Archiwum kategorii: Dyskusje „miesiąca”

Teoria komunikacyjnego działania w nauce o Trójcy Świętej

Artykuł opublikowany w: „Studia Koszalińsko-Kołobrzeskie” 15 (2010), 47-69.

 Systematycznego omówienia zastosowania teorii komunikacyjnego działania w trynitologii podjął się Markus Knapp, który stwierdził krótko – „Teorie komunikacji mają koniunkturę”[1] – i zajął się najpierw kwestią zastosowania teorii komunikacyjnego działania jako modelu myślowego pomagającego wyjaśnić pojęcie Trójjedynego Boga[2], a później poszerzył to spojrzenie o perspektywę działania Boga i skutków tego działania[3]. Koniunktura na teorie komunikacji nie pozostała bowiem bez wpływu na teologię. Z tej perspektywy podjęto w teologii fundamentalnej problematykę dostępu do rzeczywistości Boga[4] oraz możliwości i sensu objawienia się Boga[5], teologii religii[6], w teologii dogmatycznej kwestie chrystologiczne[7], eklezjologiczne[8], sakramentologiczne[9] i eschatologiczne[10], a włączono w tę refleksję także teologię moralną[11].

1. Kontekst dyskusji we współczesnej teologii trynitarnej

W  trynitologii podstawowe znaczenie ma oczywiście problem poprawnego mówienia o trzech Osobach w Bogu.[12] Problem ten znany był już Ojcom Kościoła, towarzyszył wszystkim debatom trynitologicznym w historii, a w nowożytnych czasach szczególną dyskusję w tej dziedzinie sprowokował J.G. Fichte twierdząc, że Absolut nie może być osobą, jako że osoba oznacza ograniczenie.[13]

Trynitologiczna dyskusja w XX w.[14] naznaczona była przede wszystkim wpływem K. Rahnera,  który zauważył, że chrześcijanie wyznający wiarę w Trójcę Świętą pozostają właściwie w istocie prawie „monoteistami”[15], a także zaproponował nowe sformułowania w dziedzinie pojęcia osoby i problematyki trynitarnej. Przed Rahnerem K. Barth unikał mówienia o trzech boskich Osobach i mówił o trzech boskich widzeniach[16], rezerwując termin „osoba” dla jednego Boga będącego raczej „jednym w trzech sposobach bycia” jako Objawiciel, Objawiony i Objawiany.[17] Wbrew dotychczasowej teologii Rahner podkreślał konieczność wychodzenia od wydarzenia Chrystusa, gdyż tylko on otwiera właściwy dostęp do trynitarnej tajemnicy Boga. Z tej pozycji głosił swoją słynną tezę, że „Trójca ekonomiczna” jest „Trójcą immanentną” i odwrotnie.[18] W ramach własnej koncepcji samoobjawienia Bożego Rahner podjął także problem pojęcia osoby w trynitologii. Uważał, że mówienie o trzech Osobach w Bogu prowadzi w prawie nieunikniony sposób do niebezpieczeństwa myślenia, jakoby w Bogu istniały trzy różne świadomości, trzy duchowe subiektywności pojmowane zgodnie z nowożytnym pojęciem osoby.[19] Dlatego zalecał zamiast mówienia o „trzech osobach” mówienie o trzech „różnych sposobach subsystencji”, żeby przeciwstawić się „wulgarnemu tryteizmowi”, który jego zdaniem jest groźniejszy od sabeliańskiego modalizmu.[20]

J. Moltmann tymczasem podejrzewał propozycje Bartha i Rahnera podejrzeniem o modalizm, a w sprawie pojęcia osoby zarzutem skrajnego indywidualizmu. Uważał, że „ja” może być rozumiane tylko dzięki „ty”, to znaczy relacyjnie, wobec czego nie ma osobowości bez społeczności.[21]  Rozwinął więc własną propozycję ujmującą jedność Trójcy Świętej nie numerycznie, lecz wspólnotowo: Bóg jest jeden w potrójnym odniesieniu – jest w swej istocie całkowicie relacyjny.[22] Wyjaśniając tę tajemnicę Moltmann posłużył się terminem perychorezy, ukazując jedność Trójcy jako jedność udzielającą się, otwartą, zapraszającą i zdolną do integracji. Propozycji tej z kolei zarzucano zbytnią bliskość z tryteizmem[23]

W. Pannenberg zaproponował jeszcze inne ujęcie odniesienia między troistością a jednością Boga, oparte na koncepcji nawiązującej do filozofii dialogu F. Ebnera i M. Bubera, która ukazywała osobę jako rzeczywistość konstytuującą się w odniesieniach między „ja” i „ty”, przy czym odniesienia te wskazują na coś, co obejmuje obie te strony relacji i równocześnie jest podstawowe dla nich.[24] Zgodnie z tym każda Osoba Boża  trwa w odniesieniu do jedności Bożej istoty – i to ujawnia się w każdej z nich. Boże Osoby odnoszą się więc do „czegoś”, co Je „przewyższa”, ale w odróżnieniu od ludzkich osób, które zawsze zmierzają tylko do realizacji pełni siebie, Boskie Osoby mają od zawsze tę pełnię w sobie. Bycie sobą osób konstytuuje się w Bogu w odniesieniu Osób Bożych do siebie. Dlatego jedność w Bogu musi być pojmowana jako Boża istota, która subsystuje w trzech Osobach i w której to jedności każda Osoba otrzymuje udział dzięki swojej relacji do pozostałych Osób.[25] Jedność Boga przewyższa więc poszczególne Boskie Osoby, ale nie jest im podporządkowana. Koncepcja Pannenberga w kwestii jedności Boga wydaje się być lepsza w porównaniu z propozycją Moltmanna, ale jego ujęcie Bożej istoty jest bardzo abstrakcyjne i zmusza do stawiania dalszych pytań.[26]

W kwestii relacji między tradycyjnym rozumieniem osoby a nowożytną antropologią H. Wagner zauważa, że istnieją propozycje postrzegające ją nie tyle z perspektywy odniesienia substancjalnego, co raczej komunikacji. Zwraca przy tym uwagę na koncepcję J. Auera, który rozumie osobę jako substancję, egzystencję i komunikację.[27] Wagner przytacza poza tym ideę perychoretycznej wspólnoty Boga według L. Boffa[28] – ta społeczna nauka o Trójcy Świętej ma pełnić funkcję modelową tak dla Kościoła, jak i dla całej społeczności ludzkiej.[29]

2. Eksplikacja założeń teorii komunikatywnego działania

Pytanie o możliwość zastosowania w trynitologii teorii komunikacyjnego działania J. Habermasa[30] zmusza do ukazania przynajmniej jej podstawowych idei dotyczących tego zakresu.[31] Habermas uznał konieczność pożegnania się z dominującym w nowożytności paradygmatem filozofii świadomości, opartym na zasadzie podmiotowości. Paradygmat ten oznaczał, że odnoszący się do czegoś podmiot traktuje siebie jako motor i ośrodek tego ruchu. Tak zaczyna się proces postępującej świadomości, w którym podmiot buduje siebie i swój świat, co umożliwia także zaistnienie wolności (autonomii) i urzeczywistnienia siebie. Ten proces jest jednak głęboko sprzeczny w sobie, gdyż dokonuje się za cenę uprzedmiotowienia świata zewnętrznego i wewnętrznego, przez co też staje się nieprzejrzysty i zależny.[32] Podmiot nie zauważa przy tym, że nie wszystko daje się wnieść do jego świata, ponieważ zewnętrzny i wewnętrzny świat zachowuje nadal swoją uprzednią wobec niego obiektywność. Usiłowanie skoncentrowania wszystkiego na sobie pozostawia jednak ślady na przedmiotach tego odniesienia – wyrywane są one z zastanych powiązań i podporządkowane suwerennemu na pozór podmiotowi, stają się obce sobie i innym. Podmiotowość jest więc jednostronną zasadą. Ponieważ absolutyzuje sama siebie, nie powinna „na siłę” zestawiać ze sobą różnych momentów rzeczywistości, co da się przekonująco zaprojektować dzięki nowemu paradygmatowi filozofii, nie skoncentrowanemu na podmiocie. Trzeba skupić się nie na poznaniu i wykorzystywaniu zobiektywizowanej natury, lecz na intersubiektywności możliwego porozumienia (w zakresie międzyosobowym i wewnątrzpsychicznym). Badawcze poszukiwania przesuwają się więc z racjonalności poznawczo-instrumentalnej na racjonalność komunikacyjną.[33]

Nową perspektywę Habermas podbudowuje analizą mówienia (działania) nakierowanego na porozumienie[34], w którym dla osiągnięcia komunikacyjnej zgody  konieczne jest zachowanie przez mówiącego trzech warunków (poza zrozumiałością – kompetencją językową i znajomością wspólnego języka partnerów komunikacji): prawdy (kompetencji poznawczej i znajomości prawdy), poprawności (zachowywania ustalonych norm i reguł) oraz prawdziwości (nie wprowadzania w błąd siebie i innych).[35] Adresat może za każdym razem sprawdzić, czy te kryteria są zachowane, dzięki czemu jego zgoda może być motywowana racjonalnie.[36]

W oparciu o tę analizę Habermas buduje swoją teorię dyskursu, posługując się służącą rekonstrukcji jego uwarunkowań metodą „transcendentalno-pragmatyczną”.[37] Gdy ludzie włączają się do komunikacji, wspomniane założenia i oczekiwania zakładane są jako uprzednie normy. Zakłada się w ten sposób także istnienie idealnej sytuacji językowej i komunikacyjnej. Jeśli powstaje spór w odniesieniu do któregoś oczekiwania, pojawia się dyskurs zmierzający do osiągnięcia konsensu.[38] Celem porozumiewania się jest osiągnięcie komunikacyjnej zgody. Do tego zaś konieczna jest wolność nastawiona na wspólne poszukiwanie prawdy i podlegająca jedynie sile argumentacji.[39] Zarówno dyskurs, jak i wszystkie zabiegi zmierzające do porozumienia się, nacechowane są w dalszym ciągu wspomnianymi oczekiwaniami i dlatego również w czasie prowadzenia dyskursu zakładane jest również istnienie idealnej sytuacji komunikacji, która staje się również celem dyskursu.[40] Teoria dyskursu jest dla Habermasa podstawą komunikacyjnego ujęcia społeczeństwa, w którym chodzi o zawarty w języku cel obejmującego wszystkich porozumienia jako mechanizmu umożliwiającego wolne i solidarne współżycie ludzi.[41]

3. Zastosowanie teorii komunikacyjnego działania w trynitologii

Można stwierdzić istnienie jakiejś analogii między postulowaną przez Habermasa zamianą filozoficznego paradygmatu koncentracji na podmiocie na paradygmat intersubiektywności a reakcjami teologów na trynitarne projekty K. Rahnera i K. Bartha. Ta sytuacja posłużyła odkryciu trójosobowości Boga w kontekście zasadniczo nowego rozumienia rzeczywistości.[42] W ramach tego współczesnego odkrycia na nowo trynitarnego mówienia o Bogu rozwinięto nową ontologię – metafizyka substancyjna została zastąpiona ontologią relacji. Przesunięcie perspektywy, stawiające w centrum różność Osób i ich relacje, ukazało społeczne wymiary trynitologii i pozwoliło mówić o trynitologii społecznej.[43] Nowe myślenie trynitarne wychodzi od międzyosobowego i komunikacyjnego działania Osób Bożych, o którym mówi Pismo Święte.[44] Żeby osiągnąć jasny ogląd w tej sprawie, należy zbadać, na ile komunikacyjne relacje odkrywane w rzeczywistości świata zgadzają się z chrześcijańskim rozumieniem Boga.[45] Komunikacyjno-teoretyczny model myślowy może być bowiem tylko analogią, której zastosowanie z konieczności ma swoje granice i brak uwzględnienia tego prowadziłoby do błędnych interpretacji teologicznych. Knapp przyznaje, że istnieje niebezpieczeństwo polegające na tym, że mówienie o wspólnocie komunikacji w Bogu mogłoby prowadzić do przyjęcia istnienia trzech boskości, a więc i rezygnacji z monoteizmu[46]. Dlatego trzeba zapytać, na ile rzeczywistość Boga „rozsadza” model komunikacyjno-społeczny i w związku z tym nie da się z niego wyprowadzić.[47]

3.1. Trójjedyny Bóg jako międzypodmiotowa rzeczywistość życia

M. Knapp stawia pytanie o możliwość zastosowania teorii komunikacyjnego działania jako modelu myślowego służącego ukazaniu trynitarnego pojęcia Boga[48], jako że istnieją punkty styczne między teologią a wypracowaną przez Habermasa postacią komunikacyjnej teorii porozumiewania się między zdolnymi do mówienia i działania podmiotami. Konstytutywne dla teorii Habermasa jest odniesienie ego do jednakowo pierwotnego alter ego. Między tymi biegunami otwiera się przestrzeń intersubiektywnie podzielanego „świata życia”, w której horyzont wpisują się uczestnicy komunikacji.[49] Knapp uważa, że wyjaśnianie pochodzącego z tradycji chrześcijańskiej pojęcia Boga przy użyciu tej teorii komunikacyjnej mieści się całkowicie w granicach interpretacji. Trzeba jedynie pamiętać – dodaje – że jeśli chodzi o tzw. vestigia trinitatis, nie mogą być one traktowane jako uzasadnienie nauki o Trójcy Świętej, ponieważ jest ona dostępna tylko dzięki objawieniu dokonanemu w Chrystusie. Dostrzeganie tych śladów może pomóc w wyjaśnianiu trynitarnego wyznania wiary, ale dokonuje się to zawsze tylko na sposób analogii, na miarę ludzkich pojęć i modeli  myślowych.[50] Z kolei prawda trynitarna wskazuje ponad doświadczenie rzeczywistości świata i jako model myślowy może ponadto wskazywać na ambiwalencje konkretnej teorii komunikacji[51], w ramach której nie tylko powinno się próbować ukazywać odnowioną naukę o Trójcy Świętej, lecz także ukazywać tę naukę jako właściwe wypełnienie i warunek funkcjonowania teorii komunikacji[52].

 Trynitarnego Boga można rozumieć jako konstytuującą się intersubiektywnie rzeczywistość życia: Nie jest On samotnym podmiotem, który dodatkowo wchodzi w relacje – jest On raczej sam w sobie komunikacją, wzajemnym udzielaniem i przyjmowaniem różniących się od siebie podmiotów. Osoby Boże to nie zamknięte i istniejące w sobie subsystencje, lecz raczej boskie podmioty konstytuujące się w komunikacyjnych relacjach – i dlatego też odróżniające się od siebie nawzajem. Tak więc – jak w przypadku habermasowskiej zasady komunikacyjnej – można w odniesieniu do Osób Bożych mówić o ich jednakowej pierwotności i nie przeczy temu prawda o tym, że Ojciec jest „początkiem bez początku”. Prawda ta określa jedynie osobową właściwość Ojca, Jego sposób udziału w jednym bóstwie. Jednakowa pierwotność dotyczy komunikacyjnego współbycia Osób wiecznie koegzystujących we wspólnocie i przenikaniu. Ojciec jest „początkiem bez początku” Syna  i żadna Boska Osoba nie jest możliwa do pomyślenia bez pozostałych (o tym świadczy nauka o perychorezie).[53] Mówienie zaś o „jednakowej pierwotności” Osób Bożych wyklucza przy okazji subordynacjonistyczne rozumienie ich wewnątrztrynitarnego współbycia. Knapp uważa, że model trynitarno-teoretyczny dostarcza odpowiedniejszego dostępu do trynitarnego rozumienia Boga niż model zwróconego ku sobie absolutnego podmiotu, z którym związana jest np. myśl K. Bartha i K. Rahnera.[54]

3.2. Trójjedyny Bóg jako doskonała miłość

„Bóg jest miłością” (por. J 4,8.16). Ta wypowiedź mówi o samej istocie Boga, a nie o jednej z Jego właściwości. Z jednej strony Bóg jest więc sam w sobie wydarzeniem zakładającym rozróżnienie w Nim podmiotów, jako że miłość może zaistnieć tylko w relacji pomiędzy różnymi podmiotami. Trójjedyny Bóg jest wspólnotowym Bogiem, bogatym w odniesienia wewnętrzne i zewnętrzne.[55] Z drugiej strony rozróżnienie podmiotów w Bogu staje się możliwe tutaj pod warunkiem, że rozumieć się je będzie jako doskonałe postacie urzeczywistnienia tej miłości, którą jest Bóg.[56] Ojciec jest „początkiem bez początku” (principium sine principio)[57] Boskiego wydarzenia miłości i zawsze w relacji do Syna – jest początkiem bez początku jako początek Syna. Syn jest jednakowo pierwotny z Ojcem – nie będąc jednak początkiem bez początku, jest „początkiem z początku” (principium de principio)[58]. Zgodnie z wypowiedzią J 17,10: „Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje”, Syn jest czystym zawdzięczaniem siebie, a relacja Ojca do Syna musi być rozumiana jako czyste ofiarowanie siebie. Ojciec – jako początek bez początku Boskiego życia – odbiera jednocześnie to życie na powrót, ponieważ Syn nie zatrzymuje niczego dla siebie. Obaj – nakierowani na siebie w nieograniczonym dawaniu i przyjmowaniu siebie – podzielają bez reszty Boskie życie w taki sposób, że relacje między Nimi można rozumieć tylko jako wydarzenie miłości.[59]

Ponieważ Bóg jest doskonałą miłością, Duch Święty jest środowiskiem (medium) miłości Ojca i Syna, łączących Ich węzłem, nazywanym za św. Augustynem „Komunią w Bogu” pośredniczącą w Ich jedności i różności. Dlaczego Duch Święty jest Osobą w Bogu, dlaczego nie może być pojmowany jako bezosobowe medium komunikacji między Ojcem i Synem? Knapp uważa, że nie odpowiada na to pytanie koncepcja H. Mühlena traktująca Ducha Świętego jako więź Ojca i Syna i będącego „My w osobie”, zgadza się natomiast z W. Pannenbergiem, że w przypadku pojmowania tego „My” jako wspólnoty Ojca i Syna zanika ich różność. Knapp wskazuje natomiast na propozycję Ryszarda ze Św. Wiktora, ukazującego Trzecią Osobę jako konieczną konsekwencję pojmowania Trójcy Świętej jako wydarzenia wewnętrznej miłości Boga. Miłość bowiem jest nie tylko czystym  darowaniem siebie (Ojcem) i odpowiadającym zwrotnym darowaniem siebie (Synem), lecz urzeczywistnia się także w konieczny sposób w czystym otrzymywaniu – w otwarciu i pozwoleniu na obdarowanie siebie. Stąd urzeczywistnienie doskonałej miłości wymaga Trzeciego – Współmiłującego i Współmiłowanego (Condilectus). W Osobie Ducha Świętego Bóg jest doskonałą miłością jako otrzymujący – ale bez żadnej zależności, a równocześnie miłość ta otwiera się poza siebie. Istotą Boga jest więc miłość, która sprawia jedność Osób w ich komunikacyjnym odniesieniu wzajemnym. Ta istota „przerasta” Osoby nie będąc jednocześnie im podporządkowaną, a – mówiąc językiem bliskim teorii komunikacyjnego działania – urzeczywistnia się w „Nieograniczonej Wspólnocie Komunikacji”.[60]

Boska rzeczywistość jest więc strukturą relacji, dającą się pojąć jedynie w kategoriach doskonałej miłości, a najlepszym określeniem trzech Boskich podmiotów jest nazwanie ich „relacjami subsystującymi”. Knapp podkreśla, że sporne w dzisiejszej teologii pojęcie „osoby” staje się prawomocne tylko wtedy, gdy osobę rozumie się tu jako byt czysto relacjonalny.[61] Mówienie o Osobach w Bogu nie może bowiem posługiwać się indywidualistycznie zawężonym pojęciem osoby. Ojciec, Syn i Duch Święty są bowiem wiecznym aktem wzajemnego odpowiadania sobie, a trytnitarny proces życia jako doskonałej miłości realizuje się jako wydarzenie, w którym każda Osoba „jest w innych u siebie”. Na takie wzajemne przenikanie się (circumincessio) i zamieszkiwanie w sobie (circuminsessio) nakierowane jest właśnie tradycyjne pojęcie perychorezy.[62] Doświadczenie perychoretycznej jedności prowadzi w końcu do nowego ujęcia trynitarnego pojęcia osoby. Tradycyjna definicja Boecjusza nie jest tu użyteczna, ponieważ trytnitarne Osoby nie są w perychorezie indywidualnymi substancjami, egzystującymi i spoczywającymi w sobie jednostkami. Ponieważ należy je pojmować raczej jako ekstatycznie wychylone ku sobie Hipostazy, potrzebujemy tu perychoretycznego pojęcia osoby.[63]

Jeśli Osoby w Bogu mają być rozumiane jako sposoby doskonałego urzeczywistniania jednej rzeczywistości bytowej w postaci doskonałej miłości – trzeba je rozumieć jako odniesienie do jednej natury Bożej, która staje się rzeczywistością w wewnątrzboskiej strukturze odniesień. Ta istota Boga nie jest ani niezależna od relacji trzech Osób, ani też nie jest dodatkowym rezultatem ich współdziałania; jej jedność jest zróżnicowaną w sobie rzeczywistością życia, którą można pojmować – znowu w nawiązaniu do teorii komunikacyjnego działania – w sposób „komunikatywny”: Realizuje się w wydarzeniu komunikacji między trzema jednakowo pierwotnymi Osobami i nie istnieje w oderwaniu od tego wydarzenia. Ten sposób rozumienia pozwala jednocześnie na uniknięcie (wspomnianego wcześniej) niebezpieczeństwa popadania – przy mówieniu o wspólnocie komunikacji w Bogu – w tryteizm, a także wyklucza myślenie o jakimkolwiek  samozamknięciu wewnątrztrynitarnego wydarzenia komunikacji (z definicji znowu „komunikatywne działanie” nastawione jest na absolutnie nieograniczoną komunikację).[64]

3.3. Działanie Trójjedynego Boga

            Nie każde pojęcie działania nadaje się jednakowo do objaśniania treści trynitarnych. Knapp odnotowuje tu słuszne zastrzeżenia W. Pannenberga, odnoszące się do działania (monologicznego podmiotu) rozumianego instrumentalnie.[65] Inaczej jest jednak w przypadku działania rozumianego międzyosobowo – komunikacyjnie.[66] Takie działanie wydaje się szczególnie przydatne w wyjaśnianiu relacji między Trójcą immanentną i ekonomiczną, jako że działający ukazuje zawsze w działaniu samego siebie.[67]

Jeśli trynitarnego Boga pojmuje się jako osobową jedność komunikacji, trzeba także całe Jego działanie uznawać – zgodnie z aksjomatem zwrotnej tożsamości ekonomicznej i immanentnej Trójcy Świętej – za działanie komunikacyjne. Jest to zaś możliwe tylko wtedy, gdy będzie to „działanie komunikatywne” w rozumieniu teorii Habermasa, ponieważ tylko w takim przypadku można je rozumieć jako wspólne trzem Osobom i jednocześnie jako podmiotowe działanie poszczególnych Osób w historii.[68] Tak jak Osoby te trwają w pełnej relacji wzajemnej do siebie na płaszczyźnie wewnątrztrynitarnej i przenikają się wzajemnie, tak również jest w ich działaniu – przy czym to działanie opiera się ono nie na jakimś tworzonym dla tego celu nowym porozumieniu, lecz na komunikacyjnym zjednoczeniu istniejącym od zawsze. Takie też zawsze tradycyjnie ujmowano kwestię działania poszczególnych Osób ad extra i nie przeczy temu także mówienie o apropriacjach, które w kontekście wzajemnych odniesień Osób Bożych ukazują się jako konsekwencje wypływające z aksjomatycznej zwrotnej tożsamości Trójcy immanentnej i historiozbawczej.[69]

Knapp twierdzi, że aksjomat rahnerowski dotyczy także struktury komunikacyjnego działania Boga. Już wewnątrztrynitarne odniesienia Osób Bożych rozsadzają strukturę symetryczną i temu w działaniu historiozbawczym odpowiada wcielenie Syna pojmowane jako uniżenie samego siebie (por. Flp 2,6n). Struktura wewnątrztrynitarnych odniesień kontynuowana jest także w działaniu objawiającym i zbawczym jako radykalna kenoza. Działający Bóg jest całkowicie zaangażowany w to działanie na sposób radykalnego daru z siebie w miłości. To działanie jest niezasłużone, nieobliczalne, jest czystą łaską.[70]

Bóg jest sobą tylko w tym przekraczaniu siebie i „musi” to czynić, aby „być sobą w innym”. Ta prawda otwiera także zasadniczy wgląd w relację między Bogiem a światem:  On nie potrzebuje tego „innego” świata dla siebie – sam w sobie jest całkowicie niezależny. Stąd stworzenie świata i człowieka nie może być także pojmowane jako konieczny proces udzielania się lub stawania się Boga, lecz jako akt całkowicie wolny i suwerenny. Jest zaś to możliwe, ponieważ trytnitarny Bóg jest sam w sobie doskonałym wydarzeniem miłości i nie zamyka się w sobie – w Duchu Świętym jest zasadniczo otwarty na „inne” od siebie, chociaż nie potrzebuje tego dla siebie. Knapp powołuje się dla ilustracji tego procesu na E. Jüngela[71], który objaśnia akt stworzenia jako samoograniczenie się Boga „wycofującego się” na rzecz stworzenia w tym znaczeniu, że  obok swego boskiego bytu i istoty zapewnia bycie i istotę, czas i przestrzeń dla innego od siebie stworzenia.[72] Takie ograniczenie samego siebie nie sprzeciwia się w przy tym absolutnie Jego bóstwu, lecz odpowiada całkowicie Jego istocie będącej doskonałą i otwartą poza siebie miłością „w nadmiarze”.[73] Ta prawidłowość działania stwórczego rozciąga się także na objawiające i zbawcze działanie Boga, który daje stworzeniu czas i przestrzeń obok siebie po to, aby dać mu udział w swojej miłości. Jest to zaś możliwe znowu dlatego, że Bóg jest komunikacyjną rzeczywistością udzielającą siebie i nie rozpływającą się w tym udzielaniu.[74]

Czy jednak wobec tego przekraczania siebie Boga ku stworzeniu, w wyniku którego nie zachodzi rozpłynięcie się rzeczywistości stworzonej w Bogu, nie pojawia się alternatywne niebezpieczeństwo rozpłynięcia się trynitarnego Boga w procesie świata?  Z powodu tego pytania Knapp ze specjalną uwagą przygląda się odniesieniu między Trójcą immanentną a historiozbawczą.[75]

3.4. Relacja między Trójcą immanentną a Trójcą ekonomiczną

Rahnerowski aksjomat zwrotnej tożsamości Trójcy immanentnej i ekonomicznej może prowadzić do rozumienia, jakoby wieczna Trójca konstytuowała się w historii.[76] Jak już zostało wspomniane, relacje między Trójcą immanentną a ekonomiczną można wyjaśniać za pomocą kategorii działania, jako że działający ukazuje w działaniu samego siebie. Jeśli jednak działanie oznacza w konieczny sposób przekraczanie przez Boga samego siebie w kierunku czegoś „innego”, czy nie jest to w rzeczywistości utrata siebie w historii i rozpływanie się Trójcy immanentnej w historiozbawczej?

