na św. Pawle, Józefie Flawiuszu oraz św. Hegezypie. Z Ewangelii warto analizować Marka ( najstarszy synoptyk ) oraz Jana ( tradycja przynajmniej częściowo niezależna od Marka ).
    Pozdrawiam.

  70. Gdyby jednak Pan „T”, omawiając Orygenesa, był bardziej dociekliwy, to mógłby przecież powołać się też, na Komentarz do Ewangelii św. Mateusza jego autorstwa:
    Καὶ ὅλην γε τὴν φαινομένην αὐτοῦ ἐγγυτάτω συγγένειαν ἐξευτελί ζοντες ἔφασκον τὸ οὐχ ἡ μήτηρ αὐτοῦ λέγεται Μαριὰμ καὶ οἱ ἀδελφοὶ αὐτοῦ Ἰάκωβος καὶ Ἰωσὴφ καὶ Σίμων καὶ Ἰούδας; Καὶ αἱ ἀδελφαὶ αὐτοῦ οὐχὶ πᾶσαι πρὸς ἡμᾶς εἰσιν; Ὤιοντο οὖν αὐτὸν εἶναι Ἰωσὴφ καὶ Μαρίας υἱόν. Τοὺς δὲ ἀδελφοὺς Ἰησοῦ φασί τινες εἶναι, ἐκ παραδόσεως ὁρμώμενοι τοῦ ἐπιγεγραμμένου κατὰ Πέτρον εὐαγγελίου ἢ τῆς βίβλου Ἰακώβου, υἱοὺς Ἰωσὴφ ἐκ προτέρας γυναικὸς συνῳκηκυίας αὐτῷ πρὸ τῆς Μαρίας. Οἱ δὲ ταῦτα λέγοντες τὸ ἀξίωμα τῆς Μαρίας ἐν παρθενίᾳ τηρεῖν μέχρι τέλους βούλονται, ἵνα μὴ τὸ κριθὲν ἐκεῖνο σῶμα διακονήσασθαι τῷ εἰπόντι λόγῳ·… ( Księga 10, 17 ).

    Orygenes najpierw powołuje się na Ewangelię Mateusza, a następnie określa najbliższych Jezusa nie jako krewnych, ale używa oznaczenia najbliżsi krewni. Dopiero w drugiej części tego fragmentu omawia inną teorię: bracia to synowie Józefa z poprzedniego jego związku ( przed Maryją ). Stwierdza jednak zdecydowanie, że pogląd ten pochodzi z apokryfów ( Ewangelia Piotra, Protoewangelia Jakuba ) i podaje powód, dla którego te pogłoski są kolportowane: aby zachować honor Maryi w dziewictwie do samego końca. Skoro te pogłoski służą uzasadnieniu Dziewictwa Maryi, to jakich najbliższych krewnych Jezusa mógł mieć Orygenes na myśli? – chyba nie kuzynów, bo wtedy nie byłoby potrzeby wymyślać, poprzedniego małżeństwa Józefa i owoców tego związku, aby wytłumaczyć fakt istnienia braci Jezusa z Dziewictwem Jego Matki.

    Ireneusz z Lyonu w trzeciej księdze Przeciw herezjom porównuje ze sobą Ewę ( pramatkę z Księgi Rodzaju ) i Maryję. I stwierdza, że w momencie otrzymania nakazu od Boga obie były ( łac. adhuc ) dziewicami , choć posiadały mężów, a sama Maryja została obiecana Józefowi. Analogię tę św. Ireneusz zestawia paralelnie do Adama i Jezusa, i drugi Adam ( czyli Jezus ) począł się gdy Maryja była Dziewicą. Adam powstał z dziewiczej ziemi, która jeszcze nie obrodziła, gdyż Bóg nie zesłał jeszcze deszczu, bez ziemskiego ojca a Jezusa, stworzył Bóg w łonie Dziewicy, która jeszcze nie porodziła. Ziemia przestała być dziewicza gdy porodziła Adama; tak i Maryja przestała być Dziewicą gdy porodziła Jezusa ( ex Maria quae adhuc erat Virgo ). Według ks. Meiera nie jest to jednak żaden dowód, a jedynie wyraz poglądów Lyończyka na tę kwestię. Ksiądz twierdzi, że aż do IV wieku nikt nigdy nie był potępiany za zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska w kwestii Dziewictwa Maryi ( Św. Ireneusz, Przeciw Herezjom, 3, 21, 10;3, 22, 4 ).

  71. Józef Flawiusz a problem Jakuba, brata Jezusa.

    Flawiusz jest jedynym historykiem żydowskim z I wieku, który wspomina Jakuba nazywając go bratem Jezusa, zwanego Chrystusem ( Ant 20, 200 ). Ks Meier zauważa, że greka używana przez Józefa rozróżnia „brata” od „kuzyna”, jest to widoczne szczególnie w sytuacjach w których reinterpretuje on biblijną historię, albowiem zastępuje on wyrażenie „brat” bardziej dokładnym „kuzyn”. Tak więc jest to szczególnie istotne, że Józef Flawiusz niezależny pisarz żydowski z pierwszego wieku, nazywa Jakuba w Jerozolimie, bez zbędnych ceregieli, „bratem Jezusa”.
    Część polskich apologetów Dziewictwa Maryi, wśród nich niejaki Lewandowski, starają się forsować przeciwną interpretację:

    Innym autorem, który w czasach Jezusa stosował greckie słowo „brat” (adelfos) wobec krewnych nie będących rodzeństwem, był Józef Flawiusz, stosujący to słowo wobec kuzynów ( por. Józef Flawiusz, Dawne dzieje Izraela, 1, 209 i 211; tenże, Wojna żydowska, 6, 6, 4-7, 1; czytaj więcej na: http://lewandowski.apologetyka.info/kosciol-katolicki/maryja/czy-nt-odroznia-braci-od-krewnych-przeczac-tym-samym-idei-jedynactwa-jezusa,388.htm ).

    Czy jednak możliwe jest, aby badacz, uznawany za jednego z najwybitniejszych znawców epoki Jezusa, pomylił się i to, w tak istotnej kwestii? W pierwszym fragmencie Flawiusza, na który powołał się Lewandowski ( Ant 1,209 ) nie występuje słowo brat: w ustępie tym spotykamy Sarę, która ma udawać siostrę Abrahama. Z kolei w Ant 1, 211, owszem występuje słowo „brat”, ale określa ono pokrewieństwo pomiędzy Haranem a Abrahamem, którzy byli braćmi przyrodnimi. Co w takim razie z ostatnim przywołanym fragmentem pism Flawiusza z Wojny żydowskiej? Lewandowski stara się prawdopodobnie zasugerować, jakoby występujące tam słowo:”bracia” było tym samym co greckie: „krewni” .

    Κατὰ ταύτην τὴν ἡμέραν οἵ τε Ἰζάτου βασιλέως υἱοὶ καὶ ἀδελφοί, πρὸς οἷς πολλοὶ τῶν ἐπισήμων δημοτῶν ἐκεῖ συνελθόντες, ἱκέτευσαν Καίσαρα δοῦναι δεξιὰν αὐτοῖς. ὁ δὲ καίτοι πρὸς πάντας τοὺς ὑπολοίπους διωργισμένος οὐκ ἤλλαξε τὸ ἦθος, δέχεται δὲ τοὺς ἄνδρας.καὶ τότε μὲν ἐν φρουρᾷ πάντας εἶχε, τοὺς δὲ τοῦ βασιλέως παῖδας καὶ συγγενεῖς δήσας ὕστερον εἰς Ῥώμην ἀνήγαγεν πίστιν ὁμήρων παρέξοντας
    Tego dnia prosili Cezara o łaskę synowie i bracia króla Izatesa i oprócz nich wielu znakomitych mężów, którzy się tam zebrali. On zaś, choć był srodze rozgniewany na wszystkich mieszkańców, którzy jeszcze pozostali, nie odstąpił od swego dawnego sposobu postępowania i zgodził się przyjąć owych mężów. Na razie trzymał ich wszystkich pod strażą, lecz później synów i krewnych królewskich odesłał w więzach do Rzymu, aby mieć w nich jako zakładnikach gwarancję wierności ich kraju ( Wojna żydowska VI, 6, 4 ).
    Tekst ten nic nie wnosi do rozważań w kwestii rodzeństwa Jezusa ( zauważmy, że nie ma w nim nic, co mogłoby sugerować postawienie znaku równości pomiędzy wyrażeniem „kuzyn” – „brat” ). Wśród „znakomitych mężów” znajdowali się również krewni króla Izatesa ( historycznie mamy potwierdzoną nawet taka krewną – Grapte ). Tekst Flawiusz dobrze jest naświetlić nim samym, a jest to możliwe, ponieważ opisuje on tą samą sytuację w Dawnych dziejach Izraela:
    δ’ Ἰζάτης ὡς παρέλαβεν τὴν βασιλείαν, ἀφικόμενος εἰς τὴν Ἀδιαβηνὴν καὶ θεασάμενος τούς τε ἀδελφοὺς καὶ τοὺς ἄλλους συγγενεῖς δεδεμένους ἐδυσχέρανεν τῷ γεγονότι. καὶ τὸ μὲν ἀνελεῖν ἢ φυλάττειν δεδεμένους ἀσεβὲς ἡγούμενος, τὸ δὲ μνησικακοῦντας ἔχειν σὺν αὐτῷ μὴ δεδεμένους σφαλερὸν εἶναι νομίζων, τοὺς μὲν ὁμηρεύσοντας μετὰ τέκνων εἰς τὴν Ῥώμην ἐξέπεμψε Κλαυδίῳ Καίσαρι, τοὺς δὲ πρὸς Ἀρταβάνην τὸν Πάρθον ἐφ’ ὁμοίαις προφάσεσιν ἀπέστειλεν ( Ant 20, 35 – 38 )
    Tekst już bezsprzecznie wskazuje, że mowa w nim o braciach i innych krewnych. Przykłady Lewandowskiego są wyjątkowo nieudane, prawdopodobnie świadectwo Flawiusza odnośnie rodzeństwa Jezusa, uwiera bardzo apologetów Dziewictwa Matki Pana – dlatego też warto zatrzymać się nad nim troszkę dłużej.

    Czy Flawiusz odnosząc się do tekstów hebrajskich, które nie znają precyzyjnego określania pokrewieństwa, stara się ująć je w trafniejszy sposób w języku greckim? W Pierwszej Księdze Mojżeszowej, Abraham zwracając się do Lota nazwał go bratem ( ’a•ḥîm; por. Rdz 13, 8 ). Z tej samej księgi wiemy, że Terach był ojcem Abrahama, a ojcem Lota był Haran ( Rdz 11, 27 ). Jak te koligacje rodzinne określa żydowski pisarz z pierwszego wieku?

    Ἁβράμῳ δὲ ἀκούσαντι τὴν συμφορὰν αὐτῶν φόβος τε ἅμα περὶ Λώτου τοῦ συγγενοῦς εἰσῆλθε καὶ οἶκτος περὶ τῶν Σοδομιτῶν φίλων ὄντων καὶ γειτνιώντων

    Dowiedziawszy się o ich klęsce, Abraham zatrwożył się o Lota, swego krewnego, a również żal mu było Sodomitów jako przyjaciół i sąsiadów ( Ant 1, 176 ).

    Flawiusz tworząc po grecku, odchodzi od nazewnictwa starotestamentalnego i relacje pomiędzy Lotem a Abrahamem, określa precyzyjnie, rezygnując z hebrajskiego wieloznacznego „brata” na rzecz słowa „krewny”.

    Czy Flawiusz potrafił precyzyjnie określić kogoś „kuzynem” pomimo, iż tekst ST nazywał kogoś „bratem”? W Rdz 29, 12 Jakub, określił się jako brat Racheli ( hebr. ah ); Septuaginta tłumacząc ten tekst umieściła tam słowo „adelphos” ( „brat” ), pomimo, iż wiadomo było, że Rebeka ( matka Jakuba ) była córką Betuela, a z kolei Laban ( ojciec Racheli ) to był wuj Jakuba ( por. Rdz 28, 2 ). Co na to Flawiusz?

    Ῥεβέκκα γὰρ μήτηρ ἐμὴ Λαβάνου πατρὸς τοῦ σοῦ ἀδελφὴ πατρός τε τοῦ αὐτοῦ καὶ μητρός, ἀνεψιοὶ δ᾽ ἐσμὲν ἡμεῖς ἐγώ τε καὶ σύ

    Rebeka jest siostrą twojego ojca, z tego samego ojca i tej samej matki. A więc jesteśmy kuzynami< ( Ant 1, 19, 4 ).

    Można zatem wyprowadzić twierdzenie, że u Flawiusza „adelphos”, oznacza zawsze brata rodzonego lub też przyrodniego. Flawiusz określając Jakuba, bratem Jezusa, powiedzmy to – nie owijając tego w bawełnę – uważał że Nazarejczyk miał przynajmniej jednego brata. Pójdźmy dalej: gdybyśmy więc nawet założyli, że część perykop Ewangelii powstała jako tłumaczenie aramejskich prototekstów, to, po pierwsze: ciągłe umieszczanie Maryi w towarzystwie braci Jezusa musiałoby spowodować, tak samo jak w przypadku tekstów starotestamentalnych, jakieś doprecyzowanie pokrewieństwa ( jak to było np. w przypadku Rebeki i Jakuba ), ponieważ każdy czytający, kojarzyłby braci Jezusa jako Jego naturalne rodzeństwo, a Maryję jako ich Matkę; po drugie: wcale nie oznaczałoby to, że tłumacz, w tym wypadku Ewangelista nie mógłby sięgnąć po słowo „kuzyn”, aby uściślić tekst wyjściowy, jak to było w przypadku Flawiusza. W książce: Mary in the New Testament, tak wybitni bibliści jak Brown, Donfried, Fitzmyer, Reumann, uważają że nowotestamentalni „bracia” Jezusa mogliby być kuzynami jedynie wtedy, gdyby Marek był poprzedzony jakimś hebrajskim lub też aramejskim pierwowzorem: na to dowodów jednak brak. Co więcej, jak wynika z analiz filologicznych pism Flawiusza, nawet oryginał hebrajski, nie wymuszał na pisarzu, tworzącym w języku greckim, oddawania dosłownego znaczenia hebrajskich substytutów – mógł on wyrażać się precyzyjnie, zwłaszcza jeśliby mu na tym zależało, ponieważ chciałby przekazać jakąś istotną prawdę.

    Vittorio Messori, fanatyczny obrońca Dziewictwa Maryi, który Helwidiusza nazwał ciemnoskórym dyletantem, a ks. Meiera i jemu podobnych ostrzegł śmiercionośnymi sankcjami ze strony ekstremistów islamskich, o wzmiance Flawiusza wypowiedział się następująco:

    Bardzo istotna jest właśnie ta linijka, w której czyni odniesienie do egzekucji pewnego Jakuba, którego Flawiusz określa jako „brata Jezusa, rzekomego Chrystusa”. Aluzja ta nie może stanowić późniejszej chrześcijańskiej interpolacji, bowiem według wszelkiego prawdopodobieństwa nie mówiono by wtedy wcale o „bracie Jezusa”, ale o kuzynie, zważywszy na polemikę, która już wtedy rozdzierała Kościół w związku z „braćmi i siostrami Jezusa” ( V. Messori, Opinie o Jezusie,Kraków 1993, s. 203 ). Messori uznaje autentyczność wzmianki Flawiusza, ponieważ mówi ona o Jakubie jako bracie Jezusa, a nie kuzynie. Messori tym samym, częściowo sam oddał sobie strzał w stopę.

  72. Panie Andrzeju, SZACUNEK za wypowiedź, ale jeśli „być może” jest Pan w labiryncie i jest z tym Panu „źle” to po co Pan prowadzi ten blog? Żeby wciągnąć innych w labirynt smutku i dylematów?

  73. Nie, ponieważ wzorem dla mnie jest ojciec Francois Dreyfus, którego słowa pozwolę sobie zacytować jako odpowiedź dla Pana:

    Nie jestem lękliwy, bo Kościół katolicki, któremu służę…wielokrotnie zachęcał egzegetów, by śmiało szli do przodu, dając świadectwo podwójnej wierności: z jednej strony surowym wymogom metody historyczno – krytycznej, z drugiej zaś tradycji i żywemu magisterium Kościoła. Będę wzorował się na ojcu LANGRANGE`U, założycielu Szkoły Biblijnej w Jerozolimie…Boleśnie przeżył on tę podwójną wierność ( F. Dreyfus OP, Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem?, Poznań 1995, s. 12 ).

  74. No to niech Pan przyjmie nauczanie Tradycji i żywego magisterium. Wybiórczo Pan to wzorcowe odniesienie traktuje. Lagrange spierał się z Magisterium o metodę i egzegezę, ale nie kwestionował nigdy istotnej treści orzeczeń dogmatycznych. Trzymanie się tych pryncypiów chroni przed chorobą tu opisaną: 1 Tm 6 „Jeśli ktoś naucza inaczej i nie trzyma się zdrowych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, jest nadęty, niczego nie pojmuje, lecz choruje na dociekania i słowne utarczki”.

