Spotyka się czasem ludzi, którzy wolą, by nazywać ich drugim imieniem, ponieważ to pierwsze nieszczególnie im odpowiada. Uprzejmość wymaga, by spełniać ich oczekiwanie, nawet jeśli ciekawość skłania ku temu, by poznać tej zamiany imion przyczynę. Nie byłoby grzecznie nazywać apostoła Szymonem, skoro sam Pan nazwał go Piotrem. Nie mniej nietaktowne – a zdarza się zwłaszcza chrześcijanom – jest uporczywe uciekanie od tego terminu, który sam Pan wybrał dla siebie. I kiedy On z lubością nazywa się „Synem Człowieczym”, apologeci i ewangelizatorzy wracają do pierwszego: „Syn Boży”. Ryzykując w ten sposób, że rozminą się z Tym, którego spotyka się właśnie w człowieczeństwie, a nigdy poza nim. Czytaj dalej „Syn Człowieczy”, drugie imię Syna Bożego
Archiwum kategorii: Autorzy
Czy Jezus mógł się przeziębić?
Od czasu, gdy Platon za pomocą swych sokratejskich dialogów pokazał literacką siłę rozmowy, stała się ona jedną z popularniejszych form literackich. Chętnie czytamy rozmowy poświęcone tematom zarówno błahym, jak i ważnym, a tak naprawdę jest tylko jeden warunek – rozmowa musi być żywa i prowadzona barwnym językiem. A znajomość rzeczy rozmówców stanowi dodatkowy bonus dla czytelnika. Dlatego też nie ma się co dziwić, że rozmowa Tomasza Rowińskiego z Dariuszem Kowalczykiem SJ zatytułowana „Czy Jezus mógł się przeziębić?” jest lekturą naprawdę godną polecenia. Czytaj dalej Czy Jezus mógł się przeziębić?
Na „zajączka”: Bóg w lustrze
Jeśli Syn jest obrazem Ojca, musi być od Niego mniejszy; obraz przecież nie dorównuje swojemu wzorcowi – rozumował Ariusz. W każdym z nas siedzi taki mały „ariuszek”, który na Boga przerzuca obrazy wzięte ze świata stworzonego. Ba! W ten sposób stworzony człowiek – obraz niestworzonego Boga rzeczywiście różniący się od pierwowzoru – rzutuje swoje wyobrażenia na obraz doskonały, którym jest niestworzony Syn. Samo w sobie byłoby to doskonałym żartem, gdyby nie powaga, jaka towarzyszy popełniającym ten błąd. Dlatego musi znaleźć się wewnątrz człowieka jakiś mały atanazy, który wzorem Wielkiego Atanazego wyda arianizmowi walkę „na śmierć i życie”, by można było cieszyć się „Bogiem z nami”. Czytaj dalej Na „zajączka”: Bóg w lustrze
Pobożny cyrk
Piszę dzisiaj przede wszystkim jako matka dzieci w wieku okołokomunijnym. Piszę na podstawie tego, co słyszałam od rodziców znajomych dzieci, od nauczycieli w szkole, od „przeciętnych katolików”. Piszę o tym, co sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć ze złości: „przecież nie o to chodzi!”. Czytaj dalej Pobożny cyrk
O pierwszej komunii świętej, wierze, alkoholizmie i grzechu
Moja pierwsza komunia święta… Zapamiętałem jedynie piękny zegarek w prezencie i alkohol na stole. A, i księdza celebransa, który „huknął” na mnie za głośne roześmianie się. Potem dość szybki rozbrat z Kościołem i z czasem pławienie się w uciechach życia, a zwłaszcza w alkoholu. Czytaj dalej O pierwszej komunii świętej, wierze, alkoholizmie i grzechu
WIĘŹ fan-tas-tycz-na
Jeżeli ktoś by się mnie pytał (szczerze mówiąc: nikt nie pyta) jaka jest najnowsza WIĘŹ, to w odpowiedzi wyskanduję: FAN-TAS-TYCZ-NA. I nie będzie w tym przypadku akurat żadnej przesady, a jedynie gra słów. Mało co sprawiło mi w ostatnim czasie taką czytelniczą przyjemność co ta część kwartalnika, którą poświęcono problemowi literatury fantastycznej. A skoro temat porusza kwartalnik katolicki to oczywiście musi być to temat fantastyka i wiara.
Ksiądz Stanisław Adamiak w interesującym tekście „Czy chrzcić Marsjan?. Polska fantastyka o Bogu.” Dokonuje przeglądu tych tekstów fantasy, a przede wszystkim science fiction. Zaczyna się od Zajdla – co oczywiste, i – co równie oczywiste – przegląd przechodzi do Dukaja i Huberatha. Ale nie są to jedyni autorzy, zresztą nie wszystkie książki i opowiadania tych wymienionych są wskazane w tym – skrótowym siłą rzeczy – przeglądzie. Nie jest to jednak w moim przekonaniu wada, Adamiak opisuje nie tyle treści polskiej literatury fantastycznej co wskazuje na problem możliwości pisania o Bogu w tym nurcie. I robi to nader udatnie.