Knapp przywołuje podstawowe i wyjściowe zawsze dla trynitologii przekonanie wiary, iż w Jezusie Chrystusie sam Bóg wkroczył w historię nie przestając być transcendentnym Bogiem i Jego bóstwo nie rozpłynęło się w człowieczeństwie. Uczynił to, ponieważ chciał dać stworzeniu udział w swoim życiu. Przekroczenie wewnątrztrynitarnej rzeczywistości życia dokonuje się także w przypadku posłania Ducha Świętego. To kenotyczne działanie Boga musi być pojmowane jako „komunikacyjne” i dotyczy nie tylko tej Osoby, której jest szczególnie przypisywane, lecz wszystkich trzech. Przekraczając i udzielając siebie stworzeniu, Bóg trwa nadal w odniesieniu do siebie. Zbawcze wyrażenie się Syna następuje w „komunikacyjnym” powiązaniu z Ojcem i Duchem Świętym, i to nie oznacza w żadnym wypadku rozpłynięcia się komunikacyjnej wspólnoty trynitarnej rzeczywistości życia. Skoro tak, to przekraczanie siebie przez tę komunikacyjną jedność na korzyść stworzenia nie oznacza jej zatracenia się w procesie świata. Okazuje się więc, że „komunikacyjne” rozumienie działania Boga jeszcze raz potwierdza trynitarny aksjomat K. Rahnera.[77]

3.5. Relacja między Trójcą Świętą a Kościołem

Zapraszającą, integrującą i jednoczącą wspólnotę trójjedynego Boga J. Moltmann nazywa „Trójcą otwartą”. Nie otwiera się ona z powodu niedostatku i niedoskonałości, lecz z nadmiaru miłości, która daje stworzonemu światu przestrzeń życia dla jego żywotności i przestrzeń wolności dla jego rozwoju.[78] Uczestnicząc w tym otwarciu, Kościół powinien budować perychoretyczną jedność odpowiadającą perychoretycznej jedności Trójcy Świętej, która jest Boską przestrzenią Kościoła. Kościół jest więc nie tylko przestrzenią zamieszkiwania Ducha Świętego, lecz całej Trójcy Świętej.[79] Kościół jest urzeczywistnieniem wspólnoty komunikacyjnej Boga i człowieka. Nosi przecież w sobie archetypiczną Komunię – tajemnicę trynitarną – i powinien urzeczywistniać tę tajemnicę  w swej widzialnej postaci.[80]

Bóg udziela ludziom przez Chrystusa w Duchu Świętym uczestnictwa w swoim życiu i w tym udziale zawarte jest rzeczywiste misterium Kościoła – jego najgłębszy teologiczny sens. Jako „ikona” tej udzielającej się trójjedynej Komunii życia Bożego Kościół może sam być komunią i jako ta komunia przekazywać udział w życiu trójjedynego Boga.[81] Uzasadnione jest więc mówienie – i to na tle inspiracji płynącej z teorii komunikacyjnego działania – o wspólnocie Kościoła jako sakramencie trynitarnej Komunii Boga.[82]

Kościół jako komunikacyjna komunia ma więc podstawy trynitarne. Jest konkretną, historyczną „przestrzenią”, w której realizuje się działanie Ducha Świętego.[83] Zostaje „wciągnięty” w wiarę w Boga: „wierzymy, że – mimo swej całej grzeszności – Kościół jest jednak wyniesionym, niezniszczalnym miejscem jednoczącej (una), uświęcającej (sancta), obejmującej wszystkich (catholica) i zachowującej pierwotną prawdę (apostolica)  obecności (w Duchu Świętym) Boga w świecie”[84].

Istnienie jakiejkolwiek wspólnoty koniecznie powiązane z problematyką komunikacji.[85] Uwzględniając filozoficzne i teologiczne aspekty teorii komunikacji współczesna teologia twierdzi, że nie można mówić o teologicznej teorii komunikacji bez uwzględnienia Ducha Świętego. Uwzględnienie pneumatologicznego aspektu wspólnoty nie oznacza oczywiście porzucenia chrystocentrycznego punktu wyjścia – chodzi raczej o rozumienie poszerzone i pogłębione przez doświadczenie Ducha Świętego.[86] Teologia ukazuje transcendencję ludzkiej komunikacji polegającą na tym, że dzięki przyjściu Boga wspólnota ludzka przemienia się we wspólnotę z Bogiem. Ten rozpoczęty w Jezusie proces zachodzi jedynie tam, gdzie dokonuje się w imię Boga i tylko taka okoliczność może dostarczyć ostatecznego oparcia dla ludzkiej komunikacji. Zrealizowanie ludzkiej komunikacji na wzór Jezusa oznacza przekształcanie jej w komunikację z Bogiem – komunikację w Duchu Świętym.[87]

Trynitarna rzeczywistość Ducha Świętego może być pojmowana w kategoriach relacyjnych jako jedność, jako uosobione Unio i Communio jednocześnie udzielającej się i przyjmowanej miłości w Bogu. Duch Święty stanowi (analogicznie do swej roli umożliwiającej wiarę) intertrynitarne, odwieczne i pośredniczące „medium”, „przestrzeń” wzajemnej miłości Ojca i Syna. Bóg jest „Duchem” – Duchem miłości Ojca i Syna, i tylko w tym wspólnym Duchu, będącym zarazem „przestrzenią” i „matczynym łonem” (Y. Congar) miłości Boga. Duch Święty jednocześnie wyrasta z tego wzajemnego oddania, jako jego „rezultat” („który od Ojca i Syna pochodzi”). W Nim wzajemne odniesienie (oddanie) miłości między Ojcem i Synem znajduje inną od nich, obejmującą, łączącą i przekraczającą „formę” jedności; przyjmuje kształt „My”, które przy całej zależności od Ojca i Syna zachowuje przekraczającą ich relatywną samoistność („który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę”). Dlatego też Tradycja Kościoła określa specyficznie osobowy charakter Ducha Świętego słowem „Dar” – wzajemne oddanie Ojca i Syna kulminują w Nim, „konkretyzują się” i przyjmują postać wzajemnie darowanej wspólnoty i radości. Trójjedyny Bóg ofiarowuje siebie stworzeniu przychodząc do niego jako ten „Dar”, jako Moc Ducha Świętego, aby zapoczątkować wspólnotę z Bogiem i ze wszystkimi ludźmi. To wydarzenie przyjętego „Daru Bożego” nazywamy „Kościołem”. Trynitarny kontekst cechuje jeszcze jeden aspekt Ducha Świętego jako jednoczącej miłości Boga: Ojciec i Syn jako bieguny wzajemnego odniesienia nie nakładają się w Nim na siebie, lecz wprost przeciwnie, ukazują swoją niezamienną, osobową różność. Ten fakt stworzył podstawę zachodniego rozumienia osoby, wolności, miłości i jedności – im głębsza jest jedność między kochającymi się osobami, tym większa jest gwarancja wolności bycia innym. Trynitarny pramodel tego pozornego paradoksu umożliwia zachowanie w najściślejszym wzajemnym komunikowaniu jednocześnie najwyższego zróżnicowania osobowego, a ta prawidłowość jest jednocześnie podstawą kapitalnego znaczenia pneumatologii w eklezjologii.[88]

Pod względem poznawczym Duch Święty dostępny jest tylko poprzez historycznego i wywyższonego Jezusa. Z drugiej strony jest On równocześnie „transcendentalnym” warunkiem umożliwiającym wiarę w Jezusa Chrystusa – stąd chrystologia jako warunek implikuje pneumatologię jako warunek swojego istnienia (Duch Święty jest „przestrzenią” wiary). Wynika z tego, że Kościół – rozumiany jako wspólne odniesienie wiary do Boga – może zaistnieć i trwać tylko tam, gdzie człowiek pozwoli się objąć tą „przestrzenią” Ducha Świętego. Dzięki umożliwieniu osobowej i wspólnej wiary przez Ducha Świętego powstaje więc Kościół jako wewnątrzhistoryczne, sakramentalne odbicie uprzedniego Jego daru. Tak więc Kościół stanowi jej „przestrzeń życia” wiary człowieka, w której otrzymuje się ją i rozwija przez udział w życiu Kościoła. Ta perspektywa podkreśla nieograniczoną, przerastającą wszystkie konkretyzacje i relatywizującą wielkość Ducha Świętego. Taki obraz Ducha Świętego oznacza, że nie można traktować Go jako trwałej „części składowej” Kościoła, działającej jakby automatycznie za pomocą jego struktur, lecz jako Dar przerastający ramy instytucjonalno-sakramentalne i charyzmatyczne, o który trzeba nieustannie prosić i ciągle na nowo Go otrzymywać.[89] Powierzenie się Bogu jest wejściem w relację z trójjedynym Bogiem, ufnym „zanurzeniem się” w pełne miłości odniesienie Syna do Ojca i realnym udziałem w tym odniesieniu (jako braci i sióstr Jezusa, synów i córek Ojca, kochanych tą samą miłością, którą w wieczności Ojciec kocha Syna).[90]

Dla wyjaśnienia jedności i zróżnicowania trynitarnej „struktury odniesień”, Medard Kehl stosuje jako pomoc schemat zaczerpnięty z modelu komunikatywnego działania: „Ojciec” jest podmiotem i źródłem („Skąd”) nieskończenie ofiarującej się miłości, „Syn” jest pochodzącym od Ojca celem i partnerem („Dokąd”) nieskończenie otrzymywanej miłości. „Duch Święty” jest jednoczącym i pośredniczącym środowiskiem („W czym”) tej nieskończonej miłości. Miłość sama wreszcie jest treścią, zawartością („Co”) tego, co istnieje między Ojcem, Synem i Duchem Świętym i jest identyczna z boską „istotą”.[91]

 Tradycja nazywała często Ducha Świętego „Jednością” (unio) lub „Wspólnotą” (communio) w Bogu.[92] Ponieważ wspólnota między Ojcem i Synem jest relatywnie samodzielnym (jako Osoba) istnieniem Bożej Miłości – Duch Święty stanowi „My” w Bogu (H. Mühlen).[93] Boskiej Wspólnocie między Ojcem i Synem (równej Duchowi Świętemu) przysługuje w sposób pierwotny i wzorczy właściwość pośredniczącego „W czym”, ponieważ Bóg sam w sobie, w Duchu Świętym, jest wydarzeniem pośredniczenia. Z jednej strony jedność między Ojcem i Synem jest zawsze istniejącą uprzednio wspólną „Przestrzenią” (Duchem) ich odniesienia, z drugiej jednak strony wspólny Duch ustanawiany jest tylko dzięki wzajemnemu odniesieniu Ojca i Syna i bez tego odniesienia nie byłoby „My” wspólnoty. Duch Święty nie wchodzi jednak w te dwa „bieguny” i ich wzajemne odniesienie, lecz tworzy własny, odrębny sposób Boskiej miłości. Jeśli człowiek pozwoli na objęcie się tym wzajemnym odniesieniem Ojca i Syna – zostaje przyjęty „w” Ducha Świętego, do tej Wspólnoty: Dlatego Biblia mówi o darze Ducha Świętego jako o „otrzymaniu Ducha Świętego” i „byciu napełnionym przez Ducha Świętego”.[94]

Ponieważ Duch Święty jest pośredniczącą „wspólnotą” między Ojcem i Synem, przyjęcie do niej jest dokonuje się w oparciu o wspólnotę i jest wspólnototwórcze. Duch Święty jako Communio w Bogu jest właściwym, teologicznym fundamentem kościelnej communio i właśnie dzięki temu zasadniczo różni się ona od innych wspólnot. Uprzedni dar wspólnej „przestrzeni życia” wiary nie opiera się więc na ludzkiej woli wspólnoty, lecz na darze Ducha Świętego, na podarowaniu udziału we wspólnocie, która istnieje w Bogu a Kościół staje się historycznym znakiem wewnątrzboskiej Communio – „sakramentem Ducha Świętego”[95].

Duch Święty jest pośredniczącym „w czym“ historii zbawienia, pośredniczącą mocą, w której i przez którą Jezus Chrystus przychodzi wewnętrznie do człowieka. Pośredniczy jako udzielone uprzednio i na stałe, a jednocześnie dawane za każdym razem, łączące podmiot i przedmiot „środowisko sensu“[96]. On jest „środowiskiem sensu“ wzajemnej miłości Ojca i Syna oraz Ich ujawniającą się w Nim i łączącą Ich „formą społeczną“[97]. Przez Niego historia ludzkości zostaje włączona w wydarzenie tej miłości po to, by stała się doskonałą, historyczną postacią tożsamej z Nim communio – „społecznej formy“ miłości Boga. Ta pośrednicząca moc Ducha Świętego znajduje swój cel w rozszerzeniu miłości Ojca i Syna na powszechne communio ludzi z Bogiem i między ludźmi.[98]

Istnieje znacząca analogia między Słowem, które stało się Ciałem, a Duchem, który stał się Kościołem. Tak jak ludzka natura Jezusa z Nazaretu służyła Boskiemu Słowu za organ zbawienia, tak struktura Kościoła służy Duchowi Chrystusowemu do budowania Ciała Chrystusa. Trzeba koniecznie uwzględnić analogiczny charakter tej wypowiedzi, a bardzo powściągliwie formułowanie tego jakby „wcielenia” Ducha Świętego w Kościół uzmysławia, że wszystkie formy udziału Kościoła w wewnatrzboskiej wspólnocie trójjedynego Boga są możliwe tylko mocą tego Ducha.[99]

Na ile Kościół pojmuje i realizuje siebie jako „sakrament” Ducha[100] jednoczącego Ojca i Syna, zachodzi w nim dialogiczna „sztuka” jednoczenia, umożliwiająca i gwarantująca jedność zróżnicowanej wielości osobistych dróg wiary we wspólnej wierze. Oznacza to, że gdy ludzie pozwolą się objąć Duchowi Świętemu, napełnić się Nim i doprowadzić do osobistej wiary w Boga, zostają w tym samym momencie doprowadzeni przez Niego do jedności relacji wzajemnych i wspólnoty w wierze przy zachowaniu całkowitego i rozwiniętego osobowego wymiaru wiary człowieka. Odniesienie wiary (do Boga) i wzajemne wspólnotowe odniesienia w wierze mogą wzrastać tylko jednocześnie – w tej „przestrzeni” miłości Boga. Communio, które wyrasta z działania Ducha Świętego, zapewnia istnienie przestrzeni wolności, w której każdy może być sobą wobec Boga i wobec innych ludzi.[101]

Pneumatologicznie inspirowana zasada „równoczesnej pierwotności” jedności i wielości została zasadniczo zaakceptowana przez II Sobór Watykański, chociaż nie przeniknęła do wszystkich jego wypowiedzi. Recepcja tej zasady dotyczy przede wszystkim strukturalnego (ostrożnego) równoważenia relacji między Kościołem powszechnym a Kościołami lokalnymi, a także relacji między kolegialnością biskupów a prymatem papieskim, między wspólnotą a urzędami kościelnymi oraz między charyzmatami a Urzędem. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo polegające na tym, że wspólnota wierzących zamknie się przed Duchem Świętym i przestanie być historycznym odwzorowaniem Communio samego Boga. Jak wtedy Kościół może obronić swój charakter wspólnoty w wierze, historycznego znaku Bożego Ducha i Jego wspólnototwórczej mocy? Czy Kościół służy, czy raczej jest przeszkodą dla Ducha Świętego? Na ile w swojej społecznej formie jest on „sakramentem Ducha Świętego” – przedstawiającym i pośredniczącym znakiem budującego jedność, osobowego „środowiska” zbawienia? Dlaczego społeczna tkanka Kościoła jest wspomnianym sakramentem?[102] M. Kehl uważa, że służba pełniona przez element instytucjonalny Kościoła wobec Ducha Świętego w communio Kościoła wyraża się w specyficznych funkcjach zachowania tożsamości, integrowania i wyzwalania.[103]

Pneumatologiczna wizja Kościoła nie oznacza zaniedbania jego wymiaru chrystologicznego czy też traktowania go jako drugorzędny. Nie ma bowiem innego Ducha Świętego niż Duch historycznego Jezusa Chrystusa, który prowadzi ludzkość do jedności komunii w wierze.[104] Właśnie dlatego tworzona przez Ducha Świętego wspólnota wierzących realizuje się w głoszeniu Dobrej Nowiny Jezusa (martyria), sprawowaniu sakramentów jako uobecniających znaków zbawczej bliskości Boga (leiturgia) oraz w praktycznym naśladowaniu Jezusa na drodze służby (diakonia). Jako wspólnota naśladująca Jezusa, Kościół ma swoje chrystologiczne centrum — wyrasta z Jego życia, śmierci i zmartwychwstania, jednoczy go Jego Duch, Jego woli jest posłuszny, służy Jego zbawczej i wyzwalającej obecności wśród ludzi, trwa oczekując na Jego paruzję.[105]

Pneumatologiczna opcja wpłynęła na ponowne zastosowanie do Kościoła pojęcia „sakramentu”[106] w celu ukazania jego specyficznej relacji wobec zbawczego działania Boga na rzecz świata. Ponieważ po wywyższeniu Jezusa Bóg nie zaprzestał udzielania siebie światu, lecz pozostał obecny przez Ducha Świętego, całą zawartość zbawienia przez Jezusa Chrystusa uobecnił mocą Ducha Świętego w istotnych aktach realizowania się wspólnoty wierzących. Na mocy wcielenia Jezus stał się „Prasakramentem” Trójjedynego Boga, a po zesłaniu Ducha Świętego Kościół jako wspólnota wierzących stał się w analogiczny sposób „sakramentem podstawowym” zbawczego działania Boga w świecie.[107] Jednoczące Kościół w communio działanie Ducha Świętego nakierowane jest na to, by zgodnie z pierwotnym zamierzeniem Stwórcy cała rzeczywistość stała się na wzór „odblasku niewidzialnego Boga, Pierworodnego wobec całego stworzenia, w którym wszystko zostało stworzone” (por. Kol 1,1n). Pierwszy w tym odwzorowaniu jest Kościół osiągający kształt w swojej historyczno-społecznej przestrzeni. To pierwotne ukształtowanie na wzór Chrystusa, które czyni Kościół obrazem trynitarnej i historycznej relacji Syna do Ojca, zawiera się w jego zbawczym i wyzwalającym działaniu. W zasadzie chrystologicznego kształtowania kryje się najgłębsza podstawa ponownego odkrycia pierwotnie komunijnego charakteru Kościoła jako „Kościoła ubogich”.[108] Drugim elementem chrystologicznego odwzorowania jest całkowite oddanie się zbawczemu pośrednictwu.[109]

Oparcie Kościoła na trynitarnej tajemnicy Boga przejawia się już w stworzeniu świata, który w kontekście grzechu i powszechnej woli zbawczej Boga staje się także miejscem ofiarowanego i przyjętego zbawienia. Kościół jest więc dziełem Ojca, ponieważ stworzenie odnajduje swój ostateczny sens w Jego objawionej woli wyniesienia ludzi do udziału w życiu Bożym.[110]  Jeszcze wyraźniejsza jest perspektywa eschatologiczna Kościoła ustawiająca go w szczególnym związku z Ojcem – ostateczne spełnienie stworzenia nastąpi wtedy, gdy wszyscy sprawiedliwi „zostaną zgromadzeni w Kościele powszechnym u Ojca” (KK 2).[111]

3.6. Granice stosowalności teorii komunikacyjnego działania w trynitologii

Granice możliwości zastosowania teorii Habermasa jako modelu ukazywania rzeczywistości Trójcy Świętej ukazują się przy dokładniejszym przyjrzeniu się strukturom wydarzenia komunikacyjnego. Zakładany w teorii komunikacyjnego działania proces porozumienia ma służyć osiągnięciu racjonalnie motywowanej zgody w sprawie żądań i oczekiwań podnoszonych przez uczestników komunikacji. Jest to możliwe ostatecznie tylko w oparciu o symetryczne, wolne i wzajemne uznawanie się współdziałających osób, które w ten sposób są niejako zmuszone do postrzegania siebie z perspektywy innych.[112] W teorii komunikatywnego działania „jednakowa pierwotność” partnerów komunikacji oznacza bowiem przede wszystkim jednakowy podział szans w procesie komunikacyjnego porozumiewania się. [113] W przypadku Osób Boskich natomiast zgoda-porozumienie istnieje od zawsze, gdyż odnoszą się one do siebie nawzajem nie w symetrycznie wzajemnym uznawaniu siebie, lecz w postawie nieograniczonego dawania i przyjmowania siebie. Nic ich od siebie nie oddziela, przenikają się perychoretycznie i przebywają w sobie nawzajem. To przekraczanie siebie rozsadza stosunek symetrii i dlatego wewnątrztrynitarne wydarzenie komunikacji nie może być traktowane jako proces „komunikacyjnego” porozumiewania się, ponieważ w Bogu trwa odwieczne fundamentalne porozumienie wzajemne. Z tego  wynika, że trynitarnego Boga można pojmować tylko jako „osobową jedność komunikacji” – intersubiektywnie konstytuującą się Boską rzeczywistość doskonałej miłości.[114]

4. Trójca Święta a działanie ludzkie

Wspomniane odkrycie na nowo istotowego społecznego wymiaru Boga posłużyło w teologii do mocniejszego przedstawiania go jako prawzoru dla kształtowania społeczności ludzkiej.[115] Komunikacyjne włączenie stworzenia w trynitarną wspólnotę Boga możliwe jest oczywiście tylko przy współpracy tego stworzenia, gdyż wtedy możliwe jest komunikacyjne współbycie i komunikacyjne wzajemne odniesienia. Owocem tego włączenia jest komunia wyrastająca z odwzajemnianego „rytmu miłości” – rytmu bytu, rytmu dawania siebie – a jej realizowanie prowadzi do ukształtowania świata w sposób odpowiadający trynitarnemu rozumieniu rzeczywistości.[116]

Struktura tego „rytmu miłości” nie daje się całkowicie opisać w ramach teorii komunikacyjnego działania, zakładającej symetryczność relacji wolnego akceptowania uczestników interakcji. Działanie miłości trynitarnej wspólnoty życia zorientowane jest bowiem nie tyle na wytworzenie sprawiedliwej i rozumnej równowagi interesów w ramach swobodnego porozumiewania się, co raczej na wyrastające ponad taką równowagę potrzeby innych. Dzięki temu centrum komunii chrześcijańskiej stają się właśnie ludzie lekceważeni i zepchnięci na margines. Ta zasada nie może jednak być narzucana jako obowiązujące prawo, ponieważ jest uzależniona od osobistej gotowości do przekraczania samego siebie i wymaga postawy twórczej. Jej logika ukazuje się jednak wyraźnie w życiu chrześcijan, ponieważ dla nich jej miarą jest Jezus i Jego naśladowanie. Jezus jako prowadzony przez Ducha Świętego Syn Ojca jest prawzorem, stwórcą i celem całego stworzenia (por. Kol 1,16; J 1,3.10), Jego miłość jest miłością Boga (por. 1 J, 4,7), a „kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4,16). Oparte na Bogu przekraczanie samego siebie jest niepodważalnym prawem życia, ale narażającym ciągle na niepowodzenia, wykorzystywanie i prześladowanie. Nic więc dziwnego, że dla człowieka naśladowanie Jezusa jest zawsze naśladowaniem Ukrzyżowanego.[117]

Czy możliwe jest komunikacyjne porozumienie między ludźmi bez włączenia go w komunikacyjną miłość Boga? M. Knapp odpowiada: „Ponieważ Bóg jest miłością a my jesteśmy przyjęci w Duchu Świętym do tego wiecznego, trynitarnego Wydarzenia Miłości, ryzyko miłości nie trafia w próżnię. Tylko dlatego nadzieja na współżycie ludzi w sprawiedliwości i wolności nie jest – mimo wszystko – pozbawiona podstaw”.[118] Ta prawda – ukazana w kontekście teorii komunikacyjnego działania – ma ogromne znaczenie dla komunikacyjnego rozumienia świata[119] i dla wspólnoty komunikacji-komunii Kościoła, dla którego Trójca immanentna jest modelem otwartej wspólnoty komunikacji, a jednocześnie prawzorem i celem ludzkiej wspólnoty komunikacji.[120]

Ojciec jest czystym Komunikatorem, Syn i Duch Święty są komunikowani w procesie pochodzenia osobowego. Zamierzona przez Boga komunikacja z ludzkością może dokonać się tylko na sposób dwóch modalności samokomunikacji odbieranych od Ojca: Syna i Ducha Świętego.[121] Duch Święty jako wewnątrztrynitarna więź miłości jest także osobowym medium (środowiskiem) komunikacji miłości między chrześcijanami a Chrystusem – ku chwale Ojca.[122] Żeby komunikowanie się Boga mogło sięgać ludzi jako odbiorców, potrzebna jest „przyczyna formalna”, która implikuje udział w formie nie ulegającej redukcji w odbiorze do niższego poziomu odbiorcy i wznosi odbiorcę do sfery Komunikatora. Ponieważ osobowa komunikacja ma strukturę dialogiczną, potrzebuje także osobowej przyczynowości, a wtedy skutki tej komunikacji będą rezultatem przyczynowej aktywności komunikatora i odbiorcy. Wynika z tego, że komunikacja ludzi z Ojcem utrzymywana jest dzięki osobowemu odniesieniu ludzi do Chrystusa i dzięki formalnemu napełnieniu ich Duchem Świętym.[123]

Zawarte w ludzkim działaniu miłości nakierowanie na komunię ma w świecie swoją podstawę w Bogu i może zrealizować się tylko w Nim. Jeśli ludzie włączają się w budowanie komunii, muszą przełamywać zamknięty krąg egoizmu i przemocy oraz angażować się w tworzenie życia nacechowanego nieograniczoną solidarnością i sprawiedliwością – zgodnie z podstawowymi wymogami komunikacyjnego działania według teorii Habermasa. W ten sposób jednocześnie, trwając w wierze i nadziei, przyczyniają się do „trynitaryzacji” świata[124] w procesie podtrzymywanym przez Boga, który sam w sobie jest nieograniczoną, komunikacyjną rzeczywistością życia oraz chce włączyć i przemienić świat w komunię.[125]

5. Podsumowanie

Na tle współczesnej dyskusji trynitologicznej zastosowanie teorii komunikacyjnego działania przynosi pozytywne owoce. Przede wszystkim daje się stwierdzić jej przydatność do opartego na analogii ukazywania życia i działania Trójjedynego Boga, który jest w swej istocie komunikacyjną wspólnotą życia i działania, a poszczególne Osoby Boże są podmiotami konstytuującymi się w komunikacyjnych relacjach doskonałej miłości. Pojmowanie ich działania na sposób komunikacyjno-osobowy dobrze oddaje naturę relacji między Trójcą immanentną i historiozbawczą oraz gwarantuje poprawne ukazywanie relacji między Bogiem a światem. Komunikatywne włączenie stworzenia w trynitarną wspólnotę Boga prowadzi do komunii i trynitarnego kształtowania świata.


