Archiwum kategorii: Pismo Święte

Ewangelie synoptyczne – język, autorzy, data powstania

Są różne teorie powstania ewangelii synoptycznych (czyli trzech pierwszych ewangelii, które są dość do siebie podobne, a jednak i znacząco się różnią), wśród nich i dość ciekawa teoria Jeana Carmignaca, francuskiego biblisty, tłumacza manuskryptów wspólnoty qumrańskiej.

Podstawą hipotezy J. Carmignaca jest twierdzenie, że ewangelie synoptyczne pierwotnie powstały w języku hebrajskim (albo ich podstawą był tekst hebrajski), a następnie zostały przetłumaczone na grecki. Skąd ta zaskakująca teza? Przecież nawet co do Ewangelii Mateusza, o którym Papiasz, Ojciec Kościoła żyjący prawdopodobnie w latach 70–135, pisze, że zebrał w języku hebrajskim logia, twierdzi się, że powstała jednak w języku greckim. J. Carmignac, pracując nad dokumentami z Qumran zauważył istnienie wielu związków między tymi tekstami a Nowym Testamentem. Postanowił więc stworzyć komentarz do Nowego Testamentu w świetle dokumentów qumrańskich. Aby ułatwić porównanie greckich ewangelii z tekstami qumrańskimi, postanowił przetłumaczyć ewangelie na hebrajski. Zaczął od Ewangelii Marka. I chociaż spodziewał się, że praca będzie żmudna, okazała się zadziwiająco łatwa. To pozwoliło mu nabrać przekonania, że Ewangelia Marka pierwotnie była napisana po hebrajsku, a dopiero potem została przetłumaczona na grecki. Tłumacz przekładał tekst dosłownie, a nawet zachował w greckim szyk słów wymagany przez grecką gramatykę. J. Carmignac zauważa, że ewangelie nie zostały stworzone przez Semitów, którzy nie znali dobrze greckiego, i mówili lub pisali jakimś dwuelementowym żargonem, powstałym na skrzyżowaniu dwu języków. Zostały napisane przez ludzi, którzy pisali dobrze, lecz zgodnie z metodami semickimi, a zostały przetłumaczone na bardzo poprawny grecki przez innych ludzi, którym zależało na skopiowaniu słów tych pierwszych ludzi. Ewangelia Mateusza jest podobnie semicka jak Ewangelia Marka. Z kolei Ewangelia Łukasza na pewno była napisana po grecku, czego dowodzi choćby piękny grecki okres w prologu (Łk 1, 1–4). Ale i w niej pojawiają się nieoczekiwane semityzmy wśród pięknej greki. Naturalna jest więc teza, że autor pracował na semickich dokumentach przetłumaczonych bardzo dosłownie, które umieszczał we własnym tekście.

I. Semityzmy

J. Carmignac wyróżnia kilka rodzajów semityzmów, które można znaleźć w ewangeliach. Pierwsza grupa to semityzmy niemające decydującego znaczenia dla określenia języka oryginału:
– semityzmy zapożyczone: amen, abba, mesjasz, szbat;
– semityzmy naśladowcze: autor przyzwyczajony do czytania Septuaginty mógł odruchowo odtwarzać jej sformułowania, które same były hebrajskimi kalkami, ale mógł to być również wpływ ojczystego języka;
– semityzmy myślowe: charakterystyczna dla hebrajskiego niechęć do łączenia, syntetyzowania i porządkowania (co jest cechą greki), wyrażanie myśli w sposób rozbudowany;
– semityzmy słownikowe: słowa jednego języka nie odpowiadają dokładnie słowom innego języka, zwłaszcza w językach tak odległych jak grecki i hebrajski czy aramejski, np. słowo „syn” w hebrajskim jest stosowane szerzej niż tylko na oznaczenie relacji rodzice – dziecko, stąd np. „syn królestwa” zamiast „obywatel królestwa” w Mt 8, 12;
– semityzmy składniowe: niewolnicza wierność tłumacza może powodować, że składnia właściwa hebrajskiemu, czyli np. pomijanie rodzajnika, jest przenoszona na tekst grecki;
– semityzmy stylistyczne: proza semicka jest o wiele bliższa niż grecka stylowi języka mówionego, nie buduje zdań, lecz łączy za pomocą „i”, nie obawia się monotonii i powtórzeń, nie unika powtarzania słów o tym samym rdzeniu, np. Pragnąłem pragnieniem (Łk 22, 15); poematy, np. Benedictus, Magnificat, Ojcze nasz, w ewangeliach są zbudowane według reguł poezji semickiej, nie zaś greckiej; w hebrajskim początek dzieła lub rozwinięcie często zaczyna się od „i stało się”, po którym następuje okolicznik czasu, zazwyczaj bezokolicznik wprowadzony przez przyimek „kiedy”, a potem pojawia się inny czasownik poprzedzony przez „i”, czyli otrzymujemy sformułowanie: i stało się w robieniu przez niego (czegoś) i (ktoś) powiedział…

Druga grupa semityzmów ma znaczenie dla określenia języka oryginału i są to:

  1. Semityzmy kompozycyjne. Chodzi tu o to, że semityzm wpłynął na kompozycję tekstu, czyli tekst nie istniałby w swojej obecnej formie, gdyby nie został napisany w języku semickim. Hebrajski lubi gry słów i chętnie odwołuje się do podobnych dźwięków, które ułatwiają zapamiętywanie. Stąd np. dziura (qéra’) nie staje się większa, lecz gorsza (ra’) (Mk 2, 21, Mt 9, 16).
  2. Semityzmy przekazowe. Wynikają one z błędów kopistów i tłumaczy. Brak samogłosek w hebrajskim, których nie pisano, a należało ich się domyślić, sprzyjał tego rodzaju błędom, a wiele samogłosek pisało się podobnie. Np. Mk 11, 14 używa wyrażenia „jeść owoc”, czyli YWKL (według ortografii qumrańskiej), a Mt 21, 19 „wydać owoc” YWBL; ponieważ litery B i K są do siebie bardzo podobne, pomyłka jest wielce prawdopodobna.
  3. Semityzmy tłumaczeniowe. Polegają one na tym, że ponieważ jedno słowo może mieć różne znaczenia, różnie mogło być przez ewangelistów przetłumaczone. Np. u Mk 9, 49 ze zdziwieniem czytamy, że wszyscy będą ogniem posoleni. W hebrajskim istnieją jednak dwa rdzenie mâlah, z których jeden znaczy „solić”, a drugi „ulotnić się”. Sens zdania jest więc taki: wszystko w ogniu się ulotni. Tłumacz nie dostrzegł przy tym gry autora na dwóch rdzeniach w kontekście słów „dobra jest sól”, uznał, że dwa razy chodzi o ten sam rdzeń. Mt 5, 13 i Łk 14, 34 starają się ten trudny fragment ominąć.

II. Proces powstawania ewangelii

J. Carmignac podtrzymuje tezę, że najpierw powstała Ewangelia Marka. Co przemawia za tym, że powstała jako pierwsza? Jest w niej mniej faktów, a zwłaszcza mniej mów niż u dwóch pozostałych, ale fakty, które opowiada, są bardziej szczegółowe, konkretne, dokładne, przeżyte. Podaje on fakty, które Mateusz i Łukasz uznali za pozbawione znaczenia, a czasem nawet szokujące, np. że bliscy mówili o Jezusie: Stracił rozum (3, 21). J. Carmignac uznaje jednak, że Marek pierwotnie został napisany po hebrajsku (nie aramejsku!). Świadczą o tym semityzmy różnych kategorii, w tym te najważniejsze: kompozycyjne, przekazowe, tłumaczeniowe. W przypadku Marka semityzmy te rozrzucone są po całym dziele, ponadto semityzm obecny jest w prologu Marka, który jest dziełem ostatniego redaktora.

W tym samym mniej więcej czasie co Ewangelia Marka napisany został dokument, który przytacza przede wszystkim słowa Jezusa i dlatego można go nazwać Zbiorem mów, na ogół odpowiada on fragmentom, których nie ma u Marka, a istnieją, sformułowane bardzo podobnie, u Mateusza i Łukasza. Niemieccy bibliści nazwali go Q. Zdaniem Carmignaca również Zbiór mów został napisany po hebrajsku, bo różnice we fragmentach, z których korzystali Mateusz i Łukasz, dają się wyjaśnić na gruncie języka hebrajskiego.

J. Carmignac przyjmuje, że jakiś kompilator z Ewangelii Marka i Zbioru mów stworzył jeden dokument: uzupełnioną Ewangelię Marka, a przy okazji przerabiał Marka, opuszczając pewne szczegóły, zmieniając pewne zdania. O istnieniu takiego dokumentu, którzy obecnie nie istnieje, świadczy to, że Mateusz i Łukasz, którzy ewidentnie korzystali z Ewangelii Marka i Zbioru mów, często obaj zmieniają Marka w ten sam sposób. Ta zaginiona ewangelia była napisana po hebrajsku, bo to za jej pośrednictwem przeszły semityzmy ze Zbioru mów. Ten dokument zaginął, gdyż nie został przetłumaczony na grecki.

Jednak to właśnie z uzupełnionej Ewangelii Marka powstała Ewangelia Mateusza, której autor dodał do „uzupełnionego Marka” np. ewangelię dzieciństwa (1,1 – 2,23), pewne przypowieści (13, 36–53) itp. Mając świadomość bycia autorem, decyduje się na inny układ słów Jezusa, by złożyć z nich mowę-program (5,1 – 7,29). Pomija niektóre fragmenty mniej nadające się dla jego odbiorców, przeredagowuje Marka, ale przede wszystkim często stara się cytować Stary Testament, by pokazać, że życie i nauka Jezusa tkwią w „prawie i prorokach”.

Ewangelia Łukasza niewątpliwie była napisana po grecku (piękny grecki okres w prologu). Skoro Łukasz w prologu mówi o „wielu” wcześniejszych od jego opowiadaniach, to trudno zarzucać mu kłamstwo, nawet jeśli przyjmie się, że jest w tym „wielu” pewna przesada. Nawet jeśli nie miał w rękach wszystkich wcześniej wymienionych źródeł (hebrajski Marek, hebrajski Marek uzupełniony, hebrajski Zbiór mów i hebrajski Mateusz), to raczej o nich słyszał. Ponieważ jednak nie znał hebrajskiego (pochodził z Antiochii), postarał się o przetłumaczenie dokumentów na grecki (chodzi zwłaszcza o uzupełnionego Marka), a następnie z tego materiału ułożył swoją ewangelię, dokonując retuszów w tłumaczeniu, które było pełne semityzmów. Dodał do tego ewangelię dzieciństwa (1,5 – 2,52), opowiadanie o ostatniej podróży Jezusa do Jerozolimy (9,51 – 18,14), oraz bezpośrednie świadectwo Męki i Zmartwychwstania (22,1 – 24,53). Dodał przejścia między tymi częściami i pousuwał szczegóły, które mogły wydać się dziwne czytelnikom (np. chodzenie po wodzie, Mk 6, 45–52, rozmowę o tradycjach faryzejskich, Mk 7, 1–23). Łukasz nic nie dorzucał do źródeł, za to często skracał.

III. Autorstwo ewangelii synoptycznych

J. Carmignac w kwestii autorstwa ewangelii opiera się na świadectwach starożytnych i badaniach współczesnych.

Najmniej pewne są wzmianki w tekście najwcześniejszym, czyli listach św. Pawła. W 2 Liście do Koryntian (napisany ok. 54–57 r. n.e.) Paweł mówi o „czytaniu starej diathêkê” (3, 14), co odpowiada czytaniu Starego Testamentu, a skoro mówi się o ST, to trzeba znać przeciwstawienie w postaci Nowego Testamentu. W 2Kor 3, 6 jest mowa o „nowej diathêkê, nie według litery, lecz według ducha”, co pozwala sądzić, że chodzi o jakiś spisany Nowy Testament. Mało prawdopodobne, by Paweł mówił tu o kilku własnych listach, które już istniały w tym czasie. Ale w 2Kor 8, 18 mówi o pewnej postaci: „brat, którego chwała względem Ewangelii przez wszystkie Kościoły”. Gdyby chodziło o głoszenie, nie byłby to żaden powód do chwały, bo wszyscy współpracownicy Pawła to robili. Może tu chodzić o Ewangelię Łukasza, współpracownika Pawła, która była już rozpowszechniana w kościołach. Te teksty Pawła nie są decydującym argumentem, ale nie należy ich pomijać.

J. Carmignac analizuje również świadectwa Ojców Kościoła.

Opierając się na badaniach dotyczących, cytowanych przez Euzebiusza z Cezarei, fragmentów zaginionego dzieła Papiasza Egzegezy Logia Kuriaka, stwierdza, że Papiasz mówi, że apostoł Piotr napisał Ewangelię (w języku semickim), a Marek, tłumacz Piotra, przetłumaczył ją na grecki, pozwalając sobie dorzucić pewne rzeczy. Te dodatki usprawiedliwione są doskonałą znajomością tego, co głosił Piotr, nawet jeśli nie zostały wstawione w odpowiednim miejscu, co uczynić mógł tylko Piotr. Klemens Aleksandryjski (ok. 150–215) stwierdza, że Marek w Aleksandrii dokonał uzupełnień we własnym tłumaczeniu tekstu Piotra.

Papiasz mówi, że „Mateusz zebrał więc w języku hebrajskim logia i każdy je hêrmêneuse, jak był w stanie”. Zdaniem J. Carmignaca oznacza to, że Mateusz napisał swoją ewangelię po hebrajsku, że minęło trochę czasu, zanim ta ewangelia została oficjalnie przetłumaczona na grecki, i że zanim to się stało, w obiegu znajdowały się różne niezbyt udane tłumaczenia. Ireneusz dodaje, że Mateusz napisał po hebrajsku swoją ewangelię przed opuszczeniem Palestyny. Orygenes i Euzebiusz z Cezarei, który przytacza także inne świadectwa, również mówią o napisaniu Ewangelii Mateusza po hebrajsku.

Ireneusz (ok. 180–185) stwierdza, że Ewangelię Łukasza napisał towarzysz Pawła.

IV. Data powstania

J. Carmignac, by ustalić datę powstania poszczególnych ewangelii, wychodzi od kwestii datowania Dziejów Apostolskich, a więc drugiej części działa autora Ewangelii Łukasza. Zastanawiające jest, że autor Dz najpierw wiele miejsca poświęca opisowi szczegółów, czasem nieistotnych, podróży Pawła do Rzymu z Cezarei (jesień 60 r. i wiosna 61 r.), początkowi jego pobytu w Rzymie, a nie podaje wyniku procesu, z powodu którego sprowadzono go przed oblicze cesarskie. Zakończenie jest tak zaskakujące, że można zakładać, że całość kończy się w chwili, gdy Paweł oczekiwał jeszcze pozwania przed sąd (początek roku 63). Logiczne wytłumaczenie jest takie, że autor nie chciał opóźniać rozpowszechniania swojego dzieła i zdecydował się na takie zakończenie (nawet liberalny Harnac przyjmuje datę powstania Dz tuż po 60 r., mimo że wcześniej przyjmował 78 r.). Zatem Dz zostały napisane między 61 a 63 r. Taka data ze względu na prolog Dz, w którym wspomniana jest Ewangelia Łukasza, wymusza datowanie Ewangelii Łukasza na 58–60 r. w czasie uwięzienia Pawła w Cezarei, kiedy Łukasz był przy nim. Wtedy Łukasz mógł udać się do Nazaretu, żeby zebrać źródła, które posłużyły mu do uzupełnienia Marka, już uzupełnionego Zbiorem mów. Hebrajski Mateusz powstał niedługo przed, ale i niedługo po Łukaszu, bo ewangelie dzieciństwa są tak różne, że autorzy nie mogli znać swoich dzieł i nie starali się ich zharmonizować. Skoro Uzupełniony Marek był na tyle rozpowszechniony, by wpaść w ręce Mateusza i Łukasza, to jego powstania nie można umieścić po 55 r. W ten sposób J. Carmignac dociera do redakcji Marka (po heb.) i Zbioru mów (po heb.) ok. 50 r.

Jeśli weźmie się pod uwagę wskazówki z 2 Listu do Koryntian, to należy uznać, że w 54 lub 57 roku Łukasz był znany we „wszystkich Kościołach” za sprawą swojej ewangelii. A skoro tak, to (ze względu na zwłokę z przepisywaniu i rozpowszechnianiu dzieła) mógł zostać napisany między 50 a 53 rokiem, czyli Mateusz podobnie, Uzupełniony Marek ok. 45–50, a Marek (hebrajski) i Zbiór mów ok. 42 albo 45 lub nawet wcześniej. Teksty 2Kor są niejasne, ale dochodzą dwa argumenty: ponieważ Paweł nie mógł długo przebywać w każdej wspólnocie, z pewnością chciał zostawić po sobie pisany tekst, i czy możliwe jest, by przez 20 lat (od 30 do 50 r.) palestyńscy świadkowie nauczania i życia Jezusa nie starali się spisać wspomnień i zgrupować ich w ewangelii.

Tłumaczenie Ewangelii Mateusza na hebrajski mogło nastąpić ok. 60 r., a na pewno wtedy, gdy była rozpowszechniona Ewangelia Łukasza, gdyż u Mateusza występują greckie terminy Łukasza. Z kolei Marek mógł przetłumaczyć Ewangelię Piotra przed rokiem 64 (prawdopodobny rok śmierci Piotra).

V. Data powstania, język i autorstwo ewangelii synoptycznych według innych źródeł

J. Carmignac przypuszczał, że jego hipotezy staną się podstawą egzegezy ewangelii synoptycznych około roku 2000. Zobaczmy, jak rzecz się ma w przypadku wstępów do ewangelii w dwóch wydanych około roku 2000 polskich przekładach Biblii, tzw. Biblii Paulistów (przekładu dokonany przez biblistów z Towarzystwa Świętego Pawła, Nowy Testament wydany w 2005 r.) i Ekumeniczny Przekład Przyjaciół (przekład abpa Jeremiasza Anchimiuka, ks. Michała Czajkowskiego, ks. Mieczysława Kwietnia i Jana Turnaua, NT wydawany stopniowo od 1993 r.).

BPaul mówi o tym, że Ewangelia Mateusza przypisywana jest Mateuszowi, mogła powstać w Syrii (Antiochia), być może pierwotnie zredagowana w języku aramejskim lub hebrajskim, napisana między rokiem 80 a 90 r. n.e.; Ewangelia Marka przypisywana jest Markowi, współpracownikowi Piotra w Rzymie i mogła powstać w latach 60.; Ewangelia Łukasza jest przypisywana Łukaszowi, współpracownikowi Pawła, i powstała po roku 70 n.e. Widać, że jeśli chodzi o autorstwo, to jest tu zgodność z tym, co mówią Ojcowie Kościoła i J. Carmignac, jeśli chodzi o język, to tylko w przypadku Mateusza wspomniany jest hebrajski oryginał, a jeśli chodzi o datowanie to jest ono przesunięte o mniej więcej 10 lat, a w przypadku Mateusz o 20 lat.

EPP mówi, że Ewangelia Mateusza powstała około roku 80 n.e. (w Syrii?) z różnych wcześniejszych źródeł, język i autor nie są wskazani; że Ewangelia Marka powstała prawdopodobnie około roku 70 n.e. w Rzymie, na podstawie tradycji św. Piotra, nie bez wpływu św. Pawła; że Ewangelia Łukasza powstała prawdopodobnie w latach 60. n.e., ale możliwe, że w latach 80–85 n.e., a autorem z dużym prawdopodobieństwem jest Łukasz, lekarz umiłowany, towarzysz Pawła. Widzimy więc, że przesunięcia datowania w stosunku do hipotezy J. Carmignaca są podobne jak w przypadku BPaul, że jako autor wskazany jest tylko Łukasz i że nie wspomina się o hebrajskim czy aramejskim oryginale.

Andrzej Jan Nowicki w jednym ze swoich komentarzy podał następujące dane na temat powstawania ewangelii synoptycznych (zapewne przyjmowane przez dużą część badaczy).

Ewangelia Marka – Powstała dopiero w 75 r. n.e. Jest haggadą czytaną adeptom w trakcie Wielkanocy podczas inicjacji chrztu i została oparta na zasadach greckiej retoryki. Posługuje się językiem greckim najniższych warstw.

Ewangelia Mateusza – Powstała w 85–90 r. n.e., napisana poprawną greką, prawdopodobnie w Syrii przez anonimowego autora. Składa się z przerobionych perykop Ewangelii Marka, z logionów zaczerpniętych z Q oraz z tak zwanego materiału własnego M. Napisana w nurcie chrześcijaństwa popawłowego, śmierć Jezusa interpretuje ekspiacyjnie. W opinii większości badaczy należy ją zaliczyć do działu literatury ludowej.

