Fragment rozmowy z Konradem Marią Pawłem Rudnickim – kapłanem w Zgromadzeniu Mariawitów; ur. 1926 r., portal www.ekumenizm.pl
Od czasu rozpoczęcia przez Kościół katolicki oficjalnego dialogu z mariawitami słyszy się o żywym zainteresowaniu teologów katolickich, ale także zwykłych członków Kościoła, Objawieniami Mateczki, Marii Felicji Kozłowskiej. Już powierzchowna analiza tekstu objawień wywołuje skojarzenia z tekstami Dzienniczka św. S. Faustyny Kowalskiej. Wiele jest w obu objawieniach punktów wspólnych: przede wszystkim w objawieniach adresowanych do s. Faustyny, chronologicznie późniejszych od objawień, które miała Mateczka, powtarza się motyw Orędzia Bożego Miłosierdzia czy Dzieła Bożego Miłosierdzia. Po za tym czytelnik tekstów obu mistyczek dowiaduje się o wadze Adoracji Najświętszego Sakramentu. Czyżby faktycznie Faustyna Kowalska miała powtórzone przesłanie dane wcześniej Mateczce, Marii Franciszce?
Podobieństwo obu objawień jest bardzo ciekawym „zbiegiem okoliczności”. Mówiłem na ten temat obszerniej w referacie zamieszczonym w Zbiorze „Teologia Miłosierdzia Bożego” [1]. Sprawa tożsamości objawień św. Marii Franciszki i św. Marii Faustyny wymaga bowiem dłuższego wyjaśnienia. Mówiąc krótko, a więc z konieczności upraszczając szczegóły, moim – i nie tylko moim – zdaniem mamy tu do czynienia z powtórzeniem tego samego objawienia – z tą różnicą, że objawienie dane naszej Założycielce wydaje się bardziej podstawowe. Zawiera bowiem ogólne zasady wcielania w życie Dzieła Miłosierdzia. Jeśli zatem ktoś chce realizować to dzieło w swoim życiu, to bez względu na to, kim jest i co jest jego szczegółowym powołaniem, ma w tym objawieniu wszystkie podstawowe dane jak realizować Boże wezwanie. Siostra Maria Faustyna otrzymała tymczasem objawienia o bardziej osobistym charakterze. Pan Jezus pokazuje jej, jak ona właśnie w swoim osobistym powołaniu ma kształtować swój los. Ponadto zapis Marii Franciszki zawiera tylko rzeczy istotne. Natomiast zapis Marii Faustyny przytacza wiele rzeczy pobocznych, na przykład objawienia fałszywe, które ona sama potem jako takie określa lub, o których dziś można powiedzieć, że były fałszywe. W stosunku do podstawowego objawienia danego Mateczce Kozłowskiej, objawienia Marii Faustyny mają charakter przykładowy.
Czyli s. Faustyna otrzymała objawienie dane wcześniej Mateczce Kozłowskiej, tyle że w wersji bardziej osobistej?
Nie wiem, czy Pan wie, że nie tylko ona. Po niej jeszcze szereg innych ludzi percypowało w poznaniu ponadzmysłowym Dzieło Miłosierdzia. Wszystkie te objawienia leżą w tej samej linii objawień, których początkiem był rok 1893. Są to – z wyjątkiem objawień Marii Faustyny – bardzo drobne fragmenty tego Dzieła Bożego, bardzo osobiste, jednostkowe aspekty Dzieła. Jest o tym mowa we wspomnianym moim referacie w książce „Teologia Miłosierdzia Bożego”. (koniec cytatu)
Objawienia Mateczki Kozłowskiej, założycielki potępionego przez papieża w 1904 roku zgromadzenia mariawitów, wykazują niezwykłe podobieństwo do objawień św. Faustyny, co przyznaje współczesny mariawita prof. Konrad Rudnicki. Posłannictwo Feliksy Kozłowskiej znane jest pod nazwą Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Faustyna nazywała siebie sekretarką Bożego Miłosierdzia. Jej dzieło to również szerzenie wiary w miłosierdzie Boże. Najbardziej chyba istotną różnicą między Mateczką a Faustyną jest ich stosunek do posłuszeństwa wobec władz kościelnych. O ile dla Faustyny posłuszeństwo było świętością, to dla Mateczki ważniejsza była zawsze jej święta misja i specyficznie przez nią rozumiana (tzn. jako własne nieomylne objawienia) „Wola Boga”. Faustyna nie pozwala sobie na otwarte krytykowanie duchowieństwa. Mateczka natomiast całe swe dzieło poświęca ratunkowi kapłanów, którzy ciężko grzeszą „rozwolnieniem swoich obyczajów”. Świat jest do tego stopnia zepsuty, że Mateczka widzi wyraźnie Boską Sprawiedliwość wymierzoną przeciw niemu. Jednak Bóg daje światu swe Miłosierdzie jako ostatni ratunek. Pomoc Kościołowi ma pochodzić od Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, do której nabożeństwo należało do podstawowych zadań mariawitów. Ratunek przychodzi też dla stojącego na skraju przepaści świata poprzez szerzenie czci Najświętszego Sakramentu.
Podobieństwo objawień Mateczki i Faustyny może znaleźć swoje wytłumaczenie w tym, że objawienia Faustyny rozpoczęły się właśnie w czasie jej pobytu w Płocku i oddalonej od Płocka o 10 km Białej (lata 1930-1932). Pierwsza wizja Jezusa Miłosiernego i polecenie namalowania obrazu następuje 22 lutego 1931 roku. Faustyna była już wtedy w Płocku od niemal roku. Płock był siedzibą nowo powstałego Kościoła mariawitów. Po śmierci Mateczki w roku 1920 władzę nad Kościołem mariawickim przejmuje ks. Michał Kowalski. W roku 1922 wydane zostaje drukiem Dzieło wielkiego miłosierdzia. Są to oczywiście tylko spekulacje, ale jest możliwe, że ogromne poruszenie mariawickie dotarło do zakonu Faustyny. Niezależny od Rzymu Kościół mariawitów podejmował kontrowersyjne reformy, takie jak liturgia w języku polskim, komunia w dwóch postaciach, zniesienie celibatu, wyświęcanie kapłanek. W Płocku musiało wrzeć na ten temat w środowiskach kościelnych. Teoretycznie Faustyna mogła przeczytać objawienia Feliksy Kozłowskiej i wpaść na pomysł małego plagiatu z uwzględnieniem posłuszeństwa wobec władz kościelnych, aby nie sprowadzić na siebie ekskomuniki. Nie była bowiem taka odważna jak Feliksa. Być może nie był to całkiem świadomy plagiat. Ale z pewnością mogła Faustyna zasugerować się pewnymi stwierdzeniami Dzieła.
Mateczka Kozłowska stała się swoistym guru dla kapłanów, których agitowała do przystąpienia do tajnego Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów, na początku całkiem legalnej organizacji popieranej przez Kościół katolicki. Jego celem było pogłębienie duchowości upadłego kleru poprzez szerzenie czci Najświętszego Sakramentu oraz Maryi Panny. Pisma Feliksy, w których opisuje swe objawienia, są według mnie pseudo-mistycznymi kompilacjami formułek wyczytanych w lekturach ascetycznych. Rażą brakiem autentyczności i „podciąganiem” faktów pod mistyczne teorie oczyszczeń i nocy ciemnych. Napisane w sposób bałaganiarski i nieprzejrzysty pozostawiają wrażenie niesmaku i zażenowania. W porównaniu z Dziełem, Dzienniczek wydaje się bardziej autentyczny i lepiej napisany. Natomiast zaletą Feliksy jest niewątpliwie zwięzłość. Dzienniczek jest natomiast rozwlekły i z pewnością można by go bez szkody skrócić o połowę.
Kościół rzymskokatolicki uznał objawienia Mateczki za urojenie, a mariawityzm za herezję. W 1906 roku Pius X potępił Feliksę Kozłowską oraz ks. Michała Kowalskiego w Encyklice Tribus circiter. Nie jest jednak jasne, jakie elementy tego objawienia uznano za niezgodne z nauką Kościoła. O. Honorat Koźmiński, który początkowo wspierał działalność Feliksy, twierdził, że jej objawienia były złudzeniem szatańskim. Ponadto uważał, że „są oni (księża) zbyt łatwowierni i fanatycznie w swojej kierowniczce zaślepieni, uważają ją za świętą, czczą ją i wszystko, co od niej pochodzi, przyjmują jakby od Boga samego było objawione. I do tego stopnia się na niej opierają, że gdyby zabrano im tę wiarę, być może wszystko by się u nich załamało”. (T.D. Mames Mysteria Mysticorum, wyd. NOMOS, 2009, s. 95) Ojciec Honorat rozpoznał w stowarzyszeniu mariawickim cechy charakterystyczne dla sekt i guru: fanatyczne oddanie, brak krytycyzmu, całkowite oparcie się na osobie przewodnika duchowego. Mimo to o. Honorat pozwolił na działalność polegającą na adoracji Najświętszego Sakramentu oraz modlitwie o pomoc Maryi. Rzeczywiście, trudno w tych praktykach dopatrywać się herezji. Jednak wydaje się, że o. Honorat pozostał przekonany o urojeniowym charakterze objawień Feliksy.