[1] M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell für den trinitarischen Gottesbegriff?, w: J. Schreiner – K. Wittstadt (Hrsg.), Communio Sanctorum. Einheit der Christen – Einheit der Kirche, Würzburg 1988, 323.

[2] Por. tamże, 323-337.

[3] Por. tenże, Trinitätslehre und Handlungstheorie, w: E. Arens (Hrsg.), Gottesrede – Glaubenspraxis. Perspektiven theologischer Handlungstheorie, Darmstadt 1994, 49-68.

[4] H. Peukert, Wissenschaftstheorie – Handlungstheorie – Fundamentale Theologie. Analysen zu Ansatz und Status theologischer Theoriebildung, Düsseldorf 1982, Frankfurt am Main 21988; E. Arens, Kommunikative Handlungen. Die paradigmatische Bedeutung der Gleichnisse Jesu für eine Handlungstheorie, Düsseldorf 1988.

[5] N. Copray, Kommunikation und Offenbarung. Philosophische und theologische Auseinandersetzungen auf dem Weg zu einer Fundamentaltheorie der menschlichen Kommunikation, Düsseldorf 1983.

[6] E. Arens, Gottesverständigung. Eine kommunikative Religionstheologie, Freiburg – Basel – Wien 2007.

[7] Tenże, Leitlinien einer handlungstheoretischen Christologie, w: tenże (Hrsg.), dz. cyt., 29-48; A. Jeż, Chrystus w kontekście ludzkiej komunikacji, Tarnów 2002.

[8] H.-J. Höhn, Kirche und kommunikatives Handeln. Studien zur Theologie und Praxis der Kirche in der Auseinandersetzung mit den Sozialtheorien Niklas Luhmanns und Jürgen Habermas’, Frankfurt am Main 1985; P. Hünermann – R. Schaeffler (Hrsg.), Theorie der Sprachhandlungen und heutige Ekklesiologie. Ein philosophisch-theologisches Gespräch, Freiburg – Basel – Wien 1987; M. Kehl, Die Kirche. Eine katholische Ekklesiologie, Würzburg 31994, 132-159; M. Jagodziński, Communio dzięki komunikacji. Teologiczny wymiar teorii komunikatywnego działania w eklezjologii Medarda Kehla SJ, Radom 2002.

[9] H.O. Meuffels, Kommunikative Sakramententheologie, Freiburg – Basel – Wien 1995; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio. Studium teologiczno-komunikacyjne, Warszawa 2008.

[10] M. Kehl, Eschatologie, Würzburg 31996, 32-33, 301-306.

[11] W. Lesch, Theologische Ethik als Handlungstheorie, w: E. Arens (Hrsg.), dz. cyt., 89-109.

[12] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 49-51; J.-P. Batut, Monarchia Ojca, porządek pochodzeń, perychoreza: Trzy klucze teologiczne do poprawnego wyznawania wiary trynitarnej, w. L. Balter i in. (red.), Tajemnica Trójcy Świętej, Poznań 200, 327n. Znamienne są słowa H. Wagnera: „Teologii pierwotnego Kościoła nie udało się całkowicie i bezbłędnie zespolić filozoficznego pojęcia Boga z biblijnym wyobrażeniem o nim. Dokonanie tego – połączenie biblijnego obrazu Boga z możliwościami i kategoriami myślowymi danego czasu – jest z pewnością zadaniem, wobec którego staje każda epoka.” (Dogmatyka, Kraków 2007, 325).

[13] Por. F. Courth,  Bóg trójjedynej miłości, Poznań 1997, 307.

[14] Por. U. Link-Wieczorek, Warum trinitarisch von Gott reden? Zur Neuentdeckung der Trinitätslehre in den heutigen Theologie, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott. Auf den Spuren neueren trinitarischen Denkens, Neukirchen – Vluyn 2005, 18n; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 138-140.

[15] Por. U. Link-Wieczorek, dz. cyt., 20.

[16] Por. Kirchliche Dogmatik I-1, Zürich 1964, 373nn; G. Greshake, Der dreieine Gott. Eine trinitarische Theologie, Freiburg – Basel – Wien 1997, 148-150.

[17] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 325-326.

[18] Por. Der dreifaltige Gott als transzendenter Ursprung der Heilsgeschichte, w: J. Feiner – M. Löhrer (Hrsg.), Mysterium Salutis. Grundriß heilgeschichtlicher Dogmatik, Bd. II, Einsiedeln 1965-1976, 328; H. Wagner, dz. cyt., 353n.

[19] K. Rahner, Podstawowy wykład wiary. Wprowadzenie do pojęcia chrześcijaństwa, Warszawa 1987, 115-120.

[20] Por. tamże, 389; F. Courth,  dz. cyt., 307; G. Greshake, dz. cyt., 141-147; U. Link-Wieczorek, dz. cyt., 27.

[21] Por. Trinität und Reich Gottes, München 1980, 163.

[22] Por. F. Courth,  dz. cyt., 307.

[23] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 326-328; G. Greshake, dz. cyt., 168-171.

[24] Na temat dialogicznego i trialogicznego rozumienia osoby por. G. Greshake, dz. cyt., 152-163.

[25] Por. Die Subjektivität Gottes und die Trinitätslehre. Ein Beitrag zur Beziehung zwischen Karl Barth und der Philosophie Hegels, w: tenże, Grundfragen systematischer Theologie. Gesammelte Aufsätze, Bd. II, Göttingen 1980, 111.

[26] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 328-329; M. Jagodziński, Communio dzięki komunikacji…, dz. cyt., 300.

[27] Por. J. Auer, Gott – Der Eine und Dreieine, Regensburg 1978, 332nn; H. Wagner, dz. cyt., 145.

[28] Der dreieinige Gott, Düsseldorf 1987.

[29] Por. H. Wagner, dz. cyt., 355.

[30] Teoria działania komunikacyjnego, t. I-II, Warszawa 1999-2002 (tłum. A.M. Kaniowski).

[31] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 329-333; tenże, Gottes Herrschaft als Zukunft der Welt. Biblische, theologiegeschichtliche und systematische Studien zur Grundlegung einer Reich-Gottes-Theologie in Auseinandersetzung mit Jürgen Habermas’ Theorie des kommunikativen Handelns, Würzburg 1993, 508-582; M. Jagodziński, Communio dzięki komunikacji…, dz. cyt., 86-99; tenże, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 104-108.

[32] Por. J. Habermas, Der philosophische Diskurs der Moderne. Zwölf Vorlesungen, Frankfurt am Main 21885, 70.

[33] Por. tenże, Teoria działania komunikacyjnego, t. I: Racjonalność działania a racjonalność społeczna, Warszawa 1999, 639-640.

[34] M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 51-53.

[35] Por. J. Habermas, Teoria działania komunikacyjnego, t. I, dz. cyt., 503-508; E. Arens, Was kann Kommunikation?, „Stimmen der Zeit“ 6 (2002), 413.

[36] Por. J. Habermas, Vorstudien und Ergänzungen zur Theorie des kommunikativen Handelns, Frankfurt am Main 1995, 548n.

[37] Por. tenże, Moralbewuβtsein und kommunikatives Handeln, Frankfurt am Main 71999, 140.

[38] Por. tenże, Teoria działania komunikacyjnego, t. I, dz. cyt., 640; H. Peukert, dz. cyt., 254.

[39] Por. J. Habermas, Legitimationsprobleme im Spätkapitalismus, Frankfurt am Main 1973, 148.

[40] Por. tenże, Vorbereitende Bemerkungen zu einer Theorie der kommunikativen Kompetenz, w: tenże – N. Luhmann, Theorie der Gesellschaft oder Sozialtechnologie, Frankfurt am Main 1972, 135.

[41] Por. tamże, 139.

[42] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 333-334.

[43] Por. U. Link-Wieczorek, dz. cyt., 22.

[44] J. Moltmann, Der dreieinige Gott, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 178.

[45] Por. M. Kanpp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 55-56; E. Arens, Was kann Kommunikation?, dz. cyt., 414-417; M. Jagodziński, Teologia a komunikacja, „Studia Theologica Varsaviensia” 41 (2003) nr 2, 76-80.

[46] Knapp cytuje tu H. Vorgrimlera, Jesus Christus – Bemühungen um eine heute angemessene Deutung der Person Jesu Christi, w: L. Honnefelder – M. Lutz-Bachmann (Hrsg.), Auslegungen des Glaubens, Berlin 1987, 59n.

[47] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 55; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 140.

[48] Knapp ostrzegawczo cytuje tu zdanie H.U. von Balthasara: „bei Heranziehung außerchristlicher Analogien zur Trinität größte Vorsicht geboten ist: ihnen fehlt die ökonomische Basis“ (Theodramatik, Bd. II-2, Einsiedeln 1978, 466) (por. Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 53).

[49] Por. J. Habermas, Entgegnung, w: A. Honneth – H. Joas (Hrsg.), Kommunikatives Handeln. Beiträge zu Jürgen Habermas’ „Theorie des kommunikativen Handelns“, Frankfurt am Main 1986, 332.

[50] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 53.

[51] Por. tenże, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 334.

[52] Por. B.J. Hilberath, Der Personbegriff der Trnitätstheologie in Rückfrage von Karl Rahner zu Tertullians „Adversus Praxean”, Innsbruck 1986, 319; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 140n.

[53] Por. M. Knapp, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 335.

[54] Por. tenże, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 54. Knapp powołuje się w tej ocenie na W. Kaspera (por. jego Bóg Jezusa Chrystusa, Wrocław 1996, 356-360). Por. M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 141.

[55] Por. J. Moltmann, Der dreieinige Gott, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 181.

[56] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 56.

[57] Sobór Florencki, Bulla unionis Coptorum (Cantate Domino) 6, 6, w: A. Baron – H. Piertas (red.), Dokumenty Soborów Powszechnych. Tekst łaciński, grecki, arabski, ormiański, polski, t. III: (1414-1445) Konstancja, Bazylea-Ferrara-Florencja-Rzym, Kraków 2003, 580.

[58] Tamże.

[59] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 56; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 141n.

[60] Por. tenże, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 336; tenże, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 57-58; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 142n.

[61] Por. Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 58.

[62] Por. tamże, 58-59; J. Moltmann, Der dreieinige Gott, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 182-186; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 143.

[63] Por. J. Moltmann, Der dreieinige Gott, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 185; M. Volf, Trinität und Gemeinschaft. Eine ökumenische Ekklesiologie, Mainz – Neukirchen-Vluyn 1996, 199-203.

[64] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 59; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 143.

[65] Por. W. Pannenberg, Metaphysik und Gottesgedanke, Göttingen 1988, 50.

[66] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 52-53.

[67] Por. tamże, 53-54.

[68] Por. tamże, 61.

[69] Por. tamże, 61-62; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 144.

[70] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 62.

[71] Por. Gottes ursprüngliches Anfangen als schöpferische Selbstbegrenzung, w: H. Deuser u. a. (Hrsg.), Gottes Zukunft – Zukunft der Welt, München 1986, 268.

[72] Na temat Trójcy Świętej jako przestrzeni świata zob. M. Frettlöh, Der trinitarische Gott als Raum der Welt. Zur Bedeutung des rabbinischen Gottesnamens māqōm für eine topologische Lehre von der immanenten Trinität, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 200-204.

[73] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 63.

[74] Por. M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 144n.

[75] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt.,, 63-64.

[76] Por. W. Kasper, dz. cyt., 341.

[77] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 64-65; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 145n.

[78] Por. J. Moltmann, Der dreieinige Gott, w: R. Weth (Hrsg.), Der lebendige Gott…, dz. cyt., 186; H. Wagner, dz. cyt., 286: „’Komunia’ w Bogu znajduje odzwierciedlenie w ‘komunijnym’ wymiarze całego zbawienia. (…) historia zbawienia jest Bożą wolą komunikacji.”

[79] Por. tamże, 189n. Moltmann analizuje także ponowoczesny indywidualizm i ukazuje płynące z jego strony niebezpieczeństwa: „Als Endprodukt von Teilungen hat ein Individuum keine Beziehungen, keine Eigenschaften, keine Erinnerungen und keinen Namen. (…) Eine Person ist im Gegensatz zu einem Individuum ein menschliches Dasein im Resonanzfeld seiner Sozialbeziehungen und seiner Geschichte. (…) Eine Person ist ein Gemeinschaftswesen. (…) Individualisierte Menschen sind von politischen und wirtschaftlichen Mächten leicht beherrschbar. Wiederstand und Schutz der persönlichen Menschenwürde gibt es nur, wenn sich Menschen zu Gemeinschaften schließen und ihr Leben sozial selbst bestimmen. Diese wenigen Hinweise mögen genügen, um die öffentliche Relevanz des trinitarischen Gottesbegriff für die Befreiung individualisierter Menschen und die Relevanz der trinitarischen Gemeinschaftserfahrung für die Ausbildung neurer Sozialität anzuzeigen.“ (tamże, 191n).

[80] Por. H. Wagner, dz. cyt., 286. Zob szerokie opracowanie tej kwestii w: M. Jagodziński, Komunijna wizja Kościoła według Medarda Kehla SJ, Kraków 2009.

[81] Por. H. Wagner, dz. cyt., 79.

[82] Por. M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 63-159; M. Jagodziński, Communio dzięki komunikacji…, dz. cyt., 114-252, 295-394; tenże, Trynitarne podstawy Kościoła jako komunii, „Studia Theologica Varsaviensia” 42 (2004) nr 1, 53-57.

[83] Por. H. Wagner, dz. cyt., 80.

[84] M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 68.

[85] Por. B. Nitsche, Die Analogie zwischen dem trinitarischen Gottesbild und der communialen Struktur von Kirche. Desiderat eines Forschungsprogramms zur Communio-Ekklesiologie, w: B.J. Hilberath (Hrsg.), Communio – Ideal oder Zerrbild von Kommunikation?, Freiburg – Basel – Wien 1999, 81-82.

[86] Por. N. Copray, Kommunikation und Offenbarung. Philosophische und theologische Auseinandersetzungen auf dem Weg zu einer Fundamentaltheorie der menschlichen Kommunikation, Düsseldorf 1983, 246-247.

[87] Por. tamże; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 58n.

[88] Por. M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 68-73; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 59n; H. Wagner, dz. cyt., 81.

[89] Por. M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 68-70.

[90] Por. M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 60. O życiu w Chrystusie i włączeniu chrześcijan w Trójcę Świętą zob. T.G. Weinandy, Czy Bóg cierpi?, Poznań 2003, 410n.

[91] Por. M. Kehl, Kirche als Institution – eine theologische Begründung, w: M. Kehl – N. Glatzel – N. Mette, Kirche als Institution, „Deutsches Institut für Fernstudien an der Universität Tübingen. Fernstudium Katholische Religionspädagogik”, Studienbrief II/1, Tübingen 1984, 121.

[92] Por. tenże, Die Kirche…, dz. cyt., 70-73.

[93] Por. tenże, Kirche als Institution – eine theologische Begründung, dz. cyt., 136.

[94] Por. tamże, 122; tenże Kirche – Sakrament des Geistes, w: W. Kasper (Hrsg.), Gegenwart des Geistes. Aspekte der Pneumatologie, Freiburg 1979, 158-159; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 61.

[95] Por. tenże, Kirche – Sakrament des Geistes, dz. cyt., 155-161; tenże, Kirche als Institution. w: W. Kern – H.J. Pottmeyer – M. Seckler (Hrsg.), Handbuch der Fundamentaltheologie 3, Traktat: Kirche, Freiburg 1986, 190-191; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 61n.

[96] Por. tenże, Kirche – Sakrament des Geistes, dz. cyt., 157.

[97] Por. tamże, 159.

[98] Por. M. Kehl, Kirche – Sakrament des Geistes, dz. cyt., 159-160; tenże, Kirche als Institution, dz. cyt., 190; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 62.

[99] Por. B. Nitsche, dz. cyt., 85; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 62n.

[100] Por. M. Kehl, Kirche – Sakrament des Geistes, dz. cyt., 155-180.

[101] Por. tenże, Die Kirche…, dz. cyt., 74-75; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 63.

[102] Por. M. Kehl, Kirche – Sakrament des Geistes, dz. cyt., 173.

[103] Por. tenże, Kirche als Institution – eine theologische Begründung, dz. cyt., 139; tenże, Die Kirche…, dz. cyt., 394-402; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 63-73; H. Wagner, dz. cyt., 81.

[104] Por. H. Wagner, dz. cyt., 81n.

[105] Por. M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 79-80, tenże, Kirche als Institution – eine theologische Begründung, dz. cyt., 82-112.

[106] Por. J. Meyer zu Schlochtern, Sakrament Kirche. Wirken Gottes im Handeln der Menschen, Freiburg – Basel – Wien 1992.

[107] Por. M. Kehl, Die Kirche…, dz. cyt., 82-84.

[108] Por. tamże, 86-87.

[109] Por. tamże, 87-88; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 73-76.

[110] Por. G. Greshake, Wierzę w Boga Trójjedynego. Klucz do zrozumienia Trójcy Świętej, Kraków 2001, 79.

[111] Por. tamże, 93-103; M. Jagodziński, Trynitarne podstawy Kościoła…, dz. cyt., 76-78.

[112] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 60.

[113] Por. tenże, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 336.

[114] Por. tamże; tenże, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 60; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 146.

[115] Por. U. Link-Wieczorek, dz. cyt., 22.

[116] Por. M. Kanpp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 66.

[117] Por. tamże, 66-67.

[118] Tenże, Die Theorie des kommunikativen Handelns als Denkmodell…, dz. cyt., 337. Por. P. Hofmann, Glaubensbegründung. Die Transzendentalphilosophie der Kommunikationsgemeinschaft in fundamentaltheologischer Sicht, Frankfurt am Main 1988, 244-270.

[119] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 67.

[120] Por. P. Hofmann, dz. cyt., 244-268.

[121] Por. E.J. Kilmartin, Christian Liturgy. Theology and Practice. I. Systematic Liturgy,Kansas City 1988, 139.

[122] Por. H.O. Meuffels, dz. cyt., 36.

[123] Por. tamże; E.J. Kilmartin, dz. cyt., 139-140.

[124] Por. G. Greshake, Wierzę w Boga Trójjedynego. Klucz do zrozumienia Trójcy Świętej, Kraków 2001, 53-59.

[125] Por. M. Knapp, Trinitätslehre und Handlungstheorie, dz. cyt., 67-68; M. Jagodziński, Sakramenty w służbie communio…, dz. cyt., 146-148.

Wierzę w Boga Trójcę Osób

Artykuł ukaże się w książce: „Wierzę w Boga. Jak rozumieć prawdy wiary chrześciajńskiej” (red. K. Guzowski, G. Barth), Gaudium, Lublin 2012.

Istotą życia chrześcijańskiego – stwierdza Katechizm – jest wiara w Boga, który jest jednością Trzech Osób (por. KKK 234). Objawiona prawda o Trójcy Świętej była obecna od początku wiary Kościoła, przede wszystkim w kontekście praktyki udzielania chrztu. Przyjęcie tego sakramentu w imię Trójcy i na imię Trójcy, oznacza bowiem dla chrześcijanina wkroczenie przez łaskę w życie Trójosobowego Boga, któremu bez reszty powierza on własną egzystencję. Objawienie chrześcijańskie polega na tym, że prawda o Bogu Trójcy Osób i jej zbawczym udzielaniu się człowiekowi winna stanowić ostateczną tajemnicę naszego życia. Niestety, zarówno na poziomie teoretycznej wiedzy jak religijnej praktyki, dla wielu prawda ta pozostaje obca i niezrozumiała. Przy całym ortodoksyjnym wyznaniu wiary w tajemnicę Trójcy, współcześni chrześcijanie na poziomie religijnej egzystencji zdają się na ogół być „monoteistami”. W naszych osobistych modlitwach, sformułowaniach, wyobrażeniach zwracamy się do abstrakcyjnej Istoty, którą nazywamy „Bogiem”, „Osobą Boską”, identyfikując Ją najczęściej z ewangelicznym obrazem Jezusa lub też bliżej nieokreślonym absolutnym bytem duchowym, który mieszka gdzieś w niebieskich przestworzach.  Nie dociekając w tym momencie przyczyn marginalizowania prawdy o Trójcy Świętej w życiu chrześcijańskim, rodzi się pilna potrzeba przywrócenia na poziomie naszej wiary świadomości trynitarnej, która następnie będzie kształtowała nasze osobiste oraz wspólnotowe odniesienie do Boga Trójcy Osób. Dlaczego tak ważny jest dla nas powyższy postulat? Ponieważ wierzymy, że wszystko, co zostało nam objawione przez Boga, a przede wszystkim Jego wewnętrzna istota, czyli to, kim On jest sam w sobie, posiada bardzo konkretne znaczenie dla naszej wiary. Tym samym, musimy przyjąć za słuszny pogląd, że prawda o Bogu Trójjedynym taka, jaką poznaliśmy, nie jest zbędnym i niepraktycznym elementem wystroju naszej wiary, przeciwnie, decyduje o tym, czy będzie ona wiarą chrześcijańską, to znaczy taką, jaką zapragnął Bóg.

Podstawa tego trynitarnego rusztowania tkwi przede wszystkim w Jezusie Chrystusie, a konkretnie w świadomości Jego Boskiego synostwa i w Jego doświadczeniu napełniającego Go „bez miary” Ducha. Wcielenie Syna Bożego, jako jedynego Syna Bożego odsłoniło nam bowiem rzeczywisty stosunek, jaki istnieje między Osobami Bożymi. W proces objawienia się Trójcy Świętej wpisuje się także posłannictwo Ducha Świętego, jako odrębnej od Ojca i Syna Osoby, które pozwoliło nam pełniej poznać wewnątrzboże relacje w Trójcy Świętej. Prześledźmy zatem w wielkim skrócie  najważniejsze aspekty objawienia się Trójcy, które zarazem odsłaniają trynitarny wymiar naszej wiary.

a/ Pierwszym z nich jest jedność osobowej miłości między Ojcem i Synem w Duchu. Sensem życia chrześcijańskiego jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. W przykazaniu tym mamy klucz interpretacji wszelkich innych zasad, postaw, jakie winny kształtować nasz ludzki stosunek do Boga, będący zarazem odpowiedzią na Jego miłość. Jednakże, miłosne zwrócenie się Boga do człowieka może być zrozumiałe jedynie przez pryzmat odwiecznej relacji Ojca do Syna – ich wzajemnej pełnej oddania miłości (J 17,26). Wierzący, do którego zwraca się Bóg, wie że jest kochany prawdziwą miłością, którą Ojciec ma dla swojego Syna od zawsze. Tylko w świetle tej wewnątrztrynitarnej miłości Osób Boskich możemy zrozumieć i pojąć sens każdej ludzkiej miłości.

b/ Decydujące znaczenie dla naszej wiary pojętej trynitarnie ma również fakt, że Jezus Chrystus jest Jednorodzonym Synem Ojca. Życie Jezusa świadczy, że był On świadom wyjątkowej relacji do Ojca. Na niej opierał swój Boski autorytet, w imieniu którego nauczał i czynił cuda. Możemy powiedzieć, że całe Jego istnienie i życie ukryte było w tej synowskiej relacji do Boga. Jedyny w swoim rodzaju i niespotykany nigdy wcześniej, a zarazem niezwykle intymny, stosunek łączący Go z Ojcem wyrażało słowo: „Abba”. Istnienie w więzi z Ojcem, budujące od wewnątrz osobę Jezusa, przejawiało się jeszcze w postaci innych wyrażeń: „na to przyszedłem”, „po to zostałem posłany”, które najpełniej oddawały sens Jego posłannictwa. Właśnie dlatego, że posłannictwo Chrystusa zostało ukształtowane z i w miłości do Ojca niosło ze sobą z jednej strony doskonałe posłuszeństwo wobec Niego, a z drugiej –  realizowało się w postawie wolnego daru Syna.

c/ Kolejnym elementem ukazującym trynitarny rys naszej wiary jest synowska egzystencja Jezusa. Jego byt jest Istnieniem „przyjętym” i przeżywanym całkowicie w posłuszeństwie woli Ojca. Chrystus wielokrotnie powtarza, że Jego misją jest wypełnienie woli Ojca i wykonie Jego działa (J 4,34). Nie został On posłany,  aby w pierwszej kolejności głosić samego siebie. Świadomość, że pochodzi od Ojca, że jest Istnieniem jako Przyjęciem, Chrystus odbiera ów dar w taki sposób, iż uznaje to jako rzeczywisty dar i dlatego od-daje go. Jego egzystencja staje się pro-egzystencją, czyli egzystencją „dla”, bezwarunkowo wydaną oraz podarowaną z miłości dla innych. Misja Jezusa, którą jest On sam (nie ma w Nim rozdźwięku między bytem i misją), stanowi przedłużenie i zewnętrzny wyraz relacji miłości i oddania między Ojcem i Synem. W życiu Chrystusa, w Jego „niepewnym” losie, cały zdaje się na wolę Ojca, którą odczytuje w Duchu, który jest wspólnym Duchem Ojca i Jego. Nic w takim życiu, jak życie Chrystusa,  nie dzieje poza obrębem miłości trzech Osób Boskich.

d/ Ostatnim elementem mającym bezpośrednie znaczenie dla rozumienie naszej wiary w Trójcę ma fakt, że zbawcze posłannictwo Chrystusa realizuje się w Duchu Świętym. Jako osobowe ogniwo wzajemnej miłości Ojca i Syna, Duch Święty  jest rozróżnieniem i jednością – miłością Kochającego dla Ukochanego przepływającą w jedności tego jednego procesu miłowania. Duch Święty jest otwarciem na komunię w Bogu i na to, co poza Nim. Stąd zbawcza misja Jezusa, która była z jednej strony otwarciem świata Bożego na świat człowieka, a z drugiej – zjednoczeniem, pojednaniem tego, co zostało rozdzielone przez grzech, jest możliwa jedynie w Duchu Świętym. Jezus jako przeniknięty, namaszczony Duchem Świętym, znajduje się w bliskiej relacji do Boga Ojca [Mk 1, 11; Rz 1, 3]. Pomiędzy świadomość, że jest posłany przez Ojca, oraz Jego decyzję przyjęcia tej misji nie wchodzi żadna pośrednia instancja. Jezus przyjmując i niejako kształtując swoją misję nie słucha żadnej obcej władzy, nie idzie za czyjaś sugestią. Inspiruje Go Duch Święty, który jest nie tylko Duchem Ojca, ale i Jego własnym. W ten sposób z pełną i wolną odpowiedzialnością musi tę misje ukształtować ze swego wnętrza, a nawet w jakim sensie znaleźć ją w sobie! Wszystko to dzieje się wtedy, kiedy „pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni (Łk 4,1), kiedy powrócił w mocy Ducha do Galilei, aby nauczać (Łk 4,14), kiedy Duch daje Mu odczuć radość apostolstwa (Dz 10, 21), kiedy w Duchu oddał swoje życie Ojcu (Łk 23, 46). Jezus odkrywa w sobie tę misję powierzoną Mu przez Ojca, kiedy potwierdza w sobie tożsamość wolności i prowadzenia przez Ducha! Mając przed oczyma całą misję musi w wolności szukać szczegółowych dróg jej realizacji, musi ciągle zestawiać napotykane wartości cząstkowe z całością misji, i dlatego że misja ta może realizować się w posłuszeństwie woli Ojca jest zasługująca. Po swoim Zmartwychwstaniu posyła tego Ducha Kościołowi, aby kontynuował Jego misję. Duch Święty zostaje dany, aby uobecniał Chrystusa w każdym czasie i miejscu. Mówi się niekiedy, że Duch Święty jest Chrystusem działającym obecnie (Christus praesens).