Ewangelia Łukasza – powstała w 90 r. n.e. Jej autorstwo niesłusznie przypisywano Łukaszowi, którego utożsamiano z lekarzem i towarzyszem Pawła. Dziś kwestionuje się to autorstwo, a koronnym argumentem – oprócz szeregu innych – jest brak w tej Ewangelii głównych motywów paulińskiej teologii. Jest niezależna od Ewangelii Mateusza. Podobieństwo tych dwóch ewangelii jest spowodowane korzystaniem z tych samych materiałów: Ewangelii Marka oraz Q. Łukasz posiada także elementy własne, które bibliści nazywają Materiałem L. Ewangelia pisana wytworną greką tworzy w miarę spójną relację, która jest efektem przemyślanej już teologii, a dopełniają ją Dzieje Apostolskie napisane przez tego samego autora (a zatem po roku 90, czyli około 30 lat później niż według Carmignaca!).

Zespół Y – powstał 30–40 r. n.e., materiał wyodrębniony z materiału wspólnego dla Q i Marka. Pochodzi bezpośrednio z nauczania Jezusa lub z najbliższego kręgu jego uczniów. Tradycja Y została niezależnie wykorzystana przez kompilatorów Ewangelii Q oraz Marka.

Ewangelia Galilejska Q – Okres kształtowania: 40–50 n.e., wyodrębniona z materiału wspólnego dla Ewangelii Mateusza i Łukasza. Napisana w języku greckim.

Widzimy więc, że następuje tu przesunięcie daty powstania w stosunku do tego, co proponuje J. Carmignac, nawet o około 25–30 lat. Wydawać by się mogło, że jest to niewiele i nie ma specjalnego znaczenia, tymczasem jest przeciwnie. Takie datowanie wyklucza raczej autorstwo, a przynajmniej silne oddziaływanie, kluczowych postaci wczesnego chrześcijaństwa, a więc Piotra, Pawła i Mateusza. Do tego dochodzi idea silnego odziaływania gmin wczesnochrześcijańskich na kształtowanie się ewangelii, której zaprzeczyć się nie da, czym innym jednak jest przyjmowanie, że przekazywanie ustne trwało około 20 lat, a może mniej, a czym innym, że 60, a nawet więcej. Przy tym takie datowanie wynika z rzekomego rozwoju idei teologicznych. Może słuszny jest zarzut J. Carmignaca, że takie datowanie zakłada, że idee rozwijają się po linii prostej i wszyscy rozwijają się w tym samym rytmie, co jest nieprawdą. J. Carmignac odrzuca błędne koło datowania za pomocą przypuszczalnej ewolucji teologicznej, a później opisywania ewolucji teologicznej opierającej się na datowaniu, do którego wymyślenia ta ewolucja się przyczyniła.

***

Widać więc, że nawet przeszło dekadę po roku 2000 hipoteza J. Carmignaca nie stała się podstawą egzegezy ewangelii synoptycznych. Dlaczego więc mielibyśmy brać pod uwagę poglądy J. Carmignaca, skoro on sam twierdził, że jest to hipoteza, a poza tym nie przeprowadził szkicowanych w książce prac badawczych (z powodu śmierci) nad dokumentami qumrańskimi, ewangeliami, poglądami autorów, którzy przyjmowali hebrajski (lub aramejski) tekst pierwotny ewangelii? Dlaczego nie traktować jej jako jakiejś kolejnej dziwaczej hipotezy, skoro Pierre Grelot, francuski biblista, zwalczał ją z całą stanowczością w swojej książce, a również inni bibliści zaciekle ją atakowali?

Jak stwierdza Paweł M. Mucha w swoim dołączonym do polskiego wydania książki J. Carmignaca tekście Kontrowersje wokół hipotezy ks. Jeana Carmignaca, hipoteza ta była atakowana z powodu jej skutków. Burzyła ona bowiem powszechnie przyjmowane rozwiązania problemu synoptycznego, które pociągały za sobą takie, a nie inne koncepcje teologiczne. Koncepcje te nie pozwalały przyjąć argumentów, które zmuszały do rewizji dotychczasowych poglądów. Dlatego książka J. Carmignaca była postrzegana jako ostatnia ostoja konserwatyzmu. Tymczasem Piotr Muchowski, znany hebraista z UAM, w swojej habilitacji Hebrajski qumrański językiem mówionym, stwierdził, że ten hebrajski był językiem codziennym znacznej części społeczeństwa żydowskiego. Z kolei za wczesnym datowaniem Ewangelii Łukasza przemawiają wyniki poszukiwania adresata dwu-dzieła Łukasza, czyli „dostojnego Teofila / przyjaciela Boga”. Zdaniem P. M. Muchy jest nim wspomniany w Dz rzymski prokonsul Cypru Sergiusz Paweł, a jeśli tak, i rzeczywiście chodzi tu o Quintusa Sergiusza Paulusa, to Paweł musiałby się z nim spotkać przed końcem marca 37 r. Ów autor deklaruje również zmierzanie w kierunku wyznaczonym przez J. Carmignaca.

Czy zatem nie należałoby tez J. Carmignaca potraktować poważnie? Niezależnie jednak od odpowiedzi na to pytanie trzeba być świadomym tego, że jest, a ciągle pojawiają się również nowe, wiele hipotez co do powstania ewangelii synoptycznych i że jak na razie nie ma ostatecznych dowodów przemawiających za takim, a nie innym ich datowaniem, autorstwem, a nawet językiem, w którym zostały napisane.

Tekst oparty na książce: Jean Carmignac, Początki ewangelii synoptycznych, tłum. W. Rapak, Kraków 2009.

Spór o „Syna Człowieczego”. Chrześcijańska perspektywa. Główni bohaterowie: J. Fitzmyer i G. Vermes

Postanowiłem przerwać trwającą pewien czas dyskusję pomiędzy moją osobą i p. Robertem Rynkowskim dotyczącą, niewątpliwie, jednego z najtrudniejszych tematów: problematyki „syna człowieczego”; ponieważ, w istocie, to nie my jesteśmy jej bohaterami. Rozegrała się ona i wstępnie rozstrzygnęła całkiem niedawno, dlatego też postanowiłem przybliżyć czytelnikom arkana tego sporu, a to, wydaje mi się, w o wiele większym stopniu pomoże każdemu na zajęcie osobistego stanowiska i, być może, skłoni kogoś do sięgnięcia związanej z tym zagadnieniem specjalistycznej literatury.

Warto też przywołać słowa pewnego dokumentu Papieskiej Komisji Biblijnej, abyśmy wszyscy mogli przekonać się, że spór toczony w imię Boże, ma jednak olbrzymią wartość, ale nie może on przekraczać pewnych granic:

Wolno nam się szczerze radować, że mamy dzisiaj wielu wiernych synów Kościoła, którzy są tak dobrze obeznani z problemami biblijnymi, jak tego wymagają czasy obecne, a idą za wskazówkami Najwyższych Pasterzy i całą duszą z nieustającym poświęceniem oddają się tym ważnym a mozolnym studiom. Usiłowania tychże gorliwych pracowników w winnicy Pańskiej oceniać należy nie tylko w duchu prawości i sprawiedliwości, lecz i w duchu miłości, o czym powinni pamiętać wszyscy inni synowie Kościoła. Wszakże sławni nasi komentatorzy, np. św. Hieronim, zawiłe kwestie nie zawsze szczęśliwie rozwiązywali. Starajmy się o to, by w trakcie ożywionych dyskusji i polemik nie przekraczano granic wzajemnej miłości(cyt. za R. Bartnicki, Ewangelie synoptyczne, geneza i interpretacje, Warszawa 1996,s. 17 ).

Syn człowieczy – spór o Jezusa

Zanim przedstawię czytelnikowi moment apogeum tego sporu warto nadmienić, że w starożytności nie miał on kompletnie żadnego znaczenia. Dla ówczesnych ojców Kościoła określenie Syn Boży podkreślało boskość Jezusa, a idiom Syn Człowieczy Jego człowieczeństwo. Prawdopodobnie ojcom nawet się nie śniło, że na niemieckich uniwersytetach będzie to jeden z głównych tematów licznych rozpraw i teorii.

Św. Augustyn również zajmował się tym problemem, by stwierdzić:

Jezus Chrystus, Syn Boży, jest Bogiem i człowiekiem: Bóg przed wszystkimi światami, człowiek w naszym świecie (…). Ale ponieważ jest on jedynym Synem Boga, przez naturę, a nie z łaski, został Synem Człowieczym, aby mógł być pełnym łaski (Augustyn, The Augustine Catechism, 2008, s. 68 ). 

Św. Augustyn nie wychodzi więc poza normalne znaczenie tego słowa, czyli człowiek. To przecież naturalne podejście do tego zagadnienia – i tak też do niego podchodzono aż do średniowiecza. Sytuacja zmieniła się z chwilą pojawienia się protestantyzmu; to wtedy wykrystalizowały się zasadniczo trzy podejścia do tego zagadnienia: pierwsze i podstawowe podkreślające Jego człowieczeństwo; drugie, że był to idiom, którym Jezus po prostu się tak określał, i trzecie, że nawiązywał do Dn 7, 13. W XX wieku doszło już do zupełnego „szaleństwa”, które z różnych przyczyn, o których jeszcze nadmienię, trwa do tej pory. „Szaleństwo” to zebrał i zsyntetyzował Joachim Gnilka:

Trwają niekończące się dyskusje na ten temat. W tradycji synoptycznej zastanawiające są tu dwie rzeczy. Po pierwsze, o Synu Człowieczy mówi tylko Jezus. Znaczy to, że nikt poza Nim nie mówi o Nim jako o Synu Człowieczym. […]. Po drugie, o Synu Człowieczym Jezus zawsze mówi w trzeciej osobie. Nigdzie nie mówi: Ja, Syn Człowieczy. […].
W analizach badaczy Łk 12, 8 często był obierany za przesłankę wyjściową dla wyprowadzanych wniosków. Bultmann jest zdania, że Jezus mówił o przychodzącym Synu Człowieczym, jako o kimś innym, H. Conzelmann natomiast uważa, że Łk 12, 8 zakłada tożsamość Syna Człowieczego z Jezusem i z tego tytułu należy jego autorstwo przypisać Kościołowi. To samo należałoby jego zdaniem odnieść do tradycji Syna Człowieczego. Także zdaniem E. Lohsego i A. Vogte wypowiedzi odnoszące się do Syna Człowieczego uważają za popaschalne. Bo nie byłoby rzeczą stosowną – twierdzą – w przepowiadanie Jezusa wprowadzać rozróżnienie pomiędzy Nim samym a zapowiadanym przezeń Synem Człowieczym czy też przypuszczać, że mówił o swym ukazaniu się w roli Syna Człowieczego na sądzie. To ostatnie można było pojąć, o czymś takim można było mówić dopiero na podstawie wydarzeń paschalnych. Poza tym Jezus głosił królestwo Boże w kontekście którego, zdaniem tych autorów, nie było miejsca na oczekiwanie Syna Człowieczego” (J. Gnilka, „Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła”, 2004, s. 214 – 215).

Co więc w końcu wybiera z tych rozwiązań niemiecki badacz?

Wątek Syna Człowieczego występuje w źródle Q, ponieważ mówił o nim już Jezus. Ale paschalne poznanie tego, że Jezus jest Synem Człowieczym, potwierdzone przez źródło Q, jest zakorzenione w doświadczeniu paschalnym” (Tamże, s. 294).

Inaczej mówiąc, badacz doszedł do takich samych wniosków, jak „guru” większości niemieckich badaczy R. Bultmann (por. Tamże, s. 291). Tymczasem w odległym świecie  dwóch nieprzeciętnych ludzi szykowało rewolucję o jakiej nie śniło się nawet niemieckim profesorom w „nocnych koszmarach”.

Teraz możemy wprowadzić na scenę dwóch kolejnych bohaterów tego spektaklu: badacza żydowskiego G. Vermesa oraz badacza katolickiego J. Fitzmyera.

Nowe spojrzenie nowe wnioski

Zacznę od przybliżenia sylwetki nieżyjącego już profesora Gezy Vermesa  (1924 – 2013). Posiadał korzenie żydowskie, a jego rodzina była ofiarą holocaustu. Sam Vermes został ochrzczony w młodym wieku i został księdzem katolickim; podjął studia w Paryżu i Belgii.  Doktoryzował się z rękopisów qumrańskich. Z Kościoła wystąpił na skutek spotkania swojej towarzyszki życia i późniejszej żony; nie stały za tym początkowo jakiekolwiek kwestie teologiczne czy też doktrynalne – przynajmniej tak utrzymywał nieżyjący profesor. Do jego najwybitniejszych osiągnięć należy przetłumaczenie zwojów qumrańskich na język angielski (The Death Sea Scrolls in English). W jednym z wywiadów dla Tygodnika Powszechnego powiedział:

Zacząłem badać historyczną osobowość Jezusa w dziełach naukowców zajmujących się Nowym Testamentem (głównie u protestantów, bo katolicy wciąż jeszcze milczeli w kwestii badań biblijnych). Hołdowali oni metodzie Rudolfa Bultmanna, który w słynnej książeczce “Jezus” stwierdzał, że ponieważ pisma Nowego Testamentu opierają się na wierze pierwszych chrześcijan, niemożliwością jest wywiedzenie z nich wartościowych informacji historycznych. Nowy Testament, a zwłaszcza Ewangelie, nie są bowiem źródłami historycznymi czy bezstronnym, kronikarskim zapisem tego, co się wydarzyło. Miały służyć szczególnego rodzaju lekturze, pisano je z konkretnych powodów, kierując się określonymi przeświadczeniami.  Wystąpiłem wówczas z rewolucyjnym twierdzeniem, że zrekonstruowanie postaci historycznego Jezusa jest możliwe. Dziś brzmi to nieco staroświecko, ponieważ sytuacja diametralnie się zmieniła: ukazały się kolejne książki o historycznym Jezusie, wydawane głównie w Oksfordzie. Trzy z nich opublikowano w latach 1973-85 – “Jesus the Jew” mojego autorstwa (1973), “Jesus and the Constraints of History” Anthony’ego Harveya (1983) i “Jesus and Judaism” E. P. Sandersa (1985). Od tego czasu lista książek, których tematem jest historyczność Jezusa, znacznie się wydłużyła. Nie twierdzę, że stało się tak tylko dzięki “Jesus the Jew”; ta książka pojawiła się we właściwym momencie, gdy klimat był już brzemienny w podobne idee, a sytuacja gotowa na zmianę (Rozmowa odbyła się 14 lutego 2005 w redakcji “Tygodnika Powszechnego”. Z profesorem Gezą Vermesem rozmawiali ks. prof. Grzegorz Ryś, o. Piotr Włodyga OSB, Mateusz Flak i Marek Zając).

Drugim bohaterem jest J. A.  Fitzmyer SJ (ur. 1920) emerytowany profesor na Katolickim Uniwersytecie Ameryki w Waszyngtonie. Ojciec –  jezuita to jedna z najwybitniejszych postaci specjalizujących się w badaniach nad Nowym Testamentem, zwojami znad Morza Martwego oraz wczesną literaturą żydowską.  Fitzmyer uzyskał doktorat  z języków semickich (hebrajski, aramejski) w Johns Hopkins University w 1956 roku i licencjat w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie w 1957 roku.  Przez wiele lat uczył aramejskiego i hebrajskiego na Uniwersytecie w Chicago. Napisał on olbrzymią liczbę publikacji, które w Polsce – co niewątpliwie jest skandalem par excellence (nawiązanie do Qumran celowe) – nie są tłumaczone. Co łączy tych dwóch badaczy: fenomenalna znajomość języka aramejskiego i, co ważne dla nas katolików, obydwoje osiągnęli ją na „naszych” uniwersytetach. Kto jest stawką w grze tych dwóch badaczy? Ubogi cieśla z Nazaretu żyjący i nauczający na skalistych drogach Galilei. Gdyby stanął On w tej chwili przed nami to zadajmy sobie pytanie: jakim językiem, by przemówił? Okazuje się, że przemówiłby do nas galilejską odmiana języka aramejskiego, której nie zrozumiałaby większość badaczy niemieckich uczących się języka greckiego, za to niewątpliwie nasi dwaj bohaterowie mogliby porozmawiać z Jezusem nawet o pogodzie.

W Ewangelii Marka pozostały ślady dialektu, którym posługiwał się Nazarejczyk: „talitha kum” ( Mr 5, 41 ) – „kum” poświadcza Targum Palestyński; „mamona” ( Mr 6, 24 ) – po hebr. „mamon” – forma wielokrotnie poświadczona w Targumach; „effatha” ( Mk 7, 34 ) – ma liczne poświadczenia, które wskazują, że Jezus mówił po aramejsku z silnym dialektem galilejskim. Dialekt ten powodował, że w niektórych wypadkach Galilejczycy nie byli właściwie rozumiani np. w Judei. Gdy jeden z nich chciał coś zakupić w Jerozolimie i użył słowa „amar”. Sprzedawca stwierdził:

„Głupi Galilejczyku, czy chcesz coś, na czym mógłbyś jeździć ( osioł=chamar )? A może coś do picia ( wino=chamar )? Albo może jakieś ubranie ( wełna=`amar )? Albo coś na ofiarę ( baranek=immar )? (bEr 53b).

Dialekt ten był łatwo rozpoznawalny w Jerozolimie i dlatego jedna z kobiet mogła powiedzieć do Kefasa: „Prawdziwie, ty jesteś jednym z nich (Galilejczykiem – przyp. AJN ); wszak zdradza cię i twoja mowa (Mt 26, 73).

Dopiero po ustaleniu tych podstawowych faktów możemy zastanawiać się nad tym, co Jezus mógł mieć na myśli używając wyrażenia „syn człowieczy” i jak mogli go rozumieć galilejscy słuchacze. Oczywiście odpowiedzi nie może udzielić ten, który nie wniknął w „arkana” języka aramejskiego, lecz opiera się tylko i wyłącznie na tekście greckim, który powstał na etapie późniejszym. Dlatego też wyżej wymienieni badacze, bo któż by inny, postanowili poszukać odpowiedzi na zagadnienie, które jak do tej pory nie mogło znaleźć swojego jednego rozwiązania.

                                            Wojna Vermes – Fitzmyer

Gdy Vermes w spokoju opracowywał nową teorię dotycząca „syna człowieczego” analizując literaturę rabiniczną pisaną po aramejsku w 1966 roku, część odbitek tej pracy dostała się w ręce zawodowców. Świat nauki był poruszony możliwością wyjaśnienia jednej z największych tajemnic Jezusa. Nikt też nie chce, aby „palma pierwszeństwa” przypadła innemu naukowcowi, a przecież wielu z nich chce też uchodzić za pierwszych, surowych recenzentów nowej teorii. Nie możemy się zatem dziwić, że natychmiast, pomimo iż nie ukazała się ona w całości, została zaatakowana przez Matthew Blacka, F. H. Borscha i Joachima Jeremiasa. Vermes chcąc nie chcą musiał zaimprowizować linię obrony dla teorii, która dopiero powstawała. Dzięki wyjątkowej erudycji i pomysłowości oraz znajomości realiów żydowskiego świata odparł ataki tych wybitnych uczonych, którzy w pewnym momencie nie byli w stanie już w jakikolwiek sposób naruszyć monolitu nowej koncepcji. A jej zasady są niezwykle proste: wychodząc z analiz aramejskiego użycia idiomu „bar nasha” badacz doszedł do wniosku, że w „galilejskim dialekcie aramejskie wyrażenie «syn człowieczy» pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Podobnie jak odpowiadający mu idiom «ten człowiek», używane jest ono w kontekście nawiązującym do upokorzenia lub śmierci; są jednak także okoliczności, w których unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności. Z drugiej strony, «ten człowiek» może oznaczać albo «ja», albo «ty», natomiast wszystkie dotychczas przebadane wypowiedzi zawierające określenie «syn człowieczy» odnoszą się wyłącznie do samego mówiącego” (G. Vermes, Jezus Żyd, Kraków 2003, s.223).

Wcześniej Fitzmyer analizując pisma qumrańskie, ustalił, że wyrażenie „«syn człowieczy» było używane w Palestynie w I w. przed i po Chr., zarówno w znaczeniu nieokreślonym: «ktoś», jak i ogólnym: «istota ludzka»” (J. Fitzmyer J., 101 pytań o Qumran, Kraków 1997, s. 132 ). Co oznacza wyjaśnienie Fitzmyera? Spróbujmy, aby to sobie wyobrazić poszukać odniesienia w języku polskim. Załóżmy, że mąż wraca późno z pracy (niektórzy nie muszą sobie tego wyobrażać) i żona mówi do niego: „Późno wróciłeś”. On odpowiada: „Człowiek się napracuje, a i tak z tego nic nie ma”. W tym kontekście wskazuje on na samego siebie, ale to wyrażenie odnosi się też do innych, którzy są w podobnej sytuacji. Otóż wiemy o tym już bezsprzecznie, że paralelnie wyrażano się w ten sposób w I w. w Palestynie, i że Jezus również stosował taką formę porozumiewania się z audytorium: A Jezus rzekł do niego: Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił ( Łk 9, 58; por. Mt 8, 28 ).  W odpowiedzi na prośbę człowieka o gotowości naśladowania Nazarejczyka, Jezus ostrzega go, że wiąże się to z bezdomnością i dyskomfortem. Przez określenie „syn człowieczy” Jezus wskazuje na siebie lub kogoś w Jego sytuacji. Nowość Vermesa polegała na tym, że wskazał on, iż miejsca, w których występuje wyrażenie „syn człowieczy”, można rozumieć jako „ja” lub „mnie”, a więc znacznie rozszerzył on jego zakres i, właściwie, przyjęcie jego tezy oznaczałoby, że Jezus nigdy nie użył idiomu „syn człowieczy” jako tytułu – nie mówiąc już o tym, by w jakikolwiek sposób chciał On przez to nawiązywać do wizji Daniela.

