Jedyna modlitwa, którą mamy od samego Jezusa Chrystusa, mówi o królestwie Boga, o którego nadejście mamy się modlić. Na dodatek modlić się w pierwszym rzędzie, przede wszystkim, bo dopiero potem o chleb powszedni i przebaczenie grzechów (Łk 11, 2-4). Królestwo Boże jest zatem czymś niesłychanie istotnym, właściwie czymś podstawowym w nauczaniu Jezusa.
Skoro tak, a na dodatek Mateusz często mówił o królestwie niebieskim, łatwo wyciągnąć wniosek, że chodzi tu tylko i wyłącznie o królestwo eschatyczne mające nadejść w przyszłości. Mamy się modlić, by kiedyś nadeszło jakieś królestwo. Można jednak sądzić, że przyszłość ta, zgodnie z pojawiającą się w biblistyce hipotezą apokaliptyczną, miałaby nadejść właściwie za czasów Jezusa lub jego uczniów. Wówczas można mówić, że Jezus był prorokiem apokaliptycznym i wierzył w rychły koniec świata, a głoszona przez Niego radykalna etyka była na krótki okres przejściowy, w którym nie mogą już obowiązywać normalne zasady życia społecznego. Można też przyjmować, że Jezusa, a za nim jego uczniów, w ogóle nie interesował świat doczesny i tak naprawdę wszystko, co robili, robili dla mającego nadejść po śmierci królestwa Bożego. Wtedy tylko krok, by chrześcijaństwo traktować jako religię nieinteresującą się doczesnością, wpatrzoną w zaświaty, co czyni i czyniło wielu przeciwników chrześcijaństwa.
Jednak Gerhard Lohfink w książce Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był pokazuje, że greckie słowo basileia, występujące w Łk 11, 2, należy tłumaczyć raczej jako panowanie, nie zaś królestwo (jako królestwo tłumaczone jest chyba we wszystkich polskich przekładach). A konsekwencje takiego tłumaczenia są znaczące, bo zupełnie inną wymowę niż słowa: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” mają słowa: „Czas się wypełnił i przybliżyło się panowanie Boga, [dlatego] nawróćcie się i uwierzcie w radosną nowinę!” (Mk 1, 15, s. 56). Właściwie cała książka Lohfinka (licząca 580 stron!) poświęcona jest analizie konsekwencji takiego rozumienia słowo basileia i opiera się analizie filologicznej tego pojęcia. Pokazuje ona, że Jezus nie mówił o królestwie Bożym mającym nadejść w bliżej nieokreślonej przyszłości eschatologicznej, ale o panowaniu Boga, które już nadeszło, i o tym, że od człowieka zależy, czy da na nie odpowiedź swoim nawróceniem. To nie oczekujące na człowieka w zaświatach „królestwo niebieskie” (słowo „Bóg” było zastępowane słowem „niebo”, zatem królestwo niebieskie to to samo, co królestwo Boże), ale dokonujące się tu i teraz panowanie Boga. Dokonujące się „już”, bo działanie Boga ma miejsce teraz, i „jeszcze nie”, bo od człowieka zależy, czy odpowie na to działanie.
Nadejście panowania Boga według Jezusa nie dokonuje się w dalekiej czy bliskiej przyszłości, ale wydarza się w tej właśnie godzinie. Ocalenie uwolnienie, zbawienie – wszystko to w rozumieniu Jezusa nieodwołalnie się rozpoczęło. Jednak uczniowie powinni modlić się o przyjście tego panowania, gdyż nie zostało ono wszędzie przyjęte, nawet przez samych uczniów, którzy ciągle marzą o własnym panowaniu. Panowanie to ma więc własny czas i własne miejsce, którym jest Lud Boży. Jak przekonująco wykazuje Lohfink, Jezus nie jest więc utopistą (utopista mówi o kraju nieistniejącym i nie zakłada jego istnienia).
Zatem królestwo Boże w nauczaniu Jezusa nie jest więc czymś, co ma przyjść w odległej przyszłości, w przyszłym świecie. Ono realizuje się tutaj i teraz, w konkretnym czasie i w konkretnym ludzie. Już dzisiaj…
Jak więc rozumieć słowa, które Jezus wypowiada „królestwo moje nie jest z tego świata”, tak samo jak „panowanie moje nie jest z tego świata”? To już chyba byłaby duża sprzeczność, bo jak mamy realizować i modlić się o nadejście panowania, kiedy jednocześnie mamy komunikat, że ono nie jest stąd. Czy dopiero nasza postawa i odpowiedź Bogu powoduje, że wychodzi ono „stamtąd” (skoro nie jest stąd) i gdzie ono jest skoro nie jest z tego świata?