  75. PANIE ANDRZEJU, PAN NIE ZNA GREKI!!!!!!
    Albo Pan się walnął zdrowo, krytykując Kalinkowskiego albo uprawia Pan tu jakieś popisy komentując teksty greckie.

    Odnoszę się do fragmentu Pańskiej wypowiedzi:
    „Oto wymieniony przez P. fragment:
    Εἰ γὰρ οὐδεὶς υἱὸς Μαρίας κατὰ τοὺς ὑγιῶςπερὶ αὐτῆς δοξάζοντας ἢ Ἰησοῦς φησὶ δὲ Ἰησοῦς τῇ μητρ

    oraz tłumaczenie:
    For if Mary, as those declare who with sound mind extol her, had no other son but Jesus, and yet Jesus says to His mother

    Jeśli więc jak twierdzą ci, którzy z radością w sercu oddają jej wokoło cześć, Maria nie miała innego syna poza Jezusem, to Jezus powiedział do swojej Matki”

    Nie ma w tekście słowa „słuszne” oraz „poglądy”

    1. Kopiuje Pan źle teksty, spacji brakuje.
    2. W tekście to nie ma żadnej „radości w sercu”!!!!!!!!!!!!!
    Z kosmosu Pan to wziął!
    3. hygios doxadzontas znaczy dokładnie mający zdrowe, słuszne (oba wyrażenia i zdrowy, i słuszny wskazuje słownik Montanariego) opinie/poglądy. Oczywiście doxadzontas można przetłumaczyć w drugiej wersji jako „oddający cześć”, ale połączenie z hygios wskazuje jednoznacznie na lekturę „zdrowa opinia”.

  76. Panie „T”.

    Nie krytykuje Kalinkowskiego. Co do znajomości GREKI: uczyłem się jej tylko przez dwa lata ( u nie żyjącego już T. Górskiego ). Teksty są kopiowane ze stron internetowych, ponieważ nie mam wymaganej czcionki. Tłumaczenie dosłowne, którego się Pan domaga to:
    Jeżeli więc, jak twierdzą ci którzy słusznie ją wokoło wychwalają/ czczą, Maria nie miała innego syna to…
    Tłumaczenie na angielski odnajdzie Pan: http://st-takla.org/books/en/ecf/009/0090202.html oraz http://www.newadvent.org/fathers/101501.htm – a zatem nie wszyscy przekładają ten tekst tak jak czyni to Kalinkowski.
    Nic Pana komentarz do sprawy nie wnosi. Jeszcze raz powtarzam słowa z poprzedniego komentarza: Nie zauważył Pan, że ja nie napisałem, że Maryja – według Orygenesa – przestała być Dziewicą, ponieważ miała potomstwo, tylko, że Orygenes zakładał jej Dziewictwo do czasu zrodzenia Pana. Fragment, który Pan przytoczył niczego więc do wyżej wymienionych rozważań nie wnosi. Proszę raczej skupić się na św. Pawle, Józefie Flawiuszu oraz św. Hegezypie. Z Ewangelii warto analizować Marka ( najstarszy synoptyk ) oraz Jana ( tradycja przynajmniej częściowo niezależna od Marka ).

  77. ὑγιῶς – jest przysłówkiem, nie przymiotnikiem: http://www.perseus.tufts.edu/hopper/morph?l=u%28giw%3Ds&la=greek&prior=ou%29x. Może być więc użyty jako „słusznie”, lecz nie w formie przymiotnika „słuszne”. Słusznie jest zatem wychwalać Marię, a nie: słuszne (poglądy) na temat nieposiadania przez Marię innego syna. „ὑγιῶςπερὶ” – za słowo, które zlało się w jedno – przepraszam; proszę uwzględnić, że nie stało się to celowo.

  78. Pozwoli Pan, że zostanę wolny i będę skupiał się na wątkach, które wybieram. Jest Pan bardzo autorytarny i apodyktyczny niestety.

    Doxa, od której nasz sympatyczny czasownik bierze początek, jak Pan wie, oznacza również sławę, rozgłos, famę. W tym sensie doxadzo oznacza również szerzyć sławę, przekonanie!!!!! Takie tłumaczenie podają duże słowniki.

    Co do słuszne – w tekście Kalinkowskiego oczywiście jest forma przysłówkowa. Literówka była moja.

  79. Tak, może Pan wybierać wątek jaki Pan chce, ale proszę, aby polemizować trafnie. Pan chciał wskazać, że – według Pana – Orygenes uważał, że Maryja nie posiadała potomstwo i to był zarzut w stosunku do mnie. Tymczasem, ja we wpisie nie twierdziłem, że Orygenes uważał, że Maryja miała potomstwo. Polemizuje więc Pan z poglądami, których nie głoszę. Trudno zatem nie być apodyktyczny. Nikt przecież nie lubi, aby mu przypisywać opinie, których się nie głosi.

  80. Panie Dariuszu!
    Jak Pan zapewne wie popularyzuje poglądy ks. Meiera zawarte w monografii Jesus: a Marginal Jew. Publikacja ta została opatrzona w kościelne imprimatur, przyznane 25 czerwca 1991 roku przez wielebnego Patricka Sheridana, wikariusza generalnego diecezji New York. Tak więc, częściowo imprimatur przynależy się również komuś, kto popularyzuje poglądy osoby, której kościelna pieczątka została udzielona.
    Wikipedia:Imprimatur (łac. niech będzie odbite) – w publikacjach kościelnych pozwolenie na druk książki, oficjalna aprobata władz kościelnych, wydawana zazwyczaj przez miejscowego biskupa (ordynariusza).
    Papież Benedykt XVI określił dzieło ks. Meiera modelowym wzorem egzegezy historyczno – krytycznej. Wobec tego uważam, że ks. Meier to współczesny naśladowca o. Lagrange. W tym przypadku mamy dwa znane precedensy: ks. Meiera oraz prof. R. Pescha. Szlak zatem jest przetarty i ja nim idę…

  81. Podsumowanie „Kleofasowej” dyskusji o braciach Jezusa.

    Już na samym początku chcę zaznaczyć, że nie spodziewałem się, aż takiego zainteresowania właśnie tym tematem. Liczne wypowiedzi świadczą o tym, że zagadnienie to będzie powracać i trudno tutaj będzie znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące obie strony: mamy tradycyjną naukę Kościoła i podejście historyczno – krytyczne. Co jednak oznacza Tradycja w Kościele? Czy do Kościoła nie przynależy przypadkiem np. św. Bazyli Wielki ( jeden z trzech wielkich kapadocjan ), który choć zwalczał poglądy Eunomiusza z Cyzyku ( Eunomiusz twierdził, że Maryja posiadała potomstwo ) – to jednak utrzymywał, że chrześcijanie powinni podzielać wiarę w dziewictwo Maryi, jedynie do okresu przed wcieleniem Logosu ( por. Gratia Plena. Studia teologiczne o Bogurodzicy, praca zbiorowa pod red. Bernarda Przybylskiego OP, Poznań-Warszawa-Lublin 1965, s. 59-77 ). Teolog ten, zgadzał się z opinią Orygenesa jakoby Maryja zachwiała się w wierze, w obliczu Męki i Krzyża. Liczne przykłady dowodzą, że istniało szerokie spectrum postrzegania Maryi, zanim nie ograniczono go rozstrzygnięciami dogmatycznymi. Czy jednak musi być to ostatnie słowo Kościoła? „Ileż to twierdzeń przekazanych zostało przez jednomyślną tradycję, poświadczona przez Pismo Święte, a potem, w następstwie nowych danych, wynikłych z postępu naukowego, porzuconych! Na przykład naukowa dokładność opowiadania z 1. rozdziału Księgi Rodzaju na temat stworzenia świata, historyczność Księgi Jonasza, przypisanie rozdziałów Księgi Izajasza autorowi początkowej części Księgi…Faktycznie mamy tu do czynienia z prawdziwym problemem: tradycja Kościoła przekazywała wiele stwierdzeń w sposób niekrytyczny, jako coś oczywistego, aż do momentu, kiedy spowodowana postępem nauk kontestacja rzuciła wyzwanie Kościołowi, który w końcu uznał, że te elementy nie stanowiły części Objawienia. Podaliśmy wyżej trzy przykłady. Można by dorzucić jeszcze przedkopernikańską kosmologię, przypisywanie autorstwa Pięcioksięgu, problem autorstwa Drugiego Listu św. Piotra…W wyżej cytowanych przykładach po pewnym czasie i wahaniach Kościół uznał zasadność kontestacji. W innych przypadkach, napotykając negację, mocno trzymał się swego stanowiska” ( cyt. F. Dreyfus OP, Czy Jezus wiedział, że jest Bogiem? Poznań 1995, s. 46 – 47 ). Przykłady ks. prof. Johna Meiera ( John P. Meier, The brothers and sisters of Jesus in ecumenical perspective, Catholic Biblical Quarterly, 1992 ) oraz prof. Rudolfa Pescha ( R. Pesch, Das Markusevangelium, Freiburg: tom 1 [1989], tom 2 [1991] ) dowodzą, że część wybitnych badaczy katolickich chciałaby zastanowić się nad historycznością dogmatu o wiecznym Dziewictwie Maryi. Warto tu przypomnieć sobie jego treść. W 649 r. po Chr., czcigodny nasz papież Marcin I na tzw. synodzie laterańskim, w imieniu naszej Świętej Matki Kościoła ogłosił:

    Jeżeli ktoś nie wyznaje według nauki świętych Ojców, że święta zawsze Dziewica i niepokalana Maryja jest właściwie i prawdziwie Boga Rodzicielką, ponieważ samego Boga – Słowo zrodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami, a w ostatnich czasach w sposób szczególny i prawdziwy bez nasienia z Ducha Świętego poczętego, bez naruszenia dziewictwa porodziła i pozostała także dziewicą po narodzeniu – niech będzie wyklęty.

    Maryja jest więc Dziewicą, nie tylko przed zrodzeniem ( ante partum ), ale również w zrodzeniu ( in partu ) i po zrodzeniu ( post partum ). Założenie synodu wyklucza możliwość jakiejkolwiek dyskusji o rodzeństwie Jezusa; jest bowiem oczywiste, że gdyby Nazarejczyk posiadał rodzeństwo zrodzone przez Maryję, to wtedy nie mogłaby Ona pozostać Dziewicą post partum.
    Przekonanie o dziewictwie w porodzie, gwałci w sposób oczywisty biologiczną oczywistość, poród musi naruszyć hymen kobiety – na co zwrócił już uwagę Jowinian, a tym samym – według niego – Maryja nie była Dziewicą, w sensie biologicznym już w trakcie porodu. Pogląd ten w świetle tradycyjnej nauki Kościoła jest herezją, inaczej mówiąc chrześcijański przesąd, który wkradł się do teologii z apokryficznych pism został zaadaptowany i wprzęgnięty w ramy nauczania eklezjalnego ( Jowinian został ekskomunikowany w 391 r. ). Pobożny autor Ewangelii Jakuba Mniejszego ( Protoewangelia Jakuba ), opisał w sposób literalny, jak też mamy to sobie wyobrażać i niektórzy, tak sobie to wyobrażają:

    I wyszła położna z jaskini ( po odebraniu porodu Jezusa – przyp. AJN ),i spotkała ją Salome. I [położna] rzekła do niej: „Salome, Salome, mam ci do opowiedzenia cud niezwykły: dziewica porodziła, do czego z natury jest niezdolna”. I rzekła Salome: „Na Boga żywego, jeśli nie włożę palca mojego i nie zobaczę jej przyrodzenia, nie uwierzę, że dziewica porodziła”. I weszła położna [do jaskini], i rzekła: „Maryjo, ułóż się odpowiednio, niemały bowiem spór toczy się w twojej sprawie”. I Maryja usłyszawszy to ułożyła się odpowiednio, i włożyła Salome palec w jej przyrodzenie. I Salome wydała okrzyk i rzekła: „Biada mi, bezbożnej i niewiernej, bom kusiła Boga żywego. Oto ręka moja palona ogniem odpada ode mnie” ( ProtEwJk 19, 3 – 20, 1 ).

    Czy pogląd ten, który wspiera swoim, również dzisiejszym autorytetem Kościół, nie powinien być przedyskutowany? Wiara wymaga cudów, ale co ten cud miałby oznaczać? Co wnosić do chrześcijaństwa? Dlaczego Maryja miałaby rodzić w sposób, którego nie można sobie nijak wyobrazić? ( Pomijamy rozważania o realiach takiego porodu. ) Czyż – w pewnym sensie – nie ma racji Uta Ranke – Heinemann pisząc: Nie mogła swego Syna urodzić w naturalny sposób, gdyż również w porodzie musiała być nietknięta, wreszcie nie mogła mieć żadnych innych dzieci , gdyż oznaczałoby to naruszenie i zhańbienie. Tak oto uczyniono z niej rodzaj istoty bezpłciowej, cień kobiety i matki, zredukowanej do funkcji, którą odegrała w historii zbawienia. Panowie stworzenia pozwolili jej żyć prawdziwym życiem, tylko w tym wymiarze, jaki był niezbędny do funkcjonowania w tej historii: wszystko co wykracza ponad, zostało jej odjęte. Na temat jej mądrości powiadał np. Tomasz z Akwinu: „Nie można w to wątpić, że błogosławiona Dziewica otrzymała wybitny dar mądrości”. Ale ten dar mądrości okazał się przy bliższym wejrzeniu bardzo ograniczony, gdyż „używanie mądrości posiadała w oglądzie; nie posiadała go w używaniu mądrości odnośnie nauczania”. Panowie życzą sobie nauczać o niej, nie życzą sobie być przez nią nauczani. Ale nie trzeba długo zgadywać, jaka była przyczyna tego, że Tomasz z Akwinu przyznał matce Jezusa tak skromniutką mądrość, nie pozwalając jej na występowanie w roli nauczycielki: nauczanie „nie przystoi płci niewieściej”. Starokawalerska arogancja nie przewiduje wyjątku nawet dla Maryi. W gruncie rzeczy żyjący w celibacie mężczyźni mimo, a może właśnie z powodu wszelkich dogmatycznych przekształceń i kombinacji, jakim poddawali Maryję, zawsze pomijali ją jako człowieka i realna kobietę ( U. Ranke – Heinemann, Eunuchy do raju, Gdynia 1995, s. 341 ). Stwierdzenia kontrowersyjnej niemieckiej Pani teolog mogą szokować, ale trudno nie odmówić im tego, czym one naprawdę są: „krzykiem rozpaczy” za zachowaniem odrobiny zdrowego rozsądku w kwestiach mariologicznych, którego brakuje zwłaszcza oponentom, obstającym za tradycyjnym ujęciem tematu. Tradycjonaliści wciąż powołują się na Tradycję, tymczasem – ani ona niej jest tak jednoznaczna jakby oni chcieli; ani też w myśl Vaticanum II nie jest ona autonomicznym źródłem istniejącym obok Pisma, a zatem – Tradycja powinna mieć jakieś podstawy ( nawet kruche ) właśnie w nim ( zob. Podstawowy wykład wiary. Wprowadzenie do pojęcia chrześcijaństwa, Warszawa 1987, s. 306; por. M. Schmaus, Wiara Kościoła, Gdańsk – Oliwa 1989, s. 148 – 150 ). Jakie odnajdują podstawy dla dogmatu wieczystego Dziewictwa Maryi ci, którzy ich poszukują w Piśmie Świętym? Czy jest nim, Mateuszowe stwierdzenie, że Maryja i Józef nie współżyli, aż do poczęcia Jezusa; czy jest nim Łukaszowe nazwanie Jezusa ich pierworodnym Synem; czy jest nim Markowa Maryja, która wraz z braćmi i siostrami Nazarejczyka próbuje powstrzymać Go przed pełnieniem misji i sprowadzić Go siłą do domu, a może sam Jezus mówiący, iż prorok nie jest przychylnie przyjmowany wśród krewnych i w swoim domu – tak właśnie w swoim domu! – czy nie jest to wystarczający sygnał świadczący o potężnej dychotomii pomiędzy wciąż narastającym kultem Dziewicy, a tradycją biblijną? Większość katolików nic nie wie o tym, że historyczna Maryja sprzeciwiła się Jezusowi – przynajmniej na początku Jego posługi – o fakcie tym informuje jedynie Marek. Znają Maryję wyłącznie z Jej objawień, albowiem ukazuje się Ona bardzo często dzieciom, czy też pastuszkom. Nie wchodząc w mnóstwo fascynujących szczegółów związanych z tymi objawieniami, należy sobie zdać sprawę, że trzeba odróżniać Maryję – kobietę, która kiedyś przemierzała galilejskie szlaki za swym nieco roztargnionym i marzycielskim Synem ( prawdziwa matczyna troska ), a Maryją, mającą świadomość metahistoryczną i oglądającą Boga „twarzą w twarz” w czasie obecnym. Warto też zaznaczyć, że objawienia poza Biblią i Tradycją nie są – pomimo ich akceptacji przez Kościół – obowiązującym wierzeniem katolików. Można więc w całości odrzucić to świadectwo i pozostać jedynie przy tym, które zostało nam przekazane przez Pismo i żywe słowo ojców Kościoła. Ks. Grzegorz Strzelczyk następująco podsumował obraz historycznej Maryi: Z bardzo dużą dozą historycznego prawdopodobieństwa można zatem wnioskować, że przed Paschą Maryja była nastawiona co najmniej neutralnie do działalności publicznej Syna. Nie możemy z całą pewnością ani potwierdzić, ani zaprzeczyć jej czynnego udziału we wspólnocie uczniów Jezusa w czasie Jego publicznej działalności…Z dość dużym prawdopodobieństwem można natomiast domniemywać, że Maryja przynależała do popaschalnej wspólnoty wierzących ( odgrywała w niej bardziej czynna rolę? ) ( cyt. ks. G. Strzelczyk, Maryi świadomość tożsamości i misji Jezusa, [w:] Salvatoris Mater 9, 1, 2; 2007, s. 149 ). Historycznie rzecz ujmując, osoba Maryi zajmuje bardzo mało miejsca w przekazie ewangelicznym, a u najstarszego synoptyka Jej postawa została zrównana z postępowaniem uczonych w Piśmie ( por. B. Standaert , L’évangile selon Marc. Composition et genre littéraire, Nijmegen 1978, s. 289 ).