Tymczasem Fitzmyer szykował „morderczy” cios dla analiz Vermesa. Zgodził się on z nim, że przynajmniej w jednym wypadku ma on rację, a zatem, że była taka forma mówienia o sobie, ale – według Fitzmyera – najwcześniejszy przykład jakiego dostarczył Vermes pochodzi z II wieku po Chr., a więc w żaden sposób nie można odnosić tej filologicznej funkcji do czasów Jezusa ( Catholic Biblical Quarterly 30 [1968], s. 427).

Świat nauki oczekiwał odpowiedzi Vermesa, tymczasem Morton Smith – młody geniusz, który dopiero co zaczynał się przebijać wtedy na „salony” – stwierdził, że jeśli Fitzmyer obali w ten sposób teorię Vermesa, to i „pogrzebie” swoją, ponieważ forma omowna, którą przyjął świat nauki za Fitzmyerem opiera się na poświadczeniach z I w. przed Chr. Dlaczego więc mamy uznawać coś, co pochodzi sprzed stu lat przed Chr. a nie uznawać czegoś, co pochodzi ze stu lat po Chr? Wszyscy naukowcy zamarli w milczeniu i przerażeniu czy genialny zakonnik „pochowa” swoją teorię, by „zniszczyć” konkurenta. Użył przecież ataku, który w stosunkach USA – ZSRR nie był nigdy użyty – broni wzajemnej zagłady. Odpowiedź przyszła z zupełnie innej strony – przywołano przykład „Księgi z przepisami prawa krajów”. Jest to najstarsze ogólne prawo ludzkości w języku aramejskim, pochodzące z końca II lub z początku III wieku po Chr., i z niego bezsprzecznie stwierdzamy, że (ברנשא) bar Nasha jest stosowany w formie ogólnej na oznaczenie ludzkości:

To jest natura syna człowieczego (דברנשא, debarnasha), że powinien się urodzić i rozwijać się i osiągnąć swój szczyt i rozmnażać się i starzeć, podczas jedzenia i picia i spania i jawy, i że powinien umrzeć  (linie 11-14). 

Można więc wykazać konieczną ciągłość dla tezy Fitzmyera, a jeśli tak, to i zaskakujące uderzenie w teorię Vermesa zostało odparte.

Tymczasem w zaciszu klasztoru, w swojej cichej celi, nasz niezłomny badacz szykował znacznie poważniejszy atak na teorię Vermesa. Przepatrując manuskrypty zauważył on, że we wcześniejszych źródłach słowo „nash” było zapisywane jako „`enash”. Tym razem wydawało się, że nowa teoria już rzeczywiście „legnie w gruzach”. Fitzmyer stwierdził, że brak „alef” jest oznaką późnego pochodzenia przywoływanych przez Vermesa przykładów. Tym razem jednak Vermes wyprowadził obronę, na którą już Fitzmyer musiał przystać, gdyż opierała się ona na olbrzymiej liczbie świadectw. Oddajmy głos nieżyjącemu profesorowi:

Gdyby jednak Fitzmyer chciał zastosować się do podanej przez siebie zasady, wówczas sam znalazłby się w nie lada kłopocie. Na przykład, zmuszony do objaśnienia nowotestamentalnej formy imienia „Łazarz” (Lazar/-us) na podstawie współczesnych lub wcześniejszych źródeł, odkryłby, że świadectwa pochodzące z pierwszego stulecia po Chr. – list rozwodowy z Murabba`at oraz jerozolimski epigraf na urnie – zapisują to imię jako „Eleazar” z literą „alef” na początku. Forma „Lazar” powstała zatem od „Eleazara” w wyniku opuszczenia początkowego „alef”, w taki sposób, w jaki „nash” stanowi skróconą wersję „`enash”. Jednakże jak wiadomo, takie gubienie otwierającej głoski gardłowej jest właściwością galilejskiego dialektu aramejskiego, i co charakterystyczne, Palestyński – tj. galilejski – Talmud często ściąga imię „Eleazar” i „Eliezer” do postaci „Lazar” i „Liezer”” (Vermes 2003, s. 254).

A może jednak nie?

Z zainteresowaniem przeczytałem kontrpropozycję odczytania tytułu «Syn Człowieczy» w ujęciu dr. Roberta Rynkowskiego, która, jak mi się wydaje, pozostaje pod dużym wpływem Gerharda Lohfinka. Chciałbym jednak odnieść się do kilku brakujących elementów tej odpowiedzi.

Dr Robert Rynkowski zgadza się ze mną, a właściwie z Fitzmyerem, że w Palestynie w I w. przed Chr. i w I w. po Chr. nie używano określenia «Syn Człowieczy» w sensie tytularnym, i właściwie jest to podstawa, od której należy zacząć rozważanie tej kwestii. Fitzmyer wskazuje, że używano tej formy zarówno w znaczeniu nieokreślonym: «ktoś», jak i ogólnym: «istota ludzka». Vermes w swoich analizach, a z tą interpretacją zgadza się Fitzmyer, wskazuje, że w galilejskim dialekcie aramejskie forma «bar nasza» («syn człowieczy») pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Co więcej, podaje on konkretne przykłady zastosowania tej formy! Dlaczego jest to takie ważne, ponieważ «syn człowieczy» nie jest wyrażeniem greckim, aby je więc zrozumieć i aby ono nabrało jakiegokolwiek sensu, to musi ono odwoływać się do języka aramejskiego.

Uprawialibyśmy karykaturę nauki, gdybyśmy najpierw uznali te przesłanki, następnie – opierając się na niehistorycznych i niejęzykowych podstawach – określili, co oznacza to nowotestamentalne wyrażenie, i wreszcie stwierdzili, że taka musi być również treść aramejskiego idiomu: i wcale nas nie obchodzi brak jakiegokolwiek poświadczenia takiego użycia w całym zachowanym zbiorze literatury aramejskiej! (G. Vermes, Jezus Żyd: ewangelia w oczach historyka, Kraków 2003, s. 236).

Dlatego wywód Lohfinka nie brzmi wiarygodnie, ponieważ nawet jeśli uważa on, że Jezus – na swój sposób – przemyślał Księgę Daniela i z niej skorzystał na oznaczenie swojej osoby, to najpierw musi wykazać, że wyszedł On poza jej pierwotne aramejskie znaczenie. Tymczasem wypowiedzi Jezusa, w których łączy On aramejski idiom z Dn 7, 13 jest «garstka», a większość przykładów mieści się w formie aramejskiego wyrażania się. Czy nie jest to niepokojące?

Charles H. Dodd (07 kwietnia 1884 – 21 września 1973) walijski badacz NT, który przez całe swoje życie utrzymywał, że Jezus w jakiś sposób identyfikował się z Danielowym «jakby synem człowieczym» na rok przed śmiercią w wieku osiemdziesięciu lat przyznał, że musi pod wpływem najnowszych odkryć przemyśleć całą tematykę; pokazał on tym samym, że w nauce nie ma ustalonych paradygmatów, a młodość i świeżość umysłu niekoniecznie należy wiązać z wiekiem (C. H. Dodd, Założyciel chrześcijaństwa, Kraków 1983, s. 103 – 105).

Gdzie zatem jest to ewangeliczne powiązanie «syna człowieczego» z Dn 7, 13? Spotykamy się z takim czymś w Mk13, 26 (Mt 24, 30; Łk 21, 27). Co o tym fragmencie mówi Joachim Gnilka, profesor egzegezy Nowego Testamentu i hermeneutyki biblijnej na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu w Monachium:

Do Dn 7, 13 nawiązują także wypowiedzi synoptyków. Najwyraźniejszy przykład tego znajdujemy w tzw. Apokalipsie synoptycznej Mk 13, 26, do której według powszechnego przekonania zostało włączone jakieś drobne judeochrześcijańskie pismo apokaliptyczne (J. Gnilka, Pierwsi chrześcijanie. Źródła i początki Kościoła, Kraków 2004, s. 207).

Następnie spotykamy takie odniesienie (bezpośrednie) w trakcie rozmowy Jezusa z arcykapłanem (Mk 14, 62; Mt 26, 64; Łk 22, 69). Nawet jeśli uznalibyśmy, że są to autentyczne słowa Jezusa (choć w tym wypadku wszyscy egzegeci pozostają zgodni, że tych słów nie należy przypisywać Jezusowi, bo któż miałby przekazać ich treść uczniom), to komu On miałby tłumaczyć tę nową interpretację tytułu «Syn Człowieczy»? Wrogim arcykapłanom? Niemniej jednak nawet jeśli zaprzeczymy wszystkim rozsądnym argumentom i uznamy, że są to jednak słowa Jezusa, to nawet w tym stadium nadal utrzymuje się jego użycie w funkcji wskazania osoby mówiącej na siebie (Vermes 2003, s. 245). To są jedyne dwa ustępy z Ewangelii Marka, które w sposób bezpośredni nawiązują do Dn 7, 13. Czy to upoważnia do wniosku, że: Jezus może bowiem interpretować to pojęcie we własny autorski sposób, modyfikować je i przypisywać mu zupełnie inne znaczenie, przechodząc ze znaczenia symbolicznego i zbiorowego na indywidualne, odniesione do siebie?

W którym momencie swojego nauczania Jezus zajmuje się problematyką i interpretacją wizji «jakby syna człowieczego» z Księgi Daniela? Przeczytałem zapis Ewangelii kilkaset razy, a może więcej, i nic takiego tam nie odnalazłem. Nie odnalazł też tego żaden z egzegetów, ponieważ obecnie w ogóle nie byłby on kwestią sporną. Większość przypadków, kiedy Jezus używa idiomu «syn człowieczy» w najstarszej Ewangelii Marka nie zaprzecza jego pierwotnemu aramejskiemu znaczeniu, dlaczego więc mielibyśmy je odrzucić? Tym bardziej że sam jestem zwolennikiem tezy, że Jezus był apokaliptykiem, a więc przyjęcie dotychczas powszechnego poglądu nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu. Warto wspomnieć o ironicznym komentarzu Paula Wintera, który dotyczy omawianej przez nas problematyki:

Jeśli podana przez Perrina interpretacja wypowiedzi dotyczących Syna Człowieczego jest poprawna – a wspiera ją (…) praca Vermesa na temat językowego użycia określenia bar – nasz(a) w żydowskim języku aramejskim – to miejsce narodzin tego mitu należy szukać nie w Iranie albo w Judei, albo nawet w Ugarit, lecz na niemieckich uniwersytetach (P. Winter, Deutsche Literaturzeitung 89 1968, kol. 784).

Czyżby praca Gerharda Lohfinka kontynuowała ten „niemiecki” trend?

A może jednak Syn Człowieczy?

Jezus może interpretować pojęcie „Syn Człowieczy” we własny autorski sposób, modyfikować je i przypisywać mu zupełnie inne znaczenie, przechodząc ze znaczenia symbolicznego i zbiorowego na indywidualne, odniesione do siebie

Andrzej Nowicki w umieszczanych na blogu „Kleofas” wpisach i komentarzach stara się przedstawić to, co jako historyk jest w stanie powiedzieć na temat Jezusa. Nie jestem biblistą ani historykiem, jednak w oczekiwaniu na biblistę, który być może pojawi się na „Kleofasie” i zechce kompetentnie odpowiedzieć na interpretacje A. Nowickiego, postaram się przedstawić mogące w związku z nimi pojawić się wątpliwości.

Zacznę od wpisu Czy Jezus uważał się za apokaliptycznego Syna Człowieczego z Księgi Daniela? Odpowiedź historyka. W swoim tekście oprę się na książce Gerharda Lohfinka Jezus z Nazaretu. Czego chciał. Kim był, chociaż oczywiście zdaję sobie sprawę, że rzetelna odpowiedź wymaga o wiele szerszej podstawy.

A. Nowicki wychodzi od stwierdzenia, że „jakby Syn Człowieczy” pojawiający się w Dn 7 symbolizuje zbawionych ludzi tworzących wieczne królestwo. Nie tyle jednak interesuje się tym, co mówi ta wizja, ile stawia sobie zadanie zrekonstruowania interpretacji Dn 7, jaką przyjmowało środowisko żydowskie w I w. po Chrystusie. Przyznam, że z trudem udaje mi się podążać meandrami myśli A. Nowickiego w jego artykule. Autor mówi najpierw, że pierwszy żydowski komentarz do Dn 7 pojawia się około 135 r. n.e. i dopiero w II w. postać Syna Człowieczego interpretowana jest jednostkowo i w sensie mesjańskim, jako przyszłego pomazańca. Następnie A. Nowicki rozważa problem postaci „Syna Człowieczego” w etiopskiej Księdze Henocha i 4 Księdze Ezdrasza, pismach powstałych, jak podaje G. Lohfink, raczej w czasach po Jezusie (z czym A. Nowicki się zgadza), chociaż być może poprzedził je okres redakcji. A. Nowicki z ich analizy wyciąga jednak wniosek, że w ani jednym wypadku nie występuje tam użycie tytularne wyrażenia „Syn Człowieczy”. Dalej następuje duży cytat z J. A. Fritzmyera, który stwierdza, że nie ma przykładu użycia w Palestynie w I w. przed i po Chr. zwrotu „Syn Człowieczy” w sensie tytularnym: Zatem nowotestamentalny sens tytularny tego wyrażenia pozostaje wciąż czymś unikalnym. Po tym wszystkim autor zadaje pytanie, jak to jest, że skoro Jezus używał tego określenia w odniesieniu do siebie, to nikt nie zauważył w tym nic dziwnego: Jest to o tyle dziwne, że przecież gdyby Jezus uważał, że jest apokaliptycznym Synem Człowieczym z Księgi Daniela to powinno to wywołać jeśli nie protest to przynajmniej jakieś zainteresowanie przeciwników religijnych Jezusa. Pytanie zaiste zaskakujące, skoro autor najpierw dowiódł, że Syn Człowieczy z Dn 7 był postacią zbiorową, dopiero w II w. po Chr. była ona interpretowana jednostkowo i w sensie mesjańskim, a nigdzie w Palestynie w I w. przed i I w. po Chr. zwrot „Syn Człowieczy” nie był używany w sensie tytularnym. Jakim sposobem ktokolwiek mógł się tym interesować, skoro jak dowodzi autor, w czasach Jezusa nie była znana apokaliptyczna indywidualna interpretacja Syna Człowieczego? Ba, dla wzmocnienia tezy, że nie była znana taka interpretacja indywidualna i godnościowa, A. Nowicki odrzuca nawet tezę sformułowaną przez R. Bultmanna, który powołując się na tekst Łk 12, 8: Ktokolwiek wyzna Mnie przed ludźmi, wyzna go i Syn Człowieczy przed Aniołami Bożymi (Łk 12, 8), twierdził, że Jezus nie utożsamiał się z „Synem Człowieczym”, że była to dla niego zupełnie inna postać, postać niebiańska (G. Lohfink wskazuje, że zmiana z pierwszej na trzecią osobę nie jest w żadnym wypadku wskazaniem na zmianę działających osób, lecz należy do stylu zagadkowej, powściągliwej mowy, tak mówi św. Paweł w 2 Kor 12, 1–5). Pytania, które stawia A. Nowicki: „Co należy zatem uczynić? Każdy kto chce rozwiązać ten problem musi odpowiedzieć na następujące pytania: Dlaczego nikt nie interesuje się używaniem określenia „syn człowieczy”? Co rozumieli pod wyrażeniem syn człowieczy żydowscy słuchacze Jezusa skoro w żaden sposób nie reagowali? Dlaczego w pierwotnej gminie chrześcijańskiej i u Pawła z Tarsu tytuł ten nie pojawia się i nie odgrywa żadnej roli w jego teologii? Które logiony są autentyczne, a które pojawiły się dopiero na późniejszym etapie i po co je tworzono skoro z nich nie korzystano, aby oddać godność i rangę Jezusa?”, są zatem w istocie bezprzedmiotowe, bo odpowiedzi udzielił na nie już wcześniej sam autor. A. Nowicki dość sprawnie oczyścił jednak przedpole, by G. Lohfink mógł udzielić odpowiedzi na pytanie, co w ustach Jezusa oznaczał zwrot „Syn Człowieczy”.

Przede wszystkim nie wydaje się, by lekko należało odrzucać pierwotne znaczenie Dn 7. G. Lohfink zwraca uwagę na to, że mowa o Synu Człowieczym jest mową zagadkową, zaszyfrowaną. W Dn 7 mocarstwa światowe przedstawione są pod postaciami zwierząt, którym przeciwstawiony jest człowiek (Syn Człowieczy). Trzeba pamiętać, że Księga Daniela, jedna z ostatnich ksiąg Biblii Hebrajskiej, powstała w czasach stosunkowo bliskich Jezusowi, bo w II w. przed Chr. W Dn 7 po czterech mocarstwach, które są symbolizowane przez lwa, niedźwiedzia, panterę, bestię (Babilon, Medowie, Persowie, hellenistyczne królestwo Syryjczyków), przychodzi piąte, które jest symbolizowane przez człowieka („Syn Człowieczy”). Piąte królestwo jest bardzo starannie odróżnione od królestw je poprzedzających, nie jest brutalne ani bestialskie, ale jest wreszcie społeczeństwem ludzkim. Dlatego symbolizuje je człowiek, a nie zwierzęta. Nowe społeczeństwo czasów ostatecznych dane jest z góry, nie mogą go ustanowić ludzie, zostaje podarowane światu przez Boga. Mimo to jest na wskroś ziemskie i na wskroś z tego świata. Społeczeństwem, które reprezentuje Syn Człowieczy, jest Izrael, ale Izrael wyczekiwany, czasów ostatecznych. Tym samym Syn Człowieczy jest szyfrem dla ostatecznego królowania Boga, a równocześnie jest figuracją prawdziwego Izraela (s. 74–79). G. Lohfink, nieco inaczej niż A. Nowicki, stwierdza, że w tajemnej literaturze apokaliptycznej wczesnego judaizmu widziano w Synu Człowieczym z Dn 7 postać godnościową, która na końcu czasów w imieniu Boga odprawi sąd nad światem i która ustanowi zbawienie i sprawiedliwość (etiopska Księga Henocha, rozdz. 37–71) oraz 4 Księga Ezdrasza. Nie ma to jednak specjalnego znaczenia, bo możliwe, że teksty te nie istniały w czasach Jezusa, chociaż możliwe również, że ich ostateczne powstanie poprzedził okres redakcji. Gdyby jednak nawet istniały w czasach Jezusa, to nie jest powiedziane, że Jezus je znał. G. Lohfink za logiczny – i do tego jego twierdzenia trzeba się przychylić – uważa wniosek, że Jezus szyfr Syna Człowieczego wziął z samego Pisma Świętego, a nie z jakichś źródeł ezoterycznych. Pewne jest, że Jezus znał obraz historii z Dn 7, bo jeśli mówił o nadejściu królestwa Bożego, wówczas włączał interpretację historii z Dn 7. Przy tym znacząco tę interpretację zmodyfikował. W jaki sposób?

  1. Schemat czasu. W Dn 7 prawdziwe społeczeństwo Boga nadchodzi po panowaniu mocarstw światowych. Dla Jezusa panowanie Boga rozpoczyna się już teraz.
  2. Związanie z jedną osobą. W Dn 7 Syn Człowieczy oznaczał zbiorowość, a Jezus mówi o sobie samym jako o Synu Człowieczym. Syn Człowieczy to nie prawdziwy Izrael czasów ostatecznych, ale tajemne imię samego Jezusa. On ucieleśnia w sobie nowe społeczeństwo Izraela czasów ostatecznych.
  3. Kwestia służby. Synowi Człowieczemu z Dn 7 służą wszystkie narody, za to Jezus przychodzi, aby służyć i oddać życie na okup za wielu (Mk 10, 45).

Wprowadzone przez Jezusa zmiany w wizji Dn 7 ukazują, że mówiąc o sobie jako o Synu Człowieczym, odwołuje się bezpośrednio do Dn 7. Szyfr Syna Człowieczego oferował Mu słowa, w których musiał o sobie mówić: pojęcie to nie mogło być fałszywie rozumiane z powodów politycznych tak jak pojęcie „Mesjasz”, nie było to pojęcie prowokacyjne; z pojęciem Syna Człowieczego z Dn 7 związana była godność równa godności oczekiwanego króla mesjańskiego, a nawet ją przekraczała; można było za jego pomocą wyrazić również uniżoność, gdyż Syn Człowieczy z Dn 7 jest końcem społeczeństw opartych na samouwielbieniu i przemocy, a władza, która rezygnuje z przemocy, może opierać się tylko na Bogu; w Dn 7 Syn Człowieczy to reprezentant Izraela, a Jezusowi chodzi o zgromadzenie Izraela czasów ostatecznych, które rozpoczęło się w Jezusie i kręgu Jego uczniów; dzięki pojęciu Syna Człowieczego wypowiedzi Jezusa o nim samym pozostają zaszyfrowane (s. 513–517).