Poczucie wielkości. Mateczka ubóstwionym guru kapłanów.
Pragnienie wielkości Mateczki jest porównywalne z tym, którego doświadczała Faustyna, z tym, że u Mateczki dochodzi jeszcze kwestia guru.
Jezus daje Mateczce moc nad kapłanami, moc nad ich duszami i sercami. Ci, którzy otworzyli pokornie sumienia i serca przed Mateczką mieli doświadczyć wzniesienia na wysokie stopnie modlitwy, doznać łask podobnych do tych, jakimi ją samą obdarza. Mateczka widzi siebie jako wybrankę Jezusa, otrzymującą łaski dla siebie oraz wyjednującą łaski dla tych kapłanów, którzy jej zaufają i przed nią się otworzą. Metoda agitacji kapłanów była dość prosta: Mateczka mówiła, że otrzymała mistyczne przesłanie od Jezusa, a ci kapłani, którzy jej uwierzyli, są podobnie jak ona wybrani dla realizacji wielkiego dzieła. Mateczka wykazuje się większymi ambicjami posiadania władzy „w świecie”. O ile Faustyna swą chwalebną rolę widziała jedynie w świecie duchowym, o tyle Feliksa marzyła o władzy „z tego świata”, o byciu przewodniczką i nauczycielką kapłanów.
Feliksa ma widzenie „wielkiej Chwały Bożej, jaka nastąpi dzięki niej”. Jezus objawia jej, że zostanie „wyniesiona” i otrzyma władzę nad wszystkimi zakonami. W obliczu takich wzniosłych i cudownych objawień Mateczka popada często w zachwyt, ogarnia ją ogień miłości, „prawie do omdlenia”. Faustyna także często mdlała z nadmiaru miłości, której ogień zalewał jej duszę. Być może jednak wszyscy mistycy tak mają.
Mateczka doświadcza pokus, głównie zmysłowości i pychy. Nie są to jej wymysły, a zupełnie uzasadnione sądy. Z relacji ks. Michała wiemy, że ich związek przekraczał granice czystej duchowości. Ksiądz Michał całował stopy, ręce i głowę Mateczki. Ona zaś całowała go w czoło. Jezus powiedział rzekomo do Mateczki: „Mnie daj duszę swoją, a Michałowi daj ciało”. (Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, Płock, 1927, s. 170) Michał nie mógł znieść dłuższej rozłąki z Mateczką. Czuł do niej miłość „naturalną”, to znaczy nie tylko pochodzącą z woli Boga, ale z jego własnej woli. Podobnie Mateczka przyznała się do takiej „samowolnej” miłości. (Dzieło, s. 169) Michał porównuje ich miłość do miłości pierwszych rodziców. Feliksa zapada na chorobę, w której pielęgnuje ją Michał. Okazuje się, że przyczyną tej choroby są „krzyki rozpustne, które przez ścianę słyszała w hotelu”. (Dzieło, s. 162) Napięcie erotyczne rośnie. „W 1902 roku w styczniu, gdy byłem u Mateczki w Płocku, Pan Jezus zbliżył mnie i zjednoczył z Mateczką, już nie jako syna tylko, ale jako Oblubieńca na podobieństwo zjednoczenia, jakiem zjednoczył pierwszych naszych rodziców. W taki sposób zbliżył też i zjednoczył Pan Jezus z Mateczką rok przedtem o. Jakóba, a w późniejszych czasach o. Bartłomieja i o. Filipa”. (Dzieło, s. 167) Należy mieć nadzieję, że było to jakieś zjednoczenie mistyczne, bo w innym przypadku nasuwają się skojarzenia ze zjednoczeniem czysto cielesnym… Była to zatem prawdziwa namiętność, miłość niemożliwa do zrealizowania. Mateczka z całej siły przeciwko niej walczyła, a wyraziło się to przez bolesne „wyrwanie mnie (Michała) z wnętrzności swoich” (Dzieło, s. 170). Zdaje się, że Jezus musiał wyrwać Michała z serca Mateczki, a było to bardzo ciężkie doświadczenie. Na pocieszenie jednak Jezus zapewnił Mateczkę, że uważa ją, o. Jakuba i Michała za odbicie Trójcy Świętej. Mateczka jest jakoby podobna do Ojca, o. Jakub i Michał obaj do Syna i Ducha Świętego. Hierarchia zachowana: Mateczka porównana z Bogiem Ojcem, pierwszą Osobą Trójcy. Mania wielkości może nawet większa niż u Faustyny, która owszem może się i wywyższała z powodu swego dziewictwa anielskiego, ale nie porównywała się nigdy z Bogiem Ojcem. Z drugiej strony Mateczka miała przynajmniej jakieś związki z ludźmi, w przeciwieństwie do zimnej Faustyny.
Druga pokusa: pychy z całą pewnością była uzasadniona. I to jak! Mateczka uważała, że będzie naśladować Najświętszą Maryję Pannę (tak powiedział jej Jezus). Następnie, że wszystkie zakony przejdą pod kierownictwo mariawitów. Mateczka zostanie matką naczelną, przełożoną wszystkich zgromadzeń! Pragnienie wielkości zaczyna ogarniać także skromnego początkowo Michała. Oto Mateczka słyszy podczas mszy odprawianej przez Michała słowa następujące: „Ten jest Mój wikary i prawy następca na Stolicy Apostolskiej”.
Mateczka „przechodzi” różne wydarzenia z Ewangelii na sposób mistyczny. Na przykład wysłuchanie krytycznych uwag wobec siebie interpretuje Mateczka jako „przejście kamienowania św. Szczepana” (Dzieło, s. 168) Następnie podczas pobytu w Warszawie, przechodzi „płacz nad Jerozolimą”, z pewnością za sprawą zaobserwowanego moralnego upadku warszawiaków. Słyszy słowa „Biada temu miastu”. (Dzieło, s. 169) W drodze do Rzymu przechodzi drogę krzyżową. W Lourdes przechodzi tajemnicę śmierci i pogrzebania Pana Jezusa, a myjąc się w źródle w Lourdes odczuwa „podobieństwo do umycia Pana Jezusa przed złożeniem do grobu”. (Dzieło, s. 172) Każde wydarzenie z życia Mateczki zostaje uwznioślone przez porównanie go z historią biblijną. Nie wiemy, czy były to wymysły Michała, który tak to opisuje, czy rzeczywiście mówiła mu o tym sama Mateczka. Tak czy inaczej, mania wielkości wyrażała się w jednej bądź drugiej osobie, a najpewniej w obydwu.
Ofiarowanie się Bogu
Podobnie jak Faustyna, Mateczka ofiarowała Bogu swe cierpienia na rzecz Chwały Bożej i zbawienia dusz.
„Jednego dnia doznałam okropnego smutku i boleści: widziałam w duchu wszystkie upokorzenia, prześladowania i cierpienia, jakich doznawać będę, jeśli się to wszystko spełni (to znaczy jej dzieło), a z drugiej strony wielką Chwałę Bożą i zbawienie dusz i że Bóg chce ode mnie, żebym się na to ofiarowała. – Więc byłam cała ściśniona i drżąca, bo czułam odrazę do wzgardy i wstręt do cierpienia, ale żądza Chwały Bożej i zbawienia dusz przemogła. – Dopiero po trzygodzinnej walce i cierpieniach wewnętrznych, oddałam się Bogu na całkowitą ofiarę i wtedy doznałam ulgi, pociechy i gotowości na wszystko”. (Dzieło, s. 10)
„Pan Jezus dał mi poznać, że największe rany Jego Sercu zadają Mu przyjaciele, a przyjaciółmi Jego są kapłani. Wtedy doznałam wielkiej boleści; zdawało się, że serce od żalu pęknie mi, a Pan mnie zapytał: „Czybyś nie chciała być za nich ofiarą, kiedy mam co najdroższego tobie oddaję; – najdrożsi są mi kapłani, a tobie dam moc nad kapłanami”. (Dzieło, s. 11)
Mateczka przejawia tutaj, podobnie jak Faustyna, wiarę w zbawczą moc cierpienia. Nagrodą dla niej za ofiarę będzie tajemnicza „moc nad kapłanami” udzielona jej przez samego Jezusa. Jezus twierdzi tutaj, podobnie jak u Faustyny, że najdroższe jest Mu duchowieństwo. W Dzienniczku duchowni porównani są do księżyca, a świeccy do gwiazd. Mateczce Jezus oszczędza takich poetyckich analogii, tym niemniej twierdzi, że najdrożsi są Mu kapłani.