    Wszystko wydaje się wskazywać, że Maryja miała po narodzinach Jezusa inne dzieci z Józefem. Św. Paweł, który znał osobiście Jakuba, brata Pańskiego i innych braci Pana określił ich jako „braci”, nie „kuzynów”, chociaż Kościoły Pawłowe znały słowo „anepsios”. Św. Hegezyp, który posługuje się w swoich pismach, greckimi odpowiednikami dla „brata”, „kuzyna” i „wujka, a który wywodził się ze środowiska palestyńskiego i znał niektórych krewnych Jezusa – nazwał przynajmniej dwóch z nich Jakuba i Judę, braćmi Jezusa. Niezależny historyk żydowski I wieku, Józef Flawiusz, który reinterpretując teksty starotestamentowe, starał się bardziej precyzyjnie określać pokrewieństwo bohaterów tam występujących, nazwał Jakuba, bratem Jezusa. Jedyni autorzy nieanonimowi z tamtego okresu są zgodni i bez trudności można zharmonizować ich świadectwo z czterema Ewangeliami. Stajemy wobec problemu, dużego problemu…

  82. …..niestety znów trudno się zgodzić.

    Po pierwsze: przykład z Bazylim chybiony. Tomasz np., jak Pan wie, nie był za dogmatem o Niepokalanym Poczęciu. Ojcowie się niejednokrotnie mylili i oczywiste, że ich omyłkowe (i nie tylko te) opinie nie przynależą do depozytu Tradycji.

    Po drugie: żonglerka z Dreyfusem też bardzo chybiona. Żaden!!!!! z podanych przykładów nie był elementem wypowiedzi dogmatycznej!!!!!!, a co najwyżej konsensusu w nauczaniu. Między jednym a drugim istnieje potężna przepaść.

    Po trzecie: Pismo i Tradycje są dwiema, równorzędnymi formami Objawienia. KDK: „Tradycja ta, wywodząca się od Apostołów, rozwija się w Kościele pod opieką Ducha Świętego. Wzrasta bowiem zrozumienie tak rzeczy, jak słów przekazywanych, już to dzięki kontemplacji oraz dociekaniu wiernych, którzy je rozważają w sercu swoim (por. Łk 2,19 i 51), już też dzięki głębokiemu, doświadczalnemu pojmowaniu spraw duchowych, już znowu dzięki nauczaniu tych, którzy wraz z sukcesją biskupią otrzymali niezawodny charyzmat prawdy”.

    Po czwarte: świetnie, że udało się Panu włączyć głos ks. Strzelczyka do chóru, który słynie z wyśpiewywania wciąż tego samego, nudnego już refrenu „Z dość dużym prawdopodobieństwem” :-).

    Po piąte: mnie, w ramach sugerowanej kruchości, wystarcza, scena spod krzyża, którą poddał Pan swojej osobliwej interpretacji. „Odtąd uczeń wziął ją do siebie”. Naciągane są również próby wyjaśnienia, dlaczego nie ma mowy o innych dzieciach w czasie pielgrzymki do Jerozolimy. Nawet część egzegetów protestanckich przyznaje, że to mocna przesłanka. Gdyby Jezus faktycznie miał rodzeństwo w sensie ścisłym, znalibyśmy imiona i sióstr, a ewangeliści czy Ojcowie przekazaliby więcej konkretów związanych z życiem i rolą w Kościele pierwotnym rodzeństwa Tego, który był dla nich Mistrzem. Marne tutaj tymczasem mamy ślady….

    Po szóste: Pański jaśnie oświecony dystans do objawień prywatnych, do którego ma Pan prawo, nie wytrzymuje konfrontacji z wiarygodnością właśnie tych prostych dzieci (patrz, choćby zapowiedź i tzw. cud słońca w Fatimie). Wiarygodność każdego z nas i nawet J.P. Maiera w tej konfrontacji blednie, wszak nikt z nas cudownych zjawisk na niebie nie jest w stanie (tym bardziej z taką dokładnością) przewidzieć.

  83. Panie „T”!

    1. Zgadzam się z Pana poglądem: Ojcowie Kościoła niejednokrotnie się mylili.

    2. Bardzo łatwo jest dzisiaj twierdzić, że dany pogląd Kościoła nie był dogmatem, albowiem odkrycia naukowe niejako zmusiły go do ich weryfikacji, jednak sam Kościół nie był nią zainteresowany, a nawet był jej największym przeciwnikiem. Ciekaw jestem jednak, co czuł – przykładowo – Galileusz, gdy w 1633 papież Urban VIII występując w imieniu Kościoła dał następującą instrukcję dla Kongregacji Urzędu Świętego:

    Sanctissimus rozporządził, że rzeczony Galileo ma być przesłuchany co do jego intencji, nawet z groźbą tortur, a jeśli ją podtrzyma, ma wyprzeć się podejrzewanej u niego herezji na plenarnym zgromadzeniu Kongregacji Urzędu Świętego, potem ma być skazany na uwięzienie według upodobania Świętej Kongregacji i należy mu rozkazać, aby nie rozprawiał nadal, w jakikolwiek sposób, ani w słowach ani w piśmie, o ruchomości Ziemi i stabilności Słońca, w przeciwnym wypadku narazi się na kary za recydywę. Książka zatytułowana Dialogo di Galileo Galilei Linceo ma być zakazana.

    Ludzi zabijano, prawdopodobnie nie tylko dla samej przyjemności zabijania, ale także w obronie ortodoksji Kościoła. ( W trakcie modlitw warto wspomnieć niejednego heretyka, który dziś przecież byłby wzorem katolika, a Urban VIII raczej nie. )

    3. Tradycja:

    KKK 78: To żywe przekazywanie, wypełniane w Duchu Świętym, jest nazywane Tradycją w odróżnieniu od Pisma świętego, z którym jednak jest ściśle powiązane. Przez Tradycję Kościół w swej nauce, w swym życiu i kulcie uwiecznia i przekazuje wszystkim pokoleniom to wszystko, czym on jest, i to wszystko, w co wierzy”. Wypowiedzi Ojców świętych świadczą o obecności tej życiodajnej Tradycji, której bogactwa przelewają się w działalność i życie wierzącego i modlącego się Kościoła.

    4. Ks. G. Strzelczyk nie robi nic złego mówiąc o dużym prawdopodobieństwie niektórych czynów Maryi opisanych zwłaszcza w Ewangelii Marka. Marek, bowiem miał powody by, przedstawić zarówno Rodzinę Jezusa jak i Dwunastu w niekorzystnym świetle. Problem ten już dostrzegli odpisujący od Marka synoptycy ( Mateusz, Łukasz ). U Marka uczniowie po epizodzie z chodzeniem po wodzie reagują następująco:

    I wszedł do nich do łodzi, i wiatr ustał; a oni byli wstrząśnięci do głębi. Nie rozumieli bowiem cudu z chlebami, gdyż serce ich było nieczułe ( Mk 6, 51 – 52 ).

    Jest to reakcja mało prawdopodobna: czyż widok człowieka, który przed chwilą nakarmił pięć tysięcy osób, a następnie spacerował sobie po morzu nie powinien spowodować zupełnie innego zachowania? Mateusz zorientował się, że nie jest to wiarygodne i dlatego uczniowie Nazarejczyka reagują w jego Ewangelii zupełnie inaczej:

    A gdy weszli do łodzi, wiatr ustał. A ci, którzy byli w łodzi, złożyli mu pokłon, mówiąc: zaprawdę, Ty jesteś Synem Bożym ( Mt 14, 32 – 33 ).

    Ewangelia Marka powstała ok. 70 r. ( kto czyta niech rozumie – Mk 13, 14 ) w nurcie chrześcijaństwa po – Pawłowego, które pozostawało w konflikcie zarówno z Jakubem, bratem Pańskim ( Ga 2, 12 ) jak i Kefasem ( 1 Kor 1, 12 ). Marek, który redaguje swój tekst gdy te konflikty są jeszcze żywe, mógł celowo wyolbrzymić konflikt Jezusa z Rodziną oraz odmalowywać propagandowy obraz Dwunastu ( brak zrozumienia nauczania Jezusa, wyparcie się Kefasa, zaśnięcie w trakcie kluczowych zdarzeń w Getsemani, zdrada Judasza ). Konflikt Jezusa z Rodziną jest zapewne historyczny, jednak nie możemy do końca ocenić jego skali, albowiem – jak wiemy z innych wiarygodnych źródeł – zarówno Maryja i Jakub stanowili trzon pierwotnej wspólnoty jerozolimskiej. Prawdopodobnie więc, pęknięcie pomiędzy Nazarejczykiem a Rodziną nie było tak głębokie jak przedstawił to Marek.

    5. Historyk największe znaczenie przypisuje świadectwom nieanonimowym i od nich rozpoczyna badania. Dlaczego? Głównym powodem jest łatwość ustalenia wiarygodności przekazu gdy wiemy z kim mamy do czynienia. Odpowiedzi na pytanie: Czy Jezus miał rodzeństwo? – historyk zaczyna więc od św. Pawła, Józefa Flawiusza i św. Hegezypa. Następnie przechodzi do relacji czterech, kanonicznych Ewangelii. Badania historyczno – krytyczne ustaliły, że najstarszą z nich jest Ewangelia Marka, a Mateusz i Łukasz korzystali z niej oraz ze źródła Mów Pańskich ( Q ). Jan tworzy już po synoptykach, ale korzysta ze źródeł niezależnych od nich. Tymczasem nic nie wskazuje, aby Marek czy też Jan przeczyli świadectwom nieanonimowym. U Marka Maryja pojawia się tylko i wyłącznie w towarzystwie braci i sióstr Jezusa; u Jana spotykamy Ją po raz pierwszy na weselu w Kanie Galilejskiej gdzie bawi się również w towarzystwie braci Jezusa ( J 2, 12 ). Bracia ci nie wierzą w misję Jezusa, a nawet chcą narazić Go na niebezpieczeństwo ( J 7, 1 – 13 ). To w zupełności tłumaczy scenę pod Krzyżem i nie ma potrzeby uciekania się do jakichkolwiek innych wyjaśnień. Nie można też zapominać, że dialog na Krzyżu pomiędzy Jezusem a Maryją jest symbolem, a nie relacją historyczną. Rzymska egzekucja buntownika, który ginął jako uzurpator tytułu królewskiego wyklucza możliwość, aby straż dopuściła do wymiany poglądów pomiędzy ginącym, a Jego zwolennikami – w tym wypadku trzeba uznać rację najstarszego synoptyka, który wspomina o podglądaniu egzekucji z daleka ( Mk 15, 40 ). Jezus „rozgadał” się na Krzyżu dopiero u późnego Łukasza i jeszcze późniejszego Jana.

    Mateusz wspomina, że Maryja nie poznała Józefa, dopóki nie powiła Jezusa ( Mt 1, 25 ). Apologeci dziewictwa Maryi starają się forsować przekonanie, że greckie heos nie musi oznaczać, że doszło do takowego współżycia po narodzeniu Jezusa ( podają przykład 2 Sm 6, 23 LXX ). Oczywiście można się z tym zgodzić, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że istnieją również liczne przykłady zastosowania heos w którym czynność została dokonana – a więc, pomimo wszystko jest to zdanie niejednoznaczne. Dlaczego zatem Mateusz go zastosował? Otóż jak wiemy, Mateusz dołączył dzieciństwo Jezusa do tekstu Marka, a więc wiedział on, że po opisie perypetii małego Jezuska pojawią się w tekście Jego bracia i siostry ( por. Mk 6, 3=Mt 13, 55 ). Zdanie to uprzedza ten moment, a Mateusz chciał nim podkreślić, że poczęcie i narodziny Jezusa odbyły się bez udziału jakiegokolwiek człowieka.

    Łukasz nazywa Jezusa pierworodnym synem Maryi ( prototokos ). Apologeci wskazują, że nazwanie tak Jezusa nie świadczy o tym, że Maryja miała inne dzieci. Nie wchodząc znów w szczegóły tych rozważań warto wskazać, że istnieją wzmianki w których Jezusa nazywa się pierworodnym w dosłownym tego słowa znaczeniu: pierworodny wobec wszelkiego stworzenia ( Kol 1, 15 ), pierworodny spośród umarłych ( Kol 1, 18 ) i pierworodny między braćmi ( Rz 8, 29 ). Znów mamy więc coś niejednoznacznego, co w połączeniu z Łk 8, 19 – 21 oraz Dz 1, 14 staje się jednoznaczne. Powoływanie się na nieobecność innych dzieci w trakcie zagubienia w Świątyni nie przekonuje, albowiem – pomijając wartość historyczną tej anegdoty – niejednokrotnie w NT są pomijane szczegóły obecności innych osób gdy są one w opowiadaniu drugoplanowe ( brak wzmianki o kobietach pielgrzymujących z Jezusem do Jerozolimy [ Mk 11, 1 – 11 ], choć w innym miejscu spotykamy informację, że były one obecne w trakcie podróży [ Mk 15, 41 ] ).

    6. Nigdy nie twierdziłem, że wizje Maryi, których doświadcza ktokolwiek są niewiarygodne.

    Czy jestem w stanie zmienić zdanie na zagadnienie, które obecnie rozważamy? Krytyka prawdziwie naukowa nigdy się nie zatrzymuje. Nie istnieją dla niej pytania niedopuszczalne. Kiedy pojawiają się nowe fakty albo nowy sposób rozumienia starych faktów, krytyk jest gotów ponownie rozpatrzyć, zmodyfikować, a nawet odrzucić swoją teorię, jeśli nie przystaje ona do wszystkich danych w sposób najbardziej zadowalający. Interesuje go bowiem słuszność jego teorii, nie dba zaś o etykietki, jakie inni mogą zechcieć na niej umieścić – stara czy nowa, prawowierna czy heretycka, konserwatywna, liberalna czy radykalna ( cyt. J. Bewer, „The Problem of Deuteronomy: A Symposium”, Journal of Biblical Literature, nr 47, 1930, s. 305 ).

    Bardzo łatwo więc wyobrazić sobie, A. Nowickiego, który pod wpływem nowych odkryć ( jakiś manuskrypt w jaskini ) zmienia zdanie na temat rodzeństwa Jezusa, ale też bardzo łatwo sobie wyobrazić coś odmiennego, kiedy to odkrycie świadczące o czymś przeciwnym spowodowałoby, że apologeci dziewictwa Maryi nadal obstawaliby przy swoim zdaniu. Było to szczególnie widoczne w trakcie sensacyjnego odkrycia ossuarium Jakuba, brata Jezusa i syna Józefa ( Jaakow bar Josef ahui diJeszua ). Pomimo całego zamieszania związanego z tym monumentem ( właściciela oskarżono o fałszerstwo, jednak sąd nie dopatrzył się fałszerstwa inskrypcji ), można zobaczyć na przykładzie przeszłych już artykułów w prasie, że niektórzy ludzie utrzymujący dziewictwo Maryi są w stanie postawić cały swój autorytet w obronie straconej sprawy…

  84. Przedziwne jest Panie Andrzeju, że nie potrafi Pan zauważyć w jak radykalny sposób stał się Pan apologetą i wyznawcą osiągnięć wybiórczo dobranej egzegezy. Historia wielokrotnie pokazuje, jak jej liberalni padały tezy jej liberalnych reprezentantów. Jak łatwo buduje Pan tezy na hipotezach! Wyrazy współczucia.

  85. PS. I szkoda, ze w tej dyskusji ani razu nie przyznał się Pan do braków w myśleniu teologicznym jako historyk, do ułomności w grece wobec Pańskiej pewności niektórych sądów, etc. Szkoda. Wypunktowywano Panu te braki moim zdaniem celnie. Będąc wyznawcą liberalnej egzegezy też można stać sie fundamentalistą.

  86. Panie Dariuszu!
    Nie jestem teologiem. Teksty oryginalne interpretuje za ks. prof. Meierem, który grekę zna zapewne lepiej niż ja.