Jeśli analizy G. Lohfinka są słuszne, to nie ma specjalnego znaczenia to, że w Palestynie I w. wyrażenie „Syn Człowieczy” nie było używane tytularnie. Jezus może bowiem interpretować to pojęcie we własny autorski sposób, modyfikować je i przypisywać mu zupełnie inne znaczenie, przechodząc ze znaczenia symbolicznego i zbiorowego na indywidualne, odniesione do siebie. Tego problemu jednak autor w swoim wpisie nie podjął.

Czy Jezus uważał się za apokaliptycznego Syna Człowieczego z Księgi Daniela? Odpowiedź historyka.

Część biblistów uważa, że Jezus używał określenia Syn Człowieczy na oznaczenie swojej Osoby, ponieważ identyfikował się z niebiańską postacią z Księgi Daniela:

Patrzyłem w nocnych widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie ( Dn 7, 13 – 14 ).

Autor Księgi Daniela objaśnia kim jest jakby Syn Człowieczy, którego władza następuje po czterech królestwach wyobrażonych w wizji przez bestie:

Te wielkie bestie w liczbie czterech – to czterech królów, którzy powstaną z ziemi. Królestwo jednak otrzymają święci Najwyższego i będą posiadać królestwo na zawsze i na wieków. (…) panowanie i władzę i wielkość królestw pod całym niebem otrzyma lud święty Najwyższego. Królestwo Jego będzie wiecznym królestwem; będą Mu służyły wszystkie moce i będą Mu uległe ( Dn 7, 17 – 18. 27 ).

Wizja czterech bestii zostaje przeciwstawiona wizji jakby Syna Człowieczego, który z kolei, symbolizuje zbawionych ludzi tworzących wieczne królestwo. W pierwotnym rozumieniu zatem nie mamy do czynienia z postacią jednostkową, lecz z apokaliptycznym wyobrażeniem, który pod symbolem Syna Człowieczego, postrzega przemieniony lud Boży. Jednak ważniejsza od pierwotnej interpretacji jest dla nas, wykładnia tej wizji jaką przyjmowało środowisko żydowskie I w. po Chr. gdyż wtedy dopiero, możemy stwierdzić, czy Jezus mógł przyjąć, iż jest jakby Synem Człowieczym z Księgi Daniela.

Pierwszy żydowski komentarz do ustępu Daniela pochodzi dopiero od Rabbiego Akiby ( zm. 135 r. po Chr. ), i egzegeza ta łączyła postać jakby Syna Człowieczego z Mesjaszem. Według rabina w trakcie eschatologicznego kresu dziejów będą istniały dwa trony: na jednym z nich będzie zasiadał Mesjasz, a na drugim Bóg ( bChag 14a; bSanh. 38b ). Świadectwo to dość późne potwierdza, że przynajmniej w II w. po Chr. interpretowano figurę jakby Syna Człowieczego jednostkowo i starano się to połączyć z oczekiwaniami mesjańskimi. Próbę pogodzenia tych stanowisk odnajdujemy u Rabbiego Jozuego ben Lewiego ( III w. po Chr. ), który starając się wytłumaczyć rozbieżność pomiędzy Mesjaszem przychodzącym na obłoku, a inną przepowiednią mesjańską z Księgi Zachariasza, która sugerowała, że Pomazaniec pojawi się na osiołku ( Za 9, 9 ), znalazł sprytne rozwiązanie problemu: jeśli Izrael w dniach ostatecznych będzie cnotliwy – to Mesjasz wkroczy triumfalnie, a jeśli będzie grzeszny – to Mesjasz wkroczy na osiołku ( bSanh. 98a ).

Późniejsze spekulacje rabinów na temat imienia Mesjasza doprowadziły ich do utożsamienia go z imieniem Ananim ( 1Krn 3, 24 ), ponieważ Anani tłumaczy się jako obłoki, co powiązano z Dn 7, 13 . Uzyskujemy więc potwierdzenie – na razie bardzo słabe – że przynajmniej od II w. po Chr. w środowisku judaizmu rabinicznego interpretowaną postać jakby Syna Człowieczego jako Mesjasza, triumfalnie wkraczającego w historię i zdecydowanie zbiorowej figurze Daniela nadano indywidualne cechy przyszłego Pomazańca.

Wyobrażenia żydowskie na temat Syna Człowieczego spotykamy w Księdze Henocha etiopskiego. Pismo to wywarło duży wpływ na interpretację samej tej postaci – a jako, że Księga ta jest mało znana, należy zaznajomić się z obszernym cytatem dotyczącym wizji Henocha, w której zobaczył on Syna Człowieczego:

I tam ujrzałem kogoś, kto miał „Głowę Dni” i jego głowa [była] biała jak wełna i z nim [był] inny, którego twarz miała wygląd człowieka, i jego twarz [była] pełna łaski, jak jednego ze świętych aniołów. Zapytałem jednego ze świętych aniołów, którzy przyszli ze mną, i pokazał mi wszystkie tajemnice o tym Synu Człowieczym, kto on jest, skąd on jest i dlaczego chodzi z „Głową Dni”? Odpowiadając mi rzekł do mnie: „To jest Syn Człowieczy, do którego należy sprawiedliwość i z którym mieszka sprawiedliwość. On to objawi cały skarbiec tajemnic. Jego to wybrał Pan Duchów; ma on zwyciężać przed Panem Duchów, w sprawiedliwości na wieki. I ten Syn Człowieczy, którego widziałeś, wypłoszy królów i możnych z ich miejsc odpocznienia i mocarzy z ich tronów i rozwiąże nerki mocarzy i połamie zęby grzeszników. I wypędzi królów z ich tronów i z ich królestw, bo go nie wywyższyli i nie oddali mu czci, i pokornie nie uznali, skąd zostało im dane królestwo. Wypędzi oblicza mocarzy i napełni ich wstyd, i ciemność będzie ich mieszkaniem, i robaki będą ich miejscem odpocznienia, bo nie sławili imienia Pana Duchów. (…) I w owej godzinie ów Syn Człowieczy został nazwany w obecności Pana Duchów i jego imię [zostało wspomniane] przez Głowę Dni. Zanim słońce i konstelacje zostały stworzone, zanim gwiazdy nieba zostały utworzone, jego imię zostało nazwane przed Panem Duchów. Będzie on łaską dla sprawiedliwych i świętych, aby mogli się oni na nim wesprzeć i nie upaść i [będzie on] światłem narodów i nadzieją tych, którzy smucą się w sercach swoich. Ci wszyscy, którzy mieszkają na suchym lądzie, padną i oddadzą mu pokłon i będą błogosławić, chwalić i sławić psalmami imię Pana Duchów. I z tego powodu został on wybrany i ukryty przed nim, zanim świat został stworzony na wieki. (…) I w dzień ich zmartwienia ( ostatecznej kary dla grzeszników ) nastanie odpoczynek na ziemi i upadną przed nim i nie powstaną. I nikt się nie znajdzie, kto ich weźmie swoimi rękami i podniesie ich, bo zaparli się Pana Duchów i Jego Mesjasza. (…) Zapytałem anioła, który szedł ze mną, mówiąc: „Co to są za rzeczy, które widziałem w tajemnicy?” Odpowiedział mi: „To wszystko co widziałeś, służy władzy jego Mesjasza, aby był mocny i dzielny na ziemi” ( HenEt 46, 1 – 6; 48, 2 – 6. 10; 52, 4 ).

Cytat pochodzi z Księgi Przypowieści zawartej w Księdze Henocha etiopskiego w rozdziałach 37 – 71. Wśród manuskryptów qumrańskich odkryto wiele aramejskich kopii 1 Księgi Henocha jednak ku wielkiemu rozczarowaniu egzegetów chrześcijańskich brakuje wśród nich właśnie całej Księgi Przypowieści. Zamiast niej w Corpus Henochicum, znajduje się tzw. Księga Gigantów. J. T. Milik, który jako pierwszy postarał się w przełomowym dziele The Books of Enoch: Aramic Fragments of Qumran Cave 4 ( Oxford: Clarendon, 1976 ) wyciągnąć wnioski jakie płyną z tego faktu; stwierdził, że Księga Przypowieści jest chrześcijańskim substytutem oryginalnej poprzedniej żydowskiej Księgi Gigantów ( Milik pracował nad uzasadnieniem i tłumaczeniem tekstu piętnaście lat! ). Oznaczałoby to, że w obecnej formie Księga Przypowieści nadaje się jedynie do zrozumienia chrześcijańskiego znaczenia wyrażenia Syn Człowieczy, natomiast nie nadaje się ona do badań nad Jezusem historycznym, ponieważ nie mogła ona mieć żadnego wpływu na Nazarejczyka ani też Jego najbliższych następców ( Paweł z Tarsu w ani jednym wypadku nie nazywa Jezusa, Synem Człowieczym ). Nawet jeśli odrzucimy kontrowersyjną tezę Milika o chrześcijańskim pochodzeniu Księgi Przypowieści, to i tak, trzeba pogodzić się z faktem, że mamy do czynienia z apokalipsą napisaną pod koniec I w. po Chr. W opisach eschatologicznego końca Syn Człowieczy jest kimś kogo imię zostało ukryte przez Boga przed stworzeniem świata. Wkracza w bieg historii, aby pokonać grzesznych królów i ustanowić panowanie Boga. Z tekstu przebija mocna wiara w moc Mesjasza, zmartwychwstanie umarłych oraz sąd nad grzesznikami. Kim zatem jest Syn Człowieczy w Księdze Przypowieści? W pewnym momencie anioł zwraca się do Henocha:

Ty jesteś Synem Człowieczym, który narodził się do sprawiedliwości. Sprawiedliwość zamieszka w tobie i nie opuści cię sprawiedliwość Przedwiecznego. Nadto rzekł do mnie: Sprowadzi dla ciebie pokój w imię swoje dla przyszłego świata. Stąd bowiem od założenia świata wychodzi pokój i spocznie na tobie po wieki wieków. Każdy będzie kroczył twoją drogą a sprawiedliwość nigdy cię nie opuści. Z tobą zamieszkają i los twój dzielić będą. Nie będą od ciebie oddzieleni na wieki wieków. W taki to sposób długowieczność towarzyszyć będzie Synowi Człowieczemu, a pokój [należeć będzie] do sprawiedliwych, którzy kroczyć będą tą samą drogą w imię Pana Duchów na wieki wieków ( HenEt 71, 14 – 17 ).

Księga Przypowieści mogła zatem powstać, w obrębie jakiegoś ugrupowania apokaliptyków żydowskich, które miało bardzo głębokie poszanowanie dla postaci Henocha. Już w Torze jest on wspomniany jako jeden z nielicznych ludzi, których zabrał Bóg ( Rdz 5, 24 ). Z łatwością mógł on zostać utożsamiony z Synem Człowieczym przebywającym w niebie, gdyż według tradycji żydowskiej przebywał on w nim już od czasów zanim Bóg ukarał ludzkość potopem. Taka interpretacja wyklucza jednak możliwość, że Syn Człowieczy był w Księdze Przypowieści tytułem. Forma ta jest semityzmem, odpowiadającym hebrajskiemu ben `adam lub aramejskiemu bar `enasz i oznacza po prostu człowieka ( por. Ps 144, 3 ). Spotykamy to określenie aż dziewięćdziesiąt trzy razy w Księdze Ezechiela ( Ez 2, 1.3; 3, 1. 3. 4 itd. ). Autor Księgi Przypowieści chciał nam powiedzieć, że Henoch jest człowiekiem spośród ludzi, który został wybrany na mieszkańca niebios.

Musimy odejść od tej księgi mocno rozczarowani, nie tylko nie używa ona w sensie tytularnym wyrażenia syn człowieczy, to na dodatek pochodzi chronologicznie z czasów po – Jezusowych.

Skutkiem tego, z metodologicznego punktu widzenia, byłoby rzeczą w najwyższej mierze nierozsądną polegać na Księdze Henocha, podejmując próby dotarcia do pierwotnego wizerunku Jezusa – chociaż można absolutnie śmiało zdać się na jej świadectwo, badając rozwój pierwotnej chrześcijańskiej teologii ( Vermes Geza, „Jezus Żyd. Ewangelia w oczach historyka”, Kraków 2003, s. 235 ).

Część badaczy wskazuje na IV Księgę Ezdrasza jako na pismo rozwijające motyw Syna Człowieczego. W wizji III spotykamy opis człowieka wyłaniającego się z morza:

Oto z morza powstawał gwałtowny wiatr i wzburzał wszystkie jego fale. I widziałem: oto wiatr wynurzał z serca morza coś podobnego do człowieka i ten człowiek leciał z chmurami nieba. (…) A gdy to się dziać będzie i pojawią się znaki, które przedtem ci ukazałem, wtedy objawi się mój syn, którego widziałeś jako męża wychodzącego ( z morza ) ( IV Ezd 13, 3. 32 ).

IV Księga Ezdrasza została zredagowana w Aleksandrii ok. 100 r. po Chr., a jej głównym celem było pokrzepienie żydowskiego ducha złamanego zburzeniem Świątyni Jerozolimskiej w 70 r. po Chr. Sama Księga jest pismem złożonym: dwa jej pierwsze rozdziały pochodzą z II w. po Chr. i zostały skomponowane przez chrześcijan piszących po grecku; pozostałe rozdziały – prócz dwóch ostatnich – stanowią właściwą IV Księgę Ezdrasza. Mesjasz nazwany jest tu człowiekiem i mężem, jego panowanie nastąpi po rozpadzie Imperium Rzymskiego, które w wizjach Ezdrasza symbolizuje orzeł. Nie ma ani jednego przypadku w IV Księdze Ezdrasza użycia idiomu syn człowieczy jako elementu mowy niezależnej. Mesjasz w tym dokumencie jest po prostu człowiekiem, synem Boga, który pokonuje wrogów samym tchnieniem ust swoich i na powrót sprowadza zaginionych dziesięć pokoleń Izraela.
Po przeglądnięciu świadectw żydowskich możemy wyciągnąć jeden uprawniony wniosek: w ani jednym wypadku nie spotykamy się z tytularnym użyciem wyrażenia syn człowieczy.

Tematyką tego zagadnienia zajął się z  J. A. Fritzmyer. Warto jednak, dokładnie go wysłuchać – jest zakonnikiem, ale przede wszystkim jest wybitnym naukowcem i znawcą greki, łaciny i języków semickich. W latach 1959 – 1969 objął profesurę języków i cywilizacji Bliskiego Wschodu w Instytucie Orientalistycznym w Chicago. Jako qumranolog opublikował monografię na temat Apokryfu Księgi Rodzaju. Jego słowa przybliżą nam problematykę tytułu Syn Człowieczy oraz środowisko esseńczyków z Qumran:

Zwrot „syn człowieczy” występuje w tekstach z Qumran, ale w żadnym z przypadków nie stanowi on tytułu, jak to jest w Nowym Testamencie. Po pierwsze, trzeba przypomnieć, że w Nowym Testamencie zwrot przekładany jako „Syn Człowieczy” to osobliwe greckie wyrażenie, ho hios tou anthropou, które powinno być tłumaczone „( ten ) syn ( tego ) człowieka” ( the son of the man ) lub „( ten ) syn człowieka” ( the man` s son ).
Forma arthrous zwrotu, z determinacją rodzajnikową, występuje bardzo często w tradycji synoptycznej ( np. Mk 2, 10; Mt 9, 6; Łk 5, 24; Mk 2, 28; Mt 12, 8; Łk 6, 51; a także w ustępach Q Mt 8, 20; Łk 9, 58; Mt 11, 19; Łk 7, 34 ). Po drugie, forma anarthrous, bez rodzajnika: hios anthropou, jest użyta w Ap 1, 13; 14, 14 ( w aluzji do Dn 7, 13 ); Hbr 2, 6 ( w cytacie z Ps 8, 5 ) i w J 12, 34 a, b. To nie jest takie dziwne, ponieważ formę tę można uznać za semityzm, odzwierciedlający albo hebrajskie ben `adam, albo aramejskie bar `enasz. (…) Po trzecie, niezależnie od bardzo wczesnego pojawienia się tego zwrotu w pochodzącej z VIII w. inskrypcji aramejskiej ( Sefire 3. 16 – 17 ), gdzie użyto go w znaczeniu ogólnym: „istota ludzka”, jest on też znany z Dn 7, 13, znowu w sensie ogólnym: „istota ludzka”. Aramejskie bar `enasz mamy teraz i w rękopisach qumrańskich. W 1QapGen 21, 13, jest zastosowany w sensie nieokreślonym: „I uczynię twoje potomstwo tak licznym, jak pył ziemi, którego żaden człowiek nie zdoła policzyć” ( dosł. „syn człowieka nie zdoła policzyć” – jest to parafraza Rdz 13, 16, a bar `enosz to aramejskie tłumaczenie hebrajskiego i „człowiek, istota ludzka” ). Zwrot ten występuje również w 11QtgJob 26, 2 – 3: „Twój grzech dotyka człowieka takiego jak ty sam, a twoja sprawiedliwość [inną] istotę ludzką” ( tłumaczenie Hi 35, 8 ). Mowa Elihu przeciwstawia tu Boga i istotę ludzką. Wyrażenie to w sensie ogólnym odkryto też w 11Qtg Job 9, 9, gdzie fragmentarycznie [b]r `nsz twl`[t`], „[s]yn człowieka, ( który jest ) roba[kiem]”, to tłumaczenie hebrajskiego ben `adam z Hi 25, 6.

Tych kilka fraz ukazuje, że wyrażenie „syn człowieczy” było używane w Palestynie w I w. przed i po Chr., zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”. Nie ma natomiast, jak dotąd, przykładu sensu tytularnego ( jaki miało ono w wypowiedziach Jezusa lub gdy w Nowym Testamencie mowa była o Nim), sensu zastępczego ( jako substytutu „Ja” lub „mnie”, jak to jest w Targumach późniejszej daty: Neofiti1 i Kairskim Targumie B do Rdz 4, 14 ) czy formy bezpośredniego adresu ( jak ben `adam w proroctwie Ezechiela ). Zatem nowotestamentalny sens tytularny tego wyrażenia pozostaje wciąż czymś unikalnym. Czy posługiwanie się nim w taki sposób było powszechne w czasach Jezusa, jest kwestią sporną. Znaczyłoby to oczywiście, że teoria głosząca, iż Jezus w Ewangeliach używa czasami tego zwrotu jako tytułu dla jakiejś oczekiwanej postaci innej niż On sam, stoi pod wielkim znakiem zapytania” ( J. Fitzmyer , 101 pytań o Qumran, Kraków: WAM 1997, s. 130 – 132 ).

Pierwszym zwolennikiem tezy, że Jezus z Nazaretu nie utożsamiał się z synem człowieczym był R. Bultmann ( „Theologie des Neuen Testaments”, Tubingen 1958, s. 30 – 32; 35 – 36 ). Odróżnił on dwa typy wypowiedzi Jezusa o synu człowieczym: pierwsze mówiące o ziemskim „synu człowieczym”; zidentyfikował jako błędne tłumaczenie aramejskiego zwrotu bar `enasz, który oznaczał tyle co „ja” lub „człowiek”, i drugie kiedy zapowiadał przybycie eschatologicznego sędziego – Syna Człowieczego, z którym się jednak nigdy nie utożsamiał. Werset mówiący: Ktokolwiek wyzna Mnie przed ludźmi, wyzna go i Syn Człowieczy przed Aniołami Bożymi ( Łk 12, 8 ), jest przykładem logionu w którym Nazarejczyk stwierdza, że wyrażona postawa wobec niego spotka się z odpowiednią karą w trakcie sądu, który przeprowadzi przybywający Syn Człowieczy. Jest on postacią różną od Jezusa, a utożsamiono ich dopiero w rzeczywistości po – paschalnej. Pogląd ten jest obecnie kwestionowany, ponieważ w języku aramejskim ten sposób wyrażania się, może wskazywać na pośrednią identyfikację.
G. S. Duncan wysunął zupełnie inną tezę; według badacza autentyczne są tylko te logia w których Jezus mówi o sobie jako synu człowieczym w związku ze swoją misją na ziemi ( Q 7, 34; 9, 58 ), i symbolika ta została zapożyczona przez Galilejczyka z Ezechiela ( Ez 2, 1 ). Syn człowieczy zatem był symbolem człowieka, który znalazł się pośród ludzi ( G. S. Duncan, Jesus, the Son of Man: Studies Contributory to a Modern Portrait, London 1947, s. 135 – 205 ). Argumentacje G. S. Duncana można odrzucić, gdyż u Ezechiela zwrot syn człowieczy występuje tylko i wyłącznie w wołaczu, i nie oznacza nic innego jak śmiertelną istotę ludzką, którą od Boga oddziela przepaść.
Co więc Jezus wyrażał mówiąc o sobie jako synu człowieczym? Zanim przejdziemy do dalszych rozważań należy podkreślić, że jest to określenie, którym w ewangeliach posługuje się tylko i wyłącznie Jezus. Poza Ewangeliami spotykamy go tylko w Dziejach Apostolskich – w ustach męczennika Szczepana, ale jest to zapewne reminiscencja słów Jezusa z rozmowy z arcykapłanem ( Dz 7, 56; por. Łk 22, 69 ). Nikt nigdy nie dopytuje się Jezusa co to oznacza, faryzeusze i uczeni w Piśmie nie dociekają znaczenia tego wyrażenia, a uczniowie Nazarejczyka też jakby nie zauważali w tym określaniu swojej osoby nic dziwnego. Jest to o tyle niezrozumiałe, że przecież gdyby Jezus uważał, że jest apokaliptycznym Synem Człowieczym z Księgi Daniela, to powinno to wywołać jeśli nie protest – to przynajmniej jakieś zainteresowanie przeciwników religijnych Jezusa. Z niczym takim jednak się nie spotykamy; wszyscy wydają się być obojętni wobec takiego sposobu wysławiania się, w przeciwieństwie do współczesnych badaczy, którzy stworzyli tak obszerną literaturę dotyczącą tego zagadnienia, że nie sposób już, w trakcie przecież krótkiego ludzkiego życia, zaznajomić się z jej całością. Co należy zatem uczynić? Każdy kto chce rozwiązać ten problem musi odpowiedzieć na następujące pytania: Dlaczego nikt nie interesuje się używaniem określenia syn człowieczy? Co rozumieli pod wyrażeniem syn człowieczy żydowscy słuchacze Jezusa, skoro w żaden sposób nie reagowali? Dlaczego w pierwotnej gminie chrześcijańskiej i u Pawła z Tarsu, tytuł ten nie pojawia się i nie odgrywa żadnej roli w jego teologii? Które logiony są autentyczne, a które pojawiły się dopiero na późniejszym etapie, i po co je tworzono skoro z nich nie korzystano, aby oddać godność i rangę Jezusa? Jak zmieniała się interpretacja tytułu Syn Człowieczy w poszczególnych warstwach tradycji, poczynając od tych najstarszych ( Q/Mk, Q1 ), a kończąc na tych najpóźniejszych ( J )? Spróbujmy zatem poszukać odpowiedzi na te pytania.