U Mateczki widzimy też jedno z ulubionych słówek Faustyny: wynagradzać. Mariawici i Mariawitki mają wynagradzać za kapłanów (Dzieło, s. 13). A zatem Bóg czuje się urażony grzesznym postępowaniem kapłanów i potrzebuje w zamian jakiegoś wynagrodzenia, zadośćuczynienia. Mariawici widzą swoje cierpienia jako owo zadośćuczynienie. Faustyna także często wynagradzała Bogu za grzeszników. Mateczka pragnie, podobnie jak nasza święta, naśladować Jezusa w ubóstwie, poniżeniu i cierpieniu (Dzieło, s. 13).
Wynagradzanie Jezusowi jest celem mariawitów. Należy Mu wynagradzać za grzesznych kapłanów, ale przede wszystkim za masonów. Pan wyjaśnił bowiem Feliksie, że „Zgromadzenie Mariawitów założył przeciwko masonom i z nimi walczyć będą”. (Dzieło, s. 30). Masoni bowiem „dopuszczają się wielkich zniewag i wydzierają z dusz ludzkich chwałę Boga, nazywając szatana „dobrym bogiem”. Masoni „miotają bluźnierstwa przeciw Przenajświętszemu Sakramentowi”. „Tam się leje rozpusta”. (Dzieło, s. 30)
Kolejnym ulubionym słówkiem Faustyny, które znajdujemy u Mateczki jest słówko nędza. Nędza określa tutaj nędzę moralną, grzeszność, małość, brak wartości. „Przedstawiałam Panu Jezusowi swoją wielką nędzę i słabość do tego Dzieła prosząc, aby kogo innego wybrał. Odpowiedział mi Pan: „Znam lepiej nędzę twoją niżeli ty ją pojąć możesz, ale w nędzy twojej Wielkość, a w słabości Moc Moja się objawi”. (Dzieło, s. 14).
Mateczka bardzo często przeżywała wątpliwości, niepewność, opuszczenie przez Jezusa, „szyderstwa i naigrawanie się szatanów”, choroby ciała, upokorzenia. Jest to cena, jaką płaciła za ocalenie kapłanów – mariawitów. Jezus powiedział Feliksie na jej prośby o oddalenie upokorzeń od kapłanów: „Zanim ich uznają, muszą wpierw przejść prześladowanie i ucisk, a ty w boleściach zrodzisz Mi ich. – Przyjdzie czas, w którym ukarzę prześladowców waszych”. (Dzieło, s. 25) Jezus zapowiada tutaj cierpienia konieczne dla zrealizowania dzieła, porównując je do bólów porodowych kobiety. Mateczka cierpi, ale to cierpienie ma głęboki sens: ona rodzi kapłanów dla Jezusa! Jezus, ten, który w Ewangelii mówił o miłości nieprzyjaciół, tutaj obiecuje Mateczce ukaranie prześladowców. Sprzeczności Jezusa z objawień z Jezusem Ewangelii pojawiają się tutaj zatem podobnie jak w objawieniach Faustyny.
Jezus nie jest zbyt miły dla Feliksy. Poucza ją, rozkazuje, robi jej wyrzuty. Podobnie jak u Faustyny. Jezus Faustyny jest dla niej jakby bardziej czuły, do rozkazów dołącza czasem zapewnienia o miłości i wyjątkowości swej wybranki. Feliksa aż takiej zażyłości z Jezusem nie doświadcza. Jezus nagradza Feliksę za jej uniżanie się. Kiedy na przykład zawstydzona posądzeniami Jezusa o niewdzięczność, Feliksa uniża się i przeprasza, Jezus oświadcza jej słowa następujące: „Ze wszystkich łask, jakimi cię obdarzam, największą jest ta, że jak Najświętsza Panna wyjęta jest spod grzechu, tak ty wyjęta jesteś spod namiętności; tą drogą, jaką cię prowadzę, dotąd żadnej duszy nie prowadziłem, a podobieństwa swego szukaj w Najświętszej Pannie”. (Dzieło, s. 26) Podobnie od namiętności uwolnił Jezus także Faustynę! Od pewnego momentu była wolna od pokus nieczystości, czytamy w Dzienniczku. Stała się Oblubienicą Jezusa i żadne pokusy już jej nie dręczyły.
W nagrodę za uniżanie się Jezus ofiarowuje naszym mistyczkom wielkie łaski. Największą z nich była misja przekazania światu wieści o Bożym miłosierdziu. Feliksa swe dzieło uważa za porównywalne z ofiarą Chrystusa, a siebie nie waha się porównać do Maryi Panny! Jezus mówi Feliksie: „Jak Ja przez ręce Maryi ofiarowałem się Ojcu Niebieskiemu na zbawienie świata, tak przez ręce twoje chcę ofiarować Moje Miłosierdzie światu; ale pamiętaj: jak Najświętsza Panna była Niepokalanie poczętą, tak ty jesteś grzesznicą”. (Dzieło, s. 27) Widać, że wywyższenie jest nierozerwalnie połączone z poniżeniem: Felikso, jesteś jak Maryja, a nawet jak Jezus, masz wzniosłą misję, ale jesteś grzesznicą! Trudno zgadnąć, dlaczego Jezus mówił Feliksie, że ofiarował się Ojcu przez ręce Maryi. To jakaś nowość teologiczna, uwypuklająca rolę Maryi (a zatem podobnej do niej Feliksy) w zbawieniu świata. Wydaje się, że Feliksa nie poradziła sobie z misją obwieszczania światu miłosierdzia, dlatego Jezus szukał innej kandydatki i znalazł ją w osobie Faustyny. Czy jej misja się powiodła? Czego Kościół nie chciał przyjąć z rąk Feliksy, przyjął z rąk Faustyny. Dlaczego? Może mania wielkości i pycha Feliksy były jednak większe niż Faustyny? Poza tym Feliksa chciała otwarcie być przewodniczką i nauczycielką kapłanów, przejawiała skłonności typowe dla guru, chcącego stworzyć swój kult (co jej się zresztą udało). Ambicje Faustyny co do świata zewnętrznego były skromniejsze: namalować obraz, założyć zgromadzenie i wprowadzić Święto Miłosierdzia.
Konieczność ofiary błagalnej za kapłanów Jezus wyraża następującymi słowami: „W Miłosierdziu moim przebaczę im, a w dobroci mojej powstrzymam ich, ale ty masz być ofiarą błagalną”. (Dzieło, s. 28) Ofiarą błagalną za grzeszników była także Faustyna, która to bardziej szczegółowo opisuje swoje cierpienia przebłagalne. Mateczka poprzestaje na ogólnych stwierdzeniach, nie opisuje poszczególnych przypadków kapłanów, za których grzechy cierpiała.
Upodobanie do cierpień
Feliksa, podobnie jak Faustyna wykazuje duże upodobanie do cierpień fizycznych i psychicznych. Do ciała swego „odczuwa pewien wstręt” i traktuje je jako „cienką powłokę okrywającą duszę”. (Dzieło, s. 80a) Jezus nakazał jej gardzić sobą, pragnąć wzgardy od innych, nie wynosić się z łask Bożych, ale się jeszcze bardziej uniżać. (Dzieło, s. 80a) W razie wątpliwości, co mianowicie jest wolą Bożą w konkretnym przypadku, należy wybierać to, „co jest przykrzejsze dla natury, ponieważ to jest bliższe naśladowania Pana Jezusa”. Co ciekawe, gdyby Mateczka doznała objawienia, że wolą Bożą jest „darcie pasów” z kapłanów mariawickich, to mimo swej do nich przeogromnej miłości, darłaby te pasy. (Dzieło, s. 80b) Co miała na myśli mówiąc o „darciu pasów”? Możemy się tylko domyślać, że chodzi o bicie… Natomiast wybieranie tego co przykrzejsze dla natury pochodzi ewidentnie od Jana od Krzyża, którym inspirowała się w dużej mierze Feliksa. Cóż pisał św. Jan?