    Najpierw zgłasza P. pretensję do tego, że zbyt często przywoływane przeze mnie osoby posługują się słowem prawdopodobieństwo, a teraz twierdzi P., że wygłaszam pewność sądów. Otóż wyjaśnijmy sobie jedno: to P. twierdzi, że Jezus NA PEWNO nie miał rodzeństwa – opierając się na niejasnych dla mnie przesłankach, a ja twierdzę, za ks. Meierem, że Jezus PRAWDOPODOBNIE miał rodzeństwo.

  87. Dwie sprawy przyszły mi do głowy:
    Pierwsza: filozof francuski Jacques Ranciere pisze tak: „Historia zna dwa wielkie uprawnienia do rządzenia ludźmi: jedno wiąże się z ludzkim lub boskim pokrewieństwem, tj. z wyższością urodzenia, drugie – z organizacją wytwórczych i reprodukcyjnych aktywności społeczeństwa, czyli z władzą bogactwa” (z książki „Nienawiść do demokracji”). Zatem można zadać sobie pytanie: skoro kwestia dziewiczości Maryi pojawiła się jako problem teologiczny wiele lat po śmierci Jezusa, to czy miała ona jakiś związek z władzą, np. apostolską, władzą nad wspólnotą wiernych, władzą m.in. wyrażoną w słowie Pan-Kyrios. Może to być też władza w sensie rządu dusz.
    Druga sprawa: polecam ciekawą książkę Pawła Janiszewskiego, historyka z UW: „Panthera-ojciec Jezusa”. Pisze on tak: „w drugiej połowie I wieku gdy powstawały ewangelie Mateusza i Łukasza, zaczyna się rodzić, nieznana jeszcze Pawłowi, idea dziewiczego poczęcia Marii. Następnie na przełomie I i II wieku, kiedy około 100 roku powstaje Ewangelia Jana, koncepcja ta przybiera antyżydowski charakter, ponieważ to ze środowisk żydowskich wychodzą wówczas zarzuty nieślubnego pochodzenia Jezusa. Gdzieś w tym okresie powstaje fantom uwodziciela Marii – Panthery”.

    Zastanawiam się, dlaczego idea dziewiczego poczęcia była nie w smak Żydom, a przynajmniej niektórym z nich, do tego stopnia, że uważali, że Jezus był nieślubnym dzieckiem Maryi?

  88. Kwestia dziewiczego poczęcia jest bardzo trudna. Marek – pierwszy synoptyk, nic o nim nie pisze, można jedynie domniemywać, że skoro nazywa Jezusa, synem Maryi i nie wspomina o Jego ojcu, to chce implicite przynajmniej tym nowinkom nie zaprzeczyć. W Ewangelii Jana, apostoł Filip określa Jezusa jako syna Józefa ( J 1, 45 ). C. H. Dodd komentuje to następująco: Syn Józefa pojawia się w tekście będącym uroczystym rozpoznaniem Chrystusa przez jednego z jego pierwszych uczniów: byłoby nietaktem umieszczenie Go tam, gdyby uważano je za błędne ( Charles – Harold Dodd, L`interpretation du quatrieme Evangile, Paryż, s. 335 ). Dla Dodda wiara w dziewicze poczęcie nie jest esencją wiary chrześcijańskiej.
    Co do nieślubnego pochodzenia Jezusa. Trwają niekończące się spekulacje na ten temat. Zastanówmy się nad jednym: skoro plotki te sprawiały tak duży problem chrześcijanom, to po co Mateusz i Łukasz sprawili problem swoim Kościołom zamieszczając Ewangelie Dzieciństwa w swoich relacjach, skoro mogli, za przykładem Marka po prostu to przemilczeć? Historyk nie ma możliwości potwierdzenia lub zaprzeczenia temu, że Maryja była w ciąży przed właściwymi czynnościami małżeńskimi. Małżeństwa zawierano w tamtych czasach bardzo wcześnie. Dziewczynki według Tory osiągały już dojrzałość w wieku dwunastu lat i dlatego też rabini uważali, że ten minimalny wiek uprawnia do wejścia w związek małżeński. Odpowiednim wiekiem dla mężczyzny do zawarcia małżeństwa było ukończenie osiemnastu lat. Większość decyzji tyczących się małżeństwa ustalali rodzice, ale oczywiście pozwalano, aby pan młody mógł przed ślubem zobaczyć swoją wybrankę. Rodzice zarówno pana młodego jak i pani młodej spotykali się, aby omówić sprawę moharu czyli wysokości odszkodowania, które należało wypłacić rodzicom pani młodej. Zazwyczaj mohar stawał się posagiem nowego małżeństwa. Bardzo nieprzychylnie zapatrywano się na małżeństwa młodych dziewcząt z zbyt wiekowymi mężczyznami a osoby zamożne nie wchodziły w związki z osobami ubogimi. Zwracano uwagę na status majątkowy i społeczny osób zawierających małżeństwo. Przed małżeństwem dochodziło do zaręczyn. Zaręczyny miały już skutki prawne i obydwie strony pomimo iż mieszkały osobno musiały dochować sobie wierności. Narzeczeństwo trwało zazwyczaj około jednego roku. Po tym okresie narzeczona z diademem na głowie wśród muzyki i innych kobiet przybywała do swego oblubieńca. Tego dnia wieczorem urządzano huczne przyjęcie gdzie czas umilano sobie pijąc wino i tańcząc. Po poślubnej nocy przechowywano zakrwawione prześcieradło jako symbol dziewictwa. Świadectwa wskazują, że dziewczyna mogła wyjść za mąż i zamieszkać razem ze swym małżonkiem, zanim osiągnęła dojrzałość płciową. Wydaje się, że faktycznie zdarzało się to dosyć często, skoro dwie wiodące szkoły rabiniczne z pierwszego stulecia po Chr. wszczęły spór na temat tego, czy plamienie u nieletniej (tj. u dziewicy pod względem menstruacji) podczas nocy poślubnej należy przypisać zerwaniu błony dziewiczej czy pierwszej miesiączce kobiety. Bardziej rygorystyczna Szkoła Szammaja rozstrzygnęła tę kwestię na rzecz pierwszej z tych możliwości jedynie w odniesieniu do pierwszych czterech nocy; Szkoła Hillela przyjęła podobne rozwiązanie, lecz miało ono obowiązywać „aż do czasu zagojenia się rany. Kolejnym skutkiem takiego stanu rzeczy było to, że dziewczyna mogła począć dziecko, nadal będąc „dziewicą” pod względem menstruacji, tj. chwili swej pierwszej owulacji. W ten sposób mogła zostać „dziewiczą matką” ( G. Vermes, Jezus Żyd, Kraków 2003,s. 293 – 294). Powstanie człowieka – według tamtejszych poglądów – było możliwe dzięki krwi kobiety, która krzepła w trakcie ciąży dzięki spermie mężczyzny a Bóg powodował otwarcie łona do porodu. Wiara w dziewicze poczęcie zależy tylko i wyłącznie od wiary – nie można ustalić nic pewnego, choć trop z żydowskim rozumieniem dziewictwa, trochę mnie „prześladuje”, ponieważ w niezwykle prosty sposób tłumaczy on, skąd mogło pojawić się takie wierzenie.

  89. Jest dla mnie absolutie zaskakujące, że tak ceniony biblista jak Meier, przyjmuje oczywiste fałszerstwo w dziele Józefa Flawiusza (Testimonium Flavianum) jako pewną i zweryfikowaną ( a do tego jedyną) relację na temat Jezusa z I wieku. Nie sądziłęm, że wśród wybitnych naukowców ten archaiczny pogląd wciąż jest aprobowany, no, ale … w końcu Meier jest księdzem.

  90. „Jeśli ktoś naucza inaczej i nie trzyma się zdrowych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, jest nadęty, niczego nie pojmuje, lecz choruje na dociekania i słowne utarczki”.

    A skąd Pan wie jaka była nauka Jezusa? Z ewangelii? To tylko akt wiary, a nie dokument o jakiejkolwiek wiarygodności historycznej. Może i tkwi w nim ziarno prawdy, tego wykluczyc się nie da, ale budowanie na nich skomplikowanej struktury pod nazwą „nauka Jezusa” to akt wiary, a nie nauka.

  91. Nowicki to gośc,który roztropnie wyłączył na swojej stronie możliwośc komentarzy, ponieważ dzięki temu tylko JEGO ewangelia jest obowiązującą. Trudno prowadzić dyskusję z kimś, kto przyjmuje, że Testimonium Flavianum jest autentycznym tekstem Flawiusza, a nie bezczelnym fałszerstwem, praqdopodobnie na zlecenie Euzebiusza, znanego z innych licznych fantazji. Egzemplarze dzieła Józefa, które zawierają Testimonium, pochodzą z kopii, która wywodzi się z biblioteki Euzebiusza. A może rewelacja Euzebiusza, że Tyberiusz był pod wrażeniem boskości Jezusa i wystapił z tym do rzymskiego Senatu tez uznamy za dogmat?

  92. Zastanawiałem się jak podejść do zarzutu, że J. Meier jest księdzem: czy mam rozedrzeć szaty na podobieństwo biblijnego Kajfasza, czy umyć od tego ręce na podobieństwo biblijnego Piłata, a może lepszą postawą byłoby przyjęcie perspektywy Gamaliela – poczekamy, zobaczymy. J. Meier, w swoim monumentalnym dziele, jest przede wszystkim uczonym: nie księdzem. Przyznają to racjonaliści, Żydzi, protestanci, a także katolicy. Myślę, że jest to zarzut krzywdzący, nie tylko wobec kapłanów, ale i Meiera. Nie rozwijając dalej tego wątku, mam prośbę: poprzestańmy na tym, że jest on człowiekiem i wybitnym biblistą.

    Co z tym Flawiuszem? Czy to, co Pan stwierdza ma jakikolwiek sens? W tym przypadku Dawne dzieje Izraela interesują nas najbardziej, ponieważ zawierają dwie wzmianki na temat Jezusa. Pierwsza z nich, uważana za autentyczną przez większość historyków, opisuje śmierć Jakuba z polecenia arcykapłana Ananosa, syna Ananosa, inaczej mówiąc: Annasza.

    Młodszy Ananos / Annasz /, który […] otrzymał godność arcykapłańską […]. Należał do sekty Saduceuszy, którzy wyróżniali się spośród innych Żydów surowością poglądów […], zwołał sanhedryn i stawił przed sądem Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem, oraz kilku innych. Oskarżył ich o naruszenie prawa i skazał na ukamienowanie. Lecz szlachetniejsi obywatele miasta i gorliwi strażnicy Prawa oburzyli się tym postępkiem (Ant 20, 200).

    Po śmierci prokuratora Festusa w roku 62 n. e. Jakub zostaje skazany przez sanhedryn i ukamienowany. Flawiusz określa go bratem Jezusa i dodaje, że był On zwany Chrystusem. Czy tę wzmiankę można jakoś potwierdzić? Znał ją Orygenes (248 r. n. e.; Contr. Celsum 1, 47; 2, 13), stwierdzając jednocześnie, że Flawiusz nie wierzył, iż Jezus był Chrystusem. Dlatego też większość współczesnych badaczy, uważa ten tekst za autentyczny, a zastrzeżenia zgłaszane wobec niego są przez historyków ignorowane i uważane za niepoważne. Pewne wątpliwości nasuwa jedynie wzmianka Euzebiusza (HE II, 23, 19 – 20), który zna ten tekst wraz z interpretacją Flawiusza, jakoby karą za śmierć Jakuba było zburzenie Świątyni w 70 r. n. e. Obecny tekst, który posiadamy, nie zawiera tej frazy. Jednak kompozycja całego ustępu Flawiusza harmonizuje się idealnie z całością, a różnorakie chrześcijańskie interpolacje, które mogły znajdować się w starożytnych odpisach Flawiusza, nie przekreślają autentyczności opisu śmierci Jakuba, brata Jezusa, który właśnie w tej wersji nie zawiera nic nieprawdopodobnego i nie zdradza obecności pióra chrześcijańskiego interpolatora.

    Drugi opis Jezusa jest znacznie obszerniejszy i znamy go w dwóch wersjach. Relacji tej nadano nazwę Testimonium Flavianum ( Ant 18, 63 ):

    1)W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Żydów, jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy. I odtąd aż po dzień dzisiejszy istnieje społeczność chrześcijan, którzy od niej otrzymali tę nazwę.
    2) W tym czasie żył człowiek mądry, zwany Jezusem. Jego postępowanie było dobre i był on znany z cnoty [ lub: jego wykształcenie/wiedza była wybitna ] . I wielu ludzi spośród Żydów i innych narodów zostało jego uczniami. Piłat skazał go na ukrzyżowanie i śmierć. Ale ci, którzy zostali jego uczniami, nie zarzucili jego nauki. Donieśli, że pojawił się im w trzy dni po jego ukrzyżowaniu i że był żywy; stosownie do tego był zapewne Mesjaszem, o którym prorocy opowiadali cuda (arabska wersja zachowana w Kitab al`Unwan, spisana w połowie X wieku przez Agapiusza, biskupa Hierapolis).

    Istnieją liczne przesłanki, które mogą wskazywać, iż wzmianka ta została sfałszowana i włączona do tekstu przez chrześcijańskich kopistów. O co w tym wszystkim chodzi? Gdy chrześcijaństwo zdobywało coraz więcej zwolenników i niektórzy spośród nich zaznajamiali się z dziełami Flawiusza, mogło zastanawiać ich: dlaczego tak wybitny historyk, tylko wzmiankuje ich ukochanego nauczyciela. Rozpoczęli zatem wstawiać w tekst liczne interpolacje. Miały one przekonać niezdecydowanych jeszcze pogan i Żydów do przejścia na chrześcijaństwo. We wzmiance tej Flawiusz jakoby miał stwierdzić, że Jezus był Chrystusem. Jest to oczywiście nonsens: Józef do końca życia pozostał prawowiernym Żydem, nie mógłby więc napisać takiego stwierdzenia. Kiedy zatem dokonano tego fałszerstwa? Gdy Euzebiusz z Cezarei będzie pisał swoją Historię Kościoła, po roku 300, cytuje już Flawiusza ze stwierdzeniem, iż jest on Chrystusem (HE I, 11, 6 – 7). Natomiast Orygenes, piszący na przełomie II i III wieku, zarzuca Flawiuszowi, że nie wierzy w Jezusa jako Mesjasza (Cont. Celsum 1, 47; 2, 13). Wstawka musiała zatem być uczyniona w III wieku. Skoro już ustaliliśmy, że „Testimonium Flavianum” było poddane zabiegom fałszerskim, to czy nie powinniśmy w całości odrzucić tego świadectwa. Otóż ten sporny tekst poprzedza wzmiankę Flawiusza na temat Jakuba. Nazywa on jego w tym tekście bratem Jezusa zwanego Chrystusem. Nazwanie go w ten sposób właściwie nie miałoby sensu, jeśli wcześniej w tekście nie pozostawiłby jakiejś informacji na temat Jezusa. Większość badaczy nie kwestionuje autentyczności tego tekstu, twierdzą jedynie, że był on na pewno ulepszony przez chrześcijan (C. Martin, A. Pelletier, K. Linck, J. A. Muller, R. Eisler, H. Leclercq, H. St. J. Thackeray, J. D. Crossan, G. Vermes, R. Laquer, E. Dąbrowski).
    Można zatem spróbować, zrekonstruować autentyczne słowa Józefa Flawiusza, uzgadniając je z jego poglądami oraz ze świadectwem Orygenesa, a także biorąc pod uwagę odnalezione różne wersje Testimonium Flavianum. Oto próba odtworzenia oryginalnego tekstu Flawiusza autorstwa Gezy Vermesa (Żyda dla odmiany, jeśli ksiądz jest nie halo):

    W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry. Dokonywał niesłychanych czynów (i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali jego słowa). Podążało za nim wielu Żydów, jako też i pogan. Wskutek doniesienia przywódców naszego narodu Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, lecz jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować.

    Nie da się obecnie zrekonstruować Testimonium Flavianum w sposób, który zadowoliłby wszystkich uczonych. Pozostaje zatem pozostać przy wersji Vermesa, która wzbudza najmniej wątpliwości i czekać na znalezienia kopii, która będzie bliższa czasowi autografu. Wzmianka Flawiusza pozwala na określenie pewnych ram chronologicznych pomagających ustalić datę egzekucji Jezusa na krzyżu. Poncjusz Piłat był prefektem Judei w latach 26 – 36 n. e., a więc skazanie Go na śmierć, nie mogło odbyć się po roku 36. Zarówno w przypadku Jezusa, jak i Jakuba – według historyka – wrogami są przywódcy żydowscy. W pierwszym wypadku występują oni w roli donoszących władzom rzymskim na Jezusa, a w drugim, wykorzystują ich nieobecność do skazania Jakuba. Flawiusz nie wierzy w zmartwychwstanie Jezusa, potwierdza jedynie, że taką pogłoskę rozgłaszają Jego uczniowie. Według historyka działalność Jezusa wiązała się z uzdrowieniami i, prawdopodobnie, z działalnością kaznodziejską. W żadnej ze wzmianek Flawiusz nie stwierdza, jak tytułował się Jezus, w każdym razie przyznaje, że około 62 r. był On zwany Chrystusem.

