„Znany jest sen świętego Augustyna, w którym zobaczył on dziecko usiłujące na plaży przelać muszelką zawartość morza do dołka wykopanego w piasku. Wobec zadziwienia Augustyna, dziecko miało odpowiedzieć: Prędzej przeleję morze do tego dołka, niż ty, Augustynie, swoim umysłem pojmiesz tajemnicę Trójcy Świętej”. To cytat z Wikipedii. Czy próbowaliście kiedyś znaleźć tę opowieść w dziełach samego Augustyna? I co? Nie udało się? Żaden wstyd, nawet wytrawny patrolog tego nie potrafi 🙂 Ta najbardziej znana opowieść o św. Augustynie jest średniowieczną legendą. Jednak obraz morza jako czegoś nieskończonego pojawił się w rozważaniach o niepoznawalności Boga naprawdę i naprawdę stało się to (co najmniej) w IV wieku; autorem tego porównania jest niezawodny … Grzegorz z Nyssy. Cytuję dosłownie z namiarem, żeby nie było, że to jakieś pomówienia.
„Skoro Pismo mówi prawdę, gdy stwierdza: Abraham i Mojżesz nie dostąpili poznania imienia [Boga], Boga nikt nigdy nie widział, nikt Go nie widział i nie może zobaczyć, a wokół Niego niedostępna światłość, majestat Jego nie zna granic – dopóki to głosimy i w to wierzymy, to każde rozumowanie, które obiecuje jakieś poznanie i wyjaśnienie nieskończonej natury dzięki wyrażającej ją nazwie, podobne jest do kogoś, kto sądzi, że złapał własną ręką całe morze. Zagłębienie dłoni ma się tak do morskiego przestworza jak cała moc słów do niewypowiedzianej i niepoznawalnej natury” (Grzegorz z Nyssy, Przeciw Eunomiuszowi III, 5, 55).
Archiwum kategorii: kącik patrystyczny
zaciszny zakątek, w którym czają się ojcowie
ks. prof. Wincenty Myszor (1941-2017)
Niezwykły człowiek i niezwykły naukowiec. Wybitny znawca gnostycyzmu o światowej renomie, tłumacz między innymi tekstów z Nag Hammadi i niedawno wydanych dwóch ksiąg „Adversus Haereses” Ireneusza z Lyonu. Znany z erudycji, bezkompromisowości, stawiania wymagań sobie i innym. A przy tym człowiek wielkiej życzliwości i otwartości. Jego odejście to niepowetowana strata dla nauki. Zdążyliśmy jeszcze ofiarować mu księgę pamiątkową, gdzie zebrano na, bagatela, 14 stronach wykaz jego drukowanych prac i opublikowano jego szczegółowy biogram.
Mimo swojej niebywałej naukowej biegłości pozostał człowiekiem skromnym, chciało by się wręcz rzec – zwyczajnym. Przez ostatnie lata zmagał się z ciężką chorobą, której ani nie ukrywał, ani nią nie epatował. Jak sam mówił – ratunkiem w cierpieniu była dla niego praca naukowa.
Umarł, ale dla nas, jego uczniów, pozostały jego ciągle aktualne prace i wspomnienia jego fascynujących wykładów – niezapomniane.
Godność embrionu ludzkiego według ojców Kościoła
Człowiekiem jest także ten, który ma być człowiekiem (Homo est et qui est futurum): przecież także każdy owoc jest już w nasieniu (Tertulian, Apologetyk IX, 8)
Temat godności ludzkiego zarodka i płodu pojawia się u ojców Kościoła przy okazji bojów o aborcję, zastanawiania się nad pytaniem o pochodzenie duszy oraz o moment i sposób powstania duszy. Trzeba podkreślić, że w czasach starożytnych Kościół nie uściślił swojej nauki na temat embrionu, także ojcowie nie wypracowali jednego spójnego stanowiska.
Wszystkie przedstawione tu poglądy są teoriami poszczególnych teologów, mniej lub bardziej rozpowszechnionymi. Można by znaleźć w tekstach różnych ojców potwierdzenie niemal każdej teorii związanej z ludzkim zarodkiem, włącznie z takimi, które odmawiały mu statusu człowieka. Ja poszukałam czego innego: stwierdzeń, które bronią ludzkiej godności dziecka poczętego, przypatrzę się także trzem największym teoriom dotyczącym ludzkiego embrionu, jakie wypracowała chrześcijańska starożytność: Tertuliana, Grzegorza z Nyssy i Maksyma Wyznawcy.
- Pierwsze świadectwa uznawania embrionu za osobę
Justyn (ok. 100-165) – przy okazji obrony nauki o zmartwychwstaniu ciał porównuje tajemnicę zmartwychwstania do poczęcia i rozwoju dziecka z nasienia: Pomyślmy tylko, czyż nie wydawałoby się nam jeszcze mniej zasługujące na wiarę, gdybyśmy nie posiadali jeszcze ciała, a ktoś przekonywałby nas, że z niewielkiej kropli ludzkiego nasienia mogą powstać kości, nerwy i ciało w takiej formie, jak je widzimy teraz? [.,.] Powiedzmy, że wy nie jesteście takimi, jakimi jesteście, gdyby wówczas ktoś pokazał nasienie ludzkie i obok tego obraz człowieka, a potem twierdził, że z tego samego powstaje, czyżbyście uwierzyli, nie widząc wcześniej, jak to się dzieje? Nie, i któż ośmieliłby się twierdzić inaczej! (Apologia I, XIX, 1-2). Według Justyna tak jak z nasienia powstaje człowiek dorosły, tak samo z człowieka cielesnego narodzi się kiedyś niebiański.
Atenagoras (IIw.) – Odpierając zarzuty pogan, że chrześcijanie zabiją ludzi na ofiary odwołuje się do przekonania chrześcijan, że nawet płód jest człowiekiem: Czyż moglibyśmy zabić człowieka my, którzy twierdzimy, że kobiety zażywające środków powodujących poronienie dopuszczają się zbrodni i że zdadzą przed Bogiem sprawę z poronienia? Nie ma przecież sensu w tym, żeby równocześnie wierzyć, iż płód w łonie matki jest istotą żywą (to kata gastros) i że dlatego Bóg się o niego troszczy, i zabijać dziecko, które już przyszło na świat (Prośba za chrześcijanami 35, 2). W innym dziele do obrony nauki o zmatwychwstaniu używa argumentów podobnych jak Justyn: Czyż bowiem ktoś niemający doświadczenia mógłby uwierzyć, że w jednorodnym i nieukształtowanym nasieniu zawarte jest źródło rozlicznych właściwości albo tak wielka różnorodność substancji, które się w nim znajdują i które w nim tkwią, to znaczy kości, ścięgien, chrząstek, a ponadto mięśni, mięsa, wnętrzności i pozostałych części ciała? Nic z tego nie można przecież dostrzec w wilgotnym jeszcze nasieniu, żadnych też cech ludzi dorosłych nie można ujrzeć w małych dzieciach; u ludzi będących w dojrzałym wieku nie można zobaczyć właściwości tych, którzy wyszli z dzieciństwa, a w tych z kolei nie widać cech starców. (O zmartwychwstaniu umarłych XVII, 2)
Ireneusz z Lyonu (ok. 140-ok. 202) – uznał duszę za element ożywiający ciało, a konsekwencją takiego założenia musi być uznanie, że dusza powstaje równocześnie z ciałem, bo gdyby ciało było animowane później, przed otrzymaniem duszy byłoby martwe. Stąd Ireneusz mówi wyraźnie o jednoczesnym powstaniu duszy i ciała: Dusza nie jest uprzednia do ciała w swojej egzystencji, ani ciało nie jest uprzednie do niej. Lecz te dwa elementy istnieją od tego samego momentu (Komentarz do Pieśni nad Pieśniami, fr. XXVI).
- Pochodzenie duszy
W polemice na temat pochodzenia duszy obie ścierające się koncepcje mogą potencjalnie stanowić podstawę dla podkreślenia godności ludzkiego embrionu. Na pierwszy rzut oka kreacjanizm powinien być odpowiedniejszy do tego, bo podkreśla bezpośrednie stworzenie duszy przez Boga, a więc przyznaje jej większą wartość. Teoria ta jednak może łączyć się z koncepcją preegzystencji lub późniejszej animacji i wtedy ludzki zarodek nie ma już wartości równej dorosłemu. W praktyce okazało się, że traducjanizm lepiej bronił życia poczętego, bo zakładał, że zarodek jest obdarzony duszą od chwili poczęcia. Obie teorie mogą być pożyteczne dla ochrony płodu, lecz najważniejsze jest określenie momentu powstania duszy.
- Moment powstania duszy
Szczególnie istotne dla określenia statusu ludzkiego płodu jest stwierdzenie momentu powstania duszy. Wśród ojców ścierały się trzy poglądy: teoria preegzystencji, post-egzystencji oraz jednoczesnego powstania duszy i ciała. Dwie pierwsze teorie prowadziły do przyznawania zarodkowi ludzkiemu znikomej wartości: zgodnie z teorią preegzystencji to istniejąca wcześniej dusza ma prawdziwe znaczenie, podczas gdy ciało jest mało znaczącym grobem lub w wersji optymistycznej – naczyniem duszy (Orygenes). Druga teoria mówi o przyznaniu duszy uprzednio zaistniałemu zarodkowi, konkretnie wtedy, gdy zostanie już uformowane ciało (Diodor z Tarsu, środowisko antiocheńskie z Janem Chryzostomem). Tylko trzecia propozycja – utrzymująca, że ciało i dusza powstają równocześnie stanowi solidną podstawę dla uznania ludzkiego embrionu za pełnowartościowego człowieka. Chociaż wielu Ojców broniło godności człowieka od poczęcia i sprzeciwiało się aborcji, na solidną teologiczną wykładnię trzeba było czekać na Zachodzie do Tertuliana, a na Wschodzie aż do IV wieku – do Grzegorza z Nyssy.
