Większość z nas uważa demokrację za najlepszy możliwy system polityczny, ale w starożytności takie przekonanie nie tylko nie było powszechne, ale wręcz przeciwnie – demokrację uważano za szczyt anarchii. Grzegorz z Nyssy, chcąc pognębić swojego przeciwnika Eunomiusza pisze, że gdyby jego poglądy zwyciężyły, czyli gdyby uznano Syna Bożego za stworzenie, „nauczanie wiary zmieniłoby się w jakąś całkowitą anarchię i demokratyczną swobodę (εἰς ἀναρχίαν τινὰ πάντη καὶ δημοκρατικὴν αὐτονομίαν)”. Większej obelgi nie mógł sobie wyobrazić!
Archiwum kategorii: ojcowie dosłownie
cytaty, fragmenty, dzieła – Marta Przyszychowska
Zalety prokrastynacji
Gdy psychologia i coaching zrzucają na prokrastynację bomby atomowe, Jan Kasjan dostrzega jej zalety. Oto one:
Tocząca się w nas wewnętrzna walka bardzo często wywołuje pożyteczne dla nas wahanie i zbawienną zwłokę. Wskutek oporu ociężałego ciała odwlekamy niekiedy bowiem wykonanie bezbożnych myśli i dzięki temu, że uczynek się odwlecze, a wróci zastanowienie, może nastąpić żal i poprawa. Spójrzmy zresztą na istoty, o których wiemy, że ciało nie przeszkadza im w natychmiastowym wykonywaniu pragnień i postanowień, ten. na demony, czyli duchy nieprawości. Upadłe ze wzniosłej godności anielskiej, są bardziej nikczemne od ludzi, właśnie dlatego, że nigdy nie mogą odstąpić od wykonania swoich zamysłów, a zamiar grzechu, raz powzięty, wykonują bez najmniejszej zwłoki. To, co ich umysł naprędce wymyśli, równie chyżo i swobodnie wykonuje, a ponieważ posiadają tę błyskawiczną łatwość realizacji każdej tylko zachcianki, więc i zła, raz powziętego, nie może naprawić zbawienne niezdecydowanie.
Jan Kasjan, Rozmowy z ojcami IV, 13, tł. Arkadiusz Nocoń
Sen
Życie obecne jest jak sen. Przebudzisz się w chwili śmierci i przekonasz się, że niczego nie masz w rękach. Kiedy żebrak śpi i śni mu się, że otrzymał spadek, nie ma człowieka bardziej szczęśliwego niż on – dopóki się nie przebudzi. Przerzuca przez sen bogate szaty, drogocenne złote i srebrne naczynia, wchodzi w posiadanie olbrzymich majątków, kłaniają mu się wielkie rody. Kiedy się przebudzi, zostaje mu tylko płacz.
Augustyn, Kazanie 39, 5, tł. Jacek Salij
Nawrócenie
Boskie Pismo nie tylko zabrania popełniania występków, ale także leczy tych, którzy otrzymali rany z ich powodu. Odczuwa wstręt do nowacjańskiej surowości i oskarża pasterzy, którzy nie okazali tego rodzaju troski o owce. Sam Bóg mówi: „O, pasterze! Słabej nie wzmocniliście, chorej nie uleczyliście, źle się mającej nie przywróciliście do sił, błądzącej nie nawróciliście, zagubionej nie szukaliście”. Jest oczywiste, że ten, kto oskarża zaniedbanie tego rodzaju działania, chce powiedzieć, że słabość owiec zasługuje na opiekę.
Teodoret z Cyru, O herezjach, tł. Przemysław Szewczyk
Miłość i nienawiść
Miłość jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10). A nasz Pan, opisując jej charakter, stawia ją za jedyny znak swych uczniów, mówiąc: Po tym poznają wszyscy, że jesteście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu (J 13, 35). Uciekajmy się przeto do miłości, jej się trzymajmy i z nią obchodźmy to święto! Gdzie jest miłość, tam znikają braki serca; gdzie jest miłość, tam milkną namiętności: Miłość nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie szuka swego (1 Kor 13, 4-5). Miłość nie wyrządza bliźniemu szkody. Gdzie miłość panuje, tam nie ma Kaina, który by zabił swego brata. Usuń źródło nienawiści, a usuniesz strumień wszelkiego zła. Wytnij korzeń, a nie będzie owoców. Mówię to jednak raczej z troski o tych, którzy nienawidzą, niż o znienawidzonych, bo oni ponoszą największą szkodę i gotują sobie wielką zgubę, podczas gdy ci, którzy muszą znieść nienawiść, otrzymają nagrodę. Patrz, ilu pochwałami został obsypany zabity Abel (Rdz 4, 10). Nawet po śmierci przemawia on przez krew własną i głośno oskarża zabójcę – Kain zaś żyje i zbiera plon swego czynu, wzdychając i drżąc pędzi życie na ziemi. Abel, choć zabity, złożony na ziemi nawet po swej śmierci okazuje swe męstwo i jak Kaina grzech uczynił tak nieszczęśliwym, że musiał wieść życie gorsze od śmierci, tak Ablowi uczyniła cnota nawet po śmierci jeszcze większą sławę. Abyśmy tedy i my tak tutaj, jak i tam większe sobie zgotowali zapewnienie i z tego święta otrzymali większą radość, odrzućmy brudne szaty grzechu, zwłaszcza szatę nienawiści. Choćby się zdawało, żeśmy dokonali wiele dobrych uczynków, wszystko na nic się nie przyda, jeżeli ta brzydka i wstrętna plama tkwić w nas będzie. Obyśmy jej uniknęli wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy dziś przez łaskę kąpieli odrzucili starą szatę grzechu i mogą rzucać światło jaśniejsze od promieni słońca.