Dlaczego nikt nie interesuje się używaniem określenia „syn człowieczy”? Co rozumieli pod wyrażeniem „syn człowieczy” żydowscy słuchacze Jezusa skoro w żaden sposób nie reagowali?

Jak już wiemy z analiz J. A. Fritzmyera zastosowanie określania syn człowieczy w Palestynie w początkach I w. po Chr. było stosowane zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”.

Ponadto rzekł im: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu. Tak więc syn człowieczy jest Panem również i sabatu ( Mk 2, 27 – 28 ).

Tutaj jest najbardziej widoczne to ogólne rozumienie tego wyrażenia: każdy człowiek jest Panem sabatu, ponieważ został on uczyniony dla człowieka. Jezus oskarżony o nie przestrzeganie odpoczynku sobotniego w sposób okrężny wskazał, iż jest to zasada, którą każdy człowiek może się kierować w swoim postępowaniu. Zasadność interpretacji tego logionu posiada mocne zewnętrzne wsparcie w nauczaniu rabinów ( II w. po Chr. ):

Szabat został dany wam ( tj. ludziom ), a nie wy szabatowi ( Vermes2003: s. 240 ).

Brak reakcji jest tu całkowicie uzasadniony: synem człowieczym w tym rozumieniu jest tu Jezus, ale i każdy człowiek ( syn człowieczy ). Taki sposób wyrażania się jest potwierdzony w środowisku starożytnej Palestyny, ale czy można się zgodzić z Fritzmyer`em, że nigdy nie używano go jako substytutu „Ja” lub „mnie”? Ewangelie wydają się przeczyć takim kategorycznym sądom:

Za kogo mnie ludzie uważają ( Mr 8, 27 ).

Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?
( Mt 16, 13 ).

Wersja Mateusza potwierdza, że w czasach Jezusa był to substytut „mnie”. Jednocześnie obie wersje wskazują, że nie był to tytuł, ponieważ jeśli byłby nim – to pytanie w wersji Mateusza, byłoby pozbawione jakiegokolwiek sensu, gdyż już w pytaniu padła by odpowiedź kim jest Jezus.

Próbę wyjścia z tego impasu podjął się G. Vermes –  wychodząc ze słusznego założenia, że oryginalnym językiem Nazarejczyka był aramejski, a jego grecki odpowiednik syn człowieczy jest tylko tłumaczeniem, rozpoczął poszukiwanie zastosowania tego określenia w literaturze żydowskiej. Odkrył, że w niektórych wypadkach używano tego wyrażenia, aby w sposób skromny nie umieszczać swojej osoby na pierwszym planie. W jednym ze swoich listów Paweł z Tarsu, gdy opisywał swoje metafizyczne przeżycia; usunął się na drugi plan:

Znałem człowieka ( ανθρωπον (anthrōpon) [=Ja] ) w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy to w ciele było, nie wiem, czy poza ciałem, nie wiem, Bóg wie – został uniesiony w zachwyceniu aż do trzeciego nieba ( 2Kor 12, 2 ).

Nie jest to oczywiście zastosowanie użycia formy omownej syn człowieczy, lecz jest to przykład tego, że żydowska skromność piszącego ( nawet po grecku ), dopuszczała formę mówienia o sobie w trzeciej osobie. Vermes podaje następujące przykłady takiej formy omownej z literatury aramejskiej:

Pewien człowiek przyszedł do Rabbiego Josego ben Chalafty i powiedział do niego: „Objawiono temu człowiekowi [=mnie] we śnie” ( Gen. R. 48, 12; s. 216 ).

Jakub zapytał Ezawa: „Chcesz pieniądze czy miejsce na pochówek?”. Ezaw odparł: „Czy ten człowiek chce [=Czy ja chcę] miejsce na pochówek? Daj mi pieniądze, a miejsce na pochówek zatrzymaj dla siebie!” ( Gen. R. 100, S; s. 216 ).

Niechaj zginie duch tego człowieka [=twój duch] ( jMSz 55c; s. 216 ).

Gdyby nie to, że nigdy nikomu nie przekląłem, uczyniłbym to temu człowiekowi [=tobie] ( jMK 81d; s.216 ).

Podane przykłady dowodzą, że czy to przez skromność, czy też w sytuacjach kiedy stało się coś nieprzyjemnego lub też, gdy chciano wypowiedzieć jakąś groźbę, lub coś niestosownego uciekano się do formy omownej hahu gawra [=ten człowiek]. Przykłady te jednak zostały zakwestionowane, ponieważ należało wykazać, że wyrażenie hahu gawra było używane w taki sam sposób jak aramejskie bar nasha [=syn człowieczy]. Dlatego też Vermes poszedł dalej i poszukał jego zastosowania w tekstach aramejskich:

„Jeśli bar nasz [=syn człowieczy] doznaje pogardy ze strony matki, a szacunku od innej z żon swego ojca, dokąd powinien się on udać?” Jochanan odrzekł: „Powinien iść tam, gdzie darzy się go szacunkiem”. Na co Kahana wyszedł. Wówczas powiedziano Rabbiemu Jochananowi: „Kahana udał się do Babilonu”. Zawołał: „Co? Odszedł, nie zapytawszy o zgodę na wyjazd?”. Powiedzieli mu: „Historia , którą ci opowiedział, była prośbą o zgodę na wyjazd” ( jBer. 5C; s. 217 ).

Przypowieść stanie się bardziej zrozumiała jeśli zostanie odkryta jej symbolika: Kahana jest w Izraelu (=matka) gdzie nie znajduje szacunku, a zastanawia się nad wyjazdem do Babilonu (=żona). Nie chcąc pytać się wprost, aby nie urazić nikogo, w zawoalowany sposób chce się dowiedzieć, czy powinien wyjechać określając siebie jako syna człowieczego. Opowieść pochodzi z III w. po Chr. z Galilei.

Powiada się, że Rabbi [ Juda ] został pogrzebany owinięty w jedno prześcieradło, powiadał bowiem: „Nie w ten sposób bar nasza [=syn człowieczy] chodzi, w jaki przyjdzie ponownie”. Rabbiowie jednak mówią: „Jak bar nasz [=syn człowieczy] chodzi, tak i przyjdzie ponownie” ( jKet. 35a, s. 218 ).

To dobry przykład podwójnego zastosowania określenia syn człowieczy: jest nim tu i Rabbi Juda, jak i każdy człowiek. Cytując Rabbiego Judę użyto idiomu określonego ( ten syn człowieczy – bar nasza ) i w ten sposób wskazano, że chodzi o pojedynczą osobę – Judę, a w cytacie z Rabbiów użyto określenia ogólnego ( jakiś syn człowieczy – bar nasz ), aby podkreślić, że ich interpretacja dotyczy każdego człowieka. Tekst pochodzi z końca II w. po Chr. z Galilei.

Kolejny przykład wraz z wnioskami zostawimy Vermesowi:

Pod koniec owych trzynastu lat powiedział: Pójdę przed siebie i zobaczę, co się dzieje na świecie (…). Usiadł u wejścia do pieczary. Zobaczył tam ptasznika, próbującego łapać ptaki w swoje rozpięte sieci. Usłyszał głos z nieba, mówiący [po łacinie]: <<Dimissio!>> [uwolnienie], a wtedy ptak wyswobodził się z sieci. Wówczas powiedział: <<Nawet ptak nie ginie bez woli nieba. O ileż bardziej dotyczy to bar naszy>>”.

…Te przykłady ukazują, że w galilejskim dialekcie aramejskie wyrażenie „syn człowieczy” pojawia się jako okrężne nawiązanie do osoby mówiącego. Podobnie jak odpowiadający mu idiom „ten człowiek”, używane jest ono w kontekście nawiązującym do upokorzenia lub śmierci; są jednak także okoliczności, w których unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności. Z drugiej strony, „ten człowiek” może oznaczać albo „ja”, albo „ty”, natomiast wszystkie dotychczas przebadane wypowiedzi zawierające określenie „syn człowieczy” odnoszą się wyłącznie do samego mówiącego. Ważną sprawą, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest to, że pod względem chronologicznym omowna forma bar nasza występuje, począwszy od drugiego stulecia po Chr., zaś pod względem geograficznym jej występowanie ogranicza się do Galilei. Nigdy nie potwierdzono jej istnienia w aramejskim używanym przez Żydów babilońskich. Nic nie wskazuje na to, by idiom ten był innowacją wprowadzoną w drugim stuleciu. Niewielka liczba dotychczas zgromadzonych tekstów paralelnych nie musi wskazywać na to, że wyrażenie to należało do rzadkości; ich mała liczebność może wynikać z faktu, że w zachowanej do dziś literaturze aramejskiej niewiele jest opisów cechujących się takim układem idiomatycznym, jaki wymaga rozważanej przez nas formy omownej… W galilejskim dialekcie aramejskiego, tj. w języku Jezusa i jego pierwszych zwolenników, wyrażenie „syn człowieczy” przynajmniej od czasu do czasu stosowano jako omówienie. Nie przetrwał natomiast żaden ślad wykorzystywania go jako tytułu, z czego należy wnosić, że nic nie przemawia na rzecz teorii, jakoby pod ogólnie znanym mianem „syna człowieczego” występował nosiciel jakiejś eschatologicznej lub mesjańskiej funkcji ( Vermes2003: s. 221 – 223 ).

Jednym z badaczy, który zakwestionował wnioski G. Vermes`a był wspominany już J. A. Fitzmyer ( Catholic Biblical Quarterly 30 [1968], s.427 ). Zgodził się on z interpretacją tekstów dokonaną przez Vermesa, ale stwierdził, że nie można ich odnieść do Jezusa, ponieważ pochodzą one z czasów późniejszych. Filologicznie – według Fitzmyera – należałoby porównywać aramejskie dokumenty pisane pochodzące z I w. po Chr. W ten sposób dla tego uczonego poświadczona interpretacja określenia syn człowieczy w ujęciu Vermesa nie ma znaczenia dla badań nad słownictwem i terminologią Nowego Testamentu. Przesadna ostrożność Fitzmyera ma pewne uzasadnienie, ponieważ bibliści popełnili kiedyś odnosząc późne teksty do pewnej Ewangelii duży błąd interpretacyjny. Nie mogąc odkryć źródeł dualizmu Ewangelii Jana badacze ( np. R. Bultmann ) poszukiwali ich w pismach mandajskich lub w „Corpus Hermeticum”, greckich pismach z II lub III w. po Chr. w których gnostycka myśl hellenistyczna została połączona z pierwiastkami irańskiego dualizmu. Nieoczekiwane odkrycia w Qumran spowodowały, że obecnie genezy dualizmu Ewangelii Jana szuka się przede wszystkim w sekciarskiej myśli żydowskiej, a abstrakcyjny i pełen zagadkowej symboliki język Jezusa Janowego, odzyskał swój palestyński kontekst i barwę.
Vermes spróbował jednak odpowiedzieć na zarzuty Fitzmyera, podtrzymując swoje dotychczasowe wnioski:

W idealnej sytuacji, mając do dyspozycji nadmiar aramejskich źródeł datujących się z pierwszego stulecia po Chr. i zawierających odpowiednie słownictwo, styl i konstrukcje językowe – mając zatem nadmiar źródeł, z których można by skorzystać można by było uznać ograniczenie podane przez Fitzmyera za uzasadnione. Gdybyśmy, na przykład, posiadali aramejskie Ewangelie spisane mniej więcej w tym samym czasie co Nowy Testament i w tym samym dialekcie, wówczas moglibyśmy zapomnieć o pismach rabbich, które skodyfikowano całe stulecie lub dwa później. Jednakże nie jesteśmy w tak szczęśliwej sytuacji. Poza tym aramejskie źródła wcześniejsze od Ewangelii mogą rzucać na nią mniej światła niż źródła późniejsze. Kto może wiedzieć, czy jakieś galilejskie wyrażenie aramejskie używane w roku 150 po Chr. nie jest bliższe językowi leżącemu u podstaw Nowego Testamentu niż qumrański zapis aramejskiego z roku 100 przed Chr. [brak logiki zawarty w tezie Fitzmyera nie umknął krytycznej bystrości Mortona Smitha: zob. Journal of Biblical Literature 90 ( 1971 ), s. 247 ( Vermes 2003: s. 254 – 255 )].

Jezus nie wzbudzał zainteresowania gdy używał na określenie swojej osoby wyrażenia bar nasza ( syn człowieczy ), ponieważ było to wyrażenie będące w Palestynie w I w. po Chr. jednym ze sposobów na oznaczenie człowieka, zarówno w znaczeniu nieokreślonym: „ktoś”, jak i ogólnym: „istota ludzka”. Stosowano go też jako formę omowną i jako okrężne wskazanie na samego siebie. Choć poświadczenie sensu zastępczego jako substytutu „Ja” lub „mnie” ( jBer. 5c; Targumy późniejszej daty: Neofiti1 i Kairski Targumie B do Rdz 4, 14 ) są stosunkowo późne, to jednak same Ewangelie wskazują, że istniały już one w czasach Jezusa ( Mr 8, 27= Mt 16, 13; Łk 12, 8=Mt 10, 32 ). Nigdy wyrażenie syn człowieczy nie było tytułem jakiejkolwiek mesjańskiej lub też apokaliptycznej postaci w tradycji żydowskiej, w momencie gdy Nazarejczyk głosił swoją prorocką wersję bliskiego eschatonu – a zatem, nie mógł On czynić aluzji do czegoś, co w ówczesnym świecie judaistycznych pojęć nie istniało, a jeśli zaś samoistnie zamierzał stworzyć nowe pojęcie i dołączyć je do żydowskiej symboliki apokaliptycznej, to wtedy pozostałyby tego wyraźne ślady, nie w najpóźniejszych tekstach ewangelicznych, lecz właśnie w tych najwcześniejszych, gdyż nowa idea musiałaby być przekazywana od samego początku. Tymczasem obserwujemy ciągłą progresję i pogłębianie znaczenia określenia syn człowieczy, co najlepiej można zobaczyć analizując przekaz ewangeliczny i zaczynając go od najpóźniej zredagowanego pisma – Ewangelii Jana.

„Syn człowieczy” w Ewangelii Jana – początek II w. po Chr.

Ewangelista zupełnie inaczej postrzega tytuł „Syn Człowieczy” niż poprzedzający go synoptycy. Jezus Janowy bezpośrednio identyfikuje się z tą postacią, która przyszła z nieba i do niego powróci ( Część badaczy nie przyjmuje żydowskiego kontekstu pochodzenia tytułu „syn człowieczy”. Według nich powstał on dopiero w świecie hellenistycznym i był wzorowany na popularnej tam postaci męża bożego. Por. C. K. Barret. The Gospel according to St. John. London 1960, s. 60 – 62. Jeszcze inni wskazują na możliwe wpływy wschodniej mitologii. Por. F. H. Borsch. The Son of Man in Myth and History. London 1967, s. 55 – 225. Jak jednak wytłumaczyć obecność i silne wyakcentowanie postaci „syna człowieczego” w najstarszej ( 50 r. po Chr. ), prawdopodobnie powstałej w Palestynie Ewangelii Q? ). „Potem powiedział do niego: <<Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego” ( Jn 1, 51 ). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nie są to słowa Jezusa ( Egzegeza Ewangelii św. Jana. Praca zbiorowa pod redakcją ks. Feliksa Gryglewicza, Lublin 1992, s. 159 ). Jan wyraźnie tutaj nawiązuje do snu Jakuba w którym aniołowie przemieszczali się po drabinie pomiędzy niebem a ziemią ( Rdz 28, 12 – 13 ). Syn Człowieczy zatem to o s o b a będąca w mistycznym zjednoczeniu z niebem, pochodząca z nieba i dlatego może ona objawiać Boga. Czy można byłoby tutaj zastosować użycie określenia „syn człowieczy” jako substytutu zaimka „mnie”? Choć wydaje się to kuszące w świetle naszych dotychczasowych rozważań a wydaje się nawet, że byłoby to możliwe; to biorąc pod uwagę całościową naukę Jana na temat „syna człowieczego” byłoby to poważnym nadużyciem, tym bardziej, że nie mamy tu do czynienia ze słowami, które wyszły z ust Jezusa lecz słyszymy ukrywającego się za autorytetem Nazarejczyka chrześcijanina tworzącego na potrzeby kościoła początków II w. po Chr. Pamiętając o tym nie będziemy dziwić się dlaczego istnieje taka przepaść pomiędzy synoptykami a Janem. Trzypokoleniowy odstęp pomiędzy Janem a Jezusem, zupełnie inna sytuacja społeczna i geograficzna oraz zupełnie inne cele teologiczne powodują, że na niezależnej od synoptyków Ewangelii Znaków i tradycji synoptycznej oraz – prawdopodobnie – na jakimś zbiorze mów Jezusa wspólnymi dla Jana i Egerton2 jest budowana postać Galilejczyka, która w lepszym stopniu będzie odpowiadała nowym zadaniom wspólnoty religijnej. Synoptyczny Jezus – egzorcysta, nie chcący się pogodzić ze swoją śmiercią nie był już potrzebny a jego, krótkie urywane sentencje i przypowieści, które odzwierciedlały nieznany dla tych ludzi galilejski świat nie miały takiej siły nośnej jakiej oczekiwał Jan. Dlatego też Jezus przemówił tu długimi, monotonnymi dialogami do wrogich mu Żydów, którzy od początku stoją wobec niego w opozycji. Samo znaczenie terminu „syn człowieczy” również musiało ulec zmianie w stosunku do synoptyków. W okresie Janowym, choć oczekiwanie końca świata nadal było bardzo silne to w Ewangelii zostało ono już stonowane; dlatego też „syn człowieczy” nie mógł już spełniać tylko i wyłącznie funkcji apokaliptycznego sędziego ale należała nadać mu nowych bardziej mistycznych rysów. „Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym”( Jn 5, 26 – 27 ). Z tego logionu wynika, że Jan znał synoptyczną rolę „syna człowieczego” jako sędziego. Rola sędziego została przydzielona Jezusowi, ponieważ był on człowiekiem, a zatem jest to nawiązanie nie tyle do koncepcji „syna człowieczego” ile do wcielenia Logosu w śmiertelną istotę ludzką. Logos nabrał tym samym praw do tego, aby być sędzią ludzkości gdyż jest człowiekiem spośród ludzi. Znów Jan odkrywa tutaj nowe znaczenie którego poprzedni ewangeliści nie znali.
Po uzdrowieniu niewidomego Jezus zapytuje go:
„Czy wierzysz w Syna Człowieczego? A on odpowiadając, rzekł: Któż to jest Panie, bym mógł w niego uwierzyć? A Jezus rzekł do niego: Widziałeś go już, a jest nim właśnie Ten, co rozmawia z tobą. Ów rzekł: Wierzę, Panie! I złożył mu pokłon ( Jn 9, 35 – 38 ).
Sam tytuł w tej perykopie nie jest powodem oddania hołdu Jezusowi lecz cud, który pozwolił odzyskać niewidomemu wzrok. Problem interpretacji zniknie jeśli uznamy, że pierwotne pytanie wskazywało na Jezusa, a gdy nie zostało to przez uzdrowionego poprawnie zrozumiane nastąpiło doprecyzowanie. Wulgata ma w tym miejscu lekcję „Syn Boży”.
Wyrażenie syn człowieczy w Ewangelii Jana jest bez wątpienia tytułem, który ma za zadanie nie tylko wyrażać rzeczywistość wcielenia czy też oddać rolę przyszłego egzekutora wyroków Bożych ale również uwydatnić nadprzyrodzone aspekty osoby Jezusa:
„A nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy, i jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy” ( Jn 3, 13 – 14 ).
„Syn człowieczy”wstępuje do nieba i z niego zstępuje ( por. J 6, 62 ). Danielowa wizja podróżującego na obłokach „jakby syna człowieczego” zostaje wykorzystana w szerokim zakresie; Jezus nie tylko jest przybywającym na sąd synem człowieczym, jest nim już gdy z nieba zstępuje, działa jako cudotwórca, w chwili śmierci krzyżowej ( wywyższenia ) i późniejszego zmartwychwstania. Jan rozszerza zakres pojęciowy tytułu i właściwie oddaje on w Ewangelii każdy aspekt misji Jezusa.
„Ale lud mu odpowiedział: Słyszeliśmy z zakonu, że Chrystus trwa na wieki; jakże więc możesz mówić, że Syn Człowieczy musi być wywyższony? Kimże jest ów Syn Człowieczy? ( Jn 12, 34 ).
Dialog wprowadza pewien dysonans pomiędzy tym co spotykamy u synoptyków – gdzie nie ma żadnej reakcji na określenie „syn człowieczy” – a Janem gdzie wreszcie spotykamy się z jakimś zainteresowaniem dla tego terminu. Jednak we wcześniejszej frazie nie pada to określenie; skąd zatem wzięło się to pytanie audytorium? Otóż jeśli w słowo „Ja” w zdaniu poprzedzającym pytanie tłumu wstawimy termin „syn człowieczy” wtedy wszystko dopiero stanie się zrozumiałe: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” ( Jn 12, 32 ). Co w tym wszystkim najdziwniejsze tłum zrozumiał aluzję, że wywyższenie oznacza śmierć; co od razu spowodowało zanegowanie roszczeń mesjańskich Jezusa, ponieważ przynajmniej jeszcze w I w. po Chr. powszechnym poglądem była wieczna egzystencja Mesjasza opierająca się na interpretacji Ps 89, 37. Zatem określenie „syn człowieczy” jest tutaj wskazaniem na samego siebie a sprzeciw wywołuje połączenie mesjanizmu ze śmiercią. Tą interpretację potwierdza dalszy tok tej rozmowy w którym Jezus nie odsłania symboliki „syna człowieczego”, lecz przedstawia siebie jako światło i zachęca tłum, aby stał się synami światłości ( Jn 12, 35 – 36 ).