    Należy się zgodzić z dwoma faktami: po pierwsze, wzmianka o Jakubie, pośrednio potwierdza istnienie Jezusa, a obecnie powszechnie uważana za autentyczną relacja o Janie Chrzcicielu, nadaje bezsprzeczną historyczność jednej z najważniejszych osób stojących u podstawy działalności Nazarejczyka.

  93. Upieranie się przy dziewictwie żony i matki, implikuje pewne konsekwencje. Ponieważ Maria jest powszechnie przedstawiana jak wzór do naśladowania, zaburza to motywacje żon do budowania relacji seksualnej z mężem. Tej relacji, której celem jest radość, bliskość, przyjemność i zaufanie. Wzór Marii, bez wątpienia, wpływa destruktywnie na wiele kobiet. Dodatkowo kształtuje w umysłach ludzi wypaczony wizerunek Boga, który to stworzył człowieka jako istotę seksualną, a potem jakoby upiera się przy dziewictwie.

  94. Dogmat o dziewictwie Maryi to wg mnie dwa osobne dogmaty: jeden o dziewiczym poczęciu i dziewiczym porodzie, a drugi o wieczystym, czyli de facto poporodowym dziewictwie wskutek braku pożycia z mężem Józefem.
    Dogmat o dziewiczym poczęciu nie ma nic wspólnego z takim czy innym pojmowaniem sposobu poczynania się człowieka, czy to z krwi miesięcznej formowanej przez nasienie mężczyzny wg wyobrażeń starożytnych czy to z połączenia jajeczka i plemnika wg współczesnej wiedzy.
    Oczywiście, że naturalne poczęcie Jezusa nie wykluczałoby Synostwa Bożego, ale dziewicze poczęcie nawiązuje do koncepcji Syna Bożego, który przez swoje wcielenie zapoczątkował nowe stworzenie. „Nowe stworzenie” to częste pojęcie u św. Pawła, który swoje listy napisał wcześniej niż zredagowano ewangelie. Paweł zestawia Jezusa z Adamem, pierwszym człowiekiem stworzonym przez Boga, tak jak i cały świat został stworzony prze Boga. Jezus to drugi człowiek par excellence stworzony w dziewiczym łonie Maryi – „od zera”, bez żadnych komórek czy krwi. O tym „zrodzeniu z Boga” mówi ewangelia św. Jana w prologu: „Wszystkim tym jednak, który {Słowo} przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani Z KRWI, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale Z BOGA się narodzili.”
    Zatem dziewicze poczęcie i narodzenie Słowa Bożego jest aktem nowego stworzenia, dającego ostatecznie ludziom wierzącym w Jezusa udział w boskiej naturze samego Boga. Jeśli wierzę w stworzenie świata prze Boga, to wierzę również w stworzenie człowieka Jezusa w łonie ludzkiej matki bez naturalnej drogi poczęcia zgodnej z naturalnym sposobem zaistnienia człowieka.
    Mi ten dogmat nie sprawia trudności w wierze, choć mam świadomość, że bez niego teologia chrześcijańska by się nie zawaliła. Ale z nim jest naprawdę bogatsza i otwiera perspektywę przebóstwionej wieczności człowieka.
    Natomiast utrzymywanie dogmatu o trwałym dziewictwie Maryi i wykluczeniu pożycia z Józefem uważam za błąd dogmatyczny, bo sprzeczny z Nowym Testamentem, a zatem nie spełniającym kryterium dogmatu w myśl rozumienia tego pojęcia w sformułowaniu Soboru Watykańskiego I (1870).

  95. Maryja jako dziewicza matka Jezusa, której stan uszanował Józef do narodzenia dziecka, a potem kochająca żona Józefa rodząca kolejne dzieci jak0 braci i siostry, wśród których wychowywał się Jezus, jest prawdziwym ideałem kobiety otwartej na stwórczą moc Słowa Bożego i płodną miłość człowieka. To prawdziwa Święta Rodzina z Nazaretu.

  96. @Andrzej Nowicki. Odnoście Pana postu z 21 maja 2014r. o podsumowaniu „Kleofasowej” dyskusji o braciach Jezusa, chciałam podnieść parę zagadnień:
    1. Jak sformułowany jest dogmat papieża Marcina I o Maryi Zawsze Dziewicy?
    „Jeżeli ktoś nie wyznaje WEDŁUG NAUKI ŚWIĘTYCH OJCÓW, że święta zawsze Dziewica i niepokalana Maryja jest właściwie i prawdziwie Boga Rodzicielką, ponieważ samego Boga – Słowo zrodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami, a w ostatnich czasach w sposób szczególny i prawdziwy bez nasienia z Ducha Świętego poczętego, bez naruszenia dziewictwa porodziła i pozostała także dziewicą po narodzeniu – niech będzie wyklęty.”
    Podkreśliłam „wg nauki świętych Ojców”, bo to nie „wg nauki Pisma Świętego”. Otóż mamy tu wyraźnie do czynienia z rozbieżnością między ową nauką świętych Ojców, tworzącą Tradycję Kościoła, a nauką płynącą z lektury Biblii. Oczywiście ci Ojcowie tak, a nie inaczej rozumieli Biblię, ale nie jest prawdą, że wszyscy co do jednego tak ją rozumieli, a nawet gdyby tak było, wszyscy mogli się mylić. Analiza Biblii powinna stać hierarchicznie wyżej niż poglądy pojedynczych świętych Kościoła.
    Znamienne, że ogłaszając dogmat papież Marcin I nie powołał się na Pismo Święte.

    2. VIRGINITAS IN PARTU bywa odbierane jako całkowity absurd biologiczny, żenująco uwiarygadniany przez Protoewangelię Jakuba. Jest tam przytoczony przez Pana opis namacalnego sprawdzania zachowania hymenu u Maryi przez położną po urodzeniu Jezusa, analogiczny do włożenia ręki przez Tomasza do ran Chrystusowych w Ewangelii św.
    Jana.
    Otóż lektura podręcznika embriologii pozwoliła mi zrozumieć, że błona dziewicza jest przetrwałą fazą rozwojową i naturalne jej pęknięcie jest prawidłowym procesem, umożliwiającym odpływ krwi miesiączkowej. Zdarza się, że ta biologiczna defloracja nie następuje i wtedy przychodzi z pomocą chirurg. Hymen bywa różnego kształtu, wielkości i plastyczności, i zdarza się, że rzeczywiście nawet poród nie usuwa go całkowicie. Zatem virginitas in partu nie jest aberracją umysłową chrześcijańskich dogmatyków.

    Ja widzę tu inny problem: mianowicie rozumienie dziewictwa wyłącznie jako właśnie nienaruszonego hymenu. Takie rozumienie przedstawił Kościół względem błogosławionej Karoliny Kózkówny, której zwłoki badała położna i pod przysięgą zeznała, że Karolina zachowała dziewictwo. A więc Kościół jako „próbę dziewictwa” zastosował procedurę opisaną w Protoewangelii Jakuba. Niesłychane, jak metoda apokryficzna znalazła uznanie u ortodoksji katolickiej!
    A co by się stało, gdyby Karolina jako słabsza fizycznie została zgwałcona przed zabójstwem? Czy Kościół wtedy nie uznałby jej walki o godność i czystość? Czy kobiety gwałcone są dla Kościoła moralnie stracone? A te, które uprawiają seks analny i hymen mają w porządku – to dziewice czy nie?
    Rozmawiałam o tym z księdzem i uznał, że zgwałcona kobieta przed Bogiem byłaby dziewicą, a Kościół stracił ważny, pedagogiczny aspekt tej beatyfikacji.

    3. Opisał Pan żydowskie poglądy na dziewictwo przedstawione przez Gezę Vermesa. Nie wchodząc w szczegóły zauważam, że intencja ewangelistów, zwłaszcza Łukasza, jest czytelna: Jezus zaistniał w łonie Maryi bez udziału mężczyzny. Zatem specyficzne, rabinackie rozumienie dziewictwa jako wg dzisiejszym pojęć stanu pierwszej owulacji przedmenstruacyjnej są zupełnie nie przydatne do rozumienia opisu zwiastowania u św. Łukasza.
    Są natomiast bardzo przydatne do rozumienia niezrozumienia stanowiska Kościoła Katolickiego wobec in vitro, bo taka procedura miałaby w opinii antykatolickich ateistów podważać w Kościele dogmat o dziewiczym poczęciu Jezusa. W Magisterium KK nigdy nie pojawił się taki argument, ale jest on przypisywany katolickim teologom.

    4. Analiza językowa opisu zwiastowania warta jest uwagi, ale to odrębny, obszerny temat, pośrednio nawiązujący do tematu faktycznego bądź rzekomego ślubu czystości w małżeństwie Maryi i Józefa. Napiszę o tym artykuł.

    Temat braci Jezusa przekracza sam siebie, bo jest silnie związany z wieloma kategoriami wiary chrześcijańskiej. Dlatego budzi zainteresowanie.

  97. Biorąc pod uwagę te argumenty racjonalistyczny Odpowiadamy;
    I. Te bracia nigdy zwane w N.T. Dzieci Maryi; niektóre jego matka (; 16,1 Mk 15,40 i 47) jest znana.
    II. bardzo często – co najmniej 2 Cn 36.10, grecka wersja LXX tłumaczone oleandrów (lub jego warianty) odpowiednie warunki do tekstu hebrajskiego ( „Ach,” aha „), wykazując semantycznej wzbogacenia z oleandrów określony w środowiskach powiązanych LXX;

    III. także targumistas (Onkelosa, Pseudo-Jonatana itp), zazwyczaj tłumaczone termin hebrajski Ach; przez ‚aha’ aramejsku (Rdz 13,8; 14,14.16; 24,48; 31,32.37; Kpł 10,4; GDC 9,3.18 etc.); Tylko w wyjątkowych przypadkach tłumaczeniem targumic nie wynika z pisma hebrajskiego modelu zależne;

    IV. Józef stosowany również Adelfos według zwyczaju hebrajskiego tekstu, z pewną wolność (por Ant 1,12,1; Bell 6,6,4);

    V. także wprowadzić inne świadectwa judeo-hellenistycznej literatury tego okresu, jak egipskie papirusy II / I wieku przed naszą erą gdzie oleandry wyznacza syna bratanka (por J.J. Collins, bracia Pana i dwa opublikowane niedawno papirusy: THST 5 (1944) 484-494).

    VI. Na koniec zauważmy, że apostolska i patrystycznych Tradycja uczy wyraźnie, że pierwsza Ewangelia (Mt) został napisany w języku hebrajskim, greckim wersja pozostaje naszym zwykłym tłumaczeniem oryginału. To tradycja ta jest poprawna wykazał w naszych czasach Jean Carmignac: „Nasze Ewangelie synoptyczne nie są kompozycje wykonane w języku greckim; Są one wykonane na hebrajskich przekładów (z wyjątkiem prologu i przejściami Lucas). I dlatego prawdziwi autorzy Marka i Mateusza są jego redaktorzy hebrajskiego. Dla Łukasza, sytuacja jest mniej jasna … o czym świadczą liczne Semitisms, które przetrwały. „Dlatego logiczne jest, że w greckim znaczenie polisémico być zachowane antysemityzm” braci „.

  98. To powiedziawszy musimy być zadowoleni zgodzić się z Vittorio Messori, w którym klasyki na rzecz wieczystego dziewictwa Maryi, (Orygenes, Jerome i innych) argumenty obecne badania biblijne jest dodanie innych. Był pionierem w tym pogłębiania prawdopodobnie najbardziej wszechstronna książka na ten temat, staranne i dokładne badanie uczonego niemieckiego Biblii J. Blinzler, autor Die Brüder und Schwestern Jesu (Stuttgart 1967). J. Blinzler był odkrywcą pośrednią, ale decydujące rzecz wieczystego dziewictwa argumentu: „Jest coś, co do tej pory, jak sądzę, nigdy nie zostało uwzględnione w dyskusji na temat braci Pańskich. Jak wynika ze zmian I 3,20 s. w równoległych fragmentów w innych Ewangeliach iw konsekwencji wariantów tekstu, opowieści o nieporozumienie, że Jezus spotkał ich krewnych zostały już uznane za trudne, jeśli nie skandaliczne w starożytnym Kościele „. A jednak, „nie byłoby to bardzo prosty sposób nie tylko do złagodzenia dyskomfortu spowodowanego przez te historie, ale używają je pozytywnie, jako dowód mesjanistyczny proroctwa”. Istotnie, w Psalmie 69,9, straszna Izraelita Bóg, który jest nawiedzany przez to, że lamentuje:

    „Jestem jak obcy do moich braci
    jako obcy dla synów mej matki. ”

    Blinzler zauważa: „Stwierdzono, że ten psalm, od samego początku, odgrywa ważną rolę w Kościele i została zastosowana do Mesjasza Jezusa. W Nowym Testamencie wspomina się o nim, albo wspomniał, nie mniej niż 18 razy. Zaskakujące jest to, że nigdy nie używany w samym Nowym Testamencie ten werset 9, aby wyjaśnić nieporozumienie braci Pańskich. Co byłoby oczywiste zawarcia perykopy Mt 12,46 ss. w odniesieniu do spełnienia tych proroczych słów! Jest tylko jedno prawdopodobne wytłumaczenie tej ciszy: stosowanie Psalmu 69 do Jezusa i jego rodziny było niemożliwe, ponieważ bracia, którzy mówią Ewangelie nie były „dzieci ich matki ‚.”

  99. Messori przypomniał nam w swojej pracy te badania Mary Hipoteza i jego przewidywania w 2005 roku, że nowe badania exegetical potwierdzi wieczyste dziewictwo i inne dogmaty Marianos została potwierdzona przez czas. W rzeczywistości mówi nam ten włoska dziennikarka w artykule opublikowanym kilka miesięcy temu, że rozgarnięty badania jezuitów Ignacego de la Potterie na tekstach Johannine (Ewangelia o tej samej nazwie, listach i objawienia) dostarczyły ważnych nowych funkcji. Ignacy de la Potterie by odkryli, że słynny prolog Jana był starożytnym świadectwem potrójnego dziewictwie Matki Bożej; ante Partum w partu i po porodzie. Ten uczony jezuita by wykazały dwa artykuły opublikowane 50 stron każdy w Marianum, czasopiśmie Wydziału Teologicznego Papieskiej samej nazwie, w 1978 i 1983 odpowiednio prolog Jana a dokładniej J 1, 13 zawiera ukryty skarb .: z wersetu 11 do 13 mówi tekst świętego Jana: „przyszedł do swoich, a jego własna nie otrzymał. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, którzy wierzą w imię Jego, dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi. Oni, którzy ani z krwi, ani praca ciała, ani z woli męża, ale urodzili (były spłodzone) Boga. ” W większości greckich manuskryptów Ewangelii świętego Jana, werset 13 pojawia się w liczbie mnogiej: „oni nie z krwi, ale z Boga … urodziły się (byli ur)”, więc jest to najbardziej powszechne tłumaczenie. W tym przypadku były ojcem będzie odnosić się do chrześcijan w ogóle, a nowym narodzeniu wody i ducha, czyli chrzest. Ale Ignacy de la Potterie pokazuje w wielkiej obfitości danych, że holograficzna wersja J 1, 13 było w liczbie pojedynczej. To prawda, że ​​greckie kodeksy są w liczbie mnogiej, ale większość z nich pochodzi z IV wieku. A z drugiej strony, zarówno ojców apostolskich na i po Ojców Kościoła, cytat ten werset w liczbie pojedynczej. Ireneusz, uczeń św Polikarpa i ten sam uczeń sam ewangelista i apostoł Jan, syn Zebedeusza, używać liczby pojedynczej. Tertulian około roku 200, dał spór właśnie wokół tej perykopy i obwinia heretycy Walentyniania (De carne Christi, 19, 1-2) został zmieniony tekst z liczby pojedynczej na mnogą celowo, chcąc zaprezentować się jako te wybrane i duchowe, które są z Boga zrodzone, pozostawiając z tej kategorii do reszty ochrzczonych. Należy dodać, że większość kodeksów zawierających tekst w liczbie mnogiej pochodzą z tego obszaru, w którym odbyła się spór z Valentinianos o sfałszowanie słowa Jana, czyli to, co jest wpisane w oficjalnym tekście Ewangelii i jeszcze skorzystania z naszych aktualnych problemów. Oprócz łacińskiego krytyki tekstu pokazuje, że najstarsze kodeksy w syryjski, koptyjski, etiopski zachowują liczbie pojedynczej. W związku z tym można stwierdzić, że w obawie przed docetismo, herezji, który twierdził, że Chrystus miał ciało tylko pozorna, a nie prawdziwe, wersety te zostały przekształcone w liczbie mnogiej. Werset 13 mówi, że Jezus nie urodził „Bloods”. Chociaż wiele tłumaczeń mają swoistą „krew”, oryginalny tekst jest w liczbie mnogiej „sanguis”, „ex sanguinibus”. Według badań przeprowadzonych przez Ignacego de la Potterie, stwierdzeniem „nie rodzi się z Bloods” odnosi się do narodzin Jezusa, musi być rozumiane w odniesieniu do biblijnej i judaistycznej rytualnych wymagań czystości dla kobiet. Kapłańska 12: 4-7 wyjaśnia przepisy, które mają zastosowanie do oczyszczania kobiety, która rodziła w wyniku utraty krwi wiąże się z narodzin dziecka. Dlatego J 1,13 z wyrażeniem „nie rodzi się z Bloods” twierdząc, że Jezus nie spowodowałoby urodzenia rozlewu krwi matki, więc ona ciągle swoje dziewictwo integruje w trakcie i po porodzie