Tertulian – pod wpływem filozofii stoickiej przyjął założenie, że dusza jest materialna, choć jest to materia bardzo subtelna. Przy okazji konstruuje nowatorską teorię o istnieniu dwóch rodzajów nasienia: cielesnego i duchowego: Z mułu pochodziło ciało Adama; a czymże był muł, jak nie żyzną, lepką cieczą? Oto pierwociny nasienia cielesnego. Z tchnienia Bożego pochodziła dusza Adama; a czymże było owo nasienie, jak nie oddechem? Oto pierwociny nasienia duchowego, które wraz z cielesnym wydychamy (O duszy XXVII, 7). Oba rodzaje nasienia, stanowiące różne materie zapładniające – duchową oraz cielesną – są przekazywane kobiecie przez mężczyznę w czasie stosunku płciowego. Tertulian nie zgadza się jednak ze stoikami, którzy twierdzili, że dusza przekazywana jest ciału tuż po urodzeniu, w chwili pierwszego wdechu. Uznaje, że ciało i dusza powstają równocześnie: W jakiż jednak sposób następuje poczęcie istoty żywej? Czy równocześnie powstaje substancja jej ciała i substancja jej duszy, czy też jedna wcześniej, a druga później? Według nas obie substancje zostają równocześnie poczęte, utworzone i ukształtowane, tak samo jak później obie zostają wydawane na świat: nie ma żadnej kolejności w czasie ich poczęcia (O duszy XXVII, 1).
Co więcej, Tertulian znajduje poważne filozoficzne wytłumaczenie takiego stwierdzenia, bazujące na definicji śmierci pojmowanej jako rozdzielenie duszy i ciała: Wnioskujemy w tym wypadku po prostu z końca o początku. Jeśli śmierć pojmujemy jako odłączenie duszy od ciała, to i przeciwieństwo śmierci, czyli życie, musimy chyba nie inaczej pojmować, jak jako połączenie duszy z ciałem. Skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji następuje równocześnie, zatem i przy ożywianiu połączenie się ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest równocześnie. Właśnie dlatego życie każdej istoty żywej zwykliśmy liczyć od momentu jej poczęcia, ponieważ od tego momentu przyznajemy jej duszę; odkąd bowiem istnieje dusza, odtąd i życie. Rozłączenie powodujące śmierć następuje tak samo, jak połączenie dające życie (O duszy XXVII, 1).
Tertulian opowiadał się przeciwko dzieleniu duszy – uznawał duszę za jedność o różnych działaniach. Miało to kluczowe znaczenie dla argumentacji o animacji ciała w momencie poczęcia, bo zamiast mówić o różnych rodzajach dusz (wegetatywnej, zmysłowej i rozumnej) można mówić o jednej duszy, powstałej w chwili poczęcia i przejawiającej różne właściwości.
Zakłada on, że wszystkie jednostkowe dusze ludzi, którzy kiedykolwiek pojawią się na ziemi, były już zawarte w pierwszym rodzicu – Adamie. Chociaż uznał on, że komponenty duchowe wszystkich dzieci Adama były już w nim obecne, jednak część materialna jest przenoszona na drodze reprodukcji seksualnej. Tertulian zakładał zatem pierwotny kreacjanizm, a traducjanizm miał tylko tłumaczyć, w jaki sposób dusze przenoszone są w pokolenia na pokolenie. Poza tym traducjanizm miał na celu przede wszystkim obronę płodu ludzkiego od chwili poczęcia. Główne zarzuty późniejszych pisarzy kościelnych do traducjanizmu dotyczyły przede wszystkim założenia, że dusza jest materialna. Teoria ta jednak nie tylko skutecznie broniła przed aborcją, ale także tłumaczyła przekazywanie grzechu pierworodnego.
Grzegorz z Nyssy (ok. 335-ok. 394) – Grzegorz uznaje, że dusza jest niewidzialna i niematerialna. Dusza jest przyczyną i zasadą ożywiającą materialne ciało. Grzegorz nie waha się nazwać jej ożywiającą przyczyną. Brak duszy uniemożliwia życie ciału: Dusza jest czymś różnym od ciała, gdyż opuszczone przez nią, staje się ono martwe i bezsilne (Wielka katecheza 11). To dusza sprawia, że ciało stanowi jedność, a jej brak oznacza śmierć człowieka. Grzegorz przejmuje od Arystotelesa podział dusz na wegetatywne, zmysłowe i rozumne, acz inaczej niż ten pierwszy nie uznaje w człowieku następowania po sobie tych trzech rodzajów. Uznaje bowiem, że prawdziwą duszą jest tylko dusza rozumna i nią od samego początku obdarzony jest człowiek: Odkryliśmy trzy rodzaje siły życiowej: [pierwsza] jest wegetatywna i pozbawiona zmysłów, [druga] wegetatywna i obdarzona zmysłami, ale nie ma udziału w działaniach rozumu, wreszcie rozumna i doskonała przenika wszystkie pozostałe tak, że jest w nich obecna i ma pełnię zdolności duchowych. Niech jednak nikt nie sądzi, że w człowieku są zmieszane trzy osobne, wyraźnie rozdzielone dusze, bo z tego wynikałoby, że natura ludzka jest złożona z wielu dusz. W rzeczywistości dusza – prawdziwa i doskonała – jest jedna: rozumna i niematerialna, powiązana z naturą materialną dzięki zmysłom (O stworzeniu człowieka 14). Ciało i dusza zjednoczone są ze sobą tak ściśle, że dusza pozostaje złączona z każdym pojedynczym elementem ciała, zarówno za jego życia, jak i po rozkładzie ciała po śmierci. Co więcej, chociaż zmartwychwstanie dokona się Bożą mocą, to jednak będzie możliwe dzięki temu, że dusza rozpozna wszystkie należące do niej elementy ciała.
Konsekwencją przeświadczenia o duchowo-cielesnej jedności człowieka jest dla Grzegorza przekonanie o jednoczesnym zaistnieniu duszy i ciała w momencie poczęcia. Człowiek stanowi nierozerwalną jedność duszy i ciała, więc gdyby któraś z tych części powstała wcześniej od drugiej, człowiek byłby podzielony czasem zaistnienia: Jako że człowiek złożony z duszy i ciała stanowi jedność, należy założyć, że jeden i ten sam jest początek i duszy, i ciała, bo gdyby element cielesny pojawił się wcześniej, a duchowy później, człowiek byłby starszy lub młodszy od siebie samego. (…) W powstawaniu poszczególnych bytów jedno nie poprzedza drugiego: ani dusza ciała, ani odwrotnie. Człowiek byłby bowiem w takim wypadku w niezgodzie sam ze sobą i podzielony różnicą czasu [zaistnienia] (O stworzeniu człowieka 29).
Argumentem za jednością i jednoczesnym powstaniem duszy i ciała jest dla Grzegorza to, że zarodek jest żywy od poczęcia, a byt ożywiony nie może być najpierw martwy: Skoro bowiem siła tkwiąca w embrionie nie powstaje z martwego, ale z ożywionego ciała, przeto twierdzimy, że słusznie nie uważa się za martwe tego, co z żywego powstaje do życia. Ciało pozbawione duszy jest bowiem martwe, bo śmierć polega na rozłączeniu duszy [i ciała]. Nie można zatem twierdzić, że brak poprzedza posiadanie, chyba że ktoś by utrzymywał, że to, co pozbawione duszy i martwe, poprzedza to, co ożywione (O stworzeniu człowieka 29). Za dowody ożywienia płodu Grzegorz uznaje także ciepło, działanie i poruszanie się, które są właściwe dla istot żywych i świadczą o istnieniu w embrionie duszy od samego początku.
Grzegorz jest przekonany, że w człowieku od samego początku istnieje dusza rozumna: Jak nie można zobaczyć członków, zawierających się w dopiero co poczętym zarodku, zanim się one nie ukształtują, tak nie sposób poznać właściwości duszy, zanim nie przystąpi ona do działania. Nikt nie mógłby wątpić, że bez żadnej zewnętrznej interwencji rozwiną się u płodu różnorodne członki i wnętrzności dzięki wrodzonej mu z natury sile. Analogicznie można wnioskować o duszy, że nawet jeśli nie daje się poznać dzięki widocznym działaniom, niemniej istnieje w embrionie. I jak istnieje w nim potencjalnie forma mającego powstać człowieka, ukryta jednak, bo nie może się ujawnić ze względu na konieczne następstwo, tak i dusza, choć nieujawniona, jednak w nim istnieje; ukaże się wszakże przez właściwe sobie i naturalne działanie, kiedy i ciało nieco urośnie (O stworzeniu człowieka 29).
Chociaż widać w embrionie, a potem w rosnącym dziecku oczywisty dla wszystkich rozwój duchowych zdolności, nie oznacza on żadnych ontycznych zmian w duszy: Lecz jak odnośnie do jego fizycznych członków nie mówimy jeszcze o ciele, kościach, włosach i innych ludzkich organach, bo wszystko to istnieje jedynie potencjalnie i nie jest na razie widoczne, tak samo jest z duszą: nie mówimy, że płód ma duszę rozumną, zmysłową i pożądliwą oraz inne charakterystyczne dla duszy działania, bo rozwijają się one wraz z osobą analogicznie do rozwoju i doskonalenia się ciała. Jak u rozwiniętego człowieka działania duszy ukazują się jawnie w dojrzalszych [członkach], tak w stanie zarodkowym współpraca duszy z ciałem jest odpowiednia i współmierna do aktualnej potrzeby i polega na budowaniu ze złożonej [w łonie matki] materii siedziby nieodłącznej od duszy (O stworzeniu człowieka 29).
Tłumacząc, dlaczego dusza nie jest widoczna w embrionie od samego początku, Grzegorz odwołuje się do obrazu ziarna, zawierającego w sobie potencjalnie całą roślinę. I wyjaśnia, że dusza może ujawnić swoje właściwości na tyle, na ile pozwala jej na to ciało. Co więcej, to właśnie dusza jest zasadą kierującą zmianami i rozwojem człowieka od poczęcia. Rozwój człowieka dokonuje się zatem dzięki wrodzonej mu sile i nie jest sterowany jakimkolwiek zewnętrznym czynnikiem: Jak ziemia czyni od rolników przyjętą roślinkę drzewem, choć nie wkłada w nią siły rośnięcia, lecz tylko dostarcza jej do tego środków, tak i to, co się oddziela od człowieka dla zasiania człowieka, jest w jakiś sposób żywą istotą, ożywioną z ożywionego, przyjmującą pokarm z tego, co przyjmuje pokarm. Oczywiście, nie będziemy się dziwić, że małość roślinki nie zaraz pozwoli na wszystkie czynności i odruchy duszy. Bo i ziarnko pszenicy nie zaraz jako kłos się pojawia (w jaki sposób tak wielkie zmieści się w tak małym?), ale, gdy ziemia da mu odpowiedni pokarm, stanie się kłosem, nie zmieniając w glebie swej natury, lecz dzięki pokarmowi się rozwijając. Jak więc posiane ziarnko rośliny, rosnąc dochodzi do pełni, tak i dusza przy formacji człowieka objawia się w miarę powiększania się jego ciała, dając najpierw będącemu w łonie matki dziecku zdolność odżywiania się i wzrastania, a potem, gdy ono ujrzy światło dzienne, udzielając mu siły czucia w końcu pozwala na wystąpienie władzy myślenia, choć nie zaraz w całej pełni, lecz stopniowo, wraz z jego wzrostem (Dialog o duszy i zmartwychwstaniu, PG 46, 125).