Jan Chryzostom, Kazanie drugie na Zielone Święta, tł. Wojciech Kania
Grzegorz z Nyssy, Na psalm szósty o ósmym dniu
Gdy ci, którzy zgodnie z błogosławieństwem proroka przechodzą z mocy do mocy (por. Ps 84(83), 8) i ustanawiają w swoich sercach dobrą drogę wstępowania, chwytają jakąś dobrą myśl, prowadzi ich ona do wyższej myśli, dzięki której dokonuje się wstępowanie duszy coraz wyżej. I w ten sposób ktoś, kto nieustannie dąży dalej (por. Flp 3, 13), nigdy nie przerwie dobrego wstępowania prowadzony wzniosłymi myślami do poznania rzeczywistości, która jest w górze. Powiedziałem wam to, bracia, ponieważ rozmyślam nad psalmem szóstym i dostrzegam konieczny porządek logiczny, zgodnie z którym po [psalmie o] spadkobierczyni ofiarowano nam tekst dotyczący ósmego dnia . Z pewnością znacie dobrze tajemnicę dnia ósmego. To niegodne, że myślenie niektórych kieruje się ku żydowskim opiniom. Oni, sprowadzając wielkość tajemnicy dnia ósmego do wstydliwych części naszego ciała, twierdzą, że przez liczbę osiem wskazane są prawo obrzezania, oczyszczenie po porodzie i tym podobne rzeczy. Chociaż we wspomnianych przepisach zawarta jest ta liczba przy nakazie obrzezania dla chłopca i ofiary oczyszczającej dla kobiety, jednak my, pouczeni przez wielkiego Pawła o tym, że „prawo jest duchowe” (Rz 7, 14), ani nie odrzucamy Prawa, ani nie rozumiemy go w sposób niski, bo wiemy, że tak naprawdę ósmego dnia dokonuje się prawdziwe obrzezanie, wykonywane kamiennym nożem. Wiesz na pewno, że kamień odcinający nieczystość oznacza tę skałę, którą jest Chrystus (por. 1Kor 10, 4), to znaczy Słowo prawdy, i że tego dnia zatrzyma się brudna rzeka ludzkich spraw, po tym jak ludzkie życie przeistoczy się w boskie. Aby dla wszystkich stało się jasne znaczenie tych słów, lepiej wyjaśnię ich sens.
Czas tego życia w pierwszym powstaniu stworzenia wypełnił się w jednym tygodniu. Kształtowanie bowiem zaczęło się od pierwszego dnia, a koniec tworzenia nastąpił wraz z końcem tygodnia. Nastał pierwszy dzień – mówi Pismo – w którym powstały pierwsze rzeczy, w drugim drugie i wszystkie kolejno, aż do szóstego dnia (por. Rdz 1, 1-31). Siódmy dzień, który stał się kresem tworzenia, zamknął w sobie czas rozciągający się razem z kształtowaniem świata. Żadne inne niebo odtąd nie powstało ani żadna inna część świata nie została dodana do tych, które powstały na początku, ale zaistniało stworzenie całkowite, niepodlegające powiększaniu ani zmniejszaniu w swoich granicach; także żaden inny czas nie powstał przed tym, który pojawił się wraz z powstaniem świata, ale natura czasu została ograniczona tygodniem. Dlatego właśnie kiedy mierzymy czas dniami, zaczynając od pierwszego i kończąc liczenie na siódmym, wracamy znowu do pierwszego, zawsze odmierzając całą długość czasu cyklem tygodni, dopóki po przeminięciu rzeczywistości, które są w ruchu, i po zatrzymaniu się kiedyś ciągłego ruchu wszechświata, jak mówi Apostoł (por. 1Kor 7, 31), nie nadejdzie to, co dłużej nie podlega ruchowi, czego nie imają się już żadna zmiana ani żadne przekształcenie, ponieważ to stworzenie zawsze trwa takie samo przez wszystkie następne wieki; w tym stworzeniu dokonuje się prawdziwe obrzezanie ludzkiej natury dzięki usunięciu cielesnego życia i dzięki prawdziwemu oczyszczeniu z prawdziwego brudu. Brudem człowieka jest grzech, który rodzi się razem z ludzką naturą (ponieważ „W grzechach poczęła mnie moja matka” [Ps 51(50), 7]), a więc Ten, który dokonał oczyszczenia naszych grzechów, kiedyś całkowicie oczyści ludzką naturę, usuwając z natury bytów wszystko, co krwawe, brudne i nieobrzezane. Tak