„Usiłuj zawsze skłaniać się:
Nie ku temu co łatwiejsze, lecz ku temu co trudniejsze,
Nie do tego co przyjemniejsze, lecz do tego, co nieprzyjemne;
Nie do tego co smakowitsze, lecz do tego co niesmaczne;
Nie do tego co daje spoczynek, lecz do tego co wymaga trudu;
Nie do tego co daje pociechę, lecz do tego co nie jest pociechą;
Nie do tego co większe, lecz do tego co mniejsze;
Nie do tego co wzniosłe i cenne, lecz do tego co niskie i wzgardzone;
Nie do tego aby pragnąć czegoś, lecz do tego by nie pragnąć niczego, nie szukając tego co lepsze wśród rzeczy stworzonych, ale tego co gorsze”. (św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel, wyd. De Agostini, 2002, s. 66)
Rzeczywiście, jeśli chcesz szybko umrzeć, tak właśnie należy postępować. Jan z pewnością chciał umrzeć, a przynajmniej do tego stopnia unicestwić swe grzeszne ciało, żeby dusza poszybowała w ekstazie do nieba. Nie twierdzę, że nigdy nie należy postępować według powyższych zaleceń Jana. Na przykład, jeśli trudniej jest przygotować się do egzaminu niż próżnować, oczywiście należy wybrać opcję uczenia się, czyli trudniejszą. Jeśli większym trudem dla matki jest wstawanie do płaczącego w nocy niemowlęcia, niż ignorowanie płaczu, należy raczej wstać, czyli wybrać to, co wymaga trudu. Chodzi o słówko „zawsze”. Jeśli postanawiamy coś robić zawsze, bez względu na okoliczności, to skazujemy się na sztywność postępowania, która jest zabójcza dla rozwoju i w ogóle egzystencji człowieka.
Mateczka lubiła także cielesne umartwienia. Nosiła w młodości na ciele kolczasty druciany pas albo włosienicę, aby nie mieć za dużo przyjemności z tańców, które ponoć lubiła. Zrzekła się też przyjemności grania na gitarze, „dla chwały Bożej”, jak pisze ks. Michał. (Dzieło, s. 105) Mateczka wykonała także własnoręcznie włosienicę dla ks. Michała. (Dzieło, s. 161)
Mateczka czytała też wielkiego przewodnika wszystkich cierpiętników – Tomasza a Kempis. Korzystała z jego rady o treści następującej: „O tyle postąpisz w dobrem, o ile samemu sobie gwałt zadasz” (Dzieło, s. 261) Za radą Tomasza postanawia naśladować Zbawiciela w pokorze, ofiarując się na cierpliwe znoszenie wzgardy, prześladowań i poniżenia.
Mateczka twierdziła, że tego najwięcej Pan Jezus miłuje, kto najwięcej dla Niego wycierpi. Cierpienie najlepiej oczyszcza dusze, „cierpieć to żyć, a nie cierpieć to konać” (Dzieło, s. 289)
Pseudo-mistycyzm
Jezus wymaga od Feliksy wyrzeczenia się wszelkich pragnień, także tych „świętych”. Na skargę Feliksy, że bez takich pragnień jej życie będzie konaniem, Jezus odpowiada: „Mors mystica”, co oznacza śmierć mistyczną. Nie było chyba jeszcze w historii mistycyzmu przypadku, gdy Jezus wprost definiuje czyjeś przeżycia mistyczne słowami św. Jana od Krzyża. Czy nie chodzi tu raczej o to, że Feliksa bardzo chciała być mistyczką i ze wszystkich sił próbowała udowodnić, że tak właśnie jest. Jezus definiuje kolejne jej przeżycia i widzenia. Na przykład widzenie Trzech Osób Trójcy w postaci Światłości, Wiary i Miłości nazywa Jezus „snem mistycznym”. Po co te wszystkie nazwy i definicje? Czy żeby utwierdzić Feliksę w autentyczności jej mistycznych przeżyć? Dlaczego Feliksa, tak przecież zakochana w literaturze mistyczno-ascetycznej nie zauważa, że św. Jan od Krzyża kazał odrzucać od siebie wszelkie widzenia, wyobrażenia, słowa usłyszane w głębi siebie jako mające potencjał szatańskiego zwodzenia? Dalej Feliksa przeżywa jakieś dziwne objawienia, typu: „Wielkość – Bóg Ojciec przed wieki w poznaniu Siebie rodzi Syna Światłość, Syn i Ojciec miłując się wydają Ducha Świętego – Miłość, a wszystko to Jeden Bóg”. (Dzieło, s. 35) Co to właściwie ma za sens i do czego taka wiedza mogłaby być przydatna – wie tylko Feliksa. Nawet nie zamierzam próbować interpretować tych niedorzeczności. Jednak jeśli ktoś nie ma skłonności do analizy, może być zapewne pod wrażeniem tej kombinacji mocnych słów: Trójca, Miłość, Światłość, Syn, Duch, etc. Objawienia Feliksy są napisane po to, aby przekonać do jej rzekomego mistycyzmu osoby zagubione, takie które nie wiedzą, co właściwie myślą, które łatwo zwieść paroma mądrze brzmiącymi słowami i zwrotami „mistycznymi”.
Jakże sztucznie brzmią słowa Jezusa: „Wczorajsze widzenie Trójcy Przenajświętszej odnosi się do teologii mistycznej, a dziś do teologii dogmatycznej. Nauka Kościoła św. dzieli się na teologię moralną, dogmatyczną i mistyczną”. (Dzieło, s. 35) Dalej Jezus rozwija swą myśl wyjaśniając, o czym to mianowicie traktują poszczególne rodzaje teologii. Brzmi to jak wykład na wydziale teologicznym, na dodatek nudny wykład. Naprawdę trzeba dużo naiwności, żeby uznać to za prawdziwe słowa Jezusa.
Feliksa naczytała się literatury mistyczno-ascetycznej. Głowę miała pełną zaczerpniętych z niej zwrotów, które chętnie przelewała na papier lub obwieszczała ks. Michałowi, aby to on spisywał jej mistyczne objawienia. Z pewnością oprócz Naśladowania przeczytała Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli i jakieś dzieła św. Jana od Krzyża.
Feliksa dostaje objaśnienia od Jezusa na temat trzech rodzajów objawień: zmysłowych, w wyobraźni i umysłowych, czyli pojęciowych (Dzieło, s. 35) Można mieć uzasadnione wątpliwości, czy tych „objawień” nie wyczytała Feliksa u św. Jana od Krzyża. Oto Edyta Stein w książce Wiedza krzyża (Wyd. Karmelitów Bosych, 2005) opisuje różne rodzaje objawień u św. Jana od Krzyża. Otóż pierwszy rodzaj to właśnie objawienia zmysłowe, w których „oczom ciała mogą ukazywać się postacie z drugiego świata: aniołowie czy święci, niekiedy też niezwykłe blaski. Można też słyszeć nadzwyczajne słowa, odczuwać miłe zapachy, kosztować przyjemności zmysłem smaku, czuć wielką rozkosz dotykiem. Wszystko to trzeba raczej usuwać, nie badając nawet, czy jest dobre, czy złe. Bóg bowiem raczej udziela się duchowi niż zmysłom, co daje więcej bezpieczeństwa i większy postęp, podczas gdy zmysłowe udzielania stanowią z reguły duże niebezpieczeństwo”. (Wiedza krzyża, s. 118-119) Tego rodzaju objawienia, ostrzega św. Jan, są chętnie używane przez diabła, ponieważ zwodzą dusze do wysokiego mniemania o sobie. Radzi więc je ignorować. Feliksa, znając zapewne te ostrzeżenia, nigdzie w swych pismach nie pisze, że objawień takowych doznawała. Natomiast Dzienniczek Faustyny jest ich pełen. Faustyna nie używa także żargonu mistycznego, co sprawia, że jej przeżycia wypadają bardziej autentycznie niż te Feliksy. Może gdyby Faustyna lub ktoś z jej przełożonych uważnie wyczytali, co św. Jan miał do powiedzenia o widzeniach zmysłowych, także doszliby do wniosku, że należy je ignorować.