Dużą radość sprawił mi też tekst Jerzego Sosnowskiego o „Ubiku” Philipa Dicka. Dick jest – w moich oczach – wybitnym myślicielem, nie tylko pisarzem nurtu fantastycznego, który swoim przemyśleniom nadaje ciekawą formę. Zagadnienie czasu w „Ubiku”, któremu Sosnowski poświęca tak wiele uwagi jest kluczowe, zresztą nie tylko w tej książce. Ale bardzo mi się podoba interpretacja omawianej książki, wedle której ukazane są tym dziele religijne koncepcje i poszukiwania Dicka gdzie istotną rolę odgrywa niemalże manichejska walka dobra ze złem. Warto też, za Sosnowskim przypomnieć, że to dopiero początek religijnych rozważań autora trylogii Valis ukazanych, w jego – szalenie nieortodoksyjnej – prozie. Artykuł w WIĘZI jest zaledwie drobnym przypisem do ogromnej literatury poświęconej Dickowi, ale naprawdę godnym polecenia.
Nikt, kto czytuje moje omówienia WIĘZI nie będzie zdumiony tym, że nie włączę do polecanych tekstów artykułu Sebastiana Dudy „Fantasy – nowa postać gnozy?”. I teraz napiszę po raz pierwszy i ostatni pewne tłumaczenie. Nie chcę w niczym umniejszać znaczenia teologii tego autora, ani tym bardziej poniżać protekcjonalnym zapewnianiem o tym „że i tak cenię jego teologię”. Doktor Duda potrafi bardzo celnie stawiać problemy i poddawać je analizie, dlatego zawsze z uwagą czytam jego teksty (nie tylko w WIĘZI). Moja niezgoda na jego tezy wynika z prostego faktu, że obydwaj stoimy na tak dwóch różnych krańcach spektrum, że trudno nam się porozumieć. I chyba nigdy nie będziemy głosić tych samych poglądów. Tak samo jest z jego tekstem o fantastyce. Jestem gorącym czytelnikiem od niepamiętnych czasów, jako dziecko pochłaniałem Kuczyńskiego, potem przyszły wszelkie możliwe nurty fantastyki: od space opera, po krwawe książki Martina. Duda nurtu fantastycznego nie czytuje (i mam niejakie wrażenie, że nie ceni) ale podjął poważne studia nad literaturą przedmiotu. I na tej podstawie postawił tezę, że literatura fantastyczna interpretowana z punktu widzenia teologii jest nową gnozą. Nie umiem się z tym do końca zgodzić, ale każdy czytelnik może sam ocenić argumentację za tą tezą.
WIĘŹ z wiosny roku Pańskiego 2015 jak zwykle prezentuje swym czytelnikom kilka bloków tematycznych, ci niezainteresowani literaturą spoza głównego nurtu mogą za to zainteresować się pozostałymi. Pierwszym jest zagadnienie uniwersytetów. Kryzys tego wspaniałego tworu europejskiej cywilizacji jest widoczny gołym okiem, a debata na ile przyczyniły się do tego zmiany wprowadzone w ramach systemu bolońskiego oraz reform minister Kudryckiej, jest w Polsce bardzo gorąca. I dobrze, dobrze też, że włączył się w nią także omawiany tutaj kwartalnik. Jacek Hołówka oraz Maria Czerepaniak-Walczak omawiają zmiany jakie w tych instytucjach się dokonały i dokonują. To są osoby mające naprawdę duży dorobek i autorytet, zatem warto wczytać się w ich słowami, nawet jeżeli nie zgadzamy się tymi czy innymi tezami, a może właśnie wtedy gdy się nie zgadzamy. Krytyka systemu grantowego oraz oceny pracy naukowej podnoszona we wskazanych tekstach nie ma na celu ucieczkę w krainę nieodpowiedzialności. Autorzy oceniają praktykę i wskazują jakie złe skutki niesie ona za sobą. Czytając ich artykuły aż ciśnie się na usta biblijne powiedzenie o poznawaniu po owocach.
Ciekawe informacje można natomiast wyciągnąć podczas lektury wywiadu przeprowadzonego z Anną Gizą-Poleszczuk, prorektorem UW ds. rozwoju i polityki finansowej. Jest to rozmowa poruszająca tak wiele tematów i problemów, że nie sposób jej streścić. Jej wartość stanowi przede wszystkim to, że profesor Poleszczuk to praktyk nie tylko zarządzania uczelnią, lecz także uczona wysokiej klasy.