  100. Bardzo dziękuję autorowi artykułu za pracę jaką włożył także w komentarze. Fascynująca lektura. Zgadzam się z autorem artykułu. Co do bzdurności niektórych dogmtów wypada mi powtórzyć już tu cytowanego Hellera: „Natomiast teologia (czyli, mówiąc najogólniej, rozumowa refleksja nad treścią
    wiary religijnej) nie jest niezależna od rozwoju nauki.(…) Rozwój nauki,
    wprowadzając rewolucyjne zmiany lub korektury do obowiązującego obrazu świata,
    pozwala eliminować tego rodzaju pseudodogmaty ze zbioru twierdzeń religijnych.
    Jest to doniosła oczyszczająca rola nauki w stosunku do teologii. W związku z
    tym mówi się czasem o odmitologizowaniu teologii przez rozwój nauk świeckich.
    Zabieg taki może być związany z bolesnymi dla teologów cięciami, ale po pierwsze
    – jest to sprawą uczciwości samej teologii, i po drugie – tylko wtedy teologia
    będzie miała szansę przemówić do człowieka przyszłości.”
    Michał Heller, Wszechświat i Słowo, wyd. Znak, Kraków 1994, s. 24 Poza tym jaki jest koń każdy widzi…. KK usilnie rozbuchał w takim kształcie kult Maryjny ponieważ nie potrafi sobie poradzić ze wstydliwie głupią częścią spuścizny niektórych Ojców Kościoła w postaci banalnej mizoginii. I mam tu na myśli przede wszystkim św. Tomasza i św. Augustyna. Fakt, że nie radzi sobie z tym jest przyczyną odejścia od KK wielu osób – nie tylko kobiet. Można znieść głupotę, można znieść zacofanie wynikające z czasów…. ale hipokryzji w postaci utrzymywania tych absurdów już nie. Kult Maryjny w takiej postaci wraz z całą irracjonalną dogmatyką dotyczącą Marii wykorzystuje się do uzasadniania także celibatu. Kompletnie sprzecznym z naturą ludzką oraz także historycznością (przecież powstał wiele wiele wieków po Chrystusie) absurdem. Absurdem, który jest egzemplifikacją protekcjonalnej pogardy do kobiet i życia w małżeństwie.

  101. Im dłużej czytam artykuł „Maryja Dziewica”, tym więcej mam wątpliwości co do ustaleń ks. Meiera i argumentów Autora tego wpisu.
    Choćby kwestia identyfikacji „Jakuba Mniejszego”: czy to jeden z Dwunastu czy „brat Pański”, czy też oba określenia dotyczą tej samej osoby?
    Św. Hieronim wypowiedział się na ten temat i podobnie zrobił Andrzej Jan Nowicki. Obaj skomentowali „Mniejszy” jako przydomek Jakuba. Św. Hieronim napisał w rozdziałach 12 i 13 „Adversus Helvidium”, że „Mniejszy” odnosi się do porównania z „większym”, wg niego z Jakubem synem Zebedeusza, bo gdyby był jakiś trzeci Jakub, nie ci z grona Apostołów, to jakże w porównaniu między „mniejszym i większym” może być ktoś trzeci?
    Z kolei Andrzej Jan Nowicki napisał:
    „Natomiast nie ma podstaw, by utożsamiać tego Jakuba {tj. brata Pańskiego}, z Jakubem, synem Alfeusza (Mk 3, 18), ponieważ Marek prawdopodobnie po to dodał do Jakuba przydomek Mniejszy, by odróżnić go od innych osób, które w jego piśmie nosiły to samo imię. Określenie Jakuba mianem Mniejszego, nie jest próbą określenia wieku lub wzrostu, lecz wskazaniem na późniejsze otwarcie się brata Jezusa na Jego orędzie, w przeciwieństwie do Jakuba, syna Alfeusza, który według św. Marka został powołany już na samym początku. ”

    Obaj Panowie uznają zasadność komentowania, co miał na myśli Marek Ewangelista pisząc „Jakub Mniejszy” nie zauważając, że Ewangelia Marka nie ma stopnia wyższego, ale równy: „Maria he Iakobou tou mikrou” – „Maria, matka Jakuba Małego” (Mk 15,40).

    Podobnie przedwczesna jest radość z „pozostawienia na lodzie o. Jacka Salija i innych zapiekłych apologetów” przez św. Hieronima wskutek uznania „Marii, matki Jakuba i Jozesa” za inną niż „Maria, żona Kleofasa” w Liście 120. Kwestia 4 dotyczyła pytania o to, czy była jedna Maria Magdalena czy dwie Marie tak samo nazywane, pochodzące z tej samej wsi. I wtedy Hieronim wymienia Marie, o których czytamy w Ewangeliach. Wyliczył ich cztery: Maria, Matka Jezusa, Maria, ciotka Jezusa, Maria, matka Jakuba i Jozesa, Maria Magdalena. Ja dodam piątą Marię: to Maria z Betanii, siostra Marty i Łazarza. Osobno kwestią było, czy ciotką Jezusa była Maria, matka Jakuba i Jozesa czy Maria, żona Kleofasa, nie kwestia identyfikacji tych kobiet. Wyraz „kobiety” dodał angielski tłumacz. Rozważania o liczbie Marii nie skłoniły Hieronima do przyznania racji Helwidiuszowi, że bracia Jezusa to dzieci Maryi i Józefa.

    Jest o czym pisać odnośnie ustaleń ks. Meiera. Co do słów Andrzeja Jana Nowickiego „Przynajmniej niech ten, który mnie będzie chciał przekonać – niech przekona najpierw samego siebie…”, to ja przekonałam się, że św. Hieronim trafnie określił braci Jezusa jako kuzynów, choć złych argumentów użył. Powiedzmy, felix culpa. A co ja w postach ze stycznia 2015r. pod tym artykułem napisałam, można wyżej przeczytać. Nie jestem zapiekłym Hieronimowym apologetą i nie zostałam na lodzie.

  102. Paranoików religijnych nie brakowało nigdy i jak widać do dzisiaj się jeszcze uchowało ich bardzo dużo. Nie długo dowiemy się, że Katolik i Świadek Jehowa to jest dokładnie to samo, że Jezus miał nie tylko rodzeństwo, a może i św. Maria Magdalena była Mu bliska… Tragedii nie ma tutaj końca. Teologia feministyczna, teologia wolności i wyzwolenia pada tutaj pod naporem idiotów rodem z Baader-Meinhof, według których możemy się dowiedzieć, że Jezusów było na tym świecie wielu. Przypomina mi się jak przed wielu laty był plakat na witrynie sklepu z pytaniem: gdzie jest piekło? Plakat pochodził od Epifanii, tyle, że ktoś nieznaną ręką dopisał: piekło jest u Tadzia, tylko gdzie jest Tadzio?… Poziom w obydwóch przypadkach był właściwy, tak jak rozważania o braciach Jezusa, rodem od Świadków Jehowy!

  103. Wyprawy krzyżowe były jednym wielkim szmuglerstwem prywatnych interesów ówczesnych możnowładców tego świata pod płaszczykiem pseudoreligijności, kiedy to nawet własne dzieci sprzedano podczas krucjaty na targu w Tunisie. Wandea we Francji stała się pseudosymbolem tego , co zasugerował król Henryk mówiąc, że Paryż wart jest mszy. Hipokryzja religijności prowadząca do ateizmu oświeceniowego istnieje niestety do dzisiaj co widoczne jest w dziwacznych artykułach dowodzących jakąś jedną wielką anormalność różnych lokalnych teoryjek. Szukanie dziury w całym, a więc zabawa dla zabawy to jest dopiero heca dla szurniętego filozofa, który widzi zaświaty przez pryzmat własnego zwichrowanego umysłu pseudonaukowego.

  104. 1)Maryja żona Józefa, była grzeszna.
    2)Maryja po urodzeniu pierworodnego Syna Jezusa,miała dzieci z Józefem.
    3)Słowo Boże mówi: *wszyscy zgrzeszyli i brak im Chwały Bożej.
    *Niema sprawiedliwego ani jednego.
    ***Tylko Pan Jezus Chrystus,był bez grzechu.
    **SŁOWO BOŻE JEST PRAWDĄ**.
    TYLKO ZBAWICIEL JEZUS CHRYSTUS,JEST GODZIEN WIARY I ZAUFANIA. DUCH ŚWIĘTY,CZUWAŁ NAD SPISANIEM PISMA ŚWIĘTEGO.
    Nie przyjmuję interpretacji tekstu biblijnego,które każe rozumieć;
    (*BRAT,to*KUZYN),a(*KUZYN,to*BRAT).
    Kościół Katolicki za wprowadzanie biednych wiernych w naukę NIEZGODNĄ Z OBJAWIONYM I NATCHNIENIONYM PISMEM ŚWIĘTYM, poniesie KONSEKWENCJE!!!.
    Wszystko ma swoje granice.
    Na koniec,życzę sobie i Wszystkim pokory, oraz uniżenia przed PANEM JEZUSEM.

  105. Ja jestem prostym człowiekiem i wiem,że
    Słowo Boże się nie myli!. Tym którzy wprowadzają swoje nauki, i chcą je poprzeć
    nauką Ewangelii, są głosicielami; ***INNEJ EWANGELII!!!. A taką naukę odczytuje w Kościele Katolickim.

  106. Fundament;*TYLKO JEZUS CHRYSTUS!!!, *SKAŁA WIARY,*SKAŁA LUDU BOŻEGO, *SKAŁA UCZNIÓW CHRYSTUSA PANA, *SKAŁA PRAWDZIWYCH CHRZEŚCIJAN!.
    Dzieje Apostolskie rozdział 4, (*12*).

  107. Pan komentator o podpisie; T
    Musi pan wiedzieć,że; NIEMA INNEGO FUNDAMENTU POZA JEDYNYM FUNDAMENTEM,A KTÓRYM JEST JEZUS CHRYSTUS. Różnica między mądrością pana, podpisującego się w komentarzu literą T,a moją,jest taka; DLA MNIE SŁOWO BOŻE NA PIERWSZYM MIEJSCU!!!,JEDYNE I OSTATECZNE OBJAWIE PRAWDY BOŻEJ.
    Natomiast pan idzie drogą,w katolickim nauczaniu. Dla pana T,rozumowanie będzie takie: brat,to kuzyn,a kuzyn,to brat.
    (**Dla mnie Brat,to Brat,A Kuzy,to Kuzyn).
    Pan->(T), podważa to, co Księdz Meier rzetelnie napisał o rodzeństwie Jezusa.
    Panie->(T ),szkoda słów!!!,jednak życzę panu mądrości PISMA ŚWIĘTEGO.

  108. Komentarz o podpisie; (Taki sobie ktoś).
    Jak najbardziej podzielam Pana komentarz,
    wyrazy uznania i konkretnej oceny sytuacji.
    [Niepokalana,pośredniczka,orędowniczka, Matka Boska,współodkupicielka itd…]
    Kongregacjo Nauki Wiary,Urzędzie Nauczycielski Kościoła Katolickiego z Papieżem na czele; POKUTUJCIE!!! NA KOLANACH! I PRZESTAŃCIE OSZUKIWAĆ! biednych i naiwnych wiernych. NAWRACAJCIE SIĘ DO PRAWDZIWEGO BOGA W JEZUSIE CHRYSTUSIE.

  109. @Ten, który przejrzał na oczy!!!
    Nawiązując do Pana słów:
    „Nie przyjmuję interpretacji tekstu biblijnego,które każe rozumieć; (*BRAT,to*KUZYN),a(*KUZYN,to*BRAT).”, nadmienię, że oczywiście ma Pan prawo nie przyjmować danej interpretacji tekstu biblijnego, jednak warto wiedzieć, skąd ona pochodzi.

    Otóż w językach hebrajskim i aramejskim nie było rozróżnienia na brata i kuzyna, w rozumieniu krewnych w linii bocznej kolejnych stopni. Wszyscy oni byli „braćmi”. Tak jest zarówno w Starym, jak Nowym Testamencie.
    Nowy Testament używa greckiego wyrazu anepsios – „kuzyn” w narracji dotyczącej świata grecko-rzymskiego w Liście do Kolosan 4,10, natomiast w Ewangeliach jest tylko „brat”, bo to świat semicki.
    Dobitnym tego przykładem jest scena pod krzyżem wg św. Jana, który wymienia stojące tam kobiety. Były to „Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19,15).
    Ważne, że mowa o kobietach mających to samo imię „Maria”, i będących „siostrami”. Dwie rodzone siostry o tym samym imieniu? Czy zna Pan jakiś analogiczny biblijny przykład?

    Ks. Meier tak się uporał ze sceną pod krzyżem:
    „Nie można wykluczyć, że taki przypadek nastąpił w jakiejś żydowskiej rodzinie: wśród ludów semickich, a zdarza się to często do tej pory w wielodzietnych rodzinach muzułmańskich, roi się od rodzeństwa noszącego to samo imię.”
    Ale wcześniej ks. Meier pisał:
    „Próby wyjścia z tej sytuacji poprzez identyfikację tej osoby {tj. matki Jakuba i Jozesa”} z siostrą Maryi są nieprzekonujące, ponieważ nadanie imienia Maria, dwóm siostrom w jednej rodzinie, jest nieprawdopodobne.”
    Zatem stanowisko ks. Meiera jest zmienne i relatywne. Ma to duże znaczenie z uwagi na to, że ks. Meier wykluczył znaczenie „adelphos”-brat jako równorzędne „anepsios” – kuzyn, i, co za tym idzie, odrzucił identyfikację Marii, kuzynki Maryi, jako matki „braci Jezusa”.

    Co więcej, mamy takie słowa ks. Meiera:
    „Maria jest nazywana siostrą Matki Jezusa, ponieważ kobieta o tym imieniu została żoną brata Józefa, nazywanego przez św. Jana i Hegezypa – Kleofasem, dlatego też – prawdopodobnie – mogła nosić to samo imię, a Szymon w tym układzie jest kuzynem Jezusa ze strony Jego przybranego ojca Józefa.”

    W powyższych słowach ks. Meier dokonał niezwykłego skojarzenia: siostrą Marii, matki Jezusa, jest nazywana jakaś kobieta o imieniu Maria, bo została żoną Kleofasa. Czyli jakaś Maria „dołączyła rodzinnie” do Marii, matki Jezusa, bo wyszła za Kleofasa? To nie dlatego nazywana byłaby jej siostrą, że łączyło je pokrewieństwo, ale ślub z Kleofasem spowodował nazywanie jakiejś Marii siostrą matki Jezusa? Czyli siostrą Maryi miałaby być nazywana bratowa Józefa?

    Jeśli uznaje Pan, że „Księdz Meier rzetelnie napisał o rodzeństwie Jezusa”, to zachęcam do przemyślenia dedykowanych Panu komentarzy oraz umiaru w wezwaniach do pokuty i nawrócenia dla Urzędu Nauczycielskiego Kościoła Katolickiego.

    Z Bogiem!