Dalej, mówi św. Jan, „należy się uwolnić od wrażeń zmysłów wewnętrznych, to jest od wyobraźni i fantazji” (Wiedza krzyża, s. 121) W tym przypadku Jan zaleca przejściowe wykorzystanie wyobraźni, ponieważ uważa to za pewien etap drogi duchowej. Jak później zobaczymy, Feliksa będzie używać wyobraźni w ćwiczeniach duchowych odprawianych na wzór ćwiczeń ignacjańskich.
Feliksa uznaje objawienia umysłowe, czyli pojęciowe, za najwyższe i niepodlegające złudzeniom. Jan mówi o słowach nadprzyrodzonych, które są doznaniami czysto duchowymi. (Wiedza krzyża, s. 130) Jednakże w przeciwieństwie do Feliksy Jan nie uważa objawień słownych za całkowicie bezpieczne. Uważa, że człowiek łatwo może się pomylić doznając takich objawień, dodać coś od siebie, a myśleć, że to Bóg mu objawił. Poza tym, dusza może sądzić, że „dzięki tym boskim słowom spotyka ją coś wielkiego i pozwala się oderwać od fundamentu wiary” (Wiedza krzyża, s. 131). Jan zaleca zatem nie przywiązywać wagi do tych słów i zadowolić się prawdami wiary podanymi przez Kościół. Ogólnie rzecz biorąc ma się wrażenie, że najlepiej według Jana trzymać się na dystans od wszelkich rodzajów objawień, bo to niebezpieczne. Zastanawia w takim razie, co według Jana jest całkiem bezpieczne. Wydaje się, że za takie uważa on rzeczy podpadające pod kategorię „uczuć duchowych”, które stanowią najsłodsze i wzniosłe dotknięcie Boga. Jest to subtelne poznanie, będące słodkim nadprzyrodzonym zrozumieniem. (Wiedza krzyża, s. 134) Nie należy go psuć rozumowaniem umysłowym, ponieważ otwiera to furtkę dla szatańskich zakusów.
Wywody Jana na temat życia mistycznego są dość skomplikowane i dla kogoś niedoświadczonego, po prostu zbyt abstrakcyjne. Raz dusza jest czynna, raz bierna, rodzaje słów słyszanych duchowo są wielorakie, na przykład formalne, substancjalne, sukcesywne. Naprawdę trudno się dziwić Feliksie, że sprawę chciała sobie jakoś uprościć. Generalnie jednak, wszyscy mistycy prawdziwi i chcący się za prawdziwych uważać, powinni być niezwykle czujni, ponieważ objawienia to wielkie pole do popisu szatana. Mistyczki w rodzaju Faustyny i Feliksy jednak na całego uwierzyły w swe objawienia, częściowo za radą swych duchowych przewodników. Jednak z przewodnikami sytuacja nie była jasna, ponieważ nie było wśród nich jednomyślności. Gdyby zapytać św. Jana, pewnie zaakceptowałby ich ekstazy i omdlenia, jako przejaw „uczuć duchowych”, ale nie uznałby żadnych innych objawień. Zresztą, co mnie trochę zaskakuje, Jan na koniec każe odrzucić wszystkie te oświecenia i łaski, których się doznaje, nawet te najbardziej autentyczne! Należy z tego zupełnie zrezygnować! Na tym polega prawdziwe ogołocenie według Jana. Doznawać rozkoszy tylko po to, aby ich się wyrzec – oto sedno nauczania Jana. Cóż za okrutna nauka. No tak, ale jak wiemy, Jan należał do tych, którzy bez przerwy chcieli obumierać, uśmiercać się, upokarzać, zatracać i wyniszczać. Nie dziwi nic. Albowiem według Jana nie pojmowanie i doznawanie Boga jest najlepsze, ale najlepsze jest to, że się nic nie odczuwa. Idąc tym tropem wychodzi na to, że ten, kto nie odczuwa Boga, jest Mu bliższy, bo doskonalej się upokarza! Dziwny jest ten świat (nadprzyrodzony) i zaiste trudny do pojęcia dla przeciętnych zjadaczy chleba. Cieszysz się, że poczułeś Boga? Hola, nie tak prędko! Czyżbyś zapomniał, że radość jest szkodliwa dla duszy? Zrób teraz wszystko, żeby ten dar odrzucić i nic już nie czuć. Nie lubię takiego rodzaju mistyki. Nasze mistyczki zresztą nie zamierzały wcale nic odrzucać, widocznie nie były aż tak doskonałe, bo jednak ekstazy i omdlenia zdarzały im się regularnie.
Jezus poucza Feliksę jak ktoś, kto uczył się (kiepsko, najwyżej na tróje) u św. Jana.
Liczba 15 odgrywa w życiu mistycznym Feliksy znaczącą rolę. „Obliczyłam, że od czasu mego nawrócenia i wstąpienia do zgromadzenia zakonnego upłynęło 15 lat; policzyłam stopnie mego oczyszczenia, wypadło 15 i miałam widzenie Trójcy Przenajświętszej 15 grudnia. – Stopnie oczyszczenia mego serca: 1) oderwanie serca od rzeczy ziemskich, 2) oderwanie serca od stworzeń, 3) oderwanie od siebie samej przez wyzucie się ze względów ludzkich, 4) z chęci osobistych, 5) z własnych upodobań, 6) wyrzeczenie się wszelkiej pociechy od ludzi, 7) pociechy w czynnościach, 8) pociechy w ćwiczeniach pobożnych, 9) poddanie się woli Bożej w przeciwnościach, 10) w prześladowaniach, 11) w cierpieniach, 12) wyrzeczenie się owoców swej pracy, 13) wyrzeczenie się godziwych przyjemności, 14) wyrzeczenie się wszelkiego działania, 15) wyrzeczenie się wszelkich pragnień”. (Dzieło, s. 36-37)
Czyli podsumujmy, czego wyrzeka się Feliksa: związków z ludźmi, radości życia codziennego, pragnień, upodobań i preferencji, jakiegokolwiek pocieszenia, radości z owoców swej pracy, działania. Wolę Bożą wobec siebie widzi Feliksa w przeciwnościach, prześladowaniach i cierpieniach. Dlaczego nie widzi tej woli w radościach, wsparciu i pocieszeniach? Dlaczego podobnie jak radości nie wyrzeka się cierpień? Przecież albo należy „oczyszczać się” ze wszystkiego, albo nie zawracać sobie głowy oczyszczaniem wybiórczym. Koncepcja oczyszczania pochodzi ewidentnie od Jana od Krzyża. Nie jestem pewna jednak, czy on opisuje konkretnie 15 stopni oczyszczania, czy po prostu ta liczba bardzo spodobała się Feliksie. Zobaczymy dalej, że liczba ta ulegnie powiększeniu.
Po takich 15-stopniowych wyrzeczeniach, co pozostaje z Feliksy? Ta właśnie sławetna nicość, wychwalana przez Jana od Krzyża. Ta nicość, która stała się dążeniem również Faustyny. Dla Jana bowiem „wszystkie rzeczy są niczym, dusza w swych oczach jest niczym, tylko Bóg jest wszystkim”. (Płomień miłości, 1, 32) A więc strategia ogałacania się ze wszystkiego, wyrzekania się wszystkiego powinna nasze mistyczki zaprowadzić do Boga, który jest wszystkim. One się wyrzekają, aby uzyskać coś w zamian, coś lepszego. Wyrzekanie się ma im przynieść korzyści. Prowadzi to do paradoksu mistyki: dusza wybierając większe dobro: Boga, wcale nie jest bezinteresowna, wręcz przeciwnie, myśli tylko o własnym dobru, zainteresowana jest sobą w najwyższym stopniu. Mamy tu znów do czynienia z handlem wymiennym: mistyczki zwrócą Bogu jego ziemskie niedoskonałe dary i pocieszenia, aby w zamian uzyskać Boga samego. Dlaczego nie wyrzec się Boga, aby siebie samego już zupełnie 100-procentowo ogołocić i unicestwić? Nie można, tu jednak chodzi o nagrodę, o zapłatę za wyrzeczenie. Każde wyrzeczenie z nadzieją na nagrodę jest dla mnie podejrzane. Uwierzyłabym mistyczkom, gdyby potrafiły wyrzec się nadziei na Boga samego. Ale wtedy nie byłyby chrześcijankami. Koło paradoksu się zamyka. Jan natomiast, jak się zdaje, idzie na całość, odrzucając nawet autentyczne doznania Boga. Można zapytać, czy rezygnuje z Boga w tym życiu mając nadzieję na Boga w życiu przyszłym, czy zupełnie mu jest to obojętne, czy dozna Boga po śmierci. Każda odpowiedź prowadzi do sprzeczności. Jeśli bowiem Jan chce jednak doznać Boga po śmierci, to całkiem z pragnień nie jest ogołocony. Jeśli mu to obojętne, czy też raczej chce się Boga wyrzekać także po śmierci, to czy nie wybiera ateizmu i piekła? Mistyka jest paradoksalna, jak widać. Jan o tym chyba wiedział, ale nasze mistyczki nie za bardzo.