Zwykło się mówić, że chrześcijanin to alter Christus, którego życie w każdym jego aspekcie ma odzwierciedlać los Mistrza. W osobie Jezusa Chrystusa, jako naszego „Reprezentanta”, została ustanowiona na nowo relacja „ojciec-syn” między Bogiem i jego ludem. Jako największy i niezasłużony dar otrzymaliśmy moc wiary w Jezusa oraz braterską wspólnotę z Nim, a zatem udział w jego synowskiej relacji do Ojca w Duchu Świętym [Gal 4, 4-6; Rz 8, 14-15.29; J 1, 13n]. Pragnieniem Jezusa, potwierdzonym Jego misją i przypieczętowanym w momencie Paschy, jest to, aby prawda o Trójcy Świętej i Jej zbawcze udzielanie się stało się ostateczną tajemnicą naszej własnej, ludzkiej egzystencji. W wydarzeniu Paschy bowiem najpełniej zamanifestowana została niezgłębiona tajemnica Osób Boskich, nie tylko poprzez bogactwo Ich wzajemnych relacji, ale i w darmowości Ich miłości do świata. Chociaż opus ad extra (działanie na zewnątrz) jest zawsze opus amoris, w którym jest obecna cała Trójca, to każda z trzech Osób Boskich udziela samej siebie jako takiej człowiekowi, czyniąc to we właściwy i odmienny sposób charakterystyczny dla jej bycia Osobą. Boska relacja do nas ma więc formę trojaką. Ta forma nie jest jakimś obrazem czy wyrażeniem, ale rzeczywistą Trójcą, czyli konkretną Osobą Ojca, Osobą Syna i Osobą Ducha Świętego, które udzielają się nam nie tylko jako Boska „natura”, ale przede wszystkim jako „osoby”, ponieważ mamy do czynienia tutaj z wolnym, duchowym i osobowym aktem zachodzącym między osobami.

Wszelka inna forma komunikacji między Bogiem i nami, nie mogłaby udzielić tego, co zostaje nam udzielone. Poprzez kontemplację misterium trynitarnego Ojciec jawi się jako Pierwsza Miłość – wolna i uwielbiająca, pierwotna w miłowaniu, niestrudzona w podejmowaniu inicjatyw miłości, nawet w obliczu niewierności. Syn poprzez swoje czyste przyjmowanie i Boże „ubóstwo” staje się Tym, poprzez którego Ojciec w pełni się komunikuje i wyraża. To jedyne synostwo Jezusa czyni zrozumiałym nasze synostwo Boże na mocy łaski. Ukazuje tym samym sens wiary jako przynależności do Ojca w świetle i mocy Ducha, któremu daje się prowadzić niezależnie od sytuacji, którą przeżywa z całą jej niepewnością i trwogą.  I w końcu Duch Święty w optyce trynitarnej jawi się jako wieź osobowa nie tylko między Ojcem i Synem, ale jako podstawa wszelkiej innej ludzkiej communio, która w Communio Boskiej podsiada wzór i spełnienie. To, że całość Boskiego życia jest pojmowana i przeżywana przez nas na sposób osobowy jest zasługą Ducha Świętego. Także wiara, która w znaczeniu ewangelicznym oznacza osobowy akt zawierzenia i ufności posiada strukturę trynitarną. Jedynie Ojciec może sprawić, że nasza wiara stanie się możliwa poprzez działanie Ducha Świętego. Ostatecznie, prowadzi nas ona do udziału w życiu wspólnoty Osób Boskich. Wszystko w naszym życiu – jak ukazuje formuła modlitwy liturgicznej – posiada charakter trynitarny: przychodzi od  i powraca do Ojca przez Syna, zawsze w Duchu Świętym.

Bibliografia:

Balthasar von H. U., Teodramatyka, II/2: Osoby dramatu. Osoby w Chrystusie, tł. W. Szymona, Kraków 2003.

Forte B., Trójca Święta jako historia. Esej o Bogu chrześcijan, tł. A. Rybińska, Kraków 2005.

Gesché A., Chrystus, tł. A. Kuryś, Poznań 2005Katechizm Kościoła Katolickiego, Watykan 1992.

Greshake G., Trójjedyny. Teologia trynitarna, tł. J. Tyrawa, Wrocław 2009.

Knauer P., Der Glaube kommt vom Hören, Frankfurt 1982.

Moltmann J., Trinität und Reich Gottes. Zur Gotteslehre, München 1980.

O’Donell J., Tajemnica Trójcy Świętej, tł. P. Wilczek, Kraków 1993.

Rahner K., Dreifaltige Gott als transzendenter Urgrund der Heilsgeschichte, w: Mysterium salutis, t. 2, Einsiedeln 1967.

Rahner K. Pisma wybrane, t. 1, tł. G. Bubel, Kraków 2005.

 

 

Chrześcijaństwo a świat przyrody

 Nie sposób zgodzić się z ponurym werdyktem średniowiecznych myślicieli, iż w przeobrażonym świecie zmartwychwstania znajdą się jedynie ciała ludzkie oraz minerały, a rośliny i zwierzęta popadną w nicość.

 Artykuł opublikowany w miesięczniku ZNAK 60 (2008) nr 637, s. 29-48.

Biblia mówi o świecie jako stworzeniu Bożym. Nie jest to świat będący absolutną własnością człowieka. Należy on do Boga. Świat roślin i zwierząt stanowi widzialną część stworzenia, oczekującą wyzwolenia i ostatecznej przemiany. Przyroda ma własne dzieje. Każde istnienie jest cenne w oczach Boga. W swoim nauczaniu Jezus chętnie czerpał porównania z życia kwiatów, drzew i ptaków. Nakazał głosić „Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Mądrość Pisma uczy odkrywać sakramentalny charakter przyrody i wszelkiego istnienia, mającego swoje ostateczne źródło w Bogu. Wrażliwość na cud istnienia pogłębia szacunek i cześć dla otaczającego świata. Świat przyrody, roślin i zwierząt, tworzy wraz z ludźmi wielką wspólnotę kierującą ku Bogu odwieczną pieśń stworzenia, kosmiczny hymn uwielbienia i dziękczynienia.

Tymczasem dzisiaj coraz bardziej przestajemy czuć się członkami wielkiej wspólnoty stworzeń. Coraz wyraźniej charakteryzuje nas postawa bezlitosnego władcy i niszczyciela przyrody. Obecny jej stan budzi głęboką troskę i poczucie współcierpienia z jej losem. Chrześcijanin nie może pozostać obojętny na jej niszczenie. Skłaniają go do tego nie tylko motywy ogólnoludzkie, ale również religijne. Bóg jest Stwórcą „nieba i ziemi”. Potrzebna jest pod tym względem głęboka metanoia w samym sposobie myślenia i postępowania wobec środowiska naturalnego. Egoistyczne i niszczycielskie zachowanie człowieka nosi na sobie piętno grzechu i winy. Trzeba przede wszystkim odzyskać utracone poczucie odpowiedzialności za krzywdę wyrządzaną stworzeniom wskutek takiego postępowania.

Błędem byłoby pojmować dzieje przyrody jako przypadkową widownię dziejów ludzkiego ducha. Nic nie skłania do wyobrażania sobie człowieka jako istoty obcej pośród świata materii nieożywionej, roślin i zwierząt. Człowiek nie zmierza je­dynie do pozaświatowego królestwa ducha, pozostawiając świat materialny jego własnemu biegowi. Stanowi z nim jedną rzeczywistość stworzoną. Już Stary Testament ukazywał wewnętrzną jedność człowieka jako istoty cielesno-duchowej oraz jedność dziejów w otaczającym go świecie. Wiara chrześcijań­ska mówi ponadto o wcieleniu Syna Bożego i o wiecznym trwaniu jego człowieczeń­stwa, o zmartwychwstaniu ciała oraz o zbawieniu i przemienieniu całego człowieka – w jego sferze zarówno duchowej jak i cielesnej.

W czasach nowożytnych ukształtowało się pojęcie przyrody całkowicie oderwane od wiary w Boga. Stopniowo zacierała się podstawowa prawda o przyrodzie i kosmosie jako stworzeniu Bożym. Postępowanie człowieka wobec przyrody nabierało coraz więcej cech brutalnego okrucieństwa. Sytuacja ta skłania teologię do intensywnej refleksji nad sposobami przywrócenia świadomości o stworzo­nym i sakramentalnym charakterze świata przyrody oraz o związkach istniejących między Stwórcą a jego ostatecznym przeznaczeniem.

Jakże daleko jesteśmy od szacunku dla przyrody jako stworzenia Bożego! Co ma do powiedzenia teo­logia, gdy staje w obliczu takiego stanu? Czy przynosi jedynie łatwe pocie­szenie, bezradność i zakłopotanie? Zła teologia skłania do traktowania stworzenia pozaludzkiego tak, jakby przyroda był jedynie sceną, na której rozgrywa się dziejowy dramat ludzkości. Rośliny i zwierzęta stają się wtedy tylko rekwizytami, którymi można dowolnie się posługiwać. Taka postawa wobec stworzenia jest egoistyczna i arogancka.

W poszukiwaniu nowej postawy wobec świata przyrody

Troska o przyszłość ludzkości i życia na ziemi – w obliczu obecnego kryzysu ekologicznego i niebezpieczeństwa samozagłady – skłania do budzenia wrażliwości na dzieje całej przyrody, a w tym zwłaszcza na los i cierpienie zwierząt. Troska o stworzenie wynika z poczucia tajemniczej solidarności wszystkiego, co istnieje oraz z chrześcijańskiej wizji przyszłości stworzenia w królestwie Boga. Człowiek stworzony na obraz Stwórcy, powołany został do tego, aby być szlachetnym i dobrym ogrodnikiem (zob. Rdz 2,15), rozumnym zarządcą i mądrym stróżem stworzenia, a nie bezwzględnym panem i tyranem. Biblia nie usprawiedliwia bezwzględnej i bezlitosnej postawy człowie­ka wobec reszty stworzenia.

Biblijna wiara w stworzenie świata nie może być usprawiedliwieniem dla bezwzględnego władztwa człowieka nad przyrodą. Biblia nie przekazuje polecenia bezlitosnego opanowania ziemi. Fałszywy okazuje się szeroko rozpowszechniony w świadomości chrześcijańskiej pogląd, że słowa Księgi Rodzaju (1,28) nakładają na człowieka obowiązek nieograniczonego panowania nad ziemią i przyrodą. Tradycyjna teologia zachodniego chrześcijaństwa głosząca owo dominium terrae ponosi co najmniej część współwiny za obecny kryzys ekologiczny.

W przeszłości często zapominano, że idea obrazu Bożego w człowieku (Rdz 1,26) ogranicza i modyfikuje nakaz panowania nad ziemią. Skłania ona do postępowania w taki sposób, jak postępuje wobec stworzenia sam Bóg Stwórca. Człowiek stworzony na obraz Stwórcy, powołany został do tego, aby być szlachetnym, rozumnym i mądrym stróżem stworzenia.

Trudne zadanie przywrócenia ludzkości właściwej postawy wobec świata przyrody ciąży w szczególny sposób na Kościołach chrześcijańskich oraz na wszystkich wyznawcach różnych religii. Zadanie to wymaga współ­działania wszystkich ludzi dobrej woli, czujących swoją odpowiedzial­ność za całość stworzenia. Religie Dalekiego Wschodu odznaczają się głęboką duchowością mistyczno-kontemplacyjną i wielką czcią dla rzeczywistości. Mogą one dopomóc człowiekowi społeczeństw konsumpcyjnych w odnalezieniu koniecznej „ascezy przetrwania”.

Pod tym względem również tradycja wschodniego chrześcijaństwa zachowała postawę bardziej kontemplacyjną i sapiencjalną. Dzięki temu przetrwały w niej pewne wartości w stosunku do świata przyrody, które zostały wypchnięte ze świadomości i zagubione w chrześcijaństwie zachodnim, głównie pod wpływem rozwoju nauki, techniki i przemysłu. Rosyjski filozof N. Bierdiajew pisał przed laty: „W Kościele rośnie trawa i kwitną kwiaty. Kościół jest uchrystusowionym kosmosem. Do Kościoła wszedł Chrystus. Został On ukrzyżowany i zmartwychwstał. Wskutek tego wszystko odmieniło się w kosmosie – stał się nowy. Cały kosmos przechodzi drogę krzyża i zmartwychwstania”[1].

Chrześcijaństwo powinno obecnie dowartościowywać także tę postawę mądrości wobec świata przyrody, która zawarta jest w żydowskiej praktyce i teologii szabatu, w mistyce żydowskiej oraz tradycji chasydyzmu[2]. W świetle nauki biblijnej ukoronowaniem dzieła stworzenia jest nie tyle sam człowiek, ile ostateczna rzeczywistość radości i świętowania Boga, zwana szabatem[3]. Wszy­stkie stworzenia uczestniczą w tej rzeczywistości i do niej zdążają jako do swego celu ostatecznego. Zbyt długo uważano, że judaizm był jedynie prekursorem chrześcijaństwa. W rzeczywistości jest on jego trwałym partnerem, od którego można się uczyć pewnych nieprzemijających wartości. Wartości te pozwalają chrześcijaninowi być pełniej chrześcijaninem.

Współczesny kry­zys ekologiczny przypomina z niespotykaną dotąd siłą, że świat przyrody także potrzebuje „wytchnienia”, że grozi mu niebezpieczeństwo wyczerpania i śmierci. Potrzebna jest dzisiaj gruntowna zmiana w intelektualnej i emocjonalnej postawie ludzi wobec przyrody. Teologia mogłaby odegrać w tym względzie ważną rolę, gdyby teologowie krytycznie ustosunkowywali się do tego zagadnienia i pomagali na nowo odkryć poczucie jedności i solidarności stworzenia.

Apel Kościołów chrześcijańskich o zachowanie stworzenia Bożego skonkretyzował się wyraźnie podczas VI Zgromadzenia Ogólnego Światowej Rady Kościołów w Vancouver (1983). Dążenie do sprawiedliwości i trwałego pokoju zostało ściśle powiązane z troską o losy przyrody pod hasłem: „Sprawiedliwość, pokój oraz integralność/ochrona stworzenia” (Justice, Peace and Integrity of Creation)[4]. Hasło to znalazło szeroki oddźwięk w poszczególnych Kościo­łach. Kształtuje do dzisiaj programy ekumenicznej refleksji i wspólnego działania. Przyjęta w 2001 r. przez Kościoły europejskie Charta Oecumenica (nr 9) podkreśla ze szczególną troską:

Wierząc w miłość Boga Stwórcy, z wdzięcznością uznajemy dar stworzenia oraz wartość i piękno natury. Z trwogą jednak dostrzegamy, że dobra Ziemi bywają wykorzystywane bez liczenia się z ich istotną wartością (…) Chcemy wspólnie angażować się na rzecz zapewnienia trwałych warunków życia dla całego stworzenia. (…) Zalecamy wprowadzenie w Kościołach europejskich ekumenicznego dnia modlitwy o ochronę stworzenia[5].

Zachętą może być w tym względzie przykład Patriarchatu Ekumenicznego pod przewodnictwem patriarchy Bartłomieja I. Dzień 1 września (początek roku liturgicznego w Kościele prawosławnym) ogłoszony tam został już w 1989 r. „Świętem Stworzenia”. Dlaczego nie mielibyśmy również w Polsce podjąć decyzji w tej sprawie? Celebracja święta stworzenia pozwala lepiej zrozumieć i odczuć, że świat przyrody jest własno­ścią Boga i stworzeniem Bożym. W ten sposób pogłębia cześć i szacunek dla wszystkiego, co istnieje i żyje. Uczy mądrości życia oraz radości przyjmowa­nia go z miłością i wdzięcznością jako daru Boga. Bartłomiej I zwany również „Zielonym Patriarchą” mówił o sobie w niedawno udzielonym wywiadzie:

Pochodzę z małej wyspy Imroz przed Dardanelami. Od małości musiałem oszczędzać wodę, troskliwie doglądać roślin i zwierząt, skoro mieliśmy przeżyć my i nasze skromne środowisko. Morze dawało nam ryby i inne owoce morskie. Ta zasadnicza postawa dziękczynienia względem Stwórcy poprzez gospodarowanie Jego stworzeniami, postawa ekologii jako Eucharystii, naznaczyła mnie od młodości. Później dowiedziałem się, że zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa obejmuje nie tylko nas ludzi, ale wszystkie stworzenia i stanowi uświęcenie całego stworzenia. To jest specyficzna prawosławna wizja ochrony środowiska[6].

Sakramentalny charakter przyrody

Nie można zredukować świata przyrody jedynie do funkcji służebnej i użytkowej względem człowieka. Wiele wypowiedzi Pisma św. sugeruje, iż istnieje jakaś autonomiczna celowość i wartość świata pozaludzkiego. Służy on przede wszystkim samemu Stwórcy i Jego niepojętej tajemnicy (zob. Ps 104). Wszystkie stworzenia mają swoją immanentną podmiotowość i wartość. Ich istnienie jest odpowiedzią na wezwanie pochodzące od samego Stwórcy. Każde istnienie jest cenne w Jego oczach, nawet najdrobniejsze i najbardziej niepozorne.

Świat przyrody stworzonej przez Boga jest sakramentem Jego ukrytej obecności. Tylko człowiek zdolny jest przyjąć od Boga świadomie i z wdzięcznością dar stworzenia. Jest w pewnym sensie kapłanem wszystkich stworzeń, wyrażającym w ich imieniu dziękczynienie i chwałę przed obliczem Stwórcy. Za pośrednictwem człowieka niema przyroda sławi Boga i składa Mu dziękczynienie (zob. Ps 8; 19; 29; 33; 93; 95; 98; 104, 148). Tradycja wschodniego chrześcijaństwa mówi o „kosmicznej liturgii” wszystkich istot stworzonych. Solidarność losów całego stworzenia jest solidarnością wręcz liturgiczną i eucharystyczną. Do człowieka należy wstawiennictwo przed Bogiem za wszystko, co istnieje i żyje. Z drugiej strony wszystkie stworzenia sławią Stwórcę samym swoim istnieniem w imieniu człowieka, a nawet w jego zastępstwie, gdy on sam zapomina o swoim Bogu. Bóg raduje się swoim stworzeniem i miłuje je[7].

Intuicje te domagają się rewaloryzacji i po­nownego wprowadzenia do świadomości wierzących, niezależnie od wyzna­nia i religii. Dzięki nim można lepiej dostrzec sakramentalny wymiar przyro­dy, rzadko będący tematem teologicznych rozważań. Poznanie sakramentalności stworzeń uczy nowego sposobu odnoszenia się do nich. Najbardziej pierwotną formą religijnego poznania świata jest dziękczynienie za dar stwo­rzenia i uwielbienie Stwórcy, postawa pełna czci, uwagi, wrażliwości, współ­czucia, radości i wolności. Postawa taka chroni przed bezwzględną zaborczo­ścią i bezlitosną eksploatacją przyrody. Pogłębia poczucie wspólnoty losu ca­łego stworzenia Bożego. Uzdalnia do właściwej symbiozy człowieka i innych stworzeń.

Duch, świadomość i wolność pojawiły się późno w ewolucji świata. Dzieje ludzkości poprzedził długi okres przygotowujący pojawienie się życia na coraz wyższych szczeblach bytowania. Dzieje przyrody i dzieje ludzkiego ducha tworzą ostatecznie jedną historię całego stworzenia. Stwórca nie musi działać bezpośrednio sam. Posługuje się przyczynami stworzonymi i prawami natury. Ponieważ Jego moc działa w całym stworzeniu, można mówić o swego rodzaju samotranscendencji przyrody. Dzieje ewolucji świadczą o długim dążeniu rozwoju materii w kierunku ducha, dokonującym się dzięki stwórczej mocy Boga. Udziela się On materialnemu światu, aby ten mógł przekroczyć siebie w kierunku ducha, świadomości i wolności. Bóg jest transcendentnym spełnieniem świata, a równocześnie stanowi immanentne źródło dążenia do ostatecznego spełnienia, aby On sam był w końcu „wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15,28). Chrześcijaństwo nie głosi jedynie zbawienia duszy. Wierzy także w „nowe niebo i nową ziemię” (Iz 65,17; 66,22; 2 Pt 3,13; Ap 21,1).

Widzialna rzeczywistość świata kryje w sobie niewidzialne głębie. Aby je przeczuć, potrzebna jest człowiekowi nowa zdolność percepcji i nowa wrażliwość, wolna od jarzma doraźnej użytkowości. Istnieje pewien ukryty blask rzeczywistości, pełnia sensu, piękna i prawdy rzeczy. J. Boehme pisał dawno temu: „Raj jest wciąż jeszcze na ziemi, ale człowiek jest daleko od niego, dopóki się nie odrodzi”[8].

Łatwo sprowadzić tego rodzaju refleksje do sfery poezji religijnej. Są to jednak w rzeczywistości głębokie intuicje o charakterze teologicznym. Głos stworzenia nie jest jedynie głosem „jęku i wzdychania” (Rz 8,22), lecz także kosmicznej pochwały Stwórcy. Trzecia modlitwa eucharystyczna w posoborowej liturgii Kościoła rzymskokatolickiego rozpoczyna się od słów: „Zaprawdę święty jesteś, Boże, i słusznie Cię sławi wszelkie stworzenie”, a czwarta kieruje wzrok ku przyszłości stworzenia przemienionego: „w królestwie Twoim (…) z całym stworzeniem wyzwolonym z grzechu i śmierci, będziemy Cię chwalić”.

Teologiczne poznanie świata przyrody i jej losów ukazuje świat flory i fauny jako stworzenia Bożego. Ma ono charakter religijny. Jego celem jest kształtowanie nowej postawy wobec stworzenia, budzenie podziwu dla wielkości i dobroci Stwórcy, współczucia dla zniewolonego stanu przyrody oraz nadziei na jej eschatologiczne wyzwolenie. Poznanie takie daje pewien rodzaj uczestnictwa w jej losach. Zmienia postawę człowieka względem wszystkiego, co istnieje, żyje i cierpi. Poznanie takie pogłębia poczucie solidarności wspólnych losów, wzbudza szacunek dla inności stworzeń, uczy mądrości w patrzeniu na przyrodę i w postępowaniu względem niej. Jest nieodłączne od umiłowania przyrody i wszystkich stworzeń.

Nowa wrażliwość na losy stworzenia domaga się przede wszystkim do­strzeżenia rzeczywistej obecności Boga w świecie, a świata w Bogu. Trzeba po­wrócić do starej mądrości zawartej w chrześcijańskim „pan-en-teizmie” (pan-en-theo = wszystko w Bogu), którego nie należy mylić z panteizmem (wszystko jest Bogiem). Trans­cendencja Boga w stosunku do świata nie powinna przesłaniać Jego imma­nencji w świecie. Zarysowuje się potrzeba nowego sposobu myślenia o Bogu oraz o Jego relacji do całego kosmosu. Bóg jest Stwórcą wszechświata, ustawicznie obecnym przez swojego Ducha w każdym stworzeniu. Relacja Boga do świata nie ogranicza się do samego aktu stworzenia i podtrzymywa­nia go w istnieniu. Przez swojego Ducha Bóg zamieszkuje w stworzeniach, objawia swą obecność, uczestniczy w ich losie, współcierpi i raduje się z ich pomyślności. Przez swego Ducha jest On obecny w naj­głębszych strukturach materii i życia. Stworzenie natomiast wielbi i sławi swego Stwórcę.