Maksym Wyznawca (ok. 580-662) – zajął się problemem animacji embrionu w związku z zagadnieniem wcielenia Chrystusa i polemiką z tezami o preegzystencji duszy lub ciała. Maksym zakłada, że Bóg od samego początku ma w sobie logoi wszystkich ludzi, które w odpowiednim momencie służą Mu do stwarzania poszczególnych osób. Logos dotyczy jednak całej ludzkiej osoby, a nie tylko ciała czy duszy: Gdyż jeśli, jak to już wyżej powiedziałem, ciała i dusze są częściami człowieka, i jeśli te części są niezbędne w relacji do siebie (gdyż dopiero wszystko to razem ma sens), i jeśli elementy będące «we [wzajemnej] relacji» są wszędzie doskonale równoczesne, odpowiednio do swojego stwarzania – gdyż części, poprzez swoje zjednoczenie, sprawiają [powstanie] całej postaci, a rozdziela je jedynie refleksja poszukująca uchwycenia istoty każdego bytu – zatem niemożliwe jest, aby dusza i ciało, jako części człowieka, bytowały sukcesywnie jedna przed drugą lub jedna po drugiej, gdyż w takim razie logos [człowieka], w odniesieniu do którego każda z nich istnieje, zostałby unicestwiony (Ambiguorum liber II, 7).
Logos staje się konkretnym człowiekiem dzięki połączeniu pierwiastka duchowego i cielesnego. Logos istnieje przed czasem, ale dusza i ciało powstają równocześnie i można je odróżnić jedynie myślowo, chociaż ciało powstaje z materii a dusza jest bezpośrednio stwarzana przez Boga: Dusza, otrzymując swój byt w momencie poczęcia, w tym samym czasie co ciało, jest przeznaczona do utworzenia jednego człowieka; ciało pochodzące z niższej materii, wywodzące się z innego ciała, w chwili poczęcia otrzymuje, w tym samym czasie co dusza, strukturę, która tworzy razem z nią jedyną postać [człowieka]. […] Należy więc rozumem rozróżnić – w momencie poczęcia – z jednej strony tchnienie ożywiające i Ducha Świętego przeznaczone jako substancja rozumna duszy, a z drugiej strony utworzenie ciała i oddech jako naturę ciała, jak o tym mówią ojcowie (Ambiguorum liber II, 42).
Maksym rozprawia się z teorią preegzystencji dusz odwołując się do zmartwychwstania Chrystusa – skoro On zmartwychwstał w ciele nie można twierdzić, że ciała zostaną unicestwione.
Polemizując z teorią o późniejszej animacji ciała używa następujących argumentów:
- ciało bez duszy byłoby martwe, nie byłoby w stanie rosnąć, odżywiać się ani stanowić jednej całości, uległoby rozkładowi, jak to się dzieje po śmierci. Od samego początku musi być to dusza rozumna, bo inaczej człowiek byłby najpierw rośliną: Jeśli przyjmujecie, że [embrion] ma jedynie duszę odżywczą i wegetatywną, to jest jasne, że – według waszego rozumowania – ciało, które się odżywia i wzrasta, będzie ciałem rośliny, nie zaś człowieka. Lecz nie mogę wszak pojąć, nawet gdybym wiele rozumował, jakżeż to człowiek może być rodzicielem rośliny, która – wedle [praw] natury – w żadnym razie nie otrzymuje swojego istnienia od człowieka. I jeśli przyznajecie embrionowi tylko duszę zmysłową, okazuje się, jakoby w momencie poczęcia otrzymywał on duszę konia lub wołu, lub jakiegoś innego zwierza lądowego, lub powietrznego; człowiek zaś, według was, nie byłby od samego początku – wedle swej natury – rodzicielem człowieka, lecz, jak już powiedziałem, rośliny lub zwierzęcia. Czy można znaleźć coś bardziej głupiego i szalonego? Przyjmować, że od momentu pierwszego ukonstytuowania się bytów nie koegzystują w nich niezbicie – wedle naturalnych różnic każdego [bytu] – własne cechy im przynależne, znaczy mieszać wszystko i przyjmować, iż bytom nic przynależy we właściwy sposób to, czym są, ani to, co się o nich orzeka (Ambiguorum liber II, 42).
- Gdyby w człowieku od początku nie było duszy rozumnej, byłoby to sprzeczne z mądrością i wszechmocą Boga, bo Bóg nie może stwarzać czegoś niedoskonałego.
- Twierdzenie, że ciało nieuformowane jest niegodne duszy rozumnej podważa wartość ciała, a tym samym dogmat o stworzeniu człowieka i wcieleniu Syna Bożego, a także sugerowałoby grzeszność aktu seksualnego.
- Chrystus na pewno posiadał duszę od pierwszej chwili w łonie Maryi.
- Człowiek jest duchowo-cielesną jednością, więc musi nią być od samego początku.
Podsumowanie
Chociaż wielu ojców opowiadało się za teorią animacji opóźnionej (zazwyczaj w 40/80 dniu po poczęciu), jednak żaden z nich nie stworzył spójnego systemu na poparcie swojej idei – są to raczej wtrącenia przy okazji poruszania zupełnie innych zagadnień. Trzej ojcowie, którzy na poważnie zajęli się tematem poczęcia i momentu powstania duszy i ciała, mimo różnych poglądów na temat pochodzenia duszy, stali twardo na stanowisku jednoczesnego zaistnienia duszy i ciała człowieka w momencie poczęcia.
Narządy rodne w służbie nieśmiertelności natury
Odpierając zarzut, że wcielenie Syna Bożego dokonało się w sposób haniebny i niegodny, bo miało styczność z narządami rodnymi, Grzegorz z Nyssy pisze pean na cześć tychże narządów (Wielka Mowa Katechetyczna 28, tł. T. Sinko):
„Cały układ części organizmu zmierza do jednego celu. Celem tym jest utrzymanie się człowieka przy życiu. Wszystkie inne więc narządy zawierają obecne życie człowieka, a każdy jest przydzielony do innej funkcji; przez nie uzewnętrznia się zdolność odczuwania i działania; narządy rodne zaś dbają o przyszłość, wprowadzając przez siebie do natury następstwo pokoleń. Jeślibyś tedy patrzył na pożyteczność, to od którychże narządów, uważanych za cenne i zaszczytne, byłyby one pośledniejsze? Od któregoż z nich nie byłyby logicznie uznane za cenniejsze? Przecież nie przez oko, ani ucho, ani język, ani przez jakiś inny narząd zmysłów rodzaj nasz utrzymuje nieprzerwaną ciągłość. Służą one, jak powiedziano, teraźniejszemu użytkowi, poprzez tamte natomiast zachowana zostaje dla ludzkości nieśmiertelność, one bowiem sprawiają, że śmierć, działająca przeciw nam, traci poniekąd swą siłę i skuteczność, jako że przez ciągłe narodziny natura wprowadza się zawsze sama na miejsce ubytków. Cóż więc nieprzystojnego zawiera nasze misterium, jeżeli Bóg zmieszał się z życiem ludzkim przez te narządy, przez które natura walczy ze śmiercią?”
Małżeństwo Józefa i Maryi w literaturze i piśmiennictwie staropolskim doby potrydenckiej (fragment)
Książka Małżeństwo Józefa i Maryi w literaturze i piśmiennictwie staropolskim doby potrydenckiej (Kraków 2015) jest swoistym historyczno-literackim wstępem do katolickiej teologii małżeństwa, sięgającym po dzieła Ojców Kościoła, średniowieczne traktaty i pisma mistyczne, a przede wszystkim pisane zabytki kultury wczesnej nowożytności (aż po połowę XVIII wieku). Na kartach tej książki można znaleźć drobiazgowe analizy i interpretacje piśmiennictwa chrześcijańskiego, które przez wieki próbowało odpowiedzieć na pytania: jaka relacja łączyła małżonków z Nazaretu, a więc ziemską matkę Jezusa i Jego przybranego ojca? Co ma wspólnego Trójca Święta z ziemską trójcą, Kościół powszechny z Kościołem domowym, a także – chrześcijańska rodzina z obcowaniem świętych w niebie?
Poniżej przedstawiamy fragment zakończenia książki.
Tradycja chrześcijańska od zawsze przedstawiała świętą miłość – amor sacer – jako ogień zstępujący z nieba. „Bóg jest miłość” (1J 4, 8), pisał Jan Apostoł, ale jednocześnie „Bóg nasz jest ogniem trawiącym” (Hbr 12, 29); podobnie oblubienica z Pieśni nad pieśniami mówi: „mocna jest jako śmierć miłość (…), pochodnie jej pochodnie ognia i płomieniów” (Pnp 8, 6), ale i uczniowie wspominają zmartwychwstałego Chrystusa słowami: „Izali serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w drodze” (Łk 24, 32). Nieco wcześniej sam Chrystus, jako «wcielona Miłość», ogłosił: „Przyszedłem puścić ogień na ziemię: a czegoż chcę jedno aby był zapalon?” (Łk 12, 49). Czy to dlatego na obrazie Świętej Rodziny, namalowanym przez Bartolomé Estebana Murilla, na którym ponad głowami Józefa, Maryi i Jezusa otwierają się niebiosa, ukazuje się Bóg Ojciec w asyście aniołów i zstępuje Duch Święty, dominują czerwone, pomarańczowe i żółte barwy, z daleka przypominające ognistą smugę? Dzieło to jest jednak przede wszystkim wyobrażeniem Trójcy Świętej (trinitas veneranda), która w osobie Chrystusa – Boga i człowieka, zarazem drugiej Osoby triady Bożej, jak i drugiej osoby triady ludzkiej – łączy się z trójcą ziemską (trinitas terrestris). Można powiedzieć: „jako w niebie, tak i na ziemi” (Mt 6, 10).