Ks. F. Gryglewicz podsumowując tematykę „syna człowieczego” w Ewangelii Jana stwierdził: „Syn Człowieczy w czwartej Ewangelii jawi się nam jako postać, którą cechuje wiele takich aspektów, o których gdzie indziej, a przede wszystkim u synoptyków, nie było mowy. Jest to człowiek żyjący na ziemi, Jezus Chrystus, ale równocześnie jest to nadprzyrodzony Syn Boży, który w preegzystencji był u Ojca, a w znanych okolicznościach zstąpił na ziemię, aby Boga uwielbić i stać się przedmiotem Bożego uwielbienia zarówno na ziemskim, jak i niebieskim etapie, a również aby ludziom zapewnić życie, które ma cechy życia nadprzyrodzonego, wiecznego. (…) Jedną z najbardziej charakterystycznych cech Janowego ujęcia było postawienie Syna Człowieczego jako centralnej postaci dziejów. Nie musi on czekać końca świata i paruzji, jak u synoptyków, ale działa obecnie, naucza, zachęca, przyciąga, jest pośrednikiem zbawienia. W Janowym <<Synu Człowieczym”>>zatem już teraz urzeczywistnia się to, co u synoptyków jest przedmiotem eschatologii; w Nim koncentruje się chrystologia i soteriologia czwartej Ewangelii.
Postać Syna Człowieczego, z takim bogactwem cech przedstawiona w czwartej Ewangelii, na pewno wiele barw zawdzięcza Janowym gminom kościelnym oraz samemu Janowi i jego przemyśleniom” (Egzegeza Ewangelii św. Jana. Kluczowe teksty i tematy teologiczne, Red. Feliks Gryglewicz, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,Lublin 1992, s. 164 – 165 ).

Celem tego studium nie jest jednak analiza tego jak wyobrażali sobie Jezusa jego hellenistyczni wyznawcy w początkach II w. po Chr., lecz odsłonięcie tego czy sam Galilejczyk mógł uważać się, że jest Danielowym „synem człowieczym” lub też jakąś eschatologiczną postacią, którą określał w ten a nie inny sposób. W tym celu dla większego kontrastu zajmiemy się najstarszymi logionami, które przechowała tradycja.
„Syn człowieczy” w najstarszej warstwie tradycji
Zasady stratygrafii powinny powodować, że już na samym początku analizy należało zacząć od najstarszych warstw tradycji, odszedłem jednak od tego, ponieważ Ewangelia Jana jest na tyle specyficznym dziełem, że nie ma potrzeby poszukiwania w niej autentycznych logiów Jezusa a za to doskonale nadaje się ona do tego, aby zobaczyć w jakim kierunku zmierzały trajektorie teologicznych i chrystologicznych myśli chrześcijan. Najstarsza tradycja Y (Q/Mk) przekazała nam logiony w których Jezus używa określenia „syn człowieczy”. Przekaz ten został oddany i przez redaktora Q i Mk dlatego też należy zachować obydwie wersje. Badania, bowiem wykazały, że ustalając pierwotność wypowiedzi Jezusa nie możemy kierować się czasem powstania dokumentów, ponieważ przekazują one nam ją w stosunku 1:1.
„Każdemu, kto mówi przeciwko Synowi
Człowieczemu, będzie odpuszczone. Temu
jednak kto bluźniłby Duchowi Świętemu, nie
będzie odpuszczone” ( Q 12, 10 ).
„Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się
ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by
jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu,
nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest
grzechu wiecznego” ( Mk 3, 28 – 29 ).
Tylko w recenzji Q spotykamy wyrażenie „syn człowieczy” i od razu stajemy przed bardzo trudnym pytaniem, który z tradentów poddał słowa Jezusa najmniejszym zabiegom redakcyjnym; ( jeśli w ogóle jest to autentyczny logion )? Sensem wspólnym obydwóch logionów jest niewybaczalność grzechu wobec Ducha Świętego i to jest niewątpliwym spoiwem, które łączy Q i Mr. Jak wiemy to właśnie – najbardziej zasługująca na zaufanie – tradycja Y przekazuje nam „kontrowersję z Belzebubem” kiedy zarzucono Jezusowi, iż uzdrawia on mocą ducha nieczystego ( Mk 3, 22 – 30 / Mt 12, 24 – 26 / Łk 11, 14 – 23 ). Jezus mógł zakwalifikować taką postawę jako obrazę Ducha Świętego, ponieważ on sam uważał, że był pod jego wpływem. Takie rozumienie tego logionu powoduje, że można go zaliczyć do autentycznych nauk Galilejczyka. Nie wydaje się też żeby w tłumaczeniu IQP poprawnie oddano logion Q, umieszczone tam słowo „bluźnić” pochodzi ewidentnie z terminologii Mk; co wyraźnie potwierdza Mt 12, 32. Z logionu wynika, że Jezus nie użył tutaj w sensie tytularnym wyrażenia „bar nasha”; „synem człowieczym” w tym logionie jest on sam ale i każdy, który przynależy do jego ruchu i spotyka się z zarzutem, iż egzorcyzmy/uzdrowienia są wynikiem działania diabła/demonów. Tak też rozumiano ten logion we wczesnym chrześcijaństwie: „Nie wystawiajcie na próbę żadnego proroka, który mówi pod natchnieniem Ducha, bo każdy grzech może być odpuszczony, lecz ten grzech odpuszczony nie będzie” ( Di 9, 7 ). Ta dwuznaczność, którą mamy potwierdzoną w dialekcie aramejskim znalazła tutaj swoje najlepsze chyba zastosowanie. Przypomina ono użycie tego wyrażenia w przypowieści o Rabbi Judzie – „synem człowieczym” jest tam każdy owinięty w prześcieradło jak i sam Juda ( jKet. 35A ). Ks. Paciorek wyraża wątpliwość czy w ogóle ten logion można zaliczyć do ipssissima verba Jezusa ( Paciorek Antoni, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s.210 ).

Jak bowiem Jonasz był znakiem dla Niniwy, tak
będzie i Syn Człowieczy dla tego pokolenia
( Q11, 30 )
Zaprawdę powiadam wam, że temu rodowi znak
nie będzie dany ( Mk 8, 12 ).
Źródło Q twierdzi, że ostatnie pokolenie otrzyma znak „syna człowieczego” natomiast według Mr Jezus stwierdził, że musi się ono obyć bez żadnego znaku. Prostsza i kategoryczna odmowa wydaje się wskazywać, iż w tym wypadku to właśnie Mr przekazał autentyczne słowa Nazarejczyka. Wiemy jednak, że Mr niejednokrotnie skraca i upraszcza zastaną tradycję a sam odpowiada za stworzenie tzw. tajemnicy mesjańskiej i to mogło stać za jego usunięciem znaku „syna człowieczego” z przekazanego mu logionu przez tradycję. Trudno zatem ustalić jak brzmiały autentyczne słowa Jezusa gdy spotkał się on z żądaniem znaku potwierdzającego jego prorocki charyzmat a jeśli tak to należy założyć, że chronologicznie starsze Źródło Q przekazuje nam te słowa mniej zniekształcone niż Mr. Czy w wersji Q „syn człowieczy” to eschatologiczny sędzia? Zestawienie go z Jonaszem przeczy takiej interpretacji, ponieważ sam prorok został wysłany z misją do Niniwy, aby ostrzec jej mieszkańców przed sądem. Spowodował nawrócenie miasta na jahwizm i uratował go przed zagładą. Jeśli ta interpretacja jest zasadna , a wszystko na to wskazuje ( chyba, że ktoś chce napisać Księgę Jonasza na nowo ) to i w tym wypadku wyrażenie „syn człowieczy” występuje jako substytut wyrażenia „ja” co w kontekście tego, że w języku aramejskim unikanie użycia formy pierwszej osoby wynika z powściągliwości i skromności uzasadnia użycie takiej formuły. Skromniej jest powiedzieć „syn człowieczy” będzie znakiem niż „ja” będę znakiem.
Jak na razie w najstarszych warstwach tradycji nie spotkaliśmy użycia w sensie tytularnym wyrażenia „syn człowieczy”.

„Do każdego, kto przyzna się do Mnie wobec ludzi, przyzna się Syn Człowieczy wobec aniołów Bożych. Tego zaś, kto zaprze się Mnie wobec ludzi, zaprę się i Ja wobec aniołów” ( Q 12, 8 – 9 ).
„Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi” ( Mr 9, 38 ).

Rozbudowana tematyka paruzji jednoznacznie sugeruje, że o ile w poprzednim wypadku mieliśmy jakieś wątpliwości przyznając pierwotność logionu Ewangelii Galilejskiej o tyle w tym wypadku nie ma już takich niejasności; Q przekazuje nam najpierwotniejszą wersję. „Mamy tu do czynienia z jednym z najstarszych logiów na temat ziemskiej działalności Syna Człowieczego, który został dołączony do Q w jego późniejszej redakcji” ( Paciorek2001:s. 209 ). Czyżbyśmy mieli już w najstarszej tradycji słowa Jezusa mówiące o sobie jako eschatologicznym „synu człowieczym”? Najpierw poprawnie zinterpretujmy ten wers; nic on nie mówi o roli sędziego lecz czyni z osoby „syna człowieczego” świadka, który występuje wobec aniołów. Takimi samymi świadkami na sądzie będą – według Jezusa – nawróceni przez Jonasza niniwici czy też Królowa Południa ( Q 11, 31 – 32 ). Jezus ostrzegał, że stosunek do niego będzie miał swoje konsekwencje na sądzie. Podobnie do tej kwestii podchodził Nauczyciel Sprawiedliwości: „Na sądzie bowiem potępisz wszystkich, którzy na mnie nastają, oddzielając przeze mnie sprawiedliwego od niegodziwego” ( 1QH kol.15, 12 ). Sam stosunek do NS i jego nauki miał mieć swoje konsekwencje w trakcie dnia Jahwe: „[Wyjaśnienie tego odnosi się] do Nauczyciela Sprawiedliwości, który [uczy P]rawa swoją [radę] i wszystkich ofiarowujących się, by zasilić wybranych [Boga, wypełniających Prawo] w radzie zrzeszenia, którzy to zostaną ocale[ni] od dnia [sądu…]” ( 1Q kol.15, 6 – 9 ). Skoro „syn człowieczy” nie jest sędzią w tym przykładzie, więc Jezus nie może nawiązywać w tym wypadku do wizji Daniela. Jak wiemy ze Źródła Q korzystał też Mt, który miał przed sobą inną recenzję tego dokumentu. Wersja ta jednoznacznie potwierdza, że Jezus użył w tym logionie wyrażenia „syn człowieczy” jako formy omownej, wskazując na samego siebie jako świadka na sądzie: „Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie; ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie ( Mt 10, 32 – 33 ). Wersja z „synem człowieczym” jest po prostu bardziej semicka natomiast nie można na jej podstawie formułować jakichkolwiek wniosków, jakoby w tym zapewne autentycznym logionie Jezus utożsamił się z figurą apokaliptyczną z Księgi Daniela lub też z jakimś eschatologicznym sędzią. Nazarejczyk widział się w roli świadka na sądzie a określenie „syn człowieczy” jest tu tylko wskazaniem na swoją osobą co bezsprzecznie wykazał Mateusz.
Wspólna tradycja Q/Mk, a więc najprawdopodobniej najstarsza i przekazująca słowa Jezusa historycznego w najbardziej zbliżonej formie do kontekstu palestyńskiego utwierdza nas w przekonaniu, że w tych wypowiedziach – zgodnych z ich aramejskimi odpowiednikami w pismach rabinicznych – Galilejczyk używał określenia „syn człowieczy” nie w sensie tytularnym, lecz jako ekwiwalent samego siebie lub też w formie omownej, aby w pośredni sposób wskazać na samego siebie. W ani jednym wypadku nie mamy nawiązania do wizji Daniela ani do roli sądowniczej „syna człowieczego”.
W trakcie badań makrostruktury Q przeprowadzonych przez  J. S. Kloppenborga okazało się, że w dokumencie tym można wyróżnić warstwę podstawową ( Q1 ) oraz późniejszą, redakcyjną ( Q2 ). W najstarszej warstwie spotykamy logion zawierający wyrażenie „syn człowieczy”:
„Powiedział ktoś do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Rzekł mu Jezus: Lisy
mają nory, a ptaki niebieskie – gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma gdzie głowę mógłby skłonić” ( Q 9, 57 – 58 ).
Jeden z wariantów tej wypowiedzi znajduje się w ETom w prostszej konstrukcji – nie dialogowej – lecz jako niezależna sentencja:
„Rzekł Jezus: <<Lisy mają swoje nory i ptaki mają swoje gniazda, Syn Człowieczy zaś nie ma miejsca, aby skłonić głowę, odpocząć>> ( ETom86 ).
Jest to też jedyne miejsce w którym w ETom pojawia się ono jako określenie Nazarejczyka. W innym przypadku nie ma ono już związku z Jezusem, lecz z uczniami:
Rzekł Jezus: <<Gdy macie zwyczaj czynić dwoje jednością, staniecie się synami człowieczymi i powiecie: ‚Góro przesuń się’, ona się przesunie>>” ( ETom106 ).
Ten logion można zdecydowanie odrzucić jako nieautentyczny, ponieważ nawiązuje on do gnostyckiej koncepcji dualizmu obecnej w ETom:
„Spytali Go: <<Jeśli staniemy się małymi, wejdziemy do królestwa?>> Odrzekł im Jezus: <<Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością i stronę wewnętrzną czynić tak, jak stronę zewnętrzną, a stronę zewnętrzną tak, jak wewnętrzną, stronę górną jak stronę dolną, i jeśli macie zwyczaj czynić to, co męskie i żeńskie jednością, aby to, co jest męskie nie było męskim, a to, co jest żeńskie nie było żeńskim; jeśli będziecie mieli zwyczaj czynić oczy jednym okiem, a jedną rękę dacie
w miejsce ręki i nogę w miejsce nogi, i obraz w miejsce obrazu – wtedy wejdziecie do królestwa>>” ( ETom22 ).
Ten logion znajduje się również w 2 Liście Klemensa 12, 2 i według badaczy jest on parafrazą słów Jezusa z Ewangelii Egipcjan i obrazuje negatywne nastawienie do płci. „Syn człowieczy” nie jest w Ewangelii Tomasza tytułem a jedynie mistycznym stanem w którym uczeń na podobieństwo dziecka nie podlegając już pożądliwością seksualnym staje się „synem człowieczym” – czyli prawdziwym człowiekiem.
Niemniej jednak wspólny dla pierwszej redakcji Q i ETom logion nawiązujący do bezdomności „syna człowieczego” ma niewątpliwie cechy autentycznych słów Jezusa. Nie został on użyty w sensie tytularnym a w sposób pośredni Jezus wskazał, że warunki egzystencji ucznia, który chciał udać się za nim muszą być takie same jak jego własne; co wiąże się z bezdomnością. W tej wypowiedzi o charakterze chreia nie ma najmniejszego nawiązania do triumfalnego, wkraczającego na obłokach jakby Syna Człowieczego z wizji Daniela a jako, że wypowiedź ta należy do najstarszej redakcji Q oraz – najprawdopodobniej – do pierwszej warstwy ETom można z całą stanowczością stwierdzić, że Jezusowe wypowiedzi w których stosował on w sposób omowny wyrażenie „syn człowieczy” są jego cechą charakterystyczną i nie ma powodów, aby podważać ich autentyczność czy też historyczność.
Podsumowując tą podróż do najstarszych Jezusowych wypowiedzi o „synu człowieczym” stwierdzamy, że nie ma w nich ani jednego logionu, który mógłby wspierać tezę – kiedyś dość powszechnie utrzymywaną – że Jezus dla obrazowania swojej misji postanowił wykorzystać figurę eschatologiczną „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela. Są one raczej wzorcowym przykładem aramejskiego sposobu wyrażania się w którym osoba mówiąca poprzez powściągliwość czy też pokorę lub w sposób pośredni wskazywała na samego siebie. Nikt też Jezusa w tych sentencjach nie nazywał synem człowieczym, ponieważ przykłady spotykane w literaturze rabinicznej wskazują, że to określenie odnosi się tylko i wyłącznie do samego mówiącego.