O cierpieniu zwierząt

Prawosławny ikonograf i teolog, J. Nowosielski sądzi, że zwierzęta są cierpiącymi aniołami, które uczestniczą w uniżeniu Chrystusa dla zbawienia świata (zob. Flp 2, 7; gr. kénosis = umniejszenie, ogołocenie, samoograniczenie).

Świat zwierzęcy jest pod bezpośrednią opieką aniołów. (…) Wydaje mi się, że stosunek do świata zwierząt, owa martwa plama, martwy obszar, który doświadczenie chrześcijańskie w tym miejscu pozostawia, jest główną przyczyną kryzysu chrześcijaństwa w świecie zachodnim. (…) Podejrzewam, że zwierzęta są aniołami w stanie kenotycznym, że poniżenie i cierpienie zwierząt to jest kenosis anielska i że to pozostaje w dogmatycznej jedności z kenosis Chrystusową i dziełem zbawienia świata. (…) Zwierzęta są doskonale uformowanymi stworzeniami, tylko przebywającymi w stanie katastrofy, w jakiejś kenosis, jakimś piekielnym upadku, stanie niezawinionego cierpienia, ale piękność anielska znajduje w nich swoje bezpośrednie odzwierciedlenie. (…) Na podstawie Pisma Świętego dowieść się niczego nie da, przeciwnie, Pismo Święte jest wobec tych spraw kalekie, bierze jak gdyby udział w grzechu nieświadomości ludzkiej dotyczącym cierpienia zwierząt, od pierwszych do ostatnich stronic, bo nawet Apokalipsa mówi o psach, które pozostały na zewnątrz; nawet Ewangelia, nawet same słowa Chrystusa są właściwie bezlitosne. Pismo Święte jest martwe zarówno w stosunku do zwierząt, jak i do tajemnicy Judasza (…). Trzeba tak kochać prawdę i ducha, żeby nawet wyżej stawiać ją nad literę Ewangelii. (…) Jeśli to jest herezja, to chcę być heretykiem. Już św. Paweł powiedział, że herezje też są potrzebne, więc się tak bardzo nie martwię…[9]

Zaskakujące i kontrowersyjne refleksje Nowosielskiego prowokują do głębokiej zadumy nad tajemnicą cierpienia zwierząt, nad ustawicznym dramatem przyrody, bezlitośnie krzywdzonej przez ludzi. Tradycja judaizmu wraz z krwawym kultem ofiarniczym oraz dominujący nurt tradycji chrześcijańskiej przyczyniły się w dużej mierze do tego, że w świadomości ludzi zanikło poczucie grzechu w stosunku do świata zwierząt. Kto dzisiaj jasno zdaje sobie sprawę z tego, że także zwierzęciu można wyrządzić krzywdę? Chrześcijaństwo powinno uświadomić sobie wielowiekowe zanied­bania w tej sprawie (wspomnijmy choćby hiszpańską korridę!), uwrażliwiać na los zwierząt, po­głębiać poczucie solidarności ze światem przyrody i przeciwdziałać wszelkiemu okrucieństwu ze strony ludzi.

Ile okrucieństwa kryje się na przykład w oswajaniu zwierząt, przywiązywaniu ich do siebie, a potem wyrzucaniu z dala od domu, aby błąkały się po polach i podmiejskich działkach, czekając na litość ludzi wrażliwych na ich los. „Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś” – mówi lis do Małego Księcia w książce francuskiego pisarza A. De Saint-Exupéry ‘ego[10]. Jak nie wyrażać się z uznaniem dla ludzi, zwłaszcza starszych, którzy pomagają przetrwać zimę ptactwu i innym zwierzętom! Już w małych dzieciach trzeba budzić wrażliwość i szacunek dla wszystkiego, co żyje.

Nowy stosunek człowieka wobec przyrody zależy także od jego postawy wobec innych ludzi. Niesprawiedliwość i krzywda między ludźmi pociągają nieuchronnie za sobą także niszczenie przyrody i środowiska. Kto nie ma wrażliwości na człowieka i sprawy ludzkie, nie będzie jej miał również dla świata innych stworzeń. Pozostanie wobec niego obojętnym i egoistycznym arogantem. Istnieje wzajemna współzależność losów ludzi i przyrody. „(…) zaginęła wierność i miłość, i znajomość Boga na ziemi. Przeklinają, kłamią, mordują i kradną, cudzołożą, popełniają gwałty, a zbrodnia idzie za zbrodnią. Dlatego kraj jest okryty żałobą i więdną wszyscy jego mieszkańcy, zarówno zwierz polny, jak ptactwo powietrzne, a nawet ryby morskie marnieją” (Oz 4,1-3). Los przyrody jest ściśle związany z losem ludzi. Złe postępowanie człowieka wyciska swoje niszczycielskie piętno na obliczu całej przyrody (zob. Jr 4,22-26; 23,10; Ez 12,19), zwłaszcza zaś na świecie zwierząt (zob. Jr 36,29; Ez 14,13.17.19.21). Ocalenie jest obietnicą Boga dla wszystkiego, co istnieje: „(…) ocalasz, Panie, ludzi i zwierzęta” (Ps 35,7).

Według polskiego filozofa, L. Kołakowskiego, „sam Jezus nie był, jak się zdaje, szczególnie zainteresowany pozaludzkimi formami życia; zwracał na nie uwagę tylko jako źródło pożywienia lub materiał do przypowieści; wyganiając diabły z opętanego wpędzał je w świnie, ryby zaganiał do sieci rybaków, klątwę rzucił na bezpłodne drzewo figowe”[11].

Zwierzęta nie są nieczułymi automatami, w ogóle niezdolnymi do cierpienia, jak sądził Kartezjusz. Według niektórych myślicieli chrześcijańskich zwierzęta cierpią, gdyż obdarzone są czuciem. Skoro jednak brak im świadomości, pamięci oraz poczucia ciągłości i następstwa doznań, dlatego cierpią inaczej i mniej od ludzi (Clive Staples Lewis łączy to cierpienie z szatanem, pod którego wpływem pożerają się one wzajemnie). Inni nie przyjmują tego rodzaju poglądów na psychologię zwierząt oraz na rolę diabła, trudnych do pogodzenia z dobrocią Boga. Angielski filozof Peter Geach uważał, że Bóg w obranej przez siebie ewolucyjnej strukturze świata nie martwi się wcale o cierpiące stwo­rzenia ludzkie i pozaludzkie.

Szkicując obydwa stanowiska, Kołakowski słusznie zwraca uwagę na ich rażące niedostatki[12]. Obraz Boga niewrażliwego na cierpie­nie stworzeń jest rzeczywiście niezgodny z chrześcijańskim pojęciem Jego dobroci i miłości. Pragnie On wyba­wienia ludzi i zwierząt od cierpienia. Zwierzęta cierpią, choć nie w ten sam sposób, jak ludzie. Nasz filozof wskazuje na dalekowschodnią ideę jedności i świętości  wszelkiego życia, na mądrość hinduską (nauka o wędrówce dusz) oraz na filozofię buddyjską, bardziej wrażliwe na losy niższych stworzeń niż juda­izm i chrześcijaństwo, ale sam pozostawia zagadnienie bez odpowiedzi.

Sądzę, że uważna lektura Biblii oraz obecna w teologii współczesnej wizja Boga współcierpiącego ze swymi stworzeniami zmieniają perspektywę w spojrzeniu i na to zagadnienie. Rosyjski mnich, starzec Zosima w powieści Bracia Karamazow Fiodora Dostojewskiego tak pouczał swoich braci:

Miłujcie wszelkie stworzenie boskie, i całość, i każde ziarnko piasku. Każde źdźbło, każdy promień boży miłujcie. Miłujcie zwierzęta, miłujcie rośliny, miłujcie rzecz każdą. Będziesz miłował każdą rzecz, to i tajemnicę bożą rozwiążesz w rzeczach. Rozwiążesz raz jeden i już odtąd nieustannie będziesz ją poznawał coraz bardziej, wszelkiego dnia. I pokochasz wreszcie świat cały wielką, wszechogarniającą miłością. Miłujcie zwierzęta: Bóg dał im zaczątek myśli i radość niezakłóconą. Nie dręczcie ich, nie odbierajcie im radości, nie sprzeciwiajcie się myśli Pańskiej. Człowiek niech nie wynosi się nad zwierzętami: bezgrzeszne są bowiem, ty zaś ze swoją wielkością gnoisz swoją obecnością ziemię i ślad gnojny zostawiasz po sobie – niestety! Słuszneć to prawie o każdym z nas!  (…) Bracia, miłość uczy, wszakże trzeba umieć ją nabyć, albowiem trudno się nabywa, drogo się kupuje, długą pracą i cierpliwością, albowiem nie na chwilę, tylko przypadkowo trzeba kochać, lecz na zawsze. Bo przypadkowo to każdy kochać umie, i złoczyńca też[13].

Wspólnota losów ludzkości i przyrody

Wypowiedzi biblijne potwierdzają więź człowieka z resztą przyrody. Nadzieja zmartwychwstania ludzi jest obietnicą również dla całego świata pozaludzkiego. Jest to w pewnym sensie poszerzone „ciało” ludzkości, które na swój sposób uczestniczy w odkupieniu człowieka i jego chwale.

Już w tekstach Starego Testamentu zarysowuje się myśl o solidarności między przyrodą ożywioną a ludźmi (zob. Ps 8; 104; Rdz 1-2; Pnp 1-3). Prorocy ukazują eschatyczne zbawienie w jego wymiarach kosmicznych. Szczególne znaczenie ma obraz trwałego pokoju wśród zwierząt (zob. Iz 11,6-9; 65,25). Bóg zawarł przymierze nie tylko z Noem, ale również „z wszelką istotą żywą (…), z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi (…), ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi” (Rdz 9,10; zob. Rdz 9,15). Według proroctwa Ozeasza Bóg zawrze przymierze „ze zwierzem po­lnym i ptactwem powietrznym, i ze zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Oz 2,20). Słowiańska Księga Henocha (58,6) mówi w sposób właściwy apokryfom o tym, iż w dniu ostatecznym dusze zwierząt oskarżać będą ludzi za ich postę­powanie wobec istot niższych od siebie. Samym swoim istnieniem zwierzęta oddają cześć Bogu (zob. Ps 104; Hi 39-41).

W Nowym Testamencie postacie zwierząt stają się wielkimi symbolami nowych rzeczywistości (baranek, gołębica, „istoty żywe” przed tronem Bożym w Apokalipsie). Z całości wypowiedzi biblijnych przebija przeświad­czenie o jedności całego stworzenia Bożego w całym jego zróżnicowaniu i wielości form bytowania. Jedność ta jest podstawą nadziei na ostateczne prze­obrażenie całego świata.

Trudno wręcz wyobrazić sobie, aby na „nowej zie­mi” nie było kwiatów, zwierząt i ptaków. Słuszna wydaje się intuicja rosyj­skiego pisarza i myśliciela W. W. Rozanowa: „(…) jeżeli już gdzie kwiaty, to – za grobem”[14]. Ojcowie Kościoła z upodobaniem rozwijali symbolikę kwiatów. Lilia była dla nich symbolem Chrystusa, Kościoła, wiernej duszy i aniołów; róże symbolem męczenników, fiołki – symbolem wyznawców[15]. Metafo­ryka kwiatów często pojawia się w homiliach paschalnych, zwłaszcza w związku z chrztem katechumenów[16].

Ludzkie pytania sięgają jednak daleko poza symbolikę, dotyczą bowiem ostatecznego przeznaczenia całego świata przyrody. Ulegając wpływom filozofii greckiej, wielu Ojców poświęcało znacznie więcej uwagi nieśmiertelności duszy niż zmartwychwstaniu ciała i końcowemu przeobrażeniu kosmosu. Niektórzy z nich nie pozostawiają wszakże wątpliwości, iż stworzenia niższe od człowieka także będą uczestniczyć w chwale przemienionego kosmosu[17].

Nie sposób zgodzić się z ponurym werdyktem średniowiecznych myślicieli, iż w przeobrażonym świecie zmartwychwstania znajdą się jedynie ciała ludzkie oraz minerały, a rośliny i zwierzęta popadną w nicość[18]. W późniejszym okresie nie wszyscy podzielali jednak ten pogląd. Jan Szkot Eriugena sądził na przykład, iż dusze (!) zwierząt będą mieć udział w zbawieniu[19]. Według Mikołaja z Kuzy wszystkie stworzenia obdarzone zmysłami otrzymają udział w nowym świecie[20].

W pismach mistyków spotkać można przekonanie, iż nierozumne stworzenia również znajdą się przed obliczem Boga[21]. W życiorysach świętych często podkreślano ich wrażliwość na świat przyrody, współczucie dla wszystkich stworzeń, przyjaźń wobec ptaków i innych zwierząt, szczególnie tych, które doznają jakiegokolwiek cierpienia i bólu. Człowiek żyjący w przyjaźni z Bogiem i ze stworzeniami staje się miejscem ucieczki dla zwierząt, znajdując wśród nich tajemniczy posłuch. Wymienić należałoby zwłaszcza takie postacie w świecie chrześcijańskim, jak św. Franciszek z Asyżu (na chrzcie dano mu imię Jan Chrzciciel!), czy prawosławny święty Serafin z Sarowa. Zażyłość Franciszka ze zwierzętami („brat wilk”) oraz przyjaźń Serafina z niedźwiedziem – to przykład nowych relacji między człowiekiem a niższymi stworzeniami, relacji będących zapowiedzią i antycypacją ostatecznej odno­wy całego stworzenia.

Oczekiwanie „całego stworzenia”

W Chrystusie się wyzwolone zostało, niejako w zalążku, całe stworzenie. Jego zbawcze dzieło jest podstawą zbawienia i eschatologicznej nadziei dla całego świata. Teksty nowotestamentowe ukazują Chrystusa jako ośrodek i cel całego stworzenia, które zmierza do uczestnictwa w Jego paschalnej tajemnicy (zob. Ef 1,10). Do Niego jako uwielbionego Pana wszechświata (zob. Flp 2,9-11) należy panowanie i „pierwszeństwo we wszystkim” (Kol 1,18)[22].

Wydarzenie cielesnego zmartwychwstania Chrystusa zapoczątkowało coś nowego, dotyczącego nie tylko losów ludzkości, ale również całego stworzenia. Pod wielu względami zdani jesteśmy na skąpe obrazy i symbole, których dostarcza Pismo św. i tradycja chrześcijańska w swoich różnorodnych postaciach, ukształtowanych w ciągu wieków. Są to jednak obrazy pełne życia, zdolne budzić nadzieję, iż całe stworzenie stanie się ojczyzną zmartwychwstałej ludzkości, przybytkiem obecności Stwórcy i chwały zmartwychwstałego Chrystusa. Światło zmartwychwstania jest czymś więcej niż światło szabatu stworzenia. Chrześ­cijanin widzi w nim światło prawdziwie mesjańskie dla całego stworzenia Bożego, oczekującego wyzwolenia i przeobrażenia. Ostateczny kształt przeo­brażonego kosmosu wymyka się ziemskiej percepcji człowieka. Nowy Testa­ment zapewnia, że nosić on będzie w sobie niezatarte znamię paschalnej tajemnicy Chrystusa, Jego mocy, chwały i radości.

Pytanie o przyszłość całego stworzenia Bożego jest pytaniem trudnym. Kto jednak dostrzega tajemniczą solidarność losu człowieka z losem całego świata, ten nie będzie skłonny oddzielać zbawionej ludzkości od reszty stworzenia. Chrześcijańska nadzieja skłania do przeświadczenia, że wraz z ludzkością przemienione zostanie definitywnie całe stworzenie. Przemiana ta dokonuje się w niewidzialny dla nas sposób już teraz, w samej głębi rzeczywistości. Kiedyś stanie się jawna dla wszystkich i objawi się w całej pełni.

Nowotestamentowa teologia stworzenia jest nieodłączna od wiary w zmartwychwstanie Chrystusa oraz w obecność Ducha Świę­tego, który jest mocą tworzącą świat nowy. Zmartwychwstanie rozpoczyna dzieje nowego stworzenia, wszechogarniający proces przeobrażenia i ostatecznej odnowy świata. W świetle wydarzenia paschalnego tym wyraźniej ukazuje się zniewolony stan świata przyrody wraz z jego niemym oczekiwaniem przyszłego wyzwolenia.

Cierpienie „całego stworzenia”, o którym pisze Paweł Apostoł (Rz 8,20-22), dostrzeże ten, kto patrzy na jego dzieje od strony ostatecznego celu, do którego zostało przeznaczone, a którym jest wzajemna więź i harmonia wszystkiego w świecie zmartwychwstania. Wyczuwając cierpienie stworzeń, dostrzeże także nadzieję wyzwolenia i ostatecznego przeobrażenia. Tekst Pawłowy jest jednym z najbardziej doniosłych dla teologii świata przyrody. Mówi on nie tylko o oczekiwaniu „odkupienia ciała” ludzkiego, ale również o zniewoleniu całego stworzenia. W świetle nadziei tym boleśniej odczuwa się cierpienia teraźniejszości. Przytoczmy fragment tego natchnionego tekstu:

Stworzenie przecież z wytrwałością oczekuje objawienia synów [dodajmy: i córek] Boga, gdyż zostało poddane marności nie z własnej woli, lecz przez Tego, który je poddał, w nadziei, że również ono będzie wyzwolone z niewoli skażenia do wolności chwały dzieci Boga. Wiemy bowiem, że aż dotąd całe stworzenie wzdycha i rodzi w bólach. I nie tylko ono, lecz również my sami, którzy mamy pierwsze plony Ducha, wzdychamy, oczekując usynowienia, odkupienia naszego ciała (Rz 8,19-23)[23].

Wiara daje pewność („wiemy bowiem”), a równocześnie jest nieodłączna od bólu z powodu zniewolenia całego stworzenia, przyrody oży­wionej i nieożywionej, jej oczekiwania na wy­zwolenie. Poprzez ciało los człowie­ka spleciony jest z losem wszystkich innych stworzeń. Dlatego oczekiwanie odkupienia ciała jest nieodłączne od oczekiwania wyzwolenia całego stworze­nia. Żyjąc nadzieją, odczuwamy w sobie samych nie odkupiony jeszcze stan ciała. To pozwala wczuć się w stan całego stworzenia pozaludzkiego, poddanego marności, przemijaniu i śmierci. Na przyrodzie nie ciąży żadna własna wina. Nie jest ona „przyrodą upadłą”. W trudny do wyjaśnienia sposób ponosi ona jednak konsekwencje postępowania i losu człowieka upadłego i grzesznego. Pozostaje w stanie zniewolenia i przemijania, a całą istotą „wzdycha” do wy­zwolenia i trwania. Obietnica wy­zwolenia jest zatem wspólną cechą losu ludzkości i świata pozaludzkiego. Dlatego człowiek może współcierpieć wraz z przyrodą i mieć nadzieję na jej wyzwolenie[24]. Według biblijne­go opisu początków stworzenia (Rdz 1-2) to boskie dzieło dotyczyło najpierw przy­rody, a na końcu człowieka. Kolejność ta zostanie odwrócona w dziejach nowego stworzenia, które zaczyna się odkupieniem człowieka, a kończy wyzwoleniem przyrody.

Tekst Pawłowy świadczy o głębi wczucia się w losy całe­go stworzenia, któremu nadaje on wręcz rysy osobowe. Wielka intuicja wy­maga personifikacji. Czytając ten wielki tekst ma się wrażenie, jakby Apostoł przyłożył ucho do ziemi, zrozumiał jej smutek, usłyszał jęk i wzdychanie, a równocześnie odgadł sens oczekiwania stworzeń na ostateczne wyzwolenie. Intuicja ta nie ma sobie równych w całym Piśmie Świętym. Tragiczny los przyrody i jej tęsknota znalazły w tej intuicji swój niepowtarzalny wyraz.

Nowotestamentowe świadectwa mówią o kosmicznej roli nie tylko Chrystusa, ale również Ducha Świętego. Duch Boży wstawia się nie tylko za ludźmi, ale również za całym stworzeniem. Czyni to w sposób, który Apostoł nie zawa­hał się nazwać „niewymownymi wzdychaniami” (Rz 8,26). Duch Boży przejmuje w swoje własne wzdychanie to, co woła w człowieku o wyzwolenie, oraz to, co wyraża nieme przyzywanie całej przyrody. Tak ponownie dotykamy myśli o tajemnicy współcierpienia Boga ze stworzeniami. Zniewolenie przyrody jest jej niemym cierpieniem, zbliżonym do cierpienia ludzi. Solidarność w oczekiwaniu jest solidarnością w cierpieniu. Cierpienie to nie pozostaje Bogu obojętne. Duch Boży uczestniczy w cierpieniu swoich stworzeń. Cierpienie stworzeń jest również cierpieniem zamieszkującego w nich Ducha. Dzięki Jego obecności cierpieniu temu towarzyszy jednak nadzieja na wyzwolenie i ostateczne przeobrażenie kosmosu w chwale[25].

Refleksja nad Duchem Bożym, który przenika stworzenia i w nich zamiesz­kuje, pozwala przezwyciężyć czysto mechanistyczną wizję kosmosu wraz z nieodłączną od niej ideą panowania. Właściwy stosunek człowieka do przyrody wymaga dostrzeżenia tych często zapozna­nych wymiarów kosmosu. Całe stworzenie przyzywa Boga-Stwórcę, który mocą swego Ducha odnawia oblicze ziemi (zob. Ps 104,30). Dzieło odnowienia, przeobrażenia i wyzwolenia świata jest jedno. Obej­muje ono całą rzeczywistość stworzoną: ludzi, zwierzęta, rośliny, materię nieożywioną. W całym stworzeniu przedłuża się nieustanne przyzywanie (epikleza!) wyzwolenia.

Kto mówi o odkupieniu kosmosu, ten mówi o nadziei wyzwole­nia całej przyrody od skażenia i cierpienia. Ludzkość stanowi wprawdzie główny i bezpośredni cel zbawienia, ale nie wyłączny. Św. Ambroży z Mediolanu pisał: „Radować się będzie stworzenie (…), które teraz wzdycha w bólach rodzenia, albowiem marności poddane zostało również to stworzenie, dopóki (…) nie dopełni się odkupienie wszelkiego ciała”[26]. Ten sam autor sławił zmartwychwstanie Chrystusa jako początek zmar­twychwstania całego kosmosu: „Zmartwychwstał w Nim świat, zmartwychwstało w Nim niebo, zmartwychwstała w Nim ziemia, będzie bowiem nowe niebo i ziemia nowa”[27].

W całej przyrodzie intuicja religijna wyczuwa tchnienie zmartwychwstania: „Natura spirat resurectionem”. Przez swe zmartwychwstanie Chrystus pokazał, że nie odrzuca tego świata, którego cząstkę uwielbił w swoim ciele, lecz że pozostaje na zawsze z nim związany po to, aby doprowadzić go do pełni uczestnictwa w swojej chwale.

***

W ciągu wieków rozwijał się w mentalności chrześcijańskiej pewnego rodzaju spirytualizm, niezgodny z pełnymi realizmu wypowiedziami Biblii. Wizja zmartwychwstania Chrystusa jako inauguracji nowych niebios i nowej ziemi w Jego uwielbionym człowieczeństwie wnosi zasadę harmonii świata duchowego i materialnego, ożywionego i nieożywionego. Jeżeli chrześcijanin może i powinien myśleć o wszechświecie  z optymizmem, to optymizm ten ma swoje najgłębsze korzenie w tajemnicy stworzenia i Paschy Chrystusa.

Bóg jest przyszłością swoich stworzeń. Bez wątpienia człowiekowi przysługuje wśród nich miejsce zgoła wyjątkowe. Niemniej w ścisłej więzi z losem człowieka Pismo Święte dostrzega świat przyrody, materii, roślin i zwierząt. W samych dziejach stworzenia kryje się realna obietnica chwalebnej prze­miany. W każdym stworzeniu odnaleźć można ślady pewnej transcendencji, wskazującej poza nie samo i otwierającej je na przyszłe spełnienie. Bóg początków jest Bogiem końca. Wszystko, co dawne, przemijające i ułomne zostanie w końcu przemienione przez to, co nowe, nieprzemijające i doskonałe. Sposób tej przemiany nie jest nam znany. Ufamy jednak, że Bóg spełni swoje obietnice, gdyż jest „Bogiem wiernym” (1 Kor 1,9; 10,13; por. 2 Tes 3,3) wobec wszystkich swoich stworzeń.

Krąg naszych rozważań o losach przyrody zamknijmy fragmentem apostrofy do ziemi, napisanej u progu XX w. przez wielkiego chrześci­jańskiego myśliciela, wybitnego teologa prawosławnego, Sergiusza Bułgakowa:

Matko ziemio, z ciebie zrodziło się to ciało, które stało się przybytkiem dla wcielonego Boga. Z ciebie wziął On przeczyste swoje ciało! W tobie spoczął na trzy dni w grobie! Matko ziemio, z ciebie wyrasta­ją zboża i winny krzew, których owoc staje się Ciałem i Krwią Chrystusa w najświętszym z sakramentów. Do ciebie powraca to święte ciało! Ty mil­cząco kryjesz w sobie całą pełnię i całe piękno stworzenia[28].

Chrześcijańska nadzieja, sięgając swymi korzeniami w głąb religijnej tradycji żydowskiej Starego Przy­mierza, kreśli przed oczyma wierzącego urzekający obraz eschatologicznej wspólnoty wszystkich stworzeń w Bogu. Dopiero w niej urzeczywistnia się to, co J. Boehme nazwał „sympatią wszechrzeczy[29]”.