  110. Widzę, że wywodzący się z katolicyzmu uczony, ks. J.
    P.Meier, wyszedł w swoich wywodach poza „dogmat”, opierając się z zasady na nowotestamentowym zapisie. Znam prace uczonych z kręgu katolicyzmu, którzy jako egzegeci, potrafią mijać się z prawdami dogmatu, chcąc pozostać wierni zapisanym tekstom, które interpretują. Z zasady protestantyzm, jako wierne nauczanie przedstawia to, że [pomazaniec] posiadał rodzinę, w tym rodzeństwo. I znajdują na to poparcie w wersetach podawanych przez wielkiego uczonego.ks.J.P.Meiera.
    Podawane prze niego wersety, jako takie przedstawiane są w protestantyzmie. W uszach wiernych wyznania kręgów katolickich, brzmi to nieprawdopodobnie. W protestantyzmie, uznawane jest za oczywiste.
    Jedno jest pewne. W Mat.1:25 czytamy : „Ale nie żył z nią do czasu, kiedy urodziła syna”. BP
    Za nieuczciwe moim zdaniem należy uznać tłum. ks. K.Romaniuka: „I chociaż żył z nią w dziewictwie, porodziła mu syna…”.
    Prawdą jest, że: „nim jeszcze zamieszkali razem, poczuła , że stanie się matką” za sprawą ducha. Jak sam usłyszał to jej mąż, jako wyjaśnienie: „…to bowiem, co się w niej poczęło, pochodzi z ducha”. patrz. Mat.1: 18 i 20
    I tak jest, że chociaż z nią nie współżył: „porodziła mu syna”.
    Nie jest jednak prawdą, że nie podjął z nią współżycia cielesnego.
    O tym, że miało ono miejsce podaje Mat.1:25. I jeśli nawet niektóre przekłady wer. ten oddają przez: „nie zbliżał się do niej, aż porodziła syna…”. B.T wyd.II. Podobnie EPP „i nie znał jej”. To wystarczy zajrzeć do ks.Rodz.4:1, gdzie o pierwszym człowieku czytamy, że „zbliżył się do swojej żony…[i co?]. A ona poczęła i urodziła…”. Czy jak czytamy w B.G w Rodz.4:1 o pierwszym człowieku, że „poznał żonę swoją, która poczęła i porodziła…”.
    Tak czy inaczej w Mat.1:25 czytamy: „Ale nie obcował z nią dopóki nie powiła syna…” Bw. „ale nie współżył z nią dopóki nie urodziła syna…” WP
    Wydaje się, że już z samego podanego tu wersetu, wynika, że jej mąż, po tym, jak urodziła, „współżył z nią…”.”zbliżył się do swojej żony”. A zgodnie z Rodz.4:1 „zbliżył się mężczyzna do swojej żony, a ona poczęła i urodziła”.
    I zasadne wydaje mi się wyjaśnienie, ze podobnie było w przypadku „świętej rodziny”. I nadużyciem szukanie usprawiedliwienia w Jana 19:26nn, czy Łuk. 1:31, 2:21

  111. 1. Ewangelie ani razu nie przytaczają, przy poczęciu i narodzinach owych braci i sióstr, starotestamentalnej formuły: „Mężczyzna zbliżył się do swej żony. A ona poczęła i urodziła”. Formuły, która jak refren przewija się przez Księgi Starego Testamentu w odniesieniu do faktu narodzin kluczowych postaci historii zbawienia – choć nie tylko – i powraca przy poczęciu i narodzinach św. Jana Chrzciciela, a przede wszystkim, przy Zwiastowaniu, kiedy anioł Gabriel objawia Maryi, iż jako Dziewica pocznie i porodzi Syna Bożego. Ewangeliści nigdzie nie podają, iż po narodzeniu Jezusa, Józef zbliżył się do swojej żony Maryi, a ona poczęła i urodziła, syna Jakuba, potem zbliżył się ponownie i urodziła Józefa, następnie Szymona, Judę oraz córki. Brak formuły w tych miejscach tym bardziej zastanawia, ponieważ autorzy natchnieni nie wahają się stosować jej nawet wobec występku córek Lota, które z kazirodczego współżycia z ojcem poczęły i porodziły synów, czy wobec Tamar, która przeżywszy bezpotomnie dwóch mężów, fortelem zbliżyła się do teścia, Judy, następnie poczęła i urodziła bliźnięta. Również grzech Dawida z Batszebą i narodzenie jej pierwszego dziecka zostało opatrzone formułą: „kobieta ta poczęła i urodziła”. Po śmierci dziecka Dawid poszedł do niej i spał z nią i urodził się jej ponownie syn, Salomon.

  112. Ewangelie nie zajmują się życiem rodziców zbawiciela, i ich wplatanie w jego pochodzenie od nich, ma marginalny wydźwięk, choć wielkie znaczenie. W istocie w natchnionym słowie mamy stwierdzenia: „wziął ją za żonę i zbliżył się do niej. Ona zaś poczęła i porodziła syna” patrz. Rodz.38:3-4
    W przypadku ewangelii mamy podany r o d o w ó d, nie rodzeństwa zbawiciela, tylko jego samego. Nikt z ewangelistów, nie zajmuje się nimi, i ich przyjściem na świat. W ewangeliach mamy podany rodowód…Nie jego rodzeństwa, z ukazaniem różnicy w jego przyjściu na świat. Nie ma mowy o tym, że jej mąż wziął ją za żonę i zbliżył się do niej, a ona poczęła i urodziła”. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Niezwykłe było to, że „po zaślubinach, nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą…”. I nie ma mowy, że to co się w niej poczęło, jest za jego sprawą, ale…Mat.1:18-20
    To dziecko, nie poczęło się, ponieważ: „zbliżył się do niej”. Tylko w wer.25 czytamy, że „zbliżył się do niej”, po jego urodzeniu. I ewentualne dzieci powstałe z powodu jego „zbliżenia się do niej”, nie poczęły się za sprawą „pneumotos hagiu”. Tylko jak czytamy w wer. 25 „kai uk eginosken auten heos hu etaken hyion”. I w tym przypadku gr. eginosken „poznać” przenośnie o intymnym współżyciu małżonków. I nie ma mowy w wer.25, „nie współżył n i g d y”. W wer. tym czytamy: „nie poznawał jej aż urodziła syna”. I nic nie zmieni okoliczności, że gr spójnik zdań czasowych, użyty jest do oznaczenia trwania jakiejś czynności lub stanu np. „aż do momentu gdy, dopóki nie”itp.
    Tak to w wer. 25 o jej mężu czytamy: nie współżył z nią, WP „aż do momentu, gdy” urodziła syna. I w innym miejscu czytamy o rodzinie, która go nawiedziła. W tym bracia i siostry. Mat.13:55-56. Czytamy tam oczywistą oczywistość, że , gdy przyszedł w swoje ojczyste strony wer.24, to zebrani tam ludzie mieli świadomość, kto to jest, itd. W wer. 55 czytamy „synem cieśli”. W Mk. „cieślą”. Jego ojciec był znanym im cieślą. On uchodził za jego syna. Podane mamy imię, jego matki. Jedno i drugie to [ojciec wiemy opiekun] i matka. Prawdziwi. Jak i rzeczywiste jest imię jego matki. Jak najbardziej prawdziwe i prawdziwej matki. Jeśli tak jest, to i rzeczywistych braci. wer.55 z prawdziwymi imionami. Jak i rzeczywistych i prawdziwych sióstr. wer.56 I jak czytamy w wer. 57, że byli mu nieprzychylni. I w odpowiedzi usłyszeli, ż e w istocie prorok, jest odrzucony „tylko w ojczystych stronach i w swoim domu”.
    I użyte tutaj gr. słowo oikia może m.in oznaczać dom, zamieszkany budynek, miejsce mieszkalne, czy bliskie osoby z jednego domu. J.Strong
    I tak w odpowiedzi na wyrażoną wobec siebie niechęć usłyszeli, że prorok, może być odrzucony „w ojczystych stronach”, a nawet przez osoby: „zamieszkane we wspólnym domu”. I jak czytamy w Jana 7:1:13 „jego bracia nie wierzyli w niego”. Jest tam opis wątpienia jego najbliższych. „jego bracia”. „a gdy jego bracia udali się na święto i on poszedł…”.
    Tak to w mojej ocenie trudno podtrzymać wiarę w wieczne dziewictwo…jak i przekonanie, że nie miał rodzeństwa w pełnym tego słowa znaczeniu. I nie idzie, że każdy iokon= dom rodzinny. Niemniej oikon = dom rodzinny. A w rodzinny dom zamieszkany jest przez rodziców i rodzeństwo. A w wyniku współżycia z zasady rodzą się dzieci. I w istocie w Mat.1:25 mamy zaprzeczenie, że nie podejmował ze swoją żoną współżycia. Tyle, że do czasy, gdy…nie urodziła. I nie ma w rodowodach mowy o nikim innym, tylko o…Nie ma mowy o rodzeństwie, które „nawet w niego nie wierzyło”. Trudno jednak jest mówić o niewierze nie istniejącego rodzeństwa. A wywód, że w przypadku rzeczywistych rodziców za jakich uchodzili, mamy do czynienia z nieprawdziwym jego, przy nich rodzeństwem, jest pozbawione sensu. Prawdziwi rodzice, prawdziwe rodzeństwo, zamieszkanych pod jednym dachem. Tacy, którzy do niego przyszli. Rzeczywista matka, i rodzeni bracia, jak czytamy w Mk.31-35. Nikt nie kwestionuje prawdy o tym, że „nadeszła matka jego”. Nikt, moim zdaniem nie powinien kwestionować prawdy, że wraz „z braćmi jego”. patrz. Mt.12:46-50.
    Tylko ja mam świadomość wiedzy wielu o tych wersetach. W tym tłumaczenia, że nie idzie o prawdziwe rodzeństwo. I wyjaśnienia, że język heb.i aram. nie rozróżniają rodzeństwa od rodzeństwa stryjecznego lub ciotecznego itp. W przypadku obecności matki, i w jej otoczeniu szukanie innych niż jej dzieci, w dzieciach obecnych przy niej, jest moim zdaniem nadużyciem.

  113. Do p. Roberta.
    Czy przez „prawdziwe rodzeństwo” Jezusa z Nazaretu uznaje Pan dzieci Maryi i Józefa, które miałyby z Nim wspólną matkę? Byłyby one chyba rodzeństwem przyrodnim, ale czy to wystarcza do określenia „rodzeństwo prawdziwe”?
    Powołuje się Pan na greckie słowo heos jako czasowy wyznacznik abstynencji Józefa wobec żony Maryi. Nadmienię, że może ono oznaczać też przeciwstawienie, jak ” … nie zbliżał się do niej, a ona porodziła Syna”. Tu jest podstawowy problem: dlaczego ma znaczenie, czy Józef podjął współżycie z Maryją do urodzenia Jezusa? Wszak i tak nie byłby to jego syn, niezależnie jak poczęty. Otóż wg ówczesnej wiedzy co do przekazywania życia, nasienie męskie było czynnikiem sprawczym rozwoju człowieka, stąd akt podczas ciąży byłby ingerencją w pochodzenie dziecka. Dlatego w żywocie Platona u Diogenesa Laertiosa mamy legendę o boskim pochodzeniu filozofa od Apollona, gdzie mowa o tym, że mąż matki Platona nie zbliżał się do niej, aż porodziła syna. W świetle tych realiów Ewangelia Mateusza pokazuje, że Józef nie miał nic wspólnego z poczęciem i narodzeniem Jezusa, które odbyło się poza jego wolą i działaniem. Słowa Mateusza „… nie zbliżał się do niej, aż porodziła Syna” dotyczą pochodzenia Mesjasza z Ducha Świętego, nie odnoszą się zaś do dalszych losów małżonków Józefa i Maryi. W ogóle nie powinny być podstawą spekulacji co do ich postępowania po narodzeniu Jezusa.

  114. Ja nie mam wątpliwości co do nadprzyrodzonego poczęcia „zbawiciela”. Nie kwestionuję prawdy, że „panna pocznie i urodzi syna”. Tylko prawda jest taka, że podkreślenie okoliczności, że: „…nie był to jego syn”, ponieważ nie miał on nic wspólnego z jego poczęciem. I miało ono miejsce pomimo realności, że: „się do niej nie zbliżał”. I to samo w sobie pokreślenie dotyczy stosunku seksualnego. I pomimo jego braku, miało miejsce poczęcie „zbawiciela”. I nie jest tak, że stwierdzenie: „Nie żył z nią, aż urodziła syna…”. „nie odnoszą się do dalszych ich losów”. I nie powinny być podstawą spekulacji do ich postępowania po narodzeniu…”.
    W mojej ocenie jest dokładnie odwrotnie. Przecież w całości wer.od 18 do 25 odnoszą się do sprawy poczęcia syna. I kwestii jak doszło do poczęcia. I w wyjaśnieniu mamy, że doszło pomimo braku nie podjęcia z nią współżycia przez człowieka, któremu „była zaślubiona”. Dowiedział się, że zaręczona mu kobieta „spodziewa się dziecka”. I w ostatecznym rozrachunku, uznał, że został poczęty w sposób nadnaturalny. I jest spełnieniem dawnego proroctwa. patrz. Izaj.7:14
    I zagadnienie narodzin „zbawiciela” dotyczy nadzwyczajności jego poczęcia. I wer.25 informuje nas, że : „nie żyłz nią „dosł. nie współżył z nią: „…aż urodziła syna”. I szukanie pomocy w niepewnym tłumaczeniu: „a ona urodziła syna”, jest w mojej ocenie, nadużyciem. Nawet B.T wyd. II itd. nie unika prawdy, co do możliwości podjęcia współżycia. W przypisie szuka ratunku w stwierdzeniu, że samo w sobie stwierdzenie to nie rozstrzyga tego zagadnienia. Tylko, że stwierdzenie z wer.25 podaje, że powstrzymanie przed podjęciem współżycia było czasowe. I pewne jest, że człowiek, któremu była zaślubiona, nie miał nic wspólnego z poczęciem jej pierwszego dziecka, ponieważ: „nie zbliżał się do niej, aż do chwili narodzin syna”.
    I naprawdę w mojej ocenie, nie potrzeba wielkiej wnikliwości, żeby zrozumieć przesłanie wer. od 18 do 25 Mat. rozdz.1
    I jego matka przychodziła do niego z najbliższymi, z jego domu=zamieszkałymi pod jednym dachem. I logiczne jest, ze z jego rodzeństwem, jeśli nawet przyrodnim. Przy czym okoliczność, że sam zbawiciel uchodził „za syna cieśli”. Jak czytamy w Mat.13:53-58, gdy przyszedł w swoje rodzinne strony „miasta rodzinnego”, ludzie ze zdumieniem pytali, „czy nie jest to syn cieśli”. Tak to on sam uchodził za jego syna, a jego bracia za jego barci. I zasadne było pytanie, czyż jego matką nie jest…Tak jak o jego braci i siostry.
    Tak to w mojej ocenie, podanie podane w Mat.1:18-25 dotyczy poczęcia „zbawiciela” i jego urodzenia, pomimo nie podejmowania w okresie przed zaślubinami „jej męża”. Pomimo prawdy, ze się do niej w tym okresie nie zbliżył, ona: „spodziewa się dziecka”. Nie jego dziecka, ponieważ z nią nie współżył. I przez to nie miał nic wspólnego z jego poczęciem. Nie miał ponieważ …wer.20-24. I w wer. 24 czytamy, ze po wyjaśnieniach wysłannika z nieba, „zamiast ją oddalić potajemnie” wer. 19 „przyjął swoją żonę”. Jednak, nie żył z nią, aż urodziła syna”. Jak dla mnie jest tam zawarte takie przesłanie. Pozdrawiam panią.

  115. Panie Robercie, jeśli Józef nie miał nic wspólnego ze spłodzeniem Jezusa, bo Jezus począł się w łonie Maryi bez niego, to po co Mateusz zaznacza, że Józef nie zbliżał się do żony aż porodziła Syna? Gdyby się zbliżał, nic by się w pochodzeniu Jezusa nie zmieniło. Ale to z naszego, nowożytnego punktu widzenia. Wg wyobrażeń starożytnych, pożycie po poczęciu miało znaczenie dla rozumienia pochodzenia dziecka.
    Problem braci Jezusa jest o tyle ważny, że ich istnienie ma obalać przekonanie o wieczystym dziewictwie Maryi, bo skoro miała kolejne dzieci po Jezusie, to rzecz jasna dziewicą przez całe życie być nie mogła. Jednak trzeba pamiętać, że mimo iżby owi bracia nie byli rodzeństwem Jezusa, to przecież z tego nie wynika, że Maryja była wieczną dziewicą. Mogła prowadzić małżeńskie pożycie z Józefem, ale nie mieć dzieci po urodzeniu Jezusa. Zatem bracia Jezusa to jedno, a wieczyste dziewictwo Maryi to drugie.
    NT nie podaje informacji, że Maryja pozostała dziewicą po narodzeniu Jezusa, który był jej synem pierworodnym. Wiara w dziewictwo Maryi, sformalizowana w postaci dogmatu w VII wieku, trwała w Tradycji apostolskiej począwszy do Ignacego z Antiochii, ucznia Jana Apostoła, i Protoewangelii Jakuba z II wieku. Inna sprawa, czy NT by temu dogmatowi zaprzeczał. Moim zdaniem nie zaprzecza, a pisma wczesnochrześcijańskie pozwalają twierdzić, że „dzieci Maryi” i „bracia Jezusa” to dzieci kuzynki Maryi, kobiety o tym samym imieniu i żony Kleofasa, brata Józefa, męża Maryi. Jedna duża rodzina, w której rodzeni bracia Józef i Kleofas mają za żony dwie kuzynki Marie. Obie stały pod krzyżem Jezusa, jedna z nich była Jego matką, a druga ciotką.
    Wzajemnie pozdrawiam 🙂

