Niezwykle barwną postacią dialogu międzyreligijnego jest Bede Griffiths, benedyktyn, filozof i pisarz katolicki, który po gruntownych studiach myśli Orientu wyjechał do Indii, gdzie podjął życie ubogiego mnicha – sannjasina . Pisał: „ Muszę być hinduistą, buddystą, dżainistą, Parsem, Sikhem, muzułmaninem i żydem tak samo jak chrześcijaninem, jeżeli mam poznać Prawdę i znaleźć punkt zgodności w wszelkiej religii” ( Powrót do środka). Dla Griffithsa Kościół jest powszechny, a zatem powinien wcielić w siebie wszystko , co prawdziwe w innych religiach, a szczególnie wielkie tradycje buddyzmu i hinduizmu. Ten angielski benedyktyn nigdy nie powątpiewał w swoją chrześcijańską tożsamość , ale jego pojęcie Kościoła jest szczególne. Zmarł w 1996 roku w prowadzonym przez siebie i kilkunastu hindusów klasztorze-aśramie w Shantivanam, miejscu spotkań ekumenicznych, modlitwy i liturgii .
Beda rozumiał tajemnicę Boga jako niewyrażalną Rzeczywistość, jednak dostępną dla każdego człowieka , bo ukrytą w jego sercu. Dotarcie do niej wymaga całkowitego oderwania od świata, osiągalnego np. poprzez jogę. To, co proponował, różni się jednak zdecydowanie od przeróżnych płatnych kursów jogi oferowanych niemal w każdym mieście Zachodu. Zajęcia te obejmują jedynie pierwsze cztery stopnie klasycznej jogi, hata-jogę. Prowadzone przez ignorantów mogą być niebezpieczne, jako że prawdziwym joginem może być tylko Hindus. Tak naprawdę, rdzenny Europejczyk nie potrafi nawet usiąść w pozycji pełnego lotosu (asana). Joginowi nie chodzi o zdobywanie nadzwyczajnych mocy i umiejętności. W jodze hinduskiej materia i życie, ludzka świadomość i doświadczenie osobowego Boga nie zatracają się w prawdziwej Rzeczywistości. Raczej ulegają ewolucji ku boskiemu życiu, w którym nie unicestwiają się , lecz zostają spełnione.
Musi być ruch wznoszenia się… i ruch schodzenia pozwalający Duchowi wniknąć w głębię materii i podnieść ją do nowego sposobu istnienia… Dla chrześcijanina wszystko to już nastąpiło w Zmartwychwstaniu Chrystusa. W Jego ciele materia została przekształcona, ażeby stać się ciałem duchowym, które jest ośrodkiem życia boskiego. Ludzkie ciało przez styczność z ciałem Chrystusa ( Eucharystia), które nie jest już dłużej ograniczone przez przestrzeń i czas, ma w sobie ziarno boskiego życia. (Powrót do środka).
A zatem joga jest niezasadna dla chrześcijaństwa. Czy to znaczy, że joga ma cechy diaboliczne? Nie sądzę. Joga jest jednym z najstarszych i największych systemów filozoficzno-mistycznych świata. Ma pochodzenie przedaryjskie; dopiero później została zaadoptowana przez hinduizm. W Indiach słowo joga odnosi się potocznie do wielu form ascetycznych powszechnie stosowanych. Jest droga modlitwy (bhakti), droga wiedzy (dżana) i droga działania (karman). Większość hindusów odnajduje drogę zjednoczenia z Bogiem poprzez działanie. Można być zbawionym poprzez prace, trzeba ją jedynie wykonywać w pewnym oderwaniu, ofiarować Bogu. Byłem wystarczająco długo w Indiach, by odnieść przekonanie, że asceci hinduscy, których spotkałem, sadu, jogini, sannjasini są normalnymi, przemiłymi i bardzo pracowitymi ludźmi, kochającymi Boga. Wszystkie trzy drogi jogi właściwie w życiu codziennym hindusów się krzyżują. Podziwiałem ich religie – wielki, godny podziwu wysiłek, skierowany ku osiągnięciu zbawienia.
Dyscyplina jogi jest metodą oczyszczenia ciała, umysłu i duszy, przygotowaniem do błogosławionej wizji i niczym więcej. Na najwyższym stopniu, samathi, dusza ogląda i posiada Boga (Radhakrishnan).
Zdaniem Griffithsa, w tym najwyższym stanie, samathi, rozróżnienie między Bogiem a duszą zostaje przekroczone. To nie Bóg pozostaje, ale absolutna transcendencja, otchłań Bóstwa. Myśl tu ustaje i wszystko jest ciche. Ale w tej ciszy kryje się Słowo, które jedynie pojmuje Ojca, Słowo w którym wszystko odwiecznie istnieje. W owym Słowie obecny jest Duch, a Duch ten jest Miłością zbierającą wszystko w jedno. Beda mniej więcej tak rozumiał chrześcijańską jogę. Zbliżył się do mistyków hinduskich, oswajał ich, wraz z nimi mieszkał i medytował. Uważał, że oba rodzaje jogi hinduska i chrześcijańska nie muszą się wykluczać. Celem jogi hinduskiej może bowiem być również uwielbianie Boga lub zjednoczenie się z absolutem. Przyświecał mu jeden cel: „ Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno ” (J 17,21).
Głębokość myśli tego benedyktyńskiego mnicha nie łatwo przeniknąć. Jest oczywiste, że dla Griffithsa Bóg w Trójcy jedyny jest Bogiem wszystkich narodów. Czy zatem joga jest jedną z możliwych dróg zbawienia i zjednoczenia? Czy może prowadzić do jedności? Jeśli biblijne „ wieczne przymierze” ( Rdz 9,16) zawarte przez Boga z Noem jest zapowiedzią zbawienia całej ludzkości, to czemu nie ?
***
Osobne zagadnie stanowi Joga buddyjska, której celem jest zawsze osiągnięcie wyzwolenia z kręgu narodzin i śmierci. Wymaga oddzielnej refleksji w kontekście omówienia dialogu chrześcijańsko-buddyjskiego.