Nie należy ograniczać powszechnego wymiaru chrześcijańskiej nadziei. Tajemnica zbawienia nie zna granic. Nie tylko nowa ludzkość, ale wraz z nią całe stworzenie mieć będą udział w Bożym królestwie nowych niebios i nowej ziemi. Współuczestnictwo w cudzie istnienia mówi o wspólnocie losów całego stworzenia. Sam Bóg będzie ostatecznym spełnieniem wszystkich swoich stworzeń. O spełnieniu tym możemy mówić jedynie za pomocą obrazów i porównań. Tam gdzie zawodzi język bezpośredniego orzekania, pozostaje zdolność przeczucia, intuicji i milczenia przenikającego w głąb tajemnicy.

 



[1] Filosofia svobodnago ducha. Problematika i apologia christianstva, cz. II, Pariž 1928, s. 195.

[2] Zob. M. Buber, Opowieści chasydów, tłum. z niem.  P. Hertz, Poznań 1986.

[3] W tradycji judaizmu szabat jest znakiem przymierza z Bogiem, pokoju z ludźmi i z przyrodą. Przyroda nie tylko została stworzona przez Boga, ale również istnieje i żyje w Jego obecności, we wspólnocie z Nim. Obecność Boga jest błogosławieństwem istnienia wszystkich stworzeń. Szabat jest świętem całego stworzenia; nie tylko ludzi, ale również zwie­rząt i ziemi (zob. Kpł 25,4-5.11). Teologia szabatu jako błogosławionego dnia objawienia się stworzeniom Boga świętującego i w nich obecnego mówi równocześnie o tym, iż jest On uspokojeniem, radością istnienia, nadzieją i przyszłością wszechrzeczy.

[4] W języku niemieckim: Gerechtigkeit, Frieden und Bewahrung der Schöpfung.

[5] Karta Ekumeniczna. Wytyczne dla wzrastającej współpracy pomiędzy Kościołami w Europie. Broszura wydana przez Radę Episkopatu ds. Ekumenizmu i Polską Radę Ekumeniczną. Warszawa 2003. Przekład polski i oryginał w języku niemieckim. Przedruk w: W. Hryniewicz, Kościół jest jeden. Ekumeniczne nadzieje nowego stulecia, Kraków, wyd. Znak 2004, s. 428-443.

[6]Glückfall für die Ökumene”. „Katholische Nachrichten-Agentur“ – KNA Ökumenische Information“ Nr 10, 4 März 2008, s. 3-5, cyt. s. 5.

[7] Zob. A. Schmemann, The World as Sacrament, London 1965; P. G. Verghese, The Human Presence: An Orthodox View of Nature, Geneva 1978.

[8] De signatura rerum 8,47-48.

[9] Z. Pod­górzec, Wokół ikony. Rozmowy z Jerzym Nowosielskim, Warszawa 1985 s. 56, 57, 103-104. Na temat zwierząt w tradycji prawosławnej zob. T. Goritcheva. Les animaux dans la pensée orthodoxe. „Contacts” 41:1989 nr 145 s. 24-35; O. Clément. Les animaux dans la pensée orthodoxe, tamże s. 35-44.

[10] A. De Saint-Exupéry,  Mały Książę. Przeł. A. Szwykowski, Warszawa 1970, s. 65.

[11] Jeśli Boga nie ma… O Bogu, Diable, Grzechu i innych zmartwieniach tak zwanej filozofii religii,  Kraków, wyd. Znak 1988, s. 58.

[12] Tamże, s. 55-57.

[13] Bracia Karamazow, cz. I i II, tłum. A. Wat, Warszawa 1959 s. 376-377.

[14] Ąpokalipsis naszego wremieni, w: W. W. Rozanow, Izbrannoje, München 1970 s. 507.

[15] Zob. m.in. Ambroży. Expos. Ev. sec. Lucam 7,128. SCh 52,54-55. Na inne teksty wskazuje M. Aubineau (Commentaire. SCh 187,444-447).

[16] Zob. Jan Chryzostom (Ps.-Chryzostom ?), Hom. in sanctum Pascha 5. PG 52,770.

[17] Szczegółowe dane na ten temat zob. W. Hryniewicz, Pascha Chrystusa w dziejach człowieka i wszechświata. Zarys chrześcijańskiej teologii paschalnej t. 3, Lublin 1991, s. 478.

[18] Zob.m.in. Tomasz z Akwinu. In IV Sent. d. 48 q. 2 a. 5; Contra Gentes IV, 97; De pot. 5,9; Comp. theol. 170.

[19] De divisione naturae 3,39.

[20] Docta ignorantia 3,8.

[21] Na temat solidarności człowieka ze światem zwierząt w życiu przyszłym zob. także: Legendy chrześcijańskie. Antologia. Wyboru dokonali L. Santucci i S. Klimaszewski. Warszawa 1988, s. 168-172: „Św. Roch i raj zwierząt”.

[22] G.A. Maloney, Chrystus kosmiczny, tłum. z ang. T. Mieszkowski, Warszawa 1972,  s. 21-43, 68-170.

[23] Przekład ekumeniczny z 2001 r; wyróżnienie moje, W.H.

[24] Zob. konstytucję Soboru Watykańskiego II Lumen gentium, nr 39-40.

[25] Protestancki teolog Jürgen Moltmann (Bóg w stworzeniu, przeł. Z. Danielewicz, Kraków 1995) wskazuje na „Ducha kosmicznego” jako na zasadę ewolucji i wszelkiej kreatywności w sferze materii i życia. Duch tworzy nowe możliwości rozwoju organizmów, inspiruje wzajemne ich oddziaływania, jest źródłem przenikania się stworzeń. Będąc obecny we wszystkich stworzeniach, wzbudza w nich zdolność przekraczania siebie i kieruje je do wspólnej przyszłości, na czym polega zasadnicza otwartość stworzenia na ostateczne spełnienie.

[26] De Elia et ieiunio 21,80. PL 14,726. Zob. także Hieronim. Comm. in Isaiam 14,51,6. PL 24,485-486; Izydor z Sewilli. De ordine creaturarum 11,5-6. PL 83,943.

[27] De excessu fratris 2,102. CSEL 73,305.

[28] Svet nevečernij. Sozercanija i umozrenija, Moskwa 1917, offset ed. Westmead 1971 s. 188.

[29] Zob. E. Benz, Der Mensch und die Sympatie aller Dinge am Ende der Zeiten (nach Jakob Boehme und seiner Schule). „Eranos” 24:1955 s. 133-197.

Kilka uwag po lekturze „Teologii zwierząt” Linzey’a

Inspirującym głosem w niniejszej debacie może być wydana niedawno po polsku książka Andrew Linzey’a „Teologia zwierząt” i o niej chcę tu napisać kilka zdań. Powiem od razu, iż czytając Linzey’a czułem zarówno podziw, jak i frustrację czy rozbawienie.

Podziw dla zaangażowania autora – anglikańskiego teologa i etyka, pracownika naukowego Uniwersytetu Nottingham – twierdzącego,  że  „teologia chrześcijańska niesie za sobą zbiór kluczowych kategorii myślowych, pozwalających na sformułowanie w pełni zadowalającej etycznej koncepcji miejsca nie-ludzkich istot w naszym świecie”. Również dla jego erudycji w temacie, za piękne wyłożoną ideę Bożej hojności rozwijaną w coś, co nazywa paradygmatem hojności, oraz nakreślenie chrystologicznych podstaw służby stworzeniu. Inspirująca jest też jego koncepcja Boga, który cierpi i współuczestniczy w cierpieniu stworzonych istot oraz teza, iż „unikalność ludzi może zostać zdefiniowana jako zdolność do służenia i samopoświęcenia”.

Frustrację przeżywałem z powodu sposobu, w jaki traktuje źródła, gdyż sposób wywodu zbyt często przypomina argumentowanie z góry założoną tezą. Nie jest to też, wbrew tytułowi, rozprawa teologiczna, raczej etyczna oparta na teologicznych źródłach. Szczególnie słaby wydaje się ostatni rozdział, przedstawiający inżynierię genetyczną jako niewolnictwo zwierząt, a eksperymenty genetyczne jako typ eugeniki w stylu Mein Kampf Hitlera.  Rozbawienie następowało, gdy dotykał katolickiego punktu widzenia – w sposób świadczący o głębokim niezrozumieniu KK i nieznajomości naszej teologii.

Słabością wywodów Linzey’a jest brak argumentacji współczesnych nauk ekologicznych, na czele z docenieniem różnorodności biologicznej jako wartości autonomicznej, oraz pomijanie sytuacji dzikich zwierząt żyjących w naturalnych środowiskach, zgoła odmiennej od problemów naszych domowych pupilów. Wywód osłabia brak kontekstu społecznego czy przyrodniczego w prezentacji problematyki.

Gdy myślimy o prawach zwierząt, to wydaje się, że w naszym świecie największym wyzwaniem jest przemysłowa produkcja mięsa i wędlin oraz jej patologie. Czy kupując mięso zastanawiamy się, w jakich warunkach żyją zwierzęta przeznaczone na rzeź? Czy bierzemy to pod uwagę, sięgając po towary w sklepach? Michał Olszewski z Tygodnika Powszechnego pisze: „Do jakich wynaturzeń może prowadzić hodowla przemysłowa zwierząt, pokazał nakręcony w latach 2004-2006 wstrząsający dokument Świński biznes. (…) Świński biznes to krajobraz zwierzęcej apokalipsy, która rozgrywa się wśród jezior gnojowicy, w odciętych od światła dziennego pomieszczeniach, w tłoku. Poza kwestią etyczną jest również i pragmatyczna: według krytyków tuczu przemysłowego konsumpcja mięsa z wielkich ferm może prowadzić do zanieczyszczenia środowiska, uodpornienia człowieka na antybiotyki i skażenia rakotwórczymi dioksynami. Oto ukryta cena taniego mięsa”.

I tu trzeba, po pierwsze, zachęcić do niejedzenia takiego mięsa. Wiemy, że w kuchniach wiejskich – polskiej, włoskiej czy francuskiej – jest dużo bezmięsnych dań. Znakomite pomysły znajdziemy w… kuchni postnej. Stare książki kucharskie zawsze miały rozdziały z takimi daniami. Mamy tradycję niejedzenia mięsa – czerpmy z niej! Warto zastanowić się również skąd wzięła się wielkoprzemysłowa produkcji mięsa i dlaczego na nią przyzwalamy?  Znanych analiz i ostrzeżeń jest sporo. Przywołam klasyka myśli ekologicznej – Henry’ego Davida Thoreau. Lektura dzieł tego niezwykłego dziewiętnastowiecznego filozofa i artysty – jak zauważa prof. Tadeusz Sławek – ukazuje diagnozę, że społeczeństwo Zachodu dokonało specyficznego wyboru, wypowiadając równowagę między doświadczeniem bycia a technicznym i ekonomicznym postępem. Nasza wspólnota nie jest już wspólnotą świata, lecz prowizoryczną wspólnotą wyłącznie ludzkich interesów. Wysiłek wypracowywania sensu został zastąpiony dążeniem do wzbogacenia się; niezależność jednostki wycofała się przed presją konformizmu. Dzieje filozoficznej i politycznej kultury Zachodu to historia napięcia między „neutralną bezinteresownością” ogołoconego bytowania świata, a zawsze już „stronniczym”, „interesownym” sposobem, w jaki człowiek znajduje się w tymże świecie.

Wydaje się, że dziś przeważa sposób „interesowny”, wyrażający się w dominacji technologii i ekonomii. Nie brak oczywiście głosów sprzeciwu, wołania, że „świat nie jest towarem”, protestów przeciwko makdonaldyzacji społeczeństwa, genetycznej modyfikacji organizmów, patentowaniu genomu, zamiany pracy zakochanych w ziemi ludzi na produkcję żywności, przeciwko przywłaszczaniu sobie wody – butelkowaniu jej i wstawiania na półki sklepowe dla zysku nielicznych, eksploatacji najcenniejszych ekosystemów przyrodniczych itd… Jednak przeciętny konsument wybiera to, co tańsze i promowane, zwykle nie interesując się, skąd to się wzięło i czy niska cena nie kryje w sobie niszczącej eksploatacji przyrody czy niewolniczej pracy.

Mając to w pamięci, pisząc o „prawach zwierząt”, chcę godzić argumenty teologiczne, społeczne i przyrodnicze. Mam jednak wątpliwość: czy można zbudować etykę zwierząt, jeśli nie uporaliśmy z etyką społeczną, z wyzyskiem, przemocą, wykorzystywaniem drugich? To pytanie towarzyszy również nauczaniu społecznemu Kościoła katolickiego, gdzie zauważa się np., iż tam, gdzie ludzie są uciskani, na ogół przyrodę eksploatuje się bezmyślnie, a wojna jest jedną z największych katastrof ekologicznych. I odwrotnie: niszczenie przyrody niesie za sobą niszczenie wspólnoty ludzkiej. Często z eksploatacją przyrody łączy się nadkonsumpcja, niesprawiedliwy podział dóbr, ucisk biednych, rasizm, seksizm, poniżające traktowanie kobiet, dzieci czy niektórych grup społecznych. Zaś w społeczeństwie, które dąży do odnowienia Ziemi, częściej mówi się o wzajemnym szacunku, pokoju, sprawiedliwości czy świętości życia.  Nie sposób pominąć przy tym kontekstu współczesności: naszej wiedzy nt. przyrody, kryzysu ekologicznego czy refleksji nad zjawiskami społecznymi, kulturowymi, gospodarczymi.

I, by wrócić do Linzey’a, warto zapytać: w jakiej mierze jego propozycja może odegrać rolę pośród wielu współczesnych systemów, prądów, nurtów myślowych, które odmiennie mówią o Bogu, człowieku i przyrodzie? Jak budować świat przyjazny zwierzętom, ludziom i całemu stworzeniu, jesli wydaje się on raczej zaludniony przez sfrustrowanych, nastawionych konsumpcyjnie i reagujących agresją na każdą propozycję wyrzeczeń egoistów? Jak realizować jego idee, gdy współczesny człowiek woli żyć tak „jakby Bóg nie istniał” i zatraca nie tylko tajemnicę Boga, ale również tajemnicę świata i swojego własnego istnienia?

Czy zwierzęta mogą mieć duszę nieśmiertelną?

Dzieci, i nie tylko one, pytają czasem, czy w niebie będą zwierzęta. Z teologicznego punktu widzenia nie ma żadnych powodów, aby na tak postawione pytanie odpowiadać negatywnie. Problem komplikuje się, kiedy pytanie dotyczy nie jakichkolwiek zwierząt, ale naszych ukochanych psów, kotów i innych stworzeń, którymi czule się opiekowaliśmy, i z którymi weszliśmy w swoistą relację „na progu języka” jak by powiedział Martin Buber. Innymi słowy, czy można mieć nadzieję, że kiedyś w niebie wybiegną nam na spotkanie czworonożni milusińscy? Tradycyjny, chrześcijański światopogląd przypisuje nieśmiertelność jedynie człowiekowi. Czy nie można jednak – pozostając w kręgu chrześcijańskiej ortodoksji – rozszerzyć daru wiecznego istnienia również na inne stworzenia? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zapytajmy się najpierw, o czym właściwie mówimy, kiedy rozprawiamy o duszy nieśmiertelnej człowieka.

 Nieśmiertelność: przymiot duszy czy dar relacji z Bogiem?

Zapewne większość jest przekonana, że chrześcijańska nauka o nieśmiertelnej ludzkiej duszy opiera się wprost na Biblii. Nie jest to jednak wcale oczywiste… W Starym Testamencie spotykamy hebrajskie słowo „nephesz”, które najczęściej tłumaczone jest właśnie jako „dusza”. Cóż ono oznacza? Generalnie odnosi się do wszystkiego, co żyje, również do zwierząt (Rdz 1,20; 2,19). Najczęściej jednak „nephesz” odnosi się do ludzi wskazując – co trzeba podkreślić – nie na jakąś część człowieka, ale po prostu na człowieka, tyle że pod kątem jego żywotności i witalności (Kpł 25,17). Kiedy Semita mówił, że z człowieka uchodzi dusza (Rdz 35,18), to nie miał na myśli – tak jak Grek – jakiegoś samoistnego, niezależnego od ciała elementu, który – w momencie śmierci człowieka – wyzwalałby się z pęt cielesnych, aby osiągnąć idealny, duchowy świat. Semita wyróżniał w człowieku element duchowy, ale go nie oddzielał od ciała. Dlatego w starotestamentalnym języku można było nazwać ludzkie zwłoki duszą umarłą (Lb 6,6). Z drugiej strony, nawet jeśli Żydzi mówili, że dusze idą po śmierci człowieka do szeolu, to nie oznaczało, iż żyją tam one bez ciał. Istnienie duszy w szeolu było właściwie brakiem istnienia, gdyż dusze bez ciał nie były w stanie nadać swemu istnieniu żadnego wyrazu (stąd ich przyrównanie do cieni). W Nowym Testamencie termin „dusza” odpowiada greckiemu słowu „psyche”, które jest synonimem „życia”. Tak jak w Starym Testamencie, również w Nowym dusza to osoba ludzka, to ktoś w przeciwieństwie do martwej rzeczy. Taki jest na przykład sens słowa „dusza” w zdaniu: „I przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz” (Dz 2,41). W perspektywie zatem ściśle biblijnej „nieśmiertelność duszy” oznacza nie tyle filozoficzną koncepcję niematerialnego, wiecznego elementu w człowieku, co raczej przekonanie, że Bóg w swoim miłosierdziu i łaskawości chce, aby człowiek raz stworzony nigdy nie odchodził w nicość.

Znawca tematu Xavier Leon-Dufour podkreśla, że biblijnej „nauki o nieśmiertelności człowieka nie można utożsamiać z pewną koncepcją duchowości duszy. […] Biblia przypisując człowiekowi całemu to, co później będzie zarezerwowane dla samej duszy wskutek wprowadzenia dystynkcji pomiędzy duszą i ciałem, nie umniejsza jednak wiary w nieśmiertelność”[1]. Owa dystynkcja została wprowadzona pod wpływem filozofii greckiej. Chrześcijanie dokonali swoistej inkulturacji Ewangelii wyrażając jej prawdy, w tym prawdę o powołaniu człowieka do życia wiecznego, za pomocą filozoficznej terminologii Greków. Największy wpływ miała tutaj filozofia Arystotelesa. Definiował on życie jako zdolność do ruchu spontanicznego, który zakłada dwa czynniki: materię poruszaną i poruszający akt. Ten akt nazywa Arystoteles duszą (psyche). Nie jest ona jednak jakimś platońskim aniołem, ideą czystą, ale formą materialnego ciała, ściśle z tym ciałem związaną. Arystoteles rozróżniał trzy rodzaje dusz: roślinną (wzrost, rodzenie i żywienie się), zwierzęcą (poznanie zmysłowe) oraz ludzką (rozumowanie i intuicja). Ze względu na ścisłe powiązanie duszy z ożywianą przez nią materią Filozof odrzucał koncepcje nieśmiertelności duszy. Również dusza ludzka – podobnie jak wszystkie inne formy – podlegałaby unicestwieniu wraz z rozpadem elementu materialnego. Do Arystotelesa nawiązał św. Tomasz z Akwinu, którego system przez wiele wieków był wiodący w katolickiej teologii. Przyjął on arystotelesowskie rozróżnienie na formę (duszę) i materię (ciało). Duchowy (niematerialny) charakter duszy św. Tomasz wykazywał odwołując się do duchowego charakteru rozumu i woli. W przeciwieństwie jednak do Arystotelesa twierdził, że dusza ludzka jako czysta forma jest nieśmiertelna. Z drugiej strony, przyjmował ścisły związek pomiędzy duszą i ciałem, stąd nieśmiertelna dusza nie jest – jego zdaniem – osobą, ale częścią osoby, i jako taka nakierowana jest na zmartwychwstanie ciała. W ten oto sposób – nawiązując do Arystotelesa – Tomasz z Akwinu wyraził chrześcijańską wiarę w zmartwychwstanie i życie wieczne. Arystotelesowsko-tomistyczna terminologia dotycząca duszy została przejęta przez oficjalne nauczanie Kościoła. Sobór Powszechny w Vienne (1311-1312) stwierdza: „Każdą naukę lub mniemanie, które przeczy albo podaje w wątpliwość, czy substancja duszy rozumnej, tj. intelektualnej, jest prawdziwie i sama przez się formą ciała ludzkiego, […] odrzucamy jako błędną i przeciwną prawdzie katolickiej”[2]. Natomiast Sobór Laterański V (1513) podkreśla, że dusza rozumna, będąca formą ludzkiego ciała, jest nieśmiertelna[3].

Zauważmy jednak, że doktryna św. Tomasza pozostaje jedynie jednym z możliwych, cząstkowych opisów rzeczywistości zwanej „duszą”. Dusza wymyka się – jak podkreślają niektórzy – wszelkim systemom i definicjom. Ta nieokreśloność nie oznacza, że nie wiemy, o czym mówimy, kiedy rozprawiamy o duszy. Niemożliwość precyzyjnego zdefiniowania pojęcia „duszy” wskazuje raczej na to, że wyjaśnienia problemu nie powinniśmy szukać na płaszczyźnie czystej filozofii, ale raczej w odniesieniu do relacji – danej nam w doświadczeniu wiary – pomiędzy Bogiem a człowiekiem. W perspektywie tej relacji nieśmiertelność nie zasadza się na „nieśmiertelnej duszy”, ale jest darem Boga dla człowieka. Innymi słowy, życie wieczne jest możliwe nie tyle dzięki jakiejś niezniszczalnej, duchowej formie osoby ludzkiej, ale dzięki miłości i wierności Boga. Nie brak teologów, którzy postulują demitologizację mitu o duszy nieśmiertelnej, nie w tym oczywiście sensie, aby negować nieśmiertelność, lecz po to, by ukazywać ją jako dar, nie zaś jako własność lub właściwość człowieka. Gonzales-Ruiz podkreśla, że w Biblii nie ma takiego pojęcia duszy jak w myśli greckiej: „Człowiek biblijny jest «cały z jednej bryły». […] Według Biblii nie ma w człowieku żadnego elementu boskiego, który zapewniałby ludzkiej osobie jakieś dalsze życie”[4]. Nie można zatem uważać duszy za nieśmiertelną boginię; jest ona raczej nastawieniem człowieka wobec Boga. Być blisko Boga oznacza bowiem w Biblii bliskość życia i oddalenie śmierci. Słowo „dusza” oznaczałoby w gruncie rzeczy życiodajną relację Boga do człowieka, która nie zostaje przerwana w momencie śmierci. Relacja ta jest silniejsza od śmierci, a to oznacza, że dzięki miłości Boga również ludzkie, świadome istnienie jest silniejsze od śmierci biologicznej. Skoro w taki właśnie sposób można mówić o duszy nieśmiertelnej człowieka, to powróćmy do naszych sformułowanych na początku pytań i zastanówmy się, czy jest możliwe przypisanie zwierzętom takiego odniesienia do Boga, które również w ich przypadku owocuje wiecznym istnieniem.

 Czy Bóg kocha zwierzęta?

Pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju w sposób jednoznaczny wyróżniają ze wszystkich stworzeń człowieka. Tylko człowieka stworzył Bóg na swój obraz (Rdz 1,27). Mężczyzna nadaje imiona wszelkim istotom żywym, ale jedynie w kobiecie znajduje istotę sobie równą, która może wejść z nim w osobową relację (Rdz 2,20-24). Co więcej, człowiek ma królować nad wszystkimi zwierzętami (Rdz 1,28). Pan Jezus nauczał, iż „jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Łk 12,7) oraz „o ileż ważniejszy jest człowiek niż owca” (Mt 12,12). Czy jednak ta wyższość oznacza, że jedynie człowiek został powołany do wiecznego istnienia? Psalmista zauważa: „Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła” (Ps 145, 9). Katechizm Kościoła Katolickiego podejmuje tę myśl: „Bóg kocha wszystkie swoje stworzenia, troszczy się o wszystkie, nawet o wróble”. W Księdze Mądrości czytamy: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (2,23-24). Pierwsze zdanie zdaje się otwierać wieczność jedynie przed człowiekiem. Drugie jednak można by odnieść nie tylko do osoby ludzkiej, ale także na przykład do zwierząt, a mianowicie w tym sensie, że śmierć zwierząt nie jest wynikiem Bożych wyroków, ale raczej owocem zła i grzechu.

A skoro tak, to również inne niż człowiek stworzenia mogą „oczekiwać” swego rodzaju odkupienia. Wskazywałby na to słynny tekst z Listu Do Rzymian:  „Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia” (8,20-22). Komentarze do tego fragmentu podkreślają m.in., iż nierozumna natura, pohańbiona i użyta do złych celów przez grzeszącego człowieka, doczeka się w przyszłym życiu przywrócenia jej pełnej godności i swego rodzaju uwielbienia. Choć dzieckiem Bożym może być tylko człowiek, to jednak inne stworzenia mogą uczestniczyć w wywyższeniu i chwale dzieci Bożych. Wydaje się, iż w tej perspektywie można mieć nadzieję, że to uczestnictwo dotyczyć będzie również nieśmiertelności, czyli wiecznego życia po śmierci. Jeśli – jak czytamy w Liście do Kolosan – „wszystko przez Niego [Chrystusa] i dla Niego zostało stworzone” (1,16), to dlaczego mielibyśmy uważać, że owo „dla Niego” nie dotyczy np. zwierząt, i nie implikuje zachowania ich od unicestwienia.

Pytania o możliwość spotkania ukochanych zwierząt w niebie najczęściej dotyczą psów. Trzeba przyznać, że w Biblii mowa jest o psach raczej w mało pozytywnych kontekstach. „Jak pies do wymiotów powraca, tak głupi powtarza szaleństwa” – zauważa Księga Przysłów (26,11). „Bo lepszy jest żywy pies niż lew nieżywy” – stwierdza sceptyczny Kohelet (9,4). Wrogowie w Biblii wyzywają się od zdechłych psów (2 Sm 16,19; 2 Krl 8,13). Tym bardziej warto zauważyć psią obecność na kartach Księgi Tobiasza (6,1; 11,4). Pies wędruje razem z Tobiaszem Rafałem zdając się rozpoznawać w tym ostatnim anioła, czego Tobiasz nie wyczuwał. Potwierdzałoby to różne opowieści o psiej zdolności wyczuwania duchowej obecności osób, a więc również jakiegoś odniesienia do świata nadprzyrodzonego. Izajasz opisując eschatologiczną szczęśliwość odwołuje się do świata zwierząt: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę” (11,6-7). Powyższy tekst jest niewątpliwie przenośnią, ale być może mamy prawo dopatrywać się w nim czegoś więcej, a mianowicie zapowiedzi, iż w niebie nie zabraknie zwierząt, również tych, którym dane było zaistnieć pośród nas.