Wydaje się znaczące, że Bóg w Trójcy jedyny przedstawiony został przez Murilla w układzie wertykalnym, natomiast jedność rodziny z Nazaretu – w układzie horyzontalnym; obie jednie, Boża i ludzka, przecinają się na kształt krzyża. Jedna zstępuje do drugiej, druga wznosi się do pierwszej, w centrum zawsze pozostaje jednak Chrystus. A więc „związek miłości onej, ktora zachodzi między trzema Osobami Boskiemi, w jedności Istoty waszej, ktorą Bog jesteście”, znajduje wzorcowe odzwierciedlenie miłości pomiędzy Józefem, Maryją i Jezusem. Ona również z dwojga i trojga uczyniła jedno. Toteż spoglądając na obraz Murilla, można powtórzyć za Augustynem z Hippony, że w Świętych Rodzicach dokonało się „zjednoczenie osób, które kochają Boga z całego serca, kochają swoje dusze i umysł i kochają się tak jak siebie same i są zjednoczone przez całą wieczność ze sobą i z Chrystusem”. Koreluje to ze słowami homilii Szymona Starowolskiego, dla którego małżeństwo Józefa i Maryi „było niebieskie nie ziemskie”, a ich wspólna radość była obrazem „szczęśliwości nieodmiennej w krolestwie niebieskim”.
Być może najbardziej znaczącym wkładem polskiej literatury siedemnastowiecznej w rozwój refleksji świętorodzinnej było dostrzeżenie w małżeństwie Józefa i Maryi nie tylko teologicznego symbolu, ale również historycznego urzeczywistnienia doskonałej miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną w jej wewnętrznym, przemienionym, duchowym wymiarze. Świętych Rodziców przedstawiano bowiem jako odnowionych Adama i Ewę, wskazujących na porządek szóstego dnia stworzenia, podczas którego Bóg „mężczyznę i białągłowę stworzył je” (Rdz 1, 27), a zarazem antycypujących życie w Królestwie Bożym, w którym oboje „będą jako Aniołowie Boży w niebie” (Mt 22, 30). Dlatego też myśl teologiczna zawarta w wielu wczesnonowożytnych dziełach literackich, w tym także staropolskich, poruszając temat więzi łączącej Józefa i Maryję, nieustannie przywodziła na myśl ideę miłości niebiańskiej. Jej najzwięźlejszą definicję podał chyba Jan Klimak, pisząc: „Czysty jest ten, kto żądzę przebił miłością, i ogień ugasił ogniem niematerialnym”. Czyż nie w ten właśnie sposób należy odczytać przymioty Józefa, który – wedle tekstu pewnej staropolskiej Litanii – był wobec Maryi „w Panieństwie najczystszy”, ale zarazem „w miłości najgorętszy”?
„Na widok tego niebiańskiego zjawiska św. Józef pogrążył się w podziwie i niewysłowionej radości; nigdy jeszcze nie widział swej błogosławionej oblubienicy w takiej chwale (…). Niebiańskich rozmów Najświętszej Panny ze swym szczęśliwym oblubieńcem nie zdoła powtórzyć żaden ludzki język”.
María de Ágreda, Mistyczne Miasto Boże
Literatura staropolska poświęcona czystemu związkowi Józefa i Maryi nie ograniczała się jednak do samej tylko teologicznej spekulacji, aktualizacji starotestamentowego przekazu w duchu „wypełnionego Prawa” (zob. Mt 5, 17), prowadzącej na przykład do skojarzenia Świętych Rodziców pochylonych nad Dzieciątkiem Jezus z dwoma cherubinami strzegącymi Arki Przymierza: „znakiem tego małżeństwa byli oni Cherubini w kościele Salomonowym ze złota szczyrego oblani”. Traktaty ascetyczne i systematyczne przedstawiały bowiem nazaretańskich oblubieńców jako przykład duchowości rozwijanej we wspólnocie, dowód na świętość tak drogi małżeńskiej, jak i życia w dziewictwie, kazania opisywały wspólne szczęście Józefa i Maryi, wychodząc z założenia, że przedstawiali oni wzór „sakramentu wielkiego między Chrystusem i Kościołem” (Ef 5, 32), podczas gdy pastorałki dramatyczne i utwory liryczne skupiły się na bogactwie i głębi ich relacji: te pierwsze – zdecydowanie w praktycznym wymiarze życia, drugie zaś – w sferze ikoniczności wypowiedzi poetyckiej. W tym miejscu przywołać można teksty medytacyjne, wedle których miłość sprawiła, że twarz Maryi rozbłyskiwała w oczach Józefa niczym twarz Mojżesza po zejściu z góry Synaj, albo te, w których zauważone zostało tak daleko posunięte zaufanie Maryi do Józefa, że bardziej lękała się ona odwiedzin anioła podczas Zwiastowania niż stałej obecności swojego Oblubieńca. Można też wspomnieć, że skromny domek w Nazarecie stał się obrazem Królestwa; że jedność i miłość łącząca Świętych Rodziców sprawiła, że wciąż jeszcze wstawiają się oni za ludem Bożym jako nierozłącznie ze sobą związani, a także to, że Maryja podczas zaślubin wniosła w posagu nie ziemskie kosztowności, ale najdroższą perłę, którą był Syn Boży w jej łonie. Ostatecznie jednak cała wczesnonowożytna tradycja opisywania, obrazowania i przedstawiania małżeństwa Józefa i Maryi, na ogół ukazująca ciągłość idei patrystycznych oraz średniowiecznych, daje się streścić w krótkim wykładzie na temat «miłości świętej», dziewiczej i anielskiej, którego autorem jest Dietrich von Hildebrand, autor Metafizyki wspólnoty:
[Święta miłość – M.G.] jako taka jest możliwa tylko wtedy, gdy chodzi o miłość w Chrystusie (…). Jest to miłość, która ma wspólne z miłością małżeńską pozostawanie całkowicie „naprzeciw siebie”, a także intentio unionis nastawioną na zjednoczenie (…). Występuje tu również owo najgłębsze rozumienie drugiego człowieka – nawet w pewnym sensie jeszcze głębsze niż w miłości małżeńskiej, bo przecież ta „święta” miłość i zawarte w niej odsłonięcie najgłębszego własnego słowa istotowego już z założenia możliwe są tylko w owej najwyższej sferze wartości, która dla małżeństwa od strony doznania oznacza najwyższy idealny stopień. Ale „tematem” tej miłości jest zarazem, a nawet przede wszystkim, Chrystus.
Czy ojcowie Kościoła znali Biblię Tysiąclecia?
W Kościele w Polsce traktuje się przekład Biblii Tysiąclecia niemal jak tekst natchniony, a na pewno jako jedyny obowiązujący nie tylko w liturgii, ale także w pracach teologicznych, a nawet w tłumaczeniach jakichkolwiek pism czy książek, które zawierają cytaty z Biblii. I mało kto się zastanawia nie tylko nad jakością tego przekładu (chociaż może to już częściej), ale przede wszystkim nad tym, czy tekst oryginalny, który jest podstawą tego przekładu, „pasuje” w konkretnym kontekście. Czytaj dalej Czy ojcowie Kościoła znali Biblię Tysiąclecia?
Hejt teologiczny
Kto mnie zna, ten wie, że Grzegorza z Nyssy kocham bezgranicznie. Ale nie bezkrytycznie, na szczęście 🙂 Tłumacząc jego monumentalne dzieło przeciwko Eunomiuszowi, co i rusz trafiam na fragmenty delikatnie mówiąc agresywne. Niby konwencja, niby taka była poetyka dyskusji, ale niesmak pozostaje. Oto próbka argumentów Eunomiusza przeciwko Bazylemu i odpowiedź Grzegorza: Czytaj dalej Hejt teologiczny
Odkryć dach, rozkroić chleb
Czy dysponując tak wspaniałym darem, jakim jest samo Słowo Boże, potrzebujemy jeszcze słowa ludzkiego? Beda Czcigodny odpowiedziałby na to przywołując alegoryczną interpretację następującego wersetu Ewangelii Marka: „I uczyniwszy otwór, spuścili łoże, na którym leżał paralityk” (Mk 2, 4). Na szczególną uwagę zasługuje tu fakt, iż osoba usiłująca zbadać treść Pisma przyrównana zostaje do ewangelicznego paralityka, a więc do kogoś, kto w alegorezie patrystycznej najczęściej kojarzony bywał z postacią grzesznika oczekującego łaski i miłosierdzia. W oparciu o to wstępne założenie (mowa będzie przecież o pokorze i pobożności), Doctor Venerabilis w taki oto sposób wyjaśniał znaczenie, jakie dla rozwoju rozumienia tekstu natchnionego mają pisarze kościelni (ecclesiastica littera):
Po zrobieniu otworu w dachu kładą chorego przed Jezusem, bo odsłoniwszy tajemnice Pism przychodzi się do Chrystusa, tj. przez pobożność i pokorę zstępuje się do Jego pokory. I dobrze opisuje drugi Ewangelista dom, w którym znajdował się Jezus: był pokryty dachówkami. Odkrywszy godną pogardy zasłonę liter (zob. 2Kor 3,6.13-16), jeśli tylko znajdzie się ktoś, kto nam ją odsłoni, odnajduje się bożą moc łaski duchowej. Obnażenie dachówek domu, w którym znajdował się Jezus, oznacza odnalezienie w niskości liter sensu duchowego i tajemnic niebiańskich. To zaś, że chory został złożony wraz z łożem, oznacza, że człowiek znajdując się jeszcze w tym ciele, ma obowiązek poznać Chrystusa.
Sięgnięcie wstecz do „złotego wieku” kształtowania się doktryny chrześcijańskiej w pełni uzasadnia refleksje Bedy, dziś mogące budzić lękliwe podejrzenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o „godną pogardy zasłonę liter” (czy podejście to nie jest jednak bliskie nowoczesnym teoriom hermeneutyki tekstu?). Znany jest wszakże przypadek Augustyna z Hippony, egzegety targanego wieloletnią burzą wewnętrzną, który nie mógł właściwie zrozumieć początku Księgi Rodzaju i tym samym odetchnąć z ulgą, dopóki nie poznał Ambrożego, błyszczącego erudycją, cnotą i wymową biskupa Mediolanu. W nieco później opublikowanym traktacie De doctrina christiana sam wypowiedział się w sposób systematyczny i normatywny na temat relacji, jaka zachodzi pomiędzy Słowem Bożym a ludzką mądrością:
Nie zaniedbujmy także czytania książek lub słuchania czytającego oraz wykładającego człowieka, oczekując „porwania aż do trzeciego nieba czy to w ciele, czy poza ciałem” – jak powiada Apostoł – i usłyszenia tam „tajemniczych słów, których nie godzi się człowiekowi wypowiadać” lub zobaczenia tam Pana Jezusa Chrystusa, żeby raczej od Niego niżeli od człowieka usłyszeć Ewangelię (…). A wreszcie sama miłość łącząca ludzi węzłem jedności czyż miałaby dostęp do zjednoczonych i niejako przenikających się wzajemnie umysłów, gdyby ludzie od ludzi niczego się nie uczyli? Jest rzeczą całkowicie pewną, że to nawet nie anioł posłał do apostoła owego słynnego rzezańca, który czytał księgę proroka Izajasza i nie rozumiał jej; to nie anioł też wyjaśnił mu to, czego nie rozumiał, ani Bóg nie objawił mu tego w umyśle bez posługi ludzkiej, ale raczej za natchnieniem Bożym został posłany i przysiadł się do niego Filip, który rozumiał proroka Izajasza, i to on, przez posługę ludzkiej mowy i ludzkimi słowami, odsłonił mu to, co w Piśmie było niejasne.