właśnie rozumiemy prawo dotyczące dnia ósmego, które dokonuje oczyszczenia i obrzezania, że po zakończeniu tygodniowego czasu po siódmym nastąpi dzień ósmy, nazwany ósmym, ponieważ następuje po siódmym, a nie ma już po sobie kolejnego. Jako jedyny bowiem trwa wiecznie , nie przerywany nigdy nocną ciemnością. Sprawia go inne słońce, dające prawdziwe światło, które od kiedy raz nam się ukazało, jak mówi Apostoł (por. 2Kor 4, 4), nigdy już nie daje się zakryć ciemności, ale objąwszy wszystko swoją jaśniejącą mocą daje nieprzerwane i niezastąpione niczym światło tym, którzy są godni, i czyni samych uczestników tego światła innymi słońcami, jak mówi Słowo w Ewangelii: „Wtedy sprawiedliwi zajaśnieją jak słońce” (Mt 13, 43).
Skoro we wcześniejszym psalmie mowa jest o tej, która ma otrzymać dziedzictwo, a dziedzictwo czeka na godnych w ósmym dniu i w nim odbywa się sprawiedliwy sąd Boga, wynagradzający każdego stosownie do zasług, słusznie więc prorok wraz ze wzmianką o ósmym dniu wprowadza wypowiedź na temat skruchy. Któż bowiem, przypomniawszy sobie o straszliwym sądzie Chrystusa, natychmiast nie ma wyrzutów sumienia i nie odczuwa lęku i trwogi? Choćby nawet był świadomy, że prowadził jak najlepsze życie, jednak spodziewając się skrupulatności sądu, na którym przedkłada się do badania nawet najdrobniejsze przeoczenia, jest przerażony spodziewając się najgorszego i nie wiedząc, jaki wyrok będzie na niego wydany. Dlatego jakby mając przed oczami straszliwe kary: Gehennę, mroczny ogień i wiecznego robaka sumienia (por. Mk 9, 42-47), nieustannie dręczącego duszę wstydem i wzbudzającego nowy ból przypominaniem zdziałanego zła, już teraz błaga Boga, by w gniewie nie wydawał go na badanie ani z powodu gniewu nie poddawał go karceniu za przewinienia. Albowiem sąd wydaje się dziełem gniewu dla skazanych na ostre karcenie polegające na tej strasznej karze. I dlatego, jakby już był jednym z bolejących, naśladuje jęki dotkniętych cierpieniem, dla których to, co spotyka bezbożnych jako odpłata, wydaje się gniewem. Mówi zatem: Nie spodziewam się, że z powodu tego gniewu ktoś będzie próbował przy pomocy strasznego biczowania uzyskać ode mnie przyznanie się do ukrytych grzechów, ale przewiduję wybuch takiego gniewu, kiedy już je wyjawię. Ten sam skutek bowiem, który w odniesieniu do chłostanych wywołuje ból, ujawniając wbrew ich woli ich ukryte złe uczynki, sprawia także sam z siebie wolny wybór, biczując i karząc siebie skruchą, i rozgłaszając ukryty głęboko grzech. A zatem mówiąc: „Nie badaj mnie swoim gniewem, ani nie karć mnie swoją zapalczywością” (Ps 6, 2), [prorok] konsekwentnie ucieka się do miłosierdzia, wywodząc przyczynę zła nie tyle z wolnego wyboru, co ze słabości natury; ulecz miłosierdziem mnie, urodzonego w grzechach, bo ze słabości wpadłem w namiętność. Czym jest ta słabość? Moje kości zostały rozłączone i straciły wzajemne połączenie. Kośćmi nazywa rozsądne myśli podpierające duszę: „Ulecz mnie, Panie, bo moje kości się wzburzyły” (Ps 6, 3). I wyjaśnia zagadkę tych słów, dodając: „Moja dusza bardzo się wzburzyła” (Ps 6, 4). Dlaczego – mówi – odwlekasz uleczenie, o Panie? Jak długo nie będziesz okazywał miłosierdzia? Czy nie widzisz, że ludzkie życie przemija? Uprzedź nawróceniem mojej duszy nieunikniony kres naszego życia, ponieważ po niespodziewanym nadejściu śmierci wszelki zamiar uleczenia jest bezowocny. Nie będzie bowiem już dłużej w śmierci ten, kto pamiętając o Bogu może uleczyć chorobę, która powstała w nim ze zła, bo wyznanie [grzechów] może coś zdziałać na ziemi, natomiast w Hadesie – nie działa.