Feliksa słyszy następujące słowa: „Wola twoja jest związana” (Dzieło, s. 37) Podobnie jak ja, przyznaje, że nie rozumie znaczenia tych słów (ale tylko na początku). Potem jednak pojmuje, że „wola moja w stosunku do Boga jest niczym i odtąd nic uczynić nie mogę w porządku nadnaturalnym” (Dzieło, s. 37). Ten stan duszy ją bardzo przygnębiał, a za jedyną odpowiedź miała słówko „nic”. „Nic” – czy to nie „nada” Jana od Krzyża? Bóg przemawia do niej bardzo tajemniczo i mistycznie, widocznie zapoznał się z dziełami Jana. Co to znaczy, że wola Feliksy w stosunku do Boga jest niczym i nic nie może ona uczynić w porządku nadnaturalnym? Czy chodzi o to, że nie może o nic się modlić, bo Bóg jej nie wysłucha? Czy do tej pory miała przekonanie, że cokolwiek jednak może uczynić „w porządku nadnaturalnym”? Cóż to za cudów dokonywała w tym porządku? Zaiste przekonanie o swej władzy sięgającej poza „ziemski porządek” miała ogromne! Całe szczęście Bóg tę pychę zauważył i związał jej wolę!
Następnie słyszy ona słowa: „Rozum związany”. Przyznaje, że wtedy przestała rozumieć „rzeczy odnoszące się do Boga i własnej duszy”. Ten stan trwał około roku. W tym czasie Feliksa „nic nie wiedziała i nic nie mogła”. Wtedy też jej dusza została „zanurzona w nicości”. „I widziałam, że Bóg jest wielki, a ja nicością” (Dzieło, s. 38). Zupełnie jak zalecał św. Jan od Krzyża. Dobra uczennica Jana Feliksa poznała, że cała jej chwała to niemoc i nicość. Jednakowoż ogarnęła ją wtedy „żądza większej chwały Bożej”. Ale nie zastanowiło to jednak Feliksy, czemu ogarnia ją nagle jakaś żądza, skoro pożądań się wyrzekła i oczyściła z nich w punkcie 15-tym. Po tych „zanurzeniach w nicości” Jezus wyjaśnia Feliksie jej dalsze mistyczne losy. Ma oto jeszcze przejść oczyszczenie pamięci. Oj, coś się wydaje, że liczba 15 ulegnie podwyższeniu! Następnie oczyszczenie umysłu, kiedy nastąpi w jej umyśle „noc ciemności”. Znów widać tu inspiracje „nocą ciemną” Jana od Krzyża. Odtąd dusza Feliksy zaczyna pogrążać się w ciemnościach i cierpieniach wewnętrznych. Błądzi w ciemnościach i obawia się obrażenia Boga. Po jakimś czasie ciemności zostają przezwyciężone, a Feliksa widzi niebo i szczęście wybranych dusz, które tam przebywają. Mistyczne wizje nawiedzają ją nadal: ukazuje jej się płomień wychodzący z serca Jezusa (Faustynie ukazywały się dwa promienie i to w dwóch kolorach). Następnie Feliksa odprawiła spowiedź „przed Dworem Niebieskim”, to znaczy chyba znajdując się w niebie. Kiedy tak rozpaczała nad swoją karygodną grzesznością, Jezus powiedział: „Masz serce moje, rób co chcesz i proś mnie o co chcesz”. Co jej pierwsze przychodzi na myśl, żeby o to poprosić Jezusa, skoro może prosić o wszystko? Może aby zlikwidował głód na ziemi, wojny, cierpienia i klęski? Może o to, aby zbawił wszystkich ludzi? Może o to, aby napełnił serca ludzkie miłością? Nie, nic z tych rzeczy. Feliksa prosi o wybaczenie jej grzechów. O co ty byś, czytelniku, prosił Jezusa, jeśli miałbyś gwarancję, że to się spełni? Feliksie nic nie przyszło do głowy oprócz odpuszczenia jej grzechów. Małostkowa? Żałosna? Samolubna? To ma być prawdziwa mistyczka?
Nicość, niemoc, pustka, ogołocenie – to ulubione słówka Feliksy zapożyczone od Jana od Krzyża. Inną lekturą, która inspirowała Feliksę były Ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli. Oto tytuły jej rozmyślań, zgodne z tymi, które zalecał Ignacy: O narodzeniu Pana Jezusa, O ucieczce do Egiptu, O życiu Pana Jezusa w Nazarecie, O znalezieniu Pana Jezusa w kościele, O dwóch chorągwiach Chrystusa i Lucyfera. Przy okazji tych rozmyślań Feliksa doznaje dalszych objawień i instrukcji mistycznych. Dowiaduje się, że przechodzi na drugi stopień zjednoczenia woli, że jej dusza z biernej staje się czynną, i tak dalej. Ponownie oskarża się z grzechów wobec Dworu Niebieskiego, mimo że wcześniej Jezus jej przecież odpuścił grzechy całego życia. No ale widocznie przez ten czas znowu mocno nagrzeszyła, do tego stopnia, że cały dwór niebieski jest załamany i przerażony. Tym razem Jezus uwalnia ją od pychy i zmysłowości. Feliksa odpowiada Mu słowami Maryi: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. (Dzieło, s. 44-45) Została wtedy uderzona promieniem łaski tak silnie, że zasłabła. Potem jednak wybuchnęła płaczem radości, że nigdy nie będzie oddzielona od Jezusa i będzie „wyniesiona nad inne zgromadzenia”. Jezus rozwiązuje jej rozum, co chyba oznacza, że zaczyna na nowo rozumieć Boga i swoją duszę. Generalnie, Feliksa znajduje się na huśtawce emocjonalnej. Raz boleść i cierpienie, związanie woli i innych rzeczy, potem ból i zasłabnięcie od łaski, potem łzy radości i omdlenia ekstazy, potem oskarżanie siebie samej, potem przebaczenie i rozwiązanie woli, następnie oskarżanie jej przez Jezusa, następnie uwolnienie i obdarzenie niezwykłą mocą i tak dalej, bez końca. Jej objawienia są ciężkostrawne i męczące w odbiorze, chaotyczne i pozbawione większego sensu.
Podobnie jak Faustyna, Mateczka przeskakuje bardzo szybko od poczucia nędzy i nicości do poczucia własnej wielkości i ważności. Jezus mówi do niej na przykład: „Tobie dam zwycięstwo i moc nad duchem nieczystym”, lub też „Jeżeli każdy, kto chce, dostąpi mego Miłosierdzia, to ty dostąpiłaś w stopniu najwyższym – ty będziesz matką miłosierdzia”, czy też „Po Najświętszej Pannie nikt tak nie wypełnił woli mojej, jak ty ją wypełnisz” (Dzieło, s. 47)
Podobnie jak Faustyna, Feliksa staje się oblubienicą Jezusa. „Oblubienica moja – zamek zapieczętowany” mówi Jezus i pozwala Feliksie nazywać się „Oblubieńcem niebieskim”. Sam Jezus śpieszy określić ich związek jako „małżeństwo mistyczne” i oświadcza Feliksie: „Ten jest węzeł mój małżeński z tobą na wieki”. Tak, Jezus żeni się z Mateczką! Aby ks. Michał nie był zazdrosny, jemu też przypada część chwały Boskiej. Otóż Jezus mówi o nim do Mateczki: „Ten jest syn mój miły, w którym sobie upodobałem”. (Dzieło, s. 48) W wizjach Mateczki jest ona raz podobna do Maryi, raz jest małżonką Jezusa, natomiast ks. Michał jest podobny do samego Jezusa! Nie mam słów! Zaiste rację miała Feliksa po wielokroć, gdy oskarżała się z pychy przed Dworem niebieskim. Widać oskarżanie nic nie pomogło.