Inspirujące w naszej refleksji mogą być też teksty modlitw eucharystycznych. Niekiedy podczas Mszy św. dzieci wypowiadają głośno swoje modlitwy. Starsi uśmiechają się, kiedy słyszą prośby w intencji ukochanego pieska lub chomika. Wiedzą, że tak nie można się modlić… Czy jednak taka modlitwa za zwierzęta jest rzeczywiście niestosowna? Same teksty eucharystyczne wskazują na to – że nie. W Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej z udziałem dzieci wypowiadane są takie oto słowa: „Boże, nasz Ojcze, Ty nas zgromadziłeś; stoimy przy Tobie, aby Cię chwalić, Tobie śpiewać i podziwiać Twoją wielkość. Wielbimy Ciebie za piękny świat i za radość, którą napełniasz nasze serca. Wielbimy Ciebie za słońce i gwiazdy…”. Podczas Eucharystii w rycie bizantyjskim kapłan podnosząc chleb i wino modli się: „To, co jest Twoje, z Twoich darów, Tobie przynosimy we wszystkim i za wszystko”. Podczas przygotowania darów kapłan wypowiada m.in. następujące słowa: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich; Tobie go przynosimy, aby stał się dla nas chlebem życia…”. A zatem nieożywiony chleb ma się stać miejscem  spotkania z żywym Bogiem. Ks. Marek Blaza konkluduje: „Dlatego modlitwa dziękczynna i wstawiennicza za całe dzieło stworzenia podczas sprawowania Eucharystii w żadnym razie nie może być traktowana z przymrużeniem oka. Jeśli bowiem każdy ludzki grzech wywiera zły wpływ na rzeczy stworzone, to o ileż bardziej Eucharystia uzdrawia i dokonuje przemiany w porządku rzeczy stworzonych, aby nastała nowa ziemia?”[5]. Możemy pytać się więc dalej: Jeśli cały świat stworzony jest włączony w Eucharystię, to czy z tego nie wynika, że jest on również włączony w to, co Eucharystia zapowiada, czyli w życie wieczne? Pozytywna odpowiedź na to pytanie nie jest jakimś pewnikiem wiary. Wręcz przeciwnie, zdaje się stawać w opozycji do zakorzenionych w wielowiekowej tradycji przekonań i wyobrażeń. Z drugiej jednak strony, nadzieja na życie wieczne zwierząt na pewno nie jest heretyckim lub frywolnym pomysłem, który zasługiwałby na natychmiastowe odrzucenie. Ma rację ks. Wacław Oszajca, kiedy stwierdza: „Chrystus ofiarowuje siebie nie tylko ludziom, ale całemu stworzeniu. Dzięki czemu, nie tylko człowiek, ale całe stworzenie dostępuje przebóstwienia”[6]. Bóg kocha to, co stworzył, a skoro tak, to można mieć nadzieję, że ta relacja miłości owocuje darem nieśmiertelności również dla zwierząt.

 Filozofia a nieśmiertelność zwierząt

Nasza powyższa refleksja abstrahowała od filozoficznego problemu duszy nieśmiertelnej, a świadomie koncentrowała się na czysto teologicznym wymiarze zagadnienia życia wiecznego. Popatrzmy zatem na kwestię nieśmiertelnej duszy zwierząt w perspektywie bardziej filozoficznej. Św. Tomasz w swojej „Sumie teologicznej” zadaje pytanie: „Czy dusze bezrozumnych zwierząt są samoistne?”. Jego odpowiedź jest jednak negatywna: „Dusze zwierząt bezrozumnych nie są samoistne, skoro nie wykonują żadnych działań same przez się, we wszystkich bowiem sposób istnienia stosuje się do typu działalności” (Suma Teologiczna, I, 75, art. 3). Nie wdając się w zawiłości tomaszowej filozofii wyjaśnijmy jedynie, że św. Tomasz – idąc za Arystotelesem – przypisuje zwierzętom tzw. duszę zmysłową, która – w przeciwieństwie do duszy rozumnej – sama przez się nie spełnia żadnych jej tylko właściwych czynności, a skoro tak, to nie ma też samoistnego (bez ciała) istnienia. Dodajmy też, że Platon postrzegał tę kwestię inaczej i przyznawał duszom nierozumnych zwierząt samoistność. Nauka katolicka szła za tezami filozofii arystotelesowsko-tomistycznej. Na przykład w połowie XX wieku ks. Franciszek Kwiatkowski pisał: „rzymska Kongregacja Studiów potwierdziła tzw. 24 tezy tomistyczne jako główne zasady nauki św. Doktora (1914), a papież Benedykt XV zalecił je szkołom katolickim jako bezpieczną normę kierowniczą (1916). […] Teza 14: Dusza roślinna i zwierzęca nie bytują samoistnie, lecz są jedynie pierwiastkiem bytu i życia istoty żywej, a ponieważ zależą całkowicie od materii, giną pośrednio, gdy ginie byt złożony. Teza 15: Przeciwnie dusza ludzka bytuje samoistnie, a stwarza ją Bóg w chwili, gdy podmiot jest dostatecznie do wlania jej przysposobiony, jest też z istoty swej niezniszczalna i nieśmiertelna”[7].

Dziś można jednak spotkać autorów, którzy uważają, iż również pozostając na gruncie filozofii da się zaryzykować tezę o nieśmiertelności zwierząt. Piotr Lenartowicz i Jolanta Koszteyn dowodzą, że „świat organizmów żywych stanowi zagadkową dziedzinę zjawisk wykazujących cechy materialności z jednej strony i duchowości (niematerialności) z drugiej strony”[8]. Tezę tę rozwijają w duchu filozofii arytotelesowsko-tomistycznej, ale nie przekreślają możliwości istnienia duszy zwierzęcej bez ciała[9]. Dusza – według ww. autorów – to „forma substancjalna bytu żywego, wewnętrzny (immanentny) czynnik, który buduje zintegrowany system organów ciała biologicznego, działa poprzez te organy (poznając otoczenie, modyfikując je wg swoich potrzeb i komunikując się z innymi duszami)”[10]. Pojęcie duszy łączy się z problemem osobowości i osobniczości. Rodzaje roślin i zwierząt składają się z osobników, które różnią się od siebie cechami osobniczymi nie sięgającymi jednak samej istoty gatunku (analogicznie różne wydania i egzemplarze „Pana Tadeusza” co do istoty są identyczne). W przypadku zaś ludzi zawsze mamy do czynienia z osobami, dlatego człowiek nigdy nie jest „kopią”, a zawsze „oryginałem”. „W tym sensie możemy mówić, że człowiek ma nieśmiertelną  duszę «duchową», podczas gdy rośliny i zwierzęta są nieśmiertelne tylko jako gatunki, ale nie jako «osobniki». Świadome unicestwienie jakiegokolwiek gatunku życia byłoby czymś monstrualnym”[11].

Innymi słowy, w wypadku roślin i zwierząt Pan Bóg stwarzał gatunki, które istnieją rozmnożone w osobnikach. W biblijnej historii Noe bierze do Arki po jednej parze z każdego gatunku, gdyż z tej pary wszystkie rasy i odmiany danego gatunku mogą się odrodzić. Jeśli zatem umiera jakiś konkretny pies Burek, to nie oznacza, że jego dusza ginie w sposób absolutny, czyli że ulega anihilacji. Dusza Burka trwa w innych psach jako że jest identyczna z duszami tych psów. W przypadku zniszczenia wszystkich psich osobników tak rozumiana dusza mogłaby się cieszyć darem nieśmiertelności w tym sensie, że choć bez struktur ciała (pozbawiona „parku narzędziowo-materiałowego”) nie byłaby w stanie niczego budować, ani integrować, to pozostawałaby „pod opieką” samego Boga podtrzymującego ją w istnieniu. Dusza zostaje przez śmierć sparaliżowana, ale żadne działanie niszczące ciało nie jest w stanie zniszczyć duszy, bo takie zniszczenie oznaczałoby anihilację, która nie występuje nawet w przypadku materii mineralnej. Zmartwychwstanie na końcu czasów mogłoby w tej sytuacji oznaczać również od-tworzenie gatunków roślin i zwierząt. Trudno jednak w tej perspektywie odpowiedzieć na pytanie o pośmiertny los naszego konkretnego Burka, skoro jego dusza nie jest różna od innych psich dusz… Czy nieśmiertelność psiej duszy jako takiej oznaczałaby możliwość „zmartwychwstania” konkretnych osobników? Filozofia sama z siebie nie jest jednak w stanie odpowiedzieć na tak postawione pytanie.

***

Powyższe rozważania nie pretendują do jakiegokolwiek całościowego ujęcia tematu. Powinny być one traktowane jako wstępne postawienie problemu. Ważne jest tutaj to, że problem nieśmiertelności duszy zwierząt okazuje się być daleki jest od jednoznacznych rozwiązań. Nie popełnia zatem błędu ten, kto na pytania postawione na początku tego artykułu odpowiada w sposób otwarty, wskazując na różne możliwości, w tym na możliwość przyjęcia nieśmiertelności duszy zwierząt. Niech pointą dla naszej refleksji będzie odpowiedź, jakiej udzielił pewien ksiądz zapytany przez dziecko o los zmarłego, ukochanego pieska: „Jeśli w niebie Twój pies będzie ci potrzebny do pełnego szczęścia, to Bóg tak sprawi, że spotkasz go tam po śmierci”.

 



[1] X Leon-Dufour, Słownik Teologii Biblijnej, Pallottinum, Poznań 1994, s. 241.


[2] Breviarium fidei, V 34.


[3] Tamże, V 63.


[4] Zob. J.M. Gonzales-Ruiz, Ku demitologizacji „duszy odłączonej”, w: Concilium 1-5 (1969), s. 54.


[5] M. Blaza, Eucharystia sakramentem ekskluzywnym czy inkluzywnym?, w: Przegląd Powszechny 9 (2002), s. 204-205.


[6] W. Oszajca, Najświętsza Ofiara, w: Sanktuarium św. Andrzeja Boboli 10 (2002), s. 9.


[7] Fr. Kwiatkowski, Filozofia wieczysta w zarysie, t. I, WAM, Kraków 1947, s. 213-215.


[8] P. Lenartowicz, J. Koszteyn, Wprowadzenie do zagadnień filozoficznych, Wydawnictwo WAM, Kraków 2000, s. 98. Zob. P. Lenartowicz, Elementy filozofii zjawiska biologicznego, Wydawnictwo WAM, Kraków 1986. Zob. także www.jezuici.krakow.pl/sj/lenart/articles.htm


[9] Niestety, temat jest na tyle nowy, że nie mogę – co do istoty sprawy – powołać się na konkretne teksty, a jedynie odwołać się bezpośrednich lub zapośredniczonych kontaktów osobistych.


[10] P. Lenartowicz, J. Koszteyn, Wprowadzenie do zagadnień filozoficznych, dz. cyt., s. 161.


[11] Tamże, s. 101.

 

Czy Rusłan będzie w niebie?

Krzysztof Masłoń w tekście „Czas nauczyć się gdakać” („Uważam Rze” nr 26.03 z dnia 26.03.2012) podkpiwał z zawartych w książce „Moment niedźwiedzia” poglądów Olgi Tokarczuk na temat zwierząt. Autorka napisała bowiem, że w Heterotopii (to jej utopijna kraina): „nie ma mowy o zabijaniu i zjadaniu. To są partnerzy, bliscy. (…) od najwcześniejszych lat dzieci uczą się języków innych gatunków, a na uniwersytetach istnieją katedry psychologii międzygatunkowej”. K. Masłonia zainteresowała szczególnie kwestia języków innych gatunków: „Czyżby chodziło o rozpoznanie takich języków jak gdakanie kur, chrząkanie świń czy rżenie koni? Nie inaczej”. Zainteresowanie to jest o tyle zasadne, że autorka „Momentu niedźwiedzia” podważa rozpowszechnioną tezę, jakoby podstawową komórkę społeczną tworzyć miały więzy krwi, czyli rodzina, a szeroko pojmowane związki krwi tworzyły naród. W Heterotopii „bliskimi krewnymi” będą ludzie podobnie myślący i wyznający te same idee. Ale nie tylko ludzie, bo „rodzinę” stworzy na przykład „jedna starsza kobieta i jej dwanaście kotów”.

Nie całkiem bezpodstawna jest teza, że nie trzeba czekać na pojawienie się na świecie Heterotopii, bo takie ludzko-zwierzęce rodziny już istnieją. Co więcej, czasami śmierć zwierzęcia bywa tragedią porównywalną ze śmiercią ludzkiego członka rodziny. Nic więc dziwnego, że wielu z nas nie potrafi wyobrazić sobie nieba, w którym nie byłoby naszych ukochanych zwierząt. Wyrazem tego jest wiersz Barbary Borzymowskiej „Moje psie niebo”:

Dokąd idą psy gdy odchodzą?
No bo jeśli nie idą do nieba,
to przepraszam Cię, Panie Boże,
mnie gościny tam też nie potrzeba.

Ja poproszę na inny przystanek –
tam gdzie merda stado ogonów.
Zrezygnuję z anielskich chórów
tudzież innych nagród nieboskłonu.

W moim niebie będą miękkie sierści,
nosy, łapy, ogony i kły.
W moim niebie będę znowu głaskać
wszystkie moje pożegnane psy.

Taka wizja nieba jest możliwa, ponieważ nasze jego wyobrażenie dziedziczymy raczej po renesansie niż średniowieczu. Myślimy o nim raczej jako o rajskim ogrodzie niż hierarchii poszczególnych kręgów niebieskich w różnym stopniu oddalonych od Boga, których istotą jest kontemplowanie Boga. Tak jak ludzie renesansu, którzy dokonali adaptacji grecko-rzymskich wyobrażeń krainy szczęśliwości (wyrażonych np. w „Fedonie” Platona czy „Śnie Scypiona” Cycerona), myślimy o niebie jako o miejscu, w którym spotykamy się w pięknych okolicznościach przyrody ze znajomymi, obecność przyjaciół jest zaś niezwykle istotna dla sposobu spędzania rajskiego czasu, dla intensywności i zakresu rajskich przeżyć, które rozumiemy również zmysłowo, nie tylko duchowo. W tej sytuacji jak najbardziej zasadne jest przekonanie, że w niebie będą nasze „prawdziwe” rodziny i znajomi, czyli psy, koty i inne zwierzęta, a ich obecność jak w wierszu B. Borzymowskiej będzie istotnym składnikiem niebieskiej szczęśliwości.

Problem w tym, że świat zwierząt nie składa się z samych wiernych przyjaciół człowieka. Więźniowie obozów raczej nie chcieliby spotkać w niebie psów strażników, a rodzice dziecka zagryzionego przez psy – sprawców tragedii. Zgoda, najczęściej pies, jak w powieści Gieorgija Władimowa „Wierny Rusłan” opisującej historię psa strażniczego, który po zlikwidowaniu obozu nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości i ciągle marzy o służbie i konwojowaniu więźniów, nie jest zły sam z siebie, staje się taki pod wpływem człowieka. Trudno jest jednak wszystkie „złe” zachowania zwierząt tłumaczyć wpływem ludzi. W zwierzęciu, zwłaszcza dzikim, jest jakaś naturalna agresja, zło, które jest po prosu składnikiem jego natury. Również psy, czy szerzej zwierzęta, mają swój udział w tworzeniu i rozszerzaniu struktur zła.

A jednak Izajasz w swoim słynnym tekście (bodaj najczęściej przytaczanej, gdy mówi się o losie świata zwierzęcego) przedstawia sugestywny obraz współistnienia świata ludzi i zwierząt: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11, 6–10). Nawet jeśli wizji tej nie można traktować do końca literalnie, to trzeba też wziąć pod uwagę tekst św. Pawła: „stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8, 19–21). Uczestnictwo świata przyrody w zbawieniu, jego nieśmiertelność zdają się zatem bardzo prawdopodobne. Wiele przemawia jednak za tym, że to zbawienie w jakiś sposób uzależnione jest od losu człowieka. Najpierw muszą objawić się synowie Boży, by świat przyrody mógł być wyzwolony z niewoli zepsucia. Co to uzależnienie miałoby jednak oznaczać? Czy gdy nastąpi owo objawienie synów Bożych świat przyrody zostanie zbawiony niejako automatycznie?

Sądzę, że warto zwrócić uwagę na końcowe stwierdzenie w tekście Izajasza, które przytaczający go nie zawsze zauważają: „kraj się napełni znajomością Pana”. Zatem warunkiem nieczynienia zła i niedziałania zgubnie jest znajomość Pana. Czy znaczy to, że również zwierzęta w niebie – a szerzej, świat przyrody – będą napełnione znajomością Pana? A może właśnie znajdą się tam dlatego, że będą napełnione ową znajomością? Co jednak w wypadku zwierząt owa znajomość mogłaby oznaczać?

Zwierzęta bez wątpienia mają swój udział w historii świata, czasem są bardzo istotnymi elementami tej historii. W życiu Jezusa najbardziej znaczącym zwierzęciem był osioł, na którym wjechał do Jerozolimy na krótko przed swoją śmiercią. Co znamienne, zwierzę to nie jest w żaden szczególny sposób wspominane, można wręcz powiedzieć, że było tylko pewnym narzędziem. Czy jednak do pomyślenia jest sytuacja, w której tak ważny element historii zbawienia znika bez śladu?

Były i inne zwierzęta, które mniej lub bardziej wpływały na historię. Słynny koń Pałasz uratował króla Jana III Sobieskiego w bitwie pod Parkanami, pies ratowniczy Barry ze schroniska na Przełęczy Świętego Bernarda miał uratować około 40 turystów, zaginionych i zasypanych, dzięki husky Balto mogły być dowiezione w skrajnie trudnych warunkach zimowych szczepionki przeciw błonicy, przez co zostało uratowanych wiele dzieci w mieście Nome na Alasce.

Czy zatem w przypadku zwierząt znajomość Pana nie będzie oznaczała jakiegoś rozeznania ich roli i miejsca w historii zbawienia? Czy właśnie dlatego nie będą czynić zła, że poznają swoją rolę w historii, a zatem i we właściwy sobie sposób Pana? Problem jednak w tym, że to rozeznanie jest uzależnione od rozeznania człowieka. To najpierw pan Rusłana musi dostrzec czynione przez siebie zło, by również pies mógł je dostrzec. Rusłan sam z siebie nie jest do tego zdolny. Rusłan będzie zatem zbawiony – można wyrazić takie przypuszczenie i nadzieję – gdy zbawieni będą ci, którzy uczynili go psem strażniczym.

W moim niebie będą wszystkie pożegnane psy… wtedy, gdy ja tam będę.

Powrót do Edenu

Religia katolicka nie wypowiada się w zdecydowany sposób na temat zwierząt, ich losu i przeznaczenia. Co wiemy na podstawie Biblii: zwierzęta są stworzone przez Boga, podobnie jak ludzie. Bóg ustanowił „panowanie” człowieka nad zwierzętami. Izajasz w swojej wizji świata zbawionego widzi też zwierzęta, pomiędzy którymi nie ma agresji. Zwierzęta w Starym Testamencie są przede wszystkim wspominanie w kontekście składania ofiar dla Boga. Baranki, gołębie, kozły – były sposobem przebłagania za grzechy. Jeden z psalmów zapewnia o trosce Boga zarówno o człowieka, jak i o zwierzę. Jezus mówi, że Bóg troszczy się o ptaki. Tyle przychodzi mi do głowy, gdy myślę o zwierzętach w Biblii. Chrześcijaństwo nie ma wypracowanej spójnej koncepcji na temat świata zwierząt. W przeciwieństwie na przykład do buddyzmu. Świat zwierząt jest jednym z wielu światów, gdzie może odrodzić się dusza. Inne światy to: demony, ludzie, bogowie i półbogowie. Wcielenie w świecie zwierząt może być (rzadko) korzystne lub (przeważnie) trudne. Korzystne jest wtedy, gdy odrodzimy się w ciele domowego zwierzęcia otaczanego troską i obdarzonego przyjaźnią. Ale generalnie los zwierząt jest ciężki i bardzo trudno uwolnić się od karmy będąc zwierzęciem. Najlepsze możliwości ma człowiek. Wiedząc, że może odrodzić się w świecie zwierząt, buddysta darzy je szacunkiem i stara się im pomagać. Takiej motywacji nie ma chrześcijanin.

 Człowiek jest także zwierzęciem i uczestniczy w przyrodniczej przemianie materii, łańcuchu zjadania, umierania i odradzania się materii w nowej formie. Jest skazany na zabijanie i zjadanie innych zwierząt. Może także stać się ich ofiarą. W dzisiejszym cywilizowanym świecie jesteśmy chronieni przed dzikimi zwierzętami, ale ciągle czyhają na nas bakterie, pasożyty i inne nieprzyjemne zwierzaki. Walka trwa. Zabijanie trwa. Mam nadzieję, że kiedyś się to skończy. Ale jak będzie wyglądał świat zbawiony jeśli założymy, że będą tam również zwierzęta? Za dużo pytań ciśnie się do głowy. Na przykład: czy bakteria też będzie w królestwie niebieskim? Czy takie stworzenie, co do którego nie ma pewności, czy należy do roślin czy zwierząt też z nami tam będzie? A jeśli tak, to co z roślinami i przyrodą nieożywioną? Czy Bóg nada światu nową jakość, jakiej nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić? Nie możemy przeniknąć Bożych zamiarów.

 Jedyne, co nie podlega wątpliwości, to wielkie cierpienia, jakim poddawane są zwierzęta za sprawą człowieka. Po pierwsze oczywiście, hodowla i zabijanie zwierząt dla pożywienia i skór. Zwierzęta są traktowane jak przedmioty, hodowane na jak najmniejszej powierzchni, często nie widzą przez całe życie słońca i trawy. Są używane do eksperymentów medycznych i w przemyśle farmaceutycznym. Zwierzęta domowe są często traktowane okrutnie i bezwzględnie, zaniedbywane i porzucane. Dla naszej przyjemności dzikie zwierzęta są transportowane do ogrodów zoologicznych i prywatnych kolekcji. Jerzy Nowosielski mówił, że człowiek stworzył zwierzętom na ziemi obozy koncentracyjne. Wszystko to budzi moje współczucie i ogromne poczucie winy. Korzystamy z wszelkich udogodnień, jakie zapewnia nam praca i ciała zwierząt. Jesteśmy ich dłużnikami. I jakże często krzywdzimy je, nie widząc w tym nic złego. A przecież wykorzystywane przez nas zwierzęta czują ból, strach, radość. Chrześcijanin jest zobowiązany do czynienia dobra istotom czującym, do ograniczania ich cierpień. Najlepiej gdybyśmy, o ile to możliwe, przestali jeść mięso i używać wyrobów pochodzenia zwierzęcego. Na ile jest to możliwe? Na ile jest to utopia? Tak jak nie da się ze świata całkowicie wyrugować cierpień ludzkich , tak też nie można zlikwidować całkowicie cierpień zwierząt.  Musimy zatem je przynajmniej ograniczać do minimum. Kto może, powinien zostać wegetarianinem. To by była najbardziej etyczna postawa. Sama byłam wegetarianką przez 5 lat, więc jest to dla mnie możliwe. Skusiła mnie zwykła kiełbaska z grilla i od tej pory niestety jestem wodzona na pokuszenie przez różne smaczne potrawy mięsne. Podziwiam jednak tych, którzy ze względów etycznych wyrzekają się tych przyjemności.

 Zgodnie z Biblią zwierzęta zostały stworzone przez Boga. Czy stworzył je tylko po to, aby służyły człowiekowi za pokarm i pomoc? Czy ich cierpienie nie liczy się w oczach Boga, ich stwórcy? To niemożliwe. Musi być jakiś inny, nieznany nam, patrzącym z ludzkiej perspektywy, sens istnienia zwierząt, który sprawia, że chrześcijanin musi mieć dla nich szacunek, współczucie i wdzięczność. Całe bowiem stworzenie zostało uznane za dobre, choć do tej pory poddane jest złu. Mamy nadzieję, że tak nie będzie zawsze. „Oto czynię wszystko nowe” – wszystko, nie tylko człowiek będzie przebóstwiony, ale cały świat, cała przyroda. Nadzieję taką miał też Izajasz, gdy pisał te słowa o powrocie świata do stanu pierwotnego: „Wtedy wilk zamieszka z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze” (Iz 11, 6-9)

 Widać tu nadzieję na nowy świat bez zła i zabijania, w którym wszystkie zwierzęta żyją w pokoju i są roślinożerne. Teolog Andrew Linzey pisze w swojej książce Teologia zwierząt: „Jesteśmy zachęceni do tego, aby wyobrazić sobie zupełnie inny porządek świata – taki, gdzie nie istnieją już stworzenia żyjące kosztem innych i gdzie ludzkość żyje w doskonałej przyjaźni ze zwierzętami, których jęki nie są już konieczne”.

 Taką i ja mam nadzieję. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić człowieka zbawionego bez przyrody. Co nas będzie wtedy otaczać, gdy już będziemy mieli ciała przebóstwione? Pustka? Niebiańska architektura? Czy raczej coś w rodzaju niebiańskiego ogrodu Eden? Wiemy, że nie ma powrotu do tego samego rajskiego ogrodu. Ale być może będziemy żyli w innym ogrodzie. Ale to musi być ogród.

Wyzwolić Oświęcim much

Zbawienie całego stworzenia to dla mnie wręcz dogmat.

Acz całego jak całego: przy lepszym losie martwej natury nie będę się przecież upierał. Nie wiemy w ogóle, jaka właściwie będzie ta nowa ziemia, na którą mamy chrześcijańską nadzieję: czy będą tam lądy, morza i różne inne postacie ziemi starej. W tym kosmologiczno-eschatologicznym znaku zapytania nie mieści się jednak, na mój moralny gust, świat natury żywej. On musi być zbawiony. Nie tylko zresztą zwierzęta: jakoś przecież cierpią także rośliny.