Następnie jakby ktoś pytał: W jaki sposób wzywasz miłosierdzia, by uleczono przewinienia? W jaki sposób przejednałeś bóstwo? Tak odpowiada: „Zmęczyłem się swoim jękiem” (Ps 6, 7), obmywam łoże grzechu potokami łez. Dlaczego? Dlatego że „w gniewie” – mówi – „moje oko się wzburzyło” (Ps 6, 8) i z tego powodu stałem się kimś starym i gnijącym, ponieważ gniew, zaszczepiony mi przez wrogów, spowodował rozkład w mojej duszy. Jeśli człowiek tak bardzo lęka się z powodu gniewu, który pchnął go do popełniania zła, to jest tym bardziej prawdopodobne, że odrzucą nadzieję zbawienia ci, którzy widzą w swoim życiu nie tylko poruszenie wynikające z gniewu, lecz także wiedzą, jak wielkie namiętności wzbudza pożądanie, chciwość, próżność, żądza zaszczytów, zazdrość i pozostały rój ludzkich wad. Dlatego zwróciwszy się do swoich przeciwników, mówi: „Odsuńcie się ode mnie wszyscy, którzy czynicie nieprawość” (Ps 6, 9). W następnych słowach ukazuje dobrą nadzieję, którą posiadamy na skutek skruchy. Gdy tylko wypowiedział do Boga słowa skruchy i uzyskał świadomość życzliwości Boga względem siebie, rozgłasza łaskę i obwieszcza dar, mówiąc: „Pan wysłuchał mojej prośby, Pan przyjął moją modlitwę” (Ps 6, 10), prosi swoich wrogów, aby się odsunęli biczowani wstydem, by na zawsze pozostało dla niego dobro, którego dostąpił dzięki skrusze, i by jego życie nie potrzebowało kolejnej skruchy. Ten bowiem, kto się zawstydził z powodu uczynienia zła, używa wstydu jako nauczyciela, by więcej nie popaść w występki; dzięki temu w przyszłości będzie się trzymał z dala od podobnych pokus.
Taka jest zatem kolejność dobrej wędrówki w górę: czwarty psalm odróżnił niematerialne dobro od cielesnego i materialnego; piąty stanowi modlitwę o dziedzictwo tego dobra; szósty objawił czas objęcia dziedzictwa dzięki wzmiance o ósmym dniu: ósmy dzień uczynił jawnym lęk przed sądem, sąd napomniał nas grzeszników, byśmy poprzez skruchę uniknęli straszliwego losu, następnie słuszna skrucha, okazana przed Bogiem, ogłosiła nam zysk, jaki z niej dla nas wynika, gdy powiedziała: Usłyszał Pan głos tego, który zwraca się do Niego ze łzami. Dalej, prorok wzywa wrogie myśli do zniknięcia pod wpływem wstydu, aby dobro pozostało dla nas niezmienne w przyszłości. Nie da się inaczej unicestwić wrogiej i bezprawnej myśli, jak tylko poprzez zmuszenie jej do zniknięcia przez wstyd. Wstyd z powodu popełnionego zła staje się ziejącą, głęboką otchłanią, która odgradza człowieka od grzechu jak mur. Wołajmy zatem: „Niech się zawstydzą i niech okażą skruchę wszyscy moi wrogowie” (Ps 6, 11). Wrogami są niewątpliwie domownicy, którzy wychodzą z serca i czynią człowieka nieczystym (por. Mt 10, 36; Mk 7, 15). A kiedy oni szybko uciekną ze wstydu, nastąpi dla nas nadzieja chwały, która nie kończy się wstydem, dzięki łasce Pana, któremu chwała na wieki. Amen.