Może istotne jest to, że słowa „królestwo (basileia) moje nie jest z tego świata” (J 18, 36) padają w rozmowie z Piłatem. Jezus mówi tu raczej o królestwie w znaczeniu politycznym, bo padają słowa o sługach walczących, by nie został wydany. Wątpliwe, by Piłata interesowały zawiłości teologiczne, mówiąc o królestwie, miał na myśli królestwo w znaczeniu politycznym. Jezus mówi, że nie o takie królestwo mu chodzi. Nie wydaje mi się zatem, by słowa Jezusa należało interpretować w ten sposób, że panowanie Boga nie jest z tego świata.
Pragnę wesprzeć Autora będąc zwyczajnym zjadaczem chleba starającym się zrozumieć SŁOWO. Najprościej.
…….. Królestwo Boże jest w Was.
Jeżeli, uznaję za prawdę; jakoby natura człowieka miała charakter: duchowo – materialny, to określenie: ”Królestwo (panowanie) Boże (moje) nie jest z tego świata” staram się uporządkować. By zrozumieć.
Owszem ONO nie jest z tego świata, ale w sensie Idei, ŹRÓDŁA, Istoty Istnienia a nie materii politycznej, organizacji materialnej zastanej wtenczas (w Izraelu) przez Jezusa syna Boga.
…Tu i teraz …
”Królestwo …. ” więc dotyczy i powinno też tutaj dotyczyć Ducha czyli Istoty Istnienia. Prawej Intencji Istnienia. Co to jest Relacją Miłości dogłębnej, wewnętrznej, Ducha działania Każdego stworzenia nazwanego człowiekiem.
..czyńcie sobie ziemię poddaną …..
Tak czynić aby Królestwo Boga czyli Ducha budowane na materii ziemi realizowane było w Istocie Istnienia czyli Miłości.
Stąd; chociaż Panowanie Boga jest Duchowe przez nas ma być realizowane materialnie w przestrzeni ziemi (świta). Ale nie ”na sztywno” tylko swobodnie jakbyśmy ”chodzili po wodzie”.
To wtedy zachodzi ta JEDNOŚĆ Boga i człowieka. MIŁOŚĆ Bogu i Bliźniemu. Może więc nastawać rzeczywiście Królestwo Boga w naszej przestrzeni materialnej.
Czy opanowuje całą dostępną nam ”przestrzeń”?
”Wystartowało” razem z ustanowieniem przez Jezusa Syna Boga Nowego Testamentu. Na jakim etapie jest dzisiaj?
Każdy z nas może samemu sobie odpowiedzieć.
Estel, świat ten i tamten się zazębiają, są jak wspólna część dwóch nachodzących na siebie kół. Najpierw zazębiają się mało, potem coraz bardziej, a chodzi o to, żeby coraz bardziej widzieć świat jako królestwo Boga. Chodzi o naszą percepcję. Tak mi się wydaje.
Bardzo stary temat ale bardzo istotny dla naszej wiary.
Ja królestwo Boże rozumiem tak:
Chrystus otworzył królestwo Boże dla nas na Golgocie, składając za nas ofiarę przebłagalną za nasze grzechy i dając nam Swoje Ciało i Krew do spożycia. Kto spożywa Jego ofiarę, ma w sobie Życie (Boże Życie) i należy do jego królestwa. Każdy grzech, to jest jak ukąszenie węża, które prowadzi w konsekwencji do śmierci. Kto się nie odwoła do ofiary Jezusa – umiera. staje się trupem i wypada z królestwa.Królestwo Boże, to jest królestwo Żywych. Drobne powszednie grzechy też w dłuższej perspektywie prowadzą do śmierci. Ten, kto chce przebywać w królestwie Bożym, często się spowiada i codziennie przyjmuje Komunię aby codziennie neutralizować jad szatana. Trwanie w Chrystusie właśnie na tym polega. To jest trwanie w Winnym Krzewie latorośli. To Bóg oczyszcza latorośl aby przyniosła owoc obfitszy.