Dalsze wizje potwierdzają wielkość misji Feliksy. Oto ukazują jej się święci Piotr i Paweł. Piotr podaje jej klucze, a Paweł miecz. Jezus objaśnia, że są to klucze miłosierdzia i miecz sprawiedliwości. Feliksa nabiera boskich atrybutów. Odtąd Jezus odczuwa jej chwałę jako swoją, a jej zniewagi jako wyrządzone sobie! Ona po prostu staje się Jezusem! Skoro święci oddają jej swoje atrybuty, Feliksa musi ich przewyższać. Szafarka miłosierdzia i sprawiedliwości – oto kim staje w swoich oczach się Feliksa. Następuje szybki skok w górę od nicości i niemocy. Teraz Feliksa jest naprawdę kimś – samym Bogiem, i jest naprawdę wszechmocna. Nicość i niemoc zniknęły. Oczywiście do czasu.
Feliksa widzi się także w roli proroka. Zapowiada nową Jerozolimę, upadek Rzymu i często słyszy dobiegające z góry słowa: „Biada, biada”. (Dzieło, s. 51) Jezus obiecuje Feliksie oddać mariawitom cały świat oraz go zniszczyć. (Dzieło, s. 52) Ale najpierw chyba świat odda, a potem go zniszczy? To nie jest jasne, ale gdyby najpierw zniszczył, to nie byłoby co oddawać. Chyba że nicość. Ale z kolei po co oddawać, aby zniszczyć? Takimi nieścisłościami Feliksa się nie trapi, może ma ciągle jeszcze rozum związany, kto wie?
Feliksa dostaje także od Boga nowe przymierze! To znaczy przymierze w Chrystusie staje się starym przymierzem? Następnie Jezus grozi, że kto nie pójdzie za Barankiem (w sensie za mariawitami), ten stanie przeciw Niemu. Zatem Jezus zaleca Feliksie modlitwę o ukaranie Jego nieprzyjaciół. Czyli słowa z Ewangelii o miłości nieprzyjaciół tracą ważność w obliczu nowego przymierza mariawitów.
Nietrudno się dziwić, że Watykan uznał te objawienia za herezje i halucynacje. Czy jednak nie widać, jak bardzo mogła być Dziełem zainspirowana Faustyna? Jeśli katolicy uznali jej Dzienniczek za autentyczne objawienia, coś tu się nie zgadza. Mamy chyba dwie opcje: albo obie mistyczki miały autentyczny kontakt z Jezusem, albo żadna z nich.
Koronka do miłosierdzia
Mateczka ułożyła koronkę do Miłosierdzia Bożego, zupełnie jak Faustyna.
W portalu www.ekumenizm.pl czytamy:
Według tradycji mariawickiej koronka do Miłosierdzia Bożego została ułożona przez św. Marię Franciszkę Kozłowską. Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie, czy została ona dana Założycielce na drodze objawienia. Niemniej jednak jej treść koresponduje z Objawieniami Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Koronkę mariawicką może odmawiać każdy, bez względu na przynależność konfesyjną, kto czuje potrzebę modlitwy w tej właśnie formie. Odmawia się ją na różańcu w następującym porządku: na dużych paciorkach: „Jezu ukryty w Przenajświętszym Sakramencie, którego Serce pełne jest Miłości dla wszystkich i Miłosierdzia dla grzeszników, racz wysłuchać modlitwy nasze, i udziel nam i całemu światu łaskę Miłosierdzia, o którą Cię pokornie błagamy przez Serce Niepokalanej Matki Twojej Maryi Dziewicy i Serce bł. Marii Franciszki”; na małych paciorkach: „O mój Jezu – Miłosierdzia!”; na zakończenie: Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo…, 3 Chwała Ojcu… Należy podkreślić, że wstawka „i Serce bł. Marii Franciszki” została dodana po 1925 roku.
Odnośnie s. Faustyny Kowalskiej nie można potwierdzić, ani zaprzeczyć jej znajomości mariawickiej Koronki do Miłosierdzia Bożego. Faktem jest jednak, iż koronka, która funkcjonuje w Kościele rzymskim powstała co najmniej 35 lat później niż ta odmawiana przez mariawitów.
Koronka Feliksy jest modlitwą do Jezusa. Koronka Faustyny – do Boga. Feliksa wspomina jako pośredniczką Maryję, o roli której Faustyna milczy w koronce. Natomiast uwypukla ona rolę „bolesnej męki” Jezusa, przez którą Bóg daje nam miłosierdzie. Feliksa wierzy w pośrednictwo Maryi w uzyskaniu miłosierdzia. Faustyna w pośrednictwo „bolesnej męki”. Cierpienie odgrywa u Faustyny rolę o wiele większą niż u Feliksy. Przypuszczalnie bardziej w życiu cierpiała. Na pewno doznawała w zakonie wielu upokorzeń i zniewag. W porównaniu z nią Feliksa była szanowaną i uwielbianą Mateczką już za życia. Faustyna nie miała żadnych bliskich związków z ludźmi. Feliksa jak najbardziej: z kobietami i mężczyznami. Feliksa zdaje się być osobą szczęśliwszą, bardziej aktywną w życiu, mającą mniej kompleksów niż Faustyna. Cierpienie nie jest u Feliksy wyniesione na taki piedestał, jak u Faustyny. Jako cierpiętniczka Faustyna dzierży palmę pierwszeństwa.
Teksty Feliksy wykazują podobieństwo do treści koronki Faustyny. Faustyna być może nawiązuje do treści przeczytanych u Feliksy. Pamiętamy zapewne, że w koronce Faustyny ofiaruje ona Ojcu Przedwiecznemu ciało i krew, duszę i bóstwo Jego Syna na przebłaganie za grzechy świata. Feliksie każe Jezus ofiarować Hostię (kolejne ulubione słówko Faustyny) Ojcu Niebieskiemu „jako ofiarę błagalną za grzechy świata”. (Dzieło, s. 30) Jezus zapewnia Feliksę: „Ile razy w taki sposób ofiarujesz Mnie Ojcu Niebieskiemu, zawsze powstrzymasz sprawiedliwość i odwrócisz gniew Jego”. (Dzieło, s. 30) Wiemy z Dzienniczka, że „odwracanie gniewu” Boga było także priorytetem dla Faustyny.
Co ciekawe, pewne słowa z koronki Faustyny są prawie dokładnym powtórzeniem słów z rekolekcji relacjonowanych przez ks. Michała: rozpowszechniana przez mariawitów tzw. „Adoracja ubłagania” ma na celu przebłagać Pana Jezusa za nasze i całego świata grzechy dla dostąpienia miłosierdzia. Adoratorzy będą błagać Zbawiciela, żeby zmiłował się nad nami i nad całym światem. (Dzieło, s. 255) Faustyna pisze w swojej Koronce: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata” oraz „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego”. Zadziwiająca zbieżność!
Walka Sprawiedliwości z Miłosierdziem. Ograniczone miłosierdzie Boga.
Jezus grozi Mateczce piekłem. Dlatego żyje ona w ciągłym strachu, niepewności, przeżywa „noce ciemne”, noce oczyszczenia i opuszczenia przez Boga.
Jezus przeciwstawia Miłosierdziu Sprawiedliwość, co zgadza się z wizjami Faustyny. Jezus oświadcza Feliksie: „To jest Dzieło Wielkiego Miłosierdzia i chcę, aby w szczegółach było podobne do Dzieła Odkupienia; tylko umysły poziome tego nie rozumieją i nie chcą rozumieć. Wola moja musi się spełnić co do słowa, co do słowa, co do słowa, jeżeli nie w Miłosierdziu, to w Sprawiedliwości, – a wtedy biada im, biada temu miastu”. Zapytałam: „Panie, co to znaczy?” Odpowiedział Pan: „Jeśli odrzucą Miłosierdzie, dosięgnie ich Sprawiedliwość”. – Miałam też wyjaśnienie, że słowa Pana Jezusa nie odnosiły się tylko do naszego miasta, ale do każdej miejscowości, w której odrzucą Miłosierdzie (Dzieło Miłosierdzia)”. (Dzieło, s. 28)
Faustyna podobnie pisała o wejściu przez bramę miłosierdzia. A jeśli nie wejdziesz… no cóż, wtedy dosięgnie cię Sprawiedliwość, a wtedy biada, zemsta, gniew i zniszczenie. Miłosierdzie ma swe granice. Jeśli je odrzucisz, Bóg już więcej miłosierdzia dla ciebie nie przewiduje i zupełnie niemiłosiernie wyleje na ciebie swój gniew (ale przecież ostrzegał!).
Jezus stosuje tu ponadto metodę podobną do metody krawców z bajki Andersena „Nowe szaty króla”. Ktokolwiek nie widzi albo nie chce widzieć, jak wspaniałe jest Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, ten ma umysł poziomy, to znaczy pozbawiony wzniosłości, mało uduchowiony i przyziemny. Brak nam tylko dziecka, które wykrzyknie: „Król jest nagi!”, co oznaczałoby, że całe te objawienia są „poziome”, tak samo jak ich autorka.