tł. M. Przyszychowska
Tekst z wstępem i przypisami ukazał się w Vox Patrum 65
https://www.academia.edu/26403905/Grzegorz_z_Nyssy_Na_psalm_sz%C3%B3sty_o_%C3%B3smym_dniu_
Boga masz w sobie
Zdrowie ciała stanowi niewątpliwie w ludzkim życiu dobro, lecz do szczęścia nie wystarczy znać definicję zdrowia, trzeba w zdrowiu żyć. Jeśli ktoś, wygłaszając pochwałę zdrowia, najadł się czegoś szkodliwego i wzdymającego, to jakąż odniósł korzyść z panegiryku o zdrowiu, skoro męczą go choroby? Podobnie powinniśmy rozumieć rozważane zagadnienie: Pan nie twierdzi, że szczęście polega na dowiedzeniu się czegoś o Bogu, ale na posiadaniu Boga w sobie. Błogosławieni bowiem czystego serca, ponieważ oni Boga oglądać będą. Nie wydaje mi się, by obiecywał oglądanie Boga twarzą w twarz temu, kto oczyścił oczy duszy, ale wzniosła nauka podsuwa nam to, co w innym miejscu Pan wypowiada wprost, stwierdzając, że królestwo Boże jest w nas, abyśmy dowiedzieli się, że ten, kto oczyścił serce z grzesznych skłonności widzi we własnej piękności obraz Bożej natury. Zdaje mi się, że ta wypowiedź daje w kilku słowach taką oto radę: Ty, który pragniesz kontemplować prawdziwe dobro! Gdy usłyszysz, że Boski majestat wzniósł się nad niebiosa, że Jego chwała jest nieopisana, piękno niewypowiedziane, natura niepojęta, nie trać nadziei, że możesz zobaczyć to, czego pragniesz! W tobie bowiem zawiera się miara możliwości poznania Boga, bo Stwórca wszczepił [twojej] naturze dobro już w momencie stworzenia.
Bóg wycisnął na swoim stworzeniu podobieństwo dóbr własnej natury, jakby kształtował wosk według jakiejś formy. Lecz zło, zakrywszy ten znak podobieństwa do Boga uczyniło bezużytecznym dla ciebie to dobro, spowiwszy je paskudnymi zasłonami. Jeśli dzięki doskonałości życia obmyjesz brud kalający twe serce, rozbłyśnie dla ciebie piękno podobne do Boskiego. Jak żelazo oczyszczone osełką z rdzy, wcześniej czarne, teraz błyszczy i lśni w słońcu, tak człowiek, gdy zeskrobie ze swego wnętrza, które Pan nazywa sercem, rdzawy brud, naniesiony przez złą pleśń, odzyska podobieństwo do pierwowzoru i stanie się dobry. To bowiem, co jest podobne do dobra, jest dobre. Kto więc wpatruje się w siebie, widzi w sobie to, czego pragnie i w ten sposób czysty sercem osiąga szczęście, bo spoglądając na własną czystość ogląda w obrazie pierwowzór.
Grzegorz z Nyssy, Homilie do błogosławieństw 6, tł M. Przyszychowska
Sławny list Grzegorza z Nyssy o pielgrzymkach do Jerozolimy
Tam, gdzie Pan wzywa błogosławionych do objęcia dziedzictwa królestwa niebieskiego, nie wymienił wśród dobrych uczynków pielgrzymki do Jerozolimy; tam, gdzie głosi błogosławieństwo, nie objął nim takiej gorliwości. A kto ma rozum, niech rozważy, dlaczego mamy się gorliwie starać o to, co ani nie czyni szczęśliwym, ani nie prowadzi do królestwa niebieskiego. I choćby ta rzecz była pożyteczna, i tak nie byłoby dobrze, aby ludzie doskonali gorliwie starali się o nią. Ponieważ zaś rzecz ta, zbadana dokładnie, przynosi nawet szkodę duchową tym, którzy prowadzą życie ujęte w dokładne reguły, nie zasługuje ona na wielką gorliwość, lecz na największą ostrożność, by ten, co wybrał życie według Boga, nie naraził się na coś z tego, co przynosi szkodę.
Cóż więc jest w tym szkodliwego? Poważny tryb życia nakazany jest wszystkim, tak mężczyznom, jak niewiastom, a właściwością życia ascetycznego jest przyzwoitość. Zachowuje się ją w sposobie życia nie towarzyskim, samotniczym, tak że jego natura jest czymś niezmieszanym, kiedy pragnąc przestrzegać przyzwoitości kobiety nie szukają towarzystwa mężczyzn, ani mężczyźni towarzystwa kobiet. Natomiast konieczność podróżowania zawsze sprowadza obowiązującą w tym dokładność do zobojętnienia wobec zasad ostrożności. Niemożliwą bowiem rzeczą dla niewiasty jest przebycie tak wielkiej drogi, gdyby nie miała opiekuna: z powodu fizycznej słabości trzeba ją wsadzać na muła i zsadzać z niego, a w trudnych przejściach trzeba ją podtrzymać. Cokolwiek byśmy zaś przypuścili, czy to ktoś jako jej znajomy spełnia przy niej te posługi, czy też dostarcza ich jako najemnik, to w obu Wypadkach to, co się dzieje, nie unika nagany. Czy to bowiem powierza się obcemu, czy też swojemu, nie zachowuje prawa wstrzemięźliwości.