Dlaczego w pierwotnej gminie chrześcijańskiej i u Pawła z Tarsu tytuł ten nie pojawia się i nie odgrywa żadnej roli w jego teologii? Które logiony są autentyczne, a które pojawiły się dopiero na późniejszym etapie i po co je tworzono skoro z nich nie korzystano, aby oddać godność i rangę Jezusa?
W ani jednym wypadku w swoich listach Paweł z Tarsu nie nazwał Jezusa „synem człowieczym”. Z tego impasu są tylko dwa rozwiązania:
1) Paweł celowo unika tytułu Jezusa Syn Człowieczy, ponieważ nie pasuje on do jego myśli chrystologicznej.
2) Paweł nic nie wie o tym, że Jezus uważał się za apokaliptycznego „Syna Człowieczego” ani też nie wie, że tak nazywała go pierwotna gmina judeochrześcijańska w Jerozolimie. Pierwsze założenie od razu każdy – nawet początkujący teolog – musi odrzucić jako fałszywe. Jezus jest dla Pawła wywyższonym Królem i przyszłym eschatologicznym sędziom ( 1Kor 15, 25; 1Tes 4, 16 ) a obraz Danielowego jakby Syna Człowieczego idealnie komponuje się z jego chrystologią.
W jednym z fragmentów swojego listu sięga on do symboliki obłoku Księgi Daniela właśnie w kontekście apokaliptycznym:
„Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nim porwani będziemy w obłokach, w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem” ( 1Tes 4, 15 – 16 ).
Należy zwrócić uwagę, że środkiem transportu zbawionych są obłoki paralelnie do tekstu Daniela w którym ten sam środek przemieszczania się charakteryzuje „jakby Syna Człowieczego”: „Oto na obłokach niebieskich przyszedł ktoś, podobny do Syna Człowieczego” ( Dn 6, 13 ). Zarówno w Księdze Daniela jak i u Pawła „syn człowieczy” to eschatologiczny lud Boży:
„Lecz potem Święci Najwyższego otrzymają królestwo i posiądą królestwo na wieki, na wieki wieczne ( tj. Pawłowe – zawsze będziemy z Panem )”( Dn 7, 18 ).
Co według Pawła będzie należało do zadań świętych – zbawionych?
„Czyż nie wiecie, że święci świat sądzić będą” ( 1Kor 6, 2; par. Dn 7, 21 – 22 ).
Paweł zatem rozumiał postać „jakby syna człowieczego” poprawnie tzn. tak jak w przypadku Daniela tej figurze mieli odpowiadać wybrańcy Boży, którzy mieli również spełnić rolę sądowniczą. Paweł z Tarsu, były faryzeusz, jeden z uczniów Gamaliela i jak wynika z analiz jego listów; jeden z lepszych egzegetów Pism hebrajskich znał poprawne rozumienie figury „syna człowieczego”. To
oczywiście nie wyjaśnia do końca faktu nie używania odnośnie Jezusa tego określenia w sensie tytularnym. Mógł on przecież spróbować użyć go w formie alegorycznej a jednak tego nigdy nie uczynił. Pozostał więc tylko wniosek drugi: Paweł z Tarsu w przekazie pierwotnym z gminy nazarejczyków w Jerozolimie nie otrzymał jakichkolwiek aluzji do tego, że Nazarejczyk w trakcie swojego życia identyfikował się z Danielowym „jakby synem człowieczym” a to oznacza, że próby takiego powiązania nastąpiły na późniejszym etapie ( lata sześćdziesiąte po Chr. ).
W pewnym momencie do podstawowego zbioru logiów Q1 dodano tzw. warstwę redakcyjną tekstu. Ta warstwa redakcyjna miała połączyć Jezusowe wezwania do miłości z elementami sądu apokaliptycznego i z potępieniem „tego pokolenia”. To na tym etapie połączono aramejski idiom bar nasza z eschatologiczną figurą „Syna Człowieczego”. Kiedy i w jaki sposób to się stało? Przede wszystkim bardzo szybko doszło do przejścia chrześcijaństwa posługującego się językiem aramejskim ( oryginalnym językiem Jezusa ) do środowiska żydowskiego posługującego się
językiem greckim – Koine. To przejście było na tyle szybkie, że nie zachowały się jakiekolwiek teksty aramejskie o Jezusie ( co nie znaczy, że nie istniały ). Ta szybka transformacja była możliwa, ponieważ jak świadczą odkrycia z grot Murabba, Chewer, Celim i Miszmar charakterystyczną cechą Palestyny I w. po Chr. był trilingwizm. Używano wtedy zdaje się dość powszechnie trzech języków: hebrajskiego, aramejskiego ( w fazie średniej będącej w użyciu od ok. 200 r. przed Chr. do 300 r. po Chr. ) i greckiego. Popaschalne chrześcijaństwo w swojej większości myślało po grecku.
P. Hoffmann uważa, że utożsamienie i nadanie ostatecznego kształtu idei „syna człowieczego” ma związek z wojną rzymsko – żydowską. „Recepcja obrazu Syna Człowieczego z Daniela w Mk 13 odzwierciedla czas wojny żydowskiej. Q 13, 34 – 35 dostarcza – zdaniem Hoffmana – klucza do odczytania historycznego kontekstu dla gróźb zawartych w Q i dotyczących przyszłego sądu” ( Paciorek 2001: s. 172 ).
Paciorek stawia tezę, że druga redakcja Q prawdopodobnie miała miejsce w latach pięćdziesiątych lub też z początkiem lat sześćdziesiątych po Chr. i jest to też najwcześniejsza data w której mogło pojawić się utożsamienie Jezusa z apokaliptycznym Synem Człowieczym biorąc pod uwagę nieobecność tej idei w Listach Pawła z Tarsu. Jak do tego doszło? Otóż w początkach chrześcijaństwa oczekiwano bardzo szybkiej paruzji Jezusa. W tym celu cały czas eksploatowano literaturę prorocką i apokaliptyczną szukając w niej możliwych odniesień do tego spodziewanego wydarzenia. Księga Daniela wśród apokaliptycznych grup żydowskich cieszyła się niesamowitą popularnością i uznaniem i tam najczęściej poszukiwano aluzji do spodziewanych mesjańskich czasów ( Dn 9, 24 – 27; por. 11Q13; Dn 11, 32; 12, 10; por. 4Q174 kol. 4 ). Społeczność Q nie przechowywała w swojej tradycji opowieści o ukazującym się zmartwychwstałym Jezusie ani też nie nazywała go Chrystusem. Co nie oznacza, że był on dla nich martwym prorokiem. „Q rozumiało rolę Jezusa w analogii do Eliasza i Henocha, którzy zostali zabrani do nieba i tam zachowani ze względu na misję w przyszłości” ( Paciorek2001: s.228 ). Wizja przychodzącego „jakby syna człowieczego” z Księgi Daniela okazała być się dla społeczności Q idealnym rozwiązaniem. Nie wiązała ona Jezusa z Chrystusem a jednocześnie wywyższała go i pozwalała w Pismach ST odnaleźć zapowiedzi, które można było do niego odnieść. Druga redakcja posiadała w słowach Jezusa logion mówiący o nim na sposób aramejski – syn człowieczy ( Q[1] 9, 58 ), lecz miała przed sobą tłumaczenie greckie w którym oddano ten idiom jako greckie wyrażenie, ho hios tou anthropou. W dwóch ważnych miejscach Q, na początku i na końcu druga redakcja umieściła swoje podzbiory. Przy czym najważniejszym dla nas jest ten umieszczony na końcu: „Jeśli więc wam powiedzą: Oto jest na pustyni, nie chodźcie tam; oto wewnątrz domu – nie wierzcie. Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na Wschodzie, a świeci na Zachodzie, tak będzie z dniem Syna Człowieczego. Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego. Jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” ( Q 17, 23 – 24, 26 – 27. 30 ). Teksty te zostały zidentyfikowane jako pochodzące z jakiegoś apokaliptycznego pisma żydowskiego ( reminiscencję Q 17, 24 można odnaleźć w 4Q246 ) nie związanego z chrześcijaństwem, które druga redakcja Q włączyła do tekstu. Treść nawiązuje do wizji „Syna Człowieczego” z Daniela i łączy go z eschatonem. Teraz redakcji pozostało jedynie znaleźć formę, która pozwoliłaby odnieść te słowa do Jezusa, ponieważ z tego tekstu nie można w żaden sposób utożsamić jeszcze tych dwóch postaci. Redaktorzy zetknęli się jednak z dużym problemem, ponieważ w dotychczasowych tekstach Galilejczyk nigdy nie identyfikował się z synem człowieczym, ponieważ stosował to wyrażenie zgodnie z jego aramejskim przeznaczeniem. I tu okazało się pomocne środowisko hellenistyczne, tekst powstawał w języku greckim i przy tłumaczeniu pierwotne znaczenie traciło swoją oryginalną wymowę. Teraz redaktorom wystarczyło w jakiejś wypowiedzi Jezusa umieścić określenie „syn człowieczy”, które jednoznacznie mogło być powiązane z mówiącym i osiągnięto by cel: utożsamienie Nazarejczyka z apokaliptycznym „synem człowieczym”. Idealnie do tego nadawał się logion: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: czy wieczorem, czy o północy, czy
gdy kur zapieje, czy rankiem” ( Mk 13, 35 ). Werset ten w oryginalnym rozumieniu sugeruje przyjście na apokaliptyczny sąd Boga.
Wydaje się, że i Paweł z Tarsu zna te słowa Jezusa: „A o czasach i porach, bracia nie ma potrzeby do was pisać. Sami bowiem dokładnie wiecie, iż dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” ( 1Tes 5, 1 – 2 ). Paweł odwołuje się tu do „wiedzy” Tesaloniczan, a więc są to najprawdopodobniej autentyczne słowa Jezusa, ponieważ w żydowskiej symbolice raczej nie przyrównywano dnia Jahwe do wkraczającego niespodziewanie złodzieja. Ten sam logion pojawia się w drugiej redakcji Q – jednak brzmi on zupełnie inaczej! „To zaś wiedzcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie pozwoliłby włamać się do jego domu. I wy bądźcie gotowi, bo w godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” ( Q 12, 39 – 40 ). Zamieniono więc „Pana domu” na „syna człowieczego” ale nadal jest to tylko zapowiedź i z tego logionu nie wynika, że zapowiadany przez Nazarejczyka „syn człowieczy” to On. Lekcja Didache także pozbawiona jest określenia „syn człowieczy”: „Czuwajcie nad swoim życiem: nie gaście lampy i nie rozpasujcie bioder, lecz bądźcie gotowi, bo nie znacie godziny, w której wasz Pan przyjdzie” ( Didache 16, 1 ). Redaktorzy, aby usunąć wątpliwości identyfikacyjne umieścili pewną przypowieść: „Kiedy Pan domu powstanie i drzwi zamknie, zaczniecie stać na zewnątrz i pukać do drzwi mówiąc: Panie, otwórz nam! A odpowiadając powie wam: Nie znam was. Wtedy zaczniecie mówić: Jedliśmy i pili z tobą i na placach naszych nauczałeś. A On powie wam: Nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode mnie wszyscy czyniący nieprawość ( Q 13, 25 – 27 ). Redaktorzy podsunęli teraz pełną identyfikację, aby już nie można było się pomylić. Oczywiście, że nauczającym na placach i spożywającym pożywienie mógł być tylko Jezus co w powiązaniu z gospodarzem ( pan domu ), który jest „Synem Człowieczym” nie pozostawia już żadnych niejasności. Pomost został rzucony. Jednak zabieg redaktorski jest tu widoczny jak na dłoni, ponieważ zarówno Paweł z Tarsu jak i Mr ( Didache! ) przekazali nam warianty tej wypowiedzi, która sugerują raczej przyjście Boga i w ani jednym wypadku nie posługuje się terminem „syn człowieczy” ( 3:1 ). Na dodatek sama przypowieść o panu domu jest parabolą, która występuje tylko w Q i to w warstwie redakcyjnej ( odciski palców ). W każdym bądź razie cel redakcji został osiągnięty a pierwotne znaczenie tego określenia przestało już mieć jakiekolwiek znaczenie i można nawet powiedzieć, że w świecie greki uległo ono zapomnieniu. Na dodatek to zrównanie zostało zrobione w tak niejasny sposób, że część badaczy i to również chrześcijańskich uważała, że Jezus zapowiadał przybycie jakiegoś eschatologicznego wybawiciela innego niż On sam! ( R. Bultmann, G. Bornkamm, H. Braun, H. E. Toedt ).

Dlaczego jednak ten tytuł zrobił tak oszałamiającą karierę wręcz w amerykańskim stylu ( od zera do milionera ) w I w. po Chr., aby w następnych wiekach praktycznie ustąpić takim tytułom jak Syn Boży i Pan ( Kyrios )? Po co tworzyć wynalazek, którego nikt nie zamierza używać? Pytanie to jest dobrze postawione a odpowiedź leży w strukturze ludności ruchu Jezusa oraz w wygasającym oczekiwaniu apokaliptycznego końca. W pierwszej połowie wieku I po Chr. ruch ten tworzą Żydzi dobrze zaznajomieni w treści swoich świętych pism. Tytuł ten niewątpliwie kierował ich w stronę wizji Daniela i bez trudu rozumieli oni, że ukryty w niebie Jezus już wkrótce pojawi się jako apokaliptyczny sędzia i władca. W następnym etapie zasilają ruch chrześcijański prozelici i bojący się Boga. Pierwsi z nich przyjęli całkowicie religię żydowską wraz z jej przepisami i są oni Żydami natomiast druga grupa powiązana z judaizmem, wyznaje wiarę w jednego Boga, przestrzega szabatu i wystrzega się pogańskiego kultu. W obecności co najmniej trzech żydowskich uczonych składali oni przysięgę i zobowiązywali się do przestrzegania 7 przykazań: wystrzegania się bałwochwalstwa, nie nadużywania imienia Bożego, nie zabijania, nie uczestniczenia w jakiejkolwiek formie kradzieży, unikania niemoralnych związków, zakazu zjadania części mięsa pochodzącego z żywego zwierzęcia oraz ustanowienia systemu sądowniczego. Grupa ta była oddzielona od Żydów i określona jako Irej Ha Szammain. Ruch misjonarski Żydów był bardzo silny w tamtym okresie i zauważa go nie tylko Flawiusz i Jezus ale i także pisarze pogańscy. Nawrócenie się na judaizm było u tych ludzi decyzją przemyślaną za którą na pewno stała lektura żydowskich ksiąg a spośród nich najbardziej ceniono właśnie apokalipsy. Eksploatacja tytułu „syn człowieczy” miała wtedy głęboki sens. Natomiast w późniejszym etapie kiedy misjonarze musieli udawać się ze swoim orędziem na zupełnie dziewicze tereny; gdzie znajomość ST była żadna to samo greckie wyrażenie ho hios tou anthropou nie nadawało się dla oddania godności Jezusa. Dla ludzi wychowanych w świecie greckich pojęć oznaczało to tyle, że Jezus był człowiekiem. „Widzicie znowu Jezusa nie jako Syna Człowieczego, ale jako Syna Boga”, napisze około 130 r. po Chr. anonimowy autor Listu Barnaby ( Brb 12, 10 ). O wiele lepiej było misjonarzom głosić Jezusa jako Syna Bożego ( theou hios ) lub też Pana ( kyrios ), ponieważ żyli oni w środowisku w którym określano tak ich władców i bogów ( por. 1Kor 8, 5 ). Z czasem nawróceni z pogaństwa będą stanowili większość w pierwotnym Kościele i dla nich najlepszym określeniem na Jezusa stanie się słowo Bóg, Po roku 70 po Chr. Mr ze swobodą już korzystał z utożsamienia Jezusa z Synem Człowieczym i często łączył go z wizją Daniela oraz ze swoją koncepcją Jezusa Pomazańca.
„Jakże proste byłoby to słowo, gdyby nic więcej za nim się nie kryło, poza zbędnym już opisem tego, czego wcale się nie chce opisywać, a co, po aramejsku, po prostu chodzi na dwóch nogach” – konstatuje Ernst Bloch ( W. Fricke, Ukrzyżowany w majestacie prawa. Osoba i proces Jezusa z Galilei, 1996: s. 192 ).

Andrzej Jan Nowicki.

Czy Jezus uważał się za proroka?

Proponuję kontynuację tematu Jezusa jako proroka (por. komentarze pod tekstem Jezus prorokiem?). Chciałbym jednak abyśmy się skoncentrowali na dwóch najstarszych dokumentach chrześcijańskich, i w nich odszukali odpowiedzi na pytanie: kim był Jezus z Nazaretu dla galilejskich mieszkańców wsi i miasteczek? Albowiem jeśli oni odczytali Go trafnie, to istnieje możliwość, iż rozumieli oni Go lepiej niż my, a to może prowadzić do wniosku, że ich przekonania oddają to, co czuł Jezus z Nazaretu – Jego własną samoświadomość misji i powołania.

Zastanówmy się nad bardzo ważną kwestią związaną z Ewangelią Marka: jej stosunkiem do źródła Q. Wiemy, że również Marek przytacza ustępy, które znalazły się w tym dokumencie. Po czym to poznano? Weźmy pod uwagę logion: „Albowiem temu, kto ma, będzie dodane, a temu, który nie ma, zostanie i to, co ma odebrane” (Mk 4, 25). Słowa te z Mk odnajdujemy u obu Ewangelistów (Mt 13, 12; Łk 8, 18), ale napotykając go później w źródle Q, z którego korzystają obydwaj, cytują go jeszcze raz (Q=Mt 25, 29+ Łk 19, 2 ). Nie jest to przypadkowe: tak samo postępują z logionem: „Bo kto by chciał swoją duszę zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją” (Mk 8, 35Mt 10, 39; Łk 9, 24)+ (Q=Mt 16, 25 + Łk 17, 33). Przez to, że słowa te występują i w źródle Q, i u Mk, Mt i Łk cytują je podwójnie – to jest zrozumiałe – natomiast skąd Mk zaczerpnął te logiony skoro nie korzystał z Q? Prawdopodobnie Mk, jak i Q musieli korzystać z ustnej tradycji, lub też byli obydwoje uzależnieni od jakiegoś dokumentu. „Teza o niezależności Mk i Q pozostaje nadal – wyjaśnia ks. A. Paciorek – najbardziej przekonująca. Próby wykazania takiej zależności jak dotąd nie znalazły uznania. Podobnie też nie dało się wytłumaczyć, dlaczego Marek pominął tak znaczną część Q, jeśli dokument ten był mu znany. Ostatecznie więc najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem fenomenu pewnej zbieżności Mk i Q jest przyjęcie wspólnego nurtu wczesnej tradycji chrześcijańskiej” (Ks. Antoni Paciorek, Q – Ewangelia Galilejska, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001, s. 109). Zatem hipotezę intertekstualną możemy odrzucić na rzecz wspólnej tradycji. Czy możemy zatem do niej dotrzeć? Skoro poprzedza ona i Mk i Q, to tradycja ta musi być wcześniejsza, a więc jeszcze bliższa czasom Jezusa. Na to pytanie można odpowiedzieć twierdząco: 22% treści Q ma swoje analogie w Mk.

Do Q/Mk należą następujące grupy tematyczne:

1) Odwołania do proroków w związku z Janem Chrzcicielem (Mk 1, 2= Q[Mt 11, 10; 3, 3+Łk 7, 27; 3, 4]).
2) Chrzest Jezusa (Mk 1, 12=Q[Mt 4, 1 – 11+Łk 4, 1 – 13])?
3) Zarzut współpracy z Belzebubem (Mk 3, 22 – 30=Q[Mt 12, 24 – 26+Łk 11, 14 – 23]).
4) Grzech przeciw Duchowi Świętemu (Mk 3, 28=Q[Mt12, 31+k 11, 14 – 23]).
5) Logion o zabraniu i dodaniu (Mk 4, 25=Q[Mt 25, 29+Łk 19, 26]).
6) Ziarno gorczycy – przypowieść (Mk 4, 30 – 32=Q[Łk 13, 18 – 19]).
7) Nakaz misyjny (Mk 6, 7 – 13=Q[Mt 9, 37 – 10, 16+Łk 9, 1 – 6; 10, 1 – 16]).
8) Znak z nieba (Mk 8, 11=Q [Mt 12, 38{Mt 16, 1 – 4}+Łk 12, 54 – 56]).
9) Logion o utracie życia (Mk 8, 35=Q[Mt16,25+Łk 17, 33{Mt 10, 39; Łk 9, 24}]).
10) Zaparcie się Jezusa (Mk 8, 38=Q[Mt10, 32+Łk 9, 26{Łk 12, 8}]).
11) Zakaz rozwodów (Mk 9, 37=Q[Mt 18, 5+Łk 9, 48{Mt10, 40; Łk 10, 16}]).
12) Mowa eschatologiczna (Mk 13=Q[Mt 24, 10. 22 – 37; Łk 12. 17].
Q/Mk=Mk 1, 2; 1, 7 – 8; 1, 12 – 13; 3, 22 – 26. 27 – 29; 4, 21. 22. 24. 25. 30 – 32; 6, 7 – 13; 8, 11; 12, 34 – 35; 8, 38; 9, 37. 40. 42. 50. 10, 10 – 11. 31; 11, 22 – 23; 12, 37b – 40; 13, 9. 11. 33 – 37.

Zespół ten dla łatwiejszego nim posługiwania się nazwiemy Y.

Y daje nam możliwość zetknięcia się z najbardziej prawdopodobnymi wypowiedziami Jezusa. Dlaczego? Załóżmy, że mamy do czynienia z dwoma albumami zdjęć jakiegoś człowieka, których autorzy stosowali fotomontaż, ale kolekcje te tworzyli nie znając siebie ani też swoich albumów. W bardzo prosty sposób można wyodrębnić zdjęcia, które nie podlegały obróbce, a będą to fotografie, które posiadają wspólnie obydwaj kolekcjonerzy. Tradycja Y to właśnie logia Jezusa, do których sięgnęli redaktorzy Q i Mk z tradycji.

Ważna wczesnochrześcijańska tradycja Y również dostarcza pewnych problemów, albowiem posiadamy jej dwie recenzje (Q i Mk), a druga recenzja posiada dwa warianty: Mt i Łk – w jaki więc sposób ustalić jej pierwotne brzmienie? Tu z pomocą przychodzą badania uczonych, którzy ustalili tekst samego Q (International Q Project), ale nadal tradycja ta jest przekazana w dwóch źródłach, które niekiedy różnią się od siebie w wielu istotnych szczegółach. Różnice potwierdzają niezależność tych dwóch dokumentów wobec siebie (tezę niezależności literackiej uznaje: P. Wernle, B. H. Streeter, W. Bussmann; W. Grundmann, W. G. Kummel, V. Taylor, E. Guttgemanss, W. Schenk), ale ze względu na brak wyjściowego materiału porównawczego utrudniają dostęp do pierwotnej formy. Dlatego też po ustaleniu mojej prawdopodobnej wersji (będzie to Q albo Mk) nie będę podawał do niego uzasadnienia, ponieważ długi ciąg dedukcji niezmiernie wydłużyłby ten wpis i skierowałby go nazbyt w kierunku filologicznym. Do naszych zaś rozważań absolutna pierwotność nie jest potrzebna. Przy rekonstrukcji opierałem się na tłumaczeniu ks. A. Paciorka oraz Davida Sterna. Dla łatwiejszego późniejszego posługiwania się w komentarzach zespołem Y podzieliłem dokument na rozdziały i wersety, co ułatwi wszystkim komentującym pracę.