W słowach tych użyta zostaje znamienna argumentacja, mająca – jak sądzę – charakter nie tylko retoryczny, ale również doktrynalny. Przede wszystkim Augustyn stwierdza, że Bóg jako zasadniczy autor tekstów świętych nie udziela się bezpośrednio interpretującemu rozumowi ludzkiemu, ale posyła człowieka, który z kolei – dzięki pomocy, jaką sam niegdyś otrzymał od swojego mistrza – rozumie dany werset biblijny. Stwórca pragnie bowiem, aby czytanie Słowa Bożego stało się okazją do zacieśniania między ludźmi więzów jedności i miłości. Przesłanie jakże aktualne dla katolickiego kultu świętych oraz naszego współczesnego podejścia do Ojców Kościoła! Co więcej, Augustyn wspomina o swoistej „posłudze” (ministerio), jaką chrześcijanin spełnia w akcie pomocy drugiemu we właściwym zrozumieniu sensu Pisma. Tą właśnie drogą De doctrina christiana forsuje prawdziwie dialogiczny, „agapetyczny” aspekt czytania Biblii. Nie bez powodu Augustyn przedstawiany jest w tradycji katolickiej jako „mędrzec serca”; jego kordialne podejście do teologii rzutuje również na sposób prowadzenia egzegezy, tak w sensie wertykalnym (człowiek-Chrystus), jak i horyzontalnym (człowiek-człowiek).
Powyższe rozważania prowadzą do konstytutywnego wniosku: Ojcowie Kościoła, jako świadkowie i współtwórcy Tradycji, są przede wszystkim uprzywilejowanymi interpretatorami Pisma (tzw. „egzegeza patrystyczna” stanowi centralny punkt „czytania Pisma wedle tradycji”). W tym miejscu można jednak zadać pytanie, jak autorytet ludzki, jakim odznaczają się pisarze wczesnochrześcijańscy, realizuje się w obliczu bezkonkurencyjnego autorytetu Słowa Bożego? Z jednej strony łaska Boża buduje na naturze, a więc nie wypiera znaczenia i wpływu ludzkich predyspozycji; jej działanie w życiu ludzkim zależy od współdziałania, synergii, zaślubin duszy z Chrystusem, gdzie dokonuje się zjednoczenie bez utraty tego, co właściwe człowiekowi. Z drugiej natomiast – czyż jakikolwiek skarb ludzkiej mądrości (zob. Ap 21, 16) mógłby się równać z wieczną Ewangelią (zob. Ap 6, 14)? Po wielu wiekach temat ten podjął w słynnym Liście o kapłaństwie Franciszek Salezy, zwany Doktorem Genewskim. Myślę, że jego wyważone i światłe wyjaśnienie może zostać uznane jako rozstrzygające:
[…] wystarcza nam w zupełności Pismo św., nie potrzebujemy niczego więcej. Czyż więc nie należy posługiwać się dziełami Doktorów Kościoła i księgami napisanymi przez świętych? Rzecz jasna, że należy to czynić. Czymże jednak są pisma Ojców Kościoła, jeżeli nie objaśnieniem Ewangelii i wykładem Pisma św.? Pomiędzy Pismem św. a nauką Ojców zachodzi ta sama różnica, co pomiędzy migdałem całym a rozłupanym tak, aby jego jądro mogło być spożywane przez każdego, albo też pomiędzy bochnem chleba, a chlebem rozkrojonym i rozdzielonym między ludzi. Toteż trzeba się nimi posługiwać, są oni bowiem narzędziami, którymi Bóg się posłużył, aby wyjaśnić nam prawdziwe znaczenie swych słów.
W oczekiwaniu na Paruzję
W ostatnim czasie nakładem wydawnictwa Collegium Columbinum ukazała się książka prowokująca do istotnych refleksji na temat prawosławnych wyobrażeń końca świata. W oczekiwaniu na Paruzję. Myśl eschatologiczna w prawosławnym piśmiennictwie słowiańskim do połowy XVI wieku (Kraków 2014) doktora Pawła Dziadula wpisuje się w modny dzisiaj – współtworzony m.in. przez o. prof. Wacława Hryniewicza – nurt intelektualny skupiony wokół poszukiwań nadziei powszechnego zbawienia, ale również napięcia pomiędzy grozą piekła a wspaniałomyślnością wybaczającego Boga. Praca poznańskiego filologa wprowadza jednak do dyskusji nad „teologią nadziei” zdecydowanie nową jakość. Imponuje ona bowiem dogłębną znajomością tekstów źródłowych, pomaga także zrozumieć ich wymowę dzięki osadzeniu w szerszym kontekście kultury średniowiecznej (na obszarze południowo- i wschodniosłowiańskim), tak często niezrozumiałej, dalekiej od naszej współczesnej wrażliwości.
Chrześcijańska eschatologia w prawosławnych kulturach słowiańskich zaczęła funkcjonować na kilku płaszczyznach. W pierwszej kolejności chrześcijańską ideę końca świata wyrażała liturgia i ikona, od których zaczęła się refleksja Słowian nad „rzeczami ostatecznymi”. Na płaszczyźnie aksjologicznej eschatologia stopniowo stawała się budulcem nowego, uniwersalnego modelu świata, który generował odpowiednie wartości, postawy i zachowania jednostki. Była również swoistym kluczem interpretacyjnym, służącym odkodowaniu sensu wydarzeń historycznych. Niezwykle istotną rolę chrześcijańska eschatologia odgrywała również na płaszczyźnie ontologicznej, konotującej traktowanie bytu samego państwa w kategoriach eschatologicznych, czemu służyły odpowiednie ideologie (fragment „Wstępu” autora).
Jeżeli na przedstawiony tu problem spojrzymy przez pryzmat poglądu Mikołaja Bierdiajewa, mówiącego iż do specyfiki religijności prawosławnej należy jej stałe zorientowanie na eschatologię, to książkę Pawła Dziadula daje się czytać jako wprowadzenie do myśli starocerkiewnej w ogólności (wraz z jej aspektem liturgicznym, teologicznym, historiozoficznym i politycznym). W oczekiwaniu na Paruzję stanowić może zarazem ważną i w pełni naukową odpowiedź na manifest Wacława Hryniewicza: „Moja nadzieja kieruje się ku wszystkim. Nie zaczynam od siebie. Nadzieję dla samego siebie odnajduję dzięki temu, że myślę najpierw o wszystkich innych”. Paweł Dziadul pokazuje wszakże, jak kręte i wyboiste drogi wiodły ku prawosławnemu uniwersalizmowi zbawienia. W przeprowadzonych przez niego analizach piśmiennictwa serbskiego czy bułgarskiego na pierwszy plan wysuwa się przerażenie chrześcijan spowodowane myślą o apokaliptycznym „początku boleści”, „ohydzie spustoszenia” (bizantyjsko-słowiańska wersja chiliazmu), nadto – rozwój różnych wizji zagłady i piekła związanych z mariażem teologii i polityki.
Ojcowie o dziewictwie Maryi
Wybrałam teksty najważniejsze, najwcześniejsze i według mnie najciekawsze. Wszystkich zacytować nie sposób, jest ich takie mnóstwo….
Ignacy Antiocheński, List do Efezjan XIX, 1, tł. A. Świderkówna (BOK 10, s. 118)
Nie pojął książę tego świata dziewictwa Maryi ani Jej macierzyństwa, podobnie jak i śmierci Pana, owych trzech głośnych tajemnic, które dokonały się w ciszy Boga.
Justyn Męczennik, Dialog z Żydem Tryfonem 100, tł. A Lisiecki (dostępny w internecie)
To, że stał się On Człowiekiem z dziewicy, dokonało się dlatego, by nieposłuszeństwo, które od węża wzięło swój początek, mogło zostać przezwyciężone w taki sam sposób, w jaki się zaczęło. Ewa bowiem, która była dziewicą i niepokalaną, przyjąwszy słowo węża wydała na świat nieposłuszeństwo i śmierć. A Dziewica Maryja doświadczyła ufności i radości, kiedy anioł Gabriel zwiastował Jej wielkie rzeczy.
Ireneusz z Lyonu, Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy (Adversus Haereses) III, 21, 9-10, tł. M. Przyszychowska
Zjednoczył w sobie dawne stworzenie, ponieważ jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszedł grzech a przez grzech zapanowała śmierć, tak sprawiedliwość wprowadzona przez posłuszeństwo jednego człowieka jako owoc przynosi życie tym ludziom, którzy niegdyś umarli. I jak ów protoplasta Adam powstał z dziewiczej ziemi – Bóg bowiem nie zesłał jeszcze deszczu i człowiek nie uprawiał ziemi – i został stworzony ręką Boga to znaczy Słowem Boga – wszystko bowiem przez Nie się stało – i wziął Bóg muł z ziemi i ukształtował człowieka – tak Słowo, rekapitulując w sobie Adama, słusznie otrzymało narodzenie z Maryi, która była dziewicą. Gdyby więc pierwszy Adam miał za ojca człowieka i począł się z ludzkiego nasienia, słusznie mówiłoby się i o drugim Adamie, że narodził się z Józefa. Jeśli zaś tamten z ziemi został wzięty i ukształtowany Słowem Boga, trzeba było, by samo Słowo, rekapitulując w sobie samym Adama, miało narodzenie do niego podobne. Dlaczego więc Bóg ponownie nie wziął mułu, lecz ukształtował swoje stworzenie z Maryi? Aby nie powstało inne stworzenie i aby inne stworzenie nie zostało zbawione, lecz dzięki zachowanemu podobieństwu to samo stworzenie zostało zrekapitulowane.