A ponieważ na Wschodzie zajazdy i gospody miasta nastręczają wiele swobody i obojętności wobec złego, jak może ten, kto przechodzi przez dym, nie mieć podrażnionych oczu? Gdzie brudzi się ucho i brudzi się oko, brudzi się także serce, przyjmując przez wzrok i słuch bezeceństwa. Jakże więc będzie można przejść bez poruszenia namiętności przez miejsca dotknięte namiętnością?
I cóż więcej od innych będzie miał ten, który był w owych miejscach? Jak gdyby Pan do dziś dnia przebywał cieleśnie w owych miejscach, a od nas odszedł; albo jak gdyby Duch Święty okazywał pełnię działania u Jerozolimian, a nie mógł przejść do nas! I jeżeli z tego, co się widzi, można wnioskować o obecności Boga, to raczej by mógł ktoś sądzić, że Bóg przebywa wśród ludu Kapadoków niż poza tym krajem. Ileż to bowiem jest u nich ołtarzy, przez które wielbi się imię Pana! Na całej prawie ziemi nie można by naliczyć tylu ołtarzy. A następnie, gdyby nawet w miejscach jerozolimskich była większa łaska, grzech u tamtejszych mieszkańców nie byłby tak nagminny. Tymczasem nie ma żadnego rodzaju nieczystości, na który by się u nich nie poważono: nieprawości, cudzołóstwa, kradzieży, bałwochwalstwa, trucicielstwa, zawiści i zabójstwa; zwłaszcza to ostatnie zło jest tam tak nagminne, że nigdzie nie ma takiej gotowości do zabijania, jak w owych miejscach, gdzie jak dzikie zwierzęta biegną rodacy do krwi rodaków, by się wzajemnie mordować dla zimnego zysku. Gdzie tedy dzieją się takie rzeczy, jaki dowód masz na to, że w tych miejscach jest większa łaska?
Lecz wiem, co wielu odpowie na moje słowa. Mówią bowiem: „Dlaczego tego prawa nie ustanowiłeś i dla siebie samego? Przecież jeżeli pobyt w tamtych miejscach nie przyniósł żadnej korzyści temu, który według Boga odbył tę pielgrzymkę, to dlaczego, zamiast zostać u siebie, na próżno podjąłeś się tak wielkiej drogi?” Niech więc posłuchają mojej obrony w tej sprawie! Mnie z powodu tego rodzaju życia, jakie mi kazał prowadzić ten, co kieruje naszym życiem, wypadło koniecznie być aż w tych miejscach z powodu świętego Soboru w sprawie poprawienia Kościoła w Arabii. Ponieważ zaś Arabia graniczy z miejscami jerozolimskimi, przyrzekłem zbadać tę sprawę wspólnie z przełożonymi świętych Kościołów jerozolimskich, dlatego że wzajemne stosunki między Arabią a tymi Kościołami były w zamieszaniu i potrzebowały jakiegoś pośrednika. A nadto wobec tego, że najpobożniejszy cesarz ułatwił nam drogę przez pozwolenie korzystania z komunikacji państwowej, nie musieliśmy doznać tego, co zauważyliśmy u drugich. Albowiem pojazd służył nam za kościół i pustelnię, gdzie przez całą drogę wszyscy śpiewali psalmy i pościli dla Pana. Niech więc nasz przykład nikogo nie gorszy, a raczej niech nasza rada będzie bardziej przekonywająca, bo cośmy widzieli na własne oczy, o tym dajemy radę. Myśmy bowiem wyznawali, że objawiony Chrystus jest prawdziwym Bogiem i wtedy, zanim byliśmy na miejscu, i potem, a wiara nasza ani nie była mniejsza przedtem, ani potem się nie powiększyła. I o tym, że się stał człowiekiem przez Dziewicę, wiedzieliśmy i przed zwiedzeniem Betlejem. I w zmartwychwstanie wierzyliśmy przed oglądaniem pomnika grobowego, a wniebowstąpienie uznawaliśmy za prawdziwe i bez widzenia Góry Oliwnej. Tylko zaś tyle zyskaliśmy z pielgrzymki, żeśmy poznali przez porównanie, iż nasze miejscowości są o wiele świętsze od zagranicznych.
Przeto wy, którzy boicie się Pana, chwalcie Go tam, gdzie jesteście. Albowiem zmiana miejsca nie powoduje przybliżenia Boga, lecz gdziekolwiek byś był, Bóg przyjdzie do ciebie, jeżeli znajdzie się taka gospoda twojej duszy, aby Pan zamieszkał i przechadzał się w tobie. Jeżeli zaś masz człowieka wewnętrznego pełnego złych myśli, to chociażbyś był na Golgocie i na Górze Oliwnej i pod pomnikiem zmartwychwstania, jesteś tak daleki od przyjęcia do siebie Chrystusa, jak ci, co w ogóle nie wyznawali wiary w Niego.