Trzeci blok „Po co wierzącym polityka?” będzie mi bardzo trudno omówić; przyczyna jest banalna – jestem jednym z autorów. Tematyka bloku odnosi się do mocnej tezy postawionej przez Sebastiana Dudę o tym, że na mapie nie ma Bożego Królestwa. Jak bardzo łatwo przewidzieć niżej podpisany absolutnie się z tym nie zgadza. Budowa Christianitas – chrześcijańskiej ojkumene – jest ciekawą ideą i godną podjęcia nie tylko z przyczyn moralnych ale także intelektualnych. Jednakże nie będę podejmował kolejne polemiki – chciałbym jedynie odnotować, że zasadnicza myślą autora jest swoista apolityczność chrześcijaństwa. Zarówno lewica , jak i prawica jeżeli są pobożne to budują Christianitas, a przecież nie na tym polega sprawa. W gruncie rzeczy na koniec tekstu wzywa do budowy chrześcijaństwa asystemowego.
Kolejne trzy teksty: Marka Rymszy, Kamila Lipińskiego oraz niżej podpisanego prezentują jednak odmienną wizję. Chrześcijaństwo raczej nie powinno być apolitycznym pięknoduchostwem. Istnieją obowiązki moralne i społeczne, a uczniowie Zbawiciela mają obowiązek być solą i światłem świata. Nie wolno nam go zostawić. Tę mocną tezę Rymszy uzupełniają dwaj kolejni autorzy, piszący właściwie z przeciwstawnych pozycji światopoglądowych. Nie ukrywam, że chętnie podyskutowałbym z Lipińskim na temat wspólnot opartych na chrześcijańskich zasadach.
Poza blokami jest jeszcze szereg artykułów, które na swój roboczy użytek określam mianem „pojedynczych”. W niczym jednak nie umniejsza to ich wartości. Moją szczególna uwagę zwróciła „Nie-Dobra Nowina”Małgorzaty Wałejko. Nie sposób się z nią nie zgodzić, że obraz Boga kreowany w wielu kazaniach jest dosyć niepokojący. Niekoniecznie odczuwam te same potrzeby emocjonalnej wspólnoty (jakże charakterystyczne dla środowisk dominikańskich i wokół-dominikańskich) ale jedna rzecz jest niewątpliwym faktem: bardzo często w praktyce duszpasterskiej zbawienie prezentowane jest jako nie-potępienie. Autorka w bardzo ciekawy sposób prezentuje możliwości duszpasterskie, jakie są dosyć skutecznie pomijane przez księży, a nieco „poprawiłyby” opinię wiernych o Panu Bogu. Artykuł polecam szczególnie księżom. A mogę ze swojej stronu jedynie dorzucić, że mam więcej szczęścia do kaznodziejów.
Ksiądz Grzegorz Strzelczyk prezentuje ciekawe rozważania „Po co zbawienie Po co Kościół?” – tekst doskonale koresponduje z krytycznymi uwagami Wałejko i jest zarazem przykładem, że można inaczej, że to „inaczej” jednak w polskim Kościele się dzieje.
To nie wszystko, ale naprawdę nie mogę w (wyznaczonym przez siebie samego) limicie znaków napisać więcej. Lektura ciekawa… i częściowo fantastyczna. Polecam czerwoną, czyli wiosenną WIĘŹ.
Klisze (nie tylko celuloidowe) górą!
Osoby uważające się (a przede wszystkim chcące uchodzić) za koneserów kina lubią wybrzydzać. Że film jest banalny, że łatwo przewidzieć zakończenie, że wreszcie chcieliby większej głębi i większej komplikacji. Kłopot w tym, że tak naprawdę zdecydowana większość filmów opiera się na pewnych schematach konstrukcji fabuły. I na dobrą sprawę owe schematy można by policzyć na palcach obu rąk. Dobry scenarzysta wypełnia je na nowo treścią, a ludzie z dużą przyjemnością oglądają. Bowiem film w swej najbardziej podstawowej warstwie jest tylko (aż) historią opowiedzianą swym widzom. Im sprawniej skomponowana jest fabuła, tym lepszy.
Tak samo jest z filmem „Bóg nie umarł”, nigdy byśmy nie byli zainteresowani dosyć banalną historyjką o sporze wykładowy ze studentem, gdyby scenarzysta nie nadał jej epickiego charakteru, zmuszając bohatera nie tylko do heroicznych wyborów (zwróćcie uwagę, że widz nie zauważa banalności zerwania dziewczyny i chłopaka – w gruncie rzeczy wydarzenia dosyć powszechnego wśród dziewiętnastolatków) ale także stoczyć bój z o wiele mocniejszym przeciwnikiem. Od czasu historii Dawida i Goliata doskonale wiemy, że takie zwycięstwo jest tysiąckroć razy lepsze.