Mateczka, podobnie jak Faustyna wydaje się bardziej miłosierna niż sam Bóg. Musi Go upraszać o przebaczenie dla grzeszników, a On bezlitośnie odmawia im pomocy. Za karę jeszcze tu na ziemi dopuści na grzeszników grzechy ciężkie, a na sądzie odrzuci ich”. (Dzieło, s. 30-31) Pan milczy, dając Feliksie do zrozumienia, że nie ma dla nich miłosierdzia. Feliksa często nie ukrywa zdumienia, że Jezus może wypowiadać takie bezlitosne słowa. „Panie, czy Ty to mówisz do mnie?” (Dzieło, s. 31) Jest „oniemiała z przerażenia”, ale na pocieszenie zostaje porwana w górę (fizycznie), aż musi się przytrzymać stołu. Jednak pocieszenie to bardzo krótkie, bowiem już za chwilę Mateczkę ogarnia taki strach i ból, że przez kilka dni jest chora. (Dzieło, s. 31) Jak widać, to wielce ograniczone miłosierdzie przerażało samą mistyczkę, i to bardziej niż Faustynę, która przechodziła do podobnych stwierdzeń Jezusa beznamiętnie i bezrefleksyjnie.
Kolejne groźby Jezusa: „Jeśli nie będzie dostatecznej liczby błagających, ukarzę cały świat, a ukarzę za grzechy kapłanów. – Użyję bicza i zamkną seminaria, bo z tych wychodzą kapłani rozpustni. – Wzbudzę lud przeciwko kapłanom i wypędzę ich, jak niegdyś wypędziłem przekupniów ze Świątyni Jerozolimskiej, bo mi służą za pieniądze i zaszczyty”. (Dzieło, s. 32)
Jezus mówi do Mateczki: „Jeśli odrzucą Miłosierdzie, dosięgnie ich Sprawiedliwość”. (Dzieło, s. 56). Podobnie jak u Faustyny, miłosierdzie jest przeciwstawione sprawiedliwości. Miłosierdzie jest ostatnią deską ratunku dla złego i zgubionego świata: „Gdybym teraz sądził świat, zaledwie mała garstka byłaby zbawionych. Więc jeszcze raz chcę wylać obfitość mego Miłosierdzia, aby nie byli wymówieni”. (Dzieło, s. 57) Jezus powtarza prawie identyczne słowa Faustynie.
Teologia Mariawitów w interpretacji ks. Michała
Najgorliwszy „uczeń duchowy” Mateczki – ks. Michał Kowalski, przyszły arcybiskup, ufa każdemu słowu Mateczki, jest pod jej nieodpartym urokiem. Ich związek ma w sobie coś z erotycznej fascynacji hamowanej ślubami czystości oraz poddańczo-władczej relacji ucznia i guru. Pisma ks. Michała świadczą o jego naiwności, gorliwości, zauroczeniu Mateczką.
Ksiądz Michał był człowiekiem dość zagubionym duchowo, a takich najłatwiej zwerbować dla sekt i w służbie guru. Od pierwszego spotkania był pod wrażeniem świętej Mateczki. Onieśmielała go i pociągała jednocześnie, była niedościgłym ideałem świętości i doskonałości, dlatego w jego pismach mamy wiele przykładów identyfikowania Mateczki z Maryją oraz porównywania jej do Jezusa.
Ks. Michał przyznaje, że czcił i kochał Mateczkę w swoim sercu „jakby jakie bóstwo”. Odczuwał, że Mateczka jest „jakby taką samą jak Matka Boska i we wszystkim Matce Boskiej równą’. (Dzieło, s. 158) Ks. Michał dowiedział się od Mateczki, że dla mariawitów będzie osobne Niebo, w którym ks. Michał będzie przebywał bardzo blisko swej przewodniczki duchowej. (Dzieło, s. 158)
Ks. Michał ogłaszał chętnie świętość Mateczki i jej równość z Matką Najświętszą. Mateczka protestowała, widocznie miała jeszcze resztki rozsądku. (Dzieło, s. 227) Ks. Michał pisze, że Mateczka wyrzucała mu, że zawsze co do jej osoby przesadza. „Największą boleść zadaje mi ten, mówiła, kto mnie ma za świętą, gdyż jestem grzesznicą”. (Dzieło, s. 277) Zdaje się, że Mateczka nie miała zamiaru stać się świętą na miarę Matki Boskiej. Ale tak właśnie o niej myślał uwielbiający ją Michał. Ubóstwił Mateczkę. Uważał ją za „Najświętszą, najczystszą, najnieskalańszą (!), równą we wszystkim Matce Najświętszej”. (Dzieło, s. 272) Ks. Michał modli się do niej wyrażając wdzięczność za jej zasług i męki. Oddaje jej cześć i chwałę, przy okazji też Jezusowi Chrystusowi, jej Boskiemu Oblubieńcowi, „który wezwał nas z ciemności do przedziwnej swojej światłości w Umiłowanej Małżonce swojej”. (Dzieło, s. 272)
Dowodem na boskość Mateczki są jej cuda, na przykład uzdrowienie chorego przez przyłożenie mu na wrzód obrazka Matki Boskiej Nieustającej Pomocy lub też uzdrowienie pewnego księdza ugryzionego przez wściekłego psa poprzez poślinienie jego rany śliną Mateczki. Ale największym cudem Mateczki był „cud nad Wisłą”! Cud ten stał się, według ks. Michała, „na skutek ofiary naszej najdroższej i nigdy nieodżałowanej Mateczki, która ofiarowała się Bogu za cały kraj, i Bóg przyjął tę ofiarę, która w szczegółach była podobną do ofiary Pana Jezusa na krzyżu, i po raz wtóry odkupiła nie tylko Polskę, ale cały rodzaj ludzki od skutków grzechu pierworodnego, otworzyła nam Nowe Niebo, odnowiła ziemię, tworząc na niej oczekiwane przez wszystkich Królestwo Boże”. (Dzieło, s. 275) Podsumowując, Mateczka jest nową zbawicielką świata!
Ks. Michał był przekonany, że Mateczka cierpiała przed śmiercią męki na podobieństwo mąk Chrystusa na krzyżu, a te cierpienia były „potrzebne dla Chwały Bożej”. Poprzez te męki „Pan Jezus uwielbił Mateczkę, tak jak sam uwielbiony został przez Ojca na drzewie krzyża”. (Dzieło, s. 299)
Podobieństwo objawień Feliksy i Faustyny
Widzimy, że objawienia tych dwóch kobiet wykazują wiele chce wspólnych: ostatnia szansa dla upadłego świata w miłosierdziu, odwracanie sprawiedliwości Bożej przez ofiarę z samej siebie, upodobanie do cierpień, wyniszczania się i nicości, ekstazy mistyczne, wysokie mniemanie o sobie, przekonanie o swej misji dla chwały Bożej, przekonanie o swojej boskiej mocy, a jednocześnie o swej „nędzy”.
Pytam: dlaczego tak podobne objawienia zostały raz przez nasz Kościół uznane za herezję, a innym razem za wiarygodne i zgodne z nauką Chrystusa?
Czy dlatego, że Kościół rzymskokatolicki jest w objawieniach Feliksy przedstawiony jako wszetecznica, a Rzym papieski jako „wielka Babilonia”? (Dzieło, s. 66-67)
Może Mateczka przesadziła nieco z wywyższaniem siebie i swoich zwolenników? Oto Jezus objawia jej, że „niewiastą obleczoną w słońce, o której mówi Apokalipsa w rozdz. 12 jest ona sama, a słońcem, w które jest obleczona, jest Wola Boża, której nikt tak nie wypełni po Matce Najświętszej, jak Mateczka”. (Dzieło, s. 80a) Ponadto, w widzeniach Mateczki „Jezus przedstawił Mateczkę Matce Swojej jako Swoją Małżonkę”. (Dzieło, s. 80a) Faustyna, która może nie czytała wcale Apokalipsy, nie porównywała się do żadnej stamtąd postaci, ani też nie opowiadała o duchowieństwie jako o Bestii.
Podobieństwo objawień Feliksy i Faustyny wymaga chyba jakiejś głębszej analizy ze strony Kościoła katolickiego. Czy jest szansa, że objawienia wyklętej przez Kościół Mateczki mogą jednak być uznane za częściowo chociaż autentyczne?