Ireneusz z Lyonu, Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy (Adversus Haereses) III, 22, 4, tł. W. Myszor (Bóg w Ciele i Krwi, s. 77-78)
Odpowiednio dotyczy to także Maryi dziewicy, która okazała się posłuszna: „Oto ja służebnica twoja, Panie, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1,38). Ewa przeciwnie, okazała się nieposłuszna, nie posłuchała bowiem, gdy była jeszcze dziewicą. Tak jak tamta, mając za męża Adama, była w tym czasie dziewicą – „byli bowiem oboje nadzy” w raju „i nie wstydzili się”, bo właśnie krótko przedtem zostali stworzeni i nie mieli jeszcze pojęcia o rodzeniu dzieci, trzeba bowiem było, żeby najpierw rośli, a potem dopiero rozmnażali się (por. Rdz 1,28) – i gdy okazała się nieposłuszna, stając się przyczyną śmierci dla całego rodzaju ludzkiego, tak Maryja, mając wyznaczonego męża,będąc jednak dziewicą okazała się posłuszna i stała się przyczyną zbawienia dla siebie i całego rodzaju ludzkiego. I dlatego prawo nazywa tę, która została poślubiona, żoną poślubionego przez nią męża, chociaż jeszcze jest dziewicą (por. Pwt 22,23). Tym samym nakreśla odwrotny krąg, od Maryi do Ewy. Bo nie inaczej się rozplątuje węzeł, jak tylko poczynając od końca do początku węzła, tak że pierwsze węzły rozwiązuje się przez drugie i drugie uwalniają węzły pierwsze. I tak jest, że pierwszy węzeł zostaje rozwiązany przez drugi, zaś drugi węzeł znajduje miejsce dla swego rozwiązania w pierwszym. (…) Tak samo i węzeł nieposłuszeństwa Ewy znalazł swoje rozwiązanie przez posłuszeństwo Maryi. Co bowiem Ewa dziewica przez niewiarę związała, to Maryja dziewica przez wiarę rozwiązała.
Ireneusz z Lyonu, Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy (Adversus Haereses) V, 19, 1, tł. M. Przyszychowska
Skoro Pan jawnie przyszedł do swojej własności i skoro był niesiony przez własne stworzenie, które on sam nosi, i sporo przez posłuszeństwo na drzewie dokonał pojednania dokonanego na drzewie nieposłuszeństwa, i uwiedzenie, którym została zwiedziona owa przeznaczona mężowi dziewica Ewa, zniszczył przez prawdę, ogłoszoną przez anioła oddanej mężowi dziewicy Maryi – jak bowiem ta pierwsza została zwiedziona słowem anioła, by uciec od Boga przez zbuntowanie się jego słowu, tak ta druga została pouczona słowem anioła, by nosiła Boga przez posłuszeństwo jego słowu. I jak pierwsza została zwiedziona, by być nieposłuszną Bogu, tak druga została przekonana do słuchania Boga, aby Maryja stała się orędowniczką Ewy; i jak rodzaj ludzki został związany ze śmiercią przez dziewicę, tak uwolniony został przez dziewicę, bo dziewicze nieposłuszeństwo zostało zrównoważone/wyrównane przez dziewicze posłuszeństwo. Skoro grzech pierwszego człowieka został naprawiony przez skarcenie pierworodnego, a przebiegłość węża została zwyciężona przez prostotę gołębicy, zatem zostały zerwane więzy, którymi przywiązani byliśmy do śmierci.
Ireneusz z Lyonu, Wykład nauki apostolskiej 33; tł. W. Myszor (ŹMT 7, s. 51-52)
A więc jak przez nieposłuszeństwo dziewicy człowiek upadł, a upadając umarł, tak, przez dziewicę, która była posłuszna Słowu Bożemu, człowiek na powrót ożył i przyjął życie. Pan bowiem przyszedł szukać zagubionej owcy. A zagubił się człowiek. I dlatego nie powstało jakieś nowe stworzenie, ale rodząc się z tej, której ród był od Adama, zachował podobieństwo ukształtowania. Trzeba było bowiem zjednoczyć i streścić Adama w Chrystusa, aby to, co śmiertelne wchłonięte zostało przez nieśmiertelność, a Ewa przez Maryję, aby dziewica stała się orędowniczką dziewicy i usunęła dziewicze nieposłuszeństwo przez posłuszeństwo dziewicy. To zaś przekroczenie, które zostało popełnione przy pomocy drzewa, zostało usunięte przez posłuszeństwo, przez które posłuszny Bogu Syn Człowieczy przybity został gwoźdźmi do drzewa odrzucając poznanie zła, a wprowadzając poznanie dobra. Złem jest nieposłuszeństwo Bogu, dobrem zaś posłuszeństwo Bogu.
Atanazy Wielki, Mowy przeciw arianom II, 70, tł. P. Szewczyk (ŹMT 67, s. 156)
I jak nie zostalibyśmy uwolnieni od grzechu i przekleństwa, gdyby ciało, które wdział Logos, nie było co do natury ludzkie – nie mielibyśmy bowiem nic wspólnego z ciałem różnym od naszego – tak samo człowiek nie zostałyby ubóstwiony, gdyby tym, który stał się ciałem, nie był prawdziwy i własny Logos Ojca, co do natury pochodzący z Niego. Dlatego dokonało się tego rodzaju zjednoczenie, aby mocą przymierza naturalnej boskości z naturalnym człowiekiem jego zbawienie i ubóstwienie było trwałe. A zatem ci, którzy negują, że Syn co do natury jest z Ojca i że jest własnym Synem Jego istoty, niech też zanegują, że przyjął prawdziwe ludzkie ciało z Maryi zawsze dziewicy.
Orygenes, Homilie o Ewangelii św. Łukasza VII, 4, tł. S. Kalinkowski (PSP 36, s. 49)
Aby ludzie prości nie ulegli oszustwu, musimy w tym miejscu odeprzeć zarzuty, jakie zazwyczaj wysuwają heretycy. Otóż pewien heretyk tak daleko posunął się w swej głupocie, iż twierdził, jakoby Jezus wyparł się Maryi, ponieważ ona, po urodzeniu Jezusa połączyła się z Józefem. Mówił tak, jakby rozumiał sens tego, co sam mówił. Jeśli przeto kiedykolwiek heretycy wysuną wobec was podobny zarzut, odpowiedzcie im tak: Nie ma wątpliwości co do tego, że Elżbieta napełniona Duchem Świętym powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami”. Jeśli zatem wysławiano Maryję, że jest błogosławiona przez Ducha Świętego, to jakże Zbawiciel się jej wyparł? Zresztą (heretycy) głosząc, że Maryja zawarła małżeństwo po urodzeniu Jezusa, nie potrafią tego udowodnić. Ci bowiem, których nazywano synami Józefa, nie urodzili się z Maryi, a i żaden tekst Pisma o tym nie wspomina!
Orygenes, Komentarz do Ewangelii według Mateusza X, 17, tł. S. Kalinkowski (ŹMT 10, s. 61-62)
Niektórzy idąc za przekazem Ewangelii zatytułowanej Według Piotra lub na podstawie księgi Jakuba utrzymują, że bracia Jezusa są synami Józefa z pierwszej żony, jaką miał przed Marią. Zwolennicy tego poglądu chcą zachować wiarę w dozgonne dziewictwo Marii, nie dopuszczając myśli, by ciało, które zostało wybrane, aby służyć słowu mówiącemu: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię” (Łk 1, 35), poznało męża, gdy już Duch Święty zstąpił na nią i Moc z nieba, która ją osłoniła. Moim zdaniem rozumnie jest widzieć w Jezusie pierwociny dziewiczej czystości mężczyzn, a w Marii pierwociny dziewiczej czystości niewiast; nie byłoby wcale pobożnie te pierwociny czystości przypisać innej niż Ona niewieście.
Bazyli Wielki, Kazanie na Boże Narodzenie, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.1, s. 78-79)
„Zbudziwszy się ze snu, Józef, wziął swą małżonkę do siebie” (Mt 1,24). Choć odnosił się do Maryi jako do małżonki z czułością, miłością i troskliwością, to przecież powstrzymał się od małżeńskiego pożycia. „Nie zbliżył się do Niej, aż powiła Syna swego pierworodnego” (Mt 1,25). To wyrażenie nasuwa podejrzenie, iż Maryja po czystym powiciu Pana za sprawą Ducha Świętego nie odmówiła zwyczajnego pożycia małżeńskiego. Choć nie obraża to pobożnej nauki (gdyż dziewictwo było potrzebne dla posługi zbawienia, a co nastąpiło potem, jest dla tajemnicy nieważne), my jako przyjaciele Chrystusa i w oparciu o przytoczone świadectwa nie możemy słuchać, że Bogarodzica przestała kiedyś być Panną. Co do słów: „Nie zbliżył się do Niej, aż powiła Syna swego”, odpowiadamy, że wyrażenie „aż” zdaje się wyrażać nieraz jakiś określony czas, w rzeczywistości jednak ma się rzecz inaczej. Za przykład mogą służyć słowa Pana: „Oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28 20). Wszak Pan pozostanie ze świętymi i po końcu świata. Obietnica teraźniejszości wskazuje raczej na stałe trwanie i nie wyklucza przyszłości. Podobnie jest i w naszym wypadku ze słówkiem „aż”. Mówiąc „pierworodnego” nie myśl o następnych; bo ten zwie się pierworodnym, który pierwszy otwiera Jono matki. Historia Zachariasza dowodzi też, iż Maryja na zawsze pozostała Panną. Opowiadają, i doszło to do nas drogą tradycji, że po narodzeniu Pana Zachariasz wyznaczył Maryi miejsce między dziewicami i za to oskarżony przez lud poniósł śmierć od Żydów między świątynią a ołtarzem, przez co potwierdził ów przedziwny i jasno przepowiedziany znak, iż Panna porodzi i panieństwa nie straci.
Jan Chryzostom, Kazanie na Wielkanoc, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.1, s. 80)
Radujmy się wszyscy, cieszmy się i weselmy! Bo choć sam Pan zwyciężył i podniósł znak zwycięstwa, to jednak radość i wesele należą do wszystkich. Dla naszego bowiem zbawienia uczynił wszystko, i czym nas szatan pokonał, tym zwyciężył Chrystus. Tę samą wziął broń i tą samą go pobił. A jak – posłuchaj! Dziewica, drzewo i śmierć były znakami naszej klęski. Dziewicą była Ewa – nie miała bowiem jeszcze męża, gdy została uwiedziona; było drzewo; była śmierć jako kara za Adama. Widzisz, jak dziewica, drzewo i śmierć były dla nas znakami klęski? Patrz też, jak to samo stało się dla nas przyczyną zwycięstwa! Zamiast Ewy – Maryja, zamiast drzewa wiadomości dobrego i złego – drzewo krzyża, zamiast śmierci Adama – śmierć Pana.