Poradź więc, mój kochany, braciom, by podróżowali od ciała do Pana, a nie z Kapadocji do Palestyny. Jeżeliby zaś ktoś przytoczył słowa Pana, nakazujące uczniom, by nie odchodzili z Jerozolimy (Acta 1, 4), to niech zrozumie, co znaczą: Ponieważ laska i rozdawnictwo Ducha Świętego jeszcze nie przyszło do apostołów, polecił im Pan pozostać na tym samym miejscu, aż przyobleczeni zostaną w moc z góry. I gdyby do dziś dnia działo się to, co było na początku, że Duch Święty w postaci ognia rozdzielał każdemu swe dary, trzeba by wszystkim być w tym miejscu, w którym odbywał się rozdział darów; jeżeli zaś Duch wionie, gdzie chce, to i ci, którzy są tu i wierzą, stają się uczestnikami Jego darów, stosownie do swej wiary, a nie stosownie do pielgrzymki, przedsięwziętej do Jerozolimy.
Grzegorz z Nyssy, List o pielgrzymkach do Jerozolimy, tł. T. Sinko
Jak Bóg stworzył medycynę
Wszystkie pożyteczne i pomocne do ludzkiego życia rzeczy, które czas wynalazł, nie inaczej zostały wynalezione, jak właśnie dzięki pomysłowości. Wydaje mi się nawet, że nie zbłądzilibyśmy, gdybyśmy uznali wynalazczość za najcenniejsze z wszystkich dóbr, udzielonych nam w tym życiu i powstałych w naszych duszach dzięki boskiej opatrzności. Mówię to, ponieważ pouczył mnie Hiob; mówi, że sam Bóg nauczył człowieka rzemiosła i dał kobietom umiejętność tkania i haftowania. Nikt nie mógłby twierdzić (chyba że byłby cielesny i zwierzęcy), że Bóg nauczył nas tego rodzaju sztuk jakimś swoim bezpośrednim działaniem, osobiście angażując się w pracę, jak to można zobaczyć w rzeczach uczonych za pomocą ciała. A jednak powiedział, że Bóg nauczył nas tego rodzaju umiejętności. Ten, który dał naturze zdolność wymyślania i odkrywania, On sam poprowadził nas do tych zajęć i każdy wynalazek i dzieło przypisuje się w sensie przyczyny sprawcy tej zdolności: tak właśnie życie wynalazło medycynę, lecz nie pomyli się ten, kto powie, że medycyna jest darem Boga. Wszystko, co zostało wynalezione za ludzkiego życia i ma jakieś pożyteczne zastosowane w czasie pokoju lub wojny, nie skądinąd dotarło do nas, jak tylko z umysłu, który poznaje i wymyśla dla nas jedną rzecz po drugiej, a umysł jest dziełem Boga, więc wszystko, co przynosi nam umysł, jest dziełem Boga. Nie zaprzeczam temu, co mówią nasi przeciwnicy, że pomysłowość zmyśla i tworzy mityczne stwory i kłamliwe brednie, jednak dla naszego celu i to ich rozumowanie bardzo się przydaje. Twierdzimy bowiem także i my, że dokładnie na tym samym polega umiejętność robienia rzeczy kompletnie różnych (np. pożytecznych i szkodliwych), jak w przypadku medycyny, nawigacji i innych tym podobnych: ten, kto umie pomagać chorym przy pomocy lekarstw, umiałby także, gdyby użył swojej sztuki do złego celu, zaaplikować truciznę zdrowym; sternik, który kieruje okręt na wprost, mógłby skierować statek także na skały podwodne i skały na cyplu, gdyby chciał z rozmysłem zgładzić pasażerów; podobnie malarz przy pomocy tych samych umiejętności ukazuje na obrazie przeuroczą postać oraz odwzorowuje najohydniejszą; tak samo nauczyciel gimnastyki dzięki swojemu trenerskiemu doświadczeniu umie nastawić zwichniętą rękę, ale i zdrową, gdyby chciał, mógłby zwichnąć dzięki tym samym umiejętnościom.