Mój biologiczno-eschatologiczny dogmat jest bowiem dokładnie taki, jak i u świętego Pawła w podstawowym dla tego problemu passusie Listu do Rzymian (8, 18-22): kto cierpi, ten czeka na koniec boleści. Nadzieja umiera ostatnia, a nadzieja uczniów Chrystusa jest jeszcze bardziej żywotna, bo Abrahamowa, wbrew wszelkiej nadziei. Nawet gdy ta „naturalna” skona, żyje tamta, która jest nieśmiertelna, bo pochodzi od Pana życia i śmierci. Jeśli gatunek „homo sapiens” ufa Bogu, to powinien ufać również, że nasi „bracia mniejsi” doczekają się lepszego losu.

Z kapitalnych myśli wielkiego pisarza Karola Ludwika Konińskiego zapamiętałem określenie lepu jako „Oświęcimia much”. To nasze, ludzkie dzieło jest niewątpliwie bezlitosne. Ile też różnych cierpień zadawanych sobie nawzajem przez zwierzęta i rośliny. Ileż jednak  różnych tsunami, którym nie winien nawet diabeł. Jeśli Bóg stworzył świat tak totalnie makabryczny, przewidział też na pewno jakiś koniec męki kosmicznej: totalny a niewyobrażalnie szczęśliwy.

Autorytet Kościoła w dziele budowania ekoteologii

Publikowane w: Laboratorium wiary. Wybrać autorytet, red. W. Korzeniak, Pelplin 2011, s. 115-125.

Przeżywamy upadek autorytetów. Epoka ponowoczesna, w której przyszło nam żyć, negatywnie oceniająca kompetencje rozumu, odrzucająca tezę o istnieniu kryteriów prawdy i dobra, dokonująca beatyfikacji pluralizmu, wolności, indywidualizmu i subiektywizmu, podważa istnienie jakichkolwiek autorytetów, niezmiennych pobytów odniesienia dla wyborów i wartości. W forsowaniu takich idei jako istotna przeszkoda staje zawsze Kościół, głoszący istnienie niepodważalnych zasad i norm, dla których zawsze ostatecznym uzasadnieniem jest Jezus Chrystus – „Droga, Prawda i Życie” (Por. J 14, 6). Nie tylko nieprzejednany pozostaje w sprawach fundamentalnych, ale stara się wychodzić naprzeciw wyzwaniom, jakie niesie ze sobą nasz czas.

Kwestią szczególnie palącą jest pogłębiający się kryzys ekologiczny, w przeciwdziałanie któremu Kościół angażuje swój autorytet, zwracając uwagę na zjawiska, domagające się zdecydowanej reakcji i działania. To wyraz odpowiedzialnego korzystania z dóbr, jakie dał Stwórca człowiekowi, których użytkowanie wymaga dalekowzroczności i odpowiedzialności: „Powinniśmy przyjąć jako poważny obowiązek, by nowym pokoleniom przekazać ziemię w takim stanie, aby i one mogły godnie w niej zamieszkać i dalej uprawiać. (…) Należy sobie życzyć, by wspólnota międzynarodowa i poszczególne rządy potrafiły w sposób skuteczny przeciwstawić się takim sposobom używania środowiska, które okazują się niszczycielskie”[1].

Zaangażowanie Kościoła w budzenie ekologicznej świadomości sięga pontyfikatu Leona XIII, dokładnie encykliki Rerum novarum. Jest on wyrazem wnikliwego rozpoznawania „znaków czasu” oraz ich głęboką analizą w kontekście nauki objawionej. Troska o zachowanie i ochronę środowiska naturalnego jest integralnym elementem refleksji Kościoła nad problemami współczesności, coraz intensywniej w jego nauczaniu obecnym. Kościół angażuje swój autorytet w kształtowanie postawy człowieka wobec środowiska przyrodniczego, które będąc dziełem Stwórcy niesie w sobie dla człowieka zadanie do odpowiedzialnego „czynienia sobie ziemi poddaną” (Por. Rdz 1, 28). Realizacja tego zadania po katastrofie grzechu pierworodnego, nie zawsze dokonuje się, zgodnie z planem Bożym, lecz jako sprzeniewierzenie się tej, powierzonej u zarania dziejów człowiekowi misji. Okazuje się bowiem niejednokrotnie sprzeciwem wobec ustanowionego przez Stwórcę porządku i atakiem na życie[2].

Soborowy Dekret o apostolstwie świeckichApostolicam actuositatem” uczy, że Chrystusowe dzieło Odkupienia, dążąc do zbawienia ludzi, „obejmuje również odnowę całego porządku doczesnego”. Misja i zadania Kościoła w świecie nie wyczerpuje się więc tylko w głoszeniu Ewangelii, lecz także „na przepajaniu i doskonaleniu duchem ewangelicznym porządku spraw doczesnych”[3]. To oznacza – co dalej jasno dokument określa – że „zadaniem całego Kościoła jest gorliwa praca nad tym, by ludzie stali się zdolni do zorganizowania w sposób właściwy całego porządku rzeczy doczesnych i skierowania ich ku Bogu, przez Chrystusa. Do pasterzy należy jasne wyłożenie zasad dotyczących celu stworzenia ( … ) by porządek rzeczy doczesnych odnowił się w Chrystusie[4]. Wskazania soborowe znalazły swe ukonkretnienie szczególnie w nauczaniu Jana Pawła II, który już w swej pierwszej encyklice Redemptor hominis sformułował szereg postulatów, wskazujących możliwość skutecznego rozwiązywania problemów ekologicznych.

Stwierdził, że każdy człowiek powierzony jest trosce Kościoła, dlatego „Kościół nie może też nie być wrażliwy na wszystko, co służy prawdziwemu dobru człowieka, jak też nie może być obojętny na to, co mu zagraża”[5]. Kościół nie ma kompetencji do formułowania konkretnych, „technicznych rozwiązań” problemów ekologicznych. Może jednak je analizować i uwrażliwiać na nie w aspektach teoretycznych, moralnych, religijnych i edukacyjno-wychowawczych. W ten sposób może realizować swoją misję, która zakłada w każdej rzeczywistości, składającej się na ludzką egzystencję, czynić życie ludzkie godnym. Dotyczy to również środowiska, a którym żyje[6]. Problematyka dotycząca problemów ekologicznych znalazła swe pogłębienie i rozwinięcie w kolejnych dokumentach papieskich. Dokumentem praktycznie w całości poświęconym kwestiom ekologicznym jest Orędzie na XXIII Światowy Dzień Pokoju. Problematyka ekologiczna – dotykająca niezwykle szerokiej sfery zagadnień i problemów – w nauczaniu Jana Pawła II znalazła swe szczególne skoncentrowanie w pojęciu „grzechu ekologicznego”. Termin ten oznacza według papieża odpowiedzialność człowieka za środowisko przyrodnicze, które jest darem Bożym, ale domagającym się mądrego, z uwzględnieniem perspektywy przyszłości z niego korzystania.

Za najważniejsze postulaty nauczania Jana Pawła II w odniesieniu do kwestii ekologicznych należy uznać: wezwanie do uszanowania porządku kosmosu jego natury i praw), traktowanie ziemi i jej bogactw jako wspólnego dziedzictwa (także przyszłych pokoleń), powołanie międzynarodowego systemu koordynacji w rozporządzaniu zasobami ziemi, rozwiązanie strukturalnych form ubóstwa (przynoszącego także cierpienia ziemi), promowanie nowego stylu życia (postawy umiaru, odpowiedzialności), kierowanie się sumieniem w rozwijaniu nauki i techniki[7]. Również wprowadzony przez Jana Pawła II Katechizm Kościoła Katolickiego wyraźnie podkreśla znaczenie przyrody i obowiązki człowieka wobec niej. Swój fundament mają one w przymierzu zawartego przez Boga z ludźmi. Katechizm stwierdza ponadto, że obowiązek ochrony przyrody wynika także z faktu obecności w niej sacrum, z obowiązku przeciwstawiania się przez człowieka zagrożeniom życia, z troski o dobro przyszłych pokoleń, a także o przyszłość naszej planety. Znaczenie w tej kwestii mają racje naukowe, ekonomiczne i estetyczne[8]. Dzięki Janowi Pawłowi sprawy ekologii otrzymały w roku 1979[9] patrona w osobie świętego Franciszka z Asyżu – słynącego z umiłowania piękna stworzenia i zachwyconego wielkimi dziełami Bożymi: „daje chrześcijanom przykład prawdziwego i pełnego szacunku dla całego stworzenia. Przyjaciel ubogich, umiłowany przez Boże stworzenia, zachęcał wszystkich – zwierzęta, rośliny, żywioły przyrody, a także brata Słońce i siostrę Księżyc – do śpiewania Bogu hymnu czci i chwały. Biedaczyna z Asyżu daje nam świadectwo, że w pokoju z Bogiem możemy lepiej poświęcić się budowaniu pokoju z całym stworzeniem, które nie może istnieć bez pokoju między narodami”[10].

W podobnym duchu wypowiada się aktualny papież Benedykt XVI, akcentując potrzebę zjednoczenia wysiłków różnych nauk, by stworzyć możliwie najbardziej pełny i wszechstronny obraz problematyki zakresu ekologii i ochrony środowiska, by wskazać najtrafniejsze jej rozwiązania. Poznawanie świata i korzystanie z jego dóbr musi dokonywać się przy tym ze świadomością odpowiedzialności za jego przyszłość, z poszanowaniem naturalnego środowiska życia każdej stworzonej istoty. Człowiek nie może być doraźnie myślącym egoistą: „Powinniśmy przyjąć jako poważny obowiązek, by nowym pokoleniom przekazać ziemię w takim stanie, aby i one mogły godnie w niej zamieszkać i dalej uprawiać. (…) Należy sobie życzyć, by wspólnota międzynarodowa i poszczególne rządy potrafiły w sposób skuteczny przeciwstawić się takim sposobom używania środowiska, które okazują się niszczycielskie”[11].

Nie tylko papież, ale i biskupi angażują swój autorytet w kwestiach ekologicznych. Starają się w ten sposób znaleźć formułę prakseologicznego wyrażania nauczania Magisterium Kościoła, usiłując przełożyć prawdę płynącą z Ewangelii na płaszczyznę ekologiczno-duszpasterską i społeczno-proekologiczną. W ten sposób wspólnota Kościoła na poziomie diecezji, parafii i poszczególnych wiernych ma zaangażować się w dzieło ratowania środowiska, chronienia przyrody i budzenia świadomości ekologicznej. Konferencje Episkopatów i wspólnoty diecezjalne mają możliwość w konkretny sposób szukać rozwiązań problemów ekologicznych, dotyczących lokalnych środowisk.

W Polsce już w roku 1989 Episkopat ogłosił List pasterski na temat ochrony środowiska. Biskupi stwierdzają w nim, że zatrważająca sytuacja ekologiczna powinna być inspiracją do wzmożenia wysiłków walki z postępującą degradacją przestrzeni życia człowieka. Konieczna jest zmiana mentalności i rewizja stylu życia, często lekceważącego wobec istniejących zagrożeń i lekkomyślnego, pozbawionego dalszej perspektywy korzystania z dóbr natury, przyczyniającego się do jej bezpowrotnej degradacji. Biskupi wzywają do większej wrażliwości –  przemiany sumień, zmiany sposobu myślenia i postępowania, wypracowania postawy życia w większej harmonii z naturą i solidarności w dziele jej chronienia i ratowania. Konsekwencją przemiany myślenia w duchu bardziej proekologicznym powinna być konsekwentna realizacja sugestii, dotyczących formy polityki gospodarczej państwa, która powinna w większym stopniu uwzględniać wypracowane przez współczesną ekologię sugestię i rozwiązania.

Biskupi zwracają szczególnie uwagę na konieczność tworzenia, rozwijania i wdrażania bezpiecznych dla środowiska naturalnego i ludzkiego energooszczędnych technologii, jak również na konieczność nowych regulacji prawnej problemów związanych z ochroną środowiska. Konieczna jest budowanie mentalności ekologicznej, ukonkretniającej się w każdej sferze życia społecznego: „nowe myślenie ekologiczne winno przenikać działania wszystkich szczebli zarządzania i organizacji gospodarki, od robotnika obsługującego najprostsze urządzenia (…), aż po gremia decydujące”. Walka o czystość środowiska naturalnego, podejmowanie działań przeciwstawiających się jego dalszemu niszczeniu i angażowanie silę w dzieło jego odbudowy to jeszcze jeden element budowania wspólnego dobra[12].

Jawi się tu więc konieczność wypracowania teologicznych podstaw kompetentnego, rzeczowego, ugruntowanego w refleksji nad Objawieniem podejmowanie tematyki ekologicznej. Odpowiedzią na to zapotrzebowanie jest ekoteologia – nowa, dynamicznie rozwijająca się dziedzina nauk teologicznych. Coraz bardziej bowiem wyraźna jest niewystarczalność ujęć, jakie proponują podejmujące tematykę ekologiczną, nauki szczegółowe. Teologia – będąc nauką uniwersalną – posiada w sobie potencjał, mogący być cenną inspiracją w rozwiązywaniu problemów  z zakresu ekologii poprzez stworzenie przestrzeni spotkania i dialogu różnych, pozornie niesprowadzalnych do siebie sposobów analizowania rzeczywistości, jakimi są właśnie teologia oraz ekologia i ochrona środowiska[13]. Trzeba zauważyć, że nie jest to w myśli chrześcijańskiej tak naprawdę temat nowy. Sprawa relacji człowieka do świata, posiadając swoje uźródłowienie w tradycji biblijnej, obecna była zawsze w refleksji chrześcijańskiej. Z racji zjawisk, które w ramach ekologii nabrały szczególnej wagi i aktualności, przeżywa swój rozkwit i nabiera nowego znaczenia, zwłaszcza od lat osiemdziesiątych XX wieku[14].

Ekoteologia obejmuje swoimi badaniami, podejmowanymi w świetle Bożego Objawienia rzeczywistość świata, w którym obecne są różne problemy, będące efektem rozwoju cywilizacji technicznej. Perspektywa teologiczna oznacza uwzględnienie w dociekaniach nad kwestiami ekologicznymi całego szeregu aspektów, mianowicie: religijno-teologicznego, przyrodniczo-technicznego, polityczno-społecznego z uwzględnieniem tak relacji indywidualnej (osoba ludzka a środowisko) , jak i społecznych uwarunkowań tych problemów. Usytuowanie tematyki ekologicznej, albo inaczej – badanie tej problematyki na szerokim tle teologii – pozwala z zagadnień ekologicznych stworzyć interdyscyplinarny, całościowy, zwarty, spójny system. Może zostać stworzona całościowa koncepcja, przezwyciężająca fragmentaryzm ujęć, które zostają wypracowane przez poszczególne dyscypliny, wchodzące w skład ekologii[15].

Praktyczne działania Kościoła w związku z zagadnieniami ekologicznymi to zakres badań teologii pastoralnej, która powinna wypracowywać narzędzia oddziaływania na świadomość i mentalność ludzi Kościoła. W sferę jej zainteresowania wchodzą: katechezy ekologiczne, kształtowanie sumienie ekologicznego, ekologiczny rachunek sumienia, budzenie świadomości grzechu ekologiczny, etyka środowiskowa, rekolekcje ekologiczne, konferencje ekologiczne, Karta Ziemi[16]. Problematyka ekologiczna jest coraz częściej poddawana refleksji przez teologów, zajmujących się katechetyką, tworzącą teologiczne, podstawy wychowania ekologicznego. Usiłują oni ukazać człowieka jako kontynuatora dzieła stworzenia, uczestnika wielkiego Bożego planu , jednocześnie uświadamiając, że człowiek jest „koroną stworzenia”, ale nie jego właścicielem i władcą. Ludzkie panowanie nad światem nie oznacza prawa do bezmyślnego niszczenia i rabunkowego niego korzystania, nastawionego wyłącznie na szybki zysk, bez uwzględniania ekologicznych konsekwencji ludzkich działań[17].

Oddziaływanie duszpasterskie Kościoła kształtuje świadomość i odpowiedzialność ekologiczną przez wzywanie do odnowienia i pogłębienia więzi człowieka z przyrodą. Szczególnie dotyczy to środowisk niejako w naturalny sposób – z racji wykonywania swej pracy – zwianych ze światem natury. Aktywność duszpasterska powinna więc w szczególności dotyczyć rolników czy leśników, bardziej intensywnie niż do tej pory dotykając problemów ekoetyki. Oznacza to ukazywanie intensywnej, w bardziej wyraźny odpowiedzialności człowieka za środowisko, w którym żyje, uwzględniając jej teologiczne podstawy.

Podejmowanie odpowiedzialnych działań, wyrażających też chęć naprawienia wyrządzonego już zła, musi wyrazić się w radykalnym odwróceniu się od dotychczasowego myślenia i stylu życia, będącego niejednokrotnie niszczycielską ingerencją w integralność dzieła stworzenia i burzenia funkcjonujących w nim praw. Zmiana podejścia do środowiska naturalnego dotyczy tak poszczególnych osób, jak i Kościołów, organizacji, ruchów i wspólnot, które człowiek tworzy i w których żyje. Nawrócenie się i wypowiedzenie walki mentalności i zachowaniom, składającym się na „grzech ekologiczny”, oznacza podjęcie współpracy z Bogiem, odczytywania w sposób zgodny z duchem Objawienia zadania „czynienia sobie ziemi poddanej”, przez to włączenie się w dzieło budowania Królestwa Bożego[18].

*****

„Nie samym chlebem żyje człowiek” (Mt 4, 4). Stąd konieczność uświadamiania człowiekowi ciągle ginącej we współczesnym gwarze świata perspektywy eschatologicznej jego egzystencji. Ona właśnie pozwala poszerzyć spektrum ludzkich potrzeb i zmienić sposób postrzegania świata. Człowiek musi na nowo sobie uświadomić, że nie dla tego świata został stworzony, ale ma perspektywę życia wiecznego. Jego aktywność nie może więc wyrażać się w pogoni za dobrami tego świata – stymulowanej autosoteriologicznymi ideami „zbawienia przez dobrobyt”, lecz musi uwzględniać misję „gromadzenia skarbów w niebie”(Por. Mt 6, 19-20).

Konieczne jest więc wyzwolenie się z mentalności me generation – indywidualistycznego myślenia egoistów, którzy dokonują wyłącznie autointerpretacji świata i podporządkowują go swoim chceniom[19] – na rzecz myślenia zawsze biorącego pod uwagę troskę o dobro przyszłych pokoleń i uwzględniającego Boże przykazanie miłości drugiego człowieka, które oznacza również podejmowanie wysiłku o zachowanie zdrowego środowiska naturalnego dla żyjących współcześnie i także przyszłych pokoleń. Bezmyślny, krótkowzroczny, nacechowany chciwością i egoizmem rabunkowy wyzysk bogactw natury jest sprzeniewierzeniem się misji, którą Bóg powierzył człowiekowi i dobrowolnym zredukowaniem ludzkiej egzystencji do wymiaru jego fizyczności.

Tu rysuje się więc wielka przestrzeń do aktywnego działania wszystkich dzieci Kościoła, które stylem życia – inspirowane nauczaniem Magisterium – powinny przyczyniać się także do upowszechniania świadomości ekologicznej. Nie mogą pozostawać obojętni i bierni wobec faktu coraz intensywniejszej dewastacji środowiska naturalnego, która sprawia, że rozległe obszary naszej planety stają się niegościnne i nieprzyjazne człowiekowi[20]. Kościół poprzez swe nauczanie coraz intensywniej angażuje swój autorytet w tę problematykę. Od odpowiedzi każdego człowieka wiary na to wołanie zależy, na ile głos Jego będzie słyszalny i będzie miał wpływ na kształtowanie oblicza naszego świata.




[1] Benedykt XVI, Caritas in veritate, nr 50


[2] E. Ablińska, Człowiek w środowisku przyrodniczym i społecznym, Lublin 2005, s. 34-37.


[3] Dekret o apostolstwie świeckich Apostolicam actuositatem, nr 5.


[4] Tamże, nr 7.

[5] Jan Paweł II, Redemptor hominis, nr 13.

[6] Por. tamże.

[7] Zob. A. Skowroński, „Kwestia ekologiczna” w nauczaniu Jana Pawła II, w: Ochrona środowiska w filozofii i teologii, red. J. M. Dołęga, J. W. Czartoszewski, Warszawa 1999, s. 286n.

[8] Zob. A Dyduch-Falniowska, M. Grzegorczyk, Czy Katechizm Kościoła Katolickiego zachęca do ochrony przyrody?, w: Między niebem a ziemią. Ku etyce ekologicznej, red. A. Dyduch-Falniowska, s. 283-287.

[9] Jan Paweł II, List apostolski „Inter Santos”, w: Dzieła zebrane, t. 3, Kraków 2007, s. 625

[10] Jan Paweł II, Orędzie na XXIII Światowy Dzień Pokoju 1990 r. „Pokój z Bogiem Stwórcą – pokój z całym stworzeniem, „L ‘Oservatore Romano”, wyd. polskie, 1989 nr 12, nr 16.

[11] Benedykt XVI, Caritas in veritate, nr 50.

[12] Por. List pasterski Episkopatu Polski na temat ochrony środowiska (2. 05. 1989 r.), „Pismo okólne” 1989 nr 23, s. 1-4.


[13] Por. W. Hryniewicz, Pascha Chrystusa w dziejach człowieka i wszechświata. Zarys chrześcijańskiej teologii paschalnej, t. 3, Lublin 1991, s. 430-432.


[14] Zob. A. Dańczak, Wzajemna relacja człowieka i świata w teologii doby ekologii, „Studia Gdańskie” XVI (2004), s. 74.


[15] Zob. K. Łastowski, Ekologia a filozofia. Od teologii jako nauki biologicznej do ekologii jako nauki humanistycznej, w: Wprowadzenie do filozoficznych problemów ekologii, red. A. Papuziński, Bydgoszcz 1999, s. 7-20.

[16] Por. J. M. Dołęga, Zagadnienia ekologiczne w problematyce ekologicznej, „Studia Teologiczne. Białystok, Drohiczyn, Łomża”, 1997 nr 15, s. 277.

[17] Por. S. Dziekoński, Teologiczne podstawy wychowania ekologicznego w katechezie, „Ateneum Kapłańskie”, 2002 nr 138, s. 481-192.

[18] Por. I. Czaczkowska, Pomiędzy potopem a tęczą. Ekumeniczne studium integralności stworzenia, Lublin 1998, s. 124.

[19] Por. Ch. Taylor, Etyka autentyczności, Kraków 1996, s. 18.


[20] Por. Jan Paweł II, Novo millenio inneunte, nr 51.

Pytania teologii feministycznej

W swojej wypowiedzi na temat teologii feministycznej dr Elżbieta Wiater stwierdza, że centrum teologii feministycznej nie wydaje się być Bóg, ale pytanie jak ukształtować obraz Boga, żeby kobiety na tym zyskały. I jeśli mam rację, to jest to podejście błędne metodologicznie, a rozwijana refleksja powinna w takim wypadku nosić nazwę feminologii teologicznej.

Nie  trzeba być zawodowym teologiem, żeby wiedzieć, iż od wieków trwają dyskusje starające się ustalić, czym jest teologia. Jeśli zgodzimy się, że teologia rozpatruje istnienie, atrybuty Boga oraz konsekwencje tychże dla rzeczywistości stworzonej i człowieka, zabieg lingwistyczny E. Wiater polegający na inwersji części składowych terminu nie będzie dowodem na „błąd metodologiczny”, a jedynie wskaże na odmienne rozłożenie akcentu owych części. (Nie zakładam, że ze strony autorki wpisu  jest to tylko dyskredytująca pojęcie gra słów.)  Klasyczna teologia, charakteryzująca się przeogromnym zróżnicowaniem wątków, nie określała się jako „męska”, miała bowiem być uniwersalna, czyli ludzka, nie dzieląca świata na chrześcijaństwo mężczyzn czy kobiet. Nie przynależy też do żadnej ideologii, a jedynie jest faktem, stwierdzenie, że przez niemal 2000 lat tworzyli ją wyłącznie mężczyźni. Podobnie zresztą jak wszelkie inne nauki i systemy. Czasy się jednak zmieniły. Kobiety zdobywają wykształcenie i trudno byłoby dziś uznać, że w dalszym ciągu mają milczeć. Ale mówić trzeba z pełną świadomością odpowiedzialności za słowo. To trzeba dziś przypominać wszystkim, kobietom i mężczyznom.

W świeżo wydanej książce „Feminizm – antyfeminizm. Kobieta w Kościele”, wspomniałam, że teologia feministyczna wyszła od  hipotezy, że – jak to pierwsze teolożki odczytały z zastanej teologii – „jeśli Bóg jest mężczyzną, to mężczyzna jest Bogiem”.  Nie można więc teologii feministycznej zarzucić, że nie stawia pytań o istotę Boga. Problem z teologią feministyczną polega raczej na tym, że tak wywrotowy pogląd, radykalnie zastosowany, musiał prowadzić do daleko, bardzo daleko idącej rewizji dotychczasowej teologii. (Wspomnę od razu, że KKK mówi o tym, że Bóg płci nie posiada. Terminy takie jak Ojciec i Syn sprawę jednak trochę komplikują…) Mary Daly, amerykańska autorka cytowanego poglądu, z biegiem czasu odeszła od Kościoła katolickiego. Jej następczynie głoszą mniej lub bardziej śmiałe tezy.

Innym dyskusyjnym punktem w tekście E. Wiater jest stwierdzenie, że pytanie o Boga zastąpiły  pytania z zakresu socjologii lub administracji kościelnej (mam tu na myśli m.in. pytanie o kapłaństwo kobiet). Chyba się jednak nie mylę, że dotychczasowa nauka Kościoła stoi na stanowisku, że zagadnienie kapłaństwa kobiet wykracza poza obręb przepisów administracji kościelnej. I tu jest sedno sporu.

Teologia feministyczna – zgadzamy się –  stawia klasycznej teologii pytania, których dotąd jej nie stawiano. Żaden autorytet, żadna władza wątpliwości, pytań nie lubi, woli być „niekwestionowana”. Dzisiejsze czasy wydają się jednak drastycznie ograniczać taką opcję.