Grzegorz z Nyssy, Życie Mojżesza II, 21, tł. S. Kalinkowski (ŹMT 50, s. 46)
Otrzymujemy tutaj również pouczenie o tajemnicy Dziewicy, z której dzięki niepokalanemu narodzeniu zajaśniało dla ludzkiego życia Boże światło, krzew zaś pozostał nietknięty, a kwiat dziewictwa nie zwiądł przy porodzie.
Grzegorz z Nyssy, Homilie do Pieśni nad Pieśniami XIII, tł. M. Przyszychowska (ŹMT 43, s. 201-202)
Dlatego mówi, że ten, który jest biały i rumiany, bo dzięki ciału i krwi miał udział w naszym życiu, jako jedyny jest wybrany z pozostałych tysięcy dzięki dziewiczej czystości: ciąża nie była skutkiem współżycia, poczęcie było nieskalane, a poród bezbolesny; komnatą była moc Najwyższego, która jak obłok okryła dziewicę, ślubną pochodnią był blask Ducha Świętego, łożem wolność od wszelkich doznań, a pożyciem nieśmiertelność. Ten więc, który rodzi się w takich okolicznościach, słusznie zostaje nazwany wybranym spośród tysięcy, co oznacza, że nie przyszedł na świat w wyniku poczęcia: On jeden zaistniał bez poczęcia i powstał bez współżycia. Nie można bowiem właściwie odnieść nazwy poczęcie do kobiety niesplamionej i dziewiczej, bo dziewictwo i poczęcie nie mogą mieć miejsca w tej samej osobie. Skoro jednak został nam dany Syn bez ojca, tak samo dziecko narodziło się bez poczęcia. Jak bowiem dziewica nie dowiedziała się, w jaki sposób w jej ciele powstało zawierające Boga ciało, tak samo nie pojęła porodu, bo jak zaświadcza proroctwo, porodziła bez bólu; jak mówi Izajasz: „Zanim nadeszły bóle porodowe, umknęła i urodziła chłopca” (Iz 66, 7). Dlatego ze swojej natury jest jednocześnie wybrany i obcy, bo u jego początków nie było przyjemności ani nie przyszedł na świat w bólu. Stało się tak słusznie i bynajmniej nie nieprawdopodobnie. Jak bowiem ta, która przez grzech wprowadziła śmierć do natury, została skazana na rodzenie w bólu i cierpieniu, tak trzeba było, by matka życia zaczęła ciążę od radości i w radości ukończyła poród. Ciesz się, pełna łaski – mówi do niej archanioł, swoim głosem niszcząc ból, przez grzech od początku związany z porodem. On zatem jako jedyny z tysięcy przyszedł na świat w wyniku nowego i szczególnego porodu; On, który ze względu na ciało i krew słusznie został nazwany białym i rumianym, a wybranym z tysięcy ze względu na szczególny, nieskalany i bezbolesny poród, wyróżniający go spośród innych.
Hilary z Poitiers, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza I, 3-4, tł. E. Stanula (PSP 63, s. 44-45)
Wyjaśnienie sposobu narodzenia jest proste. Wszyscy bowiem prorocy zapowiadali, że poczęty z Ducha Świętego narodzi się z Maryi Dziewicy. Wielu jednak ludzi bezbożnych i dalekich od duchowej nauki bierze okazję do bluźnierczego mniemania o Maryi z tego, że powiedziano: „wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną” dalej: „Nie bój się wziąć do siebie małżonki twojej”; wreszcie: „Nie zbliżał się do Niej aż porodziła”. Zapominają, że była zaręczona oraz że powiedziano to do Józefa, który był gotów zerwać zaręczyny, ponieważ był sprawiedliwy i nie chciał w tej sprawie decydować na podstawie Prawa. Dlatego, aby nie pozostała najmniejsza wątpliwość odnośnie do poczęcia się z Ducha Świętego, najpierw sam Józef został powołany na świadka – następnie, ponieważ była zaręczona, przyjął ją za małżonkę. Po narodzeniu przebywa z Nią, to jest uznaje Ją za małżonkę, mieszka z Nią, ale nie współżyje. Kiedy bowiem Józefowi polecono przenieść się do Egiptu, tak mu powiedziano: „Weź Dziecię i Matkę Jego” oraz „Wróć z Dziecięciem i Matką Jego”; a także u Łukasza czytamy: „A był Józef i Matka Jezusa”. Ilekroć bowiem mowa jest o nich obojgu, Ona nazywana jest raczej Matką Chrystusa, ponieważ nią była, niż żoną Józefa, ponieważ nią nie była. Tego też powodu trzymał się anioł, gdy narzeczoną sprawiedliwego Józefa nazywał małżonką. Mówi bowiem: „Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć Maryi, Małżonki twojej”. A zatem narzeczoną nazywa już małżonką, a po narodzeniu małżonkę nazywa tylko Matką Jezusa, aby w jaki sposób uznawano małżeństwo sprawiedliwego Józefa z Maryją, w taki też ukazało się w matce Jezusa czcigodne Jej dziewictwo. Ludzie przewrotni tym również umacniają autorytet swych błędnych przekonań, że powiedziano, iż Pan nasz miał wielu braci. Gdyby to byli synowie Maryi, a nie Józefa z pierwszego małżeństwa, nigdy by w czasie męki Maryja nie została oddana za matkę Janowi Apostołowi. Do obojga z nich bowiem Pan powiedział: „Niewiasto, oto syn twój, a do Jana: Oto matka twoja” (J 19, 26-27). Chyba że zaszczepił synowską miłość w sercu ucznia jako pociechę dla opuszczonej
[Matki].
Hieronim, Przeciw Helwidiuszowi o wieczystym dziewictwie błogosławionej Maryi 5-6, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.2, s. 84)
Najpierw męczy się przeciwnik nadmiernym wysiłkiem, aby wykazać, iż „poznać” należy rozumieć o akcie małżeńskim, a nie o duchowej czynności poznania. Jak gdyby kto temu przeczył lub jak gdyby to rozumny przepadał za głupstwami, o które on walczy! Dalej chce nas pouczyć, że partykuła „aż do” oznacza określony czas, po którego upływie dzieje się to, co dotąd się nie działo, jak w tym wypadku. „I nie poznał Jej, aż porodziła Syna”. Z tego – mówi – wynika, iż Maryja została poznana po zrodzeniu, co przez zrodzenie Syna było tylko odłożone. Na dowód przytacza mnóstwo przykładów z Pisma świętego i na wzór gladiatorów macha mieczem w ciemności, aby tym zranić tylko siebie. Odpowiadam na krótko, iż czasownik „poznać” i partykuła „aż” występuje w Piśmie świętym w podwójnym znaczeniu. Helwidiusz twierdzi, że czasownik „poznał” należy rozumieć o akcie małżeńskim, ale przecież nikt nie wątpi, że oznacza to często także duchową czynność, na przykład: „Dziecię Jezus pozostało w Jerozolimie, a Jego Rodzice nie poznali Go” (Łk 2,43). Trzeba dalej zauważyć, że jak w jednym miejscu poszedł za zwyczajem Pisma świętego, tak gdzie indziej, gdy chodzi o „aż”, zwyczajowi Pisma świętego się sprzeciwia, co według jego własnej wypowiedzi oznacza określony punkt czasu, ale często i nieokreślony, jak na przykład tam, gdzie Bóg u proroka mówi do niektórych: „Aż do waszej starości ja będę ten sam i aż do siwizny ja was podtrzymam” (Iz 46,4). Czyż po ich starości Bóg przestał istnieć? Zbawiciel też mówi w Ewangelii do apostołów: „Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Hieronim, Przeciw Helwidiuszowi o wieczystym dziewictwie błogosławionej Maryi 11-12, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.2, s. 88)
Helwidiusz przyjmuje on, że Maryja zrodziła jeszcze innych synów, gdyż napisano: „Wybrał się Józef do miasta Dawidowego, aby się zapisać z poślubioną Małżonką, Maryją, która była brzemienna; a gdy tam przebywali, nadszedł dla Niej czas rozwiązania. I zrodziła Syna swego pierworodnego” (Łk 2,4-6). Stara się udowodnić, iż „pierworodnym” można nazwać tylko takiego, który ma braci, podczas gdy ten, który jest dla rodziców jedynym synem, nazywa się „jednorodzonym”. Ja zaś tak to wyjaśniam: każdy jednorodzony syn jest też pierworodnym, choć nie każdy pierworodny jest jednorodzonym. Pierworodnym mianowicie jest nie tylko ten, po którym przychodzą inni, ale i ten, po którym nikt się nie urodził.
Hieronim, Przeciw Helwidiuszowi o wieczystym dziewictwie błogosławionej Maryi 16-17, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.2, s. 93-94)
„Dlaczego więc – zapytasz – nazywają się braćmi Pana ci, którzy nimi nic byli?” Powinieneś już wiedzieć, że określenie „brat” ma w Bożym Piśmie cztery znaczenia. Wyraża ono naturalnego brata, przynależność do tego samego narodu, pokrewieństwo i uczucie. Naturalnymi braćmi byli: Jakub i Ezaw, dwunastu patriarchów, Andrzej i Piotr, Jakub i Jan. Przez narodową przynależność nazywają się między sobą braćmi Żydzi. (…) Braćmi nazywają się też krewni, pochodzący z tej samej rodziny, czyli ojczyzny, którą łacinnicy nazywają „ojczyznami”, gdy z korzenia wyrasta lekko rozgałęziona rodzina. (…) Również na uczuciu opierający się stosunek nosi nazwę braterstwa. To zaś może być duchowe i zwykłe. Dzięki duchowej miłości wszyscy chrześcijanie nazywają się braćmi.
Hieronim, Przeciw Helwidiuszowi o wieczystym dziewictwie błogosławionej Maryi 21, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t.2, s. 97-98)
Lecz jak nie przeczymy temu, co jest napisane, tak odrzucamy to, co napisane nie jest. Wierzymy, że Bóg narodził się z Dziewicy, bo o tym czytamy; ale że Maryja żyła po małżeńsku po zrodzeniu, nie wierzymy, bo o tym nie czytamy. I nie dlatego tak mówię, jakobym gardził małżeństwem, bo nawet dziewictwo jest owocem małżeństwa, ale że nam nie wolno lekkomyślnie wydawać sądu o świętych mężach. Bo gdyby chodziło o czystą możliwość, można by nawet twierdzić, że Józef miał więcej żon, skoro ich więcej miał Abraham i Jakub, i że z tych żon są bracia Pana, jak to wielu zmyśla nie z pobożności, lecz z zuchwałej lekkomyślności. Ty twierdzisz, że Maryja nie pozostała Dziewicą, a ja idę dalej i twierdzę, że i Józef żył w dziewictwie dzięki Maryi, by z dziewiczego małżeństwa dziewiczy Syn się narodził. Skoro bowiem na świętego męża nie może paść nawet podejrzenie pozamałżeńskiego pożycia, a nie ma napisane, że miał inną żonę, skoro wreszcie był dla Maryi raczej stróżem niż mężem, jasne jest, iż ten, który zasłużył na nazwę ojca Pana, pozostał z Maryją dziewicą.