TRADYCJA Y

JAN CHRZCICIEL

I. 1. I stało się, że Jochanan Zanurzyciel pojawił się na pustyni, głosząc zanurzenie polegające na odwróceniu się od grzechu. 2. (I) ogłaszał: „Ja zanurzam was w wodzie; lecz Ten, który idzie za mną, nie jestem nawet godzien nosić za Nim sandałów – On was zanurzy w Ruach Ha – Kodesz i w ogniu”. 3. [A Jeszua], zaczął mówić do tłumu o Jochananie: „To ów mąż, o którym mówił Jesza`jahu, powiadając:
Głos kogoś wołającego
Na pustyni przygotujcie drogę Adonai!
Wyprostujcie dla niego ścieżki.

KUSZENIE NA PUSTYNI

II. 1. I zaraz Duch wywiódł Go na pustynię, i był na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Diabła. 2. Przebywał wśród dzikich zwierząt, a aniołowie troszczyli się o niego.

ZAKAZ ROZWODÓW

III. 1. [Przechodząc nad jeziorem Kinneret] [Jeszua zaczął mówić do tłumu:] „Kto rozwodzi się z żoną, popełnia cudzołóstwo, a kto oddaloną bierze za żonę cudzołoży”.

KONTROWERSJA

IV. 1. I wyrzucał ducha, który był niemy. A gdy demon wyszedł, niemy przemówił. Tłumy zdumiały się. 2. A niektórzy z nich rzekli: „To przez Ba`ala – Zibbula, władcę demonów, wypędza demony”. 3. Znając jednak ich myśli, Jeszua powiedział im: „Każde królestwo wewnętrznie podzielone upadnie i dom wewnętrznie skłócony się nie ostoi. 4. Jeśli więc szatan, jest wewnętrznie podzielony, jak zatem królestwo jego może trwać. Bo mówicie, że ja przez Ba`ala – Zibbula wyrzucam złe duchy. 5. Jeśli ja wypędzam demony mocą Ba`al Zibbula to czyją wypędzają je wasi ludzie? Oni więc będą waszymi sędziami. 6. Tak! Mówię wam, że ludziom będą przebaczone wszystkie grzechy i wszystkie bluźnierstwa, jakie wypowiedzą, jednak kto bluźni przeciwko Ruach Ha – Kodesz, nigdy nie ma przebaczenia, ale jest winien grzechu wiecznego”. [Bo mówili:`On ma w sobie ducha nieczystego`.] 7. „Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, zatem przybliżyło się do was Królestwo Boże”.

KRÓLESTWO BOŻE

V. 1. Do czego jest podobne Królestwo Boga i z czym je porównam? 2. Podobne jest do ziarna gorczycy, które wziąwszy człowiek zasiał w swoim ogrodzie. I urosło i stało się drzewem, a ptaki niebieskie zagnieździły się w jego gałęziach.

MOC WIARY

VI. 1. Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: `Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze`, a byłaby wam posłuszna”.

FARYZEUSZE

VII. 1. Przyszli p`ruszim, żeby dał im znak z nieba. 2. On jednak rzekł: „Pokolenie to jest złym pokoleniem. Z pewnością żadnego znaku nie otrzyma, z wyjątkiem znaku Jony! 3. [Kiedy jest wieczór, mawiacie: `Będzie ładna pogoda, bo niebo jest czerwone i pochmurne. Wiecie, jak czytać z wyglądu nieba, a nie umiecie czytać znaków czasu!] 4. Nie przynosi się lampy, aby ją postawić pod korcem czy pod łóżkiem, prawda? Czy nie stawia się jej na świeczniku? 5. No właśnie, nie ma nic schowanego, co by nie miało być odsłonięte, i nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. 6. Biada wam, p`ruszim, bo miłujecie pierwsze ławy w synagogach i pozdrowienia na rynkach”.

MOWA MISYJNA

VIII. 1. [A podniósłszy oczy swe na talmidim powiedział:] „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. 2. Proście Pana żniwa, aby posłał robotników na żniwo swoje. 3 . Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. 4. Nie noście trzosu ani torby, ani sandałów, ani laski, i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. 5. A do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. 6. A jeśli będzie tam syn pokoju, wasz pokój spocznie na nim, jeśli zaś nie – do was powróci. 7. W tym domu pozostańcie, jedząc i pijąc, co jest u nich; godzien jest bowiem robotnik swojej zapłaty. 8. Nie przechodźcie z domu do domu. 9. Do jakiego zaś miasta wejdziecie, i nie przyjmą was, wyszedłszy z niego strząśnijcie pył, który przylgnął do nóg. Mówię wam: Sodomie w ów dzień lżej będzie niż temu miastu.

POUCZENIA

IX. 1. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje, a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
2. A kiedy was pochwycą i przywiodą przed Sąd, nie martwcie się zawczasu o to, co powiedzieć. 3. Mówcie raczej to, co będzie wam dane, gdy przyjdzie czas. Bo to nie tylko wy będziecie mówić, ale Ruach Ha – Kodesz.
4. Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie może być Moim uczniem.
5. Dobra jest sól, lecz jeśli sól smak swój utraci, to w jaki sposób go przywrócić?
6. Ten, który zabiegać będzie o życie swoje, by je zachować, utraci je, a kto je utraci, odzyska je.
7. Każdemu, kto ma, będzie dodane, a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
8. Kto przyzna się do Mnie przed innymi, do tego również Ja przyznam się przed Moim Ojcem w niebie. Kto jednak wyprze się Mnie przed innymi, tego i ja wyprę się przed Moim Ojcem w niebie.

PRZESTROGI APOKALIPTYCZNE

X. 1. Wielu bowiem przyjdzie pod Moim imieniem i będą mówić: `To ja jestem Mesjaszem`. I wielu w błąd wprowadzą. 2. To zaś wiedzcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej przyjdzie, nie pozwoliłby włamać się do jego domu. Czuwajcie więc! 3. Bo nie wiecie, kiedy przybędzie właściciel domu, czy wieczorem, czy o północy, czy o pianiu kura, czy rankiem – a nie byłoby dobrze, gdyby przybył znienacka i zastał was śpiących! A to, co mówię wam, mówię wszystkim: czuwajcie! 4. Kto jest zatem wiernym i roztropnym sługą, którego Pan ustanowił nad swoją służbą, aby wydawał im żywność w odpowiednim, czasie? 5. Szczęśliwy ów sługa, którego Pan przyszedłszy zastanie przy tej czynności.

Wydaje się, że w tym wypadku mamy do czynienia z najstarszym przekazem kerygmatycznym. Co najdziwniejsze, jak zapewne wszyscy zauważyli, jest on niezwykle spójny, i to pomimo iż został „odzyskany” z dwóch różnych dokumentów. Następną ważną rzeczą, o której należy właśnie teraz wspomnieć, to fakt, że Paweł z Tarsu w tych nielicznych przypadkach, gdy odwołuje się do słów Jezusa, to korzysta tylko i wyłącznie z zespołu Y (1Kor 7, 10 por. Y 3, 1; 1Kor 9, 14 por. Y 8, 6; 1 Tes 4, 15; 5, 2 por. Y 10, 2 – 5). Zespół uzyskuje więc uwiarygodnienie ze strony świadectwa nieanonimowego.

Teraz proponuję wszystkim chcącym poszukać odpowiedzi na pytanie: „Czy Jezus uważał się za proroka?” o przeczytanie zespołu Y, przy jednoczesnym zapomnieniu o wszystkich Ewangeliach, i o poszukanie odpowiedzi właśnie tam. Jeśli zaś ktoś chce wysnuć na podstawie Y jakieś inne ciekawe wnioski, to zapraszam do dyskusji.

Kuszenie (?) na pustyni

Roman Brandstaetter jako jedyny drogę Jezusa na kuszenie na pustyni opisuje w swoim tłumaczeniu Ewangelii jako wyjście „pod górę”. Pod górę idzie się z wysiłkiem. To więc, że Jezusa prowadzi Duch Święty, nie oznacza, że droga „idzie gładko”. Czy więc kuszenie to było „próbą generalną”? Czy gdyby szatan wówczas „pokonał” Jezusa, to Bóg Ojciec i Duch Święty odwróciliby się od Niego? Czy runąłby plan zbawienia i Bóg wycofałby się ze świata? A może ojciec wszelkiego kłamstwa nie tylko pokonałby Jezusa, lecz zwiódłby Boga i manipulując Jezusem wdarłby się do życia wewnętrznego Trójcy Świętej?

 Przywykliśmy do obrazu Jezusa jako nowego Adama, a przecież jest też drugi obraz: Jezusa jako nowego Hioba – oto niezawinione cierpienie dotyka sprawiedliwego, którego na diabelskie działanie wystawia sam Bóg podejmując zakład z szatanem… Czy Bóg ma pewność co do swojej wygranej? Czy Jezus musi okazać się wierny? A jeżeli miałby mieć pewność, że nie ulegnie – czy wówczas byłoby to jeszcze kuszenie?

Biskup Jan Pietraszko – legendarny krakowski kaznodzieja i mistrz ewangelicznej wiary księdza Józefa Tischnera – zauważał, że Wielki Post to wędrówka po górach. Tak prowadzą liturgiczne czytania na ten okres: po górach, które wcześniej schodził Jezus – po górze kuszenia, przemienienia i ukrzyżowania. Dodawał, że to sztuka patrzenia w odpowiedniej perspektywie. Dopiero zdobywając kolejny szczyt, można spojrzeć na otaczający górę pejzaż. I dopiero z jednego szczytu, można dojrzeć pozostałe, czyli odkryć ich sens, zrozumieć.

Kuszenie, zauważał Pietraszko, odbyło się bez świadków (Mt 4,1-11). A jednak mamy o nim przekaz. Sam Jezus musiał więc w którymś momencie przedstawić uczniom relację o tym czasie. Nie wiemy jednak kiedy, ani jak to uczynił. Bp Pietraszko zauważał, że być może Chrystus wcale nie musiał dodawać do opisu tej sceny żadnego komentarza, bo dla uczniów zapewne wystarczająco symboliczna była sama sytuacja odosobnienia i drogi przez pustynię, która łączy się z otrzymywaniem od Boga posłannictwa (jak u Mojżesz czy św. Jana Chrzciciela).

Czy rzeczywiście dopiero będąc kuszonym Jezus otrzymał w pełni posłannictwo od Boga? Kuszenie następuje bezpośrednio po przyjęciu przez Jezusa z rąk Jana Chrzciciela chrztu w wodach Jordanu. Wówczas otwiera się niebo, głos Boga Ojca potwierdza synostwo Jezusa, a na Niego samego zstępuje Duch Święty niczym gołębica – co na myśl przywodzi starotestamentowe namaszczenie, sygnowanie „pomazańca Bożego”. Wygląda to więc faktycznie na moment, gdy Jezus dopiero ma otrzymać pełnię Swojego posłannictwa, a jednocześnie uwidacznia się analogia do sceny śmierci krzyżowej, gdy również otwiera się niebo i drży ziemia – ziemia bowiem spływa grzechem w wodach Jordanu i na Via Crucis, niebo zaś jest świadkiem godności Jezusa. Scena chrztu sugeruje, że nie tylko wobec ludzi zostaje potwierdzona Boska godność Jezusa, lecz też wobec Niego samego. Jezus zaś nauczać zaczyna dopiero po kuszeniu; dochodzi więc wówczas, jak się zdaje, do owego namaszczenia.

A jednak Pietraszko stwierdza, że przecież czterdzieści dni na pustyni nie było doświadczeniem potrzebnym samemu Jezusowi, lecz nam, ludziom, zgodnie ze słowami: „dla nas i dla naszego zbawienia”. Być może faktycznie nie było Mu niezbędne – tak samo jak nie ma w chrześcijaństwie „niezbędności” śmierci krzyżowej. Ale jednak pozostało próbą. Szeroko były stawiane pytania o krzyż jako próbę i snuto przypuszczenia o odrzuceniu kielicha z Ogrojca, czy też o pokusie zejścia z krzyża. A co z pierwszym kuszeniem Jezusa przez diabła? Pietraszko zdaje się tu zbyt szybko opowiadać za scenariuszem, w świetle którego kuszenie na pustyni byłoby niczym więcej niż zabawą Boga z diabłem, skoro i tak Jezus miałby pewność, że nie ulegnie pokusom.

A może kuszenie to, jako próba, miało charakter Bożej „próby generalnej”? Czy było ono dla Boga Ojca „testem” wierności i podstawą do dalszego posłannictwa? Czy gdyby szatan wówczas „pokonał” Jezusa, to Bóg Ojciec i Duch Święty odwróciliby się od Niego, wykluczając z Bożej wspólnoty, gdyż ostatecznie opowiedziałby się On za wyborem losu ludzkiego, złamanego diabelskim uwiedzeniem? Czy runąłby plan zbawienia i Bóg wycofałby się po takiej porażce ze świata, honorowo pozostawiając swoje stworzenie jako wygraną w tych zawodach dla diabła? A może więcej: może szatan, jako ojciec wszelkiego kłamstwa, nie tylko pokonałby Jezusa, lecz również zwiódłby kłamstwem Boga i w efekcie z impetem wdarłby się w wewnętrzne życie Trójcy Świętej, manipulując Jedną z Jej Osób, pokonanym Jezusem? Bo może jednak pozostałe dwie Osoby Boskie, w imię swej miłości i wierności, nie mogłyby Go wykluczyć ze swej wspólnoty, pomimo zdrady, i to nawet zdrady nieodkupionej?

Roman Brandstaetter, ponoć będąc wiernym – jak zapewnia ksiądz Jan Kanty Pytel – językowi oryginalnemu, chyba jako jedyny oddaje w polskich tłumaczeniach opis wyjścia na pustynię jako wyjścia „pod górę”. Znaczenie tego uzupełnienia można odczytywać jako istotne dla samej sceny. Pod górę idzie się z wysiłkiem. To, że Jezusa prowadzi Duch Święty, nie oznacza, że droga „idzie gładko”. To wcale nie wygląda na „zabawę” z diabłem, by utrzeć mu nosa i odstraszyć od Jezusa – poza tym pada przecież zapowiedź, że odstąpienie szatana jest odstąpieniem „do czasu”.

Samo wkroczenie w sytuację konfrontacji z diabelskimi pokusami już jest wysiłkiem. A co dopiero mierzenie się z nimi. Każda z pokus, jakie prezentuje na pustyni diabeł, odwołuje się do określonego dobra. Podstęp polega na tym, że oferujący je szatan wcale nie jest ich właścicielem ani zarządcą. Jak zaś odsuwa od siebie jego pokusy Jezus? Nie czyni tego odwołując się do swojej wyjątkowej Bożej i ludzkiej godności, ani też nie bazuje na swoim ludzkim, egzystencjalnym doświadczeniu – za każdym razem sięga po sprawdzoną mądrość Boga. Kuszenie zostaje odparte tym, co Jezusowi było dane tak, jak dane jest ludziom, świadectwem Boga zapisanym w pismach. Osobną rzeczą jest to, że i szatan okazuje się tu być wytrawnym znawcą Biblii, a więc, jak widać, sama znajomość „litery” to zbyt mało, gdy brak jednocześnie wyczucia „ducha”.

Tym, co najczęściej robi się z tym tekstem, jest właśnie komentowanie samych pokus, którymi szatan próbuje uwieść Jezusa. Pozostaje jednak inne pytanie: o faktyczną świadomość Jezusa wobec tych pokus. Jeżeli Jezus miałby z góry wiedzieć, że nie ulegnie – jaki byłby sens tej konfrontacji? Jako świadectwo dla uczniów? Czemu wówczas nie mieliby być tego świadkami? A może jednak taki finał był możliwy: może sam Bóg, kochający własne stworzenie, może dać się mu pokonać? Może chociaż tylko tyle – pokonać; co nie musi być równoznaczne z „przegrać” (choć akurat wobec tego stworzenia, jakim jest szatan, konfrontacja toczy się w perspektywie wygranej-przegranej…).

Benedykt XVI widzi w tym kuszeniu pełne wejście Jezusa w dramat ludzkiej egzystencji: oto misja, do której Jezus zostaje namaszczony, zyskuje właściwy sobie kontekst – Jezus zaś musi w ten kontekst wejść, by nigdy go nie stracić z oczu w realizacji swojej misji. Nie tylko więc krzyż i zstąpienie do piekieł jest dotknięciem przez Niego ludzkiego dramatu, lecz na tory tego dramatu wprowadzany jest równolegle jak na tory swej zbawczej misji. Poprzez chrzest Jezus stał się („deklaratywnie”) solidarny z grzesznikami i w następującym natychmiast po chrzcie kuszeniu stał się z nimi („faktycznie”) solidarny.

Tylko znów: czy byłaby to solidarność autentyczna, gdyby nie przeżywał tych czterdziestu dni jako gorączkowe dla Niego zagrożenie? Jeśli nawet nie Bóg Ojciec i Duch Święty, to On, Jezus – czy bał się, że przegra, czy walczył tak jak ten, który stracić może więcej niż wszystko, bo więcej niż sam posiada? Czy ulegając pokusie stałby się owym wyczekiwanym rewolucjonistą, politycznym mesjaszem, bojownikiem o wolność? – taki bowiem scenariusz można by przyjąć wmyślając się w diabelskie pokusy…

J 1, 14 – Wcielenie; życzenia świąteczne

(14) A Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.

Ten fragment prologu Ewangelii św. Jana odczytujemy jako mówiący o tym, że Bóg rzeczywiście stał się człowiekiem. Użyte tu greckie słowo sarx wskazuje na człowieka w jego konkretnej postaci, w jego przemijalności, ciało, chociaż ożywione duszą, to jednak kruche i nietrwałe. Bóg nie ma zatem ciała pozornego, jak chcieli doketyści, ale prawdziwe. Co jednak ze słowem Logos? Jest to słowo wieloznaczne i w grece nie miało jednego znaczenia. Może ono jednak wskazywać na ostateczną rację rzeczy, słowo stwórcze, mądrość. Tak czy inaczej warto też, jak sądzę, zwrócić uwagę na jego znaczenie dosłowne. A wtedy wskazuje ono na to, że „dialogiczny” Bóg, którego słowo jest stwórcze, wkracza też w rzeczywistość naszego języka.

Autorom i czytelnikom „Kleofasa”
życzymy spokojnych, owocnych duchowo
i „teologicznych” świąt Bożego Narodzenia,
a w nadchodzącym roku wielu dobrych
rozmów o Bogu

redakcja

Flp 2, 6-8 – ogołocenie we Wcieleniu

(6) On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
(7) lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
(8)  uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej.

To fragment hymnu wyrażającego myśl teologiczną św. Pawła dotyczącą Chrystusa, ale prawdopodobnie przejętego przez niego od wspólnoty rodzącego się Kościoła. Zdaje się on najpełniej wyrażać istotę chrześcijańskiego przesłania: Bóg stał się człowiekiem, na dodatek oznaczało to dla Niego ogołocenie. Jest to jednak tekst trudny do przetłumaczenia (ἐν µορφῇ θεοῦ, tłumaczone jako „w postaci Bożej”, dosłownie znaczy „w formie Bożej”, a z kolei fraza οὐχ ἁρπαγµὸν ἡγήσατο, tłumaczona jako „nie skorzystał ze sposobności” pada w NT tylko w tym miejscu i też bywa tłumaczona różnie, np. „nie strzegł jej zazdrośnie”) i trudno go uznać za niepodważalny dowód Boskości Chrystusa, Jego preegzystencji i Wcielenia. Niemniej taka interpretacja tego hymnu też jest możliwa i przyjęta, a jeśli tak, to warto zwrócić uwagę na ideę uniżenia, o której tu mowa.

Trzeba pamiętać, że już samo Wcielenie było ogołoceniem. Chociaż dla nas jest to wydarzenie radosne, dla Boga (chociaż brzmi to może antropomorficznie) tak radosne nie jest. Nie chodzi tylko o to, że związek Boga z materią staje się bardzo bliski, łącznie z niedogodnościami z tym związanymi (paradoks: Bóg pozwala, by gryzły go muchy), chociaż można pytać, czy Wcielenie byłoby również ogołoceniem, gdyby na świecie nie pojawił się grzech (idea Wcielenia, głoszona np. przez Jana Dunsa Szkota, której zwolennicy podkreślają, że Wcielenie nastąpiłoby również wtedy, gdy nie byłoby grzechu pierworodnego). Być może chodzi też o to, że Chrystus został uznany za człowieka. Problem jest wtedy, gdy tylko za człowieka.

Łk 2, 39-40 – koniec wyprawy

(39) A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaret. (40) Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.

Według Łukasza wyprawa do Betlejem kończy się wypełnieniem wszystkiego według Prawa. Mateusz dodaje wizytę mędrców i ucieczkę do Egiptu. Czy Łukasz mógłby pominąć tak istotne wydarzenie, jak pobyt w Egipcie? Mimo zasadniczych podobieństw jest to istotna rozbieżność między Ewangeliami, każąca postawić pod znakiem zapytania ich całkowitą wiarygodność historyczną. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że dwie pozostałe Ewangelie w ogóle nie zawierają opowiadań o dzieciństwie, a poza tym Ewangeliści byli samodzielnymi pisarzami konstruującymi swoją opowieść zgodnie z pewną wizją teologiczną.

Według Łukasza wyprawa do Betlejem skończyła się szczęśliwie, a rodzice Jezusa wrócili raczej zadziwieni różnymi niezwykłymi wydarzeniami niż spokojni. W każdym razie nie wrócili z powrotem, bo odtąd wszystko było już inne.