Autor scenariusza jest naprawdę zręcznym rzemieślnikiem który wykorzystuje naszą sympatię do klisz pojęciowych i łączy je w bardzo umiejętny sposób. Czym jest finałowy koncert jak nie odwołaniem się do niebiańskiej radości. Wszyscy, zarówno chrześcijanin, ateista czy muzułmanka dojdą tam dzięki wierze, starej i utrwalonej, lub świeżej i jeszcze nie pewnej. Nawet ten co nie doszedł, w gruncie rzeczy osiągnął spokój.
Dystrybutor filmu zachęca widzów do wykupienia biletów dosyć prostym opisem akcji:
Josh (Shane Harper) rozpoczyna studia na jednej z amerykańskich uczelni. W pierwszym semestrze trafia na zajęcia z filozofii prowadzone przez fanatycznego ateistę profesora Radissona ( Sorbo). Wykładowca już na pierwszych zajęciach każe studentom napisać na kartce słynne zdanie Friedricha Nietzschego: „Bóg umarł”, i złożyć pod nim podpis. Ci, którzy tego nie zrobią mogą zrezygnować z zajęć lub… udowodnić, że Nietzsche się mylił. Z całej grupy pierwszorocznych studentów wyzwanie podejmuje tylko Josh. Ma czas do końca semestru, by przekonać słynnego wykładowcę i resztę studentów, że Bóg jednak istnieje. Rozpoczyna się pasjonujący spór, który elektryzuje całą uczelnianą społeczność i sprawia, że odmienia się życie wielu osób.
I w rzeczy samej zasadniczym wątkiem jest próba sił (intelektualnych i emocjonalnych) pomiędzy młodym Joshem, a demonicznym profesorem Radissonem, Ale tak naprawdę celem wszystkich wątków jest przesłanie „Bóg nie umarł”, które nie tylko łączy wszystkie osoby pojawiające się w filmie. Jest ono wysyłane na cały świat, także dosłownie poprzez milion smsów, które piszą na wezwanie Williego Robertsona z Dysnatii Kaczorów widzowie owego finałowego koncertu.
Zatem nie przejmujemy się schematami fabuły i odwołaniem się do najprostszych pomysłów. Nie dziwmy się, że wybitny umysł profesora wpadł w banalną pułapkę zastawioną przez studenta. Wreszcie nie dziwmy się, że widzimy na ekranie cuda i nawrócenia. To wszystko ma jeden cel – mamy razem z tłumami w finałowej scenie wysłać światu radosne wyzwanie.
Bóg nie umarł – Bo On jest Bogiem z nami. I tak naprawdę tylko o to w tym filmie chodzi.
„Bóg nie umarł”, reż: Harold Cronk, dystr: Rafael Films/Monilith Films
Wiara, debata i poszerzanie języka
Wśród zadań, jakie przed nami postawił Nauczyciel, są dwa, które w gruncie rzeczy wydają się niewykonalne: nakaz nieustannej modlitwy oraz głoszenie Dobrej Nowiny na całym świecie. Nie czas i nie miejsce pisać teraz o nieustannej modlitwie, ale chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że właśnie wydana przez Wydawnictwo WAM książka „Wiara rodzi się w dialogu” księdza Wacława Hryniewicza OMI jest odpowiedzią na ten drugi obowiązek chrześcijan. Czytaj dalej Wiara, debata i poszerzanie języka
Dramat dziejów świata: o ludzkim grzechu, odpowiedzialności i wyzwaniu święta Paschy
Mówienie dzisiaj o grzechu, grzeszności i winie spotyka się często z niedowierzającym ruchem głowy i ramion. Znak wyzwolenia? A jednak jest to twarda i rzucająca się w oczy rzeczywistość, hard core naszych ludzkich dziejów. Bez tej świadomości tracimy poczucie odpowiedzialności oraz zdolność odróżnienia dobra od zła, „swej prawej ręki od lewej” (Księga Jonasza 4,11). Konsekwencje są zazwyczaj tragiczne. Tradycja chrześcijańska zna jednak mniej dramatyczne wizje ludzkiej grzeszności.
Czytaj dalej Dramat dziejów świata: o ludzkim grzechu, odpowiedzialności i wyzwaniu święta Paschy
Teologia pneumatyczna kardynała Waltera Kaspera
Na naszym świecie istnieje bowiem nie tylko bezlitosna sprawiedliwość, ale i bezlitosna doczesność. Przejawia się ona w ufności pokładanej jedynie w szczęściu czysto doczesnym. Polega na pragnieniu doskonałego szczęścia już tu i teraz we wszystkim. Czytaj dalej Teologia pneumatyczna kardynała Waltera Kaspera