Ambroży z Mediolanu, Na obłóczyny dziewicy VII, 47-48, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t. 2, s. 54)
Godne naprawdę było, aby Ten, co przebaczył łotrowi (Łk 23,43), uwolnił Matkę od wątpliwości wstydu. Rzekł bowiem do Niej: „Niewiasto, oto syn twój”. Rzekł też do ucznia: „Oto Matka twoja”. Sam jest uczeń, któremu zlecona została Matka. Czyż wziąłby on małżonkowi żonę, gdyby Maryja złączona małżeństwem świadoma była pożycia małżeńskiego? Zamknijcie usta, bezbożni, otwórzcie uszy, pobożni, i słuchajcie, co mówi Chrystus. Świadczy z krzyża Pan Jezus i na chwilę odwleka zbawienie, aby nie zostawić bez czci Matki. Zapisany zostaje Jan w testamencie Chrystusa. Odczytajmy Matce obronę wstydliwości, świadectwo niewinności, odczytajmy i uczniowi opiekę Matki, łaskę miłości. „I od tej chwili wziął Ją uczeń do siebie” (J 19,27). Nie dopuszczał Chrystus rozwodu, nie opuściła Maryja męża. Z kim Dziewica winna mieszkać? Tylko z tym, o którym wiedziała, że jest powiernikiem Syna, stróżem niewinności.
Ambroży z Mediolanu, Na obłóczyny dziewicy VIII, 52-57, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t. 2, s. 55-56)
Któż jest tą bramą, jak nie Maryja, dlatego zamkniętą, że jest Dziewicą? Bramą jest Maryja, przez którą wszedł na ten świat Chrystus, w dziewiczym zrodzeniu nie naruszając dziewictwa. Pozostał nietknięty mur wstydu i nienaruszone pozostały znaki niewinności. Wyszedł z Dziewicy, której wzniosłości świat nie mógł podtrzymać. „Ta brama ma być zamknięta. Nie powinno się jej otwierać”. Dobrą bramą była Maryja. Była ona zamknięta i nie otwierano jej. Przeszedł przez nią Chrystus, choć jej nie otworzył. I abyśmy uczyli, że każdy człowiek ma bramę, przez którą wchodzi Chrystus, powiedziano: „Bramy, podnieście swe szczyty i unieście się, prastare podwoje, aby mógł wkroczyć Król chwały” (Ps 24,7). Ileż bardziej bramą była Maryja, w której zasiadł Chrystus i z niej wyszedł? Jest bowiem i brama łona. Stąd święty Job mówi: „Niech gwiazdy poranka zasłoni […] by nie zamknięto mi drzwi życia” (Jb 3,9—10). 55. Jest i brama łona, lecz nie zawsze zamknięta; tylko jedna mogła pozostać zamknięta, przez którą wyszedł płód bez naruszenia dziewictwa. Dlatego mówi prorok: „Ta brama ma być zamknięta. Nie powinno się jej otwierać i nikt nie powinien przez nią wchodzić” (Ez 44,2), to znaczy nikt z ludzi, „albowiem Pan, Bóg Izraela, wszedł przez nią. Dlatego winna ona być zamknięta”, to jest przed i po przejściu Pana będzie zamknięta i nie będzie otwarta przez nikogo, i nie otworzyła się; ponieważ miała zawsze swe drzwi — Chrystusa, który powiedział: „Ja jestem bramą” (J10,7). Ta brama zwrócona była na wschód, ponieważ rozlała prawdziwe światło, zrodziła Wschód – Słońce sprawiedliwości. Niech więc nieroztropni słuchają: Zamknięta będzie ta brama, która przyjmuje tylko Boga Izraela. Czyż więc Ten, o którym powiedziano do Kościoła: „Umacnia bowiem zawory bram twoich” (Ps 147,13), nie mógł umocnić swej bramy? Umocnił zaiste i zachował nietkniętą. Do końca nie została otwarta.
Augustyn, Kazanie 186, 1, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t. 2, s. 116)
Cieszmy się, bracia! Niech się radują i weselą wszystkie narody! Dzień ten uświęciło nam nie słońce widzialne, lecz uświęcił nam niewidzialny Stworzyciel tego słońca. Sama Dziewica-Matka, stworzona przez Niewidzialnego, wydała Go na świat dla nas w postaci widzialnej z brzemiennego żywota i czystego łona. Dziewicą była przy poczęciu, Dziewicą przy porodzeniu, Dziewicą jako brzemienna, Dziewicą jako rodząca, zawsze Dziewicą. Czemuż się dziwisz? Bóg tak się urodził, skoro raczył stać się człowiekiem. Taką uczynił Maryję Ten, który sam z Niej powstał. Przedtem, nim stał się, był. A ponieważ był wszechmogący, mógł stać się, pozostając tym, czym był. Uczynił dla siebie Matkę, gdy był u Ojca, i gdy stał się z Matki, pozostał u Ojca. W jaki sposób mógłby przestać być Bogiem, gdy stał się człowiekiem Ten, który wyniósł tak swoją Rodzicielkę, aby nie przestała być Dziewicą, kiedy Go porodziła?
Augustyn, Kazanie 190, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t. 2, s. 116-117)
Któż pojmie nowość tak niespotykaną, jedyną w swym rodzaju, która będąc niewiarygodną stała się wiarygodną? Uwierzył świat cały w rzecz niewiarygodną, iż Dziewica poczęła, Dziewica zrodziła, a rodząc Dziewicą pozostała. Czego bowiem umysł ludzki nie ogarnie, wiara pojmie i tam, gdzie nie starcza ludzkiego rozumu, dopomaga wiara. Któż bowiem mógłby powiedzieć, iż Słowo Boże, przez które wszystko się stało, nie mogło być ciałem bez matki, jeśli mogło pierwszego człowieka uczynić bez ojca i bez matki? Zaiste, On sam stworzył jedną i drugą płeć, to jest męską i żeńską. Jedną i drugą płeć chciał w ten sposób uczcić przez narodzenie, bo przyszedł jedną i drugą wyzwolić. Zaprawdę, znacie upadek pierwszego człowieka. Wąż nie odważył się przemówić do męża, lecz dla jego zguby posłużył się jakby narzędziem niewiastą. Przez słabszą opanował płeć mocniejszą. Wkradłszy się do niej, odniósł zwycięstwo nad obydwoma Przeto, abyśmy nie lękali się śmierci naszej w kobiecie, jako przyczynie słusznego gniewu, i abyśmy nie byli pewni, że ona została skazana bez możliwości odrodzenia się, Pan przyszedł szukać tego, co zginęło (Łk 19,10), a ponieważ jedna i druga płeć zginęła, chciał zaszczycić obie. Zaiste, z powodu żadnej z obu płci nie powinniśmy czynić zarzutu niesprawiedliwości Stwórcy, narodzenie Chrystusa jedną i drugą płeć zaszczyciło nadzieją zbawienia. Dostojeństwo płci męskiej jest w ciele Chrystusa, dostojeństwo płci żeńskiej w Matce Chrystusa. Łaska Jezusa Chrystusa zwyciężyła podstęp szatana.
Augustyn, Kazanie 215, 3, tł. W. Kania (Teksty o Matce Bożej, t. 2, s. 119-120)
Nie zdołasz ani pojąć narodzenia Boga z Boga, ani go wypowiedzieć. Możesz tylko w to wierzyć zgodnie ze słowami Apostoła: „Kto przystępuje do Boga, winien wierzyć, że Bóg jest i że będzie On dawcą nagrody dla tych, którzy Go szukają”. Jeśli pragniesz poznać Jego narodzenie według ciała, któremu dla naszego zbawienia łaskawie się poddał, to posłuchaj i wierz, iż narodził się z Maryi Dziewicy dzięki działaniu Ducha Świętego. „Narodzenie Jego któż wypowie?” (Iz 53,8), bo kto należycie wypowie tę prawdę, że Bóg dla ludzi chciał się narodzić z Dziewicy, lecz Ona Go poczęła bez udziału mężczyzny, porodziła Go bez naruszenia swego dziewictwa, które zachowała w nienaruszoności po porodzeniu Syna. Bo Pan nasz Jezus Chrystus raczył wyjść z łona Dziewicy, On niepokalany wypełnił członki kobiety, zapłodnił Matkę bez naruszenia w Niej dziewictwa, tam sam siebie ukształtował i z Jej łona wyszedł zostawiając nietknięte łono Rodzicielki. W ten sposób Syn Boży swą Matkę uczcił zaszczytnym macierzyństwem i świętym dziewictwem. Kto zdoła pomyśleć i kto zdoła wyrazić tę tajemnicę? Zatem, „narodzenie Jego kto wypowie?” Bo czyja myśl i czyja mowa jest zdatna, by wyrazić, że „na początku było Słowo” (J 1,1) nie mające żadnego początku w swym narodzeniu? A kto zdolny jest wypowiedzieć, że „Słowo ciałem się stało” (J 1,14) wybierając sobie za Matkę Dziewicę, uczyniło Ją Matką z zachowaniem Jej dziewictwa? Żadna kobieta nie poczęła Słowa jako Syna Bożego, a On jako Syn Człowieczy nie miał ludzkiego ojca. Zbawiciel przybywając obdarzył Matkę płodnością kobiecą, a rodząc się nie pozbawił Jej nienaruszoności. Co to jest? Kto może to wypowiedzieć i kto przemilczeć? Rzecz godna podziwu, że nie jesteśmy w stanie zamilczeć tego, co niewyrażalne, nasz głos przepowiada to, czego myśl nie pojmuje. Nie potrafimy wyrazić tak wielkiego daru Bożego, bo jesteśmy do tego za mali, mimo to musimy Go sławić, aby milczenie nasze nie było oznaką niewdzięczności. Dzięki Bogu, że możemy szczerze wierzyć w to, czego godnie nie potrafimy wyrazić.