Czy trzeba jednak wymieniać każdą z tych rzeczy i wprowadzać do argumentacji mnóstwo szczegółów? Jak więc w przypadkach, które wymieniłem, nikt nie mógłby się spierać, że ktoś, kto się wyuczył jakiejś umiejętności do czynienia dobra, może użyć tej samej umiejętności do niewłaściwych celów, tak samo mówimy, że Bóg dał ludzkiej naturze zdolność wymyślania w dobrym celu, skoro jednak niektórzy źle używają swojej pomysłowości, często staje się ona służką i współautorką bezużytecznych wynalazków. Chociaż pomysłowość może w sposób wiarygodny stworzyć rzeczy fałszywe i nieistniejące, nie znaczy to, że nie może badać rzeczy prawdziwie istniejących, lecz raczej zdolność do pierwszego stanowi dla ludzi roztropnych świadectwo możliwości czynienia drugiego. Fakt, że ktoś próbuje wywołać zdziwienie i zadowolenie w widzach, nie dowodzi wcale braku pomysłowości, ale przeciwnie – przedstawienie jakichś wielorękich, czy wielogłowych, czy zionących ogniem, czy zwiniętych jak węże stworów, zwiększanie ich rozmiarów ponad miarę albo skurczanie dla żartu naturalnych rozmiarów, opowiadania o przemianie ludzi w źródła, drzewa i ptaki, które stanowią rozrywkę dla ludzi, którzy je lubią, są, jak sądzę, najlepszym dowodem, że dzięki pomysłowości można wymyślić także najwznioślejsze rzeczy. Dawca nie podarowałby nam doskonałego umysłu do wymyślania rzeczy nieistniejących bez żadnej możliwości znajdowania i tworzenia rzeczy pożytecznych dla duszy. Jak zdolność naszej duszy do podejmowania inicjatyw i decyzji została stworzona w naturze, by wzbudzać pragnienie piękna i dobra, lecz ktoś mógłby użyć tego poruszenia także do niewłaściwego celu, a nikt nie mógłby twierdzić, że fakt dążenia od czasu do czasu do złego stanowi dowód, że wolny wybór nigdy nie skłania się do dobra, tak samo zajmowanie się pomysłowości rzeczami bezużytecznymi i niepotrzebnymi nie dowodzi jej niemocy w tym, co pożyteczne, ale raczej stanowi dowód, że nadaje się ona do rzeczy pomocnych i koniecznych. Jak bowiem w niektórych wypadkach wynajduje coś dla przyjemności i zadziwienia, tak w innych nie zabraknie jej sposobów, by dotrzeć do prawdy.
Grzegorz z Nyssy, Przeciwko Eunomiuszowi II, 183-191, tł. M. Przyszychowska
Człowieku, uszczęśliw się sam!
Kto nie krzywdzi samego siebie, temu nikt inny zaszkodzić nie może, choćby cały świat wytoczył mu ciężką wojnę. Ani trudne wydarzenia, ani zmiany okoliczności, ani ucisk ze strony władzy, ani spisek spadający jak śnieżyca, ani mnóstwo nieszczęść, ani zebrane razem wszystkie ludzkie tragedie, w najmniejszym stopniu nie mogą zachwiać człowiekiem szlachetnym, trzeźwym i czujnym. Przeciwnie jednak — tego, kto jest lekkomyślny, upadły i sprzeniewierza się samemu sobie nie uczyni lepszym pomnażanie troski. Ukazała nam to także przypowieść o owych ludziach, którzy budowali swoje domy: jeden na skale, a drugi na piasku. Nie należy jednak myśleć dosłownie o piasku i skale, ani o budowli kamiennej i zadaszonej, ani o strumieniach, ulewie i gwałtownych wichrach uderzających w zabudowania. Ale zobaczmy w tym cnotę i nieprawość i ukażmy na tym przykładzie, że tego, kto sam sobie nic szkodzi, nikt skrzywdzić nie może. Tak więc ani ulewa, chociaż byłaby bardzo gwałtowna, ani wzburzone rzeki, ani gwałtowne wichry napadające z wielką siłą nie zachwiały owym domem, ale pozostawał on niezdobyty i nieporuszony. Można na tej podstawie nauczyć się, że żadna próba nie może zachwiać tym, kto nie sprzeniewierzył się samemu sobie. Drugi zaś dom szybko uległ zniszczeniu, nie z powodu gwałtowności doświadczeń — czyż bowiem pierwszy nie doświadczył tego samego — ale ze względu na własną (budującego) głupotę. Nie zawalił się przecież dlatego, że wicher zadął, ale dlatego, że był zbudowany na piasku, czyli na lekkomyślności i nieprawości. Zanim bowiem ów wiatr uderzył na niego, on już był słaby i podatny na zniszczenie. Takie bowiem budowle, nawet przez nikogo nie dewastowane, same się rozpadają, gdy fundament obsunie się i rozleci. Jak pajęczyny same się rwą, choć nikt ich nie szarpie, a stal pozostaje nienaruszona, choć się w nią uderza, tak i ci, którzy samych siebie nie krzywdzą, stają się silniejsi, choćby doznawali tysięcy ciosów. Ci zaś, którzy siebie porzucają, choćby nie mieli przeciwnika, sami rozpadają się i giną.
Jan Chryzostom, Kto sam sobie nie szkodzi, temu nikt zaszkodzić nie może, tł. K. Kochańczyk-Bonińska