  116. Dzień dobry p. Rozumiem, że kwestia narodzin jednego dziecka, które narodziło się w sposób nadnaturalny, sama w sobie nie odnosi się do pozostawania w dziewictwie, po jego narodzeniu. Pomijając kwestie niemożliwości pozostawania dziewicą po narodzeniu. Jak dla mnie kwestia poczęcia „zbawiciela”, jest nadzwyczajna. Tylko, że ewangelista pisał, że po dowiedzeniu się, że jego wybranka jest w ciąży, zamiast ją wygnać, jako prawowity mąż, przyjął ją do domu. „okazało się – zanim on jeszcze przyprowadził ją do domu swego, że była brzemienna…” Mat.1:18. Nie dlatego, że zgodził się być opiekunem, jej nieprawego dziecka. Zgodził się ponieważ, jego poczęcie, były wydarzeniem nadnaturalnym tzn.cudownym. I po zaakceptowaniu, tego wydarzenia: „zamiast ją oddalić”
    „Nie chcąc ją zniesławić, postanowił opuścić ją potajemnie”.
    I tak ona „była [mu] poślubiona”. Niemniej jeszcze zanim ją przyprowadził do domu. Tak to po przyprowadzeniu jej do domu, i podjęciu z nią współżycia, nie byłoby nic nadzwyczajnego w tym, że „była brzemienna”. I ponownie w wer. 20 mamy słowa: „nie lękaj się wprowadzić do domu swego, małżonki swojej…”. I nie zgadzam się na stwierdzenie, ze „i nie poznał jej, a ona urodziła”.
    Wiemy, że z zasady mamy tu zaznaczenie czasu do kiedy, nie podjął z nią współżycia. I szukanie usprawiedliwienia jej dziewictwa nielicznych wypowiedziach nielicznych, czy apokryfach, jest nadużyciem. Jak dla mnie naciągana jest kwestia szukania w rodzeństwie kuzynów. W grece można było wyraźnie zaznaczyć kuzynów: „xaderfos xaderfi”. Jeśli pisarz piszący po grecku chciał zaznaczyć kuzynów, to napisałby xaderfia Mat.13:55-56. I napisać o iminach jego najbliższych, „a braciom dosł.xaderfia tak i tak. Podobnie kuzynkom. I w przypadku ewangelii pisanych, lub tłumaczonych na grecki, można było wyraźnie zaznaczyć, że idzie o kuzynostwo.xaderfia.
    A szukanie ratunku w prawdzie, że w hebr. nie było tak wyraźnego rozróżnienia, to prawda. Jak i ta, że ewangelie mamy napisane po grecku. I w przypadku najbliższych, którzy przyszli nie czytamy, o przybyciu kuzynów, tylko rodzeństwa gr. adelfia. Jest to tu przypominane, i nie powinno moim zdaniem , być kwestionowane. I ja gdy chcę odróżnić moje rodzeństwo od kuzynów, to tak czynię. Jeśli nawet kuzyn to b r a t, tylko, że cioteczny. Chociaż brat, to jednak cioteczny. I pisanie, że przeszła jego m a t k a nie ze swoimi dziećmi, tylko kuzynami swego dziecka, jest w moich oczach nadużyciem. I jeśli w istocie przeszła z dziećmi swojej kuzynki. To przyszłaby ze swoją kuzynką, jej mężem, żeby odwieść syna od…
    Nie nie wydaje mi się, żeby uczciwy był obraz przebywania jego matki z dziećmi swojej kuzynki, nie własnymi. Niemniej, gdy zamierza się podeprzeć naukę o jej wiecznym dziewictwie, nie ma innej drogi. Tak to widzę, i tak to widzi protestantyzm. I z samych słów, o pogardzaniu proroka w „domu swoim”, dostrzegam prawdę o odrzuceniu go przez rodzeństwo. gr.adelfia, nie kuzynów gr.xaderfia. I nie ma moim zdaniem w nowotestamentowych sprawozdaniach wiary w jej wieczne dziewictwo. Jest wiara w „niepokalane poczęcie”. Wiemy, że zawarcie małżeństwa poprzedzały zaręczyny. heb.aras. I już one pociągały za sobą skutki prawne. Pewne jest, że małżonkowie mieszkali oddzielnie i wzbronione było współżycie. Okres ten trwał ok. roku. Po zaślubinach już w „pierwszą noc następowała konsumpcja małżeńska” patrz. Rodz.29:21-23. I szukano dowodu dziewictwa patrz. Pwt 22:13-21
    I w związku z tym podkreślanie prawdy, że oni chociaż nie p[odejmowali współżycia, zanim się zeszli, ona była w ciąży. Nie przed wspólnym zamieszkaniem. Niemniej była w ciąży, zanim zamieszkali. I jeśli nawet oczywistym było to, że: „już w pierwszą noc poślubną podejmowali współżycie”. W tym przypadku: „nie współżył z nią, aż urodziła syna…” dosł. nie poznał, hebr. idiom oznaczający intymną wieź małżeńską. Ja nie zaprzeczam obecności semityzmów w ewangelii…W tym przypadku jest on jednak oczywisty. I jak dla mnie okoliczność obecności kuzynów przy…a nie przy…zaprzecza ich chęci bycia obecnym przy swojej matce, a nie przy ciotce, matce zbawiciela. Chodzili za nią i byli przy niej nawet, gdy nie było ich prawdziwej matki. Nie było ich jednak, ani przy ciotce i matce, przy krzyżu. Przynajmniej dziwne.

  117. Panie Robercie, ja nie szukam ratunku w hebraizmach czy apokryfach, by jakoś wyszło na to, że jednak Maryja była Aeiparthenos.
    Czytałam argumenty ks. Meiera opisane wyżej i wydawały mi się przekonujące do czasu, aż sama sięgnęłam do tekstów, o których mowa w artykule „Maryja Dziewica”. Po prostu w rozumowaniu ks. Meiera jest szereg nieprawidłowości.
    Np. kwestia sióstr w Ewangelii Marka, co ma wykluczać ich kuzynostwo, bo wszak nie opuszczałyby domu bez swoich rodziców i nie chodziłyby do Jezusa z Maryją jako swoją ciotką. Rzecz w tym, że tekst o siostrach jest nieobecny w prawie wszystkich kodeksach NT. Wydanie z 2017r. również nie ma wzmianki o siostrach. Ks. Meier powinien uzasadnić, dlaczego uważa, że fragment o siostrach napisał Marek Ewangelista i jest on autentyczny; bez tego tworzy się argument de facto fikcyjny, odwołujący się do materiału źródłowego bez należytej weryfikacji.

    Inny przykład: pokrewieństwo Judy z Jezusem „według ciała – kata sarka”, co wg ks. Meiera zakładała znaczenie rodowe, nie przenośne, symboliczne, którego tu nie ma. Otóż Juda za czasów Trajana został oskarżony o pochodzenie z rodu Dawida, co wg ks. Meiera oznaczało, że Juda musiał być synem Józefa i Maryi, skoro pochodził z rodu Dawida jak Józef, i w konsekwencji Juda był bratem Jezusa „według ciała”. Tymczasem Kleofas, brat Józefa, też pochodził z rodu Dawida i jego potomstwo także do niego należało. Zatem nie ma potrzeby nadawania słowom „według ciała” znaczenia przenośnego w razie rozumienia ich jako wyrazu przynależności do rodu Dawida inaczej niż jako skutek pochodzenia z małżeństwa Józefa i Maryi.

    Takich przykładów jest dużo, za dużo na uznanie, że „bracia Jezusa” to dzieci Józefa i Maryi. Zresztą sam ks. Meier miał cel pozanaukowy, konfesyjny, mający podważać dogmat o wieczystym dziewictwie Maryi po to, by umożliwić zbliżenie katolików z protestantami za pomocą eliminowania treści spornych. Ja piszę o tym, że ks. Meier jednak niedostatecznie ukazał materiały źródłowe, w tym Nowy Testament, jako podstawę uznawania „braci Jezusa” za Jego rodzeństwo i w rezultacie obalania dogmatu o wieczystym dziewictwie Jego Matki.

  118. Ja nie kwestionuję prawdy odnośnie istnienia niepewności dowodów za istnieniem rodzeństwa „zbawiciela”. Ja mam w mojej ocenie, dostateczne powody zakwestionowania wiecznego dziewictwa jego matki. Dogmat o jej „wieczystym dziewictwie” ma małe uzasadnienie, nawet w obliczu okoliczności, że poślubiony jej mąż podjął z nią seksualne współżycie. Jeśli nawet nie w okresie „narzeczeństwa”, to po zaślubinach, już jednak tak. Już pisałem o istnieniu na to pośrednich dowodów. Przy czym określenie z Mat. 1:25, że uczynił to po narodzeniu, powiedzmy „ich syna”. Istnieje tam stwierdzenie, że w istocie nie współżył z nią. Tylko, że do czasu…Nie ma wzmianki, że nigdy. Jest sugestia, a nawet stwierdzenie, że powstrzymywał się do współżycia, nie tylko w okresie narzeczeństwa. Nawet i w okresie wspólnego zamieszkania. Jednak , nie na zawsze, tylko do czasu urodzenia…I wywód, że nie współżył z nią, i urodziła…” itp. jest nadużyciem, użytego w Mat.1:25 stwierdzenia. I jeśli podjęli współżycie, zasadna jest wiara, że mieli dzieci. Wywód, ze nigdy nie podjęli współżycia seksualnego, wydaje się naciągany. A nawet w obliczu stwierdzenia, nie współżył z nią, aż [dopóki] nie urodziła…” nieprawdziwy.
    I jak dla mnie kwestionowanie zasadności występowania słów o jego siostrach, nie zaprzecza prawdzie, o jego rodzeństwie w postaci…jeśli nawet nie sióstr. Imam świadomość występowania okr. „twoje siostry” w niektórych manuskryptach, a innych nie. Przy czym np. zdaniem ks.prof. A.Maliny okoliczność, że nie występuje w dobrych manuskryptach, sama w sobie nie przemawia, przeciw autentyczności stwierdzenia. I już nawet odniesienie się do „adelfi” w wer. 31 i 34 sugeruje odniesienie się do nich w wer.,32. Jak i zasadne wydaje się przypuszczenie, że: „opuszczenie może być rezultatem haplografii z powodu obecności tego samego zaimka osobowego „sou” po dwóch rzeczownikach poprzedzających…”.
    Wspomina również o śladach poprawiania tekstu w rękopisach. Jedne sugerują, ze jego matka , nie miała z tym nic wspólnego, niektóre, że rodzeństwo. Jak wszyscy sugeruje w odniesieniu do hebr. okr. że może iść o innym, niż najbliższym rodzeństwie. W istocie tak jest. Jak i jest prawdą, że w grece można było to zaznaczyć. Chociaż i ono używane jest przenośnie.
    Idzie tylko o okoliczność, że w przypadku odwiedzin w rodzinnych stronach, najbliżsi wystąpili przeciw niemu. I nie ma powodów, egzegetycznych, żeby występować przeciw rozumieniu ich, jako rodzeństwa.
    A w zestawieniu do Łuk.1:26-56 wiarygodne jest przekonanie, że podjęła współżycie, i nie występowała przeciw niemu. W wer.27 czytamy, że został do nie posłany anioł. „do dziewicy”. W wer. 30 czytamy, ze znalazła łaskę i w wer.31, że „pocznie i porodzi syna”. Samo w sobie jest to normalne, gdy współżyje się z mężem. W okresie narzeczeństwa, jeśli nawet dochodziło do współżycia. Z zasady miało mieć ono miejsce po „zaślubinach”. I w ich przypadku, tak miało być. Okazuje zdziwienie, o możliwości zajścia w ciążę, gdy nie współżyła z mężczyzną [mężem]. Czytamy: „nie poznałam [j e s z c z e] mężczyzny”. dosł. „skoro męża nie znam”. W Mat. 1:25 czytamy: „lecz nie poznał jej, aż urodziła syna”. W pierwszym przypadku czytamy, że ponieważ z nim „jeszcze nie współżyła” z żadnym mężczyzną, ponieważ ona to „dziewica zaręczona mężczyźnie”. Proszę mnie źle nie zrozumieć, tylko okoliczność wielkiego prawdopodobieństwa podjęcia współżycia, jest powodem wiary, w wielkie prawdopodobieństwo, poczęcia i urodzenia. I pośrednio dowody w tym, że tak było w stwierdzeniu, że gdy przeszedł w soje rodzinne strony, to został rozpoznany, i przypisany do najbliższych, którzy byli dobrze znani. Jak dla mnie prawdopodobieństwo podjęcia przez nich współżycia, czyni prawdopodobnym posiadania przez nich dzieci. Pozdrawiam.

  119. Panie Robercie, pana słowa „tylko okoliczność wielkiego prawdopodobieństwa podjęcia współżycia, jest powodem wiary, w wielkie prawdopodobieństwo, poczęcia i urodzenia” kierują rozważanie o rodzeństwie Pana Jezusa na Ewangelię Łukasza 1,34, do czego zresztą Pan nawiązał. Otóż słowa Maryi „Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?” rozumie Pan jako „nie poznałam [j e s z c z e] mężczyzny” i zestawia z Mt 1,25 jako „lecz nie poznał jej, aż urodziła syna”.

    Oba teksty mają czasownik „ou ginosko” – o Maryi, i „ou eginosken” – o Józefie, a są to czas teraźniejszy i przeszły niedokonany, oba na temacie infecti. Zatem najlepsze jest tłumaczenie „skoro męża nie poznaję”, co obejmuje przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość , ale w kontekście słów anioła „poczniesz i porodzisz” jest to przyszłość najbliższa, nie jakoś odległa, bo wcześniej niż Maryja zamieszka z Józefem. Dlatego anioł wyjaśnia, że Dziecko pocznie się mocą Ducha Świętego. Józef zaś „nie poznawał” Maryi do czasu zrodzenia Syna, ale, jak pisałam wcześniej, samo unikanie pożycia nie miałoby żadnego wpływu na już dokonane poczęcie, byłoby więc niecelowe, jednak nie to jest istotą rzeczy. Brak pożycia z ciężarną rozumiano w tamtych czasach jako brak ingerencji w rozwój poczętego dziecka.

    Czy Maryja podjęła pożycie z Józefem po urodzenia Jezusa? Nie – wg zasady zamkniętej bramy z Ks. Ezechiela 44: „Potem zaprowadził mnie do zewnętrznej bramy Przybytku, która skierowana jest na wschód; była jednakże zamknięta.
    I rzekł do mnie Pan: “Ta brama ma być zamknięta. Nie powinno się jej otwierać i nikt nie powinien przez nią wchodzić, albowiem Pan, Bóg Izraela, wszedł przez nią. Dlatego winna ona być zamknięta.”
    Pożycie nawet z mężem byłoby złamaniem tej zasady, bo łono Maryi po poczęciu Syna Bożego było jak Święte Świętych, oddzielone zasłoną Przybytku. Stąd prawdopodobieństwo pożycia małżeńskiego Maryi i Józefa wydaje się znikome, wręcz wykluczone – niezależnie od językowych określeń braci czy kuzynów lub wzmianek o nich w NT czy literaturze pozabiblijnej.
    Łączę pozdrowienia.

  120. Wielkie podziękowania za wyjaśnienia. Pominę pierwsze argumenty, żeby się nie powtarzać. Przy czym jeszcze postaram się wykazać pewnie w nim w mojej ocenie naduzycia. Mam w domu kikuomowe dzieło poświęcone ks. Ezechiela Andrzeja S. Jasińskiego OFM. Nie zgadzam się z wywodem, że jest to zasada, że odnośnie się do potrzeby wstrzymania się od współżycia. Wywód z ks. Ezechiela 44:1-2 nie ma z tym nic wspólnego. I odniesienie tych wer. do zachowania matki zbawiciela i jej łona jako zamkniętej bramy, która nie będzie otwarta, jest pogwałceniem zasad egzegezy. I jeśli puścić wodze wyobraźni i dostrzec w tym potrzebę unikania współżycia nawet z mężem. To można iść droga podobnego wyjaśnienia i wyjść poza werset 2 do 3 i powiedzieć: mąż to mąż, on… z drogi przedsionka bramy wejdzie i z drogi jego wyjdzie. Inne tłum. Tylko książę ( teraz mąż), on w niej zasiądzie. Wejdzie przez przedsionek…
    I zgodnie z wersetem 3 jeśli nawet prorok zobaczył zamknięta bramę. która miała być zamknięta i mąż (żaden) nie będzie wchodził przez nią. To jednak wybrany i tylko on otrzymał przyzwolenie na zasiadanie w bramie i z drogi przedsionka bramy wejdzie i z drogi jego wyjdzie. Dla księcia powiedzmy męża zrobiono wyjątek. Tak wynika z Ezech. 44:3. Według mojej oceny Ezech. 44:1-2 nie ma nic wspólnego z p. wywodem. A jeśli nawet tak. Wer. 3 ukazuje możliwość prawdopodobieństwa współżycia dla męża ponieważ mąż to mąż.
    I jeśli nawet iść mp. myślą to jej łono w istocie miało być zamknięte, i nie miało być otwierane i nawet jej mąż nie będzie wchodził przez nie, ponieważ została napełniona mocą i poczęła. I z tego powodu nie współżył z nią jednak aż urodziła syna. Ponieważ jednak mąż to mąż tylko o w niej zasiadł i przechodził przez przedsionek w obie strony. Pozdrawiam p. Katarzyno

  121. Bardzo konkretny materiał Księdza J. Meiera, odnośnie rodzeństwa Jezusa.
    Pozdrawiam również Pana Andrzeja Nowickiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *